Zaloguj się, aby obserwować  
menelsmaster

Zapomniane Krainy - forumowa gra RPG [M]

4049 postów w tym temacie

Farin z zaciekawieniem przyglądał się akcji ratunkowej w wykonaniu Darkusa, a potem cuceniu elfa…
- Ratownik się znalazł….
Następnie krasnolud oglądał popis Zaka który zakończył się uziemieniem stwora, który teraz wyglądał jak siedzący… pies… tylko że “wierzgał” zamaskowanym łbem na wszystkie strony i machał łapami… W umyśle krasnoluda powstało pewne jakże stosowne do sytuacji pytanie:
- E…. a gdzie tak właściwie jest Kain ?!
- Ty go miałeś nieść…
- Myślałem że ty go niesiesz….
- Ja niosłem Phila…. Darkus to ty go miałeś nieść…
- Ja ???
- Ty idioto zostawiłeś go tam ! - Wrzasnął Marv łapiąc inkwizytora za kołnierz i przyciskając do ściany.
- Spokojnie! Youze a może ty widziałeś go jak biegłeś po… Darkus nie rób w gacie… Marv puść go !.. Jak biegłeś po tego kija?
- Wiesz byłem trochę tym wszystkim przerażony… nie rozglądałem się tam…
- Nie ma to jak opanowanie w sytuacji….
- To co robimy ?
- Wraaaauuu!!- Przypomniał o sobie bazyliszek.
- Trzeba się zając tym gościem… miejmy nadzieje że naszego maga nic nie zje… Darkus uspokój się wreszcie !
Po tej owocnej dyskusji wszyscy… znów zaczęli gapić się na potwora…
- Walczyliśmy z pająkami, goblinami ludźmi orkami, smokami drowami, hakostworami i innymi stworami a nie możemy poradzić sobie z przerośniętą niewidomą jaszczurką?- Wojownik patrzył na łuski potwora, po czym ruszył w jego stronę. Poczwara wyczuła lub usłyszała podchodzącego krasnoluda ponieważ obróciła się w jego stronę i zaatakowała łapami. Efektem był szybki lot kończący się bliskim spotkaniem z ziemią.
- Ktoś chętny na żywą tarcze ?
Za drugim razem Farinowi udało się uniknąć 2 ciosów jeden zablokować, czwarty natomiast został przyjęty “ opancerzoną klatę” , korzystając z okazji krasnal ciął w łapę.. Jednak cios był zbyt płytki i po kilku sykach stwór znów odrzucił napastnika. Lekko zdenerwowany wojownik znów rzucił się do ataku. Bazyl był w tym czasie zajęty atakującym Youzym, co dało Farinowi szanse na odcięcie łapy. Zaszedł stwora od tyłu i ciął mocno, kończyna odleciała w bok trafiając Darkusa w.... dość czułe miejsce.
- ZŁO!!!!- Krasnolud słysząc Zaka podbiegł do leżącego nieopodal dwuroczniaka i kopnął w stronę kompana. Po chwili spostrzegł lecący w swoja stronę z dość duża prędkością krwawiący ogon.
- No ku*de…- zdążył powiedzieć po czym wylądował obok siedzącego Phila.
- Wiecie co ja nie żartowałem z tą tarczą!- Krzyknął po czym zwrócił się do elfa/
- I co już ci lepiej? Jesteś nam potrzebny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Elf zbierał się powoli, obserwując ruchy bazyliszka.
- Jasne Farinie... i chyba nawet mam pewien pomysł na to, w jaki sposób mógłbyś uniknąc tych niespodziewanych ciosów ogona i łap...
- Tak?
- Aye. Spójrz na to z tej strony... Ebril! - elf zagwizdał na palcach. Po chwili do rozmawiających podbiegł biały tygrys. Bezszelestnie. - Skoro bazyliszek jest oślepiony, to znaczy, że do wyznaczania pozycji przeciwnika musi używac słuchu, prawda? Nie obraź się, ale to Twoje opancerzenie dośc hałasuje... Z drugiej jednak strony my z Ebrilem nie bardzo mamy czym i jak go zranic... - W oczach krasnoluda zaczęło pojawiac się zrozumienie.
- Tak jak dawniej...?
- Tak jak dawniej... Fajnie będzie się znów pobawic, co? - powiedział elf uśmiechając się wesoło do przyjaciela, mrugając okiem i szykując się do biegu. - Ebril... wiesz co robic!
Łowca wraz z tygrysem rozbiegli się na dwie strony jaskini, obiegając bazyliszka z dwóch stron. Elf starał się tupac najardziej jak mógł, tygrys warczał i ryczał od czasu do czasu. Był trochę szybszy od elfa dlatego pierwszy musnął bazyliszka w okolice łapy. Gad natychmiast obrócił się i zamachnął w tamtą stronę, lecz nic już tam nie było. Ebril odskoczył zwinnie za bazyliszka i ryknął mu donośnie w plecy. W tym samym momencie łowca rzucił kamieniem w głowę bazyliszka, który zasyczał ze złością i dezorientacją. Ebril ryknął po raz kolejny, bazyliszek odwrócił się od elfa, skupiając swoją uwagę na poszukiwaniu tygrysa, jednocześnie wymachując szalenie ogonem, aby obronic się przed niewidzianym zagrożeniem z tyłu. Elf wyjął jeden z grotów włóczni z torby przy nodze i ścisnął go mocno w dłoni. Ruszył trochę pod kątem do poruszającego się ogona. Przyśpieszył zbliżając się. Przeskoczył zwinnie nad przelatującym tuż, tuż ogonem, następnie schylił się przed ruchem powrotnym i dotarł do nasady ogona u... dolnej części pleców potwora. Wbił grot na całą długośc, co jednak w połączeniu z grubą skórą bazyliszka nie było zbyt efektywne, ale zawsze to coś. Odskoczył natychmiast unikając ciosu ogonem, bazyliszek odwrócił się wściekły i zaczął młócic łapami. Phil podskoczył do poziomu unikając pierwszego ciosu, opadł płasko z lotu na ziemię aby nie oberwac kolejną łapą. Przetoczył się w bok, w stronę Ebrila szybko wybił się sprężynką ponad ogon zamiatający podłogę, odbił się stopami od korpusu bazyliszka, obrócił i rzucił w stronę kąsającego potwora Ebrila. Teraz obaj z jednej strony próbowali uniknąc szalonych ciosów i od czasu do czasu zadac drobne obrażenia. Phil krzyczał, tupał, rzucał kamieniami, Ebril warczał, ryczał, wszystko po to, aby zagłuszyc zbliżającego się do bazyliszka, przyczajonego krasnoluda z wieeeeeelkim toporem...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Youze dzielnie stawiał opór dzikiemu Bazyliszkowi, który cały czas wił się szalony z powodu obecności obcego ciała na jego głowię. Jego najgroźniejsza broń - wzrok, została teraz obezwładniona. Potężny jaszczur nie wiedział co zrobić, na ślepo uderzał w pobliskie skalne ściany próbując trafić w przeciwników. Odłamki skał kruszyły się co jakiś czas powodując małą mgłę kurzu tworzącą się w samym centrum boju. Korytarz nie był zbyt szeroki, co utrudniało unikanie ciosów. Spryt Szpiega pozwalał mu obronić się przed większością ciosów potwora, zdarzały się tylko muśnięcia jego długich pazurów, które nie pozostawiały zbyt głębokich ran. Stał on naprzeciw samego jaszczura, starając się zwrócić jego uwagę, aby reszta towarzyszy mogła zadać poważniejsze rany. Youze zauważył Darkusa, który wyciągał Serafina z pod zasięgu długiego ogona Bazyla. Potwór wydawał się tracić siły, jego ciosy były coraz to wolniejsze, nie był już tak agresywny. Domyślał się, że jego koniec miał niebawem dojść. Farin wraz z Philem na szybko ułożyli plan ataku na potwora. Cios w tylną łapę zmusił Bazyliszka aby przysiadł na tylnych łapach, nie miał już możliwości ruchu. Opadał z sił. Youze choć bardzo zmęczony, nadal miał czujne oko na potwora. Pomimo, iż nie był żadnym łowcą głów ani specjalistą w zabijaniu tego typu rzeczy, szło mu to coraz lepiej, zdobywał więcej doświadczenia, które pomagało mu w takich sprawach ... "Jednak to nie to samo, co ... polowania ... na .. lu.." w tym momencie poczuł przeszywający ból głowy, jakby sztylet przechodził mu przez głowę. Słyszał dziwne dźwięki, głosy wołania o pomoc. Przed oczami widział ciemność. Upadł na ziemię, miecz wypadł mu z ręki. Upadł na kolana trzymając się za głowę i szamotając się na boki. Ta chwila słabości wystarczyła, aby jaszczur mógł zadać przypadkowy cios. Pazury zahaczyły o lewą rękę Szpiega rozrywając mu część tkanki. Mimo tego nie czuł bólu, słyszał tylko te okropne dźwięki, był skupiony na mrocznych wizjach i wspomnieniach. Upadł ... krew zaczęła się sączyć z szeroko otwartej rany. Farin po tym ataku zadał potężny cios toporem, który wbił się głęboko w ciało Bazyliszka. Ten zawył i również upadł, jednak nadal był agresywny. Youze leżał nieprzytomny na zakurzonej ziemi ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Zaraz po odciągnięciu Youzego Phil wraz z Ebrilem wrócili do kąsania bazyliszka. "To trwa już zbyt długo" myślał elf, starając się jak najszybciej zakończyc sprawę.
- Farin!
- Tak?
- Zróbmy to tak jak kiedyś!
- Eee... nie wiem czy dobrze rozumiem...
- Ku*wa po naszemu! - krzyknął elf, po czym krzyknął na Ebrila i obaj jednocześnie zaatakowali z dwóch stron. Tygrys wgryzł się w cielsko bazyliszka swoimi ostrymi zębami, natomiast elf używając grotu włóczni, wbił go bazyliszkowi gdzieś w korpus. Na tę akcję potwór zareagował natychmiastowym wspięciem się na tylne łapy i groźnym sykiem. Zawirował ogonem i zamachnął się łapami aby odrzucic napastników. W momencie gdy jego łapy rozwarły się odsłaniając podbrzusze Phil krzyknął
- Teraz!
- AAAAAAAARRRRGGGGGHHHH! GIŃ SZMACIARZUUUU!!!! - krasnoludzki okrzyk obił się donośnym echem wzdłuż korytarzy Podmroku. Tymczasem Farin, z którego to płuc wydostał się owy niedokońcaartykuowalny dźwięk, leciał w powietrzu z toporem uniesionym wysoko nad głową. Zamach był potężny i równie potężne było uderzenie, które rozpłatało bazyliszkową skórę od podgardla, aż po ogon. Wnętrzności wystrzeliły niczym ściśnięte w imadle, krasnolud opadł na ziemię i przykucnął. Bazyliszek zasyczał żałośnie po raz ostatni i upadł na ziemię, tuż za Farinem, który teraz opierał się na swoim toporze, tyłem do ofiary. Już po chwili doskoczył do niego Phil
- Piątka bracie!
- Ta jest! Siadło tak czyściutko, że jeju jeju!
- Super cięcie przyjacielu. To było coś! - obaj gratulowali sobie dobrze przeprowadzonej akcji. Tymczasem Darkus, stojący niedaleko nich...
- Błeeeeeee... dlaczego zawsze ja? - powiedział zrezygnowanym głosem otrzepując ręce z kleistego śluzu, który wydostał się z wnętrza bazyliszka. - Żeby to tak piorun trafił... Ochyda... Fuj...! - otarł twarz - Nie cięrpię bazyliszków! Nie cierpię rozlewających się wszędzie wnętrzności! Nie cierpię...
Elf z krasnoludem śmiali się zbyt głośno, aby dosłyszec kolejne słowa inkwizytora...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[No dobra... spróbuję jakoś popchnąc fabułę do przodu, zobaczymy co z tego wyjdzie. Po raz kolejny...]

Towarzysze wędrowali korytarzami Podmroku jeszcze przez jakiś czas po zabiciu krwiożerczego bazyliszka. Długie korytarze zdawały ciągnąc się kilometrami i pewnie kilometrami się ciągnęły. Monnotonna wędrówka sprawiała, że wszyscy byli trochę jakby uśpieni. Niewiele odzywali się do siebie. Płynące powoli sekundy, które w oczach podróżników trwały tak długo jak minuty, przeciągały się w jeszcze dłuższe godziny wędrówki. Tunel nie był zbyt okazały, dlatego szli jedno za drugim, najwyżej dwójkami. Nikt nie wiedział już jaka panuje pora dnia, kiedy ostatni raz spali czy jedli. Ich kroki odbijały się pustym echem w obie strony tego ciągnącego się w nieskończonośc korytarza. Co jakiś czas słyszeli kapanie wody, które jednak dosc szybko przemijało. Wędrówka tym korytarzem miała dwa plusy. Mieli pewnośc, że nie zgubią się gdzieś w rozgałęzieniach, że nie chodzą w kółko oraz to, że jak dotychczas po bazyliszku nie naptokali śladów żadnego stworzenia. Nawet najmniejszego. Korytarz sam w sobie nie był oryginalny. Chropowate ściany, dośc nierówna podłoga, co wskazywało na to, że tunel nie jest zbyt często uczęszczany.
- A w dodatku zgubiliśmy tego złodzieja, co go ścigaliśmy... - dokończył Farin idący obok elfa.
- Cóż... tak bywa. - odrzekł Phil - równie możliwym jest, że wypłynął z bazyliszka w momencie, kiedy rozciąłeś jego wnętrzności.
- Przecież nic nie znaleliźśmy. Zresztą widziałeś jego umiejętności.
- Cóż... szczerze mówiąc mój przyjacielu, nie były one znów takie niesamowite.
- Co ty mówisz? Przecież widzieliśmy jak rozprawił się ze strażnikami...
- No właśnie - elf spojrzał w świecące się oczy krasnoluda - W końcu to byli strażnicy Waterdeep prawda? Pamiętasz co my robiliśmy z takimi strażnikami w zasadzie nie tak dawno temu? Sam przyznaj, ilu strąciłeś z murów miejskich?
- Cóż... - krasnolud z udawaną skromnością spojrzał w ziemię - kilku... - uśmiechnął się szerzej spoglądając cały czas na elfa.
- A pamiętasz jak odzyskiwaliśmy Twój topór z pałacu wojewody? Tam była kupa śmiechu... - łowca odruchowo poprawił łuk na plecach.
- A tak! Ale sie ta szyba wedy posypałaaa... - krasnolud zachichotał cicho.
- Pierwszy raz na koniu...
- Aaaaa... nawet nie przypominaj Phil... do dziś mam urazy... fajnie było...
- Tak... było... A teraz mój dzielny krasnoludzie, nasze mięsnie zastały się coś ostatnio... przydałaby się kolejna przygoda na większą skalę...
- Oj taaak...
Po tych słowach zapadła kilkuminutowa cisza. Krasnolud z elfem szli obok siebie, spoglądając raz po raz na ciągle tak samo wyglądające ściany i wypatrując końca tunelu.
- Phil...?
- Tak?
- Wiesz... czuję się... jakoś tak nieswojo...
- To znaczy?
- No bo wiesz... kiedyś wędrowaliśmy po świecie... sprawiało nam to radośc i przyjemnośc. A teraz... nawet niewiele osób rozmawia ze sobą. Wszyscy są dla siebie jacyś obcy...
- Cóż... niestety nie wiele mogę ci odpowiedziec, na te słowa Farinie. Mam jednak nadzieję, że to faza przejściowa... - łowca spojrzał w oczy krasnoluda. Zauważył w nich tęsknotę. Smutek. Żal. I trochę znudzenia. Elf miał nadzieję, że krasnolud nie zobaczył w jego oczach tego samego uczucia. Po chwili łowca spojrzał na Ebrila, kroczącego spokojnie obok niego.
- Phil?
- Tak?
- Myślisz czasem o...
- Tak Farinie. Myślę. - skończył elf, przerywając krasnoludowi.
- No chłopaki co tam słychac? - zapytał Darkus podchodząc do dwójki na przecie.
- Jak na razie niestety nic... a tu już odetkałeś uszy ze śluzu bazyliszka?
- Hie, hie, hie, bardzo śmiesznie. To wcale nie było przyjemne tak zostac obryzganym wnętrznościami jakiegoś płaza...
- Gada. - poprawił elf
- Jeden diabeł...
- Ej, Darkus, a czemu Ty go nie próbowałeś nawrócic? - krasnolud jak zwykle chciał wesoło dopiec inkwizytorowi.
- Eee... i tak by się nie nawrócił...
- Haha... po prostu nie miał pieniędzy, które mógłby składac w ofierze, prawda?
- Głupoty pleciesz krasnoludzie. A zresztą, tak zmieniając temat, Phil od dawna idziemy po górę?
Te słowa nieco wyrwały elfa z zamyślenia.
- Eee... że co?
- Ha! I kto tu ma nie wymyte uszy... Noo pytałem czy długo idziemy pod górę. Nie chcesz chyba powiedziec, że nie zauważyłeś...
Elf szybko przeanalizował korytarz. No jasne... to tak oczywiste. Nachylenie nie było zbyt duże, ale jednak po tak wielu godzinach marszu mogli wzniesc się bardzo wysoko. Phil wolałby żeby na końcu nie znajdowała się ściana blokująca dalszą drogę, i nakazująca powrót w dół.
- O ranyy... - inkwizytor kontynuował myśl. Jestem taki zmęczony, że aż widzę białe mroczki przed oczami...
- Co?! - zdziwienie Phila nie miało granic.
- No tam są... - Darkus wskazał ręką - Troche dziwne, bo się nie poruszają, ale na przykład ta po lewej świeci nieco jaśniej... a ta tutaj pulsuje... - inkwizytor wodził ręką. Phil spojrzał w tamtym kerunku. Farin też.
- O cholera! - krzyknęli obaj jednocześnie i puścili się w szaleńczym biegu w stronę "mroczkow widzianych przez Darkusa".
- Ale... co? że jak? - inkwizytor zaczął biec za nimi. - Pooooczekaaajcieeee....!
Elf słyszał obok ciężkie kroki i oddech bięgnącego krasnoluda. I chrzęst kamieni pod nogami. Biegł ile miał sił. Wiedział doskonale, że krasnolud robi dokładnie to samo.
TRZT! TRZT! TRZT!
Kolejne kroki!
TRZT! TRZT! TRZT!
Kilka metrów z przodu, biegnący przed elfem tygrys zatrzymał się i zatoczył koło.
TRZT! TRZT! SKRZYP! SKRZYP!
- JAAAAAAHUUUU!! - łowca rzucił się na krasnoluda wybiegającego tuż za nim z jaskini. Ten śmiał się szeroko i odwzajemnił uścisk. Ebril ryknął wesoło. Darkus dobiegł do nich.
- O cie choroba... te moje mroczki to były
- GWIAZDY! GWIAZDY DAR! JESTEŚMY NA POWIERZCHNI! - krasnolud, elf i tygrys byli w niebowzięci.
- Taaa... ale tutaj jest ZIMNO!
Dopiero teraz elf miał okazję rozejrzec się dookoła. Ale widok zaparł mu dech w piersiach.
Stali na zboczu jakiejś góry, położonej w niemałym łańcuchu górskim. W dół spoglądała głęboka i szeroka dolina, z prawdopodobnie zamarzniętą rzeką na jej dnie. Elf spojrzał w górę. Na niebie widniało mnóstwo gwiazd i wielki księżyc. Widok księżyca, skojarzył mu się z pewną osobą, która teraz najpewniej siedzi sobie gdzieś w Waterdeep nieświadoma wydarzeń dziejących się tutaj. Gdzieś w oddali majaczyły kolejne szczyty gór, jeszcze wysoko nad nimi. A gdzieś w oddali w kotlinie elfowi wydawało się, że widzi światła. Już wiedział, dokąd będą się kierowac. Spojrzał na krasnoluda. Farin także spoglądał w tamtą stronę...

[No w sumie trochę tego wyszło. Wiem, że ten post może mówi nie wiele, ale może choc trochę się rozruszacie. Przepraszam, że użyłem w tym poscie tylko trzech z grających, ale nie jestem do końca pewien kto by chciał dalej grac. Po prostu post będzie oznaką chęci dalszej gry. Odpowiednie osoby wiedzą co dalej ;P
Miłego grania :)
Prawie MG squad ;)]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[CO Wy k*rwa myślicie, że jak wyjechałem na kilka dni to nie będę miał oka na ZK? Jest weekend majowy wiec powinniscie miec czas na pisanie! Zwłaszcza takie dwie osoby...]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Białe światło. A raczej przebłysk białego światła. Bardzo podobny do takiego jaki się widzi, gdy dostanie się mocno w pysk. I nieprawdopodobny ból głowy. Pulsowanie w skroniach, zimny pot na całym ciele.
- Phil, Phil, patrz na mnie - elf zobaczył jak wyostrza sie zamazany obraz. Był całkowicie zdezorientowany. Jeszcze przed chwilą patrzył na gwiaździste niebo, a teraz jakiś czarno odziany osobnik machał mu przed oczami dłonią.
- Ile widzisz palców?
- Sto... - odrzekł z całkowitym przekonaniem w głosie elf.
- Dobra jest, podnieś go. Jest chociaż przytomny - ktoś silnie pociągnął elfa za kołnierz i postawił na nogi. Nadal nie miał zielonego pojęcia co się dzieje.
- Przysyła nas Eileen. Ta prawdziwa. Od jakiegoś miesiąca jak sie okazało podszywał się pod nią zmiennokształtny, niestety zwiał nam. Ale wszystkiego się już dowiedzieliśmy, tak naprawdę chodzi o jednego z was. Wiemy jednak, że nie był to nikt z waszej obecnej kompanii, tylko ktoś z kim wcześniej... - Phil przerwał tłumaczenia i wyrzygał się na podłogę.
- To efekt szoku. Byłeś pod działaniem mocy Łupieżcy Umysłu.
- Gdzie my... eee... jesteśmy?
- W ich grocie. Dostaliśmy się tu podszywając pod handlarzy niewolnikami. Mamy specjalne hełmy, które stanowią barierę psioniczną. Ale podejrzewam, że po zabiciu tego tutaj nie potrwa długo zanim zorientują się, że jest coś nie tak. Mamy najwyżej 10 minut.
- A później nas złapią... nie zdążymy uciec. Przecież nie jestem sam...
- Nie, równo za 10 minut trzeci z mojego oddziału pozwoli obejrzeć waszemu demonologowi taką książeczkę z obrazkami...
- Chyba nie tamtą z komiksem o czarcim lordzie? - zaskamlał drugi cień.
- Jakiemu demonologowi? Nie mamy w drużynie...
- Macie prawie od miesiąca, ale wymazali to z waszej pamięci. A przynajmniej twojej. On wszystko pamięta.
- A co z resztą?
- Wszyscy nadal żyją. Youze zdążył nam wysłać kamieniem wiadomość zanim wszystkim wam przejęli umysły. Jak tylko rozpęta się piekło skierujemy się do komnaty z mózgiem. Ta baza łupieżców jest zbyt silna, by po prostu odbić waszych i spróbować uciec. To co zresztą zaraz zrobimy będzie tylko trochę łatwiejsze. Nie obędzie się bez walki.
- Jest was tylko dwóch? I tamten trzeci i demonolog?
- Mamy też Ciebie - powiedział zimno wręczając mu dziwny, błyszczący i półprzezroczysty hełm oraz zaphar i kołczan.
- I mamy nadzieję, że nas nie zawiedziesz - dodał Drugi.
- Hmm... - zamyślił się Pierwszy.
- Co?
- Tamte runy były dla Reep''para.
- No to co? Demon jak demon.
- A kto ostatnim razem go stąd wypędził? - najemnikowi w myślach zadźwięczało "ZŁO! Śmierć!". Zaczął myśleć nad jakimś odpowiednim do zaistniałej sytuacji przekleństwem.
- Wnioskuję, że nam za mało zapłaciła.
- Też tak sądzę. Bywaj Phil...
- Chyba żartujecie!
- Ehehe. Pewnie, że tak. Przygotuj się, to tamten budynek - najemnik wskazał spiralny kopiec jakieś trzysta metrów od nich.

- Ej, no daj mi to poczytać, przecież to tylko komiks dla dzieci.
- Hmm... no dobra - najemnik udał, że ulega ponad półgodzinnym namowom demonologa i wręczył mu skórzaną książeczkę. Demonolog widział wcześniej jedną z kartek, celowo mu pokazaną przez bezimiennego dowódcę najemników. Demonolog miał też, jak się miało za chwilę okazać, tendencję do czytania na głos sprawiających wrażenie niegroźnych książek. To wyglądało jak zabawna książeczka dla dzieci. To, że było napisane runami nie wydało się mu podejrzane...

- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!

- Tak, za mało zapłaciła...

Nie do tarli do kopca. Nie przebiegli nawet stu metrów. Wszystko wokół paliło się, ale zamieniło się w gruz. Phil był niezmiernie ciekaw co stało się z demonologiem. Ciekawszy był jednak co stało się z kompanią.
- ZŁO! Śmierć! - "jakaś" postać w zniszczonym ubraniu pojawiła się na schodach kopca. Czarci lord nie krył radości. Sklepienie jaskini zadrgało w odpowiedzi na ryk demona. Zak jakby się zastanawiając podłubał w nosie i uciekł z powrotem do budynku. Celowo, czy nie też z rozsądku. Dla demona nie sprawiło to różnicy, bo budynek i tak zechciał rozpieprzyć do czego też przystąpił.

Zak nie dałby rady dostać się do dowodzącego łupieżcami mózgu. Na drodze miałby przynajmniej kilkunastu łupieżców oraz co najmniej sześć razy więcej ich bezmózgich sługusów. Z pewnością jednak demon da radę. A on w międzyczasie znajdzie swoją zbroję. I resztę kompanów. Właśnie w tej kolejności.

- Jasna cholera! - fragment budowli spadł parę stóp od elfa. - Eileen nie mogła przysłać większej ekipy ratunkowej?
- W tej chwili ma nie tylko was na głowie. Zresztą zaklinała się, że jak się uwolnicie to wszystko pójdzie gładko.
- Ale nie idzie! - drugi z "ratowników" starał się przekrzyczeć kolejny radosny ryk demona.
- Ludzie są omyli, zwłaszcza kobiety, no nie?

Farin przestępował z nogi na nogę widząc swojego pana biegającego po pokoju. Czuł jego popłoch i rozdrażnienie, bo nagle coś złego zaczęło się dziać w mieście. A krasnolud jak zawsze chciał zadowolić swojego władcę. Nagle jednak doszedł do wniosku, że lepiej byłoby rozgnieść jego mackowaty łeb o podłogę, do czego zaraz skrzętnie się zabrał. Łupieżca popełnił swój ostatni błąd w życiu zwalniając mentalny ucisk na umysł krasnoluda i skierowując tą moc w celu rozpoznania nowego zagrożenia.

Darkus dostał w papę. Do tego wniosku doszedł nawet sam, gdy zobaczył uśmiechniętego Farina z nadal zaciśniętą pięścią. Pierwszy raz w życiu był wdzięczny, że ktoś go uderzył. Dzięki temu powrócił mu rozum.
- W kamiennej wnęce leży zdaje się twój ekwipunek, ruszaj dupsko, bo musimy się stąd wynosić - dwa razy Darkusowi tłumaczyć nie trzeba było, choć niecałkowicie jeszcze wiedział co się dzieje. Farin wiedział doskonale, w końcu był krasnoludem. Słyszał opowieści o łupieżcach i szybko skojarzył wszystkie fakty. Zwłaszcza te, że coś się dzieje na zewnątrz. Że miasto jest atakowane. Ścisnął mocniej topór...

Za rogiem stała czwórka minotaurów. Nie mieli zamiaru z nimi walczyć, potrwałoby to zbyt długo. Ponadto odgłosy walki na pewno ściągnęłyby następnych przeciwników. Za to odgłos eksplozji w obecnych warunkach nie był niczym niezwykłym. Najemnik podpalił lont czarnej kulki i rzucił ją za róg. Elf widział już takie podobne zabawki na statku Jacka. Wiedział, że robią...
BUM!
Trójka wypadła z za rogu i biegiem minęła zmasakrowane truchła minotaurów. Za następnym rogiem w głebi korytarza wpadli na łupieżcę w eskorcie dwóch duergarów - Phil w biegu wpakował potworowi strzałę w mackowaty łeb, obstawa padła sekundę później trafiona orionami rzuconymi przez najemników. Kilka chwil później wpadli do pomieszczenia z kolejnymi dwoma łupieżcami, jednak zamiast ciężkiej walki sprawę załatwił blok skalny spadający na mackowatych.
- Uff... a prawie już w gacie robiłem - stwierdził Drugi. Momentalnie sięgnął do bandoliera po orion, jednak elf powstrzymał go ułamek sekundy później i podbiegł do opartego o ścianę druida.
- Żyjesz Marv, w porządku?
- Phil? Co do... tak, w porządku, ale mam kaca większego niż po imprezie w domku Serafina.
- Widziałeś go?
- Nie, ale coś kojarzę, że jest przy mózgu...
- Cholera, nie mam pojęcia jak go stamtąd wyciągniemy. Macie jakieś pomysły? - Pierwsz spojrzał na Phila, Drugiego i nadal nieco ogłuszonego Marvolo.
- My mamy - powiedzieli jednocześnie Kain i Zak.
- JEŚĆ!

Ven''nizidramanii był pod wrażeniem. Demona, swojej głupoty i komiksu. I tego, że jednak naprawdę szybko potrafi biegać. Zgodnie z planem z Trzecim uciekali w umówiony punkt za miastem. A za nimi pozostawał już tylko ogień.

- Szkoda, że nie ma tu Shana! - wrzasnął Kain - On by to zaraz poschładzał i mielibyśmy łatwe przejście.
- Nie możesz otworzyć portalu? - wrzasnął równie głośno Serafin. Napotkali go z dwoma łupieżcami i małym oddziałkiem niewolników kilka poziomów powyżej centrum dowodzenia Illithidów. Tym samym uniknęli morderczej walki z oddziałami broniącymi Mózgu. Nadal jednak ich sytuacja nie wyglądała na najciekawszą.
- Nie mam siły. Zresztą nie potrafią sobie nawet przypomnieć jakbym mógł go otworzyć. Dobrze, że w ogóle cokolwiek potrafiłem zrobić po tak długim pobycie po działaniem łupieżców. W tym samym momencie z sąsiedniego budynku wybiegli Farin, Darkus i Youze. Na szczęście ich zauważyli. Na nieszczęście wielki przelatujący płomienny smok też...

[ Czas się trochę rozruszać. Mam nadzieję, że co niektórzy po maturach wreszcie wrócą. Zadanie jest proste - wydostać się z miasta, wszystko w okół się pali, biega gdzieś Czarci Pan, biegają też łupieżcy i sporo niewolników, powoli formują obronę więc należy się jak najbardziej spieszyć. Spotykamy się za miastem, poza jaskinią. Z groty łupieżców są 3 drogi ucieczki - most linowy, główna brama (nie polecam), oraz mniejsze wyjście skalne tylko trzeba przebiec nad przepaścią, wzdłuż pułki skalnej - nie ma barierek. Są przeciwnicy. Absolutnie należy konsultować z MG ucieczkę - przedstawić jej wstępny plan. Można przedzierać się pojedynczo lub najlepiej po 2-3, ale nie w większych grupkach. Najlepiej po 2. ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wielebny inkwizytor na obecną chwilę odczuwał wielki ból głowy, a jego wzrok płatał mu figle. Czuł się jakby ktoś go utopił w mocnym trunku, a następnie uratował tylko po to by utopić w kolejnym jeszcze mocniejszym napoju. Biegł za Farinem ledwo niosąc swoje bagaże. Ogólnie to mało pamiętał z ostatnich dni i nie za bardzo wiedział, gdzie się znajdują. Te barbarzyńskie jeszcze nie odkryte tereny przez oświeconych rodaków Darkusa wykazywały bardzo duży wskaźnik niegościnności, a gdyby tego mało, to każdy tu się wściekał, zabijał i jak na to wygląda niewolił. Z krasnoludem i duchownym był jeszcze Youze. Darkus nie miał ochoty na prowadzenie rozmowy, zresztą nie miał sił, nawet nie zadawał zbędnych pytań, a oczy takie rzeczy wyczyniały, że czasem nie wiedział, co jest prawdziwe, a co tylko złudzeniem. Wyszli z budynku i nie za bardzo było wiadomo, co robić dalej. Nagle Darkus poczuł jakiś smród, a następnie usłyszał ryk, który bardzo przeraził go. Okazało się, że powodem zamieszania był duży latający gad, chyba smok. Nie wszystkie zmysły wariowały Słudze Bożemu, dlatego wpadł na pomysł by jak najszybciej wrócić do budynku, z którego dopiero, co wyszedł. Biegł na oślep i udało mu się. W tym momencie nie wiedział, gdzie jest Farin, czy Youze. Potrzebował chwili spokoju, musiał odpocząć, aby wszystko powróciło do normy. W tym celu zaczął modlić się i rzeczywiście dawało mu to ukojenie, a zmysły powracały do normy. Potrzebował dosłownie kilku minut na osiągnięcie spokoju i podjęcie jakiejś racjonalnej decyzji.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Mogłem teraz siedzieć sobie w domu, pić piwo, zajmować się wioską, brać udział w turnieju, szukać żył złota... ale niee... musiałem wybrać życie podróżnika, co gorsza muszę biegać z tą bandą cuchnących popaprańców co chwila ładując sie w jakieś g***o.- Rozmyślał krasnolud biegnąc nie wiadomo dokąd i w jakim celu razem z resztą.
- Ktoś ma jakiś pomysł na ucieczkę ?- Farinowi odpowiedziała cisza.
- Jakbym się zapytał ile znają sposobów uśmiercenia człowieka to wymienialiby je godzinami...Hmm a gdzie jest Darkus? Mógłby wreszcie wykazać się czymś i wezwać tu tego swojego bożka żeby nas uratował.
Nagle wojownik zauważył szalejącego Czarciego Pana. Wszyscy schowali się do jakiegoś budynku. Smok natomiast zainteresował się jakąś większą grupką łupieżców, którzy wraz ze swoimi sługami tworzyli świetny materiał do spalenia.
- Skąd się wzięło tutaj to cholerstwo ?
- Z przypadku...
- Z przypadku to możesz być co najwyżej ty... hmm wyglądasz jak.. to ty go wezwałeś ?
- Tak wyszło...
Krasnolud słysząc odpowiedź poczuł w sobie rozgoryczenie... ręka powoli zbliżała sie do lekko jaśniejącego topora.
- Wiesz kiedyś miałem podobny problem z tym demonem.- Stwierdził rezygnując z użycia broni.
- I co zrobiłeś?
- Schyl się to ci powiem.
Demonolog podszedł do Farina, schylił się... po czym potoczył się nieprzytomny po ziemi uderzony w skroń.
- Od razu lepiej.
- Zwariowałeś ? On był nam potrzebny...
- Nie uderzyłem mocno zaraz się ocknie.. na razie Youze go poniesie.
- Niby czemu ja ?
- Bo jest nam potrzebny...
- Sam go nieś.- Człowiek widząc wojownika czerwieniącego się na twarzy i sięgającego po broń szybko zmienił zdanie.
- Dobra pójdę z Youzym i spróbujemy się jakoś stad wydostać, myślę, że powinniśmy podzielić sie na mniejsze grupy, bo razem zwracamy na siebie zbyt dużą uwagę, spotkamy sie poza jaskinią... ruszaj się człowieku.- Krzyknął i pobiegł wraz z zabójcą.
- Jak chcesz się stąd wydostać ?
- Widziałem most... damy rade.
Omijając biegających wszędzie niewolników i łupieżców w końcu dobiegli do dosyć wąskiego mostu linowego, Farin postawił pierwszy krok.. drewno zaskrzypiało i jakby lekko się wygięło.
- Będzie ciekawie, jak chcesz przejść po takim czymś?- Spytał Youze. Nagle usłyszeli za sobą jakiś odgłos, człowiek powoli odwrócił się i zobaczył biegnącego w ich stronę łupieżce z paroma niewolnikami.
- Nie mamy wyboru... biegniemy na "trzy , cztery"?- zapytał wesoło wojownik.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Będzie ciekawie, jak chcesz przejść po takim czymś?- Spytał Youze. Nagle usłyszeli za sobą jakiś odgłos, człowiek powoli odwrócił się i zobaczył biegnącego w ich stronę łupieżce z paroma niewolnikami.
- Nie mamy wyboru... biegniemy na "trzy , cztery"?- zapytał wesoło wojownik.
- Hmm .. .biegniemy! Teraz! - odparł niezupełnie zdecydowanie.

Hej przygoda, hej przygoda .. ehh ... Zaczynam się przyzwyczajać do tego, mimo to cały czas ta adrenalina mnie podnieca ... hie hie .. Wbiegli razem na most bardzo niepewnej konstrukcji - szczur bał by się po nim przejść. Tym bardziej, jeśli miałby na swoich plecach około sto kilogramów demonologa. Postawili pierwsze kroki na deskach, zaskrzypiały niepewnie, co wcale nie dodało pewności. Szybkie spojrzenie w dół - zbyt dużo tam nie zobaczyłem, może trochę czarnej otchłani i... jeszcze trochę czarnego. Nie patrz w dół - to sprawdza się zawsze. Pocieszyło go to, że z ładunkiem na plecach wyrównał swoją wagę z Farinem ... Zaczęli przyspieszać, 1/3 mostu za nimi, pościg zbliżał się, dało się czuć smród ciał niewolników. Szpieg spojrzał na krasnoluda - ten jakby poniesiony nadzieją przyspieszył gwałtownie. Nagle coś się zdarzyło - to był ułamek sekundy, liny strzeliły charakterystycznym dźwiękiem, stary most urwał się od strony miasta. Youze przyspieszył nagle pogoniony jakby chęcią ucieczki przed tym, co nieuniknione. Most przyspieszał coraz bardziej, przed oczami drużyny widniała zbliżająca się skalna ściana. Nastąpiło silne uderzenie, Szpiegowi zakręciło się w głowie. Spojrzał w dół, pod nim dzielnie wisiał Farin trzymając się liny. Po niewolnikach nie było już żadnego śladu ...

- Wiesz Youze ...
- Tak?
- To na pewno jest czyjaś wina ...
- Czyja?!
- Jego! - Farin wskazał bezwładne ciało demonologa ledwie co trzymające się na plecach szpiega.
- Spokojnie, nie znasz go. Nie możemy nic o nim powiedzieć ... oprócz tego, że zesłał demona na ziemię i zniszczył całe miasto, ale nic więcej ... - powiedział Youze.
- No więc, zamierzasz go tak nieść?
- Eee ... nie? Wygod...
- To go wywal!
- Dobra, dobra, spokojnie,jeszcze go potargam, potem zrobimy z nim coś ... ehh, ci demonolodzy ... wszyscy tacy sami. - Szpieg powiedział to, jakby znał ich bardzo wielu ...

Więc nasza wesoła dwójka wraz z mniej rozmownym członkiem drużyny wspinali się powoli po spróchniałych szczeblach mostu. Nie wiadomo, ile jeszcze miał wytrzymać ...
Nagle ciężkie ciało zaczęło się Youzowi ześlizgiwać z pleców. Byli już prawie na szczycie, nagle Farin zauważył lecące w jego kierunku ciało ... Pach ... Ciało demonologa zatrzymało się na krasnoludzkiej twarzy ... - Ups, przepraszam! - powiedział Youze. - Nieff mffa zaaa cfffoo, napffraffdę ...

I tak o to po tym incydencie grupka znalazła się po drugiej stronie przepaści. Strzepali z siebie kurz, poprawili broń, rzucili okiem na palące się miasto w którym giną miliony i ze spokojem poszli przed siebie. Most po paru sekundach urwał się całkowicie, mimo oczekiwania nie dało się usłyszeć jego uderzenia o dno ... Youze rzucił Farinowi specyficzne spojrzenie i uśmiechnął się ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Do jasnej ciasnej, gdzie ja jestem?! Hop! Hop!- zawołał Darkus, ale nie było odpowiedzi. Głowa już przestała boleć, a wzrok również nie wariował.
- Mam broń, zbroje, właściwie to wszystko mam. Gdzie inni? Chyba wszyscy zagubili się tutaj… Jak ja stąd teraz wyjdę… W ogóle, to jak ja tu wlazłem…?!
Ruszył w głąb budynku nie napotykając ani jednej żywej duszy jakby, to było jakieś miasto umarłych. Wszędzie słabe światło wydobywające się z gasnących pochodni bowiem ktoś zaniedbał ich zmianę na nowsze. Na korytarzach panował bałagan, bród, pełzało nawet robactwo, ale nie w wielkich ilościach. W końcu beztroska podróż dobiegała końca, gdyż inkwizytor zauważył przed sobą zakratowane wyjście, kilka drewnianych skrzynek i krasnoluda, który coś skrzętnie na nich pisał. Choć był mały, włochaty, wytatuowany, muskularny i miał tylko przy pasie przyczepiony mały nóż, to dla Sługi Bożego był podejrzany, a na pewno nie miał zamiaru go ignorować, czy nie doceniać. Wiedział też, że atak mógł źle się zakończyć, dlatego zrobił tak…
- Jest tu kto!- Darkus w słabym świetle nie był zbyt rozpoznawalny
- Ja tu jestem. Hre, hre- krasnolud zaśmiał się
- Swój, czy zbieg? Gadaj, ale już!
- Swój! A ty czego tu? Kim ty jesteś!
- Ja tu zadaje pytania. Zbieraj manatki i pomóż mi łapać zbiegów. Kilku uciekło i gdzieś pałęta się w tych korytarzach.
- Ja nie mogę. Pilnuję wyjścia.
- A co mnie to obchodzi! Jakiego wyjścia!
- No stąd. Cholera, kto ty?- krasnolud zadał pytanie i powoli zbliżał się do Darkusa
- Szukam więźniów i masz mi w tym pomóc durniu chyba, że chcesz źle skończyć razem ze mną. Nie mam zamiaru denerwować pana. No na co się tak gapisz!
- Ale co ja mam zrobić?! Miałem pilnować wyjścia!
- Wyjście nie ucieknie. Chyba jest zamknięte nie? Połóż tam z jedną skrzynie i ruszaj tyłek.
- No nie wiem. No dobrze- strażnik był wyraźnie rozkojarzony tą dziwną sytuacją, ale groźny głos Darkusa wywołał u niego takie uczucie, że nie zamierzał się sprzeciwiać. Kiedy odwrócił się i miał zamiar wykonać polecenie inkwizytora został pchnięty mieczem tak, że wykrzywił twarz, a kiedy chwycił za swój nóż, Sługa Boży energicznie przekręcił swój oręż tak, że wróg z bólu upuścił broń i zdążył tylko krzyknąć.
- ALARM! INTRUZ! ZBIEGHRRR…
Gdy wypuścił przeciwnika ten padł na ziemię, ale jeszcze ruszał się, dlatego po chwili dostał głowicą miecza w czaszkę tak, że już raczej nie żył. Pojawił się jednak problem, ponieważ nasz przyjaciel usłyszał zbliżające się kroki, ale były jeszcze daleko. W panice zaczął przeszukiwać zwłoki widząc, że kraty da się otworzyć. Znalazł klucze! Ale były tam cztery pary, a czasu mało. Ręce mu drżały. Pierwszy nie pasował. Drugi też. Trzeci do niczego nie nadawał się. Czwarty pudło! Kroki były coraz bliżej.
- Co robić? Co robić? Nie znajdę na czas klucza! Wiem! Schowam się za skrzynie!
I tak zrobił. Chwilę potem pojawiły się jakieś dwie tajemnicze postacie.
- Jaki ja głupi! Zapomniałem o ciele!
Był to poważny błąd, ale co mógł zrobić inkwizytor, który jest stworzony do rządzenia, sądzenia, pomagania innym, a nie chowania się za stertą skrzyń w jakimś domu strachu z karłami, smokami, minotaurami i innym śmierdzącym plugastwem.
- Hej ty! Wyłaź za skrzyń!- rozległ się poważny głos
- Pozwól mi go zabić! Zło!
- Czekaj może powie nam, gdzie są inni. Może kogoś widział.
- A więc jednak. Zabiją mnie i będą chcieli wiedzieć, gdzie są inni kompani. Nie! Nie dam się dranie- pomyślał
- Nic wam nie powiem śmiecie. Chodźcie tu, to was urządzę tak jak te truchło, co tam leży.
- Wyłaź mówię, bo cię zabiję!
- Wiecie z kim macie do czynienia? Jestem inkwizytorem. Radzę wam paść na kolana i błagać mnie o wybaczenie zanim mój Bóg rozgniewa się na was krnąbrni innowiercy i zmiecie was z powierzchni ziemi.
- Inkwizytor? Darkus?
- ZŁO!
- Zaraz Zak? Drzewoluby tfu to znaczy chciałem powiedzieć Serafin. Jak mogliście mnie tak przestraszyć! Co wy tu robicie?- inkwizytor ocierał litry potu z czoła
- Nie ma czasu na wyjaśnienia. Usłyszeliśmy krzyki, a byliśmy w pobliżu…
- Co za zamieszanie. Podobno tu jest wyjście i szukam klucza, który je otworzy.
- Pokaż.
Po jakimś krótkim czasie trójka kompanów biegła nowym, tajemniczym korytarzem, oczywiście wcześniej zamykając drzwi od środka.
- A jeśli to jakaś pułapka?
- Nie no i tak nie mamy już wielu możliwości.
- Zamknęliśmy się tu, a jak tam będą znowu jakieś drzwi, a któryś z tych kluczy nie będzie pasował?
- ZŁO! Wyważyć! Roztrzaskać! Zgnieść!
- No tak, to też jakaś możliwość!- zgodził się wyjątkowo Darkus, choć miał wątpliwości, co do tego planu.
Biegli i biegli ile sił w nogach, a po drodze jeszcze otworzyli jedną parę drzwi i unieszkodliwili jednego strażnika, który był nie dość, że ślepy na jedno oko, to do tego upity i bez broni.
Potem znów biegli i nie było już ani drzwi, ani przeciwników tylko wąski korytarz, który nagle przemienił się w zwykłą drogę nie licząc, że zamiast ścian po obu stronach była przepaść.
- O nie! O nie! Tylko nie to!
- Spokojnie poradzimy sobie. Mamy dużo czasu i kilkanaście zamkniętych drzwi, które dają nam chwile wytchnienia- w tym momencie rozległ się jakiś huk.
- Dobra ruszajmy!- wrzasnął Zak i ruszył tą jakże niepewną drogą. Zaraz za nim Darkus, a na końcu Serafin.
Szli powoli bowiem akurat w tej sytuacji najmniejszy błąd lub nieuwaga mogła zakończyć się nieszczęściem. I znów rozległ się huk.
- Co to za odgłosy?
- Nic nie mów i skup się na chodzeniu
Tak więc nikt nic nie mówił i szli dalej. Znów rozległ się huk.
- Słuchajcie chyba droga się skończyła.
- Jak to?
- No tam dalej widzę przepaść tyle, że z przodu.
- A dalej nic nie ma?
- Podejdę bliżej- i rzeczywiście dalej była droga tyle, że trzeba było przeskoczyć tę przeszkodę- no to co kto pierwszy?
- Wyliczanka?- zaproponował inkwizytor, ale coś znowu huknęło, ale tym razem jakoś inaczej, a potem rozległy się wrzaski- no dobra to chyba nasi wrogowie. Ja pierwszy!
Powolutku cofnęli się, a następnie bez niemałych trudności Darkus znalazł się na przedzie.
- Tylko pamiętaj masz jedną szansę i lepiej, żebyś ją wykorzystał.
- Lepiej, żebyś mi już nic nie mówił. No dobra biegnę- najpierw powoli, potem rozpędził się, a na koniec oddał skok. Było słychać jakiś głuchy łomot, ale było zbyt daleko by zobaczyć, czy Darkus rzeczywiście wylądował, czy spadł w nieznane.
- ZŁO!- wrzasnął Zak, a następnie pokazał palcem, co działo się za Serafinem. Oto kilka drowów i krasnoludów ruszyło za nimi w pościg.
- Nie pokazuj palcem tylko skacz, a ja ich spróbuję powstrzymać. No już!
Czarny, zakuty łeb bez większej troski ruszył jak byk i też było słychać trzask, ale nie było mowy by coś zobaczyć. Serafin w tym czasie śmiertelnie ranił przeciwnika, który spadając zrzucił ze sobą kilku kompanów. Reszta drowów jakoś nie miała ochoty iść do przodu i wywiązała się ciekawa sytuacja.


- Nie pójdę dalej, bo ten zbieg mnie trafi i zginę- zaprotestował elf
- Ty durna pało! Ty śmieciu! Psi synu! Do przodu albo sam cię ukatrupię!- wrzasnął mocarny krasnolud
- Uspokójcie się! Niech sobie idą te zbiegi! Powiemy, że w przepaść spadły!- zaproponował następny drow
- Ty gównojadzie! My krasnoludy nie uciekamy i nie tchórzymy!- wrzasnął kolejny uzbrojony po zęby karzeł
- Bo głupcy z was!
- Dosyć tego! Kamraci zrzucić ten nędzny balast!- wydawał rozkaz jakiś chyba kapitan karłów
I tak w przepaść runęło kilkanaście elfich ciał, ale nie obyło się też bez krzyków spadających krasnoludów.
- A teraz na zbiegów!
- Zaraz! A gdzie oni?
- Uciekli!
- Biegiem!
- Stać!
- Co!
- Tam jest przepaść!
- Trza nam skakać!
- No dalej Bokobrody pokaż nam swoją odwagę!
Krasnolud, który stał na przedzie nie miał zbyt ochoczej miny do skoków zresztą zanim cokolwiek zrobił jęknął łapiąc się za przebity strzałą brzuch.
- Jasny gwint! Zbiegi strzelają! Dawać kusze!
- Nie wzięliśmy!
- A szlag z taką robotą! Drowy łuki!
- Nie ma drowów!
- O nie! Kto wpadł na pomysł, żeby zrzucać te drzewoluby?!
- On!
- On!
- Tamten!
- Do jasnej ciasnej! Wracamy! Już!
- Nigdy! Najpierw trzeba winnego ukarać!
- Może tego z przebitym brzuchem? Nie skoczył w końcu…- i ranny również uległ siłom grawitacji, a następnie strażnicy zaczęli wycofywać się.


- Jej obtarłem sobie łokieć i kolano- narzekał Sługa Boży
- Ale jeszcze żyjesz!
- Właśnie! ZŁO!
Te jeszcze brzmiało intrygująco, ale inkwizytor nie drążył tego tematu tylko bez protestów ruszył z przyjaciółmi w dalszą drogę, choć już spokojniejszą i wolniejszą bowiem po kilkunastu metrach znów szli wąskim korytarzem, a po obu stronach mieli ściany z kamienia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Odpoczywali. Żyli. Wszyscy nawet. Jak zwykle im się udało. Tylko... do ilu razy sztuka? Nie dało się ukryć, że wpakowali się w gówno po uszy, wliczając w to również i dopplera z Waterdeep. Ktoś się naprawdę postarał i urządził ich na cacy. Nie wziął jednak pod uwagę łupieżców, którzy ich złapali. A z łupieżcami współpracować praktycznie się nie da, a przynajmniej owa Sieć nie jest w stanie tego zrobić. W przeciwnym wypadku już gryźli by ziemi dla pewności. A tu nagle ktoś odkrywa dopplera i uwalnia prawdziwą Eileen, nadchodzi ratunek. Czyżby Furr i spółka? Zurris, Marr, Shan, może ktoś jeszcze? Musi o to koniecznie wypytać tych trzech najemników... o ile mają rozkaz powiedzenia im wszystkiego. Z tego na co się porwali można było wnioskować, że to byli zawodowcy. Nawet Zak nie był na tyle głupi, żeby pakować się do groty łupieżców umysłów. Pytań było sporo, każde należało wyjaśnić. Przede wszystkim to jedno: co teraz? Elf podrapał się po głowie, od pewnego czasu miał już cholerne wątpliwości. Chciał wreszcie coś od życia, ale nie tylko uciekania przed spadającymi głazami i smokami.
- Zak?
- Śmierć?
- Nie wywołuj wilka z lasu - oburzył się przechodzący obok Darkus.
- Hym? - odwrócił się zaintrygowany druid.
- Nic, nic. Do heretyka mówiłem.
- Myślałeś cokolwiek o swojej przyszłości Zak? - kontynuował Serafin.
- ZŁO?
- Tak, ale ja pytam poważnie. Co zrobisz jak już będziesz tak stary, że nie będziesz w stanie miecza podnieść?
- Ani nawet kufla z ciemnym piwem - dodał rozbawiony Darkus.
- ZŁO! Śmierć! Milcz białasie!
- Spokój! Zresztą chciałem porozmawiać z Zakiem, a nie z wami.
- Właśnie Darkusie, nie podsłuchuj, to nie ładnie. Niby duchowny, a podsłuchuje - wtrącił neutralnie druid.
- Zniszczenie... Próchnica. Bóle w krzyżu...
- Ty nie masz krzyża heretyku!
- DARKUS! Choć tu i pomóż mi z tymi korzonkami. No chodź, dostaniesz chlebka z masełkiem.
- Do czego pijesz Serafinie? ZŁO?
- Zastanawiam się ile się zmieniło. Ile przeżyliśmy. Ty nie jesteś już tak znowu młody Zak, dobiegasz do czterdziestki... - Zak pokiwał głową i zaczął palcem wiercić dziurę w ziemi.
- Tak elfie, nie jestem już młody. Ale jak zdziadzieje to będę równie ZŁY. Tego możesz być pewien. Zresztą szczerze wątpię, żebym z wami tej starości dożył. Czy nawet i bez was. Nie jest mi pisane długie życie... ale może później ktoś mnie ożywi, czy coś... hehe... ee...
- Rozmawiałeś z Kainem?
- ZŁO! Nie, słowo daję!
- To co się głupio uśmiechasz? Śmierdziałbyś jako chodzący trup.
- Śmierdź! Fakt, o higienę to bym już nie dbał. A zresztą Kain aż tak dobry w nekromancji to nie jest. A jak by coś nie wyszło to w najlepszym przypadku jako duch bym dzieci po nocy straszył. ZŁO...
- Jak na elfa jestem nadal młody, ale... Cholera, już się tyle przeżyło. Drużyna. Poznałem wielu ludzi... elfów, krasnoludów, drowów, avariel, niziołków, gnomów... Część zginęła, część odeszła z własnej woli. Mało kto pozostał. Trudno jednak żyć ciągle w tym samym otoczeniu będąc długowiecznym elfem, jeśli nie zginiemy w walce to być może nadejdzie taki dzień, że podam Ci sztuczną szczękę, czy zmiksuje obiadek...
- ZŁO... przerażasz mnie elfie.
- Ale wiesz... że takie coś może się wydarzyć.
- Jakoś nie wyobrażam tego sobie. To zbyt... ZŁE! Ale chyba masz rację. Podasz mi na starość kaczkę muehehe.
- Wszystko przemija. Każdy. A kiedyś przecież tworzyło się prawie rodzinę. Może nawet nie prawie? Z nich pozostał jedynie Phil, który był i jest mi bratem, nie tylko współplemieńcem i pozostał bez względu na wszystko oraz Farin, który miał wtedy jeszcze mleko pod nosem. Teraz ma najwyżej krew na toporze i szumy w głowie po miodzie. A w naszej rodzinie był przecież jeszcze Gregor, była Eileen, byli Furr, Marr, Zurris, Mitros, Mordimer. Choć wszyscy z nich nadal żyją to nasze drogi się rozeszły. Był Miroku, który zginął w zasadzce na grobli. Był Grofin, który zaginał, Celithrar ratujący nas w Podmroku i pozostający gdzieś pośród drowów o ile go nie zabiły. Shan został u nich na pewno i na pewno go nie zabiły... Ajatullah zginął na powierzchni w końcowej fazie wojny, choć tego nikt nie jest pewien, po prostu go nie odnaleziono. Śmierć dopadła również Yamamoto. I wielu innych. Pozostał Kain, strasznie podobny do Ciebie Zak, tyle, że częściej palący wsie. I również jak ty jest wielce zły, a jednak podróżuje z "szerzącą dobro" kompanią.
- ZŁO...
- Jest i Darkus, tępiciel herezji, który również zapłacił wysoką cenę za walkę ze złem...
- Powie o wiewiórce, powie o wiewiórce - szeptał półgębkiem do druida Phil.
- Stracił dobrego przyjaciela, wiewiórkę... - wszyscy parsknęli. Darkus też. - Farin przyłączając się do nas również nie miał pojęcia co go spotka. A razem z nami dorósł, zdobył wspaniały topór, część jego duszy... i przeżył wiele przygód. Tak jak i nasz druid, wspaniały zielarz, przyjaciel. Znakomity zielarz. Tylko gdzieś mu Furion zniknął...
- ZŁO! Druid gapa...
- Kain zamknął się w sobie, nie ma już nawet co podpalać.
- Cóż Serafinie, w Podmroku nie kryją dachów słomą to i tak się wszystko tu fajnie nie pali - zripostował Kain. - Odbije sobie jak wrócimy na powierzchnię... ej, co tak na mnie patrzysz? Ja tylko tym...no... złym ludziom hehe będę domki podpalał.
- ZŁO!
- Właśnie. Zak mi wierzy.
- I Zniszczenie.
- Czyżby kryzys wieku średniego elfie? A może wątroba zaczyna siadać? ZŁO?
- Nie Zak - wtrącił się znowu Marvolo - Jemu o co innego chodzi. Niby jest z nami, ale chyba nadal samotny.
- Śmierć! Tarr?
- Niekoniecznie. Raczej ogólnie. O kobietę. Elfkę, drowkę, krasnoludki... hehe... czy takie tam.
- ZŁO! Ja Cię mogę zawsze przytulić - wszyscy jednocześnie wybuchnęli gromkim śmiechem.

- ZŁO! Zamierzasz odejść?
- Tak. Chyba tak. Długo się nad tym zastanawiałem. Nie mam zamiaru od razu porzucać dotychczasowego trybu życia, ale chyba najwyższa pora na odpoczynek. Jak tylko rozwikłamy tę sprawę to...
- ZŁO! Rozumiem... A co z nami? Kto nas poprowadzi dalej?
- A odkąd to wy się mnie tak słuchacie?
- Śmierć. Racja. A... to kto będzie... dowodził?
- Może czas na demokrację?
- Co? ZŁO? Demonkrację?
- Hmm... faktycznie, będziecie mieli niezły problem.
- ZŁO! Śmierć! I Zniszczenie!
- Tak Zak, to właśnie jest demokracja.

Przedstawił się jako Devereaux - przypomniał sobie Serafin słuchając najemnika. Gdzieś już słyszał to nazwisko, ale nie potrafił sobie przypomnieć. Elfy może i były długowieczne, ale wcale nie było u nich z pamięcią lepiej niż u ludzi. Jego podwładnymi byli Plisken oraz Megan, która dała komiks demonologowi. Ven''nizidramanii zresztą już o tym zapomniał, gdyż akurat "rozmawiał" z Farinem na temat jego krasnoludzkich przodków, po praprababkę sięgając. Druid stał i jedynie się uśmiechał, pilnując, żeby się nie pozabijali i skończyło się na "pogadance". Zaraz po odpoczynku mieli ruszać dalej do Doliny, gdzie rozlokowała się sieć. Szczegóły mieli usłyszeć w trakcie dalszej drogi, ale dopiero poza strefą działania drowów - musieli zachować bezpieczeństwo. Kolejna trójka agentów Eileen już tam była i prowadziła obserwację Sieci. Mieli za zadanie rozpracować siatkę i dostarczyć do Waterdeep żywych jej dowódców. Zarówno Zak jak i Kain wiedzieli, że rozpieprzy się przy okazji pół okolicy.
- Jaka jest najszybsza droga na powierzchnię? - zapytał Youze. Devereaux spojrzał na niego nieco podejrzliwie, ale po chwili otrząsnął się z tego. Pomimo, że szpieg służył dopplerowi, wyglądało na to, że jednak nie zdawał sobie z tego sprawy, a drużynie już udowodnił swoje oddanie sprawie.
- Mamy dwa wyjścia. Pójdziemy korytarzami, najkrótszą drogą, co jednak nie znaczy, że bezpieczną i wyjdziemy wprost w sam środek zimy. Śnieg po pas i te sprawy. A jak chyba zauważyliście nie jesteśmy do tego zbytnio przystosowani i wyposażeni. Chyba, że po drodze zahaczylibyśmy o enklawę górniczą krasnoludów. Tak czy inaczej całość zajmie nam co najmniej dwa tygodnie lub trzy przy bardzo niesprzyjających warunkach. A do tego trzeba jeszcze doliczyć podróż przez Dolinę do Targos, co zajęłoby nam może nawet kolejne dwa tygodnie. A przez ten czas może zdarzyć się wszystko.
- Po twojej minie widać jednak, że i tak zachęcasz nas do tej drogi. Którędy prowadzi druga?
- Przez Gejzer.
- Ten Gejzer? ZŁO?
- Tak, właśnie przez ten.
- A co w gejzerze niebezpiecznego? Rzucę na wszystkich ochronę przed temperaturą i po sprawie. Chyba, że... no dobra Devereaux, gdzie tkwi haczyk?
- Jak powiedziałeś sam gejzer nie jest problemem. Ale to nie jest zwykły gejzer. Wyniósłby nas dobre kilka kilometrów w górę, co jednak mogło by w tak krótki czasie spowodować pewne rewelacje zdrowotne. Ale i na to jest sposób. Problemem jest usytuowanie owego Gejzeru. Znajduje się on bowiem...
- ZŁO! ZŁO!
- ... w samym środku kolumny skalnej.
- A gówno, też mi problem. Przekopiemy się - uśmiechnął się krasnolud.
- Nie skończyłem. Kolumna znajduje się w samym centrum drowiego miasta.
- A to już kurważ faktycznie problem - skomentował po raz drugi Farin.
- Rzecz jasna w grę nie wchodzi przejście przez owe miasto jak gdyby nigdy nic. Istnieje jednak droga przez kanały miejskie, która bezpiecznie nas doprowadzi do celu.
- Jak bardzo bezpiecznie?
- Bezpieczniej niż górą.
- W sumie drowy chyba nie wyrzucają jakichś świństw do kibli.
- W sumie drowy nie pozostawiłby od tak sobie tych kanałów niezabezpieczonych - skwitował najemnik.
- Tak, czy inaczej ta droga zajęłaby nam może nawet mniej niż tydzień na powierzchnię. I wyrzuciła całkiem niedaleko Bremen, skąd i do Targos blisko. A w dolince, w której wylądujemy obozują zawsze kupcy, więc i z zaopatrzeniem nie będzie problemu - dodała dotąd milcząca Megan.
- Komuś się udało? To sprawdzona droga?
- Komuś się udało skoro tą drogę opisano dość dokładnie...
- Nie musicie mówić więcej. Już i tak wystarczająco ich zachęciliście do tej krótszej drogi - uciął Youze, spoglądając na szerokie uśmiechy towarzyszy.

[ Jak widzicie do naszej wesołej gromadki dołączyły 3 NPC. Wszelkie rozmowy z nimi, opisy i różne takie MUSZĄ być konsultowane ze mną. Proszę też kurważ o czytanie ze zrozumieniem, a nie później wyrastają kwiatki jak z demonologiem niedawno, albo "my jesteśmy cały czas gdzieś w tej Dolinie Lodowego Wichru, czyli zimowe klimaty"... I wreszcie bym chciał, żebyście sami coś pisali, a nie żebym ja musiał za wami ganiać. Póki co odpoczywamy, reszta robi retrospekcję z ucieczki przez miasto. Później ruszamy do drowiego miasta. ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Elf odłączył się od towarzyszy zaraz po incydencie z minotaurami, które zostały przygniecione przez wyglądający na dosc ciężki skalny blok. Łowca rzucił się w jakąs wąską boczną uliczkę, mając nadzieję, że uda mu się niepostrzeżenie wymknąc z miasta łupieżców. Przez chwilę wędrował ciasną alejką między domami. Nie była równa, kilka razy skręcała. Elf już miał nadzieję, że uda mu się jakoś dojsc do jej końca, gdy za którymś zakrętem wyrosła przed nim ściana ognia.
- Cholera... - mruknął pod nosem elf. Zauważył jednak okno, w ścianie po lewej stronie alejki. Podszedł do niego i wcisnął się do środka. Po drugiej stronie ściany znajdował się jakby salonik. Na środku stał przewrócony stół, na podłodze obok kilka potłuczonych naczyń. Drzwi zagrodzone były leżącą starą szafą. Elf podszedł do mebla i spróbował go podnieśc. Uniósł szafkę delikatnie do góry i usłyszał coś w rodzaju jęknięcia. Gdy uniósł ją nieco bardziej, w jego stronę wystrzeliła seria splątanych ze sobą macek, które błyskawicznie oplotły jego głowę. Łowca odskoczył, ze złością odrywając macki od twarzy. Ze zdziwieniem stwierdził, że poszło to dosc łatwo. Jednak gdy oddalił się na kilka kroków zweryfikował swoje zdanie. Łupieżca umysłu leżał przygnieciony szafą. Z pokoju obok wpływał do pomieszczenia dym, widac wyższe piętro już się paliło. Za drzwiami widac było liżące ściany płomienie. Łupieżca rozpaczliwie wyciągnął swoje macki w kierunku elfa. Jadnak Phil był poza zasięgiem. Płomienie zbliżały się, i zaczęły lizac szafę, przygnieciony zaczął wydawac z siebie zdesperowane jęki i rozpaczliwie starał się rzucic mackami w kierunku stojącego obok intruza. Phil spojrzał w jego oczy i zobaczył w nich przeraźliwy strach. Oczy tak przepełnione lękiem, oczy kogoś, kto po raz pierwszy doznaje tak silnego bólu i poczucia bezradności, oraz zbliżającej się śmierci.
- Nie mam czasu. - powiedział na głos elf, wyjął strzałę z kołczanu, naciągnął łuk i wystrzelił prosto między oczy łupieżcy. Ten zesztywniał błyskawicznie, po czym jego mięśnie rozluźniły się i opadł bezwiednie. Elf podszedł, usunął zagradzającą drogę szafę i przebiegł do korytarza. Dym zaczął gryźc mu oczy i blokowac dostęp tlenu do płuc. Phil przebiegł korytarzem kilka kroków, jednak czad zagęszczał się, a temperatura rosła. W końcu usłyszał gdzieś gwar ulicy, spłoszone krzyki, mnóstwo kroków i marsz wielu istot. Szybko rzucił się w tamtym kierunku. Wyskoczył przed drewniane drzwi, wpadając prosto w tłum wszelkiej maści stworzeń bardziej lub mniej podporządkowanych łupieżcom, lub nawet ich samych. Początkowo łowca bał się, że wszyscy się na niego rzucą, lecz w koncu stwierdził że nikt nie zwraca na niego uwagi. Wszyscy patrzyli gdzieś za siebie i patrzyli w tył. Sekundę później elf usłyszał potężny ryk, głuche kroki czegoś ciężkiego i odgłosy towarzyszące zawalającemu sie budynkowi. Tuż obok niego wybuchła nagle ziemia wyrzucając w powietrze pył i odłamki skał. Kilka stworzeń obok niego padło na ziemię. Łowca odwrócił się od zbliżającego się do niego piekła i rzucił razem z nieskoordynowaną masą ludzi. Wszyscy dookoła krzyczeli, oglądali się, przewracali, łowca nie wątpił, że przebiegł już conajmniej po kilku ciałach. Ogniste kule wybuchały dookoła nich, przewracały bunydki, którzych konstrukcje tarasowały drogę. W końcu łowca skręcił w ciasniejszą uliczkę. Jednak ta też była zatłoczona. Przecisnął się między jakimś stworzeniem przypominającym krasnoluda, lecz znacznie chudszym, dałby sobie głowę uciąc, że przeszedł obok kilku okropnie zniszczonych drowów. Wiedział, że brnąc w tym tłumie nie ma szans uciekac przed podążającym za nimi demonem. Udało mu się nacisnąc na jakieś drzwi. Wpadł do pomieszczenia. Natychmiast rzucił się na schody w górę. Znalazł przejście na dach. Wspiął się i zaczął biec wzdłuż ulicy. Nagle usłyszał ryk i odwrócił się w samą porę aby uniknąc uderzenia ognistą kulą. Spadł na niży dom. Przypadł do ściany, tuż obok niego wybuchła kolejna kula. Wkręcił się do mieszkania. Przebiegł kilka metrów, gdy nagle kolejny pocisk ugodził w sufit. Na elfa posypały się odłamki kamieni, dachówek, częsc umeblowania. Nad głową miał teraz spory otwór. Ponownie wskoczył na dach. Zbliżał się do końca alejki a także do ściany wieńczącej jaskinie w której swoją siedzibę mieli łupieżcy. Wpadł jakąś klapą do mieszkania. Rzucił się w pożądanym kierunku. Dookoła niego buchały płomienie, co nieco przeszkadzało w orientacji. Z ulicy dobiegały go ciągle odgłosy uciekającego tłumu. Natknął się na ścianę końcową. Wyszukał okno. Nie miał czasu. Skoczył, przebił się przez szybę wyrzucając na zewnątrz odłamki szkła. Spadł na "ulicę", przeturlał się i rzucił w kierunku skalnej półki. Częśc osób także próbowała przejsc po niej. Elf w biegu zdjął łuk z pleców. Razem z hukiem rozbijającej się trochę za nim ognistej kuli wypuścił pierwszą strzałę. Minotaur stojący na końcu kolejki spadł na w dół z rykiem. Następny był łupieżca. Elf wkręcił się w ściśnięty tłum. Spora częśc ludzi napierała na skalną ścianę. Łowca przedzierał się głównie łokciami w jej stronę. Nie miał miejsca aby oddac strzał. W końcu odpychając kilku osobników udało mu się wbiec na półkę. Nie patrząc na nic zrzucał w dół kolejnych spłoszonych. Przynajmniej tych którzy biegli wolniej od niego. Usłyszał za sobą krzyk i zobaczył kogoś spadającego w dół. Widac Ci, którzy byli za nim robili tak samo. Półka stała się tak wąska, że elf ustawił się do niej bokiem. W pewnym momencie poczuł jak coś łapie go za prawą rękę. Zobaczył potężnie zbudowanego osobnika, który chciał go strącic. Przez chwilę łowca próbował się z nim zmierzyc, lecz poczuł, że nie ma szans. Już myślał, że wszystko stracone, gdy nagle zobaczył zbliżającą się kulę ognia - zbawienie. Pocisk uderzył dokładnie w środek przeciwnika. Została tylko ręka ściskana przez elfa. Niestety na tym jednym pocisku się nie skończyło. Półka za łowcą, była już totalnie zniszczona, nie nadawała się już do przejscia. Gorszą sprawą okazało się to, że przed nim też. Musiał skoczyc. Zdyszany i ubrudzony złapał się rękoma krawędzi skały. Podciągnął się i pobiegł do końca półki, w stronę wyjścia z tego piekła...

***

Elf usiadł. Uspokoił nieco zdyszany oddech. Wszyscy towarzysze stali dookoła niego. Chyba wszyscy. Elf wsłuchał się w ich rozmowę. Nie miał ochoty się wtrącac. Nie myślał jeszcze normalnie, tak jak zwykle. Powoli wracała mu świadomośc. Zastanawiał się nad tym, jak to się stało, że wpadli w pułapkę łupieżców. Gdy jednak zdolnośc do myślenia wracała mu, nagle w jego głowie pojawiła się myśl "Eileen. A jednak wysłała po nas pomoc..." Rozmyślał tak jeszcze przez chwilę. Następnie podniósł się i podszedł do krasnoluda.
- Wszystko w porządku Farinie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Jakieś 10 minut później w jaskini...

- Wszyscy obecni? - wydyszał Serafin zawijając bandaż na pokaleczonej dłoni.
- ZŁO!
- Taaak - odpowiedzieli wszyscy chórem.
ŁUP.
- ZŁO! - Zak zaklął jeszcze dodatkowo i pomasował się po głowie, na którą przed chwilą spadł kamień. Odruchowo spojrzał na Darkusa, ten jednak rzucał Leczenie Lekkich Ran na Phila, który powyrywał kilka paznokci wczepiając się po skoku w krawędź skalną. Po chwili większy kamień spadł tuż za nim i Mroczny przełknął głośno ślinę. Gdyby nie wiedział co się święci (Zak nie użyłby nigdy słowa, że coś się "święci") to stwierdziłby, że drżą mu nogi. Ale nogi mu nigdy nie drżały.
- ZŁO...
- Zaraz, czy wy też to czujecie? - zaczął Farin, choć jako krasnolud był właściwie pewien, że to początek trzęsienia ziemi.
- Chodu! - wrzasnął Kain, po czym stwierdził, że nikt nie ucieka i nawet sam stanął. chodu, ale gdzie? Przecież byli pod ziemią. Wszędzie mieli takie same szanse, a raczej wszędzie ich nie mieli w takim samym stopniu. Farin złapał za rękę Serafina i wskazał korytarz, jako jedyny miał orientację, gdzie mieli szansę biec, żeby przeżyć.
- Tędy! - nikt się już dłużej nie wahał, bo od wstrząsów coraz trudniej było się utrzymać i spadały coraz większe fragmenty skalne. W pewnym momencie zaczęło to już przypominać grad kamieni, a pył w powietrzy uniemożliwiał prawie oddychanie. Jednak bieli dalej, choć i tak wiedzieli że nie mają szans...

Pstryk!
Ktoś zapalił magiczną pochodnię, pewnie Darkus trafił na nią po omacku. Przez dopiero opadający pył i tak nie widział. Ten kaszel brzmiał przynajmniej jak jego. Serafin czuł, że głowa mu pęka. Pomacał dłonią tył głowy i okazało się, że prawidłowo czuł - miał rozciętą głowę, ale kamień czaszki nie przebił - wtedy już by się nie obudził. Chęć na wyrzyganie się wskazywała jednak na lekkie wstrząśnienie mózgu. Przy silniejszym też by się nie obudził...
- JEŚĆ!
Puszek? Po jaką cholerę? - pomyślał, a przynajmniej tak mu sie wydawało. najwyraźniej powiedział to na głos, gdyż odpowiedział mu Phil:
- Zak go przywołał, żeby podtrzymywał strop po tym jak utknęliśmy w tej jaskini. Farin mówił, że zawał nie jest duży i teraz odgarniają obaj kamienie.
- Wszyscy żyją?
- Nie wiem... - odpowiedział smutnym głosem.
- Jak to?
- Najwyraźniej się pogubiliśmy...

[ W ten sposób chce sprawdzić kto będzie pisał. Ci którzy nie będą pisać będą "zaginionymi w akcji". Tak więc... odzywajcie się, na kogo mogę liczyć? Bo mam czas i chce ruszyć fabułę, bo i pomysł też mam. Tak, tak, będzie sporo walki. Będą orkowie i rożne inne goblonoidy, więc... szykujcie się. ZŁO! ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Farin przekopując się przez zawał zastanawiał się nad sytuacją.
-Czy ja zawsze muszę pakować się w taki syf...? Ehh chciałbym teraz siąść w jakieś cichej karczmie, przy ogniu z kufelkiem miodu i dobrym zielem... dlaczego nie zostałem po prostu w mieście... co ja z tego tak właściwie mam ? Walczę z bestiami ludźmi, potworami...i nic z tego nie mam... oprócz tego- Krasnolud spojrzał na swój pierścień który zdobył po pokonaniu smoka.- Na Moradina to było tak dawno... od tego czasu jedyne co mi przybyło to kilka blizn i ran... z drugiej strony gdybym z nimi nie był poznawanie mocy topora trwało by dłużej, ale teraz... może nadszedł już czas by wrócić do domu i zadbać o niego i jego przyszłość?...
Krasnolud przerwał na chwilę, obrócił się, by po chwili w ciemności zobaczyć sylwetki Phila i Serafina.
- Nie potrafiłbym ich tak zostawić... co za porąbana sytuacja.. i w dodatku muszę jeszcze być w tej dziurze... - Farin odrzucił kolejny kamień, schylił się po następny i nagle poczuł coś dziwnego.
- O k***a...
- ZŁO?!
- JEŚĆ?
- Co jest Farinie?
- Znalazłem.. coś.. kogoś... Darkus podejdź na chwilę.
- Na Boga... to chyba Youze...
- ZŁO!
- Czy on...
- JEŚĆ JEŚĆ JEŚĆ !!!
- Czekajcie on chyba oddycha, weźcie go stąd i zajmijcie się nim, może znajdziemy kogoś jeszcze.
- Chyba już wiem co mnie przy nich trzyma tyle czasu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

...kamienie zaczęły sypać się niczym deszcz, zapanował chaos i zamieszanie. Wszyscy biegali w popłochu szukając ucieczki przed zawalającą się jaskinią. Przez szarą przesłonę kurzu nie dało się niczego zauważyć. Youze widział tylko jak w jego kierunku leciał głaz wielkości dużej pięści, dalej już nic nie pamiętał.

******

- Youze, cholera, Youze! - krzyczał jakiś znajomy głos. Powoli obraz stawał się wyraźny, Szpieg zauważył krasnoluda stojącego nad nim próbującego go obudzić. Youze wstał szybko przestraszony nagłą sytuacją i kompletną dezorientacją, która panowała na tą chwilę w jego umyśle.

- Co się stało? Gdzie jesteśmy? Już po wszystkim? -bombardowanie pytań poleciało z ust Szpiega.
- Zaskoczył nas nagły grad kamieni, jesteśmy nie mam pojęcia gdzie i jak to bywa nigdy nie jest po wszystkim zupełnie - powiedział pocieszająco Farin.
- Ehh .. no tak. Ktoś zginął?
- Nie wiem, nie wiem ... gdzie jest reszta grupy.
- To ja pomogę, oni gdzieś tu leżeć muszą! - Youze próbował wstać... mimo próby przewrócił się na ziemię obolały i osłabiony. Nie miał siły nic zrobić, choć chciał pomóc ... poczuł więź z resztą drużyny, zależało mu na ich losie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Phil razem z Serafinem ułożyli nieprzytomnego Youzego na podłożu. Po uleczeniu ran przez Darkusa łowca czuł się całkiem nieźle. Otrzepał kurz z ubrania. Łuk chyba jakimś cudem wytrzymał ciosy spadających kamieni. W natłoku zdarzeń i desperackiej ucieczce przed walącymi się kamiennymi ścianami Phil zgubił gdzieś kilka strzał. Może kilkanaście. Nie był tego pewien. Rozejrzał się dookoła. Na nogach byli Serafin, Farin, rozglądający i przeszukujący ziemię w poszukiwaniu innych. Trzeba było przyznac, że szło mu to całkiem sprawnie. Wyglądał na całego i zdrowego. W miarę. Zak, nie do końca wiedzący co ma ze sobą zrobic, gdzieś pałętał sie Puszek. Jednak reszty nie było widac. Elf nieco się zmartwił. Spojrzał na Serafina i na krasnoluda:
- Wszystko z Wami w porządku?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Co za bałagan- narzekał Darkus- dlaczego my zawsze musimy wpakować się w trudną sytuację?
Gdy Sługa Boży opatrzył rany kompanowi począł zastanawiać się skąd wzięło się trzęsienie ziemi, a następnie krytykował los jaki towarzyszy drużynie.
- Widzę, że my nigdy nie będziemy mieli chwili spokoju. Jak nie stwory i zabijaki, to trzęsienie ziemi. Brakuje jeszcze huraganu, wybuchu wulkanu, stada byków, gradu, ludojadów i innego badziewia. Może nasza drużyna ma pecha?
Potem zamilkł bowiem miał coś jeszcze dodać, ale nie wypadało, żeby o tym głośno mówił, dlatego sam sobie dalej narzekał w głowie. I oczywiście czekał na kolejnych rannych.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Pecha? - łowca spojrzał na inkwizytora. - Wolę, to niż siedziec w domu i obierac ziemniaki czy coś innego. I choc nie zawsze jest przyjemnie i bezpiecznie, to jednak to jest to co daje jakąś frajdę i radośc z życia. Przynajmniej dla mnie. - uśmiechnął się lekko.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wszystko trzeszczy, gdzieś z tyłu słychać głuchy warkot. Niziołek, przypięty do twardego fotela cicho pojękuje zasłaniając oczy dłońmi.
- Zamknij się wreszcie! – drażniący gnomi głos dopełnia obrazu nędzy i rozpaczy…

Dwa miesiące wcześniej Furr został przypadkowo wyteleportowany z Podmroku do Waterdeep. Całe zajście było efektem nieprawdopodobnego przypadku – zaklęcie Shana, znajomego maga, które miało umożliwić jemu i Marrowi przejście do mającej kłopoty drużyny, wskutek jego nieuwagi zapadło się i cofnęło z powrotem do maga. Razem z niziołkiem, który zupełnie nieświadomie stał zbyt blisko bramy wyjściowej teleportu. Jeszcze bardziej nieprawdopodobne jest to, że łotrzyk przeniósł się do Waterdeep w całości, bez uszczerbku na ciele, ani umyśle, co jest niezwykłe biorąc pod uwagę wszelkie magiczne zawirowania powstałe w niekontrolowanym zamknięciu bramy teleportacyjnej.
Nie trzeba chyba dodawać, że po przeniesieniu się znów stracił Soul Drinkera…

- Daleko jeszcze?
- Pytałeś się o to już 5 minut temu!!!
- Wtedy nie odpowiedziałeś!
- Bo skąd niby miałem wiedzieć?! Tu nie ma żadnych znaków!
- A dlaczego?
- Argh!!!

Miesiąc po zaaklimatyzowaniu się nie był już za bardzo zadowolony z przenosin. Nie to, że mu bardziej pasował Podmrok, niż powierzchnia, ale miał w związku z wyprawą własne plany, poza tym wiedział, że jego przyjaciele mają kłopoty. Głównie było to spowodowane brakiem akcji, do której już się przyzwyczaił. O ile przez pierwsze tygodnie w Waterdeep był w nieustannym ruchu w związku z problemem ówczesnej wojewodziny, czy też jej dopplera, tak później całe dnie musiał spędzać na piciu piwa i jedzeniu pieczonych kurczęcych skrzydełek. Znalazł na nie rabat…

- Milcz!
- Ale przecież nic nie mówiłem.
- Wiem, że chciałeś mi znowu przeszkodzić!
- Nie, serio nic bym nie powiedział. Ale skoro przy tym jesteśmy, to daleko…?
- Milcz!!!

Po rozwiązaniu problemu z Eileen zwyczajnie zaczęła doskwierać niziołkowi nuda. Wiedział jednak, że szukanie przygód bez przyjaciół to nie będzie już to samo, a sam również drużyny nie znajdzie. Wymyślił więc inny sposób. Przez cały czas drążył temat śmierci pozostałych przy Eileen, Shanie i Marrze. Ci w końcu, nie mogąc już tego słuchać, powiedzieli że pójdą szukać drużyny. Dla świętego spokoju. I tu wystąpiły pierwsze problemy...

Niziołek próbował poprawić swoją pozycję, oparł się więc o coś i w tym momencie nastąpiło głośne zgrzytnięcie. Wszystko stanęło. Nastąpiła cisza. Przemyślne gnomie wynalazki przestały oświetlać ciasną kabinę i nagle zrobiło się ciemniej niż bywa w Podmroku. Można było dostrzec jedynie lekko żarzące się cieniutkie sprężynki, które również zaczynały gasnąć.
- Co Ty znowu zrobiłeś?!
- Żem tylko pociągnął...

Cała czwórka zgodnie stwierdziła, że trzeba najpierw określić lokację zaginionych. Nie było to aż takie trudne. Kilka godzin czarów przeprowadzonych wspólnie przez Eileen i Shana i udało im się znaleźć kilka cieni charakterystycznych dla Zaka. Kolejnych kilka godzin czarowania pozwoliło ustalić, przy którym z cieni znajdują się pozostałe charakterystyczne aury. Dzięki temu po blisko dwóch dniach zaznaczyli na mapie okrąg w którym mogła znajdować się drużyna. Oczywiście dodając kilka kilometrów wgłąb. Nic trudnego. Eileen dorzuciła, że gdzieś w pobliżu musi być wejście do Podmroku, Shan się zgodził i po kolejnych kilku godzinach poszukiwań w bibliotece Waterdeep znaleźli całkiem wiarygodne źródło o istnieniu "Mrocznej Bramy prowadzącej do Piekieł i Wszelkiego Plugastwa". Wszyscy stwierdzili, że na pewno trafią w ten sposób do Zaka i reszty.

Po dwóch godzinach, podczas których niziołek ciągnął za dźwignie, których oznaczenia wykrzykiwał Marr gdzieś z tyłu i przekręcał kolejne pokrętła, znowu zawarczała gnomia maszyna. Bard usiadł znów w swoim fotelu, wcisnął jakiś przycisk i lekkie wibracje przeszły od przodu do do kabiny.
- Nigdy więcej nie opieraj się o nic, dopóki Ci tego wyraźnie nie powiem!
- Oki, oki, nie denerwuj się tak, skąd miałem wiedzieć?
Ostatnie słowa Furra zostały jednak zagłuszone przez olbrzymi huk. Zaraz po nim nastąpiły bardzo silne wstrząsy...
- Co to było?!
- Nie wiem, ale mój gnomi nos mówi mi, że jesteśmy już niedaleko...

Shan i Eileen czekali już przy bramie gotowi do wyjazdu. Tylko Furr i Marr dalej chodzili po dzielnicy handlowej szukając kolejnych odmian gnomich proszków. I wtedy, całkiem przypadkiem znaleźli TO. Niziołek chcąc skrócić drogę prowadził gnoma przez jeden z zaułków i wówczas na dziedzińcu jednej z gildii górniczych dojrzeli GO.
- Ej, czy to wejście do Podmroku nie jest kilkadziesiąt kilometrów od miejsca, gdzie mają być nasi?
- No. A ja chyba umiem tym kierować...
Eileen i Shan czekali do wieczora. W nocy dowiedzieli się, że bliżej nieznani gnom i niziołek ukradli bardzo drogi, prototypowy model Kreta...

- Słuchaj...
- Jestem zajęty!
- Nie, bo wiesz, zastanawiałem się... Strop w Podmroku jest całkiem wysoko, prawda?
- Mówię, że jestem zajęty, nie mam czasu na te Twoje głupie pomysły!
- Chodzi mi o to, że jak już się przekopiemy, to co będzie? Chyba nie zawiśniemy w powietrzu...?
- Zaraz, co mówisz...?
W tym momencie nastąpił lekki wstrząs i maszyna dużo szybciej przebyła kilkanaście metrów.

Kolejny deszcz kamieni i grud ziemi przeraził Serafina. Zdążył ledwie krzyknąć "kryć się" i uskoczyć, gdy w miejsce w którym stał uderzył olbrzymi świder...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować