Zaloguj się, aby obserwować  
menelsmaster

Zapomniane Krainy - forumowa gra RPG [M]

4049 postów w tym temacie

- Widzę, że odchodzi wam ochota by zakończyć sprawę Wojewody - mruknął paladyn siadając ciężko na mokrym kamieniu. Było mu już wszystko jedno i tak cały był mokry. "Przydałoby się jakieś ognisko" pomyślał - Czy mam rozumieć, że cały nasz wysiłek i poświęcenie, na które zdobylismy się by odebrac mu ten miecz ma pójść na marne? - zapytał siedzących smętnie towarzyszy - Jeśli nie widzicie sensu dalszej walki, to ja nie mam nic przeciwko temu. Po prawdzie też nie jestem za tym, by pozbawiać Wojewodę zycia. Myślałem jednak o tym by was zmotywować do dalszego działania. Wątpię by ci wieśniacy, którzy tu mieszkają zdobyli się kiedykolwiek na bunt - dodał wstając by poszukać jakiegoś łatwopalnego materiału na ognisko. Niestety wszystko było mokre.
- Jesli tak to zostawimy, to wojewoda urośnie w siłę i wtedy stanie się naprawdę niebezpieczny. Jak sądzicie do jakiego stopnia ten miecz może go zmienić. Bo wątpię by jego teraźniejsze postępowanie to było ostatnie stadium. ... będzie jeszcze gorzej - dodał jakby do siebie.
Usiadł obok Marvola i ciężko oparł głowę o drzewo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Dlatego ja proponuję iść do wioski na rozeznanie... - powiedziała pewnie Eileen siadając na piasku. - Możemy działać sami, ael jak widzicie to nie ma zbyt wielkiej siły przebicia. A może się trafić, że ci ludzie naprawdę tylko czekają na kogoś takiego jak my. Na to rozpoznanie nie muszą iść wszyscy, może jedna osoba. Ktoś kto nie zwróci na siebie zbyt wielkiej uwagi. Trzeba by go tylko troszku "podrobić"... - uśmiechnęła się znacząco. - Uważam, że nie ma tam raczej nikogo, kto mógłby złamać prostą iluzję zmęczonego podróżnika. I nie wszystko musimy nawet nią obejmować. Mój płaszcz się nada dla tej osoby... Pytanie tylko kto będzie chciał. - powiedziała rozglądając się po zgromadzonych. Wszyscy milczeli. - No co? Zawsze możemy iśc i zrobić wielkie bum... - powiedziała niezbyt zadowolona ponownie czekając aż ktoś się zgłosi, lub poprostu sprzeciwi się jej pomysłowi.

[Jeśli się zgodzicie na ten plan proszę wytypować chętnego... Ta osoba niech się kopnie do mnie lub do Phila na gg przy najbliższej okazji i powie co zamierza robić w wiosce. Na tej podstawie powstanie takowy post. Cieszę się, że w końcu wzięliście się za siebie.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[ Camponatorku:
Po pierwsze: pisz wszystko co jest offtopem w takich nawiasach [ ]
Po drugie: Musisz wkopać się klimatycznie w akcję bez tekstów typu: Siema, jestem Kazik - bardzo zły drow, mogę się dołączyć? :). Poczytac możesz wejście upiora parę stron wcześniej. Dobrze też by było, gdybyś przeczytał też tak z 10 ostatnich stron, żeby znać fabułę i gdybyś zastanowił się co twoja postać wie, a czego nie... Bo z tego mogą się porobić niezłe kwiatki. I ogólnie to zapraszam :) ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Farin myślał nad słowami Eilenn. Rozglądał się po drużynie. W końcu powiedział.
-Moim zdaniem do wioski powinny iść dwie osoby, ponieważ, jedna, która będzie rozmawiać badać wypytywać i w ogóle umiejąca sprytnie informacje wyciągnąć, druga natomiast potrzebna jest do obrony, gdyby ta pierwsza miała kłopoty to ta druga pomogłaby jej, pyzatym we dwóch zawsze raźniej i nawzajem by sobie pomagali.
-I ty pewnie chcesz być jedną z nich?- Spytał z lekkim uśmiechem Darkus
-Nie ukrywam, że chętnie bym poszedł, ale w tej drugiej roli, ponieważ zbyt sprytny nie jestem, ale za to potrafię dobrze walczyć. Natomiast w roli rozmówcy wybrałbym upiora, ponieważ zauważyłem ze potrafi on „sprytnie rozmawiać” i domyślam się, że jest negocjatorem z zawodu. Jednak to jest nasz decyzja, kto pójdzie i ile pójdzie. To tylko moje propozycje.
Rozpoczęły się ciche rozmowy, wielu myślało, że pójdzie Phil, bo on zawsze wybierał się na takie „akcje” jednak ten na razie milczał. Farinowi było obojętne, kto pójdzie oby tylko dobrze wykonał swoją misję jednak bardzo chciał tam pójść, ale wiedział, że to musi ustalić cała drużyna, więc usiadł na jakimś kamieniu i rozmyślał, co dalej się stanie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Potrzebują osoby do wioski...- pomyślał.
Zastanawiał się czy zaryzykować swoje życie i czy nie będzie się odróżnał od innych. Inkwizytor bez stroju i medalionu wyglądał jak zwykły człowiek. Co prawda jego zachowanie świadczyło, że nie znosi głupich gadek i rozmowy na niepoziomie, ale umiał udawać. W końcu strażników oszukał, gdy ci w lesie byli.
- Ja mogę spróbować. Dobrze nie walcze, zawsze wyglądam na styranego i niezadowolonego. Poza tym lubie klimaty wiejskie. Upiję jakiegoś chłopa i zaraz mi wszystko wyda. Umiem też udawać starca, bo dobrze mi to wychodzi. A poza tym myślę, że gdy ktoś Was zaatakuje to zaczniecie się bronić, a ja nie za bardzo potrafię, więc szybko zobaczą, że do wioski zawitał słabiak. Mogę pójśc tylko powiedźcie o co mam się ich zapytać, bo to bardzo ważne. A zresztą jeszcze zadziała iluzja.
Paladyn chciał iść do wioski z kilku powodów. Pierwszym było to, że nie lubił Matki Natury, a wioska była miejscem, gdzie miała mniejsze wpływy. Drugim powodem była chęć poznania nastroju wieśniaków i czy rzeczywiście nie podobają im się rządy władcy. Trzecim powodem było to, że chciał pomóc wieśniakom.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Phil przysłuchiwał się uważnie słowom towarzyszy. W końcu umilki. WIedział, że czekają na jego zdanie w tej sprawie. Wstał więc i rzekł
- Ja do miasta raczej nie pojdę. Jestem zbyt rozpoznawalny. Wiem, że magia i te rzeczy, ale jednak wolałbym, aby poszedł ktoś kto ma większe szanse pozostać nierozpoznanym. W dodatku stan moich płuc niezbyt pozwala mi na takową akcję, zwłąszcza jeżeli trzeba by było szybko uciekać - przyjrzał się ochotnikom oraz wymienionym przez drużynę. "Farin - do obrony doskonały, ale narozrabialiśmy w czasie odzyskania broni. No i jednak rzuca się w oczy. Gregor... podobnie lecz miałby większe szanse na nierozpoznanie. Darkus... zbyt młody i zbyt mocno wierzy w dobro bliźnich. Teraz spojrzał na ostatniego wymienionego."Upior...hmm... ciężka sprawa. Nie wiadomo skąd jest, dokąd zmierza... chyba nie jestem w stanie, tak bardzo mu zaufać...a może czas na jakiś sprawdzian..." Elf zastanawiał się jeszcze przez chwilę. W końcu powiedział.
- Dobrze, pojdzie Farin i Gregor. W razie czego potraficie doskonale się obronić, a Eileen rzuci na was jakieś sprytne przebranie. Życzę Wam powodzenia panowie. Aha... macie dowiedzieć się co mieszkańcy myślą o tutejszej władzy. Jednak pamiętajcie. Żadnego przechylania się na jedną ze stron.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dinthil wreszcie znalazł swój miecz. Akurat wtedy Gregor podsunął swój pomysł z ładunkami wybuchowymi. Półelf popatrzył na Phila, przypominając sobie w jaki sposób odłączyli się kilka lat temu. Mieli wysadzić kawałek kopalni. Ściągneli speca od ładunków, załatwili trotyl, ewkuowali cywilów... A później wybuch rozwalił połowe kopalni... Din ledwo przeżył pod gruzami, więc teraz niechętnie patrzył na ten pomysł. Siadł, nawet nie słuchając werdyktu przywódcy. Włączył system magicznego wyczuwania bólu i stwierdził że ma przebitą na wylot stope. Przeklinając pewną grupe sadystów z Avenorth i Matke Nature zaczął szukać bandaża w plecaku. "Ciekawe, czy Natura nas próbowała czy mnie ścigała. Ona nie lubi jak się ją poprawia... Zresztą dobrowolnie poprawiłem tylko jedną rzecz. Reszta zmian była kapkę wymuszona." Tak myśląc patrzył na wioskę powoli budzącą się do życia. Jedne drzwi zwróciły jego uwagę. Zobaczył na nich znany mu czerwony znak. Ale musiał się jeszcze upewnić.
-Przepraszam, czy widzisz jakiś znak na tamtych drzwiach?- spytał osoby siedzącej obok, nawet nie patrząc kto to.
-Nie, widze tylko czyste drzwi.- odparł ze zdziwieniem przypadkowy rozmówca.Din wiedział że to oznacza tylko kłopoty. "Oby nie szukali mnie." Din poczekał, aż reszta ustali wszystko i podszedł do Phila.
-Przeszłośc wraca.-oznajmił ponurym głosem. Phil popatrzyłna niego zdziwionym wzrokiem. Nagle na jego twarzy odbiło się zrozumienie.
-Znak czy twoi ''pobratymcy''?- Półelf syknął słysząc ostatni zwrot.
-To już nie są moi pobratymcy. Widziałem znak, możliwe że mnie szukają. W końcu lubieli ten medalik.- odparł z lekkim uśmiechem Din. - Więc bądź przygotowany. Czuje że jakiś młodzików po mnie nie wyślą.
-Ty już nie czujesz od 8 lat. No dobra nie obrażaj się. Wiem że przeczucia masz nadal. Będe uważny ty lepiej też bądź.
-Grreat.- Powiedział Din rodzinnym hasłem i odszedł do swoich rzeczy. Wyciągnął z plecaka dwa medaliony: czerwoną czaszkę i dziwny kieł. Poparzył chwile na kieł i schował go za pazuche. Wstał popatrzył na grupe i potarł swój tatuaż. Nagle popatrzył za siebie, mocno ściskając tatuaż. Jego ręka powoli wędrowała w strone miecza. Podszedł w strone pobliskich drzew i zobaczył znak... Strach, uczucie którego nie doświadczał od 5 lat, teraz sparaliżował mu nogi... Bo to nie był zwykły znak. Ten kto go zostawił należał do starszyzny... Aż tak silnego przeciwnika się nie spodziewał... Kiedy już wrócił do obozu, grupa wybierała wysłanników do wioski. Dinthil nie miał najmniejszej ochoty wychodzić do wioski, nieuzbrojony, przebrany za jakiegoś obdartusa, kiedy w okolicy przebywał ktoś ze starszyzny. Din sięgnął do swojego plecaka i wyiągnął z niego małą książeczke z tytułem zachlapanym krwią. "Ile istot oddało za nią życie. Nawet ja częściowo." Din otworzył ją i zaczął sobie przypominać, starożytną wiedze o zabijaniu wszystkiego... Nikt nie wie jaką mieszanką mógł być łowca bractwa. W końcu odciął kilka sznurków przytrzymujących jakiś szczelnie owinięty kształt. Din szybko rozwinął tkanine i światło dzienne znów zobaczył sztylet uznany przez wszystkich za zniszczony. Półelf oglądnął dokładnie w jakim stanie jest srebne ostrze i rękojeść stworzona z bardzo dziwnego materiału... Tylko jeden człowiek, jeśli można go tak nazwać, wiedział co to za metal... Gdy Dinthil skończył ogłądać sztylet, przypiął go do pasa i rozgłądnął się po obozie... Dokoła niego byli sami obcy mu ludzie... Spojrzał na twarz elfki, Eileen, znów poczuł żal i tęsknote.... W końcu położył się i trzymając w dłoni medalion z kłem zapadł w niespokojną drzemkę...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Marvolo tylko stał biernie przyglądając się przygotowaniom Krasnoluda i Paladyna do wyjścia. Widział, że Paladyn z nautry jest rozmowny i towarzyski. Nie powinien mieć kłopotów z porozumieniem się z wieśniakami. Tylko żeby schował tą zbroję... Zaraz, o czym ja myślę. Przecież Eileen może nałożyć na Nich jakieś zaklęcie, które ich całkowicie zamaskuje. Dziwię się tylko, czemu Phil jednak nie wysłał Upiora. Dziwne... Wygląda na takiego, który przeszedł wiele. I dobrz się maskuje sam z siebie. A jeszcze z czarem Eileen? Może Phil nie jest jeszcze Jego pewien? Zapewne tak jest. Ale co tam, to nie moja sprawa. Ja muszę sobie sporządzić jakąś broń w międzyczasie... Bo pięśćmi nie mam zamiaru się bić przy najbliższej okazji... Marvolo powoli się podniósł z ziemi. Podszedł do najbliższego drzewa, położył dłoń na jego korze i wyszeptał parę słów. Ona w chwilę potem pochiliło jakby od niechcenia gałęzie. Na największej widać było wielką narośl, przypominającą kształtem dużą piłkę. Świetny zaczątek na maczugę... Druid delikatnie odłupał narośl i podziękował drzewu. Tamto tylko podniosło swoje gałęzie z powrotem. Bez tej bulwy, wyglądało na zdrowsze. Nic się w przyrodzie nie marnuje... Teraz Druid podszedł do drugiego drzewa. Jeden z korzeni wyglądał na stary i nieużywany. Drzewo po krótkie "pogawędce" wyciągneło go tak, że wystarczyło lekko nacisnąć i sam odskoczył. Doskonale... Teraz to tylko jakoś połączyć... Marvolo krótką inktancją wywołał z ziemi krótkie, acz mocne pnącza. Wyrywał je pojedyńczo. A raczej odrywał. Nie chciał wyrwać całego, razem z korzeniami. To byłoby marnotractwo i pohańbienie Natury. Druid złożył bulwę i korzeń obok siebie. Z niemałym trudem wcisnął pal w narośl, tak, że ten drugi nachodził na przedłużenie. Po chwili było to mocno związane razem pnączami. Druid zacieśnił węzy prostym czarem. Teraz tylko pozostało mu wzmocnić tą "broń". Krótka inktancja, szybki efekt. Młot pokrył się cieńką warstwą ostrej kory. Mimo, że jej grubość nie była imponująca, wyglądała na mocną. Teraz pozostało tylko jakoś wygładzić trzon. Druid ponownie nałożył zaklęcie kory. Tym razem przybrała ona gładką powierzchnię. Broń Marvola była gotowa. Złożył ją obok siebie na ziemi i usiadł. Trzeba było czekać na powrót reszty...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Kiedy wszyscy przygotowywali się do wymarszu ochotnikow do wsi i wszystko zdawało się byc w porządku, nagle odezwał się Farin
- Tego...ekhm..bo...ja...errrm... - zaczął się lekko pocic - nie pojdę do tego miasta. - wszystkie głowy zwrociły się w jego stronę pytająco - Bo... ja się zgłosiłem z nadzieją, że mnie nie weźmiecie... wiecie taki krasnoludzki impuls i tak jakoś wyszło. Przepraszam. - teraz odezwał się Phil
- Po pierwsze nie przepraszaj. To zbędne słowa... - tu nieco się zamyślił - A więc pojdzie sam Gregor. Myślę, że sobie poradzisz. Przygotuj się dobrze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Przepraszam, że dopiero teraz, ale wróciłam o 17.30 do domu i padam... Do tego jeszcze w połowie postka poszłam na chwilkę niech mi oczy odpoczną. No i tu wychodzą braki snu...]

Eileen przez chwilę przyglądała się Gregorowi i namyślała się. To by go nie poznano to jedna sprawa, a to, by wyglądał realistycznie to druga. Paladyn wsłuchiwał się w rozmowę krasnala z Philem, Eileen nie. Ona dyskretnie, od tyłu oglądała całą postać Gregora, zbroję, miecz. Żeby się tam wcisnąć musi wyglądać jak swój. Rozpoczęła inkantację jakby nigdy nic - wolała przetestować wszystko w praktyce. Przez chwilę wszyscy jeszcze zdawali się zajmować sobą, lecz po chwili odwrócili wzrok na nic nieczującego paladyna...

-No co? - zapytał ten spoglądając zdziwiony.

-Nie wierć się! - skarciła go skupiona Eileen. Przez przypadek z jego nosa zrobiła się bulwa. Do jej uszu doszedł zduszony śmiech towarzyszy. Postać paladyna, choć lekko rozmyta dawała się idealnie formować. Elfka przykryła zbroję brązowym płaszczem kupieckim, potężny miecz przerobiła na nieduży, jednoręczny, zaś samą rękojeść owinęła skórą. Wszystko to kreśliła myślą spoglądając w skupieniu na obiekt owych zabiegów - nieszczęsnego Gregora zastanawiającego się, co tak właściwie się z nim dzieje. Po chwili czarodziejka zajęła się jego twarzą. Spulchniła ją nieco, pogrubiła i nieco zaczerwieniła nos. Zmieniła barwę oczu na piwne, nieco złociste. - Ehh... Czegoś mi tu brakuje. - powiedziała obchodząc go dookoła. Uśmiechnęła się lekko. Po chwili Gregor miał nieco rudawe włosy i kilka piegów na twarzy. - Tak znacznie lepiej. Jak myślicie? - zapytała spoglądając na innych.

- O tak, oczywiście! - powiedział pewnie krasnolud powstrzymując wybuch śmiechu. Eileen utrwaliła czar.

- Godzina, maksymalnie trzy, ale nie przesadzaj. Kiedy sięgniesz po broń iluzja też pryśnie. No dobra, możesz się już wynosić i nie wracaj bez informacji... - powiedziała udawając srogość, choć jej śmiejące się oczy przeczyły wszystkiemu. Uśmiechała się nadal spoglądając jak ten idzie przez łąkę ku wsi.

-Aleś mu dołożyła! - zachichotał Fur. - Piegi! - rozległa się salwa śmiechu.

-Cii... On tego nie widzi. - zaśmiała się wesoło - To co? On poszedł, a my sobie nieco usiądziemy, możemy omówić plany, lub po prostu coś poopowiadać. Z resztą - wędrujemy już dość długo, a tak w praktyce czasem ma się wrażenie, że wcale się tak naprawdę nie znamy... - powiedziała siadając na piasku. Zbliżało się południe...


[ Hehehehehe... A teraz to co misie lubią najbardziej ;P ]


Zbliżało się południe paladyn - a może nie do końca on - zmierzał już teraz gościńcem ku wiosce. Niedaleko pasło się parę łaciatych krów. Po chwili wkroczył w szereg kilkunastu domów ustawionych wzdłuż gościńca na planie krzyża. Chłopskie chaty kryte strzechą i rzucały cienie na bruk gościńca. Gdzieniegdzie z okna wyjrzało jakieś dziecko. W oddali widać było spory plac, ze studnią. Po chwili do uszu idącego dobiegł odgłos płaczu - choć cichy, to dosłyszalny dla człowieka czułego na ludzką niedolę. Kobiecy głos uderzał swym smutkiem i nieszczęściem. Paladyn zaciekawiony przeszedł przez podwórze obok walącej się chaty. Ów głos słychać było z obory znajdującej się na nią. We wnętrzu, tuż obok stosu siana klęczała na ziemi kobieta, raz po raz rwąc włosy z głowy. Prosta chłopka w wysłużonej sukience, na którą kapały obfite łzy spojrzała oczyma pełnymi przestrachu na przybysza, który zajrzał do środka.

- Co się stało kobieto? Gdzie twój mąż? - zapytał zdezorientowany.

- Panie, jam wdowa - mąż zmarł zeszłej zimy. Dziatki moje, głodne, nakarmić czym nie mam...

- Dlaczego? – spytał zdziwiony.

- Panie! Nim ziemia plony wyda pan przysyła swoje sługi, bym podatek opłaciła. Ostatni grosz oddałam, pod groźbą śmierci dziecięcia. Nawet najlepsi gospodarze pomóc mi nie mogli, sami nie mają. Panie, dopomóż... - załkała padając twarzą na ziemię. Gregor wręczył wieśniaczce kilka złotych monet z iluzorycznie napchanej sakiewki.

- A któż odpowiada za twe cierpienie? Kto ma na to wpływ?

- Panie, jam tylko prosta kobita. Kiedyś to było, pare pełni temu jak dziecięciu mogłam nawet kocyk wełniany za sztukę złota kupić. Teraz podatki, ceny wysokie... Nie wiem cóż panowie z miasta poczynają. - powiedziała smutnie podnosząc się z ziemi. - A teraz panie, za twój dar do żniw wyżyjemy jakoś... - spojrzała przenikliwym wzrokiem, pełnym wdzięczności na paladyna - Do Zochy jeszcze pójdę. Zocha mi pomoże, jakoś wyżyjem... Dzięki ci panie, po stokroć. - powiedziała opierając się o drewniane wrota obory. Gregor stwierdził, że już nic więcej się od niej nie może dowiedzieć. Skłonił się tylko na pożegnanie i wyszedł spowrotem na gościniec - a może raczej główną uliczkę "wioski". Spokojnym krokiem zmierzał ku niedużemu placykowi - stanowiącemu punkt centralny wsi wraz ze studnią w cieniu sporego drzewa. Tam nad cembrowiną pochylał się starzec. Ledwo, co dawał sobie radę z kręceniem korbą, by wyciągnąć wiadro. Jego siwe włosy rzucały się w oczy już z daleka. Dalej, pod jakimś budynkiem młodzi chłopcy grali w "kamienie", raz po raz uderzając w swoje lub przeciwnika z głośnym trzaskiem. Gregor nawet nie czekał - poprostu poszedł pomóc siwcowi nie mówiąc ani słowa. Delikatnie odsunął starca od korby, sam wciągając na górę wiadro pełne wody w jedną chwilę. Starczyna spojrzał na niego z niemałym zdziwieniem.

- Starcze, a co u was? Pomóc wam? - zapytał zestawiając wiadro z krawędzi studni.

- Ano. Prosiłbym bardzo... Lata już nie te, kości spróchniałe.... - powiedział ten chrypiąc nieco.

- A co wy tacy smutni? Co się stało? - zapytał paladyn przyglądając się bliżej twarzy starca.

- Ano... Wielmożny panie... Źle się dzieje na tym świecie... Deszcz młodą pszenicę wysiekł... - zaczął starzyna.

- A wnuków nie macie, co by wam pomogli? - wtrącił się Gregor.

- A podatków nima za co płacić. Jeno ziemię gryźć mi zostaje. Bom ja samotny - syn z rodziną wyjechał w świat daleki, szukać lepszej ziemi, lepszego miejsca...

- I samych was zostawili? Dziwne... - zdziwił się paladyn.

- Jam tu urodzony, ziemi rodzinnej nie zostawię! Tu zasnąć chcę na wieki... Oni młodzi... Szaleni. Jeszcze wiele zim przeżyją...

- A kto tu w tej wiosce władze sprawuje? Bo ja z stron dalekich przybywam i ciekawy jestem kto u was teraz władzę sprawuje...

- Rządzi? Pan rządzi... I jego świta, żołnierze... Słudzy pana naszego, wielmożnego wojewody srogie kary nam niosą. Podatków nie ma z czego płacić. Bo podatki większe... Chłopi się ino zbierają i w karczmie nad plonami uradzają. Zysku szukają... Bez pracy niema kołaczy... - pokiwał głową stary. - Ale... Wieczorami. Jak nasz skrzypek, Antoś przygra, to jeno się wioska trzęsie. Takie tańce... Zapomną z czasem, że im skórę wygarbował bat strażnika. Jeno jak przeżyć w rodzinnej ziemi mi - starcowi... - starzyna upija nieco wody z wiadra i kaszle - Ano. Takie to nasze chłopy. Jeno karczma im w głowie. Raz sie takiemu jednemu ubzdurało, że panem jest na ziemiach. On se zarządził rebelije chłopską urządzać... A pan tak lubi? - zapytał przekornie widząc minę Gregora na wspomnienie karczmy - Ano, tam jest ta dziura... Przybytek diabelski. Tam, nieopodal nasz Antoś konie poi..

- A wy co myślicie - warto buntować się przeciw panu? A jak pokara? - zapytał nieco zbity z tropu paladyn.

- Ja jeno myślę wielmożny panie, że wino szkodzi w upały... - wymigał się starczyna i ledwo dając radę podnieść wiadro podreptał w głąb wioski znikając w którejś z chat. Zdziwiony Gregor jeszcze przez chwilę przyglądał się chacie, do której wszedł starzec, ale po chwili jednak stwierdził, że warto poszukać tej całej "knajpy". Chłopcy bawiący się nieopodal wskazali mu budynek ze sporą przybudówką znajdujący się nieopodal. Obok chłopek poił konie, czyścił i karmił, kolejno wprowadzając je do stajni karczemnej. Weranda pusta była, bo oświetlona gorącym słońcem zbliżającego się popołudnia.

- Witaj chłopcze! - zaczął Gregor. Chłopaczyna od razu wywołał na twarz nieco sztuczny uśmiech. - Duży ruch dziś macie?

- Ano... Jak to zawsze panie. Kupcy do miasta zmierzają, swoje wozy z najemnymi konno wyprzedzają i już zysk, już handel, już pierwsze umowy - a towar jeszcze nie gotowy. A u nas to na chwilę, przejazdem. Na szklanicę czegoś na poprawę humoru...

- Eeee... To u was interes się kręci nie to, co u sąsiadów. - stwierdził paladyn.

- Panie, kupiec zawsze się dorobi, nawet na własnej brodzie... - szepną poufale mały.

- Antoś! Do pomocy w kuchni! - rozległ się basowy głos z otwartego okna.

- Wybaczcie, panie... Wołają. - powiedział chłopaczyna migiem wbiegając do karczmy. Gregor wszedł za nim chwilę potem. Wnętrze nie było zbyt nadzwyczajne. Drewniana boazeria, na nieco odrapanych ścianach wisiało kilka przekrzywionych rogów jelenich. Parę solidnych, dębowych stołów mogło pomieścić wokoło sporą grupę ludzi na drewnianych stołkach. W środku prócz karczmarza było jeszcze dwóch dopiero co przybyłych kupców i kilku nieco już podpitych od rana "stałych bywalców". Nic interesującego. Karczmarz toczy piwo z beczki do "prawie" czystych szklanic, a kupcy podjadają tuczone prosię z rożna... U pasa jednego z nich aż gryzie w oczy pękata sakiewka. Paladyn podszedł do lady. Brodaty karczmarz jak duch wynurzył się spod niej niespodziewanie.

- Czym mogę służyć wielmożny panie? - zapytał uprzejmie podkręcając wąsa.

- Potrzebuję jadła i informacji... - powiedział nieco ciszej, acz stanowczo paladyn.

- Jadła u mnie pod dostatkiem, chleb, mleko, ser świeżutki, jasny i bialutki... -mówi wyklepaną już na pamięć rymowankę karczmarz...

- Spleśniały, spleśniały... - wcina złośliwie Antoś. Karczmarz odwraca się dyskretnie i zasadza mu solidnego kopniaka pod ladą. Gregor uprzejmie to przemilczał.

- Widzę, że tu klienteli wam nie brak, ale sama wioska sprawia wrażenie ... biednej?

- A no. Panie - chłopy jak to chłopy, raz się uda plon, raz się nie uda. A teraz to jeszcze podatki ponoć podnieśli... Często tu straż zagląda... Wojskowi, konnica...

- To dobrze chyba? Bezpieczeństwo wam zapewniają...

- Podatki nowe i zaległe. Od studni na podwórzu, od krowy i kozy, niedługo owiec też się doczepią. - kontynuował karczmarz.

- No, ale dzięki temu macie przecież uzbrojoną armię, więc jesteście bezpieczni - powiedział paladyn bardziej do sali niż do karczmarza - by wszyscy usłyszeli.

- Panie, bezpieczeństwo. Niechnoby jakiś łobuz podskoczył naszemu Wojtasowi. Pod niebo będzie fruwał! - powiedział na wpół szeptem ten. - Nasi sami się bronić potrafią przed takimi drobnymi złodziejaszkami... - mówił dalej jak najcichszym szeptem.

- To, po co wam ta armia? Na wojnę idziecie? - zapytał Gregor.

- Coby podatki zbierała... - powiedział zmieszany karczmarz. Po raz pierwszy od dawien dawna nie wiedział, co powiedzieć. Gregor udawał zdziwienie. Po chwili zamówił kielich wina i odrobinę chleba. Zakupił też to i owo dla zapewne wygłodniałych towarzyszy. Karczmarz z chęcią zapakował mu wszystko do lnianej torby - z niemałą trudnością udało mi się też obok bochenka chleba i kilku gamułek sera wcisnąć spory bukłak wina. Gregor sowicie opłacił za te oto usługi i po chwili wyszedł na gościniec. Widział, jak wygląda za nim ów nieszczęsny Antoś, ciągle trzymając się za kopnięty przez karczmarza pośladek. Paladyn nie mając wielkiego wyboru musiał iść gościńcem, póki nie wyszedł ze wsi. Wtedy zszedł z drogi i przechodząc szybko polem pod osłoną nadrzecznych krzewów zmierzał spowrotem ku obozowi...

[Nom, to (w końcu) tyle. Gregor - powrót już sobie sam zorganizuj. Ale co wam powiem to wam powiem - nieźle mi się na gg chłopak rozkręcił. Oj, będą z niego ludzie ;P Tylko trzeba was jeszcze tak troszku rozruszać - bawić się nie umiecie za grosz. Ale to da się naprawić... Dopóki Greg nie walnie posta z powrotem możecie sobie pogadać (powygłupiać się też), porobić coś niezbyt głośnego i nie zwracającego uwagi idących gościńcem... ]


Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Przechodząc koło ostatniej chałupy w wiosce Gregor przejrzał się w na pół czystym oknie ...

------ JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ --------------

- Gdzie ona jest!! - wpadł na polanę a furia grała mu na nerwach niby cała orkiestra symfoniczna - ja ją zabiję!! - wrzeszczał zupełnie nie jak paladyn.
Eileen zupełnym "przypadkiem" poszła z Philem po drewno ... :P

Jednak Gregor to nie dość, że paladyn, to dobry człowiek był. Gdy tylko iluzja zniknęła zniknął też jego gniew choć długo jeszcze nie będzie mógł zrozumieć dzikiej radości "niby-przyjaciół". Sługa światłości z czerwonym bulwowatym nosem. "Rafaelu ratuj bo nie ździerżę" ...

Opowiedział wszystko towarzyszom czego sam się w wiosce dowiedział.
- Aha i jeszcze jedno: jest tam ktoś kto ma dość ikry by rozpętać bumt. Nie wiem jednak kto to i jak duże ma poparcie. Sami wywnioskujcie z tego, co usłyszęliście. Ja nie mam sił myśleć - i poszedł na bok by się położyć.
"Nigdy więcej misji" - pomyślał w duchu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Elf w lesie może śmiało powiedzieć, że "Czuje, że żyje". Natomiast elf, ktory po tym lesie porusza się z piękną elfką dotrzymującą mu towarzystwa nie może znaleźć słow na określenie tego co czuje. Jednak Phil poza tym czuł coś jeszcze. Niezbyt miły bol połamanych żeber. Jednak to nie przeszkadzało mu cieszyć się chwilą. Kiedy Phil wrocił z Eileen do czasowego miejsca postoju, Gregor ochoczo przedstawił im to czego się dowiedział. Przez cały czas tej rozmowy Philowi wydawało się, że paladyn jakoś dziwnie patrzy na czarodziejkę. I możliwe, że domyślał się dlaczego. Kiedy Gragor zakończył swoją opowieść Phil zamyślił się lekko. Rozważał możliwości, ktore się przed nimi roztaczały. W końcu po krotkiej konsultacji z elfką powiedział do towarzyszy
- Moi drodzy. Przed Wami kolejna deyzja do podjęcia. A mianowicie musimy zadecydować co teraz zrobimy. Możemy pojśc do wsi okryci iluzją. Możemy rownież iść bez iluzji jeżeli czujecie się wystarczająco pewni siebie. Tam możemy sprobować "nieco" podburzyć wieśniakow do walki. Jeżeli zaś wolicie oddalić się od wpływow wojewody pozostają nam dwie drogi. A w zasadzie jeden gościniec i powrot do lasu. Przemyślcie to dobrze i przedstawcie swoje argumetny aby przekonać innych. Od tej decyzji zależą losy większości chłopow... - umilkł i spojrzał na towarzyszy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Darkus nie wiedział co wybrać. Uważał, że pomoc wieśniakom jest konieczna, ale co oni mogli zrobić pod wpływem strachu?? Ucieczka od kłopotów nie wchodziła w rachube... Iluzja może i by się przydała, ale jak nagle w wiosce pojawi się tyle nowych twarzy w iluzji to może być to podejrzane... Darkus wstał i przemówił
- Moim zdaniem naszym najważniejszym celem jest znalezienie tamtego wieśniaka, który kiedyś sprzeciwił się władzy. Tylko takiej osobie można by zaufać, ale najpierw trzeba by ją przebadać, bo może pod wpływem strachu zmieniła się... Nadal uważam, że zabicie wojewody i kradzież miecza była by najlepszym rozwiązaniem. Ktoś by przejął władze, ale najprawdopodobniej nie byłby takim szaleńcem jak nasz "kochany" wojewoda.
Po tych słowach zamilkł i rozmyślał o świątyni będącej przyczułkiem wyznawców jego wiary.
- Myślę też, że w samym mieście znaleźli by się ochotnicy ze świątyni mego Boga. Od razu mówię, że kapłani mnie nie poprą, gdyż wolą być neutralni, ale paladyni, którzy ich chronią mogą nam pomóc... Oczywiście nie gwarantuję tego. Dawno z nimi nie rozmawiałem. Pewno martwią się o mnie, ale ja czasem potrafiłem znikać na kilka miesięcy.
Inkwizytor zastanawiał się ilu tak naprawdę świątynnych żołnierzy poparłoby go. Musiałby chyba ogłosić wojewodę zdrajcą i sługą złych demonów, ale wtedy los wojewody byłby przesądzony... Więcej pomysłów nie miał. Wolał wysłuchać pomysłów innych członków drużyny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Upiór już osuszony ale dalej z bólem głowy postanowił obolałe kości rozruszać wiec wstał. Poszczególne partie ciała dawały o sobie znać, za mało biegał i dało się to teraz odczuć. No i do tego dochodziły siniaki, które oplatały całą jego zewnętrzną powłokę. Usłyszał mowę Phila :
- Moi drodzy. Przed Wami kolejna deyzja do podjęcia. A mianowicie musimy zadecydować co teraz zrobimy. Możemy pojśc do wsi okryci iluzją. Możemy rownież iść bez iluzji jeżeli czujecie się wystarczająco pewni siebie. Tam możemy sprobować "nieco" podburzyć wieśniakow do walki. Jeżeli zaś wolicie oddalić się od wpływow wojewody pozostają nam dwie drogi. A w zasadzie jeden gościniec i powrot do lasu. Przemyślcie to dobrze i przedstawcie swoje argumetny aby przekonać innych. Od tej decyzji zależą losy większości chłopow...
- Myślę też, że w samym mieście znaleźli by się ochotnicy ze świątyni mego Boga. Od razu mówię, że kapłani mnie nie poprą, gdyż wolą być neutralni, ale paladyni, którzy ich chronią mogą nam pomóc... Oczywiście nie gwarantuję tego. Dawno z nimi nie rozmawiałem. Pewno martwią się o mnie, ale ja czasem potrafiłem znikać na kilka miesięcy – dodał Darkus.
Cóż miał poradzić na los wieśniaków. Oni mieli chyba większe problemy. Jednak kiedy umysł przetrawił już myśl stwierdził , że może jest też inny sposób.
- A co gdybyśmy naszą bazę wypadową stworzyli tutaj, odbijając od czasu do czasu do wioski , zbierając informację, szukając sojuszników, materiałów, tworząc coś jak siatkę szpiegowską. Chyba nie zaszkodzi, gdybyśmy raz potajemnie a raz odwiedzając ich oficjalnie i grając przy tym na nosie tego gbura wojewody? Przecież mamy do tego warunki i odpowiednich ludzi , potrzebuje nam tylko werwy, która chyba już z Was opadła. Ludzie , jestem z Wami niedługo , zdążyłem jednak przekonać się jak głęboki ogień może w Was płonąć...a jednak teraz siedzicie i rozkładacie ręce zamiast wziąć się do działania. Co odpowiecie ? – oniemiali członkowie grupy wyraźnie zastanawiali się nad porządną odpowiedzią , wyglądało jednak na to , że Upiór będzie musiał na nią co nieco poczekać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Eileen przez chwilę spoglądała na Upiora. Ciągle jeszcze była niepewna jego osoby. Nie znała go, a ona niezbyt potrafi ufać nieznajomym. Ale teraz ten powiedział dokładnie to samo, co krążyło po jej głowie już od dawna. W końcu nie wytrzymała milczenia.

- No co się gapicie!? Upiora nie widzieliście? Facet ma rację, wielcy boharerowie... Kicz. Bo teraz siedzimy i czekamy na boskie zmiłowanie. Tu trzeba działać. Z tego co mówił Gregor w wiosce jest ktoś kto mógłby nas poprzeć. Z drugiej strony wszyscy są niezadowoleni z wysokich podatków i z tego jak traktują ich strażnicy. Ja mogę załatwić iluzję. A tak właściwie - spojrzała w stronę paladyna - Czy widziałeś może we wsi jakieś informacje o poszukiwaniach drużyny "wrogów miłościwie panującego nam wojewody"? - zapytała z nutką złośliwości Gregora mierząc go uważnym wzrokiem.

- Eee... Tego no... - mówił ten zdziwiony zachowaniem elfki - Niezbyt? - wydusił w końcu.

- Czyli tak na dobrą sprawę mogą nas rozpoznać tylko strażnicy lub też jacyś przyjezdni kupcy z miasta jadący dalej gościńcem w interesach. Z resztą - jakby takiego dobrze podpić to opowie nam całą sytuację w mieście. Mówiłeś coś o wieczornych hulankach w gospodzie? - zapytała upewniając się paladyna. Ten tylko pokiwał głową. - Przecież tam będzie cała wioska. Tam najlepiej będzie poszukać. - powiodła wzrokiem po grupie. - Albo odrazu powiedzcie, że nie chcecie im pomagać. Nie będę się produkować. - powiedziała siadając na piasku. - Zawsze możemy znów iść w las, albo przejść gościńcem. - dodała już ciszej. Delikatnie wodziłą ręką po złocistym piasku kreśląc jakieś linie i zastanawiając się...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Róbmy jak radzi Upiór - mruknął jakby do siebie paladyn, ale tak, że wszyscy usłyszeli - Przyznaję się. Zastanawiałem się czy nie dać sobie z tym spokoju, szczególnie, gdy przed tą - tu przeciągły wzrok w stronę elfki, której kreski na piasku stały się jakby głębsze - przyjemną misją widziałem wasze miny. Ale teraz gdy widziałem też, jak żyją ci ludzie, to ... nie mogę przejść obok tego obojętnie.
- Więc co proponujesz?
- Ja? Ja teraz się tam pojawiać nie mogę. Jeśli zacznę się zbyt często kręcić ktoś to może źle skojarzyć, ... choć z drugiej strony znam już trochę tych ludzi ... hmm ... Sami zdecydujecie co zrobić - oparł głowę o konar drzewa i przymknął oczy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Milczący dotychczas Druid zabrał wreszcie głos.
-Zgadzam się, że przydałaby się jakaś stała baza wypadowa. Tylko tutaj? W otwartym terenie? Wiecie, co nam tutaj grozi, jak nas tutaj dopadną? Będziemy zgubieni krótko mówiąc. Ja bym obstawał za tym, żebyśmy znaleźli coś odpowiedniejszego na kryjówkę. Dobrze zabezpieczone miejsce, z w miarę łatwym dla nas dostępem, przede wszystkim ze świeżą wodą. Na las raczej już nie możemy liczyć. Zostają jaskinie. Farin doskonale powinien wiedzieć, jaka to dokładnie ma być ta jaskinia. Co powinno się w niej znaleść. A co do pomysłu wywiedzenia się... Eileen, pijany nie zawsze powie dobrze. Może mówić bez ładu i składu. Ale Ty, jako Mag, masz chyba jakiś czar w zanadżu nie? Taki, który rozwiązuje język, a nie szkodzi? Bo w końcu chcemy działać dobrze, a nie dręczyć wieśniaków. A taki czar byłby idealny. Tylko trzeba by go było dobrze wykorzystać. Gregor, czemu mówisz o kręceniu się? Przecież teraz wyglądasz tak, jak dawniej. Nikt Cię nie pozna. Jedynie po głosie mogliby. Ale mało prawdopodobne. Nadajesz się do tego, jak każdy inny... Sądzę, że teraz każdy z nas pojedyńczo powinien się udać. I odkryć, co tylko zdoła...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

-Zgadzam się, że przydałaby się jakaś stała baza wypadowa. Tylko tutaj? W otwartym terenie? Wiecie, co nam tutaj grozi, jak nas tutaj dopadną? Będziemy zgubieni krótko mówiąc. Ja bym obstawał za tym, żebyśmy znaleźli coś odpowiedniejszego na kryjówkę. Dobrze zabezpieczone miejsce, z w miarę łatwym dla nas dostępem, przede wszystkim ze świeżą wodą. Na las raczej już nie możemy liczyć. Zostają jaskinie. Farin doskonale powinien wiedzieć, jaka to dokładnie ma być ta jaskinia. Co powinno się w niej znaleść. A co do pomysłu wywiedzenia się... Eileen, pijany nie zawsze powie dobrze. Może mówić bez ładu i składu. Ale Ty, jako Mag, masz chyba jakiś czar w zanadżu nie? Taki, który rozwiązuje język, a nie szkodzi? Bo w końcu chcemy działać dobrze, a nie dręczyć wieśniaków. A taki czar byłby idealny. Tylko trzeba by go było dobrze wykorzystać. Gregor, czemu mówisz o kręceniu się? Przecież teraz wyglądasz tak, jak dawniej. Nikt Cię nie pozna. Jedynie po głosie mogliby. Ale mało prawdopodobne. Nadajesz się do tego, jak każdy inny... Sądzę, że teraz każdy z nas pojedyńczo powinien się udać. I odkryć, co tylko zdoła...
- Pamiętaj jednak , że jeśli kiedykolwiek zaczną nas szukać to zaczną od miejsc, które nie leżą właśnie w otwartym terenie, przeszukają las , jaskinie i miejsca normalnie ukryte. Nie wiem czego mogłoby nam tutaj zabraknąć – jest woda, całkiem dużo pożywienia a i do samej wioski mamy o rzut kamieniem. Oczywiście nie mówię nie – jeśli są tacy , którzy chcieliby do wspomnianych przez Ciebie jaskiń się przenieść to nie zabraniam im – moglibyśmy mieć nawet dwie bazy na wszelki wypadek tylko najważniejsze jest to żebyśmy zabrali się do działania. Ktoś mógłby przejść się po drewno , zbudowalibyśmy prowizoryczne chałupki, mógłbym ewentualnie popytać tu i tam w wiosce o pewne racje żywnościowe , narzędzia i sprzęt. Mam swoje sposoby , nie potrzebuje czaru zmiany wyglądu. Kto w takim razie idzie po większe bele drzewa?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Phil cieszył się, słysząc słowa towarzyszy. Łatwo można było zauważyć, że powoli odzyskiwali chęć do działania, nieco osłabioną po ostatnich wydarzeniach.
- Zgoda – powiedział elf po krótkim namyśle – Zrobimy jak mówi Upiór. - Uniósł jednak jeden palec – Co do bazy wypadowej to tutaj jest raczej złe miejsce. Zbyt blisko traktu, i nawet żołnierz który będzie chciał się wypróżnić, może natrafić na to miejsce.
- No i co? Jeden żołnierz nic nam nie zrobi – powiedział Darkus szybko.
- Będzie krzyczał – wyjaśnił Phil – proponuję więc wrócić na polanę, z której nas zmyło. Tam jesteśmy dość dobrze chronieni, a taka wielka burza nie powinna się już powtórzyć. Myślę, że natura wystarczająco nas już wymęczyła. Poza tym będziemy tam mogli zbudować kompleks domków na sąsiednich drzewach. Jeden wielki i mniejsze dla każdego. Odnalezienie polany nie powinno być trudne, po prostu pójdziemy wzdłuż rzeki. Jednak to tylko propozycja, jeżeli wolicie zostać tutaj tak zrobimy.
- Co potem? Jak mamy znajdywać ludzi, którzy będą chcieli nam pomóc? – zagadnął Farin
- Po pierwsze ostra selekcja. Na pewno nie będziemy podchodzić do ludzi i mówić „Cześć, działamy przeciw wojewodzie, chcesz się dołączyć?”. Najpierw krótka rozmowa, dowiedzenie się czegoś na temat poglądów osoby na wojewodę. Przydałoby się jeszcze zdobycie zaufania. To się ceni w dzisiejszych czasach. Kiedy będziecie już pewni osoby przyprowadzacie ją, ze związanymi oczyma do „bazy”. Wtedy osoba ta otrzyma instrukcje. Przy takowych rozmowach, działamy raczej pojedynczo. I staramy się nie upijać rozmówcy, gdyż może zapomnieć co robi. Upija się żołnierzy, kiedy chcemy wyciągnąć informacje – dodał widząc zmartwioną minę krasnoluda – Ostrożność przede wszystkim. Może dowiemy się nawet czegoś, czego nie spodziewamy się dowiedzieć. Powoli się ściemnia. Za chwilę ruszymy do wsi, aby odwiedzić karczmę i porozmawiać z chłopami. Lepiej by było gdybyśmy broń zostawili tutaj. Wrócimy po nią, a na razie lepiej sprawiać wrażenie zwykłych ludzi. Eileen, jesteś w stanie okryć iluzją nas wszystkich?
- Jasne – powiedziała elfka nadal rysując coś na piasku. Po kilku chwilach oderwała się od tego zajęcia. – Kiedy?
- Teraz – czarodziejka rozpoczęła żmudną pracę przekształcania twarzy towarzyszy i miała przy tym najwyraźniej niezły ubaw. Nie obeszło się bez sporadycznych wybuchów śmiechu. W międzyczasie broń spoczęła ukryta w gęstych zaroślach. W końcu nawet Eileen pokryła swoją poplamioną suknię iluzją i byli gotowi do drogi. Przygotowania zajęły trochę więcej czasu niż planowano, więc kiedy wyruszali do wsi słońce już stykało się z horyzontem. Zbliżali się powoli i w ciszy do wioski. Kiedy z naprzeciwka nadjechał konny patrol drużyna nieco się wystraszyła. Jednak żołnierze najwyraźniej śpieszyli się do domu bo nie zwrócili na nich większej uwagi. Jeden tylko jakby przez chwilę uważniej przyglądał się Furrowi, ale w końcu odwrócił głowę i odjechał za towarzyszami. Po kilkunastu minutach przyjaciołom udało się dojść do karczmy, znajdującej się na uboczu wsi. Był to dwupiętrowy budynek, otoczony krzakami i winoroślą porastającą ściany. Ze środka dobiegał gwar. Z dolnych okien sączyło się nikłe światło. Na górze tylko w jednym pokoju można było odnaleźć ślady życia. Kiedy weszli do karczmy od razy zrobiło się nieco tłoczniej. Rzeczywiście zbierało się tu społeczeństwo z całej wsi. Nie trzeba było zbytnio się przysłuchiwać, aby dowiedzieć się o czym rozmawiają.
- … a podatki ciongle rosno. Wojewoda za nic ma sobie nasz głod i pracyję. Nawet koniowi nie ma co do gęby włożyć… - tu zagłuszyły go okrzyki innych, skandujących przeciwko pogarszającej się władzy. Posłuchali jeszcze chwilę tego samego, tylko w innej formie, aż w końcu usłyszeli coś co mogło ich zainteresować
- A szłyszeliśta chłopy, że podobno mości wojewoda, wykorzystując burzę, kazał zniszczyć tamę nad lasem? Dlatego rzeka zalała nam pola. Zapewne miał z tego niezły ubaw. – Tak więc tajemnica po części została rozwiązana. Przed oczami Philowi przetoczył się nagle osobnik w stanie wskazującym na ostrą walkę, z otaczającą go rzeczywistością. Upadł na podłogę nie trafiając ręką w klamkę na drzwiach. Elf zagadnął jednego ze stojących obok chłopów.
- Naprawdę, tak nie cierpicie tego wojewody? Aż tak źle?
- Słuchej no. Nie widziołem Cie wsześnij. Ale tak. Nie cierpimy go. To zwykły kradziej a nie wojewoda.
- To dlaczego nic nie robicie?
- Słuchej, niby jak? Jeden był taki co to się sprzy..spr…sprząc…sprzeciwił! To go wzieli panie na rynek i odrąbali głowę na miejscu.
- Co? Kiedy?
- Niedawno. Wyjechali chwilę przed waszym przyjściem. A bez przywódcy nie poradzimy.
- A gdyby taki przywódca się pojawił?
- No to może by coś z tego było… ale chłopy tylko widłami się biją. Zara, zara a co ty mnie się tak wypytujesz o wszystko. Nic Ci do tego – i oddalił się na kilka kroków. Phil przekazał to co usłyszał towarzyszom. Kiedy „tamowiec” skończył mówić, elf zaskakując towarzyszy wskoczył na stół. Rozpoczął swoją przemowę.
- Chłopy! Czy nie macie dość rządzącego wojewody? Czy nie chcielibyście obniżenia rachunków? Czy żołnierze włóczący się po wsi nie przeszkadzają Wam? – odpowiedziało mu kilka pojedynczych głosów. Na szczęście twierdząco – Słuchajcie zatem. Są ludzie, którzy chcą Was poprowadzić. Pomóc Wam w walce z tyranem Tyrandepem. – splunął demonstrując niechęć do wojewody - Są blisko. Pytanie tylko czy będziecie chętni pomóc im… – przy ostatnich słowach nieco się wyciszył i kontynuował spokojnym głosem - … ile razy stawaliście już w obronie swoich kobiet i dzieci. Chroniliście je przed zapuszczającymi się tutaj bestiami. Wojewoda niczym nie różni się od tych bestii. Jemu także zależy tylko na tym, aby napełnić swój żołądek. Swój i to w dodatku kosztem innych – w karczmie panowało niesamowite skupienie i cisza – Kosztem Was! – elf z prawie szeptu przeszedł do nagłego syknięcia. Zwrócił uwagę, na pewnego starszego człowieka, który patrzył na niego inaczej niż pozostali. W jego oczach widać było, zamyślenie i doświadczenie. Blizna przechodząca przez policzek też o tym świadczyła. Philowi wydawało się, że ów człowiek podejrzewa kim jest naprawdę. Miał nadzieję, że nie zamierza tego wydać. Elf stale się obracając kontynuował – Wykorzystuje Was do ciężkiej pracy tylko po to by zaspokoić swoją pychę. Czy jesteście zatem gotowi podjąć tę walkę z wojewodą? Walka ta będzie ciężka i będzie wymagała od Was wiele wyrzeczeń. Czy jesteście gotowi? – patrzył na milczących chłopów, którzy wpatrywali się w niego jak w nie wiadomo co. Po kilkunastu sekundach rozległy się jakby oklaski, które potem przemieniły się w głośne okrzyki aprobaty…

…::: KILKA MINUT WCZEŚNIEJ :::…

Fur słuchał tego co mówi elf jednym uchem. Niezbyt go to interesowało, od dziecka nie lubił przemówień. W pewnym momencie jednak poczuł, że ktoś szturcha go w plecy. Odwrócił się i zobaczył dziadka w szarym płaszczu i pokaźną blizną na policzku. Ten wskazując na Phila rzekł
- Nareszcie ktoś mówi do rzeczy. Jeżeli to prawda, to przekażcie „tym co mają ich poprowadzić”, żeby przyszli za wieś, którejś północy. Będę czekał co noc. Mam tam dla nich coś co może ich zainteresować.
- Co to jest? – zapytał zaciekawiony Fur.
- Nie mogę zdradzić.
- Może jednak… - spojrzenie starca wyciszyło Niziołka – Skąd wiesz, że znam tego elfa co tam teraz przemawia?
- Weszliście razem. Przyszliście razem. Uciekacie razem. – uśmiechnął się i wskazał coś Furrowi palcem. Niziołek odwrócił się, lecz nic nie widząc zapytał
- Co nib… - starca już nie było…

***

W końcu towarzysze opuścili karczmę i ruszyli w stronę postoju, aby spokojnie zdjąć iluzje i odzyskać broń. Po drodze Fur opowiedział im o dziwnym staruszku. Phil po raz kolejny zapytał towarzyszy
- Co proponujecie?...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować