Domek

Forumowa Mafia

60875 postów w tym temacie

Lifar nie cierpial tego miejsca. Nie byl tu zbyt dlugo, ale juz mu sie tu nie podobalo. Oboz... sam potrafil sobie zapewnic lepsza rozrywke. Ale na pewno bylo to lepsze, niz to, co czekaloby go, gdyby nie zgodzil sie tutaj przyjechac. A raczej "zgodzil", bo zbyt duzego wyboru przeciez nie mial, bo co to za wybor miedzy nedznym obozem posrodku jakichs Pieprzy, a...
Z rozmyslan wyrwal Lifara krzyk jakiegos czlowieczka, ktory najwyrazniej mial tutaj "dowodzic".
- ... 3 i 13 - trzeci... - wylapal z potoku wyrazow ktory wydobyl sie z ust kogos, kto pewnie sam obwolal sie "majorem".
Na szczescie nie musial niczym sie zajmowac, 3 wykonala cala prace za niego, choc to co powstalo, na pewno nie bylo namiotem.

- Dobra robota - powiedzial Lifar mijajac Shudo. Nie mial zamiaru wdawac sie w glebsza konwersacje, bo tak naprawde nie obchodzilo go to, jak wlasciwie ten domek powstal. Ani skad wzial sie buldozer. Ani skad wycial drewno...

Minawszy Shudo, Lifar podszedl do listy uczestnikow obozu, wywieszonej na jednym z drzew.
- Hmm... Ósemka nie dotarla... - powiedzial spokojnie wyjmujac noz, ktory przezornie zabral ze soba. - Czyli jego mam juz z glowy... - powiedzial wykreslajac nozem "ósemke", po czym skierowal sie w poszukiwaniu jakiejs polanki, na ktorej moglby sobie pocwiczyc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Seba wstał po nie do końca przespanej nocy. Nie dość, że sam musiał rozstawiać namiot bo jego dwóch partnerów gdzieś wsiąkło to jeszcze jakiś typ jeździł buldożerem, a kiedy cofał to było tylko słychać te wkurzające "PIIIIIII, PIIIII, PIIIII" no do głowy można dostać! Procedura wychodzenia z namiotu została rozpoczęta...:

- Co to kur** ma być?! - wykrzyczał zdziwiony Seba. Pozostali obozowicze mogli zaobserwować dość niecodzienną sytuację. Anatomia człowieka niezbyt umożliwia tak duże rozciągnięcie ludzkiej szczęki w dół.

Widok był naprawdę imponujący... Ktoś zawołał:

- Wszystko w porządku z Twoją szczęką?
- Yyy... No... Eee... Zdaje się, że tak... Shudo rozumiem, że to Twoja robota? Naprawdę musiało Ci się nudzić...

W tym momencie rozległy się słowa lekko przerażonego i zdenerwowanego sytuacją Vitoslavusa:

- Hej, Shudo, czy jak Ci tam, to jest park narodowy. Takie jeżdżenie sobie buldożere... A skąd żeś wziął drewno? To jest park narodowy!
- Ja w to nawet nie chcę wnikać - odpowiedział Seba - swoją drogą... Można by pewne patenty wykorzystać... Osobiście jednak, chętnie pogram w bilarda jeśli Shudo pozwoli. Jakoś on przypadł mi bardziej do gustu niż ten cały major.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Kiedy Shudo tak radośnie jeździł swoim buldożerem po lesie, postanowił rozejrzeć się za innymi dzikimi zwierzętami, które mogłyby napędzać jego pojazd. Zjechał kawałek w dół, wiedziony odgłosami fauny. Pierwszą przeszkodą, jaką napotkał, były grube, wijące się kilometrami korzenie. Od maszyny widowiskowo odpadło podwozie, robiąc przy tym wielki huk. Zwierzyna musiała najwyraźniej usłyszeć tego rzęcha, gdyż po chwili atakowały już uzbrojonego tylko (lub aż) w podręczny scyzoryk Shuda. Bronił się dzielnie - wyrżnął chyba z tuzin niedźwiedzi, jednak w końcu jeden z nich rzucił się na niego i brutalnie oderwał mu szczękami rękę. Lewy kikut atakowanego obozowicza krwawił niemiłosiernie, jednak dzięki znajomości tajników kung fu zdołał obronić się przed agresywnymi napastnikami. Wdrapał się przy pomocy scyzoryka na drzewo. Tam też oczekiwał na pomoc, wołając resztę uczestników obozu. Wkurzona fauna wraz ze zniewolonymi królikami po jakimś czasie oddaliła się, wracając do swoich prozaicznych czynności. Gdy Shudo myślał, że jest już bezpieczny i próbował zejść, zakładając po drodze na kikuta szwy, dostrzegł w oddali grupę rozwścieczonych członków organizacji Greenpeace, żądnych krwi - niczym zombie...

Wtedy Shudo obudził się, cały zalany potem. Okazało się, że cała ta niezwykle realistyczna historia to był tylko koszmar. Z jednym drobnym szczegółem. Podczas snu ów jegomość tak zażarcie "walczył" z niezadowolonymi jego zachowaniem niedźwiedziami, że odciął sobie lewą rękę i rzeczywiście pozostał po niej tylko kikut, który był o dziwo zszyty, a po krwi nie było śladu...

[Oczywiście prowizoryczny domek masz, ale lewa ręka przepadła :P]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Po wybudowaniu basenu Shudo odstawił buldożera w okolicach hacjendy. I postanowił odpocząć grając w bilarda w domku. Kiedy grał partyjkę z Sebą usłyszał tylko jak major majaczył coś sobie przez sen „niedźwiedzie, niedźwiedzie, odgryźć rękę, przyszyć rękę”. Spojrzał na Sebe i zapytał
- Nie wiesz co on palił lub pił.
- Nie wiem – odparł Seba – ale filmy ma niezłe. Załamał się utratą pozycji lidera. Przejdzie mu z czasem.

***
Nie odświeżyłem i dopisku Twojego nie widziałem. Później się do niego ustosunkuje :) Pozdro

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach


Andrzej Budweisser zwany Budem siedział ponury przed swoim namiotem. Decyzji o wyjeździe na obóz żałował już po rezerwacji biletów, ale teraz było jeszcze gorzej. Nie bardzo wiedział co podkusiło go, aby pojechać na obóz przetrwania. Sama idea była fajna, ale z tym konkretnym obozem coś było nie tak. I nie chodziło tylko o ich dziwnego opiekuna-majora, grubego karła biegającego po obozowisku, ani kolesia jeżdżącego buldożerem. "ehh, przynajmniej ludzie z mojego namiotu wydają się w miarę normalni".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Major zawołał obozowiczów. Stał na przy zgliszczach wczorajszego ogniska, przy którym sam postanowił się w nocy zdrzemnąć. Gdy wszyscy stawili się na miejscu, wyczytał listę obecności, spojrzał ze zdziwieniem na Shudo, po czym zaczął ględzić o jakichś ćwiczeniach. Bieg na przełaj? Po bagnach? Tak to chyba brzmiało. Spotkawszy się z gromkim sprzeciwem ze strony uczestników biwaku, zrezygnowany zaproponował grę w piłkę nożną, a wieczorem, o 19:00 konkurs karaoke przy ognisku i sporej ilości alkoholu. Kiedy zorganizował już na niewielkiej polanie nieopodal miejsca namiotowego prowizoryczne boisko i oddał do dyspozycji nowiutką piłkę, udał się na zasłużony odpoczynek. Po drodze spostrzegł jakiś dom...
- Dom w środku parku narodowego? - zastanowił się Grigorij, po czym podszedł doń.
Jeszcze chwilę pochodził wokół niego. Policzywszy liczbę namiotów doszedł do wniosku, że jakiś niegrzeczny wygodniś postanowił wybudować sobie w środku dziczy willę. I to był osobnik z drużyny, której przewodził.
- Cholera, tak nie może być! - krzyknął z przekąsem, po czym wszedł po drewnianych schodkach i zadomowił się w środku. Znalazł nawet lodówkę. Otworzywszy ją, jego oczom ukazał się... Boski siarkofrut marki Sen Traktorzysty! Usiadł z butelką na kanapie i przez najbliższy czas delektował się smakiem napoju...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- W koncu.. Udalo mi sie znalezc kawalek wolnej przestrzeni, gdzie nie ma nikogo z tej bandy przyglupow, ani tego pajaca myslacego ze jest majorem.
Lifar rozejrzal sie po polance szukajac miejsca, ktore nadawaloby sie na miejsce do cwiczen - coz, w zasadzie cala polanka wygladaa dla niego tak samo, dlatego zdecydowal, ze najlepiej bedzie jak zostanie dokladnie tu, gdzie znajduje sie teraz.

- Czas wziac sie do roboty - powiedzial i zaczal wykonywac stala porcje cwiczen - Oboz, raz - zacal jeszcze mowic, jednoczesnie odliczajac liczbe powtorzen - nie oboz, dwa, forme, trzy, trzeba, cztery, trzymac, piec...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Kalenos poszedł sobie połowić ryby, a jako że nie miał wędki to wziął jakiś ostry kij i poszedł nad jeziorko. Kiedy wracał ze swoim połowem wstąpił do domu Shuda, by dać mu parę świerzo złowionych rybek. Przy wręczaniu ryb zauważył, że Shudo nie ma jednej ręki.
- Co się stało z twoją ręką ? - zapytał Kalenos.
Kiedy usłyszał, co mu się stało to wrócił do namiotu, wyjął "Poradnik Starego Rybaka" i zaczął czytać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

ariwederczi ze wstydem przypatrywał się namiotowi nr 1, który postawił Kalenos z matizem.
- Bardzo Was przepraszam, że nie pomogłem Wam postawić namiotu, ale tuż przed wyjazdem dopadła mnie sycylijska odmiana grypy. Źle czułem się nawet jeszcze dzisiaj rano, ale dość silne antybiotyki, które biorę, chyba w końcu zaczęły działać. Czuję, że powoli wracam do formy. Mam nadzieję, że będę mógł jakoś wynagrodzić Wam mój wcześniejszy brak aktywności. Macie jakieś propozycje?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Matizowi dzień mijał w miarę spokojnie. Wszystko dzięki temu, że mógł sobie naładować ukochane PSP, więc na nudę na pewno nie mógł narzekać. "No, ten Shudo jednak zna się na tym, jak przetrwać w takim miejscu. W końcu udało mu się wykombinować prąd, a to naprawdę niezłe osiągnięcie. Szkoda tylko, że stracił rękę". Matiz spojrzał na swego towarzysza ze współczuciem i powiedział do niego:
- Nie martw się. Moją dziewczynę potracił walec drogowy, przez co straciła obie nogi, ale jakoś sobie radzi w życiu. Pamiętaj, zawsze może być gorzej. Chcesz pograć na moim PSP? - zapytał Janusz, po czym uderzył się otwartą dłonią w czoło. - Ups, zapomniałem, że z jedną ręką raczej sobie nie pograsz... Przepraszam. Hm, to może pogramy w bilarda? Kurde, to też nie ma sensu... Wiesz co, to ja może sobie pójdę już do swojego namiotu. Baw się dobrze.

Taaak, kontakty międzyludzkie zdecydowanie nie należą do rzeczy, które Matizowi dobrze w życiu wychodzą. W drodze do swego namiotu Janusz ujrzał wreszcie "brakującego" współlokatora.
- Cześć, jestem Janusz Matiz - rzekł do niego. - Jak chcesz, to możemy iść pograć w bilarda. Albo w karty, mam nawet przy sobie talię. Proponuję pokera, ale nie rozbieranego, hehehe. - Matiz po raz kolejny podczas tego obozu był dumny ze swego wyszukanego poczucia humoru.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Lampmeister usiadł na pieńku i zaczął strugać drewniane paliki, których mógłby użyć później. Doświadczenie nauczyło go wielu rzeczy - że koktajlowe pomidorki to największy wróg czystego ubrania i trzeba jeść je z rozwagą (całe, nie częściami!), oraz właśnie tego, że drewniane, zaostrzone paliki przydają się do wszystkiego.

Vlad Palownik z pewnością przyznałby mu rację.

Nieważne zresztą.

- Panowie, jednej rzeczy nie ogarniam. Co to murwa kać ma być? Obóz przetrwania, czy Waldorf Astoria? - spojrzał na domek, na stół bilardowy cieszący się wielką popularnością, na PSP, na miliono-funkcyjne noże Shuda i Beera Grillsa. - Eh, spodziewałem się przygody...survivalu... a tutaj, uhh. - spuścił smutno wzrok. Zdjął bandankę i zaczął miętosić ją w dłoniach. - Da mi ktoś piwo na pocieszenie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Jeśli nie mogłeś nam pomóc przez chorobę to tobie wybaczam - powiedział Kalenos.
- Matiz ma dobry pomysł pograjmy w trójkę w pokera przy kieliszku piwa, albo możemy pójść na ryby - zaproponowal Kalenos.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Spider wstał. Cieszył się jak dziecko że ani Lampmeister ani Budweisser nie chrapali zbyt mocno. Mógł się więc niby teoretycznie wyspać. Niestety zasnął bardzo późno, gdyż ktoś albo prowadził wyrąb lasu albo budował autostradę przy ich obozie bo hałas był straszny. Od czego jednak są stopery. Założył swój drelich woodland, buty panama i plecak alice. Wysmarował twarz w barwy ochronne, i zaczął ostrzyć bagnet. Manierka była pełna, płyn na komary pod ręką i żelazna racja żywności. Jestem gotowy na zabawę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 27.06.2010 o 16:48, Kalenos napisał:

- Matiz ma dobry pomysł pograjmy w trójkę w pokera przy kieliszku piwa, albo możemy pójść
na ryby - zaproponowal Kalenos.

- Khem, nie żebym się czepiał, ale piwa się raczej w kieliszkach nie pije... Poza tym chyba nie lubię alkoholu. Wstyd się przyznać, ale jeszcze nigdy nie piłem piwa, wódki, ani czegokolwiek innego "w tym stylu". Mamusia mi nie pozwalała. Poza tym ryby są nudne, wolę pokera. Kiedyś na wp.pl wygrałem dwa miliony wirtualnych złotych, więc chyba jestem w tym dobry, hehe.
Matiz wyjął z kieszeni talię kart i zaczął powoli je tasować.
- Ktoś jeszcze chce pograć?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach


Budweisser ze smutkiem stwierdził, że musi zrewidować swoje poglądy na temat kumpli z namiotu. Nie gadali wiele do tej pory, więc wydawali się normalni. Teraz jednak jeden z nich z filozoficzną miną strugał jakieś kołki z osiki i leszczyny i dokładnie układał na kupki, a drugi wczołgał się do namiotu, po czym po godzinie wyszedł ubrany jak komandos gotowy do zrzutu za linie wroga. Bud pokręcił głową i stwierdził, że sam musi się ciekawie prezentować w letnich ciuchach z książką i kijem, którym regularnie wykreślał z nudów jakieś wzorki w piasku. No nic. bez gadania człowiek w końcu zdechnie. Bud wstał i podszedł do Lampmeistera.
- Ee panie po co panu te kołki?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Powiedziałem w kieliszkach ? Chodziło mi o kufel...
A może Lampmeister się do nas dołączy, dam do gry kufel dobrego piwa.
Potem Kalenos wyciągnął swoje ciasteczka i poczęstował nimi Matiza i ariwedercziego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Eh, spodziewałem się przygody...survivalu... a tutaj, uhh. - doszlo do uszu Lifara, gdy wracal na glowne obozowisko po zakonczonych cwiczeniach - Da mi ktoś piwo na pocieszenie?

- Hehehe - usmiechnal sie Lifar - Surwiwalowiec sie znalazl, gotowy nawalic sie piwem, bo jedna rzecz mu nie pasuje. Prawdziwy z Ciebie Rambo bambo, dude.

Lifar minal Robinsona Cruzoe i usiadl pod zbudowanym przez Shudo domem, opierajac sie plecami o sciane. Wyjal z plecaka ksiazke, ktora wzial ze soba i zaczal czytac, po cichu, majac nadzieje, ze nikt nie bedzie mu przeszkadzal.

"Kto tam grzmi konno po skalistej drodze?
Wygięty naprzód, na wiatr puścił wodze,
Kopyt tętenty jak grzmoty po grzmotach
Wciąż budzą echa drzemiące po grotach."

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Spider zaczął biegać wokół obozu z całym oporządzeniem krzycząc z całych sił pieśń marszową.

Dnia 25 Czerwca roku pamiętnego 2010;

Zostałem wcielony do obozu Survivalowego;

Gdy się o tym moja Agnieszka dowiedziała;

To ze łzami w oczach ślicznie mnie żegnała;

Nie zdążyłem sobie dobrze z nią pogadać;

A tu konduktor krzyczy, Olsztyn Wysiadać!

Wyszedłem z peronu, doszedłem do bramy;

Oficer się cieszy, Nareszcie Cię mamy!

Na dworzec mnie odwiozła;

I buziaka mi dała;

Gorące ciało miała jak mnie pożegnała;


Dobra jest dziewczyna, dobre jest żarcie;

Lecz przej%$^bane jest stanie na warcie;

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Może być poker, może być piwo... Co prawda, takie spędzanie czasu mało ma wspólnego z survivalem, ale mówi się trudno... Mam nadzieję, że gdy się już wszyscy zintegrujemy, wówczas skupimy się na prawdziwym celu naszego obozu. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Beer Grills w połowie strugania trampoliny zrezygnował. Głównie dlatego, ze Shudowi będzie się trudno pływać z jedną ręką... albo bez jednej. Wprawdzie zawsze to fajnie wskoczyć "na blachę" do wody z trampoliny, a potem podziwiać siny odcień skóry na brzuchu i łapczywie chwytać powietrze, ale... są lepsze zajęcia.
- Panowie - rzekł do kolegów z namiotu - skoro to, jak stoi w regulaminie, szkoła przetrwania, to może sprawdzimy czy przetrwa ta oto butelka bimbru własnoręcznie przeze mnie pędzonego? Oczywiście bez ochlejstwa. Będziemy pili kulturalnie, z gwinta. I tylko tę jedną butelkę. I tak się tu, póki co, nudzimy jak mopsy... poza Shudem, który miewa dziwaczne sny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się