Zaloguj się, aby obserwować  
menelsmaster

Zapomniane Krainy - forumowa gra RPG [M]

4049 postów w tym temacie

Miroku z nudy wszedł na krawędź sterowca. Zaczął stać na jednej nodze, balansując ciałem. Inni trochę się zdziwili. Vil umarła. Trochę szkoda. Ale nie aż tak. Jak zawsze (:P). Skrytobójca wziął jedną z marchewek. Jadł wszystko, co pozwala utrzymać kondycję i załatwia jedną z potrzeb człowieka. Hmmmm, nazwa. Co powiecie na Pieśń Śmierci? Albo Posłańcy cierpienia? Wysłannicy Bólu? Małe Demony? Ostatnia pieśń? Propozycje Miroku miały taki skutek, że drużyna mu się przyglądała znacznie bardziej niż zwykle. Phil wrócił. Miroku poczuł radość na tyle, na ile pozwalało jego lodowate serce. Drużyna jest spora. Rozrosła się. Ciekawe, czy Phila to zaskoczyło? Ciekawe czy mnie pamięta. Oby. Ale teraz......co dalej? Rozpadniemy się? Wrócę do mistrza? Trochę żal. Ale nie aż tak. Hmmmm nie mam priorytetów. Może z nim porozmawiam.
- Jak leci?- spytał Miroku, uśmiechając się lekko.
- Wyrwałem się z piekła. Ufff to były męczarnie. Ale pomówmy o czymś weselszym.
- Widzę nową broń. Ciekawa- katany połączone laską.
- Nic takiego...
-Kończę, bo widzę, że inni też chcą z tobą porozmawiać.
Skrytobójca popadł w zamyślenie. Łuk..... Chyba go sam będę używał. Phil ma już niezły. A łucznik zawsze się przyda. Zaczął medytację i oczyścił umysł. Lewitował niewiele. Z pół stopy. Rozmyślał o drużynie, mistrzu i wielu innych rzeczach...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[ Z dniem dzisiejszym wprowadzam kary za brak aktywności i jawne ignorowanie wszystkich MG. Zwłaszcza ich poleceń, propozycji, itp. I się nie śmiejcie, bo jak się wkurzę to jestem naprawdę nieprzyjemny. Nie wierzycie to zapytajcie Eileen. I zapytajcie Phila kto go tak "ładnie" przeklinać nauczył. I nie mówię jedynie o konsekwencjach fabularnych, ale i ostatecznie z banem lub zawieszeniem na jakiś czas. Wszystko serio.

P.S. Jak ktoś Sebę spotka, to proszę nie bić zbyt mocno :P ! ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Łuk. - pomyślał elf. Po chwili pomyślał to jeszcze raz. Właściwie siedział wciśnięty w jednym z kątów sterowca i rozmyślał nad trzema zagadnieniami. Pierwszą był właśnie łuk, gdyż był sprawą najbardziej naglącą i konieczną do dalszych akcji. Nie to, że Serafin źle walczył sejmitarami, wręcz przeciwnie. Był świetnym szermierzem, ale w końcu był też Mistycznym Łucznikiem do cholery ! A łuk był mu z oczywistych powodów niesamowicie potrzebny. Ciekawe co stało się z jego poprzednią bronią… A właśnie. Jeśli chodzi o ekwipunek to pojawiają się kolejne "sprawy". No to mamy i czwartą myśl, z tym że tą elf przedstawił towarzyszom na głos, przerwał na krótko milczenie:
- Nie da się zaprzeczyć, że ostatnio sporo się działo. Zwłaszcza Waterdeep wyjątkowo negatywnie odbiło się na stanie naszego ekwipunku. Brak nam po pierwsze pieniędzy na zaopatrzenie i sprzęt. Ale póki co mamy co jeść… Skończyły się wszelkie lekarstwa, opatrunki, zostało niewiele odczynników dla magów, kilka ważnych zwojów też zostało zużytych. No i przydałoby się podreperować nasze zbroje i broń. I strzały też by się przydały. A zresztą, zrobimy tak: niech każdy sporządzi listę najpotrzebniejszego mu sprzętu. Każdy. Chyba, że akurat nic nie potrzebujecie, w co jednak wątpię. Nawet Zak potrzebuje tego i owego…
- Zło !
- Taaa… Zastanówcie się także nad mniej potrzebnymi rzeczami, tym zajmiemy się później, jak już zbierzemy ten ekwipunek, który MUSIMY mieć. Zaopatrzymy się we wszystko na miejscu…
- To znaczy gdzie ? - niziołki były zawsze ciekawskie. Gnomy też:
- I skąd masz zamiar wziąć pieniądze na sprzęt ?
- Nie wierzycie mi, że go zdobędę ? - błysk w oczach Serafina sprawił, że wszystkim po plecach przebiegł zimny dreszcz.
- I jak mówiłem dowiecie się wszystkiego na miejscu. Zróbcie listy… - elf zamilkł i ponownie zagłębił się w swoich myślach.

Powrócił do pierwszego problemu. Łuk. Cholera. Zapisał na kartce:
- Łuk
- Strzały
- Kołczan
Najlepiej by jednak było zdobyć umagiczniony łuk. Tak, taki jak miał dawniej. Z niekończącym się zapasem amunicji. To by była piękna rzecz. Właściwie to łuk nie jest rzeczą… jest… łukiem ! Tak właśnie, jest łukiem… zawsze. To był spory problem. Bez łuku czuł się mimo wszystko pusty jakoś tak. Sejmitary nie były jego przeznaczeniem, choć używane były z chęcią i walka nimi dawała elfowi sporo satysfakcji. Ale nie mogły zastąpić łuku, nie Mistycznemu Łucznikowi… Nie. Tak czy inaczej trzeba będzie poczekać z tym do przylotu… Ah… Z pewnością im się to spodoba. Hmm… ciekawe, czy Eileen zabrała b… Nagle wiatr zatrząsł sterowcem nieco mocniej niż zwykle. Wytrąciło to trochę elfa z myśli.

O czym to ja myślałem ? Aaa… Drugi problem. Hmm… właściwie to nie był problem. To były te myśli, wspomnienia… sumienie ? Vilian…
Już teraz zdawał sobie sprawę, że to wspomnienie będzie go prześladować przez całe jego życie. A może i jeszcze dalej. Nie widział żadnego sposobu na uśmierzenie sumienia. W końcu to chyba on ponosił odpowiedzialność za drużynę. Ale gdyby nawet jej nie ponosił czułby na pewno to samo.
Istnieje taki ból, na który nie ma lekarstwa, nie da się go uśmierzyć, można jedynie próbować złagodzić go… Ale do tego długa droga, trzeba odkupić swoje winy.

Co było tym cholernym trzecim zagadnieniem ? Bo już zapomniał… elfia głowa miała zdecydowanie za dużo, aby nie zapominać. Zbyt duża odpowiedzialność, zbyt dużo spraw drużyny. Co to było…. Chyba…. Tak ! Eee… nawet tego nie był pewien. Powiedzmy, że to było… nie no ! Nic z tego, nie przypomni sobie. Pozostawała jeszcze sprawa skołowania sprzętu. Tak bezkrwawo. Zaraz, zaraz. Czy aby gdzieś tam nie przebywa Jack ? Może jednak ten wyrodny elf na coś się przyda… Za cholerę nie mógł sobie przypomnieć trzeciej rzeczy, może później. I jeszcze pozostała sprawa nazwy dla drużyny:
- Kompania Cienia, Kompania Śmierci..
- Śmierć !
- Nie, chodzi mi o naszą nazwę. Naszej drużyny. - poprawił się szybko Serafin.
- Czy my jesteśmy aż tak źli jak wskazują na to te nazwy Serafinie ? - Eileen jak zawsze miała rację.
- Masz rację… Może Zakon Fenixa ? - kontynuował elf.
- Muahahahahahahah…
- Kekekekekeke…
- Hiehiehie…
- Buahahahaha ! - i wiele innych śmiechów.
- A może Anioły Śm… nie to też nie. Może Krucza Straż albo…
- Śmierć !
- Zak, to ma być nazwa dla całej drużyny ! - Marvolo nie kojarzył ich zresztą z czymś złym. Oprócz Zaka i Kaina…
- Śmierci !?
- Ehhh… Nie zrozumieliśmy się Zak. Ja mówię o czymś co pokaże nas jako potężny oddział, ale równocześnie prawy i spra…
- Siedź cicho druidzie i nie kończ tej frazy. - Furr skrzywił się na myśl o "pełnej nazwie".
- Zapędziłem się. To było nieumyślne. Chodzi mi o to, żeby nas poważano ale nie żeby się nas bano.
- A czy to jakaś różnica ? Jak się będą nas bali to będą i szanowali. - Kain w sumie dobrze kombinował, ale nie w aspekcie moralno-etycznym. Rozmowa trwała dalej…

W międzyczasie Serafin kończył pisać swoją listę z dodatkowymi notatkami:
- długi łuk, najlepiej refleksyjny
- kołczan i około sto lub więcej strzał, wszystko w zależności od rodzaju łuku i pojemności kołczanu. W wypadku łuku z nieograniczoną, magiczną amunicją brak kołczanu i strzał. W innym wypadku kołczan zwykły lub ten o charakterystykach torby przechowywania, czyli "bezdenny"
- zestaw do czyszczenia i samodzielnego ostrzenia mieczy, ogólnie do konserwacji uzbrojenia. W ostateczności można kupić jeden na kilka osób. To samo tyczy się łuków i innej broni miotanej
- opatrunki, bandaże, kilka fiolek z miksturą uzdrowienia i z jedną z miksturą szybkości, kilka zwoi wskrzeszenia (ilość zależy od sposoby podwędzenia ich magowi lub innemu posiadaczowi )
- mithrilowa kolczuga lub jakakolwiek inna lekka zbroja nie krępująca ruchów
- beczułka rumu…
Serafin uśmiechnął się i zaczął się zastanawiać co by tu jeszcze dopisać…


[ Czy wy umiecie tylko walczyć ????? Rozmowę kontynuujemy i piszemy też listy ! Kary nie są żartem… Weekend i nic prawie nie piszecie. Wstyd... :P ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Zurris siedział jak zawsze w kącie trochę z boku (tak jak to było możliwe) i pisał listę sprzętu który mu się przyda.
Na kartce jak dotąd zapisał
-ingrediencje do czarów
-3 zwoje przywołania
-15 pustych papirusowych zwoi
-inkaust, pióro i kałamarz
-błękitną szatę maga z lnu podbijanego jedwabiem
-butelkę cormyrskiego wina
-hebanowy kij
.
.
.
-Hm chyba wszystko ale może pomogę trochę drużynie- spojrzał na mrocznego który najwidoczniej nudził się, próbując przeciąć na cztery równe części latającą muchę.
-hm ciekawe-zaczął mrucząc pod nosem zaklęcie iluzji ale wstrzymał się, Kain spojrzał na niego wściekłym wzrokiem... chyba nie lubił jego popisów... "jest po prostu zazdrosny mego talentu" pomyślał Zurris, po czym rzucił czar iluzji wzrokowej, tak że każdy widział to na czym bardzo mu zależało, i jak to otrzymywał. Z zadowoleniem wyjął marchewkę i pogryzał ją patrząc jak towarzysze zachowują się jak w narkotycznym śnie.
-Taa chyba im się spodoba…-po czym ujrzał wściekłego Kaina który wyglądał jakby chciał go zabić, poćwiartować i utopić w kwasie…


[Hyh Devil ja staram się pisac dośc często, ale nie chce aby to wyglądalo że co drugi post to ja :P]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

****Jakiś nieokreślony czas wcześniej....****

Drużyna wypadła na świeże powietrze. Świeże, gdyby nie to, że musieli nadal oddychać zgnilizną. I to żywą. Przed nimi rozpościerał się niezbyt przyjemny widok. Stadko żywych trupów, czy jak je tam nazwać. Wszyscy przerażający. Dosłownie. Aura grozy biła od nich niespotykaną energią. Druid, gdyby nie był potrzebny i nie miał w sobie dostatecznego samozaparcia i nie czuł przy sobie potęgi Żywiołów i Natury. No i oczywiście siły wiary, emanującej od dwójki Paladynów. Marvolo oczywiście odczuwał też przesiąkające wszystko zło Zaka. Ale tym to się najmniej przejmował. W końcu miał do czynienia z czymś bardziej złym od Mrocznego. W pojęciu Marvola oczywiście. Bo ten drugi chyba miał nadzieję na coś zupełnie odwrotnego. Pierwszy do walki rzucił się Furr.Biedny Nizołek... Takiego dopaść. Ja nie wiem jakbym wyglądał po spotkaniu z takim czymś...
Marvolo nie miał szans dokończyć myśli.W miejscu, gdzie przed chwilą stał powstała ogromna wyrwa w podłożu. Tkwiła w niej ogromna maczuga. Wielki, błyszczący obuch z mnogą ilością wystających we wszystkie strony kolców, którego buława zaczepiona była na długim łańcuchu. Trzon tkwił w mięsistej ręce jakiegoś wielkiego zombiego, zakutego od dawnych stóp aż po czubek obciętej w połowie głowy, tak niewiele ponad linią brwi. Cały oręż był wykonany z materiału podobnego do tego, który nosił na sobie Zak.
Niech to szlag! Czarny Strażnik? Co on tutaj robił? I jak udało się go komuś wskrzesić? A co gorsza... Jak go komuś udało się zabić?
Ciężki oręż powoli oderwał się od podłoża. Łoskot metalu udeżającego o ziemię podczas powolnego przesuwania nóg rozlegał się na dziedzińcu. Jak Marvolo zdążył zauważyć, nieumarły miał jeszcze jedną wadę, nie licząc odciętego kawałka głowy. Nie miał jeszcze części lewej ręki. Dłoni dokładniej. Co i tak nie przeszkadzało mu w dzierżeniu pawężu. Na całe uzbrojenie upadłego składał się więc korbacz, pełna płytkówka i pawęż.
Ciężki orzech do zgryzienia... A Furion zamknięty w sterowcu. Nawet nie mam jaki się do niego dostać... A tutaj mnie nie usłyszy. Matka też nie...
Druid ponownie zmuszony był odskoczyć, a materiał z którego zbudowana była posadzka został ponownie zmiażdżony. Nieumarły zdawał się rozgrzewać. Każdy kolejny ruch upadłego był szybszy. W bladych oczach zalśnił nagle czarny jak noc płomień. Trup otworzył usta, jakby chciał coś wykrzyknąć. Jednak z bezwargich ust wydobył się tylko głośny syk, przypominający ulatniajacą się parę. Po chwili Czarny Strażnik ruszył do szturmu. Marvolo próbował przywołać pnącza. Bezskutecznie.
Cholera... Matka tutaj nie ma władzy... Śmierć opanowała tą fortecę na całego...
Marvolo przeturlał się w bok. Nad nim śmignął tylko ciężki obuch, zataczając szeroki krąg. Druid zerwał się na nogi tak szybko, jak tylko pozwalał mu na to dzierżony w rękach młot. I to był błąd. Czarny Strażnik wykonał cios pawężem. Druid zataczając się podszedł z bólem w piersiach do krawędzi urwiska. Po chwili już na niej balansował. Czarny Strażnik jednak nie atakował. Jego oczy za to mówiły wyraźnie. Chodź... Pobawimy się jeszcze trochę. Nie chcę tak szybko stracić zabawki... Tak długo na nią czekałem... Marvolo w końcu odzyskał poczucie gruntu. Uchwycił pewniej broń i odszedł kawałek od urwiska. Teraz przeciwnicy spoglądali sobie w oczy. Druid widział tylko żadzę mordu. Za to w oczach Marvola widać było niewypowiedziany smutek. Spowodowany kilkoma powodami. Osamotnieniem, walką, stratą towarzyszki z drużyny... Na wspomnienie tego ostatniego na ramionach Druida pojawiły się żyły. Tak samo jak pod skórą na gołej klatce piersiowej i ramionach zagrały mięśnie. Druid mimo, że był czcicielem Natury i z wykształcenia czarodziejem, to jednak w młodości przechodził długotrwałe treningi fizyczne. To wyrobiło w nim obecną muskulaturę. Na ten widok Czarny Strażnik jakby przybladł, o ile można tak powiedzieć o kimś, kto nie żyje. Teraz rozgrywała się gra psychologiczna. Kto dłużej wytrzyma. W końcu Marvolo rozpoczął inktancję. W kierunku upadłego potoczyła się skondensowana kula ognia. Czarny skulił się tylko za tarczą. Pocisk po chwili rozerwał się z głośną eksplozją, wyrzucając w powietrze szczątki podłoża. Gdy kurz opadł, wypadł z niego szturmem nieumarły. Na tarczy widać było tylko ślady po ogniu, jednak sam upadły nie był w najmniejszym stopniu uszkodzony. Marvola tak to zdziwiło, że nie miał nawet możliwości zablokowania ciosu. Na szczęście Czarny nie uderzył korbaczem, wykonał pchnięcie tarczą. Druid odleciał spory kawałek i rąbnął w ścianę. Z góry posypał się gruz, który odpadł w wyniku uderzenia. W oczach Marvola pojawił się teraz nieokiełznany gniew.
Jak on, sługa mroku, może sie przeciwstawiać potędze MATKI NATURY? Pożałuje....
Marvolo wyprostował się na całą swoją wysokość. Zazwyczaj przytłoczony troskami i bronią, teraz powstał. Był niewiele niższy od Strażnika. Jednak tak samo postawny. Kryła się w Druidzie jakaś potęga... Z każdą chwilą coraz trudniejsza do okiełznania. Po chwili, naszyjnik z kłów jaki wisiał u Marvola na szyi rozjarzył się nikłym blaskiem. Ciało Druida przygięło, i rzuciło na kolana. Z piersi Marvola wydarł się okrzyk bólu. Rozwarte palce zaczęły się wydłużać, tłów stawał sie szerszy. Barki rozrastały się, nogi przykurczały. Na plecach Druida zaczęło pojawiać się grube, czarne futro. Czarny Strażnik zaś stał, jak wmurowany. Nie widział najwyraźniej co ma czynić. Przepaska, jaka jeszcze przed chwilą oplatała biodra Druida pękła pod naporem mieśni i masy ciała. Po chwili "Marvolo" podniósł się z klęczek. Teraz przewyższał Czarnego Strażnika. We wszystkich wymiarach. Nie był już człowiekiem. Wszystkie skrawki ciała pokrywało gęste, czarne futro. Długie kły wystawały ze szczęki, a na łapach widać było potężne szpony. Przed nieumarłym stał pokaźnych rozmiarów niedźwiedź. Nie czekając na rekację upadłego, Druid ruszył do ataku. Czarny Strażnik miał tego pecha, że za nim znajdowała się lita ściana. Po nieudanym bloku tarczą nieumarły został wprasowany w ścianę. Znajdowała się tam teraz dziura ogromnych rozmiarów, z której powoli gramolił się nieumarły. Jego lewa ręka zwisała bezwładnie, a tarcza była strzaskana. Tak samo kark. Był złamany. Głowa chwiała się na obie strony. Upadły podniósł oręż do ciosu, lecz Marvolo był szybszy. Cios łapą wystarczył, aby obuch korbacza odpadł od łańcucha. Teraz w ręce nieumarłego pozostał bezużyteczny trzonek. Jednak nadał chronił go potężny pancerz. Dla zwykłe broni. Nie był chyba jednak przygotowany na spotkanie ze szponami wściekłego niedźwiedzia. Osiem szponów wbiło się równoległe w dawną klatkę, natrafiając w środku na pustkę. Chwila mocowania się i zbroja rozpadła się na dwie części. Tak samo jak nieumarły. Ogień zła zgasł w oczach trupa. Tak samo jak gniew w oczach Marvola. Z piersi niedźwiedzia wyrwał się donośny ryk. Dopiero wtedy reszta drużyny spostrzegła, co takiego zrobił Druid. Nie mogli oni się jednak dokładniej przyglądać, bo byli zajęci własnymi sprawami. A raczej walkami. Marvolo opadł na cztery łapy i odszedł za skały. Teraz było to, co najgorsze. Czyli przemiana powrotna. Po paru minutach Druid z powrotem był człowiekiem. No nie do końca. Był nagi. Nie miał swojej przepaski przy sobie. Zobaczył ją pod ścianą. Na szczęście w pobliżu nie było nikogo. Szybko podbiegł i przewiązał sie ją z powrotem. Teraz zauważył rannego Serafina i podbiegł do niego...

****Chwile obecne****

-Marvolo!...
-MARVOLO!
Ten krzyk wyrwał Druida z zamyślenia. A dokładniej z wpatrywania się oczy wiernego wilka.
-Co Ty tam zrobiłeś?
-Co co zrobiłem?
-Zmieniłeś się. W niedźwiedzia.
-Wiem...
-Jakim cudem? Nigdy tego nie widziałam, żeby jakiś Druid tak zrobił.
-Normalni Druidzi tak nie potrafią. Ale ja nie jestem normalny.
-A więc kim jesteś?
-W moich żyłach płynie krew zmiennokształtnych w prostej linii od Aryna.
-Co? Nie mówisz chyba serio?
-Moja matka była zmiennokształtną. Ja odziedziczyłem część cech po niej.
-Takich jak tak przemiana?
-Tak. Ale ona opanowała je do perfekcji. Zmieniała się jak tylko chciała. A ja tak nie potrafię. Dopiero gniew to we mnie wyzwala.
-A próbowałeś kiedyś bez niego?
-A jak myślisz? Oczywiście, że to robiłem. Ale nigdy mi się nie udało w pełni zmienić.
-A w co możesz się przemieniać? -do rozmowy włączył się Darkus, w którego oczach widać było czystą ciekawość.
-W różne zwierzęta. Jak sam widziałeś w niedźwiedzia, potrafię też w wilka, psa, drobniejsze stworzenia.
-To dlaczego nie użyłeś tego wcześniej?
-Bo mi to sprawia ogromny ból... Jakby Cię przypalali od środka żywym ogniem. Każdy Twój narząd zmienia swoją strukturę, powiększa się, lub pomniejsza. Ból jest nie do zniesienia... Nie potrafię się go pozbyć... Nie jestem czystym zmiennokształtnym.
-A gdybym Ci pomogła, to w sobie wyrobić?
-Ty, Eileen? Jak?
-Wiesz, mały trening nigdy nikomu nie zaszkodził- błysk w oczach Elfki był jednoznaczny. Druid dalej już nie kontynuował rozmowy na ten temat. Teraz pogrążył się w rozmyślaniach, na temat nazwy drużyny. Te wszystkie, które mu przychodziły do głowy, kojarzyły mu się z domem, albo z Naturą. Ale na to Zak się nie zgodzi. On by wolał coś mroczniejszego. Ale za to na to Darkus i Gregor nie przystaną. Musi więc być coś pośrodku... Teraz jednak wolał się zająć spisywaniem potrzebnych rzeczy.
-Zioła (przede wszystkim)
-Coś do odziania. Na pewno nie pancerz, jakieś skóry.
-Broń. Młot jest nieporęczny. Prędzej jakaś włócznia. Zatruta najlepiej.
-Bandaże. Zawsze się przydadzą.
-Zapas pożywienia dla Furiona.
-Nie zakup. Spotkanie z Wielkim Druidem. O ile jest.

Te rzeczy były dla Druida teraz priorytetem w mieście. Schował zwitek papieru za przepaskę tak, żeby móc ją w każdym momencie wyciągnąć. Ponownie pogrążył się w myślach o tym, gdzie znowu wędruje....

[Dobra, ja już wracam. To, co miałem do załatwienia z samym sobą, to załatwiłem :)]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Elfka zastanawiała się jeszcze przez chwilę nad nazwą. " Są tutaj wszyscy - dobrzy i źli. Trudno jest znaleźć coś, co nas określa. Najlepsza byłaby taka nazwa, która dla każdego będzie znaczyła to, co on będzie chciał.
- Bezimienni... - rzuciła cicho. Wszyscy spojrzeli na nią.
- Bezimienni. - powtórzyła nieco głośniej patrząc na Zaka. - Bo tak źli, że nie idzie tego nazwać. - odwróciła się ku oburzonemu Gragorowi. - Bo dobrzy często nie chcą nagrody, ani sławy dla swych uczynków. Nienazwani, dlatego, iż nawet żaden łotrzyk nie podaje swego imienia przy kradzieży, a bard lubi, gdy jego pieśni są sławione jako nieznanego twórcy. - dodała spoglądając na łotrzyka i barda. - A teraz mówcie. Co o tym myślicie? - zaśmiała się lekko. Jednak wszyscy zamyślili się nad ową nietypową propozycją. W tym czasie ona przystąpiła do robienia listy potrzebnych jej przedmiotów.

Lista przedmiotów (usług) niezbędnych:
- skórzany kaftanik, albo coś, co choć odrobinę osłoni od ran ciętych.
- niebieski płaszcz.
- randka z jakimś kapłanem w celu wyleczenia tej silnie zranionej ręki.
- mydło (i o ile dobrze czuję to nie tylko dla mnie)
- mikstura lecząca na czarną godzinę
- mikstura manny lub chociaż coś na ból głowy (byle nie lek na kaca)
- jakiś zwój pod hasłem "mała rozpierducha" (na czarą godzinę, ale niekoniecznie)


Skończywszy takową listę wręczyła ją Serafinowi. Ten lekko się uśmiechnął czytając. " Może choć odrobinę poprawi mu się humor. Musi zdać sobie sprawę, że na los nie zawsze mamy wpływ. Biedak. Ty z resztą też tak miałaś, prawda, Eileen? " Elfka usiadła i przyglądała się druidowi. Zastanawiała się, w co też mógłby się zamienić po długiej serii ćwiczeń. " Przydatna umiejętność. No i miło czasem będzie popatrzeć jak biega razem z Furgonem pod postacią wilka " Uśmiechnęła się delikatnie utkwiwszy zielony wzrok w rozgwieżdżonym niebie. Phil wydawał jej się jakby nieobecny. Zdawało jej się, że to uwięzienie odmieniło go. Zastanawiała się, co też planuje Serafin. Jednego była pewna - nie będzie narzekać na nudę.

[Ojoj... Przepraszam, że tak mało, ale mnie jednak zaciągnęli na tę imprezę :/. Blah... ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Przypadkiem Mroczny spoglądnął na kartkę "zamówień" Eileen, gdy ta dawała ją Serafinowi. Wykorzystując swoje jakże mroczne moce zdołał zobaczyć w ciągu tego ułamka sekundy wszystko co znajdowało się na liście. "Na czarną godzinę" pojawiło się dwa razy. To był dobry znak. Bardzo dobry. Zobaczyła wreszcie co jest dob… złe znaczy. A dobre dla niej. Ale pieprzył… nawet sam się nad tym dosyć często zastanawiał. Przecież Eileen była wcieleniem dobra, chyba że ją się czymś zdenerwowało. Wtedy była gorsza od niego. Wtedy ją podziwiał. Chciał być taki cały czas. No i w sumie był. Tak, teraz i on zrobi listę. A więc co by tu było potrzebne ?

- Jakiś durny paladyn do ubicia (takich jak oni zjada na śniadanie…)
- Coś do wypolerowania jego przepięknej czarnej zbroi (szmatki - tylko czarne, nie białe !!, etc…)
- Jakiś większy miecz (im większy tym lepszy, najlepiej z ząbkowanym fałszywym ostrzem, żeby i górna część miecza zadawała silne obrażenia, ewentualnie każdy inny duży miecz… oburęczny, obosieczny, czarny i ogólnie duuuuuuuuży…)
- Ktoś do ubicia
- Ktoś do zjedzenia (dla Puszka)
- Trucizna pająka tęczowego (na ostrze miecza)
- Kilka innych trucizn ( najsilniejszych: porażające układ nerwowy, paraliżujące, zabijające)
- Czarny płaszcz
- Ktoś do ubicia
- Drinka z parasolką…

Zak podał listę Serafinowi. Niestety elf ją przeczytał. Miał przez dłuższy czas dość dziwny, żeby nie powiedzieć wyjątkowo głupi, wyraz twarzy. Ale ostatecznie schował listę najwyraźniej mając zamiar ją zrealizować… a właściwie kilka jej punktów. Pozostali nadal się nieco ociągali…

Dotychczas Marr po prostu leciał w wyznaczonym przez Serafina kierunku. Nadal nie wiedział gdzie dokładnie lecą, bo nie znał całej topografii Fearunu. Wiedział, że lecą nad morzem i tyle… Ale dokąd ? O dziwo elf przerwał milczenie, ale tylko dlatego, że chodziło o przybliżone miejsce. Nadal nie powiedział po co tam lecą i czy to będzie niebezpieczne. Znając zapędy nieco szalonego elfa będzie…
- Wyspy Moonshae. - tyle tylko powiedział. Podał przybliżony obszar i podał Marrowi mapę. Gnom miał teraz z pomocą przyrządów pokładowych sterowca wyznaczyć ich dokładną pozycję. Po usilnych błaganiach mało co nieoszalałego z ciekawości gnoma i niziołka elf wskazał im wreszcie konkretną wyspę i powiedział, że tam się zatrzymają. Nic więcej. Ale już niedługo mieli się dowiedzieć…

Eileen nieco już się niecierpliwiła i zaczęła "spokojnie" wcinać suchary… ostatnie. Serafin wspominał co prawda, że już jutro, najpóźniej pojutrze najedzą się do syta. I napiją się, jeśli tylko będą chcieli co jest w niektórych przypadkach niewątpliwe, do nieprzytomności. Teraz jednak zwróciła uwagę na pewien symbol wiszący na łańcuszku na szyi elfa. To chyba tym przekonał tych z Neverwinter i otwierał im wszelkie drogi. Najwyraźniej to był symbol…

[ Mapka jest przedsmakiem tego co niedługo doświadczycie :P I rozmawiać wam się widzę ni che, co :D ??? A czym jest ten symbol ? Eileen wie na pewno... Może jakaś ciekawa rozmówka, co ? Jutro powinienem być po 17 o ile braciak po raz ostatni (w poniedziałek koniec sesji) nie zajmie mi kompa... ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Sory za poprzedniego posta nie wyszedł mi tak jak chciałem… a teraz powrót do rzeczywistości]

Zurris po spisaniu listy rzeczy potrzebnych mu do dalszej roboty, zaczął się bacznie rozgląda po towarzyszach. Mroczny wydawał się strasznie znudzony długim siedzeniem praktycznie bez ruchu… takiemu to dobrze robi kilku paladynów którzy chcą go nawrócić na swoją wiarę, a których on chętnie by poćwiartował . Spojrzał przelotnie na medytującego Miroku, który jak zawsze spokojny i śmiertelnie opanowany siedział i niewiele się odzywał. Wreszcie Zurris wstał podszdł do Serafina i wręczył mu listę potrzebnych mu rzeczy i przypadkim ujrzał mały znaczek, który wisiał na jego szyi.
-Hmm czyżby on był jednym z nich?- Cicho spytał się samego siebie. Wiedział że teraz musi na niego bardziej uważać gdyż rozzłoszczenie członka TEJ organizacji, może być naprawdę niebezpieczne i co najmniej nieopłacalne. Znał bardzo dobrze tę organizację. Założona przez Elminstera, tajna grupa miała na celu ochronę porządku i równowagi w Krainach. „Tak to musi być coś ważnego skoro nawet oni swojego przedstawiciela tu mają”. Wiedział wcześniej, że ta misja nie jest najłatwiejsza, ale aż tak? To musiało być coś bardzo ważnego. Tylko jak ta ich organizacja się nazywała… coś z harfą…

Kilka godzin później słyszał dyskusje niektórych członków drużyny, zastanawiał się
O co chodziło z tym lwem?
Jaką mogę zaproponować nazwę drużyny?
No i czemu ja tak dużo na czarny zamek Myrkula rozmyślam?

Zurris przysypiał gdy usłyszał propozycję Eileen
- Bezimienni bo tak źli, że nie idzie tego nazwać. Bo dobrzy często nie chcą nagrody, ani sławy dla swych uczynków. Nienazwani, dlatego, iż nawet żaden łotrzyk nie podaje swego imienia przy kradzieży, a bard lubi, gdy jego pieśni są sławione jako nieznanego twórcy. A teraz mówcie. Co o tym myślicie?
Zurris zamyślił się, z jednej strony podobał mu się pomysł, gdyż nie można było zaprzeczy oryginalności tej nazwy, jednak z drugiej strony marzyła mu się jakaś ciekawa nazwa drużyny.
-Ciekawy pomysł- rzekł –Taka nazwa z pewnością jest niecodzienna, ale może także nasuwać wiele złych skojarzeń, na przykład czy mamy taką nazwę gdyż boimy się sprawiedliwości i uciekamy przed nią, lub może jesteśmy jakimiś zabijakami. No ale mi się nawet podoba ta nazwa… chyba najbardziej pasowałaby do charakteru naszej drużyny, nie każdy zgodzi się na nazwę Krwawi jeźdźcy, albo promienie sprawiedliwości-zaśmiał się i powrócił do sennego letargu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Phil w czasie podroży niewiele mowił. W zasadzie to nie mowił nic. Spoglądał cały czas w dal horyzontow otaczających sterowiec, podpatrywał poczynania zwierząt w lesie... O tak..dawno już nie był na porządknym kilkudniowym polowaniu. Lecieli i lecieli, a Phil przechadzał się od czasu do czasu, na rożne cześci sterowca. Oczywiście w miarę możliwości. Zamienił kilka słow z Miroku... "Utalentowany młodzieniec... gdyby tylko przykładał trochę większą uwagę do szczegołow... No i żeby ta oziębłośc go nie zgubiła..." ... i rozmyślał o nowoprzybyłych towarzyszach. "Ci magowie... Kain i Zurris bodajże... chyba są trochę zbyt pewni siebie... ale to zrozumiałe, gdy ja przyłączyłem się do Serafina też nie wiedziałem co mnie czeka... Bard Marr... śpiewa, lata pełny serwis. Może się przydać.. zwłaszcza z tymi swoimi granatami..." Pod sterowcem właśnie przebiegało stado saren, nieświadomych tego, że ktoś je obserwuje. W międzyczasie Serafin ogłośił listę rzeczy do kupienia. "Lista rzczy? Hmm... chyba nic nie potrzebuje... chociaż nie... jest jedna rzecz..." Zapisał ją na jakimś niewiadomo skąd wziętym kwitku papieru i podał ją Serafinowi. Ten nieco się zdziwił i popatrzył na Phila pytająco
- Wytłumaczę Ci... kiedyś... - po czym odszedł. Zwrocił uwagę na Mrocznego, ktory od czasu do czasu przecierając swoje buty rękawem czarnej koszuli, ktora chroniła skorę przed otarciami czarnej zbroi, śpiewał cicho
- "Tylko czarne buty są naprawde fajne... bo mroczna załoga nosi je na nogach" - Elf lekko uśmiechnął się pod nosem i oparł się o barierkę.
- Bezimienni... - padło po chwili z ust Eileen. No właśnie. Nie miał zielonego pojęcia co zaszło w Waterdeep i miał nieodpartą chęć dowiedzieć się tego właśnie od niej. Jednak wydawało mu się, że będzie jej przeszkadzał swoją osobą. "Bezimienni? To chyba dobra nazwa... choć uczucie jakie powstaje, kiedy naprawdę nie wie się jak się ma na imię nie jest miłe..." Odpędził od siebie te myśli, gdyż nie miał zamiaru wspominać spędzonych w fortecy dni. Nie było to przyjemne wspomnienie. Nazwa Bezimienni podobała mu się. Było w niej coś takiego, co przyciągało uwagę, oraz budziło grozę. Jednak wolał nie wypowiadać się w tej kwesti. Ani w żadnej innej. Częśc drużyny nawet nie wiedziała jak ma na imię. Ale to nie był problem. Może nawet lepiej... Dopiero teraz zwrocił uwagę na bol w ramieniu. Rana jeszcze nie zastygła. No i nie dziwił się, w końcu to swoją własną bronią się zranił. Przyłożył drugą rękę do rany. Zapiekło. Po chwili przez palce wyciekł malutki strumień krwi. Spływał po ramieniu, aż do łokcia i skapywał na ziemię. "Ech... no trudno trzeba poświęcić nową koszulę..." Zerwał rękaw z krawiącej ręki i zrobił z niego improwizoryczny bandaż. Bandaż, ktory zapewne spodobałby się mrocznemu bo był czarny. "Heh... gdyby nie to, że Zak ma żelazną zbroję a ja zwykły materiał, to pewnie w ciemności nie dałoby się nas rozrożnić..." Podczas zawiązywania go, elf zwrocił uwagę, że rana jest bardzo "ładna". Idealnie prosta, nie szarpana. Przynajmniej wiedział, teraz że jego broń jest wystarczająco ostra. Powoli bandaż nasiąkał krwią, a elf postanowił się przespać. Już tak dawno tego nie robił...

[Wybaczcie, za moją małą aktywność ostatnio, obiecuję że to się więcej nie powtorzy. Kalkulator, jak masz pomysły to pisz, nawet co drugi post. Nie martw się i tak się zdarzało.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Dobra wakacje są, oblewanie się skończyło, cykl 3 imprez z rzędu dzień po dniu też (ała moja głowa...) to chyba wkońcu można zacząć pisać :D]

Sterowiec powoli zmierzał do celu. Na jego pokładzie drużyna, która szukała nazwy sama dla siebie. Dotąd nie zastanawiali się nad tym, robili to co uważali za słuszne i tak było dobrze. Teraz jednak powoli wszystko ulega zmianie. Zmienia się skład ich drużyny. Ktoś odchodzi jak ostatnio Vilian, wcześniej Mitros... ktoś przychodzi. jednak każda z tych osób odciska trwałe piętno na łamach historii tej jakże niecodziennej drużyny. "Problem" jakim w tej chwili jest znalezienie nazwy dla drużyny może się ciągnąć dosyć dłuo. Wszak trudno pogodzić tak skrajne charaktery jak Gregor i Zak, chaotyczne i pewne siebie jak Kain i opanowane jak Serafin. Drużyna nie składa się także z samych mężczyzn i to dobrze. Jednak jeżeli chodzi o nazwę to znów to zawęrza możliwości wyboru.

Shan słuchał z zaciekawieniem różnych propozycji co do ich dalszego działania jak i co do nazwy drużyny jednak nic nie wydawało mu się sensownego. To, że zbliżali się do miejsca gdzie będą mogli zakupić to i owo nie ulega wątpliwości. Jednak czego potrzebował ten elf?
Była taka jedna rzecz... Jednak jest ona legendarna i z pewnością nie można było jej zakupić w normalnym mieście. Z całej drużyny tylko Serafin wiedział o co chodziło Shanowi. Związek to miało jakoby z kontynuowaniem poszukiwania tego przedmiotu przez jego ojca. Mag wiedział gdzie mniej więcej on się znajduje, ale pozostawało pytanie jak się tam dostać i czy owy przedmiot wciąż się tam znajduje.

Teraz można było o tym zapomnieć. Może jeśli drużyna będzie kiedyś blisko tego miejsca to elf spróbuje wypełnić wolę swego ojca i dokończyć to co zaczęli już jego przodkowie. Jednak kiedy się znajdą w tym miejscu, jeśli wogóle, zależało od Serafina...

Na sterowcu zapadła taka niezręczna cisza. Wkońcu została ona przerwana przez elfa:
- Znajdujemy się gdzie się znajdujemy, robimy to co robimy, ale czy zastanawiał się ktokolwiek z was skąd tak właściwie wzięła się nazwa "Wybrzeże Mieczy"?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[tak na wstępie usprawiedliwienie dla Devila: wczoraj i dzisiaj byłme odciety od netu i nie mogłem pisać, to tyle tytułem wstępu :P ]

Kain, podobnie jak reszta druzyny przez większą część drogi był pogrążony w myślach. Nazwa dla ich drużyny? Eileen miała dobry pomysł, choć jak dla maga nazwa wywoływała za mało starchu ale mogła być.Zresztą sam nie miał żądnego lepszego pomysłu a jak wiedział krytykować zawsze łatwo a samemu coś wymyślić to już inna bajka. Pozostawała jeszcze kwestia listy zakupów. Kain wyją ostatni kawałek pergaminu i zapisał.

Najpotrzebniejsze:
-puste zwoje zaklęć
-mikstury leczenia i bandarze
-oddczynniki do zaklęć (siarka etc.)
-prowiant
-zwoje z zakleciami
Drugorzędne:
-nowy płasz (koniecznie czarny, najlepiej umagiczniony)
-kostur(j/w)
-buty(j/w)


Gdy uznał że to już wszystko podszedł do Serafina i wręczył mu listę. Elf tylko rzucił na nią okiem i schował do kieszeni. Na szyji błysną mu jakiś medalion.Czy on...? To go zaciekawiło. No ale jak się nie pomylił to może dostanie wszystko co chciał.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Gdy inni zastanawiali się nad nazwą dla drużyny, inkwizytor rozmyślał o liście przedmiotów, które w najbliższym czasie miały być mu potrzebne. Niebo było błękitne i bezchmurne, a słońce mocno grzało. Paladyn przygotował kartkę, na której miał napisać potrzebne rzeczy.
Przede wszystkim chciał dużo brudnopisów, bo cały czas pisał swoje pomysły do książek, a te nigdy się nie kończyły. Skoro już brudnopisy, to musiało być też coś do pisania. Teraz Darkus na błękitnym niebie ujrzał jakiegoś ptaka. Był taki piękny, wyglądał tak, jakby miał wolną wolę. Leciał na północ, przynajmniej tak wywnioskował paladyn. Wreszcie powrócił do rozmyślań. Potrzebował dobrego, lekkiego i długiego miecza. Do tego przydałaby się metalowa tarcza, bo drewniana stanowczo odpadała. Pewno rozpadłaby się po pierwszym spotkaniu z wrogiem... Zbroja. Najlepiej płytowa. Taka, żeby ochroniła przed niebezpieczeństwem. Z drugiej strony musiał w razie większych problemów uciekać. Rozważał długo, co zrobić, żeby mieć taką zbroję, ale jednocześnie szybko biegać. Ostatecznie postanowił, że codziennie będzie trenować bieganie. Teraz potrzebował chociaż jedną miksturę leczącą. Nie raz widział jak Gregor, Eileen, czy Farin popijali podobne miksturki by dodać sobie sił po walce. Wtedy wyglądali jak nowo narodzeni. Przypomniał sobie jak Miroku uratował go przed śmiercią, a potem jak Kain dał mu napić się trochę jakiegoś napoju, który od razu postawił Darkusa na nogi. I wtedy uświadomił sobie, że jeszcze nie oddał pożyczonego oręża Kainowi. Najpierw lista, a potem rozmowa, choć może być, to nieprzyjemna rozmowa, bo ostatnio inkwizytor i mag nie lubili się, szczególnie po tym jak zauważył, że Kain bardziej lubi zło niż dobro... Jednak lista nie była kompletna. Paladyn przypomniał sobie walkę z groźnym nieumarłym. Szczególnie ten moment, gdy stracił swoją broń. Potrzebował zapasowego oręża. Najlepiej krótki miecz. Skoro tak, to musi mieć też jakiś hełm. Całość nie musi być nowa, niedługo inkwizytor miał powrócić na pewien czas do rodzimych stron, a tam wystarczająco zaopatrzy się w to, co jest mu niezbędne. Darkus przyglądał się podłodze statku. Właściwie zastanawiał się, czemu wilk jeszcze ani razu nie gonił kota no i go nie zjadł? Czy to nie jest dziwne? Głupie myśli opętywały Darkusa. Musi się skupić na tym, co teraz jest, a nie na mało istotnych sprawach. Wyjął kolejną kartkę i ładnie przepisał na czysto. Treść wyglądała tak:
1. Długi miecz.
2. Krótki miecz(zapasowy)
3. Zbroja płytowa.
4. Mikstury leczące.
5. Metalowa tarcza.
6. Hełm
7. Brudnopisy i coś do pisania.
Całość nie musi być nowa. Wystarczy, żeby wytrzymała na pewien czas.

Przeczytał kilka razy. Raczej nie było błędów. Wstał i podszedł do Serafina. Podał mu kartkę, ten lekko uśmiechnął się i kiwnął głową, że wszystko rozumie. Następnie inkwizytor usiadł na swoim miejscu i myślał nad nazwą grupy, choć go to specjalnie nie interesowało...
- Może, choć różne są w naszej grupie charaktery, to przyjmiemy nazwę miłą i łatwą do zapamiętania. Bezimienni jest taka dziwna. Słysząc ją mam mieszane uczucia. Bardziej kojarzy mi się z najemnikami do zabijania albo kultem jakiegoś urojonego boga. Ta nazwa musi być dobra nie zła- Darkus uśmiechnął się
- Zło! Śmierć!- krzyknął Mroczny
- A może "Niosący dobro", " Przyjaciele potrzebujących", "Słudzy pokoju". Najlepiej stwórzmy jakieś bractwo. Takie byśmy byli tak znani, że każdy powie. Masz problem zgłoś się do bractwa... Tylko jak takie bractwo nazwać? Większość z nas posługuję się magią, a inni orężem. Proponuję dwie nazwy: Bractwo magii i oręża lub takie bardziej ładnie brzmiące "Bractwo magii i miecza".
Już chciał zaprotestować Farin, ale inkwizytor dalej kontynuował.
- Ja wiem, że ten miecz może niektórym nie pasować, ale to tylko symbolika. Tak naprawdę liczymy się my, a nie nazwa. Powinniśmy być dla siebie mili, być dobrzy i nie kłócić się no, a przynajmniej nie zabijać.
- Śmierć!- odezwał się po raz kolejny Mroczny.
- No nie wiem, co wy na to?- zapytał się Darkus wyglądało również na to, że znowu zapomniał porozmawiać z Kainem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Marvolo ciągle siedział w kacie, gładząć sierść Furiona. Rozmyślał wpatrując się w niebo. Sunęły po nim liczne chmury, widać było też wolne i majestatyczne ptaki. Być wolnym jak one... Oczy Druida wyrażały bezgraniczny żal, gdy tak patrzył na szybujące stworzenia. Wiedział, że nigdy nie osiagnie takiej doskonałości, smukłej bodowy, nie wyrosną mu skrzydła. Przypomniała mu się w tym momencie matka. Z jej zdolnościami zmiany kształtu. Widział wielkokrotnie, jak zmieniała się w ptaki, latające bestie, żywioły... Przyjmowała też bardziej nierealne kształty. Od koboldów, przed meduzy po golemy i smoki. Tak. Smoki. Widział ja taką tylko raz. Gdy wściekła się na ojca. Mało co wtedy go nie pożarła. Gdyby nie mały Marvolo, leżący jeszcze w łóżeczku, mający niewiele ponad rok. Jego płacz powstrzymał gniew matki, jak i rewanż ojca. Druid teraz widział ich jak na dłoni. Oczy zaszły mu łzami. W końcu minęło już tyle lat...
-Znowu oni Cię naszli?
-Tak... Nie mogę przestać o nich myśleć.
-Nie dziwne. Jeszcze ostatnio przypomniała się krew Twojej matki.
-Zgadzam się. Moja walka z tym nie powiodła się. Jednak wyszło wszystko na wierzch.
-Martwisz się tym? Wiesz, jakie to może być cenne, dla powodzenia misji całej drużyny?
-Wiem. Ale to może być również klątwa. Dopóki nie nauczę się nad tym panować, to mogę stać się machiną do zniszczenia. Taką jak... Mroczny?
-Hmm... Chyba dobrze trafiłeś. Ale co myślisz o wsparciu ze strony Eileen? Może Ci ona pomóc?
-Zapewne w jakimś stopniu tak. Ale ja sam musze z tym głównie powalczyć...
-Nie uda Ci się to, jeśli nie będziesz ćwiczył. Jak wylądujemy to masz spróbować.
-Ha, wilk mi rozkazuje?
-Odgryść Ci coś?
-No dobra. Niech Ci będzie. Tamto wolę jeszcze zatrzymać na jeszcze jaką inną okazję. Kto wie co mi się przytrafi. Ale dobra. Spróbóję...

Na tym zakończyła się rozmowa Druida z Furionem. Wilk usnął szybko, pomrukując po cichu. W międzyczasie Marvolo rozważał propozycję Eileen.
To jest takie... Neutralne. Idelanie pasujące do mnie. Nie bylibyśmy wtedy ani źli, ani dobrzy. Bo jak oskarżyć nas o jakieś przestępstwo, skoro nie mamy imienia? Albo jak nam przypisać dobry uczynek, jak nie wiadomo kto to uczynił? Czy kapłan, czy może Paladyn? Jak będzie jakieś głosowanie, to ja będę za tą nazwą obstawał...
Marvolo tymczasem wyciągnął zwitek papieru zza przepaski. Przypomniał sobie o jednej rzeczy, jaką miał dopisać. Szybko napisał słowa:
-Przepaska na oczy.
Teraz wstał i podszedł do Serafina. Wręczył mu bez słowa papier i stanął obok niego przy barierce.
-Czy wiesz, co nas może spotkać tam, gdzie lecimy?...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Marvolo wstał i podszedł do Serafina. Wręczył mu bez słowa papier i stanął obok niego przy barierce:
- Czy wiesz, co nas może spotkać tam, gdzie lecimy ? - Serafin uśmiechnął się wyjątkowo szyderczo.
- Zaraz sami się przekonacie przyjaciele…
- Coooooo ? - chociaż "nikt" nie podsłuchiwał rozmowy elfa z druidem to akurat to zdanie usłyszeli.
- Daleko jeszcze Marr ? - wzrok towarzyszy utkwił nagle w gnomie.
- Właśnie rozpocząłem opadanie. Za jakieś pięć minut wylądujemy. - Marr lekko poruszał sterami wysokości. Z tyłu sterowca dało się słyszeć jęki niedowierzania. Serafin chrząknięciem uciszył drużynę, która zaczęła chaotyczną i pospieszną wymianę zdań:
- Wycierpieliśmy ostatnio naprawdę dużo. Wszyscy… niektórych jak wiecie nie ma z nami i już nie będzie. I chcę, żebyście o nich nie zapomnieli. Wiecie o kim mówię. Teraz nadszedł czas odpoczynku. - kolejne szemranie i kolejne chrząknięcie, które u elfa brzmiało co najmniej dziwnie: - Tak, nie mamy jakiegoś ściśle tajnego zadania jak na pewno sądziliście. Jesteśmy tu na… hmmm…. Wakacjach ! - po tym zdaniu drużyna wpadła w paniczny śmiech, a wszystkie ptaki przelatujące akuratnie obok opadającego sterowca szybko uciekły. Serafin kontynuował:
- Należą nam się wakacje. Lądujemy na jednej ze spokojniejszych wysepek Moonshae. Spokojniejszych, bo gdzieś tu zakotwiczył ten… - Serafin uciął. - Gdzieś tu jest Jack ze swoją małą "flotą". A on jest świr, sami wiecie, a ze świrami mało kto chce zadzierać…
- Przeważnie tylko inne świry. - dorzucił druid łypiąc na szczerzącego kły Zaka.
- Mniejsza o to ! - Phila chyba ciągnęło na plażę. I do elfek w bo… mniejsza i o to.
- Spokojnie Phil, wszystko po kolei. Lądujemy na, w pewien sposób wypoczynkowej, wyspie i jest tam kilka miast… miasteczek. Niezłe ośrodki handlowe, głównie przez to, że są zaopatrywane przez piratów, a oni łowią zawsze najlepsze kąski. A po dostawie Jacka, o ile akurat tu upłynnił swój towar, na pewno będzie sporo ciekawostek. I przydałoby się mimo wszystko spotkać go, na pewno ma na zbyciu kilka "perełek". - będąc w pewnego rodzaju transie na skutek hasła "wakacje" nawet nie poczuli jak sterowiec wylądował. A wylądował miękko i na skrawku prywatnej ziemi:
- Tak… ładna plaża...piękna… Już jest ciemno, ale rano zobaczycie ją w całej okazałości. Acha, śpijcie spokojnie. Zakupiłem ten skrawek ziemi za bezcen kilkanaście lat temu. Nie ma tu co prawda większych zabudowań od tej rozklekotanej altanki, którą widać w oddali, ale plaża jest naprawdę piękna. A woda ciepła. No drużyno ! Złaśmy z pokładu, czas rozbić obóz ! - zaczęli schodzić ze sterowca ze swoimi rupieciami, obóz mieli rozstawić właśnie wokół chatki. Może Eileen będzie chciała w niej "mieszkać" ? Należy się jej, nikt tego raczej nie podważy… Księżyc świecił i świetnie oświetlał plażę. Szum morza działał naprawdę kojąco… i usypiająco. I jak to rozłożyć obóz ? I co to będzie w dzień !? Całkowite wyluzowanie. Ostatni z pokładu schodzili Shan i Serafin. Mag jakoś dziwnie patrzył. Nieco zmieszany łowca zaczął więc, widząc wahanie przyjaciela:
- Spokojnie Shan, tu na pewno są jakieś drowki…
- Ej, stary ! Ja nie o tym chciałem... ale dzięki za pamięć.
- A więc o co chodzi ?
- Wydaje mi się, że kiedyś wspominałeś mi o tym skrawku ziemi.
- Być może… może jeszcze w czasach Salvatlandu. Ale, wiesz, ja nie lubię życia w jednym miejscu, nie jestem stat…
- Dobrze wiesz o co ja chcę zapytać ! Nie kiwaj mnie !
- Eee… spodziewam się, że chodzi o taką bursztynową substancję płynną ?
- Tak ! Dobrze pamiętam to jak wspominałeś o tym miejscu ! Nie pamiętam nic o chatce, plaży, ale o bimbrowni pamiętam !
- Hehe… wiesz. Pędzenie samogonu trochę by potrwało, a i składników obecnie nie mamy.
-… - Shan spochmurniał. Jakby mu się słabo zrobiło…
- Ale mam za to spory magazyn… - Shan dziko się uśmiechnął. Wyjątkowo dziko. - Jakieś dwadzieścia beczułek trzydziestolitrowych. Rum jasny i śrendnio-wytrawy oraz ciemny, ciężki i słodki. - Shan szybko policzył objętość całości rumu:
- Muaaaaa…
- Około sześćset litrów Shan. - Serafin powiedział to z premedytacją. Wiedział, że Shan już dawno to policzył. Ale chciał go jeszcze bardziej ucieszyć i upewnić, że to nie sen:
- Muaaaaaa !!
- Prawdopodobnie jest dość chłody, bo jest w ukrytym podziemnym schowku, ale mam nadzieję, że znasz odpowiednie czary, aby schłodzić rum, co ? I kilka kostek lodu tez by się przydało. Co ty na to magu lodu ? Barmanie ?
- Muaaaaa….

Kilka minut później odbezpieczyli skrytkę. Nie brakowało ani jednej beczułki. Shan był bardzo dobrym specjalistą jeśli chodzi o magię lodu…

Chatka Serafina faktycznie była nieco podniszczona i znajdowała się na skraju dżungli i plaży. Tak między drzewami… palmami. Ogólnie była zacieniona w dzień. I faktycznie przytulna mimo pewnej ilości pajęczyny. Daj na pewno przeciekał, ale reszta była raczej w porządku. I piasek był tak przyjemnie chłodny. W oddali majaczyła jakaś góra, ale nie aż taka wysoka jak te na kontynencie. Na skraju lasu, palm i świerków, pod uschniętym drzewem, zapłonęło wspaniałe ognisko, a po jakimś czasie, wbrew zdecydowanemu oporowi druida, zaczął się również rozchodzić zapach pieczeni… Kompania Cienia, Bezimienni, Żołnierze Fortuny, Nieugięci lub jaką tam inną nazwę mieli rozpoczęli pewnego rodzaju urlop. Nie miał on jednak być pozbawiony niespodzianek. I tych pozytywnych i tych negatywnych. Ale teraz mogli się najeść i napić, zwłaszcza to ostatnie, do syta… a nawet i więcej…

[ Jesteście na wyspie. Możecie robić absolutnie wszystko, łącznie z robieniem wypadów na miasto. Wszystko. Mamy wakacje i taki też powinien być klimat. I na ZK jak widać też wakacje. Rum jest dostępny dla wszystkich… schłodzony przez maga XD. Zapraszam do rozmów i zabawy ! Obrazek nie nawiązuje w 100% bezpośrednio do naszych działań, ale jest nastrojowy.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Andrij był młodym elfem, nie był zbyt wysoki, dość szczupły jak na swoją rasę. Miał krótkie czarne włosy, błękitne oczy i szpiczasty noc, nosił na sobie ciemnozielony płaszcz i przeszywnicę. U boku miał miecz, na plecach nosił łuk, który kiedyś jeszcze jako młody elf znalazł w Dolinie Lodowego Wichru, miał dla niego wielkie sentymentalne znaczenie, uważał, że zesłał mu go sam Obad-Hai by dopomóc mu w zemście.
Wychował się w lesie, jego przyjaciółmi były zwierzęta, szczególnie bliski był mu orzeł Mediv. Nauczył się posługiwać magią natury jednak w niewielkim stopniu, ponieważ walka była mu bliższa, wolał zabijać w tradycyjny sposób.
Gdy był dzieckiem jego wioskę napadły gnolle, na jego oczach torturowali jego ojca, a on nie mógł nic zrobić, nienawidził bezsilności, uważał, że jest najgorsza ze wszystkiego. Nienawidził się za to, że nie mógł pomóc ojcu, czuł się za to winny, szukał zemsty na gnollach. Dzięki latom spędzonym w buszu stał się łowcą, z naturą łączyła go więź, on jej potrzebowałby móc się mścić, a ona jego, bo ten ochraniał ją przed chciwymi ludźmi. Tworzyli zgraną parę, lecz pewnego dnia Andrij zrozumiał, że w lesie nie dopadnie oprawców ojca, razem z Medivem postanowił wyruszyć ze swojego lasu by odszukać Grush Waka, gnolla który zabił jego tatę.
Los chciał że trafił na wyspy Moonshae, w dali zobaczył ogień, wysłał Mediva by ten zobaczył kto go wzniecił. Po chwili orzeł usiadł mu na ramieniu.
-Więc mówisz przyjacielu że to jest jakaś grupa zbrojnych wędrowców, hmm... poszukiwacze przygód, może byśmy się do nich przyłączyli. Co? Jak uważasz? -Ptak wydał niezrozumiały okrzyk. -Więc też uważasz by z nimi zakumplować. Nie traćmy czasu, choćmy.

Po kilku godzinach....

Andrij spotkał grupę poszukiwaczy przygód, większość siedziała przy ogniu, część już spała. Elfa zadziwiło to że nie postawili warty. Może są zbyt zmęczeni, było to całkiem prawdopodobne, byli brudni, zachlapani krwią. Widać było że wrócili z dłuższej wyprawy. Łowca podszedł do nich po czym powiedział:

-Witajcie! Przychodzę w pokoju, czy mogę się dosiąść i ogrzać?


Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[ Witamy! Jak mniemam Eileen już poznałeś :P Też jestem MG i to tym co najwięcej miesza, hieh ! Kontakt na gg 8455343, jak bedziesz miał czas. I pewnie przeczytałes kilka ostatnich stron ? Jeśli potrzebujesz streszczenia lub skrótowego opisu postaci to pytaj mnie smiało ! :]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Phil obudził się rano w wyśmienitym nastroju. Nie miał żadnych problemow z głową, gdyż nie bardzo lubił alkohol i nie pił go wczorajszego wieczora dużo. Wszyscy jeszcze spali, jednak obok zobaczył siedzącego młodego elfa. Na jego ramieniu siedział orzeł. Philowi skojarzył się jego własny, Herbinger. "Ale to zupełnie inna historia..." Elf był młody, na plecach miał przewieszony łuk i kołczan, a u boku miał miecz. "Pewnie łowca" Podszedł do niego powoli, wcześniej specjalnie stając na pojedynczej gałązce, ktora pękła zawiadamiając przybysz o tym, że ktoś podchodzi. Odwrocił się i spojrzał na Phila swoimi błękitnymi oczami. "Pewnie spodoba się Eileen", łucznik uśmiechnął się w duchu. Młodzieniec wstał i kiwnął głową. Phil wykonał ten sam gest i zastanawiał się czy młodziak będzie używał wszystkich zwrotow grzecznościowych elfow. A trochę tego było. Na szczęsci obeszło się bez tego.
- Jestem Anrdij. A ten orzeł to Mediv.
- Piękny okaz - rzekł elf patrząc na orła - Jestem Phil. - wyciągnął rękę - Witaj. Jeżeli chcesz się do nas przyłączyć, to wiedz że będzie to ciężkie życie. Jesteś pewien, że dasz radę?
- Naturalnie.
- Zatem rozgość się. Jeżeli gustujesz to tam jest "trochę" rumu. - przerwał na chwilę, po czym dodał - Witam i Ciebie Medivie. A teraz wybaczcie, ale jesteśmy tu od wczorajszego wieczora i jeszcze nie miałem okazji zrobić tego co robię bardzo dobrze. - po czym zwrocił się w kierunku morza i zaczął biec. W biego zrzucił z siebie kołczan i koszulę, po czym wskoczył do wody. Była bardzo ciepła i czysta, nie za słona, w sam raz. Zanurkował. Widok jaki tu napotkał oszołomił go. Widywał już podobne rzeczy, ale takich jeszcze nie. Tutejsza rafa była wspaniała, woda przejrzysta, a ryby łagodne, pływały dookoła. W dole elf zobaczył skorupiaki. "O! Może uda mi się wyłowić jakąś perełkę dla Eileen..." Popłynął dalej. "A ten cały Anrij wygląda obiecująco... Zobaczymy co z niego wyrośnie...". Po około pięciu minutach elf wyłonił się spod powierzchni. Pływał od dziecka, i robił to wspaniale. Postanowił jeszcze troche poleżeć na wodzie i popatrzeć na śpiących towarzyszy, oraz krzątającego się młodzika. W zasadzie elf nie wiedział dlaczego nazywa go młodzikiem. Sam był niewiele starszy. No ale nic, może niedługo zdarzy się coś co nada mu inną ksywę...
I zanurzył się raz jeszcze...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować