Zaloguj się, aby obserwować  
menelsmaster

Zapomniane Krainy - forumowa gra RPG [M]

4049 postów w tym temacie

-Wreszcie trochę odpoczniemy-powiedział zadowolony Zurris, po czym ruszył do beczek z rumem. Otworzył jedną wypił kubek rumu i padł nieprzytomny na ziemie. A towarzysze kręcili głowami.
-Mięczak-mruknął Shan i poszedł chlać rum.
.
.
.
Klika godzin potem gdy cała drużyna zasnęła, z ogromnym bólem głowy wstał Zurris. Os razu zwrócił uwagę na krzątającego się elfa i latającego przy nim orła, zobaczył też Phila pływającego w wodzie.
-Na Myrkula… młody chodź trochę ciszej, chyba odpadnie mi łeb… a kim ty właściwie jesteś?-
-Andrij mnie zwą, przyłączyłem się do was!-
-Aaa… ciszej mów ałaaa, a więc się do nas przyłączyłeś? To zawsze lepiej gdy jest nas dużo… hmm masz coś na ból głowy??
-Chyba znajdę- Andrij poszperał w sakwie i podał Zurrisowi nalewkę leczniczą.
-Hm jesteś pewien?
-Pewnie w moich stronach działa nawet na pijanych krasnoludów-zaśmiał się elf, a Zurris pociągnął porządny łyk napoju i usiadł pod małym daszkiem.

Po pół godziny doszedł do siebie i czuł się rześko, nalewka elfa pomogła
-hm to musi by jakaś magia, ciekawe czy dorówna memu wielkiemu talentowi…-
Po czym zmarznięty (reszta grupy wciąż spała a Phil dopiera wracał z wody) postanowił rozpali ognisko, jednak odszedł trochę przezornie od grupy by ich nie pobudzić. Gdy znalazł odpowiednie miejsce zebrał trochę gałęzi i chrustu, po czym ułożył to w kupkę i zaczął mruczeć zaklęcie, rozgniatając dwie kulki siarki i sypiąc szczyptę węgla, wszystko przez chwilę wisiało w powietrzu, siarka z węglem tworzyła runę mocy, po czym powstała ognista kula, która poleciała w drewno. Ognisko zapłonęło, ale Zurris także. Pobiegł jak oszalały do wody i wskoczył do niej gasząc ogień na swej szacie. Mrucząc przekleństwa wrócił do ognia i zaczął suszyć swe szaty. Po chwili dołączył do niego Phil,
-i jak woda elfie?
-Przyjemna a czemu pytasz magu?
-a tak sobie-mruknął Zurris starając się zakryc dziury w szacie, która i tak była strasznie zniszczona, w co najmniej dwudziestu miejscach miała dziury po broni nieumarłych, a z kieszeni wypadały składniki do czarów.
-Aj żebym miał zwoje to bym coś z tym zrobił- westchnął
-Niby co?- zapytał Phil
-Napisałbym zaklęcia mające mi naprawić szatę, a potem poprawiłbym zaklęcie przywołania żywności które robiłem na sterowcu i nigdy nie mielibyśmy problemów z jedzeniem. Musisz wiedzieć, że sztuki uczył mnie sam Harkle Harpell, wielce utalentowany czarodziej, jego bratu udało się skrzyżować żabę z koniem , to wielka rodzina potężnych i mądrych magów, muszę znaleźć kogoś kto pomorze mi testować zaklęcia…
-TO NIE BĘDĘ JA-wrzasną Phil znając już zapędy tego dziwnego maga, nie słyszał o tych maga Harpellach czy jakoś tak ale z gadki Zurris wywnioskował że są bardziej dziwni od niego nawet, postanowił mieć go na oku, a Zurris rozpaczał bo nie miał pustych zwoi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Well, jak pewnie zauwazyliscie nic nie pisze. I nie bede pisal az do wtorku za tydzien. Bardzo was za to przepraszam, ale wiecie - wakacje sa tylko raz w roku :). So, albo pomijajcie moja postac, albo sie nia zaopiekujcie. I sorki za brak polskich liter - po prostu ich tutaj nie mam...]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Miroku obudził się. Jak na niego trochę późno. On wczoraj nie pił. Abstynencja pomaga w utrzymaniu perfekcyjnej kondycji i gotowości do walki. Ale teraz mam spokój. Wskoczył na jedno z drzew i zaczął trenować jogę. Podczas "gimnastyki" dłonie trochę mu pulsowały na niebiesko. Po krótkim treningu zszedł. Hmmmmm. Należy pomyśleć nad listą. W końcu wypisał:
- Cokolwiek zwiększającego szybkość,
- Coś dającego chociaż namiastkę demonicznej mocy,
- Pazury, szpony, ostrza na dłonie itp., koniecznie magiczne, najlepiej wzmocnione runami lub demoniczne,
- Pancerz pod szatę, nie krępujący ruchów, magiczny lub runiczny, dający osłonę, najlepiej w ciemnym kolorze,
- Coś do rysowania i kartki,
- Szybki przeciwnik do treningów.
Zauważył, że Serafin już wstał. Pobiegł do niego. Oto moja lista. Elf rzucił okiem i położył.
- A ty Serafinie, co napisałeś?
- Potrzebny mi dobry łuk i zapas strzał.
- Chyba mogę rozwiązać ten problem.
- W jaki sposób?
- Proszę.- Skrytobójca podał mu Hotaru.
- Co to?
- To łuk wzmocniony runami. Strzały lecą bardzo szybko z niego. Gdy mocniej go napniesz, strzała może oderwać część ciała wrogu.
- A zapas strzał Miroku?
- Mam około pięciuset, nasączone trucizną, z wyjątkiem kilkudziesięciu do polowań, jeśli masz wystarczającą siłę woli, możesz użyć wewnętrznej energii do stworzenia magicznej strzały. Ponadto zrobiłem przypominający plecak podwójny kołczan.
- Dzięki.
- Zobacz jak wygląda magiczna strzała.
Miroku zademonstrował. Skupił się na strzale, z całych sił. Pojawiła się. Była magiczna i pulsowała. Poleciała bardzo szybko. Gdy trafiła w drzewo wybuchła, spopielając jego sporą część.
- Potrenuj wolę, aby móc trafiać magicznie. Ten łuk nazywa się Hotaru.
- Dziękuję. Jesteś w porządku.
Skrytobójca zauważył nowego. Przywitał się, przedstawił, elf zrobił to samo. Miroku pobiegł na swój kolejny poranny trening....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wakacje, taaaa to Kain lubił najbardziej. No może poza zabijaniem i imprezami organizowanymi przez Mrocznego (czyt. wycięcie w pień jakiejś wsi i/lub miasteczka). Shan z Serafinem skombinowali świetny rum a jego ilośc wystarczyła by żeby upić kompanie krasnoludów. To było życie. Choć przydał by się jeszcze ktoś do zabicia no ale nie można mieć wszystkiego. Kain obudził się akurat jak Zurris rozpalał ognisko. Choć rozpalał nie było dobrym określeniem. Mag miał spory ubaw widząc jak kolega po fachu biegnie z płonącą sztą do moża. Hahahaha i dobrze mu tak.... może się wkońcu nauczy..... Chwile później usłuszał rozmowe Zurrisa z Philem. To wyjaśniało wszystko. Kain odwrócił wzrok w poszukiwaniu beczółki, bo jak wiadomo na kaca najlepszy jest klin. A maga po wczoraj nieźle bolała głowa. Cholera gdzie oni to postawili..?Wtedy zauważył że ich drużyna powiększyła się o nowego członka.
-Witaj jestem Kain, mag.
-Mnie zwą Andij.
Elf wyglądał na łowce, w pierwszej chwili mag pomyślał że ot kolejny obraońca prawa i sprawiedliwości. Jednak w jego oczach było coś innego. Coś co Kain znał dość dobrze, pragnienie zemsty. Zaczynało się robić ciekawie.
-Co cię sprowadza w te strony?
-Zemsta.
-Ahh to. Potężna siła i wielka motywacja. Pamiętaj tylko że zemsta najlepiej smakuje na zimno i ofiara musi wiedzieć kto i za ją zabija. I musi się bać jak nigdy w życiu.
Mag zostawił elfa samego ruszjąc na dalsze poszukiwanie rumu.

[Witamy :) sorki że bez konsultacji a jak coś pokręciłem z tą zemsta to mnie popraw i jak cos gg 1336204]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Elf pogrozmawiał chwilę z Zurrisem, ktory dość dziwnie się zachowywał. Prawdopodobnie dlatego, że spalił sobie ubranie. Jednak po kilku minutach, elf znow wskoczył do wody. Wypłynął po pewnym czasie i trzymając coś w dłoni założył koszulę i udał się w kierunku miasteczka...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nie przyglądał się okolicom, gdyż śpieszył się, a napewno jeszcze będzie miał okazję tu wrocić. Wszedł do kilku sklepow i po pewnym czasie wracał na plażę....

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wszedł na plażę z niewielkim bagażem. Najpiew powiedział Serafinowi
- Lista już nieaktualna - po czym udał się w poszukiwaniu Eileen. Na szczęście jeszcze spała. Po cichu, położył obok niej długą, granatową suknię. Na niej położył świetlistą perłę, po czym oddalił się, aby ponownie zanurzyć się w oceanie...

[wiem, wiem mogłem to zrobić w poprzednim poście, ale chciałem zachować te proporcje dzienne]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Kolejną osobą, która obudziła się był Darkus. Przeciągnął się, wstał i dopiero teraz ujrzał uroki miejsca, w którym znalazł się. Ciągle słyszał przyjemny szum morza i śpiew ptaków.
Następnie rozejrzał się po drużynie. Jak zwykle część kompanów nie spała, a reszta nadal smacznie chrapała. Ciekawość inkwizytora tym razem skupiła się na kimś nowym. Młody elf. Nie za wysoki, czarne włosy i spiczasty nos.
Czyżby nowy towarzysz podróży- pomyślał paladyn- podejdę i przywitam się.
- Witam zwą mnie Darkus. Jestem inkwizytorem. Chyba jesteś nowym członkiem drużyny?
- A ja jestem Andrij. Przed chwilą dołączyłem.
Paladyn zauważył orła szybującego w powietrzu.
- Jaki ładny ptak.
- To mój- odparł Andrij.
- A jak się wabi?
- Mediv.
- No bardzo miło mi Cię poznać i powitać w drużynie.
Uścisnęli sobie dłonie, po czym Darkus poszedł na plaże.

************************************************************************

Piasek. Nie da się go policzyć, ale jest taki ładny. Złocisty. W morzu pływał Phil. Paladyn zauważył, że elf bardzo dobrze radzi sobie w wodzie, nawet lepiej od niego. Inkwizytor ujrzał Zurrisa, który miał śmieszne, podziurawione ubranie. Wypadło mu coś z kieszeni.
- Zurris! Zaczekaj!
Mag odwrócił się.
- Chyba coś Ci z kieszonki wypadło...
- A dzięki...
- Czemu masz tak zniszczoną szatę?
- Nieumarli i ogień.
- Aha. Nie będę Cię zatrzymywał, na pewno masz coś do zrobienia.
Mag poszedł w swoją stronę, a inkwizytor zdjął górną część ubrania i pobiegł kąpać się w morzu. Oczywiście w pierwszej chwili woda była zimna. Dreszcz przebiegł po całym ciele. Pływał na plecach patrząc się w niebo. Teraz mógł rozmyślać o wszystkim, co mu przyszło do głowy. Poczuł się lekko, inaczej niż zwykle. Zamknął oczy i o niczym nie myślał. Wtedy wydarzyło się to, czego można było się spodziewać... zaczął się topić, ale nie był tego świadomy, wciąż miał zamknięte oczy. Phil to wszystko zauważył i płynął w jego stronę, ale Darkus był już pod wodą, a tam działy się inne, dziwne sprawy.

**************************************************************************

- Darkusie obudź się! Otwórz oczy i pokłoń się przed Nami!
- Co za tępak! Obudź się!
- Ta ciamajda chyba nic nie potrafi!
Paladyn otworzył oczy. Znajdował się w ciemnym miejscu, a jedyne, co widział, to troje postaci. Dwóch mężczyzn i kobieta, biło od nich jasne światło. Jeden był tak stary, że jego broda dotykała ziemi. Drugi był w sile wieku. Kobieta była młoda. Każda z postaci trzymała drewnianą, ładnie przyozdobioną laskę.
- Gdzie ja jestem? Kim wy jesteście?
- Nie odzywaj się do NAS. Jesteśmy kurierami samego Boga. Przychodzimy teraz do Ciebie, by naprawić twoje błędy.
- Ja? Jakie błędy? Od Boga... Wybaczcie mi. Nie wiedziałem, że...
- Nie ważne! Ucisz się- odezwała się kobieta.
- Lenisz się inkwizytorze. A NAM się, to nie podoba!
- Czemu nie nawracasz? Czemu nie walczysz ze złem? Czemu zadajesz się z nekromatą? Kto Ci pozwolił zadawać się z tą czachą? Już jej więcej nie spotkasz... Zrobiliśmy tak, że znikła i pojawi się u kogoś, kto jej bardziej potrzebuję... Ty masz zadanie do wykonania! Nie bez powodu znalazłeś się w Zapomnianych Krainach. Już zapomniałeś o swoim powołaniu?- krzyknęła kobieta
- Modlisz się do Boga o pomoc, a zapominasz, że Ty też masz mu służyć pomocą!- odezwał się brodaty
- Nie próbuj nam przerywać! Właściwie powinniśmy Ci pozwolić zginąć! I to już tyle razy! Nie wiem, gdzie Ci inkwizytorzy, kapłani, którzy Cię wybrali, gdzie mieli oczy!- oznajmiła kobieta
- No cóż albo zmienisz się albo skończymy z Tobą raz na zawsze!- dodał mężczyzna
- To twoja ostatnia szansa! Bóg jest niezadowolony z obrotu spraw!- syknął brodaty
- Musimy Cię naprowadzić na właściwą ścieżkę, bo do tej pory błąkasz się ślepymi uliczkami.
- Chyba wiedziałeś, co to znaczy być inkwizytorem? To nie byle, jaka profesja! Mag uczy się czarów! Druid chroni naturę i z jej pomocą walczy o równowagę! Łowca zabija zwierzynę by potem sprzedać jej skóry, kły i pazury. Zabójca zabija dla pieniędzy.
- Wojownik walczy, a paladyn do tego w służbie dobra i niszczy zło. Kapłan głosi prawdę i leczy ludzi!
- A inkwizytor? Co twoim zdaniem robi inkwizytor?
- Ja? No tak? Mogę się odezwać?
- TAK!- krzyknęła trójka postaci
- No to mam walczyć ze złem. Nawracać ludzi. Głosić wiarę. Dawać przykład. Być silnym psychicznie i fizycznie. Czynić tylko dobro. Nie zadawać się ze złem. Nauczać innych. - inkwizytor upadł na kolana i rozpłakał się- jestem niegodny bycia inkwizytorem i sługą Boga! Zawiodłem Go!
Mężczyźni wpatrywali się w paladyna, a kobieta zbliżyła się.
- Nie rozpaczaj, bo nic Ci to nie da. Zostałeś wybrany, więc prędzej, czy później będziesz musiał dokonać to, co jest w zamierzeniach Boga. MY staramy się Ciebie naprowadzić na właściwą ścieżkę. Rozumiesz?
- Tak. To, co mam zrobić by być dobrym inkwizytorem?
- Po pierwsze słuchaj się bardziej doświadczonych od Ciebie. Słuchać, to nie znaczy, że masz zapominać o tym, co ktoś Ci powiedział. Masz to stosować w praktyce!
- Po drugie naucz się dobrze walczyć, pracuj nad sobą! Ćwicz te cholerne biegi i trenuj walki z tym niewiernym.
- Farinem?- spytał się inkwizytor
- Nie obchodzi nas jak te istoty mają na imię. Cały świat, to jedna wielka układanka, a każdy element układanki ma swoją misję. Ty masz nawracać, a nie lenić się! Nie popełniaj głupich błędów! Zły element układanki jest stracony, a dobry zbawiony! Chyba chcesz być tym dobrym elementem? Pytam się. Rozumiesz?
- Rozumiem.
- Moglibyśmy Cię ukatrupić, ale po raz kolejny jakiś element układanki uratował Ci życie... Bądź mu wdzięczny i pamiętaj słuchaj się doświadczonych. Nie wykłócaj się z nimi... Nawracaj... A teraz idź sobie! Idź precz!...

****************************************************************************************************

- Obudź się! Oddychaj!
- Ekhu, ekhm, ekha- ksztusił się paladyn.
- Wreszcie! Czy Ty w ogóle umiesz pływać?- krzyknął Phil
- Ja? Gdzie ja jestem? Ekhm
- Na plaży. Omal się nie utopiłeś!
Z pomocą elfa Darkus wstał.
- Może to udar słońca? Jeju wystraszyłem się, że zginiesz! Czyś ty na głowę upadł! Chcesz dołączyć do Vil?!
- To było coś dziwnego. Pierwszy raz się tak dziwnie czułem...
- No wiesz... jak dla Ciebie topienie się, to coś dziwnego... Poprostu następnym razem bądź bardziej ostrożny. Uważaj na siebie!
- Dobrze. Wrócę do obozu. Już mam raczej dość dzisiejszego dnia.
- To idź. Ja jeszcze popływam.

Inkwizytor znalazł swoje ubranie. Podniósł je i chwiejnym krokiem szedł do kompanów. Przyrzekł se, że od tej pory będzie dobrym sługą Bożym. Już nie będzie się lenić i zacznie wykonywać swoją funkcję godnie tak jak przystało na prawdziwych inkwizytorów! Wreszcie usiadł tam, gdzie wcześniej spał, wziął drewniany kubek i nalał sobie troszkę rumu. Nic go już nie obchodziło. Zastanowił się tylko nad jednym. Odruchowo zajrzał do plecaka i rzeczywiście czaszki w niej nie było... To była prawda nie sen... Darkus wytrzeszczył oczy, zachłysnął się rumem i od razu poszedł trenować biegi.
Zauważył, to Kain i Zurris.
- A temu, co się stało? Słońce mu zaszkodziło?- zapytał się Kain
Zurris nic nie odpowiedział, ale wyglądał tak, jakby miał o to samo zapytać się Kaina.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Mała przerwa w "pracach polowych"...]

Tymczasem w gąszczach nieodległej, nieoprzebytej puszczy krzewów chowało się coś przeraźliwego. Tutaj, pod osłoną liści skrada się, podchodzi tak cicho, iż nie dosłyszy tego nawet najsprawniejszy łowca. Nawet (za)mrocz(o)na moc nie jest w stanie go wykryć. Tu, między dwoma karłowatymi drzewkami, tuż, tuż obok drużyny, kryje się...
- Miau! - Fil wyskoczył z kryjówki obsypując wszystkich piaskiem i niewinnie łasząc się do Mrocznego.
- Zło! - zaśmiał się ten - Bardzo brzydko! Miałeś zrobić Wrauu...
- Niedługo dojdziesz do perfekcji. - powiedziała elfka otrzepując się z piasku. Jeszcze wieczorem stwierdziła, że woli spać na ciepłym piasku, niż całą noc spędzać z siebie pająki w chateczce Serafina.
Teraz radosne miauczenie Fila obudziło ją ze snu. Ciągle spoglądając na Mrocznego, który instruował swego przyszłego "złego" przyjaciela delikatnie wodziła dłonią po miękkim piasku. W pewnym momencie natrafiła na coś. Odwróciła wzrok. Tuż obok niej leżała długa, granatowa suknia z lekkiego, delikatnego materiału. Z boku znalazła coś jeszcze. Na złocistym piasku spoczywała spora perła mlecznobiałej barwy pokryta kilkoma kroplami słonej, morskiej wody. Elfka uśmiechnęła się.
- Jest chyba sporo warta. - stwierdził Furr, który siedział w cieniu oparty o drzewo sącząc rum. Jako sprytny złodziej potrafił wycenić na odległość wartość błyszczącej perły.
- Zło! Czemu nie ma czarnych pereł!? - zapytał Zak wciąż jeszcze troszkę zamroczony rumem szturchając druida. Marvolo nieco się rozbudził.
- Są, ale jeszcze trzeba umieć je znaleźć. - odparł ten na wpół zaspany. Pomimo, że było już sporo po południu nikomu nie chciało się wstawać. Jedynie Marr z rana poszedł sprawdzić czy ich zeppelin jest dobrze zakotwiczony. Twarz elfki omiotła morska bryza. Teraz zdała sobie sprawę, jak okropnie musi wyglądać przez te walki i poziemną przeprawę. Szybko pozbyła się tego, co kiedyś było błękitnym płaszczem i skórzanym kaftanikiem. Dopiero teraz poczuła jak znów boli ją ranna ręka. Wczoraj, żeby nie czuć tego bólu napiła się nawet odrobiny rumu. W tej chwili czuła jak z lekka jeszcze szumiało jej w głowie i nie była tak do końca pewna, czy było to tylko fale morskie. Mimo wszystko zdjęła jednak buty i bosymi stopami przeszła się po piasku i weszła na płytką wodę. Niewiele myśląc usiadła na dnie i czuła, jak fale obmywają jej ciało. Rozpięła włosy z wysłużonej klamry i zanurzyła je do wody. Gdyby nie fakt, że nie chciała moczyć słoną wodą stosunkowo świeżej rany to najpewniej położyłaby się i pozwoliła ponieść prądowi wody. Słońce świeciło wesoło przesuwając się po horyzoncie. Elfka cieszyła się w myślach ową piękną pogodą, jak i tym, że Marvola nie dziwiła jej propozycja. Powinnaś przestać przejmować się przeszłością, moja droga. usłyszła w myślach głos Vilian. Jej jedynej ona zwierzyła się z przeszłości. Z resztą - to ona je właśnie łączyła. Trzeba by jakoś się odwdzięczyc Philowi. Hmm... Może wieczorem trafi się okazja? Tak się zastanawiając Eileen doprowadzała się do ładu w czystej, morskiej wodzie.

[...niech ktoś rozpocznie jakąś rozmowę, albo co... Nawet się polenić nie potraficie :P ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Druid poczuł wakacje. I to pełną piersią. Słońce stało już wysoko na niebie, gdy Marvolo w końcu otworzył oczy. Jak szybko ocenił, dawno już minęło południe. Czyli spał dobrych kilkanaście godzin. Jak nigdy. A raczej jak dawno tak nie spał. W końcu trudy podróży dały mu się wyraźnie we znaki. Czuł to po kościach, mięśniach, głowie. Tak, zwłaszcza po tym ostatnim. Spanie przy tej temperaturze w pełnym słońcu to śmierć. Nie, jednak nie. Śmierć to Mroczny, czyli ciemność. A tutaj jest jasno. Więc jak to inaczej nazwać? Zejście? Też nie. Bo prowadzi w ciemność. Więc jak to nazwać? Ale mniejsza z tym. Ważne, że o udar nietrudno. A tego Druid nie chciał mieć na samym początku tak zasłużonych przez wszystkich wakacji. Jak Marvolo obrócił się w bok, zauważył, że Furion śpi wywalony na plecach z łapami uniesionymi w górę. Sługa Natury uśmiechął się tylko pod nosem ukazując białe zęby. Zęby? Nie. Nie do końca. Coś się zmieniło. Kły, które u normalnego człowieka są krótkie, teraz Druidowi zachodziły do nasady dolnej szczęki. Czyli nie odmienił się całkowicie. Ale chyba to był jedyny ślad po tym, co było wcześniej. Reszta zdawała się być normalna. Chyba. Najwyżej teraz zacznie jeść więcej mięsa. To mu nie przeszkadzało. Białko w końcu jest zdrowe. Wreszcie jednak podniósł się z piasku. Rozejrzał się dookoła. Zobaczył, że Shan nie odstąpił na krok beczek z rumem. Ciągle przy nich był. A dokładniej leżał. O powstaniu chyba nie było co mówić. Gdy Druid odrwócił głowę w innym kierunku, światło słoneczne uderzyło go prosto w oczy. Dopiero po przesłonięciu ich ręką i zmrużeniu oczu, widział wyraźniej kontury. Bo reszty nie. Za dużo plamek migało mu przed oczami.
Przydałoby się jakieś schronienie... Ale drzew raczej nie będziemy wycinać. Mógłbym się zająć skleceniem jakiś chatek. Parę modlitw i obóz by stał tak jak powinien. O ile któryś z Magów go nie spali dosyć szybko.
Nie wiedzieć czemu, Druidowi przez myśl przemknął Zurris albo Kain. Teraz Marvolo miał tylko jedną nadzieję. Że Magowie jednak powstrzymają swoje zapędy zniszczenia. Mroczny też. Puszek tym bardziej. Bo tutaj raczej nie będzie miał za dużo do jedzenia. No chyba że lubi rybki. Jak je sobie sam złowi. Marvolo zwrócił się z kolei w kierunku drzew. Piękne, smukłe palmy szeptały na wietrze.
-Już czas... Już czas...
Czas? na co? Czyżby... Kokosy?!
Tak, to było to. Plaża, drzewka, kokosy, morze... Czego tylko sobie Dusza zapragnie! Raj na Ziemi! I to wszystko w posiadaniu Serafina. Elf musiał nieźle zarabiać w przeszłości. A teraz dopiero z tego korzystają.
Jestem ciekaw jednej rzeczy. Czy Zakowi jest przyjemnie w tej czarnej płytówce na tej patelni!
Druidowi gdy to tylko przemknęło przez umysł, rozwarły się usta i wybuchł gromkim śmiechem. Wszyscy, którzy nie spali w pobliżu poderwali się i spojrzeli zdziwieni na Druida. Ten z trudem dusząc śmiech odszedł w kierunku lasu i pogrążył się w cieniu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Andrij nie spodziewał się takiego przywitania, myślał że będą się o wszystko wypytwywać, kim jest, czego szuka, a tu tak po prostu "Witaj". Dla niego było to dziwne, nieznane, uprzejmość ze strony innych osób, coś czego tak dawno nie doświadczył. Od lat aby tropił potwory i wyrzynał je w pień, niszczył je jak tylko mógł.

-Mała odmiana dobrze mi zrobi, chwila wytchnienia od pościgu za nędznymi gnollami dobrze mi zrobi, choć czy waro marnować czas? One są niedalego, w Twierdzy Gnolli. A przecież to Wybrzeże Mieczy, Twierdza nie jest daleko, jakieś kilkanaście dni drogi stąd. -Myślał łowca. -Nie, jednak nie, na zemstę przyjdzie odpowiednia pora, nie mogę dopuścić by mnie całkowicie pochłonęła, zawładnęła mną, nie, to jeszcze czas. Po za tym jego nowi kompani będą mogli mu pomóc, choć nie prędko bo jak się dowiedział właśnie są na wakacjach. Ahh wakacje, moje całe życie w lesie było jak wakacje, czasem żałuję że opóściłem mój Las. Znałem tam każde zwierzę, każde drzewo, wiedziałem gdzie mają ujście strumyki, mój piękny las. Żebym mógł go zobaczyć choć raz, ten jeden jedyny raz. -Sentyment dopadł łowcę.

-Macie coś mocniejszego do picia? Chętnie bym ugasił pragnienie, no i nie pogardził bym kawałkiem mięska. Od paru dni nic nie jadłem.
-Oczywiście, siadaj i jedz, podajcie mu rumu. -powiedział Zarris
-Więc chiałbym zapytać co was sprowadza tu na te wyspy, bo chyba nie tylko chęć wypoczynku?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Gdy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, elf uznał, że nadeszła pora aby wyjść w wody. No i koniec, koncow pływanie męczyło. I powodowało głod. Ogroomny głod. ELf wbiegł w towarzyszy. TO było niewiarygodne, ale niektorzy jeszcze spali "Szkoda życia na spanie" pomyślał i zapytał na głos
- To co mamy do jedzenia? - odpowiedziała mu cisza i zdziwione spojrzenia. - Nie no, czy nikt tutaj nie zadbał o jedzenie?!!! Jak tak można?! - nieco naburmuszony oddalił i usiadł na piasku twarzą do morza. Nic się nie działo, dookoła panowała cisza. Tak naprawdę elf nie potrzebował jedzenia, już dłuższe momenty wytrzymywał bez niego. Jednak ostatnie kilka tygodni z papką podawaną w fortecy już go dobijało. W końcu położył się na piasku i naprawde cieszył się że tu jest. Ale jeszcze bardziej cieszył się, że nie jest tu sam...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Serafin obudził się… a przynajmniej spróbował to zrobić. Bał się otworzyć oczy, gdyż pamiętał, że dzień wcześniej "nieco" poszaleli i to co może zaraz zobaczyć przejdzie jego wszelkie oczekiwania i należy do typu zjawisk, których elfie oczy nie powinny oglądać. No cóż… otworzył oczy…
- Ufff… wszyscy żywi… Zaraz, zaraz ! - elf przetarł oczy. Widział dwóch Philów ! Jasny gwint ! Ten samogon był naprawdę mocny ! Ale, że aż tak ? Przyjrzał się uważniej. Nie, to był ktoś nowy. Ale skoro Phil z nim spokojnie rozmawiał to wszystko było w porządku.
- Piiiić… - jęknął Shan. Właściwie wypił tyle co porządny krasnolud. A że pił schłodzony rum to z początku nie czuł jego mocy. Ale poczuł w końcu. Serafin właśnie podawał manierkę z wodą przyjacielowi, jednak zobaczył, że elf śpi dalej. Wstał. Wstał jeszcze raz, tym razem wolniej i przytrzymując się pobliskiego drzewa. Spojrzał na leżące "zwłoki". Krasnal czule obejmował pustą beczułkę, którą zawzięcie wczoraj "konsumował". Zak spoczywał przy beczkach z ciemnym rumem, który to z lubością go odprężył. Nawet zdjął swoją płytówkę i umieścił ją w skrzyni w "domku" Serafina. Zbroja zdecydowanie nie nadawała się na ten klimat, jednak na liście dopisał kilka kryształów, preparatów, proszków i innych dupereli, którymi to chciał umagicznić zbroję tak, aby grzała go w zimnym klimacie, a chłodziła w ciepłym. Tak, żeby mógł w niej chodzić cały rok, w dowolnym klimacie. Teraz Mroczny siedział… leżał pod palmą i oddychał miarowo.
- Oby po przebudzeniu głowa go nie bolała. Bo na kacu jest zawsze naprawdę ZŁY. - pomyślał Serafin. Zrzucił większość ciuchów i póki reszta jeszcze spała i nie narzekała na różnego rodzaju bóle, poszedł na plażę. Wyszedł z cienia drzew i rozejrzał się. Czuł pod stopami sypki, cieplutki piaseczek i owiewała go chłodna morska bryza. Poszedł dalej. Słonko przyjemnie ogrzewało jego ciało, podziałało ożywczo. Jednak gdy wszedł do przyjemnie chłodnej wody poczuł się naprawdę znakomicie. Zanurzył się i po chwili wypłynął. Czyściutka, przezroczysta woda. Cudo ! Odwrócił się na plecy i pozwolił, aby niosły go fale. Słoneczko grzało dalej:
- Czas wreszcie opalić swoje blade ciało… - elf zdecydował się dalej popływać. Spokojnie, czysta rekreacja, spokój i relaks. Morska woda była naprawdę kojąco przyjemna dla zmęczonego walką i mającego wciąż świeże rany ciała. Nawet nie piekły. Może tylko zaraz po wejściu. Teraz wszystko się zabliźniło. Na pewno. Chłodna woda całkowicie go obudziła. Po godzinie pływania dopłynął do brzegu. Zdecydował się poznać wreszcie nowo przybyłego…

- Wygląda na łowcę. Standardowe wyposażenie, całkiem niezły łuk. No i zwierzęcy towarzysz. Ja jednak wolę działać w pojedynkę. Ale tylko w przypadku NASZYCH zadań. Hmmm… może i on jest H……. - Elf uciął rozmyślania:
- Witaj, jestem Serafin. Jak widzę poznałeś już Phila.
- Witam cię bracie. Nie spodziewałem się takiego przywitania…
- Aj ! Wybacz mi ! Shan ! Przynieś coś do picia i trochę dziczyzny !
- Ciiiiiszej dziadu… - to był właściwie cały chórek, a nie tylko głos maga.
- No cóż. Nie zawsze tak się zachowujemy… znaczy o przyjęcia mi chodzi. Ale chcieliśmy w jakiś sposób rozpocząć te wakacje. - Serafin zaczął się przyglądać powstającym "zombi".
- Nic nie szkodzi, aa… Zapomniałem się przedstawić. Jestem Andrij. - elf podał rękę Serafinowi.
- Miło mi Andrij.
- To jak ? Macie coś mocniejszego do picia? Chętnie bym ugasił pragnienie, no i nie pogardził bym kawałkiem mięska. Od paru dni nic nie jadłem.
- Oczywiście, siadaj i jedz, podajcie mu rumu. -powiedział Zurris wtaczający się na plażę.
-Więc chciałbym zapytać co was sprowadza tu na te wyspy, bo chyba nie tylko chęć wypoczynku ? - jednocześnie odebrał od druida spory talerz z mięsiwem i… marchewką oraz porządny kubek ciemnego rumu.
- Póki co tylko i wyłącznie odpoczynek. - odpowiedział mu z tajemniczym uśmiechem Phil. Serafin pokrótce go już uświadamiał co do "planu".
- I sprawy rodzinne… - dodał pospiesznie Serafin.
- Tylko nie znowu on !!! - głos Eileen jednoznacznie wskazywał, że nie darzyła Jacka sympatią. I chociaż nie padło to imię to i tak z daleka wyczuła o kim była rozmowa.
- Może nam coś o sobie powiesz Andrij ? - Serafin w międzyczasie zaczął obierać owoc mango i spojrzał w kierunku opalającej się na tarasie chatki elfki. Widok niczego sobie… Ale lepiej siedzieć z tym cicho. Eileen miewa czasem dziwne humory. Lepiej jej z tym nie drażnić. Sama chatka była względnie mała, parterowa. Zbudowana z bambusa z dokładką innych drzew i liści palmowych jako dachu. Cztery lekko zapajęczynione pokoje, pseudo kuchnia i podniszczony prysznic działający na zasadzie zbiornika z wodą na poddaszu. Proste i skuteczne urządzenie. Ale przydałoby się ją trochę wyremontować. Chatkę… Serafin czekał na odpowiedź Andrija zagryzając soczysty owoc…

[ Powiedz, powiedz :P ! Pamiętasz mnie z Karczmy Andrij ?? Pogadajmy, popijmy, Marr zajmuje się już "alchemią". A co powiecie na polowanie na rekiny ? Albo surfing XD… ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Coś wyrwało Morgana ze snu. Otworzył oczy i rozejrzał się wokół. Łodzią chybotało na wszystkie strony. Woda wlewała się przez burty, topiąc cały ładunek i Morgana przy okazji.
-Nic się nie bójcie Panie. To tylko mały sztorm. - Sternik uśmiechnął się paskudnie, pokazując rząd czarnych i spróchniałych zębów. - Zaraz dopłyniemy.
-Oby. - Morgan powoli wstał. - Dla twego dobra oby. - Zręcznym ruchem zapiął pas z mieczem. Widząc to sternik odwrócił głowę.
-Góra dwa pacierze Panie. Wyspy Moonshae. Słyszał wielmożny Pan o nich?
-Skoro tu płynę to jak myślisz?
-Nie płacą mi za myślenie Panie.
-Właśnie widzę. - Kończąc ostatnie słowo, Morgan zobaczył wreszcie Moonshae. - Dobij wreszcie do brzegu człeczyno.
-Wedle życzenia Panie.
Morgan ruszył na dziób łodzi. Po drodze poprawił przemoczone szaty, półpancerz i resztę bagażu. Odmówił modlitwę dziękczynną do Sigmara. Łódź nieubłaganie zbliżała się do brzegu.
-Sterniku! A co tam na plaży się dzieje? Jakieś ogniska widzę.
-A Panie, to taki jegomość na swoich włościach się bawi. Jak to oni nazwali? Wakacje chyba.
-Wakacje? Czego to oni z tego nowych ziem nie przywiozą. Mistrz mojej kapituły był przeciw wyprawie do Nowego Świata, ale i tak się odbyła.
-Sam bym popłynął gdyby nie moja baba i dziadki.
Przed oczami Morgana stanął widok bitwy w jakiej brał udział podczas podboju nowego lądu. Zwycięstwo okupiono krwią wielu odważnych żołnierzy Zakonu Srebrnego Młota. Morgan otrząsnął się szybko.
-Nie wiesz co mówisz człeczyno.
Łódź uderzyła do brzegu. Morgan wyskoczył z ląd. Zarzucił kaptur na ogoloną głowę. Spojrzał ostatni raz na sternika.
-Niech Cię Sigmar błogosławi. - Rzucił mu pełen mieszek pieniędzy. Odchodząc usłyszał krzyk radości. Zapewne zobaczył,że w środku są same złote monety.
Morgan ruszył w kierunku nadmorskiej posiadłości. Potrzebował noclegu i dobrego jadła. Teraz dał mu się we znaki bojowy rynsztunek. Co prawda półpancerz jak i uzbrojenie były wykute z lekkiego i niezwykle wytrzymałego materiału, teraz powodowały,że marsz po plaży był udręką. Poprawił naszyjnik w kształcie młota, symbol Sigmara i odmówił kolejną modlitwę do Niego. Co właściwie go tu sprowadzało? Czemu zapędził się w te dalekie od jego kraju miejsce? Odpowiedź była jedna. Misja. Misja zakonu. Daleko za tymi morzami, ktoś czekał na list, który posiadał Morgan. Nie spieszyło mu się jednak z dostarczeniem korespondencji. Sam Mistrz powiedział,że nie jest to pilna sprawa. Więc może chciał zwiedzić kawałek świata. Nie. Tego miał aż nadto. Tak więc czemu?
Podczas swoich rozmyślań nie zauważył,że dotarł do posiadłości. Ha posiadłości. To było zdecydowanie za duże słowo. Widział większą grupę ludzi i nie tylko ludzi. Jedno było pewne. Ostatni wieczór był obficie zakrapiany wszelakimi trunkami. Morgan wszedł na teren posiadłości. Minął kilku pijanych biesiadników i wszedł do chatki. Zauważył siedzącego przy stole elfa, w miarę trzeźwego Elfa.
-Witaj Elfie. - Szorstki głos Morgana wypełnił wnętrze. - Czy można się tu zatrzymać na nocleg?
Twarz dalej ukryta w kapturze uśmiechnęła się widząc wyraz twarzy Elfa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[No dobra... Trudno mi to powiedzieć, ale nie będzie mnie przez dłuższy czas tak tutaj, jak i na gg, bo chyba właśnie pieprzyłam sobie kompa. Pozdrowionka dla nowych i starych. Mam nadzieję, że dam rade go naprawić przed wyjazdem do Austrii. Jak nie to zobaczycie mnie za około miesiąc. Ogólnie rzecz biorąc jestem zła jak pies, siedzę przy kompie ojca i czuję, że szlag trafił wszystkie moje dane na dysku. Ale to nic, nie? Dobra, idę, bo zaczynam chrzanić... Będę "coś" robić... I ja też za wami będę tęsknić.

PS: Devil, Vil też nie będzie... Phil, jak mnie nie będzie dłużej niż 2 tygodnie to możesz im powiedzieć.

Do zobaczyska]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[ Chyba ktoś zginie... nie podobają mi się takie wykręty... Zaraz od Phila wyciągnę twój adres i jadę po pracy ci tego kompa naprawić :P Podpadłaś mi... a Vil to już sie nie mówi. Chyba zginie jeszcze raz ;) Tak serio to za max. dwa dni widzę was obie. Dlaczego do cholery nikt nie przywitał Sturnna ? Hę ? Eileeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeen ! Damn... te kobiety... Śmierć !

No więc oficjalnie witam Sturnna. Znając jego wysoki poziom textów będzie fajnie. Jeszcze pozostał nam Dante, który zapowiada sie naprawdę ciekawie i czekam na jego posta - już na forum. Bo jakość i pomysł... extra !
No to było przywitanie oficjalne. Fabularnie będzie jak wrócę z pracy, tj. po 20... ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Kain wylegiwał się na chamaku niedaleko domku, z prawie pełną beczułką rumu pod ręką. Lekko zamglonym wzrokiem obserwował jak jakaś postac najpierw wchodzi do obozu, a potem do domku. Jednak mag wiedział że w środku jest Serafin, na dodatek trzeźwy więc jeśli miał by sie martwić to conajwyżej o nowoprzybyłego. Zamiast tego zagadną Zurrisa.
-Powiedz co tam słychać u Harpelów? Dalej prowadzą te swoje badania?

[ Witamy witamy :) przywitanie fanularne bedzie jak wyjdziesz z domu ;p a przy okazji możesz mi powiedzieć czy Sigmar jest dobrym bogiem czy złym? bo nie pamietam. Zur jak możesz to pociągnij troche tą rozmowe w swoim poście]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze podczas lotu…
Marr siedział cicho przy sterach. W dalszym ciągu przeżywał utratę swojej mandoliny, ale powoli godził się z utratą. Wiedział, że będzie musiał szybko kupić, lub zrobić inny... Nie słyszał jak Serafin zbierał kartki z zamówieniami, ani dyskusji o nazwie dla drużyny. Był tylko trochę zaciekawiony, gdzie elf każe mu lecieć.

I już na plaży.
Wylądowali w nocy na opustoszałej plaży. Gnom był zmęczony wielogodzinnym sterowaniem i szybko położył się spać, usłyszał tylko rozmowę Phila z Serafinem o jakiejś bimbrowni i dobrze zaopatrzonej wiosce. Wstał z samego rana, drużyna jeszcze smacznie spała, co sądząc co baryłce walającej się koło ogniska nie było niczym dziwnym. Wypoczęty wstał, umył się w oceanie i ruszył wolnym krokiem w stronę sterowca... Miał na nim dwie sprawy do załatwienia. Pierwsza, to sprawdzić zakotwiczenie zeppelina. Co by się działo, gdyby jakiś gwałtowny podmuch zerwał uwięź... zostaliby się na wyspie i chyba łapaliby stopa na kontynent... Poprawił kilka wiązań, wyciągnął ze schowka kilka zwojów lin i umocował porządniej kabinę. Postanowił też upuścić trochę powietrza z balonu, to powinno skutecznie zapobiec nieszczęśliwym wypadkom.
No i najważniejsza sprawa. Bard z wysiłkiem wydostał zbroję wojewody. Serafin wspominał coś o dobrze zaopatrzonych sklepach, a to było wybawieniem dla barda. Zarzucił zbroję na plecy i ruszył z powrotem do obozowiska. Co jak co, ale nie chciało mu się błądzić w dżungli. Tymczasem w obozie rozpoczął się już jakiś ruch. Gnom ze zdziwieniem spostrzegł nową postać... no nic przywita się później. Zostawił zbroję w krzakach, podszedł cicho do śpiącego Serafina i potrząsnął lekko za ramię. Ten podniósł głowę, rozejrzał się nieprzytomnym wzrokiem i spróbował zogniskować go nad pochylającym się nad nim bardem.
- W którym kierunku znajduje się wioska? Mam tam jedną sprawę do załatwienia.
Elf zdobył się na machnięcie ręką w bliżej określonym kierunku, po czym padł na piasek.
Bardowi musiało to wystarczyć. Wycofał się do krzaków, wziął zbroję i ruszył uginając się pod ciężarem w kierunku wioski. Po 3 godzinach uciążliwego marszu usłyszał zgiełk. Przyśpieszył kroku i kilka minut później przed jego oczami wyłoniła się spora wioska. Kręcili się po niej... tak, na pewno to byli piraci. Mnogość opasek na oczach, drewnianych nóg, gadających papug siedzących (i nie tylko :P) na ramieniach oraz głośne okrzyki w stylu „Jo ho ho i butelka rumu!” wyraźnie o tym świadczyły. Bard ruszył i wszedł na uliczki. Ściągał na siebie sporo spojrzeń, bo kto nie popatrzyłby zdziwiony na małego gnoma dźwigającego na plecach wielką płytową zbroję. Gnom podszedł do pierwszego lepszego przechodnia i ukłonił się nisko. A przynajmniej próbował... Stęknął ciężko , zrzucił zbroję na ziemię i powtórzył ukłon.
- Witam szanowny panie kapitanie! – Głośno powiedział gnom.
Pirat mile połechtany komplementem na samym początku rozmowy, wydawał się zaciekawiony gnomem z bardzo dobrymi manierami.
- Witaj w naszej wiosce. Muszę przyznać, że gnom to dość nieczęsty widok w tych stronach. Co Cię tu sprowadza?
Gnom skrzywił się trochę w myślach na takie spoufalanie, ale ciągnął dalej „rozmowę”
- Przyleciałem dziś w nocy admirale. A teraz szukam jakiegoś porządnego sklepu. Takiego w którym nie oszukają biednego gnoma...
Pirat zawstydził się trochę manierami gnoma i nadawaniem mu coraz wyższych tytułów.
- A jaki tam admirale... zwykłym żeglarzem jest. A sklep znajdziesz na końcu tej ulicy. Znam dobrze sprzedawcę. Powiedz, że przysyła się Rumgut. Na pewno Cię nie oszuka.
Gnom pożegnał pirata, wziął zbroję i powędrował do sklepu. Tam powołał się na Rumguta. I rzeczywiście, o ile wcześniej sprzedawca był dość oschły, o tyle po usłyszeniu polecającego, przywitał serdecznie gościa i zaprowadził go na tyły sklepu. A tam przez zdumionym Marrem ukazało się drugie „dno” sklepu. Wszystkie lepsze przedmioty, były poukładane tutaj. Bard zanucił cichutko prostą melodię... taak, wiele przedmiotów było umagicznionych... Gnom położył ostrożnie zbroję na stole, handlarz chwycił za lupę i zaczął ją oglądać cal po calu.. Marr tymczasem chodził po sklepie i oglądał wyłożone przedmioty. Będzie musiał tu przyprowadzić drużynkę, a przynajmniej jej część. Na pewno jej się to spodoba. Marr zauważył nagle, że sprzedawca trochę przestraszonym wzrokiem spogląda to na gnoma, to na zbroję.
- Jakiś problem? – gnom podszedł do sprzedawcy.
- Nie, nie. Zastanawiam się tylko jak szanowny Pan udźwignie zapłatę za to cudeńko. To jedna z najwspanialszych zbroi jakie widziałem. Świetnie wykonana i umagiczniona... Unikat... Zechce Pan chwilę tu poczekać, może mi Pan zaufać, dam Panu satysfakcjonującą cenę za zbroję, ale obawiam się, że nie mam pod ręką takiej ilości złota.
- Oczywiście, mam tylko jedno pytanie... Czy nie ma Pan może na składzie jakichś... instrumentów? W szczególności interesowałyby mnie mandoliny.
- Naturalnie, dla Pana wszystko. – Sprzedawca rozejrzał się szybko po składzie – widziałem tu niedawno taką, która z pewnością Pana zainteresuje. – Skoczył szybko na środek podłogi, podniósł niewidoczną wcześniej klapę i zniknął pod podłogą. Po chwili wyszedł ściskając w ręku wspaniałą mandolinę. Wykonanie jej musiało zająć mistrzowi długie miesiące. Marr z trudem powstrzymując drżenie rąk wziął do ręki instrument i uderzył lekko struny. Zadziwiające, ale mimo pobytu w piwnicy, dźwięki były idealnie czyste i mocne.
- Hmm, bardzo ładnie wykonana mandolina. Wezmę ją. Niech Pan odejmie jej cenę od ceny zbroi. – Gnom spokojnym tonem powiedział do handlarza.
- Oczywiście, w takim razie za chwilę wracam ze złotem.
I rzeczywiście, po chwili wrócił i zaprosił barda na zewnątrz. A tam na wózku leżały worki. Tak na oko były tam grube tysiące... setki tysięcy. Obok stali ochroniarze wliczeni w cenę. To powinno ustawić drużynę na dłuższy czas. Gnom przytroczył ciężką sakiewkę, mandolinę czule przypiął na plecy, wyszedł i namierzył węchem najbliższy sklep z żywnością. Trzeba się zaopatrzyć. Serafin miał sporo zapasów, ale nawet porządny rum może się przejeść... a raczej przepić... Widok kilkunastu sztuk czystego złota leżących na ladzie i obietnica kolejnych podziałał na sprzedawcę. I już po chwili gnom prowadził kilku tragarzy, którzy nieśli wszelkie dobra. Uczta będzie wspaniała.
Tym razem marsz trwał znacznie krócej. Drużyna lekko zdziwiona spojrzała na wkraczającą na plażę karawanę. Tragarze złożyli wszystkie rzeczy pod ścianami chatki i otrzymawszy spory napiwek ruszyli z powrotem. Marr tymczasem nie zwracając uwagi na zaciekawione spojrzenia towarzyszy powędrował prosto do Serafina i zaprowadził go do wózka.
- Trzymaj, mam nadzieję, że dobrze tym rozporządzisz. Jakbyście byli zainteresowani kupnem czegoś porządnego, mogę Was zaprowadzić do fajnego sklepiku. Trochę już wydałem, ale miałem trochę niezbędnych wydatków...
Elf spojrzał znacząco na nową mandolinę – Właśnie widzę...
- Oj, przecież nie będziesz się wykłócać o jeden instrument [:P]. Powiedz mi lepiej, gdzie masz ten sprzęt o którym wspominałeś. Zaraz spróbujemy coś uwarzyć.
Serafin zaprowadził gnoma do piwnicy z garnkami, alembikami, destylatorami i innymi sprzętami niezbędnymi do produkcji napojów procentowych.
Marr wyciągnął wszystko na zewnątrz. Zagonił co bardziej trzeźwych członków drużyny do pomocy przy garach... czyli zmywania. Chyba domyślali się co knuje gnom, bo załadowani poszli w kierunku strumienia bez większych oporów.
A tymczasem bard ze sprawunków wyciągnął cukier, drożdże słód, chmiel i kilka innych składników.
Warunki do pracy miał idealne. Gorąco jak w piekle i wilgotno, że możnaby w powietrzu pływać. Gnom rozpalił ogień i postawił przyniesiony już garnek. Drużyna z zaciekawieniem patrzyła na zabiegi barda. A on nalał wody do 50 litrowego naczynia. Rozpuścił w nim 10 kilo cukru. Następnie dodał kilogram najlepszych drożdży winiarskich. Zakrył gar pokrywą ze specjalną rurką fermentacyjną.
- Kain, zadanie dla Ciebie. Nie mamy czasu czekać, aż sfermentuje to się nam normalnie. Czarami przyśpieszymy cały proces, zacier nie powinien się zorientować co z nim robimy i smakować tak samo.
Mag podszedł do kadzi, usiadł niedaleko i zaczął mruczeć pod nosem zaklęcia. Prawie natychmiast rozległo się bulgotanie dwutlenku węgla wydobywającego się w zacieru. Marr w tym czasie podszedł do gorącej już wody. Wsypał szybko cały kupiony wcześniej słód. Przez kilkadziesiąt minut Marr podkładał tylko kolejne drwa do ognia, aby utrzymać mniej więcej tę samą temperaturę. Drużyna nudziła się coraz bardziej, niektórzy zrezygnowali już z czekania na wyniki operacji i poszli raczyć się natychmiast dostępnymi trunkami.
Marr wziął chochlę i ostrożnie i powoli filtrował przyszły napój przez grube płótno. Postawił coraz bardziej przypominający piwo napój na ogień. Zagotował go oraz dodał chmiel. Po kilkunastu minutach zdjął garnek z ognia i poprosił Shana, by ten schłodził szybko brzeczkę. Gnom dodał drożdże do brzeczki, a mag magicznie przyspieszył fermentację. Zamiast wielu miesięcy oczekiwania będą mogli cieszyć się wspaniałym piwem po jednej nocy. Po przelaniu piwa do butelek, zaniósł je do piwniczki, a tam magowie znów przystąpili do pracy, przyśpieszając proces. Wrócił teraz do Kaina i sprawdził, czy zacier jest już gotowy... był. Marr przedestylował go szybko korzystając z profesjonalnych urządzeń piwnicznych. I po chwili większość butelek powędrowało do piwnicy, a kilka od razu na spróbowanie...
[Jak ktoś nie chce czytać tego opisu to nie jest zmuszony :D. Chciałem tylko złożyć podziękowania Wikipedii, za opis warzenia piwa i Halun Group za opis destylacji bimberku]
Marr zmęczony strasznie położył się spać.

[Uf,uf,uf. 4 godziny pisania... od wczoraj, z przerwą prądową i innymi obowiązkami. Mój najdłuższy post w karierze...

Eileen – wsadzaj komputer do pudła i wysyłaj go do mnie, to naprawię :D:D

Nowych przywitam jak trochę odsapnę, przez chwilę miałem szatański pomysł, żeby ich jeszcze w tym poście załatwić, ale sił nie mam... Wybaczcie i witajcie offtopowo :D]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Było południe, kiedy piracki statek zawitał do portu. Po zacumowaniu i zrzuceniu kotwicy, cała załoga zaczęła zwalać się na ląd, wynosząc skrzynie ze zdobytymi kosztownościami.
- Obudź naszego pasażera ! - krzyknął kapitan na jednego z majtków.
Drzwi kajuty otworzyły się.
- Hej, ty tam ... dopłynęliśmy do Moonshae - głos pirata nie był zbyt przyjemny i w dodatku już na odległość dało się czuć, że obce mu było pojęcie higieny osobistej.
- Gdzie wasz kapitan ?
- Powinien być u siebie - powiedział pirat i oddalił się mamrocząc coś pod nosem.
Nasz nieznajomy wziął swoje rzeczy i udał się do kajuty kapitana, aby ostatecznie zakończyć z nim interesy i kontynuować swoje zadanie. Deski trzeszczały pod naszym bohaterem. Miał wrażenie, że ta łajba zaraz się rozleci. Dziwił się, jak w ogóle udało im się dopłynąć do portu w jednym kawałku. Gdy doszedł do kajuty kapitana zapukał kilka razy.
- Wejść ! - usłyszał szorstki głos ze środka.
- Mam dla ciebie drugą część zapłaty, tak jak się umawialiśmy, połowa przed, połowa po dopłynięciu.
- Więc na co czekasz ! Dawaj to tu i możesz odejść - tak, uprzejmość nie była jego mocną stroną.
- Proszę bardzo - rzucił sakwę na stół, aż brzdęknęło. Miał już skierować swoje kroki w stronę drzwi.
- Czy mógłbyś mi zdradzić jeszcze swoje imię - spytał z zaciekawieniem kapitan.
- Dante ... Dante Dy`nei - rzekł po czym zszedł na słuchy ląd.
Słońce mocno grzało. Jak to w porcie, w powietrzu unosił się zapach ryb, a ludzie krzątali się, przenosząc różne paki i worki. Od czego by tu zacząć - pomyślał - wiem, najpierw odwiedzę tutejszy sklep. Muszę kupić mikstury lecznicze i jakieś bandaże - i nie zastanawiając się dłużej, skierował się w stronę najbliższego sklepu.
Po uzupełnieniu ekwipunku – nie było tego w sumie tak dużo, bo składał się on z dwóch katan, zbroi, mikstur i bandaży, które właśnie kupił oraz mapy, którą dostał od swojego mistrza – udał się w stronę bramy miasta. Owa mapa pokazywała miejsce, gdzie ukryty został specjalny klejnot. Zdobycie tego klejnotu jest ostatecznym warunkiem na zakończenie szkolenia Strażnika.
Strażnik jest to człowiek, odpowiednio przeszkolony przez elfy, aby ochraniać innych ludzi. Aby trening okazał się skuteczniejszy, poddawane mu są już dzieci w wieku 13 lat, choć zdarza się, że ze wzglądu na zasługi oraz umiejętności, treningowi takiemu mogą być poddani ludzie starsi. Podczas takiego treningu młody człowiek jest bardzo starannie przygotowywany pod względem fizycznym jaki i psychicznym, po to aby mógł przetrwać w różnych warunkach i być gotowym w każdej chwili, aby pomagać i chronić ludzi przed niebezpieczeństwami. Dante jak każdy Strażnik został wychowany przez elfy, zastąpiły mu one rodzinę, która stracił mając 10 lat ... ale na tą historię przyjdzie jeszcze czas.
Będąc już poza murami miasta, wyjął mapę, chwilę wpatrywał się w nią i ruszył na północ. Miały znajdować się tam ruiny, gdzie ukryty został klejnot.
Gdy dotarł na miejsce, zobaczył tylko schody prowadzące w dół, pod ziemię. Niestety nie miał przy sobie nic co mogłoby mu oświetlić drogę, więc postanowił zaryzykować i iść po omacku. Po jakiś pięciu minutach schodzenia w dół, chody się skończyły. Nie wyczuwał wokół siebie, żadnego niebezpieczeństwa, ale jednak coś musiało być tutaj nie tak ...
Po krótkim namyśle zrezygnował z eksploracji podziemi "na czuja" i postanowił, wrócić tu gdy zdobędzie jakieś źródło światła.
Kolejne pięć minut marszu i z powrotem był na górze. Postanowił zwiedzić okolicę. Przechadzając się tak, dotarł do plaży. Idąc jakiś czas wzdłuż linii brzegu, zauważył w niewielkiej odległości grupkę osób. Może oni mogliby mi pomóc, a kto wie, może się do nich dołączę - pomyślał, bo w końcu nie miał jeszcze, takich prawdziwych przyjaciół ...


[To tak na wstęp :D. Był bym wdzięczny, gdybyście zapoznali mnie z drużyną, bo sam nie jestem zbyt dobry w tych sprawach. W razie potrzeby, kontakt ze mną - GG - 5044099 i tlen - dantedynei@tlen.pl
Aha, daje parę screenów mojej postaci (tak właściwie to jest postać z pewnej gry, ale jakoś mi się spodobała i postanowiłem, że moja będzie właśnie tak wyglądała)]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Phil obudził się rano i oczywiście rozpoczął dzień od oddania się pływaniu. Po jakiejś godzinie, wrocił na ląd zaciekawiąny karawaną, ktorą przywiodł Marr. Poczekał aż tragarze odeszli i wyszedł z wody.
- Częstujcie się! - usłyszał głos barda. Nie trzeba było mu dwa razy powtarzac. Szybko wziął do ręki to co było najbliżej niej i zasmakował w towarze. Pożywienie było naprawdę wspaniałe. No, może nie było wspaniałe, ale w porownaniu z tym co dostawał w więzieniu było niesamowite. Kiedy zaspokoił swoj głod, postanowił nieco popracować nad chatą. Poszedł więc do środka. Korytarz rozchodził się na cztery pokoje, prowizoryczną kuchnię, i dziwne pomieszczenie chlapiące na użytkownika wodą. Elf zrobił kilka krokow i wszedł do pierwszego z pokoi. Znajdowało się tam łożko, stolik i fotel. Nie był zbyt duży, jednak posiadał małe okno, przez ktore wpadało do niego światło. Meble przykryte były jakimiś szmatami. Szybkimi ruchami zdarł wszystkie, co nie było zbyt mądrym rozwiązaniem
- Ekchu, ekchu, khy, ekchu - wypadł na korytarz otwierając drzwi. Za nim wypadła chmura kurzu. Przechodzący obok Zurris popatrzył na niego dziwnie. Zazwyczaj czarne ubranie, pokryte było teraz warstwą kurzu. Elf otrzepał się i po chwili wyglądał już normalnie. Kurz powoli opuszczał chatkę. "Hmm... trochę tu roboty będzie...". Gdzieś w kącie znalazł drewniane wiadro. Pobiegł do morza i po chwili wrocił z wodą. Podarł jedną ze szmat okrywających meble i zaczał nieco oczyszczać ściany i sufit. Po kilkudziesięciu minutach nieco się zmachał, dlatego zdjął koszulę i powiesił ją na klamce. Gdy sciany były już uporządkowane, przyszła pora na meble. Delikatnie uderzył otwartą dłonią w łożko. W powietrze wzbiła się chmura pyłu. Kiedy opadła i wywietrzała elf rzucił się na posłanie. Zatrzeszczało, bo zatrzeszczało i to dosyć porządnie, ale nie rozleciało się. A to podstawa. W zasadzie było bardzo wygodne. Następnie posprzątał stolik i wyczyścił podłogę. Kiedy praca była skończona, wziął koszulę, przewiesił przez ramię i wyszedł z chaty. Po drodze spotkał Serafina
- Słuchaj Serafin, mam... - przerwał gdyż zauważył, że obok elfa stoi jakiś człowiek. Phil spojrzał na przybysza, a potem na Sunstorma. Ten kiwnął głową. Łucznik uśmiechnął się i powiedział wyciągając rękę
- Witamy na pokładzie. Phil jestem. - odwrocił wzrok i spojrzał na Serafina - Słuchaj, mam pytanie... Czy mogłbym gdzieś tu na drzewach zbudować sobie jakąś chatkę? Ja będę się czuł swobodniej, i będzie jeden mniej do tych czterech pokoikow. Co ty na to? - Serafin spojrzał na niego i rzekł
- Zastanowię się nad tym, i dam Ci znać.
- Dzięki. - już miał się oddalić - Aha, jeden z pokoi jest doprowadzony do użytku. - i wybiegł przed domek. Rzucił koszulę, obok leżącego łuku i kołczanu, po czym zaczął przyglądać się morzu. W pewnym momencie zobaczył, że w kierunku chatki ktoś się zbliża. Po chwili postać podeszła bliżej. Okazał się to mężczyzna w ciekawym ekwipunku, z dwoma katanami. Przybysz nieśmiało zaczał rozmowę
- Witam. Jestem Dante. Przechodziłem i zobaczyłem ten oboz i pomyślałem, że zobaczę co się dzieje.
- Witaj. Phil - elf wyciągnął rękę - A tu... nic się nie dzieje. Odpoczywamy, mała przerwa od ucieakania przed potworami, siedzeniu w więzieniach itp.
- Skoro odpoczynek to dlaczego jesteś taki spocony?
- Heh... ta chatka wymaga nieco remontu, a w takim upale... sam wiesz.
- To z tymi więzieniami to był żart prawda?
- Ależ skąd! Więc jeżeli nie przeszkadza Ci to, a podrużujesz samotnie, to możesz się do nas dołączyć. Znajdziesz pomoc nie tylko fizyczną, ale i psychiczną. Choć przedstawię Cię.
Powędrowali w kierunku chatki. Po kolei mijali kolejnych członkow drużyny.
- Ten mag w podziurawionym ubraniu to Kain. Zapędy na szaleńca. Ten obok to Zurris. - Podeszli - Panowie, to Dante, prawdopodobnie, nasz nowy nabytek - spojrzał z uśmeichem na Kaina. Magowie uśmiechnęli się, a Phil z Dante ruszyli dalej - Ten Ciemniak, to Zaknefein vel Zak vel Mroczny vel Zamroczony, Czarny Strażnik, dalej nasi paladyni Gregor i Darkus, obok bard Marr, gnom oraz Furr niziołek. - rownież zamienili po kilka zdań - Tam leży Shan, mag.
- Długo tak leży? - zapytał Dante
- Trzeci dzień. - i dodał widząc zdziwioną minę przybysza - kilka baryłek rumu. - Szli dalej - Druid Marvolo, wraz z Furionem, wilkiem. - z chaty właśnie wyszedł Serafin z towarzyszem - O! A tam widzisz Serafina z... hmm... jeszcze nie wiem, jak ma na imię, też jest nowy. Poza tymi tutaj jest jeszcze Miroku, ale pobiegł się przebiec, oraz Eileen, ktora gdzieś zniknęła - tak dotarli do chatki, obok ktorej leżała koszula i łuk Phila. Założył je i powiedział - A ja jestem Phil von Roden, łowca... A właśnie, czym ty się specjalizujesz?
- Przechodzę szkolenie na Strażnika...
- Mhm... to dobre szkolenie... Teraz wybacz, lecz ja zażyję kojelnej porcji kąpieli. Rozgosć się, rum i jedzenie jest do twojej dyspozycji. I nie boj się rozmawiać z innymi. To są mili ludzie... no może poza Zakiem... - zakończył elf, po czym ruszył w kierunku morza...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Morgan wyszedł z chatki. Po krótkiej lecz owocnej rozmowie z Elfem uzyskał pozwolenie na nocleg.
Szybko rozpalił ogień i rozłożył śpiwór. Złożył broń obok posłania. Runiczny miecz zapłonął słabym światłem. Zdjął z siebie pancerz i z namaszczeniem schował go do skórzanego worka. Pozostając w samych szatach, usiadł przy ognisku i zaczął rozmyślać. Dalej trapił go powód wizyty na tych wyspach. Dziś nie miał siły nad tym rozmyślać. Był zmęczony podróżą.
Nawet nie zauważył jak ogarnął go sen. Teraz, podróżując przez odległe krainy, oczami wyobraźni przypominał sobie, co się wydarzyło w jego życiu. Przypominał sobie przemarsz przez Las Cieni, walkę na Równinach Skowytu, oblężenie twierdzy Karak i samo mianowanie na Rycerza Zakonnego.
Nie będziesz się lękał w obliczu wroga. Mów zawsze prawdę, nawet gdyby kosztowała Cię życie. Broń tych co sami bronić sie nie mogą.
Ile razy złamał tą przysięgę? Ile razy stał po drugiej stronie barykady? Ile razy dopuścił się rzeczy, za które czekał go stos? Sam juz nie wiedział. Nie czół wyrzutów sumienia ani żalu. Dla Morgana granice między dobrem a złem zatarły się juz dawno, lecz mimo to, nadal służył Sigmarowi i cieszył się jego łaską. Być może wszechmocny Bóg potrzebował go. Być może. Morgan nie umiał odpowiedzieć i na to pytanie.
Sen prowadził go dalej, ku ciemnym pustkowiom Nowego Świata. Do domeny Chaosu i ich mrocznych bogów. Był też tam i ledwo uszedł z życiem. Nie zależało mu na nim. Było teraz towarem, który mógł przehandlować. Tylko za co? Za dusze?
-Rumu? - Morgan otworzył oczy. Stan nad nim człowiek. Człowiek z insygniami Świętego Officjum.
Morgan nie zdejmując kaptura z głowy podziękował za trunek.
Darkus spojrzał w niebo. Bezchmurne. Tylko ojciec Księżyc rozświetlał mroki nocy.
-Piękny widok nieprawdaż?
-Zaiste. Godzien podziwu. - Morgan również spojrzał na niebo.
-Skąd przybywasz przyjacielu?
-Z dalekich krain Inkwizytorze. Z bardzo dalekich.
-Na długo chcesz się tu zatrzymać?
-To się jeszcze zobaczy. Wybacz inkwizytorze ale zmęczonym jest po podróży.
-Ależ oczywiście przyjacielu. Każdy potrzebuje chwili wytchnienia.
Morgan kiwnął głową. Gdy Darkus odszedł, Morgan zmówił modlitwę do Sigmara i pogrążył się w rozmyślaniach. Być może Ci wędrowcy są szansą na odkupienie win? Może są okazją by znaleźć chwalebna śmierć? Może są drogą, która całkowicie ściągnie go w stronę ciemności. Morgan złapał na rękojeść miecza.
-Zobaczymy. - Szepnął do siebie Morgan i pociągnął łyku rumu.
Postanowił się przyjrzeć nowym towarzyszom. Czas ich poznać, choć z tym postanowił zaczekać do wieczora. Teraz siedząc przy ognisku obserwował i czekał na ich ruch.

[ Co do Sigamra. Tak, to bóstwo stoi po stronie dobra. Jako, że MG prosił o zdjęcia postaci, załączam swoja ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Marvolo cały wczorajszy dzień spędził między drzewami. Tam też spędził i noc. Niewiel obchodziło go co się działo dookoła. W końcu miał wakacje. Słodka laba, nic nie robienie. No może jednak czasami się coś zdaży porobić. Ale to tylko od przypadku do przypadku. Jakoś nie ciągneło Marvola do roboty. W końcu jednak musiał podnieść się spod tego drzewa i ruszyć sie gdzieś. Drugiego dnia leżenia z rzędu by chyba już nie przeżył. Nie leżało w naturze Druida, aby cały czas się wylegiwać. W końcu było tutaj tyle Natury do pielęgnacji. Tyle drzew, roślin, zwierzątek. Zwierzątek? No właśnie, gdzie one się podziewały? Bo w ciągu całego czasu pobytu na wyspie, nie spotkał prawdę mówiąc żadnego. Tak rozmyślając obrócił się dookoła własnej osi kilka razy. W końcu poczuł, że coś uderzyło go w głowę. Spojrzał więc w górę. Na palmie daktylowej, zauważył duża papugę. Ta tylko skrzeczała zadowolona. Po chwili oderwała kolejnego daktyla i znowu cisneła go w Druida. Ten jednak się uchylił i owoc grzmotnął w ziemię za nim.
-Co Ty sobie wyobrażasz?
-Skrzeeek.
-Że jak?
-Skrzik..
-Co Ty tam gadasz? Nie przedrzeźniaj mnie.
-Skrzik skrzik!
-Ehh... Miejscowe dialekty. Gdzie ten Serafin nas wywiózł?

Marvolo chcąc nie chcąc, musiał wynieść się spod drzew. Na odchodnym dostał jeszcze raz daktylem i po raz kolejny usłyszał skrzek papugi.
Wredna...
Druid zmierzał z powrotem w kierunku obozu. Jak tylko zbliżył sie do granicy widoczności, zauważył że cały obóz wrzy. Marr przyporowadził jakąś karawanę, a Phil poruszał się z jakimś nieznajomym.
Nowy członek drużyny? A żeby to tylko jeden... Tam dalej siedzi jeszcze jakiś inny nowy, przy ognisku, samemu. I tam jeszcze jeden z ptakiem na ramionach...
Chcąc nie chcąc Marvolo podszedł do tego najbliższego.
-Witaj, Elfie. Jestem Marvolo, Druid z powołania i wykształcenia.
-Andrij z tej strony. Miło poznać. A to mój orzeł, Mediv.
-Witaj Medivie, szlachetny z Ciebie ptak widzę.
-Witaj Druidzie, jak to miło w końcu porozmawiać z kimś innym, nie tylko z Andrijem.
-A co ma powiedzieć mój Furion?
-Wilk? O nie nie nie... Proszę Cię Druidzie, trzymaj go z dala ode mnie!
-Spokojna Twoja opierzona... Nic Ci nie zrobi.

Druid z uśmiechem na ustach odszedł do drugiego towarzysza. Ten przedstawił się jako Dante. Marvolo wymienił krótkie uprzejmości i gdy miał podejść do trzeciego, zauważył że stoi już przy nim Darkus. Tamten nawet nie podniósł głowy, więc Darkus odszedł. Druid także poczekał, aż sam się przedstawi. Tymczasem jednak zasiadł do jedzenia.

[Uff... Jak gorąco na dworze, pół dnia w domu mnie nie było, dlatego nie witałem. A więc witam wszystkich oficjalnie ;) Nasze grono się nieźle powiększa ;)]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować