Zaloguj się, aby obserwować  
Skazeusz

Gothic 2 - forumowa gra RPG

3525 postów w tym temacie

[Ach, ależ ze mnie cham... jak zwykle zapomniałem przywitać nowych graczy. A więc witam, mam nadzieję że będziecie się tak dobrze bawić przy grze, jak reszta dotychczasowych uczestników. Piszcie w miarę często, bo te leniuchy już wymiękają... o mnie już nie wspominając :) ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Czarno szara, zimna skała była podporą dla kolan Taala. Klęczał on na niej po spotkaniu jego ręki z czarnym kamieniem. Powoli otworzył oczy, a następnie wstał. jego oczom ukazał się niesamowity widok. Otóż stał na wiszącej w powietrzu skale, jak gdyby siłą wyrwanej z planety. Kamień w kształcie wiszącego w szpicem w dół ostrosłupa unosił się wokół innych jemu podobnych. Kilka z nich łączyło się tworząc ścieżkę. Nagle w uszach myśliwego rozległ się głos.
-Mez''ahnam- planeta będąca niegdyś areną walk bogów, ludzi i czempionów. Zapomniana przez Bóstwa rozpadła się tworząc to co tutaj widzisz. Niegdyś bogata w rośliny i zwierzęta, pełna ludzi. Zamieszkiwali ją także czempioni czyli ci, których bogowie obdarzyli cząstką mocy. Ci właśnie czempioni zwani w rodzimym języku tej planety "Raz''kazlad" przyczynili się do rozpadu planety. Jednak gdy Innos i Beliar obdarowywali coraz to większą ilość ludzi boską mocą, sami tracili ją. W końcu nie mogli panować nad czempionami, którzy wywołali wojnę tak straszliwą, że energia wyzwolona przez wszystkie zmarłe istoty rozerwała planetę na kawałki. Śmierć czempionów sprawiła, że Bogowie odzyskali swą moc, jednak zostawili szczątki Mez''ahnam i stworzyli nowy Świat, ten właśnie, z którego pochodzisz. Ty i inni godni mej uwagi nowicjusze, niestojący po żadnej stronie konfliktu możecie otrzymać skarb. Skarb ten pozwoli wam poznać nowe sposoby walki, by zapobiec tragedii.
-Kim jesteś?-zapytał Taal oszołomiony sytuacją.
-Jam jest Arodals mistrz czakry, czempion Adanosa i arcydruid cienia.
-Czego ode mnie chcesz?
-Idź w tę stronę, w którą najtrudniej będzie Ci iść.
-Ale....
W tym momencie głos w uszach umilkł. Taal rozejrzał się po ruinach planety. Nigdzie nie było żadnych punktów orientacyjnych. Po chwili zobaczył że nad jedną z "dróg" wisi czarna chmura.
- No cóz jak mus to mus-powiedział myśliwy-jakoś się stąd muszę wydostać.
Powoli poszedł w stronę chmury. Nagle jeden po drugim wiszące kamienie zaczęły spadać w nicość. Taal spostrzegł to i zaczął szybko biec w stronę chmury. Im bliżej był chmury tym zimniejsze stawało się powietrze. Po kilku chwilach niezmordowanego biegu przed Taalem poczęły lądować ostre jak sztylet lodowe sople. Unikanie ich sprawiło, że myśliwy musiał jeszcze przyśpieszyć biegu. Pot spływał na oczy myśliwego co jeszcze bardziej utrudniało bieg. Jadnak gdy Taal myślał, że to już koniec, że zaraz umrze, burza ucichła, a skały przestały opadać. Wolnym krokiem myśliwy zaczął zbliżać się do świecącej jasny, szarym światłem kopuły. W oddali zobaczył, że dochodzi do niej jeszcze kilka innych wiszących "dróg". Nad wejściem do jaskini widniał znak potężnego stwora z czterema kończynami i rogiem na czole.
-Piękne miejsce nie ma co....
Gdy był, już blisko wejścia zobaczył, że po innych mostach także idą jacyś ludzie. Wszedł do jaskini, a na podłodze zobaczył kufer. Otworzył go i ujrzał w nim kilka książek, srebrną bransoletę długości przedramienia i rapier z bogatą gardą. Taal włożył miecz do pochwy, księgi do torby, a na koniec włożył bransoletę. Gdy włożył ją zmaterializował sie w niej czarny kamień. Po chwili szare światło znów oślepiło Taala. Otworzył oczy, znów był w ruinach karmy leżąc na piasku. Spojrzał na ramię. Bransoleta dalej na nim była. Zresztą tak samo jak rapier w pochwie i księgi w torbie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Z chwilą, gdy ostatni asasyn padł na ziemię, a reszta rozpierzchła się po krzakach, walka dobiegła końca. Bumber rozejrzał się uważnie po polu bitwy. Tu i ówdzie leżały ciała zabójców rozpłatane na pół lub pozbawione różnych kończyn. Mimo, że kasta asasynów szczyci się mianem najdoskonalszych wojowników Varantu, nie zdołali oni pokonać grupki wojowników i dwóch magów. Właśnie, magów... O ile Liqid wyszedł z batalii zwycięsko i bez większego szwanku, o tyle Camra nie wytrzymał i poległ. Bumber miał sobie za złe, iż nie zdołał ochronić maga przed śmiercią. Pomimo tego, że nie znał go zbyt dobrze, był pewien jego umiejętności. A tak... kolejny sługa Innosa zginął w walce z pomiotami zła.
Za to pojawili się nowi – łucznik Dhorgin, wciąż nieprzytomny, najemnik o imieniu Deih i stary wiarus Lukmistrz. Cała trójka może być bardzo pomocna na dalszym etapie wędrówki, o ile wpierw dowiedzie swojej wartości. Co do Lukmistrza, Bumber mógł być pewien, że nie zawiedzie. Po stronie Deiha stał mocny argument – w końcu przyprowadził go Lukmistrz. Jednak o Dhorginie paladyn nie wiedział praktycznie nic prócz tego, że stoi po jego stronie. Ognisko roztaczało wokół siebie wspaniałą łunę. Choć swąd palonych zwłok nie przedstawiał się zbyt zachęcająco, Bumber zbliżył się do ognia, chcąc zaczerpnąć odeń siły. Delikatnie przyłożył swe ręce do tańczących płomieni. Poczuł, jak ciepło rozchodzi się po całym ciele, jak wchodzi do każdego zakamarka. Chwila obcowania z energią nastroiła paladyna bardziej optymistycznie. Czuł, jak wraca do swej normalnej postaci, jak dwa miecze w pochwach łączą się w jeden, jak włosy tracą swój ognisty blask. Ogień huczał złowrogo, ukazując bezsens ludzkiego istnienia – każdy skończy kiedyś jak ci wojownicy, niezależnie od roli, jaką pełni w tym boskim przedstawieniu...
Bumber nie był pewien, co teraz począć. Od dłuższego czasu nie mieli wiadomości ze świata wewnętrznego. Nie wiedzieli gdzie skrywa się tajemniczy Sarek, ani tego co chowa w sobie zrujnowana Karma. Nie wiedzieli nic, prócz tego, że odnieśli zwycięstwo.

- Zaprawdę powiadam ci, mój wierny sługo, nigdy cię nie opuszczę i nie zostawię na pastwę złego losu... Niedługo znów dosięgnie cię ma dłoń ognista, w postaci posłańca złocistego. Sprawi ci to wiele bólu, jednak dobrze wiesz, że prawda drogo kosztuje...

Bumber ocknął się w chwili, gdy prawie cały wszedł w ogień. Jego złota zbroja zaświeciła się czerwonymi runami, włosy przybrały niemal biały kolor. Ręce drżały od gorąca, jednak paladyn nie odczuwał ani krzty bólu. Ogień nie parzył jego ciała, wręcz przeciwnie – dawał mu moc. Z ciał asasynów nie pozostało już nic więcej, prócz prochu i szczątek orientalnych pancerzy, jakie ci nosili za swego życia. Wybraniec odwrócił głowę. Pogrzeb Camry dobiegł już końca, grupka jego przyjaciół stała w ciszy nad mogiłą zmarłego towarzysza. Paladyn spokojnym krokiem skierował się ku nim, gdy w pewnym momencie usłyszał cichy szmer w krzakach.
- Bumber? Marszałek Bumber? Ja jestem Boskii – odezwała się postać, wyłaniająca się z ciemnego lasu.
- Zgadza się. O co chodzi? – Bumber świdrował wzrokiem Boskiiego, próbując skojarzyć sobie jego twarz.
- Przybywam ze stolicy. Wysłano mnie z zadaniem odszukania waszej drużyny oraz przekazania informacji marszałkowi.
- Mów więc. – Bumber w duchu dziękował Innosowi za spełnienie jego słów, jednak nie spodziewał się dobrych wieści.
- Niestety zaraza, która zdawała się nie być już zagrożeniem dla mieszkańców Myrtany powróciła i stała się jeszcze groźniejsza niż wcześniej. Pierwsi zarażeni umierali, jednak następni zdawali się tracić świadomość i kontrolę nad swymi czynami. Stawali się coraz bardziej agresywni, a swym wyglądem przypominali nieumarłych. Nikomu nie udało się ustalić co było powodem tej nagłej epidemii. W trosce o bezpieczeństwo stolicy i jej mieszkańców przybyłem aby prosić was o pomoc.
- Dziękuję ci za te wieści, paladynie – odparł spokojnym tonem Bumber. – Niech Innos wynagrodzi ci twe trudy... Jak nas tu znalazłeś?
- Nie tak łatwo przeoczyć taką łunę w samym środku nocy – odpowiedział szybko Boskii, wskazując palcem na dogasające ognisko.
- Racja... Jesteśmy więc w złej sytuacji.... Obawiam się, że nie zdołamy ocalić naszego świata, jeśli nie powstrzymamy epidemii. Teraz wiemy już przynajmniej w jaki sposób Beliar chce przywrócić odwieczną równowagę.
Bumber zamyślił się chwilę, badając wzrokiem ruiny Karmy.
- Spocznij, paladynie, możesz chwilę odetchnąć – Bumber zwrócił się do Boskiiego żołnierskim tonem. – Uważam – powiedział już głośniej do wszystkich zgromadzonych - iż ktoś z nas powinien udać się do stolicy i choć trochę opanować tamtejsze wydarzenia... Ktoś doświadczony i odważny, ktoś...
Paladyn przeleciał wzrokiem po swych towarzyszy, szukając wśród nich odpowiedniego kandydata.
- Ty, Cossack. Ty się nadasz.
- Ale co ja miałbym niby robić?
- Udasz się z poselstwem do Vengradu. Zdasz raport aktualnie sprawującemu tam władzę, zobaczysz, czy da się w jakiś sposób opanować epidemię. Wrócisz do nas w odpowiednim momencie, gdy sprawa trochę przycichnie. My w tym czasie będziemy kontynuować poszukiwania Sareka... Co ty na to, Liqidzie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dhorgin wstał po chwili, gdy Liqid odszedł już od niego. Odczuwał już tylko lekkie bóle, mógł chodzić, nawet biegać jeśli by się uparł. Rozejrzał się dookoła, walka dobiegała już końca, można nawet powiedzieć, że się skończyła. Łucznik podniósł swój łuk i przeszedł się po pobojowisku. „Martwym ciałom strzały nie będą już potrzebne” pomyślał, po czym uzupełnił swoje zapasy. „Muszę znaleźć kogoś, kto tu dowodzi, bez tego nie przyłączę się do tej kompanii”. Dhorgin zaczepił przechodzącego obok paladyna.
-Przepraszam, możesz mi wskazać kogoś, z kim mógłbym porozmawiać w sprawie dołaczenia się do was?
-Widzisz tego paladyna, który tam stoi? – powiedział wskazując na barczystego człowieka, w którego wyglądzie było coś intrygującego, coś boskiego – to jest marszałek Bumber, zgłoś się do niego.
-Dziękuję – odpowiedział łucznik i udał się w stronę wskazanego człowieka.
Dookoła mijał ciała mężczyzn i kobiet, zabójców, którzy ich napadli. Zastanawiał się, czemu ludzie zawsze znajdują jakieś zwady, które ich poróżniają. W dzisiejszym świecie bez umiejętności obrony jesteś nikim, jesteś jak małe dziecko pozostawione bez opieki na środku wielkiego targowiska. Nie masz szans przeżyć. Łucznik wyrwał się z rozmyślań, bo właśnie stanął obok marszałka.
-Witam. Nazywam się Dhorgin, powiedziano mi, że z panem mogę porozmawiać na temat przyłączenia się do tej zacnej kompanii żołnierzy
-Witaj, dobrze Ci powiedziano, jestem marszałek Bumber. Czemu chcesz się do nas przyłączyć?
-Jestem, można by rzec, człowiekiem bez stałego miejsca pobytu. Przyłączam się do tych, którzy mają podobne interesy jak ja. Dodatkowo jestem wspaniałym łucznikiem, myślę, że się wam przydam.
-Jeśli poprzez „podobne interesy” rozumiesz służenie dobru i walkę z otaczającym nas złem, jesteś tutaj mile widziany
Dhorgin ucieszył się, gdyż znalazł w końcu kogoś, z kim mógłby wędrować i otworzyć usta.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Co ty na to, Liqidzie?
Słowa paladyna wyrwały Liqida z głębokiego zamyślenia. Wspominał dawne czasy, czasy młodości, radości, kiedy jeszcze nie służył Innosowi, lecz po prostu starał się przeżyć w trudnych czasach, dając przy tym jak najwięcej siebie Myrthanie. Po upadku bariery, ucieczce z kolonii karnej, po zostaniu członkiem Wilków, którzy patrolowali tereny wroga. Różnie bywało, raz na wozie, raz pod nim i to niekoniecznie na kacu. Walki z orkami, zabójcami, wraz z wspaniałymi kompanami. Tak, to były wspaniałe czasy.
Później jednak już nie były takie dobre.
Może zatarli z niewłaściwym wrogiem? A może po prostu nie mieli szczęścia? Faktem jest, że nie był to dobry rok w dziejach całego Królestwa, ale Wilkom akurat szczególnie się nie powodziło. Raz okradziono posłańca, kilkaset metrów przed celem, przez co ważny dokument dostał się w brudne ręce wroga, innym razem urządzono zasadzkę na ważniejszych członków organizacji. Doszło do małej wojny pomiędzy zabójcami wspieranymi przez orków a Wilkami, której skutki korzystniejsze były jednak dla pierwszej strony. Niedobitki, w tym także Liqid rozproszyli się, miejąc nadzieję, że uda im się uniknąć ataku wroga. Przez jakiś czas żył tak, imając się jedynie mniejszych zadań, czasami brał jednak większe misje. A pewnego dnia napotkał Morasia. I tak dołączył do drużyny. Patrząc z perspektywy czasu, był wtedy jeszcze młodym, mało doświadczonym, słabym i zbyt pewnym siebie osobnikiem. Nic dziwnego, że pozostali trudno mu zaufali. Ale z czasem stał się potężniejszy i mądrzejszy. I wciąż cieszy sie z tego. Tyle przeżył od tamtego czasu... Chociaż w porównaniu z innymi pewnie i tak niewiele.
Teraz się zemścił na zabójcach, wreszcie mógł zrzucić choć część brzemienia przeszłości, które nosił.
Cossack? Wysłać go z poselstwem? To oznaczałoby, że dzielny paladyn i major rozstał się z nimi na jakiś czas. Bez niego drużyna byłaby bardzo osłabiona, ale skoro ostatnio dołączyło kilka osób, to powinni sobie poradzić. Chociaż zapewne wyzwania będą teraz coraz większe.
Czy Cossack poradzi sobie sam? Liqid nie wątpił w jego zdolności bojowę, charyzmę i inteligencję, ale nie może wyruszyć sam. Zwłaszcza w tak mrocznych czasach. Trzeba wysłać kogoś wraz z nim.
Tylko kogo? Oprócz niego jest tylko trzech paladynów, z czego sam Bumber nie może wyruszyć, jest zbyt... cenny, zaś i szkoda byłoby żegnać się z nowo przybyłym Boskiim. Tak więc zostaje tylko...
- Dobrze - powiedział - Ale wyruszysz wraz z nim , ty, Faniefilmu. Smutno mi wypowiadać te słowa, zwłaszcza, że byliśmy razem od początku, ale teraz przeznaczona jest Tobie inna misja. Wyruszycie razem, zdacie raport, zbierzecie siły i trochę wojska. Jestem pewien, że uda Wam się pomóc państwu. Jeszcze się spotkamy, wierzcie mi. - uśmiechnął się.
Paladyni pożegnali się i wkrótce później wyruszyli.
[ Cóż, to na razie tyle, dalszą fabułę postaram się dać jutro. Zmian w ekipie ciąg dalszy - Cossack777 i fanfilmu.pl
przechodzą na rezerwę, jeden z braku czasu, drugi obecności. Cóż, mam nadzieję, że obaj niedługo wrócą do nas.
Lista:
1. Darkstar181/Darkstar/najemnik
2. Liqid/Liqid/mag ognia
3. Donki/Angabar/najemnik
4. Bumber/Bumber/paladyn
5. Dawid Taal/Taal/myśliwy
6. Strusiasty/Dhorgin/łucznik
7. deih/ Deih/ najemnik
8. lukmistrz/Lukmistrz/łowca smoków
9. Boskii /Boskii/ paladyn
REZERWA:
1. Budyn/Budyn/paladyn
2. Cossack777/Cossack/paladyn
3. fanfilmu.pl/Fanfilmu/paladyn
Pozdrawiam i do roboty. Przecież nie tak trudno dać posta, zresztą macie niemal całkowitą [rozsądek to oczywiście najważniejsza bariera] wolność w tworzeniu fabuły]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Boskii po rozmowie z marszałkiem Bumberem czuł się trochę zagubiony. Odszedł od niego i reszty drużyny, aby poczekać na ich decyzję. Przy okazji postanowił zrobić małe rozeznanie w terenie. Przybył bowiem na koniec walki i nie wiedział w jakich warunkach została ona stoczona, ani gdzie dokładnie się teraz znajduje. Spokojnym krokiem oddalał się od ogniska i począł wspominać swą wędrówkę do tegoż miejsca.

Kiedy przedzierał się przez las zdołał jedynie zauważyć łunę światła, unoszącą się dość daleko od niego. Starał sie utrzymywać równe tempo truchtu, lecz w niektórych miejscach było to naprawdę trudne. Jednak w końcu trafił na otwartą przestrzeń gdzie mógł już przyspieszyć. Sił w morderczym biegu dodawała mu myśl, iż z każdą godziną liczba zarażonych epidemią zwiększa się, a jedyną szansą na pomoc stolicy było odnalezienie drużyny. Za każdym razem kiedy przypominał sobie obraz cierpiących starał się biec jeszcze szybciej, lecz cel zdawał się tylko oddalać. W pewnym momencie zatrzymał się na niewielkim pagórku, aby chociaż przez parę chwil złapać oddech. Pochodnia którą trzymał w ręku gasła, więc wyciągną ostatnią jaka mu została i odpalił ją od poprzedniej. Światło natychmiast rozbłysło ukazując wyraźniej podłoże na którym stał. Oddychał głęboko. Jego pancerz, chociaż nie krępował ruchów nie był lekki przez co nie nadawał się na dłuższe dystanse. Wyciągną lewą rękę, by sięgnąć po bukłak z wodą i zrobił kilka większych łyków, po czym popędził dalej.

Nagle Boskii został wyrwany ze swych rozmyślań, kiedy potknął się o truchło jednego z assasynów. Zdołał jednak utrzymać równowagę i począł przyglądać się zwłokom. Był to młody chłopak - paladyn stwierdził, iż był łucznikiem, gdyż w bladej dłoni spoczywał złamany na pół łuk, a na plecach miał kołczan. Ciało było zakrwawione, a pancerz uszkodzony od strzał. Boskii zastanawiał się ilu jeszcze takich musi zginąć, aby na świecie w końcu zatryumfowało dobro. Obejrzał się za siebie i stwierdził, że trochę przesadził ze swym "małym spacerkiem". Postanowił wrócić do drużyny i dowiedzieć się czy przypadkiem nie podjęto już jakiejś decyzji. Zauważył, jak dwóch paladynów zbiera swój ekwipunek, co go trochę zaskoczyło, więc podszedł do maga ognia w nadziei, iż uzyska jakieś instrukcje. Po krótkiej rozmowie wiedział już, że zostaje by pomóc drużynie, a do stolicy zostają wysłani dwaj doświadczeni paladyni. Nie dowiedział się jednak co drużyna ma zamiar robić dalej.

[Przepraszam za chwilową nieobecność. Mam nadzieję, że fabuła trochę ruszy]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Angabar pożegnał się z kompanami którzy udawali się z poselstwem do Vengradu. Najemnik niezbyt chciał żeby jego towarzysze teraz odchodzili, właśnie teraz, gdy do drużyny dołączyli się nowi członkowie. Przynajmniej do części z nich halabardnik mógł być pewien że nie zdradą kompanii: jeden z nich był paladynem co samo w sobie jest gwarancją wierności, natomiast najemnik który przybył z Lukmistrzem też był pewnie godzien zaufania. Wątpliwości wzbudzał jedynie łucznik który właśnie się obudził. Najemnik postanowił jednak narazie nie zawracać mu głowy pytaniami skąd pochodzi i jak się tu znalazł, bo wojownik wyglądał jeszcze na dość oszołomionego. Postanowił jednak rozpocząć rozmowę z kimś innym:
- Witam, nazywam się Angabar i jestem najemnikiem. Niestety twoje imie nie jest mi znane...- zagadnął do wojownika przybyłego z Lukmistrzem
- Jestem Deih- wymienili uścisk dłoni.
- Powiedz mi Deih skąd właściwie znasz Lukmistrza?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Deih po skończonej bitwie zasiadł na jednym z kamieni. Bym z męczony walką ale cieszył się , że udało mu się przeżyć. Kusić śmierci już nie trzeba było...można powiedzieć :" Assasyni są śmiercią a ci , którzy staną na ich drodze zostaną przez nich pochłonięci w ciemną czeluść Beliara". Deih przyglądał się swoim towarzyszą , jeden z nich podszedł do niego i przywitał się. Po stroju wywnioskował , iż był najemnikiem tak samo jak on. Uścisnęli dłoń a mężczyzna , który zwał się Angbar zadał pytanie. Drugi najemnik odpowiedział z nutką niechęci :
- Prawdę mówiąc nie znam go za dobrze. Poznaliśmy się dopiero po wysłaniu nas do waszej grupy. Nikogo tutaj nie znam więc czuje się trochę nieswojo. Mam nadzieję , że nie sprawie wam większych problemów. Wiele słyszałem o waszych wyczynach i jestem pod wrażeniem. Moje ostrza są szybkie i precyzyjne , będą wam pomagać w ciężkich chwilach. Przynajmniej się o to postaram.
- Miło to słyszeć ! Możesz się czuć jak u swoich , a rozpalmy ognisko albo coś w tym rodzaju...
- Jeśli mamy na to czas to czemu nie .

Walka wymęczyła dosłownie każdego...Trudności sprawiało im nawet wstawanie z miejsca. Wieczór przebiegł bardzo miło , Deih dowiedział się więcej o ludziach z którymi miał walczyć ramię w ramię . Czuł się teraz bezpieczniej i ze spokojem położył się spać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Taal usiadł pod jednym z kamieni zdala od drużyny. Musiał przemyśleć co go spodkalo. Spotkanie z Arodalsem zmieniło jego światopogląd. Rozumiał teraz jak niebezpieczni są tacy "czempioni" jak Bumber czy Darkstar. Przecież to właśnie czempioni zniszczyli tamten świat. Więc jedynym wyjściem byłoby zabicie ich? A może tylko powstrzymać obdarowywanie kolejnych przez bogów?
-To wszystko nie na moją głowę- powiedział do siebie-ciekawe co to za księgi?
Wziął jedną z nich. "Czakra i jej wykorzystanie w walce".
-Niezłe może się przydać.
Otworzył księgę. Na wewnętrznej stronie napisanr było "Autor: Ardolas-arcymistrz Czakry". Spojrzał na kolejną stronę, i zaczął czytać.

"Czakra jest mistyczną energią ducha i ciała. Człowiek sam posiadł ją i nie jest ona darem od bogów. Wojowninik z czakry korzystający zwany jest Gejinem czyli Wojownikiem Czakry. Aby czakrę wyzwolić należy wykonać gest polegający na złączeniu ze sobą rąk. Palce wskazujące i środkowe rozprostowane być mają, a pozostałe zgięte. I tak palce rozprostowane ręki prawej włożyć należy między zgięte palce ręki lewej. Podczas wykonywania gestu tego skupić się należy zupełnie na nim. W ten posób każdy nieskażony boską mocą człowiek Gejiniem stać się może, jednak do zyskania tego stopnia należy czakry wielką uilość wyzwolić. Przy geście tym następuje automatyczny sprawdzian mocy człowieczej i wyrok co do jego losów jako Gejina. Jednak kamienie czakralne cechujące się ciemną barwą szarości mogą podczas gestu wyzwolić w człowieku czakry więcej."
-Ciekawe...
Taal ułożył ręce w odpowiedni sposób i spojrzał na swój kamień w bransolecie. Był identyczny jak ten w opisie. Myśliwy skupił się na geście i kamieniu. W tym momenie kamień zabłysnął i stało się coś nieoczekiwanego. Ręce, przedramiona, stopy, łydki i twarz Taala objął ogień. Jednak on zamiast bronić się przed siwym ogniem skupiał się mocniej i mocniej. W końcu ciało myśliwego stanęło w potężnym ogniu, który buchał we wszystkie strony. Gdy ogień zniknął wchłonięty przez ciało Taal spojrzał na siebie. Miejsca w których pojawił się ogień były poparzone i oszpecone, a ból był największym bólem jaki kiedykolwiek czuł myśliwy, jednak był pierwszym bólem nowego Taala nie-myśliwego...Gejina. Po szczelnym obwiązaniu zranionych miejsc bandażem Taal zobaczył cos jeszcze. Na ziemi leżała opaska z małą blaszką na środku. Podniósł ją.
- O boże....
W odciu w blaszce zobaczył swoje lewe oko. Było całe bordowo-czerwone.
-Ohyda.
Zasłonił oko opaską założoną na ukos. Jeszcze raz spopjrzał na ksiegę.

"Gejin. Każdy nowy Gejin nieuczący się w jednym z rośianych w górach i na pustyniach Dojach musi nauke prowadzić dzięki księdze takiej jak ta. Oprócz ćwiczeń siłowych i medytacji powinien on takżezgłębiac techniki z jadnego wybranego przez siebie Jutsu, czyli techniki walki i życia Gejina."

Taal przeleciał wzrokiem po dostępnych Jutsu. Nagle jedno z nich przykłuło jego uwagę.

"Jutsu cienia- jedno z najrzadziej wykorzystywanych Jutsu z powodów kojarzenia go ze skrytobójcami. Jednak tak naprawdę jest ono Jutsem zaskoczenia i atku z cienia. Gejini z niego korzystający potrafią zaskakiwać wroga atakeim od tyłu, szybkością, miszaniem się z cieniem, klonami cienia lub co chyba jest najpotężniejszą techniką w arsenale cienistego Gejina krótkodystasową teleportacją, która nie tak jak sztuczki magików wymaga inkatjencji czy czasu, teleportacja cienia sterowana jest umysłem Gejina. Wystarczy myśl by zmienić miejsce nawet o sześć metrów. Jednak na początku wyczerpuje ona dużo czakry i jest trudna dla nowicjuszy. Podstawową bronią Gejina cienia jest shuriken. Zdobywa go podczas rytuału przyjęcia Jutsu. Rytuał ten wykonuje się jak podczas wyzwolenia czakry tyle, że należy skupić się wtedy na własnym cieniu."
-Spróbować nie zaszkodzi...
Taal znów wykonał gest i skupił się na swoim cieniu. Tym razem nie ogień lecz kolumna czarnego światł objęła Taala. Chwilę pózniej zobaczył shuriken w swej dłoni. Położył się pod kamieniem i zasną. to były ciężkie nauczania.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Fanfilmu i Cossack... Dwójka mężnych paladynów. Bumber tyle z nimi przeszedł... Fanafilmu poznał przeszło pięć lat temu, w jaskini w Górniczej Dolinie. On, Darkstar i garstka ich towarzyszy uratowali go wtedy od głodowej śmierci. Cossack – wojna w Varancie. Wtedy to młody paladyn dał się poznać z dobrej strony. Od tamtej pory byli nierozłączni. Obrona stolicy, wyprawa do Nordmaru... Bumber tyle myślał o swych przyjaciołach, gdy siedział po prawicy Innosa. Ale przecież nie rozstają się na zawsze. Kiedyś znów zobaczą się ponownie. Jeden Innos wie kiedy i w jakich okolicznościach. Może znów będzie im dane stanąć po tej samej stronie w walce z pomiotem Beliara?...
Byli też i nowi. Miejsce dwóch doświadczonych paladynów zajęli Boskii i Deih, powrócił także Lukmistrz. Z dwójką tych pierwszych Bumber wiązał duże nadzieje. Boskii wydawał się być młody, Deih także nie mógł być wiele starszy od niego. Przed nimi wiele przygód i jeszcze więcej nauki... A wszystko to w służbie Innosowi. Wybrańcowi śmiały się oczy, gdy patrzył na tą dwójkę młodzików.
Był też i tajemniczy łucznik, Dhorgin. Wyglądał na zaprawionego w bojach. Bumber miał jeszcze w pamięci jego dzielne wyczyny w walce z asasynami. I ta tajemnicza powłoka dymu, skrywająca sylwetkę łucznika... Tak, Dhorgin to z pewnością coś więcej, niż zwykły wojownik. Bumber miał nieodpartą pokusę zagadać do niego, gdy poczuł dziwne wibracje powietrza.
W pobliżu działo się coś niezwykłego. Po okolicy roznosił się zapach ozonu – oznaka magii. Wybraniec doskonale wyczuł źródło mocy, które dosłownie przed chwilą otworzyło się gdzieś w okolicy. Bumber, wiedziony intuicją, skierował swe kroki w stronę lasu.
Tam ujrzał coś, czego nigdy by się nie spodziewał. Taal, ten niepozorny myśliwy, który niegdyś wyprowadził ich z ciemnej jaskini pełnej goblinów, przeistaczał się coś w znacznie potężniejszego... Paladyn wyczuł w tym wszystkim magię płynącą od samego Adanosa. Przyczaił się w krzakach, w ciszy obserwując całe przedstawienie.
- Gejin... Na Innosa, to prawdziwy Gejin...
W istocie tak było. Gdy opadły kłęby dymu, unoszące się wokół płomieni, jakie otaczały Taala, Bumber rozpoznał charakterystyczny shuriken i opaskę na oku. Niczego nie podejrzewający myśliwy, a teraz z pewnością już były myśliwy, uszedł kilka kroków i położył się obok głazu. Zasnął...
Bumber jeszcze jakiś czas trwał bez ruchu, rozmyślając na temat tego, co przed chwilą ujrzał.
- Czyżby ten młodzik posiadł aż tak potężną moc? Nie, to niemożliwe... Nawet jeśli sam Adanos namaszczył go swym piętnem, jest on tylko nowicjuszem. Przed nim długa droga do osiągnięcia pełni swych możliwości... Co nie zmienia faktu, że Taal może stać się zagrożeniem dla mnie i dla mojej misji... Nie mogę na to pozwolić...
Wybraniec doskonale wiedział, że w obecnej sytuacji względy osobiste nie mogą mieć miejsca. Polubił Taala, ale zdawał sobie sprawę, że w razie zagrożenia będzie tylko jedno właściwe wyjście... Bumber za wszelką cenę chciał go uniknąć.
Paladyn powstał z klęczek i skierował się do reszty drużyny, pozostawiając śpiącego Taala w spokoju.

[ Panowie, brać się do roboty. Gra trochę zamarła, a idą wakacje, więc czas coś naskrobać. Czekam na kolejne posty. ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

-Nie skradaj się tak paladynie-powiedział złośliwie Taal w stronę odchodzącego Bumbera-musimy porozmawiać.
-A wiec tylko udawałeś sen?
-Jasne. Posłuchaj. Zawołaj Darkstara i Liqida, muszę wam coś opowiedzieć.
Bumber odszedł, a po chwili wrócił z towarzyszami.
-O co chodzi?-zapytał paladyn.
Taal opowiedział im co widział na Mez''ahnam. O zniszczonej planecie, historii czempionów oraz o spotkaniu z Arodalsem i morderczemu wyścigowi do groty z kamieniem. Jego rozmówcy przyglądali się owemu wyglądowi Taala. przedramiona, dłonie, stopy i łydki owinięte miał bandażami. Usta i częśc głowy poniżej nosa owinęta była tak samo jak reszta. Lewe, oszpecone oko zakrywała czarna opaska. Potem opowiedział im też o księdze i rytuale który wykonał.
-Zrozumcie przyjaciele. Jestem po waszej stronie, jednak nie mogę dopuścić do zniszczenia kolejnej planety. Choć stoję nie stoję po stronie Innosa jestem po stronie drużyny. I nie zdradzę nigdy moich druhów. No dobra. Co sądzicie o tym co wam powiedziałem?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Podchodzi do jednego z drzew i przygląda sie mu. Wystraszony tym nowym światem do którego przybył. Stara sobie przypomnieć jak tu się wziął ale nic mu do głowy nie przychodzi. W głowie ma tylko szarą przestrzeń i głośne wrzaski. Podejrzewa że jest to wrzask harpii. Opuszczony przez rodzine juz dawno w młodości został sam - zdany tylko na siebie(jak narazie). Powoli kroczy w strone szarego dużego głazu i siada na nim. Próbuje się otrząsnąć po szoku jaki przeżył. W głowie ma pustke. W oddali słyszy czyjeś głosy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Grupa bohaterów wędrując do Bragi na prośbę Liqida zboczyła z trasy i wyruszyła do Karmy. Spotkała tam strażniczy oddział asasynów, niezbyt przyjaźnie nastawiony do nich, co doprowadziło do wiadomego. A teraz, po rozprawieniu się z nimi musieli rozwikłać zagadkę tego miejsca. Sarek był niedaleko, to pewne, ale co to miejsce ma z nim wspólnego, jeszcze nie wiedzieli. Faktem było, że miało jakąś szczególną wartość dla sług Beliara, skoro zabójcy byli tak potężni. Mimo wszystko jednak śmiertelni.
Liqid uśmiechnął się krzywo Tak, nawet Śniący, choć niepokonany - przegrał. Te boskie moce bywają czasem bardzo przereklamowane, pomyślał mag. Ironia. Że też chcą się bawić w tą całą krucjatę, rzucać coraz silniejsze stwory, tylko po to, by bohaterowie stali się bardziej doświadczeni. Czy nie mogliby postawić na jeden, potężny atak? Nie, nie jeden - trafi się anomalia, wybraniec, łaska bogów i wszystko stracone. Ale kilka szybkich, nagłych ataków... Zło nie idzie w parze z taktyką - chaos, tak to chaos... To on psuje mu szyki. I dobrze, niech przegrywają nadal, w końcu nam to nie szkodzi. Martwi mnie natomiast Adanos, on jest niewiadomą... Musimy uważać, bo jeśli rzeczywiście nie jest po stronie Beliara tylko tymczasowo, to ma coś w zanadrzu.
Powoli świtało, o ile to zjawisko, które właśnie miało miejsce można było nazwać „świtaniem”. Ponura ciemność jakoś nie chciała ustąpić, mimo wkroczenia Słońca na nieboskłon, jasność atakowała ze wszystkich stron, lecz powstrzymywała ją niewidzialna ściana mroku. Karma mimo swego kiepskiego stanu wyraźnie miała ochotę walczyć z tym co pochodzi od Innosa. Jeden raz już ją pokonał...
Liqid ostatni raz spojrzał na ten niezwykły taniec barw na widnokręgu i podszedł do Taala, bardzo czymś podekscytowanego. Wysłuchał jego opowieści bez entuzjazmu, myślami będąc w innym miejscu - zaledwie kilka metrów dalej... Nigdy wcześniej nie słyszał takich pojęć, jak czakra, czy czempion, nie kojarzyły mu się w ogóle z Myrthaną, Nordmarem, czy Varantem. Czyżby jakaś obca kultura, zza morza? Tam w końcu też muszą być ludzie... oraz pewnie orkowie i inne istoty. Ale oni nie są teraz ważni, ważna jest tylko Karma i misja.
Ciekawa była natomiast zmiana wyglądu Taala, chyba jedyny wiarygodny czynnik, fundament całej reszty. Gdy myśliwy skończył i Darkstar z Bumberem odeszli, spytał go:
- Pamiętasz, jak mówiłem Ci o beżowniku?
- Tej roślinie, której dodałeś do wody? Tak.
- Obiecywałem Ci, że zademonstruję jeszcze jedną jego właściwość. Poczekaj moment, a zobaczysz, na co tą roślinkę naprawdę stać.
Sięgnął do torby i wyciągnął z niej jeden jej liść. Miał brązową barwę, podłużny kształt, chropowatą, dobrze odbijająca światło powierzchnię, bardzo krótką łodyżkę. Ziele, występowało tylko na północy, w Nordmarze, Liqid odkrył je podczas wędrówki do legowiska Śniącego. Roztarł go w palcach, otrzymany proszek skropił lekko wodą i tak otrzymaną substancję rozlał wokół ruin.
Przez chwilę nie działo się nic, lecz po chwili cały obszar zajaśniał błękitnym światłem.
- Wykrycie magii – wyjaśnił Liqid – Cały ten obszar poddany jest jakiemuś zaklęciu. I nie chodzi tu o zły czar. Jeśli moje podejrzenia się sprawdzą, - zaczął się rozglądać dookoła ruin – to gdzieś tutaj... – urwał i podbiegł do miejsca, gdzie kolor był szczególnie intensywny. Przyklęknął i zaczął wymawiać słowa w języku magii. Po chwili wstał i westchnął:
- Cholernie silne zaklęcie. Sam niestety nie dam rady. Gdyby był z nami Camra...
Poczuł, jak dziewczynka koncentruje na nim spojrzenie. Zdenerwował się. Zabijmy ją, pomyślał, kto wie co to za pomiot może być, taka istota nie powinna tutaj być.
A jednak była i miała się nienajgorzej.
Podszedł do Bumbera. Wciąż miał na sobie brzemię wzroku tego dziecka i czuł, jak krew mu pulsuje w żyłach. Zignorował to i wziął paladyna na stronę:
- Bumberze, przyjacielu, rozwiej moje wątpliwości, bo im więcej nad tym myślę, tym więcej szaleństwa wkracza w me progi : jaki jest sens tych poszukiwań? Rozumiesz chyba dobrze moje wątpliwości, miast sensownie wspierać kraj, uganiamy się za jakimś niedoszłym nekromantą. Czyżbyśmy byli tu tylko, bo nas wysłano? Nie, chyba jednak z własnej woli, mamy nadzieję, że to rozwieje nasze wątpliwości... Mimo to nie jestem w stanie w pełni, mym racjonalnym umysłem ogarnąć.
I co sądzisz o tej istocie, naprawdę wątpię czy to rzeczywiście człowiek. Nasza misja jest zbyt ważna, byśmy mogli ryzykować... - westchnął i zmienił temat - Musimy się dostać do środka, sam nie dam rady. Pomożesz mi?

[ Masz ci los, już nawet ja się rozleniwiłem strasznie, za co przepraszam. Ale koniec tego, są wakacje, jest czas pisać. Do roboty ;) ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Pomożesz mi?
- Oczywiście, przyjacielu – odpowiedział Bumber. - Właśnie po to zostałem tu wezwany. Niestety, ale nie znam odpowiedzi na większość twych pytań. Głęboko wierzę, że nasza obecność tutaj jest podyktowana wolą samego Innosa. Znaleźliśmy się tu, w tym miejscu, właśnie dla ratowania kraju, acz nie tylko. W naszych rękach leży wynik odwiecznej walki dobra ze złem. Naszym dalekosiężnym celem jest wygranie tej walki, a żeby to osiągnąć, musimy odnaleźć Sareka... bez względu na to, czy jest on po naszej stronie, czy też nie.
Bumber dostrzegł spoczywające na nim spojrzenie dziewczynki. Paladyn wyczuł otaczającą go moc, jakże silną i tak samo niebezpieczną...
- Liqidzie... – szepnął po chwili zastanowienia. – Nie podoba mi się to dziecko... Asasyni chcieli ją zabić, a to oznacza, że dla nich także była niebezpieczna.
Dziewczynka odwróciła od nich głowę i spojrzała w zupełnie innym kierunku.
- To nie jest normalne dziecko... Ona ma w sobie coś... coś niezwykłego, a zarazem mrocznego.
Bumber jeszcze raz obejrzał się na dziewczynkę. Próbował zidentyfikować pochodzenie jej mocy, jednak uniemożliwiała mu to otaczająca ją aura. Wybraniec podejrzewał ingerencję boskich sił.
- Ale mniejsza o to – kontynuował po chwili zwłoki. – Wpierw musimy znaleźć wejście do tych ruin, bo z pewnością gdzieś tutaj takie się znajduje. Proponuję przeszukać wszystkie zakamarki, kamień po kamieniu. Najlepiej całą drużyną. Bałbym się jednak otworzyć drzwi prowadzące do wnętrza Kramy... W środku może nas spotkać coś znacznie gorszego od tego, co spotkaliśmy w poprzednich ruinach chramu. Póki co weźmy się za poszukiwania.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Liqid zmierzył paladyna spojrzeniem pewności siebie.
- Sam nie dam rady przełamać mocy tego zaklęcia – odezwał się po chwili, opuszczając wzrok ku ziemi. – Musisz mi pomóc.
- Mogę przekazać ci część mojej mocy, przyjacielu. Lecz tylko część, nie jestem upoważniony do szastania mocą samego Innosa.
- Dobrze. Zrób tyle, ile uważasz za słuszne. Zaczynajmy.
Bumber położył dłoń na ramieniu maga. Przez chwilę Liqid poczuł drobne mrowienie na plecach. Siła Wybrańca zaczęła płynąć nieprzerwanym strumieniem wprost do rąk maga. Liqid zamknął oczy, próbując wprowadzić się w stan całkowitego skupienia. Jego usta poruszały się w szybkim tempie, wyszeptując odpowiednią inkantację. Na koniuszkach palców zatańczyły błękitne ogniki, co chwila zmieniając kolor to na żółty, to na zielony. Po krótkim czasie Liqid otworzył oczy. W jego dłoniach uformowała się różnobarwna kula emanująca energią. W powietrzu roznosiła się woń czystego ozonu, mieszając się z zapachem potężnego zła, jakie zalegało nad ruinami. Liqid spojrzał na Bumbera, który nie zdejmował ręki z jego ramienia. Wybraniec kiwnął potwierdzająco głową.
Kolejne wydarzenia nastąpiły bardzo szybko. Mag ognia wyzwolił energię tkwiącą w jego dłoniach. Magiczna kula poszybowała ku niebu, by po chwili rozbić się o niewidzialne sklepienie górujące na Karmą. Ziemia zadrżała. Sklepienie, przypominające kształtem Barierę, prysło w oka mgnieniu, zamieniając się w czarny deszcz. Gęste smoliste krople spadły na okolicę, spowijając ją w mroku. Pośród ciemności dało się dostrzec niewyraźny czerwony blask, pośród którego pojawiły się kamienne drzwi prowadzące wgłęb podziemi.
- Chyba znaleźliśmy to, czego od tak dawna szukaliśmy – szepnął Bumber, zdejmując dłoń z ramienia Liqida.
- Zbieraj drużynę. Ruszajmy czym prędzej, póki zaklęcie nie straciło swej mocy.
Paladyn zapalił w ręku jasny płomień, rozświetlając okolicę. Po chwili wszyscy zebrali się wokół niego.
- Słuchajcie – zaczął, a wokół zaległa cisza. – W tej grocie znajduje się rozwiązanie zagadki następcy tronu. Mamy nadzieję, że Sarek, gdyż tak właśnie zwie się poszukiwany przez nas książę, będzie w stanie uwolnić nasz kraj od zarazy i opanować bunty ludności chłopskiej. Dlatego też musimy zagłębić się w mroczne podziemia Karmy, aby ocalić Myrtanę i jej mieszkańców. Kto idzie za mną – w drogę. Kto zostaje – daję wolną rękę. Ruszajmy.
Bumber poszedł pierwszy. Tuż za nim reszta drużyny, gdyż nikt nie ośmielił się zostać na zewnątrz. Po przekroczeniu progu zapanowała całkowita ciemność. Nawet magiczna pochodnia paladyna na niewiele się zdała. Jednak z każdym krokiem mrok ustępował miejsca światłu. Na ścianach pojawiły się tajemnicze inskrypcje. Z początku całkowicie nieczytelne, później zaś rozpoznawalne co do litery. Z każdym krokiem cel wyprawy stawał się coraz bardziej wyczuwalny, choć cały czas daleki. Bumber miał nadzieję, że w prastarych korytarzach nie czekają na nich żadne nieprzyjemności czy pułapki.

[ Liqid wyjechał na tydzień, więc ja przejąłem obowiązki MG. W związku z tym postanowiłem ożywić nieco naszą grę. Dlatego też KAŻDY z was ma obowiązek napisania posta do środy, a konkretniej do północy tegoż dnia. Wszelkie usprawiedliwienia niemile widziane. Brak jakiegokolwiek odzewu będzie oznaczał rezygnację z gry. Nie przewiduję ustępstw z mojej strony.
Proszę się postarać, gdyż ostatnimi czasy nasza gra nie ma się zbyt dobrze. Mam nadzieję, że obecny skład nie ulegnie zmianie.
Pozdrawiam. ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Darkstar po krótkiej rozmowie Bumbera z Taalem oddalił się na bok,aby rozejrzeć się trochę po okolicy, w nadziei, że znajdzie jakieś łupy, które mogli pozostawić po sobie Assasyni. Nie wiele zrozumiał z tego co przed chwilą mówił do niego Taal. Zniszczona planeta? Czempioni? Arodals? Grota z kamieniem? Były to strzępki informacji, z których najemnik nie mógł nic pojąć. Wiedział tylko tyle, że Taal ze zwykłego łowcy stał się o wiele potężniejszym człowiekiem, czymś w rodzaju… maga nowicjusza? Z tego, co mówił, najemnik pojął, że łowca będzie starał się nie dopuścić do zachwiania równowagi tego świata. Cóż, w sumie Darkstarowi przyświecał ten sam cel. Nie wierzył już w dobre intencje Innosa, nie wierzył, że jego panowanie zapewni raz na zawszę koniec zła, oraz powszechny dobrobyt ludzkości. Taal może się jeszcze mu przydać…

W każdym bądź razie po tej rozmowie trzeba się było zastanowić, co dalej. Najemnikowi nie podobała się dziewczynka, która przeszywała swoim wzrokiem niczym sztylet poszczególnych członków drużyny. W tym dziecku było coś tajemniczego, coś mrocznego, coś…niebezpiecznego. Darkstar miał po raz pierwszy uczucie, że należałoby się jej pozbyć…raz na zawsze. Nie wiedział, czemu takie zbrodnicze myśli go nawiedziły, może to przez te miejsce. Karma. Był tu dosyć krótko, a już mu się to przebywanie nie podobało, uczucie dyskomfortu, niepewności. Ostatnio takie uczucia towarzyszyły mu w podróży, która miała za zadanie unicestwienie Śniącego.
Dookoła nie było już żadnych kosztownych rzeczy, które można było wziąć po zabitych Assasynach. Darkstar miał już dosyć poszukiwań Sareka. W momencie, gdy drużyna bawi się z nim w kotka i myszkę, w stolicy zaczynają atakować zombie, prawdopodobnie ofiary zarazy. Tam byłoby, co robić! Całymi dniami ścinać łby umarlaków, którym chyba nie spieszno do piachu. Nie trzeba chodzić po jakiś lasach, użerać się z zabójcami nasłanymi przez bliżej nieokreślone osoby,…ale dosyć narzekania. Czas wracać do pracy.

W tym momencie Bumberowi wraz z Liqidem udało się dosyć efektownie, za pomocą magii otworzyć tajemne przejście do groty znajdującej się pod Karmą. Bumber na swój sposób zachęcił drużynę do zbadania jej. W samej grocie było strasznie ciemno, przez mrok z trudem przedzierało się światło z pochodni. Mimo to, dało się zauważyć starożytne inskrypcje na ścianach, jakieś freski na ścianach, wspaniałe malowidła. Mimo tego, że takie miejsce mogło przerażać, Darkstar nie był zbytnio przejęty powagą misji oraz zagrożeniem, które czyhało na drużynę w tej jaskini. Najemnik zawsze interesował się Starożytnymi, oraz ich kulturą. Interesowały go malowidła ścienne, które w tej jaskini również się pojawiły. Niestety przez panujący tutaj mrok nie mógł wiele zobaczyć. Ponoć podobne freski znajdowały się w ruinach starożytnej cywilizacji, niedaleko tej tajemniczej piramidy…
W każdym bądź razie trzeba uważać, na badanie tutejszych malowideł przyjdzie jeszcze czas, magowie się tym zajmą. Teraz trzeba skupić uwagę na eksplorowaniu groty. Kto wie, co drużyna tu znajdzie? Lepiej żeby to był Sarek…

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Taal był zawiedziony postawą drużyny. Sztuczka Liqida też nie miała dla niego znaczenia.
-Czy oni nic nie rozumieją?-westchnął-tu chodzi o porządek Swiata i jego przetrwanie.
Gdy po chwili Bumber i Liqid znależli wejście drużyna zanurzyła się w mroczne odmęty jaskini. Zaraz po wejściu do jaskini stało się coś dziwnego. Taal idący na końcu zatrzymał się i upadł na kolana. Znów ogarnęla go ciemność.
-Witaj z powrotem Gejinie- odezwał się zimny głos Ardolasa- zdradziłeś nas i wszystko im powiedziałeś, a powinieneś ich zabić!
-A więc takie miałeś wobec mnie zamiary?
-Oczywiście, bo do czego innego przydałby mi się taki osobnik jak ty!?
-Poczytałem trochę twoją księgę. Wiem, że jesteś tylko duchem czakralnym i wiem też jak cię zniszczyć. Wystarczy Kil..
Kil był mitycznym Mez''Ahnamskim metalem zdolnym zabić nawet ducha. Podobno były to łzy Adanosa nad zniszczoną planetą. Z takiego właśnie metalu wykonany był metrowej długości Shuriken Taala.
-Nigdy mnie nie pokonasz, a jeśli nawet wysłałem już innych wojownikow, nie nie Gejinów tylko Juninów.
-Walczmy.
Nagle kilka metrów od Taala pojawił się duch Ardolasa. Był wysoki i umięśniony w ręku trzymał katanę.
Gejin nawet nie zauważył ataku. Potężne kopnięcie przewróciło Taala.
***
grupa szła nadal nie zauważywszy zniknięcia Taala. Nagle ciało Gejina poszybował w stronę drużyny wprawione w ruch kolejnymi uderzeniami ducha w innym Swiecie. Ciało spadło na Liqida który wywrócił się pod jego ciężarem. Reszta drużyny odruchowo wyjęła bronie jednak nikogo nie było w pobiżu.
-Co mu jest?
-Zyje?
-To chyba jakieś przeniesienie ducha lub coś w tym rodzaju-rzekł Liqid -póki co nam się nie przyda.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Boskii po odejściu dwóch paladynów zaczął wątpić czy dobrze postąpił zostając z drużyną. Jego zadaniem było sprowadzenie całej drużyny do stolicy, a nie jej części. Poza tym miał wrócić do Varantu. Wszystko potoczyło się nie po jego myśli, ale w głębi duszy wiedział, że postępuje zgodnie z wolą Innosa. Wszak drużyna miała na głowie większe zmartwienie niż zaraza, a w przypadku niepowodzenia poszukiwań państwo i tak pewnie w niedługim czasie by upadło. Jednak siedząc bezczynnie sądził, że traci tylko czas, który mógłby przeznaczyć na pomoc królestwu. Jego przemyślenia zostały przerwane przez błysk błękitnego światła. Szybko zorientował się, że stoi za tym mag Liqid, lecz nie wiedział co ono może oznaczać. Niedługo po tymże wydarzeniu zobaczył podchodzącego do maga marszałka Bumbera. Postanowił więc pójść i porozmawiać z nimi, aby sprawdzić czy nie wpadli na jakiś ślad. Jednak po wykonaniu kilku kroków zauważył, iż koncentrują się oni na jakimś zaklęciu. Szczególnie było to widoczne po dłoniach Liqida, które zapełniała swego rodzaju kula energii. Domyślił się, że lepiej nie będzie im teraz przeszkadzał. Wtem owe zaklęcie zostało wypuszczone w stronę nieba, po czym spadł rzęsisty deszcz. Paladyn obserwował wciąż dwójkę przyjaciół, gdy wtem otworzyło się przejście, a Wybraniec Innosa nakazał bezzwłoczne wkroczenie do jaskini. W tym momencie na twarzy Boskiiego pojawił się delikatny uśmiech, a następnie ze wszystkich sił pobiegł w stronę wejścia, gdzie jak sądził znajdą to czego szukali.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Niektórzy mają bardzo wiele do ukrycia przed resztą drużyny... pomyślał Angabar przygladając się jak czterech jego towarzyszy odchodzi trochę dalej by coś przedyskutować. Najemnik siedział oparty o średniej wielkości drzewko. Na nogach trzymał swoją halabardę, czyszcząc ją z krwi zabójców, szmatką wyciągniętą zza zbroi. Ten pojedynek z asasynami bardzo go zmeczył i nie uśmiechało mu się wchodzić zbyt prędko do ruin. Już z wierzchmu wygladały przerażająco, a co dopiero gdy będą w środku. Kiedy najemnik tak olerował ostrze swojej broni jego uwagą przyciągnęło tajemnicze dziecko, które spoglądało na niego zimnymi oczami. Najemnik także popatrzył na dziewczynkę. Uśmiechnął się do niej przyjacielsko, ale ona nie odwzajemniła tego gestu. Angabar spojrzał ze zdziwieniem na dziecko, po czym zabrał się znowu do czyszczenia halabardy z zaschniętej krwi wroga.
Dosć długo trwało zanim Liqid, Bumber, Darkstar i Taal wrócili do reszty drużyny. Ci pierwsi trzej mieli trochę zmieszane miny, jakby oczekiwali, że Taal chciał pokazać im coś według niego niezwykłego, a co okazało się niewarte uwagi. Sam łowca wyglądał na zawiedzionego (pewnie dlatego, że to co pokazał Liqidowi, Bumberowi i Darkstarowi, nie wywarło na nich wrażenia). Nagle mag ognia podbiegł w pewne miejsce i zaczął coś mamrotać. Angabar słusznie sądził, że odprawia teraz jakieś czary. Po pewnym czasie podszedł do niego wybraniec Innosa i zamienił z Liqidem pare słów, a następnie wspólnie zaczęli rzucać jakiś czar. Po chwili z nieba zaczął padać deszcz...czarny deszcz. HMalabardnika nieco przeraziła ta sytuacja, gdyż widział kiedyś, jak pewien czarnoksiężnik niszczy całą armię za pomocą deszczu kwasu. Na szczęście przypuszczenia najemnika nie potwierdziły sie. Krople wody(?) które w tej chwili padały na mokrą od krwi asasynów ziemię, okazały się konsekwencją otwarcia Karmy. Czerwona poświata okalała kamienne drzwi ruin. Wtedy Bumber odezwał się do poruszonej drużyny:
- Słuchajcie – zaczął, a wokół zaległa cisza. – W tej grocie znajduje się rozwiązanie zagadki następcy tronu. Mamy nadzieję, że Sarek, gdyż tak właśnie zwie się poszukiwany przez nas książę, będzie w stanie uwolnić nasz kraj od zarazy i opanować bunty ludności chłopskiej. Dlatego też musimy zagłębić się w mroczne podziemia Karmy, aby ocalić Myrtanę i jej mieszkańców. Kto idzie za mną – w drogę. Kto zostaje – daję wolną rękę. Ruszajmy.
Bumber poszedł pierwszy. Tuż za nim reszta drużyny, gdyż nikt nie ośmielił się zostać na zewnątrz.
Kiedy najemnik przechodził przez masywne drzwi, włosy na karku staneły mu dęba. Zrobiło się niewiarygodnie zimno i halabardnik czuł na sobie czyjś wzrok, jednak kogoś, kto nie należał do jego kompanów. Dodatkowo tajemnicze napisy na ścianach dodawały temu miejscu "|uroku". Gdy halabardnik przygladał się bliżej freskom na ścianach ruin, ciało Taala poleciało na przód drużyny, jakby łowca został przez kogoś popchniety. Angabar był już nie na żarty przerażony. Oparł się o jedną ze ścian. Wtedy jeden z kamieni konstrukcji wsunał się ze straszliwym zgrzytem. Wyglkądało na to, że najemnik uruchomił pułapke. Pytanie tylko, jaką?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Szli dalej. Z każdym krokiem w korytarzu robiło się coraz jaśniej. Bumber wyczuwał unoszącą się w powietrzu moc. Potężną i mroczną... Ściany wręcz wibrowały od siły, jaka spoczywała na dnie ruin. Udali się w samo serce zła. Zgłębiali jee dalej z nadzieją, że znajdą odpowiedzi na swoje pytania. Doskonale zdawali sobie sprawę jak wielkie grozi im niebezpieczeństwo...
W pewnym momencie coś kliknęło i zgrzytnęło. Bumber odruchowo obejrzał się za siebie. Idący za nim Liqid także. Paladyn ujrzał w ciemnościach najemnika Angabara, stojącego na środku korytarza z lekko zmieszaną miną. Był wpatrzony w wysunięty kamień w ścianie. Nie ruszał się ani o krok.
- Stać! – szepnął Bumber. – Głaz naciskowy?
- Chyba tak... – odpowiedział spokojnym głosem halabardnik.
- Kto z was zna się na pułapkach?
Paladyn popatrzył po członkach drużyny. Większość z nich wyglądała na lekko wystraszonych. Taal był w dodatku bardzo osłabiony upadkiem, a raczej lotem, jaki odbył kilka chwil temu. Wybraniec wyłowił spojrzenie Dhorgina, który przyglądał się pułapce z wyraźnym zainteresowaniem.
- Dhorginie – ozwał się Bumber po krótkiej chwili ciszy. – Znasz się na tym?
Łucznik pokiwał lekko głową.
- Kiedyś miałem do czynienia z pułapkami...
To by miało sens, pomyślał Bumber. Zręczny łucznik powinien znać się na tego typu sprawach.
- Dasz radę?
- Zobaczymy...
Dhorgin poprawił kołczan na plecach i klęknął przy Angabarze, który nie ruszył się z miejsca ani o krok.
- Jeśli zejdziesz z tego kamienia., może przygnieść cię... – łucznik spojrzał w górę – tamten głaz.
W sklepieniu znajdował się wielki kamień, który zdążył już ruszyć się ze swojego miejsca.
- Musisz więc szybko stąd zeskoczyć... bardzo szybko.
Bumber zmierzył najemnika wzrokiem. W ciężkiej zbroi może nie dać rady...
- Może uda mi się utrzymać głaz w sklepieniu za pomocą zaklęcia lewitacji – podrapał się w głowę Liqid. – Ale najwyżej na kilka sekund.
- Tyle powinno mi starczyć – odpowiedział Angabar. – Chyba...
- Próbujemy – wydał polecenie Bumber. – Wszyscy na tą stronę, tylko ominąć halabardnika. Szybciej, panowie!
Przejście drużyny trwało najwyżej kilka sekund. Wszyscy oddalili się na bezpieczną odległość, na ile pozwalał na to wąski korytarz. Liqid zamknął oczy, a na jego dłoni zapaliła się zielona kula.
- Zaczynajmy.
Mag ognia skupił się na swym celu. Zielona energia poszybowała ku górze, łącząc z głazem rzucającego zaklęcie cienką nicią. Angabar w tej samej chwili wykonał skok do przodu. Ciężka zbroja zachrzęściła ciężko, uderzając o ziemię. Liqid zwolnił zaklęcie, a wielki kamień spadł z hukiem na posadzkę, odgradzając drużynie jedyną drogę ucieczki.
- Teraz musimy iść na przód, nie mamy wyboru – powiedział do siebie Bumber, patrząc na podnoszącego się z ziemi najemnika. – Wszyscy cali? – dodał, tym razem znacznie głośniej. – Ruszajmy więc.
Szli dalej. Bumber obawiał się, że głośny huk mógł zbudzić śpiące w ruinach duchy starożytnych... lub nawet ich ciała. Karma była jedną z najstarszych świątyń na ziemiach Myrtany. Na długi czas przed powstaniem królestwa czczono tu Beliara. Paladyn modlił się w duchu, aby ruiny pozostały niezamieszkane. Będąc zamkniętym w wąskim korytarzu, nie mieliby szans w starciu z hordą nieumarłych...
Ciemność co chwila ustępowała miejsca światłu, aby znów móc zagościć dookoła towarzyszy. Właśnie w takiej chwili, kiedy z trudem można było dostrzec czubek własnego nosa, Bumber nie wyczuł gruntu pod nogami. Był to zaledwie ułamek sekundy. Nim paladyn zdołał pojąć co się święci, leciał w powietrzu, by po krótkiej chwili upaść z hukiem na ziemię. Upadał tak wielokrotnie, póki nie zatrzymał się na ścianie.
- Bumber! – usłyszał wołanie z góry.
- Marszałku! – paladyn rozpoznał głos Boskiiego.
- Nic mi nie jest! To tylko schody... Uważajcie, stopnie są strome!
Klnąc na cały świat, Wybraniec z trudem podniósł się z zimnej posadzki. Zapalił w ręku ognistą pochodnię. Jak się okazało, nie zatrzymał się na ścianie, lecz na drzwiach. Kamiennych drzwiach.
- Na pewno nic ci nie jest? – zapytał Liqid, który jako pierwszy zszedł po schodach.
- Nie, lekko się poobijałem... Znasz to skądś, przyjacielu?
- Takie same drzwi były w świątyni Śniącego.
- Dokładnie. Obawiam się, że za nimi możemy spotkać coś znacznie gorszego od...
Paladyn przerwał, gdyż tuz przed nim pojawiła się tajemnicza dziewczynka.
- Myślałem, że została na zewnątrz!
- Ja też ale...
Oczy Dziecka zaświeciły się na niebiesko. Dwa błękitne promienie padły na drzwi. Korytarz zatrząsł się w posadach, a kamienne wrota usunęły się na bok. Dziewczynka z szalonym uśmiechem na ustach wbiegła do ciemnego pomieszczenia.
Bumber wzruszył ramionami i przekroczył próg. Za nim reszta drużyny. W chwili, gdy ostatni jej członek znalazł się w mrocznej komnacie, kamienne drzwi zatrzasnęły się z łoskotem. W sali zapaliły się pochodnie, ukazując wszystkim mroczny widok ogromnej komnaty, uwieńczonej kulistym sklepieniem. Dokładnie takiej, jak w świątyni Śniącego. Przy przeciwległej ścianie stał czarny tron. Siedziała na nim postać w białej szacie, przeszywając wszystkich zabójczym wzrokiem.
Dziewczynka podbiegła do człowieka piastującego tron. Dygnęła lekko, ani na chwilę nie przestając się uśmiechać. Mężczyzna odwzajemnił się jej kiwnięciem głowy. Dziecko wolnym krokiem zbliżyło się do tronu. Usiadło tuż pod nim, nie spuszczając wzroku z drużyny.
Mężczyzna strzelił palcami.
W jednej chwili wokół śmiałków zmaterializowała się cała zgraja nieumarłych. Począwszy od zwykłych szkieletów, poprzez zombie, na demonach kończąc. Szykował się kolejny pojedynek...

[ Pogratulować co niektórym obowiązkowości. Teraz przynajmniej wiem, na kim można polegać. Osobom, które napisały posty w wyznaczoym czasie, serdecznie dziękuję. Wobec pozostałych z pewnością zostaną wyciągnięte konsekwencje.
A teraz do rzeczy. Przed wami standardowa walka z żyjącymi trupami. Mała uwaga - nasi przeciwnicy nie są tak słabi, jak to zwykle w takich przypadkach bywało. Jest ich więcej i są znacznie silniejsi, niż na to wyglądają. Przystosujcie opis walki do sytuacji. Żeby mi tu nie było kozaczenia... prawda, Taal?
Sala jest okrągła, uwieńczona sklepieniem w kształcie rotundy. Wysokim sklepieniem, należy dodać. Kawałek od naszych walczących postaci, na małym podwyższeniu, siedzi Sarek wraz z dzieckiem. Jego proszę zostawić w spokoju. Zajmijcie się umarlakami.
Liczę na opisy walki. Nie muszą być przesadnie długie. Ważne, żeby były dobre. Dla tych, co nie wywiązali się z obowiązku - bardzo dobre. W innym przypadku pogadamy inaczej. I nie będzie już tak miło. Zresztą ci, którym znudziło się granie, mogą śmiało odejść. Zapewne i tak nikt tego nie zauważy - tak mało piszą.
Pozdrawiam. ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować