Zaloguj się, aby obserwować  
menelsmaster

Zapomniane Krainy - forumowa gra RPG [M]

4049 postów w tym temacie

-A jak tobie poszło?
Farin spojrzał na swoje krwawiące udo, poczuł ścisk w żebrach, zobaczył dziurę w skale i siedzącego za kamieniem Glizzdora.
- Wiesz bywało lepiej… dużo lepiej. - Wojownik patrzył jak towarzysze kończą już z potworami.
- Szkoda, że nie ma z nami Ebrila, znalazłby drogę w tych korytarzach… mam nadzieje, ze jednak uda nam się połączyć z tamtymi… potrzebujemy Kaina, Marvola albo Darkusa… ja o leczeniu nie wiem nic… Jak myślisz czy dożyjemy do tego spotkania ? I co zamierzasz robić dalej?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Cichy stukot odbił się echem od ścian laboratorium. Stojący za wysokim postumentem barczysty mężczyzna podrapał się po łysej łepetynie spoglądając wściekle na upadającą fiolkę z odczynnikiem alchemicznym. Jego dłoń coraz bardziej nerwowo drapała głowę pokrytą licznymi tatuażami. Pomimo kilku godzin wytężonej pracy coś ciągle nie pozwalało mu posunąć się dalej w badaniach.
Ven''nizidramanii był wściekły. Ciemna szata zafalowała lekko gdy zbliżył się do regału z opasłymi tomiskami traktującymi o przywołaniach z niższych planów egzystencji. Mężczyzna odszukał wielki skórzany wolumin z głową kozła wpisaną w pentagram, jego palce prześlizgnęły się po grubych złotych literach. "Deamonica", była jednym z dzieł zakazanych. Dziełem nieznanego autora, który posiadł niezmierzoną wiedzę o Baatezu, Tanar''ri oraz Loumara. Baatezu... Ven''nizidramanii uśmiechnął się. Jego gniew odpłynął tak szybko jak i przybył w trakcie nieudanego eksperymentu. Mężczyzna przewracał kolejne pożółkłe karty przeglądając piękne ryciny przedstawiające diabły, demony. Czujne brązowe oczy prześlizgiwały się po kolejnych sylwetkach... Adaru, alkilith, anzu, armanite, babau, balor, bar-lgura, bulezau...
Demonolog zatrzymał się na dłużej przy wizerunku vrock''a. Demon ten zdecydowanie nie należał do urodziwych... ani do potężnych. Miał jakieś osiem stóp wzrostu, ważył z dobre 800 - 1000 funtów. Rycina bardzo wyraźnie nakreślała jego zgarbioną sylwetkę, orle skrzydła bez piór zakończone szponami oraz potężny ptasi dziób. Vrock nie należał do zbyt inteligentnych demonów, potrafił jednak zaskoczyć nieuważnego demonologa. Ven''nizidramanii podświadomie rozmasował żebra na jego wspomnienie, kilkakrotnie zamrugał, po czym wrócił do woluminu. Tanar''ri, czyli demony jako uosobienie czystego chaosu nie były proste do opanowania, mężczyzna doskonale zdawał sobie sprawę że te potężniejsze wymagały wielogodzinnych... ba! Wielodniowych, a nawet wieloletnich przygotowań, bo potrafiły w mgnieniu oka wykorzystać najmniejszy choćby błąd popełniony przez niedoświadczonego adepta wiedzy tajemnej. To one były największym wyzwaniem i to część z nich stanowiła prawdziwego świętego graal''a demonologii. Spętać i podporządkować Balora.... Mężczyzna uśmiechnął się do własnych myśli przewracając kolejne pożółkłe stronice. Cel na dziś był jednak inny - Baatezu, diabły! Ven''nizidramanii uśmiechnął się spoglądając na znajomą rycinę. Erinya... piękna demonica. Upadły anioł, który potrafił spełniać z rozkoszą wszelkie zachcianki demonologa. Również te najbardziej wyuzdane i grzeszne. Dla adepta sztuk tajemnych, życie samotnika było absolutną koniecznością, potrafiło jednak dać się we znaki... Im mniej osób wiedziało czym się zajmuje, tym więcej miał swobody w działaniu oraz bezpieczeństwa. Demonologia była mroczną sztuką, jej adeptów zaś obawiano się prawie jak demonów i diabłów którym poświęcali swój nędzny żywot. Miało to wiele zalet, gdyż niewielu śmiałków było gotowych stawić czoła demonologowi, zawsze jednak mógł znaleźć się jakiś nawiedzony paladyn czy inny podobny mu przygłupi pachołek jednego z Bogów, który z okrzykiem i pianą na ustach gotów był rzucić się w bój by "zgładzić potwora", tudzież skrócić go o głowę. Ven''nizidramanii prychnął gdy ta myśl przebiegła mu przez głowę niczym rozpędzony rumak. Komu przeszkadzałaby niewielka samotna wieża w zagubionych korytarzach podmroku? W całym Fearunie nie istniał chyba fragment świata który byłby bardziej opuszczony przez Bogów. Mężczyzna czasem miał wrażenie że Bogowie również obawiają się żyjących tu mrocznych elfów i cieszyła go ta myśl. Bo drowy po tym jak przyzwał przeciw nim białego Abishai omijały jego okolicę szerokim łukiem. Elfy mogły być odważne, nie były jednak głupie. Abishai były pomniejszym gatunkiem Baatezu, a biały zdecydowanie najsłabszym z nich, dużo prostszym do opanowania niż np. niebieski czy potężny czerwony. Jednak jak każdy z ich gatunku był całkowicie odporny na broń niemagiczną. Jego nieproszeni goście wykonując prostą matematykę zrozumieli iż samotna wieża na granicy pustkowia oznacza tylko i wyłącznie iż jej właścicielowi nie należy przeszkadzać, bo najzwyczajniej w świecie nie życzy sobie tego. Wściekły biały Abishai przyspieszył ich decyzję i skierował ją na odpowiednie tory. Ven''nizidramanii więcej nie widział już żadnego ich patrolu w tej okolicy. Miał więc swój spokój. Ostatnio jednak coraz bardziej brakowało mu kobiety i bynajmniej nie chodziło tu o względy uczuciowe. Kobiety jednak były głównie kłopotem dla samotnego adepta sztuk tajemnych, miały swoje potrzeby, swoje wymagania oraz humory. To źle, tamto niedobrze, tu brudno a tam to wogóle tylko pająki już widać. I to takie mające po pół metra. Demonolog zdecydowanie nie miał czasu ani ochoty by zdobywać względy żadnej niewiasty, nie uznawał też przemocy i gwałtu. Gardził tym. Dodatkowo zdawał sobie sprawę że mało jaka kobieta chciałaby aby jej gach spędzał większość czasu w ciemnym poznaczonym pentagramami laboratorium, wychylając stamtąd nos jedynie w porze posiłku, oraz gdy chuć go stamtąd wypędzi wprost do jej łoża. Mężczyzna uśmiechnął się szyderczo spoglądając na piękną złotą rycinę przedstawiającą Erinyę, jej bujne piersi, płaski brzuch, i śliczną twarz o pełnych ustach, którą okalała burza rudych włosów. Szorstka dłoń pogładziła obrazek od ud po same końcówki skrzydeł Już niedługo...
Ven''nizidramanii wyrwał się z zadumy nad kształtami i pogrążył w lekturze analizując dokładnie każde słowo inkantacji, które tak dobrze już znał na pamięć. Ponownie przeanalizował kolejne fazy przygotowań, zaklęcia ochronne, oraz pętające umysł przyszłej kochanki. Był gotowy. Tak jak poprzednio... i parę dni wcześniej. Mężczyzna ponownie stanął za postumentem, na którym oparł księgę. Płynnym ruchem zarzucił na głowę kaptur czarnej szaty i wzniósł ręce w górę. Rozpoczął inkantację. Jego głos rósł. Potężniał. Nagle zamilkł. Pentagram... sprawdzić pentagram!. Tym razem wszystko musiało być idealne! Demonolog nachylił się przy nakreślonym białą kredą pentagramie, który prezentował się naprawdę okazale w samym środku pomieszczenia. Poprawił lekko zatarty róg, zdmuchnął nadmiar kredy, po czym wrócił za postument. Jego ręce ponownie wzniosły się do góry, mężczyzna ponownie rozpoczął inkantację. Jego głos odbijał się echem od ścian niewielkiego pomieszczenia, początkowo nieśmiało, z czasem jednak potężniejąc, nabierając siły, dynamiki i werwy. Pod sam koniec zaklęć zdawał się wręcz nieść zapomnianą i mroczną pieśń. Pieśń mrocznego pana do przyszłej kochanki. Powietrze drżało i falowało, jak czyni to w środku lata nad miejskim brukiem, pentagram zaczął płonąć wzbijając coraz to głębsze kłęby dymu i smród siarki. Ven''nizidramanii powoli obniżał głos i nerwowo wpatrywał się w gęsty obłok dymu, starając się wyłowić kształty pięknej demonicy. Jego serce załomotało szybciej gdy oko wyłowiło fragment skrzydła, które miarowo wznosiło się i opadało. Mężczyzna niecierpliwie wpatrywał się w powolnie rozwiewający się dym. Zobaczył już pełne skrzydło... drugie... rogatą niewielką głowę z wysuniętym rozkosznie językiem. Nagły atak złości wstrząsnął demonologiem, błyskawicznie złapał stojącą najbliżej retortę i cisnął z całej siły potężnych ramion w drobnego krwistoczerwonego impa który lewitował pod sufitem pomieszczenia mając ciągle przymknięte powieki. Imp wrzasnął trafiony prosto w korpus i wpadł swoim niewielkim ciałem na najbliższy regał z opasłymi woluminami opiewających tajemnice i sukcesy przywołań.
- Swołocz! - ryknął wściekle demonolog łapiąc flaszkę z odczynnikiem alchemicznym i ponownie ciskając w drobnego stworka - Pokurczu jeden! Trepie szpicowany! - do odczynnika dołączył kolejny który z trzaskiem rozbił się na głowie impa barwiąc go miejscami na biało - Nie wzywałem Cię psi synu!
Imp ocknął się, wyminął płynnie kolejny ciśnięty w niego przedmiot i zachichotał wesoło.
- Skurlu jeden! - mężczyzna cisnął alembikiem, który mały imp ponownie wyminął.
- Ja Scrat! - stworek pokręcił głową - Skurl nie-ee!
- Wynocha z mojej wieży!
- Nie - ee - stworek ponownie pokręcił głową
- CO!? Oż Ty swołocz! - mag cisnął świecznikiem w drobnego Scrata, który płynnie wyminął go i wystawił język a następnie wypiął do niego tyłek
- Bleeeee! - imp zanosił się śmiechem - Bleeeee!
- Ja Ci trepie... - Ven''nizidramanii wymruczał inktantację i cisnął w impa błyskawicą. Stworek wrzasnął, a po jego rzyci przebiegły wyładowania. Kolejna błyskawica przeszyła powietrze, imp wpadł na najbliższą półkę jęcząc. - Wynocha! Precz z mojego laboratorium!
- Nie-ee mogee! - imp zasłonił się przed kolejną błyskawicą, ta jednak nie nadeszła - Scrat nie-ee może! Sam nie!
Mężczyzna zamyślił się. Nie miał bladego pojęcia czemu zamiast pięknej demonicy pojawiła się ta mała kreatura, wiedział jednak że kurdupel nie kłamie, gdyż impy nie posiadały wystarczającej mocy by podróżować samodzielnie między planami egzystencji. Zamyślił się. Biorąc pod uwagę siłę zaklęcia które miało zatrzymać przy nim Erinyę na dobry tydzień, różnicę w mocy demonicy i tego pokurcza... był na niego skazany na lwią część swojego marnego żywota...
Stworek wpatrywał się niepewnie w chmurne oblicze demonologa. Po drobnym skrzydle przebiegła resztka wyładowania, które ciągle elektryzowało mu wnętrzności. Strach z lekka paraliżował go, nie chciał jednak rozstawać się z żywotem. Skurczył się lekko, po czym wzniósł nad półkę spoglądając na mężczyznę który coś niezrozumiale mruczał.
- Scrat to dobra pomoc dla mroczny pan! - pokiwał kilka razy głową akcentując każde słowo - Scrat pomaga! Scrat poda papirusy! Scrat wyniesie i wyczyści! Mroczny pan będzie zadowolony ze Scrat!
Demonolog uśmiechnął się złośliwie. Wiedział że impy przestrzegają praw i złożonej przysięgi. Mogą być złe do szpiku kości, ale danego słowa nie złamią.
- Przysięgnij teraz że nic mi nie ukradniesz i będziesz wiernie służyć... - Ven''nizidramanii uśmiechnął się wrednie - Natychmiast!
- Ale Scrat... - imp zdawał sobie sprawę że przysięga to nie przelewki - Hy... bo Scrat...
- PRZYSIĘGNIJ Swołocz jedna! - mężczyzna zaczął mruczeć kolejne zaklęcie błyskawicy
- YYyyy... tak tak! - Stworek zaczął kiwać rytmicznie głową - Ja Scrat, ja przysięgać! Ja być wierny sługa!
Głos mężczyzny umilkł, wprawdzie obrót dzisiejszych wydarzeń był zaskakujący, właśnie zyskał małego sługę, który faktycznie mógł się przydać.
- Pozbieraj śmieci, ustaw wszystko na stole... - demonolog spojrzał na ogłupiałego impa - Bo jak po łbie...
Scrat błyskawicznie zanurkował i złapał alembik, retortę i poszybował z wyraźną trudnością w kierunku stołu. Ven''nizidramanii spojrzał na rycinę z Erinyą. Ostatni raz dziś... Obrzucił spojrzeniem pentagram który pozostał nienaruszony, przejrzał zaklęcia i ponownie podjął inkantację. Najpierw cicho, następnie coraz mocniej i mocniej, coraz bardziej śpiewając. Powietrze falowało, pentagram zapłonął a w pomieszczenie spowiły się kłęby dymu. Głos ucichł. Mężczyzna spoglądał na delikatne skrzydło wyłaniające się z kłębów dymu, gęste rude włosy opadające prawie na same bujne i pełne piersi, na zgrabną talię, usta po których demonica przeciągnęła językiem mając przymknięte powieki.
- TAK! - niedźwiedzia sylwetka demonologa podskoczyła lekko i radośnie - Nareszcie!
Imp wrzasnął przerażony wyrywając maga z radosnej zadumy. Zza szczupłej sylwetki demonicy wyłonił się wielki płonący kształt miecza, powietrze rozdarł gruby basowy ryk. Szponiasta łapa porwała w powietrze ciągle otumanioną Erinyę i zmiażdżyła wściekle. Demonolog zaklął... kiedyś widział takiego demona. Nie tylko na rycinach. Balor. Najpotężniejszy z Tanar''ri... ten przeciwnik zdecydowanie nie był dla niego...
Ven''nizidramanii nie zamierzał czekać na to co uczyni rozwścieczona bestia. Porwał kilka cenniejszych woluminów, wrzucając do sakwy i rzucił się na drobne schodki. - Scrat! - demonolog starał się przekrzyczeć szalejącego Balora - CHODU!

Mężczyzna siedział na schodku przed kupą gruzu, wszechobecny smród siarki nie pozwalał na jakiekolwiek skupienie myśli. Wieża zawaliła się jak domek z kart, lity mur okazał się śmieszny wobec furii Balora. Zaklęcie było na tyle słabe iż nie zatrzymało go na dłużej w pierwszej sferze materialnej... te parę minut jednak wystarczyło by zrujnować doszczętnie Ven''nizidramaniiego. Z ruin wydobył sztylet o długim, lekko zakrzywionym ostrzu określanym przez niektórych mianem "Kukri", a który teraz miał przytroczony do pasa. Mężczyzna poprawił na sobie grubą, długą czarną szatę z kapturem która była jakby połączeniem szaty maga z lekką przeszywnicą, po czym przejrzał zawartość magicznej sakwy. Kilka woluminów demonologicznych, kilka papirusów, jakieś suchary i gorzałka. kilka ziół, alembik, retorta,moździerz oraz mały palnik. Nic wielkiego, a jednak w chwili obecnej był to cały jego dobytek. Mężczyzna rzucił okiem na Scrata który falował radośnie nad gruzami pogwizdując po czym westchnął głęboko.
Niedźwiedzia sylwetka ruszyła na spotkaniem korytarzom podmroku...

[ Witam po długiej przerwie i nieobecności, stąd pozwolę sobie na Offtop ;-) Zostałem zwerbowany przez Devila, a że i sam się ostatnio wachałem czy nie wrócić... no cóż, trafił w dobrą godzinę ;-) Witam również tych którzy mnie jeszcze nie znają - mam nadzieję że dobrze się będzie razem grało ;) Odnośnie postaci... Ven''nizidramanii to demonolog, a co za tym idzie osoba o raczej ciemnym sercu. To potężnej budowy istota. Jakiej rasy? ;) Narazie nie powiem. Dorzuce tylko prośbę... wszelkie wspólne dialogi ustalać na GG, jak mi ktoś zacznie grać moją postacią to ustrzele i na plasterki ;-) A na pewno się wkurzę. Ven''nizidramanii to indywidualista... Pozdrawiam.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Zapraszam do regulaminu. Żeby się zapisać najpierw trzeba zgłosić się do MG, choć po takim wejściu nie wróżyłbym Ci przyszłości tutaj... Pozdrawiam.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- ZŁO! Śmierć!
- I Ciebie też! - odpowiedział na "powitanie" Farin, gdy rozdzielona drużyna ponownie się połączyła. Po tej krótkiej acz zażartej walce tylko Kainowi udało się uniknąć względnie dużych obrażeń, pozostali przedstawiali raczej marne zdolności bojowe. Nowo poznany elf został zaś posiłkiem jednej z poczwar, gdyż szybko zmęczył się walcząc wielkim mieczem z jeszcze większą bestią. No jeszcze Puszek się w zasadzie nadawał się do walki... i jedzenia. Pomimo glabrezu byli wystawieni i niezdolni do jakiejś skuteczniejszej obrony, zwłaszcza gdyby trafili na kolejną grupę hakowych poczwar, czy patrol drowów. Krótko mówiąc...
- Wdepnęliśmy w niezłe gówno - powiedział na głos Kain, to co zresztą wszyscy i tak wiedzieli.
- Śmierć! - Zak splunął krwią, choć zdawał sobie sprawę, że za jakiś czas zacznie to przyciągać wszelkie drapieżniki z okolicy. Choć i tak pewnie już większość krążyła wokół obozu i tylko obecność demona je odstraszała. Puszek jednak nie miał nieskończonej możliwości przebywania na tym planie. Czas uciekał, gdy Puszek zniknie nie pożyją zbyt długo. Ku ich zaskoczeniu nastąpił nagle oślepiający błysk, a podmuch powietrza poprzewracał wszystkich na ziemię. Prócz Puszka...

Kilka chwil wcześniej w Waterdeep...
- Szybciej, szybciej! - odgłos tłukącej się butelki.
- Ups!
- Cholera, Marr! Uspokój się, przecież niesiesz tylko jedną skrzynkę.
- Dobra, dobra, jedna w tą czy w tą i tak im nie pomoże. Pewnie już tam sobie baraszkują z drowkami i popijają zimne drinki...
- Uważaj! - odgłos tłuczonego szkła.
- Eeee... jeszcze trochę tego jest! Po cholerę kradłeś tyle tych mikstur Zurris, co ty z tym chcesz...
- Sprzedać - wysapał biegnący mag.
- Cicho, chyba już się zorientowali... Ooo... chodu! - trzy postacie popędziły w stronę wielkich stalowych drzwi. Wrota były co prawda zabezpieczone przed działaniem magii, ale nie przed "zabawkami" gnomów. Zurris zdjął z pleców kilkunastokilogramowy automatyczny gnomi wytrych i wraz z Marrem przytwierdził go do zamka.
- I co teraz?
- Czekamy... - na potwierdzenie słów gnoma, trybiki w urządzenia zaczęły się poruszać, a po około minucie wszystko się zatrzymało i drzwi się otworzyły.
- Cudeńko, nawet ma...
- TAM SĄ! - wrzasnął znajomy kobiecy głos, trójka "podróżników" nawet nie odwracała się, żeby zobaczyć jak ponad trzydziestka strażników rzuca się w ich stronę. Rzecz jasna zatrzasnęli za sobą wrota, a Marr zaczął je z pomocą swojej "maszynki" blokować. W głębi duszy wszyscy przeklinali, że spotkali "przypadkowo" Jacka w mieście. Knuć to on jednak potrafił.
- Szukaj, szukaj! - Zurris zaczął inkantację, jednak Shan okazał się szybszy. W tym wypadku mag rozpoczął rzucanie czary teleportującego.
- Chodź tu Marr, pomożesz mi podnieść tą skrzynię - gnom zostawił włamopułapkę w zamku i podbiegł z drugiej strony skrzyni, w której znajdował się sprzęt zakonfiskowany drużynie.
- O ile damy radę... Możesz rzucić jakiś czar nam pomagający?
- Ja do lodu jestem a nie od latania! Spróbujmy ją chociaż podsunąć do Zurrisa.
- Mógł podejść do nas!
- Eee... no znasz go, trochę roztrzęsiony bywa. Podnosimy! - ku zaskoczeniu podnieśli z łatwością.
- O kur*a... - zdążył powiedzieć mag w tym samym momencie, gdy Zurris zakończył rzucać czar.
A przecież po całych Krainach krążą legendy co się dzieje przy użyciu podobnych czarów na magicznych skrzyniach przechowywania...

- Moja! Czarna! ZŁO! - wrzasnął Zak i popędził w kierunku "zamku". Jak można zobaczyć coś czarnego w ciemnościach? Najwyraźniej można.
- Pogański fragment zamku... - stwierdził zdumiony Darkus. Faktycznie, wraz z Zurrisem, Shanem i Marrem, a także resztami skrzyni przechowywania, teleportował się również fragment zbrojowni, w tym również solidne wrota.
Puk, puk - Zak sobie nie odpuścił uderzenia łapskiem w nowe znalezisko, a po chwili odskoczył z trudnością przed walącymi się drzwiami. Wszystko co wcześniej znajdowało się w skrzyni było porozrzucane po jaskini.
- Zurris, ja Cię kiedyś...
- Nie denerwuj się, patrz, nawet dobrze trafiliśmy - mag wskazał na poszukiwaczy przygód, z których wszyscy mieli albo szeroko otwarte oczy, albo gęby, a przeważnie i to i to.
- ZŁO! ZŁO! Moja kochana...
- Taaaak, trafiliśmy - Shan właśnie skierował się w stronę dobrych znajomych, gdy nagle poczuł się dziwnie.
- Zurris, błagam, powiedz, że tego nie poczułeś.
- Mogę powiedzieć, ale co to da?
- Chłopaki, ja czuje dziwne mrowienie w całym ciele! - wrzasnął Marr w momencie.
- Sprzężenie zwrotne - powiedział do siebie Zurris - Ponoć jak sie intensywnie myśli o jakimś miejscu to się tam trafia.
- Ja nie chce z powrotem do Eileen! - zaprotestował gnom, gdy podchodził do niego Furr.
Błysk. Huk.
Niestety ciekawość Furra, gdy zobaczył Soul Drinkera (co było wręcz nieprawdopodobne, że się tu znalazł), sprawiła, że "załapał się", na efekt odwrotny zaklęcia i przeniósł się z Marrem, Zurrisem i Shanem do... no właśnie, ciekawe gdzie? I ciekawe o czym akurat myślał niziołek...
- Super... z dostawą do domu. Szkoda tylko, że jeszcze czegoś do jedzenia nam nie wzięli, co nie? Skoczy ktoś? - odparł jak zawsze sarkastycznie inkwizytor.

[ Wiem, wiem, mało oryginalne. To zabranie ekwipunku było błędem, ale miało nas przede wszystkim motywować do poszukiwania. Odzyskujemy pełne wyposażenie, również trochę mikstur. Tak więc teraz czeka nas decyzja - co dalej robimy? Chyba nie mamy nic lepszego od pościgu... ale jestem otwarty na propozycje. Nie, nie zaatakujemy Menzoberranzan! Ani innego drowiego miasta. Ani Waterdeep! Nie wyjdziemy stąd też tak łatwo jak tu zeszliśmy. Co do Furra to ma maturę za jakiś czas i "nie ma czasu" na pisanie :P Nowy, który dołączył za kadencji Phila zostaje wywalony, ten sam los czeka i Glizdę, bo nawet nie raczył sie usprawiedliwić. Kaina chwilowo nie ma. A Krondara witam ponownie w naszych szeregach :) Listę jednak uaktualnię po feriach, bo do walki szykują się jeszcze: Sturnn, Ekzuzy, a chęci jakieś też wyrażają Seba, D7 i menelsmaster. Czas pokaże. ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Super... z dostawą do domu. Szkoda tylko, że jeszcze czegoś do jedzenia nam nie wzięli, co nie? Skoczy ktoś? – tak całe wydarzenie podsumował Sługa Boży, a akurat odzyskał humor.
Z powrotem miał miecz i zbroję, które były prezentem od wyznawców Jedynego Boga w Waterdeep, a do tego odzyskał plecak, a w nim księgi i resztę szpargałów. Inni też wyglądali na w miarę zadowolonych, choć początkowo wszystkich zdziwiła ta nagła niespodzianka, a potem równie szybkie zniknięcie przyjaciół i nieostrożnego niziołka. Darkus cały czas miał żal do Eileen, że zdradziła drużynę i wysłała ich na prawie pewną śmierć, czego dowodem są rany odniesione przez drużynę, ale na szczęście dzięki niektórym towarzyszom jakoś udało się przetrwać do tego momentu. Teraz jednak, gdy wszyscy odzyskali swoje rzeczy szansa przeżycia wzrastała. Pojawił się jednak problem, co dalej, ale inkwizytor nie miał ochoty rozpoczynać tej kwestii, gdyż cieszył się ze szczęścia kompanów. W sumie wszystko było prawie jak dawniej, choć coś podpowiadało inkwizytorowi, że jednak jest trochę inaczej, a szczególnie odczuwał to w sobie, gdy poczuł strach w obliczu śmierci, a następnie jakieś dziwne uczucie, którego źródłem był medalion.
W tym momencie nie miał zielonego pojęcia jak to wszystko rozumieć, dlatego oparł się o jedną ze ścian pomieszczenia i czekał aż wszyscy uspokoją emocje i rozpoczną rozmowę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Farin właśnie skończył zakładać zbroje, gdy odkrył, że w jego plecaku znajdowały się jego zapasy miodu, szkoda że nie było jedzenia… miał nadzieje, że nie będzie trzeba jeść tych hakostworów. Po chwili zobaczył także kilka fiolek mikstur jednak na razie wolał z nich nie korzystać. Spakował wszystko i usiadł na kamieniu. Pojawienie się Shana. Marra i Zurrisa bardzo go ucieszyło, przeżył z nimi wiele przygód. Miał nadzieje że jeszcze się spotkają.
- Jeśli potrafili się przeteleportować dlaczego nie mogliby zrobić tego jeszcze raz.- Rozmyślał po czym poczuł że jego rana na nodze znów zaczyna krwawić.
- Witaj Darkusie… widzę że przeżyłeś.
- Witaj Farinie. Jak tam było po drugiej stronie mostu?
-Nie zdziwisz sie jeśli ci powiem, że spotkaliśmy zabłąkanego elfa… niestety zginął w walce z tymi hakostworami.
- Też je spotkaliście? A gdzie jest Davian?
- Davian wdepnął na pułapkę i go przebiło... to wy też walczyliście ?
- Nie dość, że walczyliśmy, to trochę ran dostaliśmy w prezencie od tych stworów.
- U nas ranni i jeden trup... ale ważne że możemy teraz ze sobą rozmawiać.
- Tak to fakt, ciekawe, co teraz będziemy robić, a ty co o tym sądzisz?
- Ja na razie jeszcze nie wiem. Chciałbym ci zadać takie jedno pytanie...
- Słucham? mów śmiało.
- Znasz sie na leczeniu?
- Coś o tym wiem- zażartował Darkus.
- To może spojrzysz na to.- krasnolud pokazał wielka czerwoną plamę na udzie, widać było nawet ranę poprzez ściskająca ją szmatę.
- No trochę paskudnie to wygląda, czy to ci się stało podczas walki z hakostworami?
-A jak myślisz …
- Pewno tylko tam mogłeś zrobić sobie coś takiego... ale przed walką tego nie miałeś? Może jak biegłeś przez most? To ważne, żebym wiedział co robić.
- Jestem pewien, że trafił mnie jeden z tych stworów.
- No dobrze- Darkus delikatnie odsunął szmatę, a następnie ocenił stan rany- Na szczęście nie wdarło się zakażenie- Darkus użył magii by oczyścić ranę, a następnie uzdrowić uszkodzone miejsce. Rana powoli się zasklepiła.
- Może pozostać jeszcze zaczerwienienie, ale powinno za kilka dni zniknąć.
- Na tarcze Moradina dzięki ci przyjacielu, widać że ten twój bożek jednak coś potrafi.
- Nie bożek, a Jedyny Bóg. A widziałeś te babsko, które goniliśmy?
- Niestety była chyba za szybka poza tym wiesz Davian, ten elf… trochę czasu straciliśmy… Mmm co do Youzego nie próbował żadnych sztuczek. Chyba już damy mu spokój wiemy co chcieliśmy. A ty jak myślisz?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Niestety była chyba za szybka poza tym wiesz Davian, ten elf… trochę czasu straciliśmy… Mmm co do Youzego nie próbował żadnych sztuczek. Chyba już damy mu spokój wiemy co chcieliśmy. A ty jak myślisz?- krasnolud zadał pytanie
- Nie wiem do końca, co o tym sądzić. Jest szpiegiem i może informować swoich przełożonych o naszym położeniu. Myślę, że wszystkiego i tak nam jeszcze nie wyjawił, a poza tym na razie można dać mu spokój, chociażby z tego względu, że jak spotkamy jakiś przeciwników, to może najpierw rzucą się na niego, a nie na nas. Uważam, że wszystko rozstrzygnie się jak wrócimy na powierzchnię, a teraz trzeba tylko obserwować jak się zachowuje, bo w końcu on ma swoją misję, a nas już nic nie trzyma by kończyć ją z nim tym bardziej, że odzyskaliśmy naszą bezprawnie ukradzioną własność. Zresztą zobaczymy, co cała drużyna postanowi, ale mam nadzieję, że co byśmy nie wybrali, to będzie to dobra decyzja- Sługa Boży zakończył wypowiedź, ale jednak jeszcze zadał pytanie, bo coś go zaniepokoiło- te hakostwory są inteligentnymi zwierzętami, czy raczej głupie? Dziwnie to trochę wygląda, że zaatakowały obie grupy. Skoro jednak nas dostrzegły, to może te babsko też? A może gdzieś tam leży jej trup i to, co skradła… Jak ci się wydaje?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ciemne wnętrze statku Adeptus Mechanicus było od czas do czasu rozświetlane błyskami lampek i światełek ostrzegawczych. Unoszący się w powietrzu zapach świętych olejków, którymi namaszczali wszystkie urządzenia Kapłani Boga Maszyny przyjemnie drażniły nozdrza, przywołując w pamięci zapach łąk jakie można było spotkać tylko na Ziemi.. Lekkie drżenie pokładu powiadomiło załogę,że statek wyszedł właśnie z Warpu. Od razu zrobiło się jaśniej i ciszej.
Ciemne pozostało tylko wnętrze jednej kwatery, której najważniejszą częścią była przeszklona ściana, zapewniająca wspaniały widok na odmęty kosmosu. Właśnie przy tej ścianie, na przepastnym fotelu siedziała postać,wpatrzona w mroku pustki. Co jakiś czas upijała niewielkie łyki z kieliszka wina. Sądząc po aromacie trunku, nieznajomy miał świetny gust.
Zapiszczał interkom.
-Inkwizytorze. Właśnie wyszliśmy ze spaczonej przestrzeni i dalej podążamy za statkiem Gulla.
-Dziękuje kapitanie. Utrzymywać kurs i informować mnie na bieżąco.
-Wedle życzenia Panie.
Inkwizytor zastanawiał się,w jakim systemie planetarnym właśnie się znaleźli. Wyświetlasz wmontowany w fotel pokazywał,że nie ma tego układu w bankach danych. Bardzo ciekawe....
Cały system składał się z jednej dużej, z odczytów wyglądającej na zamieszkaną przez rozumne stworzenia, planety oraz kilku mniejszych oraz ich naturalnych satelitów. To,że owy system nie figurował w imperialnych archiwach był wielce zastanawiający, gdyż podczas Wielkiej Krucjaty odnaleziono i przyłączono do Imperium wszystkie ludzkie światy.
Czas opisać trochę naszego inkwizytora. Wyglądał mniej więcej na 35 lat...Wyglądał bo w rzeczywistości już dawno przekroczył próg stu lat ziemskich. Dzięki technologii, życie ludzkie można było wydłużać w nieskończoność, by tacy jak nasz Inkwizytor mogli służyć Imperatorowi całe stulecia. Co prawda było to nic w porównaniu z żywotnością Adeptus Astartes, którzy mogli żyć i całe tysiące lat,jeśli oczywiście nie padli w bitwie...
Nasz Inkwizytor miał ciemne włosy,ze znakami siwizny na skroniach oraz przenikliwe, błękitne oczy. Twarz miał pociągłą i wyraźne zakreśloną. Potężna budowa ciała była jeszcze podkreślona przez wspomagany pancerz płytowy, tak bardzo podobny do tych noszonych przez Synów Imperatora,jednak w mniejszym stopniu zintegrowany z jego właścicielem. Nasz Inkwizytor jako jeden z nielicznych, nosił hełm jako dopełnienie stroju. Nie lubił pokazywać twarzy nikomu,zwłaszcza heretykom których łapał...A jeśli już mowa o heretykach. Wcześniej wspomniany Gull, heretyk powszechnie znany w całym Imperium. Wyznawca Tzeentha, Wielkiego Zmieniacza Dróg i Pana Magii. Co prawda powinien być obiektem psów gończych Ordo Hereticus,ale jego kontatky z demonami ściągnęły mu na kark naszego Inkwizytora i cała powagę Ordo Malleus.
Inkwizytor uważnie wpatrywał się w kosmos,już niemal widząc statek którym uciekała jego zdobycz. Szybki, lekki ścigacz był sporym wyzwaniem dla topornej fregaty Inkwizytora, która została mu dawno temu podarowana na własność przez Adeptów Mechanikum za pomocą w walce. Jednak doświadczeni piloci i nawigatorzy, którzy służyli pod Inkwizytorem skutecznie niwelowali braki w szybkości okretu.
-Za dwie minuty wejdzie w zasięg naszych dział.
-Strzelać tylko w silniki. Chce go mieć żywego...
Inkwizytor usmiechnął się. 10 lat pościgów i topienia pieniędzy nie poszły na marne. Wreszcie udało mu się przeciąć szlak podróży swojej ofiary i teraz zbliżał się do niej jak wytrawny łowca, niczym Zabójca Świątyni Vindicare...
Wtedy właśnie coś poszło nie tak. Niespodziewana burza Warpowa uderzyła w okręt Inwizytora, zbijając go z kursu i uszkadzając silniki. Jednostka zaczeła spadać w stronę największej planety układu z większą prędkością niż by oczekiwano.
-Kapitanie, meldujcie.
-Wszystkie silniki niesprawne...Kilka pokładów rozszczelnionych. Schodzimy za szybko...
-Czy są jakieś szanse...?
-Nikłe. Zacznij się modlić Inkwizytorze...
Okręt wszedł w atmosferę niczym meteoryt i jak on, zaczął się powoli spalać. Najpierw płomienie pochłonęły mostek wraz z cała załogą a potem dalszą część okretu. Pokłady prywatne Inkwizytora zostały nietknięte ponieważ były w tylnej części statku.
Krajobraz bardzo szybko się zmieniał, pustyni ustąpił las a potem zaraz pojawiły się góry, bardzo wysokie góry...A na jedną z nich kierował się właśnie statek. Inkwizytor przypiął się do fotela i założył hełm,mając wątłą nadzieje,ze jakoś przeżyje uderzenie. Jednak co mogło przetrwać zderzenie z litą skała? Już tylko chwila i nastanie koniec. Życie mignęło Inkwizytorowi przed oczami. dzieciństwo, szkoła, służba jako śledczy a potem inkwizytor. Pościgi za demonami, liczne wojny i przyjaciele jakich spotkał i jakich stracił...
Ogromny huk i zgrzyt metalu o kamień. Już tylko czekał na śmierć,ale ta nie przyszła. Statek przebił się przez masyw skalny i teraz, hamowany przez skały, opadał w głąb wydrążonej góry. Straszny zgrzyt i tysiące iskier wsypujących się przez wybite okna do kwatery Inkwizytora czyniły zapierający dech w piersiach widok, który sprawił,że Inkwizytor zapomniał o strachu. Okręt opadał nadal, aż w końcu z hukiem zatrzymał się na podłożu szybu, podrywając w górę tumany kurzu.
Inkwizytor z trudem wygrzebał się z wraku,dziękując Imperatorowi że przeżył zobaczywszy co się stało z jego statkiem.
Wrak był teraz tylko poskręcaną kupą metalu, która w dodatku w połowie była stopiona przez atmosferę tego osobliwego świata.
Jedyne co przetrwało z mostka to oddalona od dzioba statku kabina łączności. Inkwizytor szybko zajął się sprzętem i zaczał nadawać wiadomość do wszystkich pobliskich jednostek Imperialnych - ,,Tu Inkwizytor Pedro Cortez z kapitły Malleus. Rozbiłem się na planecie o koordynatach 23-15-80 i czekam na ratunek.”.
Cortez liczył,że nie tylko Imperialni odbiorą ten komunikat,ale także Gull, który nie odmówi sobie okazji na zgładzenie swojego prześladowcy...
Cortez rozejrzał się dookoła przez wizjery swojego hełmu. Rozciągały sie przed nim tysiace korytarzy łączących większe ,,sale” jak ta w której się znajdował. Wszechobecne stalaktyty i stalagminty oraz zielonkawa poświata nadawały temu miejscu bardzo mroczny i niebezpiecznych wygląd. Inkwizytor sprawdził swój ekwipunek a raczej to co z niego zostało. Ze zbrojowni zabrał tylko miecz oraz swój niezawodny bolter, podarunek od Szarych Rycerzy i amunicję do niego. Szybkie oględziny pancerza pozwoliły stwierdzić,że nie odniósł żadnych większych uszkodzeń i jest w pełni sprawny.
Po zabraniu wszystkiego co miał zabrać, ruszył przed siebie, dłoń cały czas trzymając na ostrzu z adamantium.
Jak się szybko Cortez przekonał, korytarze miały ślepe zaułki a w ciemnościach czaiły się przeróżne stworzenia, prawie tak samo groteskowe jak twory Chaosu czy Spaczni. Jednak te stworzenia zostały powołane do życia przez naturę,co jeszcze bardziej dziwiło Inkwizytora, który w ciagu swojej wędrówki juz parę razy musiał odebrać życiu tym bestiom. Mimo swojej naturalności, zadziwiały wytrzymałością jak i instynktem zabijania,który zdawał się być im wrodzony. Choć u człowieka powinny one wywoływać lęk, Cortez fascynował się nimi gdyż mimo podobieństwa do demonów, było interesującymi stworzeniami. Imperialni badacze mieliby tu pełne ręce roboty...Tyle gatunków, taka fauna i flora.
Powodem dla którego Cortez akcepotwał te stworzenia była fakt,ze w odróżnieniu od innych inkwizytorów a przynajmniej ich większości, był liberałem a nie purytaninem. Choć oczywiście nie do takiego stopnia w którym mógłby używać broni Chaosu do walki z nim, to go odrzucało.
Jednak plecy Cortez oblewał zimny gdy pomyslał co by się stało,gdyby na tą planetę swoje macki zapuścił Chaos...Wtedy nie miałoby sensu przysyłanie tu żadnych sił naziemnych.
Rozważania Inkwizytora przerwała czerwona runa na wyświetlaczu hełmu, które sygnalizowało wykrycie istot fizycznie podobnych do człowieka. Cortez momentlanie zniknął w mroku, z bezpiecznej odległości obserwując zbrojną drużynę, która maszerowała przez mroki korytarzy i słyszał strzępki rozmów w nieznanym jezyku, jednak systemy translatorskie szybko poradziły sobie z nowym narzeczem.
-Nie zdziwisz sie jeśli ci powiem, że spotkaliśmy zabłąkanego elfa… niestety zginął w walce z tymi hakostworami.
- Też je spotkaliście? A gdzie jest Davian?
- Davian wdepnął na pułapkę i go przebiło... to wy też walczyliście ?
- Nie dość, że walczyliśmy, to trochę ran dostaliśmy w prezencie od tych stworów.
- U nas ranni i jeden trup... ale ważne że możemy teraz ze sobą rozmawiać.
- Tak to fakt, ciekawe, co teraz będziemy robić, a ty co o tym sądzisz?
Przeszli nie zauważywszy Cortez co go bardzo ucieszyło,jednak on sam musiał ich śledzić by być może mieć szansę wydostać się z tych podziemi. Nieważne jakie miał doświadczenie, sam długo nie przeżyje w tu. Podziwiając cuda natury jakie tu żyją, z pewnością wkrótce spotkałby monstrum,którego by nie pokonał...
- Nie bożek, a Jedyny Bóg. A widziałeś te babsko, które goniliśmy?
- Niestety była chyba za szybka poza tym wiesz Davian, ten elf… trochę czasu straciliśmy… Mmm co do Youzego nie próbował żadnych sztuczek. Chyba już damy mu spokój wiemy co chcieliśmy. A ty jak myślisz?
Cortez ruszył za nimi,cały czas utrzymując sie w cieniu i bezpiecznej odległości. Uśmiechnął się sam do siebie. Wkrótce zatańczymy....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Elf z radością objął zdrową ręką Ebrila, który podbiegł do niego zanim jeszcze zza zakrętu wyłoniła się reszta towarzyszy. Miło było ponownie poczuc miękkie futro kota, mimo uporczywego bólu w złamanej ręce i w płucach. Chwilę później, przez magiczne drzwi wyłoniło się przed nimi kilku znajomych, którzy dostarczyli im ekwipunek.
- Miło... - powiedział cicho elf. Zdrową ręką, dośc nieporadnie zdjął stary łuk i strzały, oraz założył jego wierny łuk, zdobyty właśnie tutaj, w Podmroku. Przerzucił przez plecy kołczan. Do kieszeni tuż obok lewej piersi włożył linę, zakończoną metalowymi kulkami. Na podłodze, leżał jeszcze zakupiony w Waterdeep kij. Umacniany na końcówkach. Idealnie wyważony. Piękny. Chwycił go w zdrową prawą rękę i podparł się na nim nieco. Czuł się o wiele pewniej mając go przy sobie. Na nodze nadal znajdowała się torba z prowizorycznymi kunai`ami. Oparł kij o ramię, i wytrzepał ubranie z kurzu. Po chwili dojrzał Darkusa rozmawiającego z Farinem.
- Witaj Darkusie... wszystko w porządku? - powiedział kończąc wypowiedź kaszlnięciem i ukłuciem w żebrach. - Mógłby mi ktoś chociaż nastawic tę rękę? - Ebril stał obok nogi łowcy...

[Czyżby w Menelsie odezwały się wspomnienia? :P Będę miał teraz więcej czasu na posty, więc postaram się porządnie pisac.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Witaj Darkusie... wszystko w porządku? - elf powiedział kończąc wypowiedź kaszlnięciem i ukłuciem w żebrach. - Mógłby mi ktoś chociaż nastawić tę rękę? - Ebril stał obok nogi łowcy...
- U mnie prawie wszystko w porządku, ale…- tu spojrzał się na Farina, a następnie znowu na Phila- ale chyba u ciebie nie do końca. Co ci dolega oprócz złamanej ręki?
- Chyba mam złamanych kilka żeber... możliwe nawet że coś przebite, bo przez jakiś czas kaszlałem z krwią...
- No dobrze w takim razie wszystko posprawdzam. Farinie pomożesz mi ułożyć przyjaciela w pozycji leżącej? Tylko najpierw położę coś pod spodem, żeby nie leżał bezpośrednio na tej brudnej i do tego zimnej ziemi.
Gdy już wszystko zostało zrobione tak jak powiedział, a potem Phil na chwilę zdjął kilka rzeczy tak by Darkus mógł spokojnie i bez przeszkód zabrać się do pracy, inkwizytor zajął się ranami i innymi miejscami uszkodzonymi podczas walk z dzikimi przeciwnikami. Problem kaszlu z krwią Sługa Boży szybko rozwiązał dzięki magii, ale tylko dlatego, że nie było to zbyt poważne i skomplikowane. Gdy miał pewność, że ta kwestia załatwiona zajął się żebrami, a żeby umilić czas elfowi i krasnoludowi, który z zaciekawieniem przyglądał się temu, co robi duchowny, opowiadał różne historie.
- Macie pojęcie o tym, że krew jest jak morze, w którym żyje mnóstwo organizmów? Podobnie jest z naszą krwią, w której żyją różne małe stworzenia. Jedne są jak niewolnicy, a drugie jak wojsko, które wszystkiego pilnuje, a inne tylko przypadkiem poruszają się w tym wszystkim nieświadome tego, co je czeka. Gdyby wszystkie cywilizacje miały podobną obronę jak żywy organizm mogłyby być o wiele bardziej trudne do zdobycia. Nasze organizmy też mają wrogów, którzy próbują różnych sposobów by się dostać i korzystać z naszych bogactw. Skóra jest jak gruby mur, który oddziela świat wewnętrzny od zewnętrznego. Kichanie, kasłanie, wymioty, pot, czy łzy, to tylko kolejne bronie zwalczające wroga. Niektórzy przeciwnicy są sprytniejsi i potrafią pomimo tylu zabezpieczeń dostać się do środka, ale wtedy mają kolejne problemy. Kiedy mamy temperaturę, to znak, że w środku trwa walka jak dobra ze złem. Te wojsko, o którym wspominałem zaczyna bitwy, które zwykle kończą się zwycięstwem. Nasi uczeni nawet twierdzą, że te małe wojsko po prostu otacza i zjada przeciwnika, ale dla mnie brzmi to makabrycznie. Nie wyobrażam sobie jak my mielibyśmy otoczyć takiego hakostwora i zjeść. No może ten zwierzak Zaka to umie, ale my byśmy sobie połamali zęby. Na szczęście ktoś mądry wymyślił broń. No dobra żebra załatwione, ale muszę przyznać, że nieźle cię ten potwór załatwił. Możesz jeszcze odczuwać lekki ból, ale za kilka dni minie. Organizm musi się przyzwyczaić do magii, szczególnie jak tak szybko pomaga.
Sługa Boży wyglądał jakby pasjonowało go leczenie innych, a jego twarz wyglądała weselej niż zwykle, choć po tym pewnym czasie odczuwał pierwsze oznaki zmęczenia tym bardziej, że jakoś rzadko posługiwał się magią.
- Farinie zajrzałbyś do plecaka i wyjął takie dwie drewniane listewki? Nie wiem po co zabrałem je z domu, ale teraz się mogą przydać- krasnolud po kilku sekundach odnalazł je i położył obok duchownego- dziękuję przyjacielu.
Tępiciel Herezji obejrzał lewą rękę, delikatnie wyszukał miejsce złamania, a następnie westchnął i zabrał się za leczenie.
- Złamania też są interesujące, a zarazem jest w nich coś cudownego. Kości zrastają się, ale jeśli ktoś im odpowiednio nie pomoże, to dochodzi do sytuacji, w której często znowu trzeba łamać kości, żeby prawidłowo zrosły się. W twoim przypadku nie będzie to potrzebne- Sługa Boży ostrożnie ułożył rękę Phila, a następnie przystąpił do działania- ręka będzie jak nowa, ale nie możesz zbytnio jej przemęczać, a najlepiej w ogóle daj jej odpocząć, bowiem umiem leczyć, ale jeszcze nie na tyle sprawnie by jak wielcy magowie uzdrawiać do takiego stanu jakby nic się nie wydarzyło- teraz na chwilę zamilkł, zamknął oczy i mocno skupił się. Trwało to dobre dziesięć minut, a potem odetchnął z ulgą- już nie jest złamana, ale i tak zrobimy usztywnienie, żeby ją chronić- przyłożył listewki do ręki kompana, ale czegoś mu brakowało- przydałoby się coś do umocowania- po chwili Farin podał kilka bandaży, które również były w plecaku Darkusa- o dziękuję przyjacielu. Czasami dobrze, że ktoś jest obok mnie i pomaga mi- było to jednak po prostu zmęczenie, gdyż leczenie za pomocą magii było dla Sługi Bożego bardzo męczące, ale lubił to, gdyż hartował swojego ducha i pomagał przyjaciołom. No i oczywiście większa nagroda czekała go po śmierci.
- No teraz powinno być dobrze jeszcze tylko przełóż tę część bandaża przez głowę i tak trzymaj przez minimum tydzień. Ręka nie będzie się męczyć, bo główny ciężar spadnie na twoją szyję, a ta jest młoda i silna, więc wytrzyma to. Jeszcze tylko musisz wypić trochę tego specyfiku- tym razem już sam wyjął z plecaka fiolkę wypełnioną jakimś płynem- smakuje średnio, ale za to zawiera wszystko, co organizm potrzebuje, a teraz może ci się przydać- gdy Phil troszkę wypił duchowny uśmiechnął się i otarł pot z czoła.
- Muszę przyznać, że teraz chwilę odpocznę, a właściwie spróbuję zasnąć, więc gdyby działo się coś ważnego albo gdyby już cała drużyna szła to zbudźcie mnie, bo nie mam zbytnio ochoty zostać tutaj sam i to do tego w tak niebezpiecznym miejscu.
Po krótkiej rozmowie z towarzyszami położył się opierając głowę o plecak i zaczął liczyć w myślach heretyków
- Jeden heretyk na stosie, drugi heretyk na stosie, trzeci heretyk na stosie, czwarty heret… piąt… szó… ZZZZZZ- i tak zasnął ten, który od małego odporny był na liczenie owieczek.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Farin wiedział że Phill jest ranny, ale nie przypuszczał że aż tak.
- Nawet nie okazywał tego bólu i cierpienia…. Znam istoty które na jego miejscu krzyczałyby na cały Podmrok i wiłyby się z bólu.
Po chwili gdy elf leżał na jakichś kocach, Darkus zaczął swą opowieść, jednocześnie zajmując się poszkodowanym.
-Macie pojęcie o tym, że krew jest jak morze, w którym żyje mnóstwo organizmów? Podobnie jest z naszą krwią, w której żyją różne małe stworzenia. Jedne są jak niewolnicy, a drugie…- inkwizytor mówił dalej lecz wojownik siedzący obok już go nie słyszał. Zwiesił głowę i powoli zasypiał. Walka z hakostworami zabrała mu wiele energii.
- Farinie zajrzałbyś do plecaka i wyjął takie dwie drewniane listewki? Nie wiem po co zabrałem je z domu, ale teraz się mogą przydać.- Krasnolud obudził się natychmiast popatrzył lekko nieobecnym wzrokiem na “lekarza” i “pacjenta” po czym zrozumiał co ma zrobić i poszedł szukać listewek. Potem znów usnął i zbudził się gdy miał podać bandaże. Po chwili Darkus odszedł.
- Odpocznij, to na czym leżysz i tak nie wiem czyje jest wiec korzystaj… będzie dobrze… chcesz czegoś?
- Mógłbyś tu przynieść mój ekwipunek ?
- Pewnie.- Farin podszedł do miejsca gdzie elf zostawił swoje rzeczy, których akurat pilnował Ebril.
- Dobry ko… tyg…pan…eeee Ebril dobry Ebril.- Po kilku chwilach plecak leżał obok nóg śpiącego elfa natomiast zwierze ułożyło się tuż obok pana. Wojownik usiadł nieopodal oparł się o skałę. Popatrzył na śpiących i na drużynę odpoczywającą po bitwie.
- Tak właściwie poco my tu jesteśmy?…- wojownik zadał sobie pytanie… jednak zanim nadeszła odpowiedź zmęczony utratą krwi i walką zapadł a drzemkę. Sen w Podmroku równał się nagłym obudzeniem z przebitą głową jakimś hakiem czy pazurem, dlatego pozostawała tylko niespokojna drzemka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Youze leżał jeszcze jakiś czas omdlały na ziemi. Metr przed nim spoczywał powalony hakostwór z mieczem w gębie. Kiedy chaos walki uspokoił się towarzysze wzięli Youze''go i oparli o ścianę. Ten zbudził się po jakimś czasie. Wpatrywał się chwilę ślepo w to, co dzieje się wokół niego. Zabiegani ludzie, krzyki wołających o pomoc i krzyki tych, którzy pomagali. Szpieg złapał się za bok, poczuł lekkie kłucie. Odchylił szatę i zobaczył ranę ciętą, z której powoli leciała ciurkiem krew. Oderwał kawałek koszuli i zacisnął mocno, aby zatrzymać krwotok. Świat wirował mu przed oczami, nie miał na nic siły. Oparł rękę o kamień i wstał powoli. Kuśtykając poszedł po sztylet i miecz, które tkwiły w cielsku potwora. Włożył wszystko na swoje miejsce. Nagle poczuł się słabo i upadł ponownie na ziemię. Leżał tuż przy hakostworze. Darkus zauważył to i szybko go ocudził. Jak to dobrze ... że ... tacy ludzie są ...

Po udzieleniu pierwszej pomocy Youze mógł ruszyć z resztą drużyny dalej w poszukiwaniu reszty. Zauważył, że ich nastawienie do niego troszkę się zmieniło, w pozytywną stronę. Nie wiedział, czy ma go ten fakt cieszyć czy nie. Jego życiowe wybory były teraz rozdzielane na części. Z jednej strony drużyna, z drugiej Oni. Musiał się nad tym głębiej zastanowić, na razie powinien spełniać swoje zadanie.

Miło go zaskoczył fakt, że ktoś postanowił ich odwiedzić. Grupka wesołych gnomów odzyskała ich ekwipunek. Co prawda Szpieg nie został tak bardzo "obdarty" jak inni, jednak stracił parę przydatnych rzeczy, które teraz będą przydatne. Dwie fiolki z kwasem, trochę sucharów, czarne skórzano-ćwiekowane rękawice w których pozbył już żywota paru "przeszkadzających", w których każda broń trzymała się świetnie i z których nie jest przyjemnie dostać w zęby ... ale co najważniejsze odzyskał jego jedną z ulubionych zabawek - cieńką, mocną, stalową linkę ... garotę. Przejechał lekko palcem po narzędziu, poczuł przyjemny chłód. Po wspomnieniach, które ten dotyk przybliżył zawiesił broń do pasa. Tylko na kim ja ją wykorzystam? Ehh ... trudno by było tym udusić cokolwiek znajdującego się w tych zwilgotniałych jaskiniach. Pośpieszmy się i dotrzyjmy w końcu do jakiegoś ludzkiego miasta, bo to nie jest miejsce dla mnie .. o nie...

Zza rogu wyłoniły się znajome sylwetki. Udało im się połączyć z resztą kompanów. Usłyszał rozmowę Farina z Darkusem:

"-... Też je spotkaliście? A gdzie jest Davian?
- Davian wdepnął na pułapkę i go przebiło... to wy też walczyliście ?..."

Właśnie wywnioskował, że zginęła jedyna osoba, z którą mógł normalnie porozmawiać ... Trudno, bez sentymentów. Był przyzwyczajony do takich informacji.

Youze nie rozmawiał z nikim, nie miał na to ochoty. Cały czas dręczyły go pewne myśli. Teraz nastąpiła chwila niepewnego spokoju, więc miał trochę czasu na przemyślenia. Musiał posklejać rozerwane części swojego charakteru i uporządkować je. Musi opowiedzieć się po jednej stronie, znaleźć odpowiednią drogę ...Ooodpoowiednią droogę ... Usłyszał niski, mroczny głos na dnie jego myśli. Czy Oni kiedykolwiek go opuszczą? W jego głowie była toczona psychiczna walka. Tutaj nic nie było proste ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- ZŁO! W długą! - Czarnozbrojna postać śmignęła obok drużyny.
- Co u diabła?
- Gdzie znowu pobiegł ten heretyk... - Darkus wstając z ziemi otrzepał sobie tyłek. - Na wszystkich pogan świata! - teraz inkwizytor śmignął w tą samą stronę w którą pobiegł Zak. W którą uciekał.
- Ciekawe - pstryknął palcami druid obserwując to dość osobliwe zajście. Raczej było niemożliwe, żeby Darkus chciał doścignąć Zaka i coś mu zrobić. Zamyślił się.
Druidowi przeszły ciarki po plecach. Poczuł jak mag niezbyt delikatnie podrywa go na ziemię.
- Ruszaj dupę Glizzdor! - syknął Kain, widząc, że wszyscy zabierają się z obozu i to podejrzanie cicho. Jednak reakcji nie było.
Sssssssssssssssssssssssss...
- Mniam! Bazyliszek! - wrzasnął Puszek.
- O ku*wa! - rozległo się jednocześnie w całym obozie. Farin i Serafin podnieśli szybko Phila. Ewakuacja nabrała niesamowitego tempa.
- Glizzdor idioto! - Kain zakrył na wszelki wypadek oczy i pomacał w kierunku krasnoluda. Poczuł zimny kamień.
- O jego mać... Chodu Marv! - mag pociągnął druida i obaj pobiegli w przeciwną stronę do pobliskiego odgłosu syku. Biegli na wszelki wypadek z zasłoniętymi oczami. Skończyło się to jakieś pięćdziesiąt metrów dalej, gdy nagle uderzyli z rozbiegu w ścianę. Kain poczuł wilgoć na czole i nagle zrobiło się zupełnie ciemno. Druid upadł na ziemię słysząc podążający za nimi syk.
- Żebym musiał ratować pogan! - jęknął Darkus podnosząc nieprzytomnego maga.
- ZŁO! Nie marudź! Nie chcę by moja piękna zbroja zamieniła się w kamień, pospiesz się!
Sssssssssssssssss...
- ZŁO! Puszek?
Cisza.
- ZŁO! Śmierć! Cholera...
- Choć raz bym się cieszył mając obok siebie tego diabelskiego pomiota - rzucił inkwizytor odciągając maga.

[ Tak, tak, bazyliszek ;) Kain jest nieprzytomny tylko dlatego, że wyjechał chwilowo. A Glizda to samo tyle, że nic nie mówiąc na ile i olał sobie. I zamieniony w kamień jest, ciekawe kto go będzie nosił :P Musicie wymyślić sposób na załatwienie stworka. Krótki opis: duże bydle, zamienia wzrokiem w kamień jak się spojrzy w oczy, odpuszczam to, że ma trujący oddech. Ma 6 łap i jest brzydkie. Puszek został odesłany na plan astralny. Sądzę, że i tak sobie poradzicie. Acha i jeszcze jedno, Sturnn końcu się wycofał. Wszelkie pytania do MG. To ma być walka wspólna, coś razem pomyślcie. Powodzenia! ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Głuchy warkot wyrwał Ven''nizidramanii''ego z zadumy. Mężczyzna zganił się za własną beztroskę... był w podmroku a nie na wycieczce krajoznawczej po pustyni anauroch...
Ciemnoczerwone kształty korytarzy ponownie zaczęły się zamazywać, demonolog stanął w miejscu, a lecący za nim beztrosko Scrat wpadł z impetem na jego plecy.
- Łojć! - Imp podrapał się po drobnej głowie - Scat nie...
- Ciiii... - wielka ręka demonologa zamknęła usta małego stworka. Mężczyzna szepnął - Milcz kretynie...
Warkot ponownie odbił się echem w korytarzu lekko wibrując. Ven''nizidramanii zmrużył oczy i prawie bezgłośnie rozpoczął inkantację zaklęcia, po chwili kształty korytarza wyostrzyły się. Mężczyzna płynnie podjął kolejne zaklęcie, jego śpiewny głos raz za razem opadał i wznosił się, po chwili poczuł jak po skórze przebiegają ciarki a palce lekko sztywnieją.Ven''nizidramanii płynnie rozpoczął kolejną śpiewną inkantację, jego kształty zaczęły lekko rozmywać się, stawać niewyraźne i mgliste. Mężczyzna ruszył powoli przed siebie nucąc kolejne zaklęcie ochronne, warkot narastał i potężniał. Był dziwny, zdecydowanie nie był to demon... ani smok, zresztą wpodmroku było dużo łatwiej o demona, Yochlol''a - który oddawał się we władadnie pajęczej królowej, Lloth niż o jakiegokolwiek smoka...
Demonolog zdawał sobie sprawę że miejscowa fauna nie warczy, a jej obecność zauważa się najczęściej gdy jest już zbyt późno i jest się w podróży, kończąc w roli posiłku, tudzież drobnej przekąski lub uczty. Zdecydowanie rola żywnościowa nie odpowiadała mu, stąd i liczba zaklęć ochronnych. Może i trochę na wyrost, ale jak to mawiają "Strzeżonego iBaatezu strzeże". Ven''nizidramanii odwrócił się do Scrata i otworzył swoją magiczną sakwę, wskazując ją kiwnięciem. Imp zaciekawiony spojrzał na demonologa, potem do sakwy, a gdy dotarło do niego o co chodzi, cofnął się i zaczął kiwać głową. Mężczyzna nie miał czasu ani ochoty na dyskusje, złapał drobnego stworka za kark i wcisnął do przestronnego wnętrza. Pomimo iż sakwa nie wyglądała na pojemną, jej wnętrze było bardzo duże i przestronne.Ven''nizidramanii kupił ją w Waterdeep od pewnego doszczętnie spłukanego czarodzieja, zrujnowanego przez nieudane eksperymenty i zamiłowanie do opium którego nadużywał i które z roku na rok wyniszczało go coraz bardziej, dodatkowo utrudniając nawet najprostsze zadania. Demonologowi nie było go żal. Zawsze uważał że każdy powinien być kowalem swojego losu, wybierać swoją własną ścieżkę i samodzielnie brać za nią odpowiedzialność. To między innymi dlatego nie oddawał czciBogom. Bogowie w tym świecie byli potężni i mieli ogromny wpływ na śmiertelnych... jednak tylko na tych którzy w nich wierzyli i oddawali im cześć.Ven''nizidramanii nie czcił więc nikogo.
Echo kolejnego warkotu dobiegło do jego uszu, mężczyzna przywarł plecami do nierównej ściany korytarza posuwając się w kierunku jego wyjścia. Warkot, a po nim metaliczny klekot ciężkiej płytówki. Przez tunel poprzeczny do drogi jego wędrówki mignął ciemny klekoczący metalicznie kształt. Demonolog ukrył się za wyłomem skały. Warkot narastał, za ciemnym kształtem przemknął z łoskotem długi stwór przypominający wielkiego jaszczura, tyle że na ośmiu nogach. Ven''nizidramanii przeklął w duchu, to wyglądało na bazyliszka! Dość dużego i wyraźnie wkurzonego. "Basiliskos" jak nazywali go pradawni. Ciarki przebiegły po jego plecach. Kiedyś gdy czytał "Monstrorum historia", poświęcił trochę czasu na zgłębienie wiedzy o tym pradawnym stworze. Bazyliszki były wredne, szybko ulegały agresji (wystarczyło w zasadzie pokazać mu się na oczy gdy był głodny...) a do tego ich wzrok był silniejszy niż u meduzy. Mężczyzna starał się przypomnieć sobie czy demony były podatne na magię petryfikacji i którego mógłby przywołać w razie kłopotów. Na razie jednak, ten wielki bydlak nie był jego zmartwieniem, tylko tego dziwnego klekoczącego w czerni... i oby jak najdłużej taki właśnie stan się utrzymał. Zastanawiające było tylko co ten ktoś robił tak głęboko w korytarzach podmroku... bo zdecydowanie nie zachowywał się jak drow. Demonolog nie zamierzał się zbyt długo nad tym zastanawiać, tylko posiedzieć jeszcze chwilę za niewielkim załomem i oddalić bezpiecznie, gdy basiliskos będzie zajęty pożywianiem się. Warkot powoli cichł razem z klekotem gdy dziwna para oddalała się w poprzecznym tunelu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- O kur**, co to jest? - powiedział zdziwiony Youze. Wcześniej widywał takie potwory tylko w książkach. Teraz ma okazję zmierzyć się z nim oko w o... może lepiej ręka w rę ... po prostu się z nim zmierzyć. Nie był dobrze przygotowany, mały miecz i sztylet nie wystarczyły, aby powalić takie monstrum. Tutaj potrzebna jest inteligencja i spryt... Opanuj się, opanuj się. Zachowaj spokój! Tylko jak ... Usłyszał okropny odgłos bazyliszka, zaczął biegnąć za Farinem i Darkusem. Przeciwnik wydawał się im deptać po piętach - dosłownie. Youze czuł pokusę spojrzenia się do tyłu
- Nie patrz się do tyłu, nie patrz się do tyłu! Idioto!- Dogonił resztę kompanów próbując coś wydusić z siebie podczas tej ucieczki:
-F...Farin! Jj...jaki plan?! - wydyszał z siebie Youze.
Farin biegł niosąc Phila na plecach, potwór wciąż dawał o sobie znać tupiąc za uciekającymi. Czasami wojownik miał chęć obejrzeć się do tyłu i zobaczyć jak daleko jest poczwara, wtedy jednak przypomniał mu się widok skamieniałego Glizzdora.
- Mnisi... myślą że jak będą sobie spali w kościele i jedli owsiankę to będą najlepsi.- Rozmyślał, nigdy jakoś nie zdołał polubić mnichów, siedzieli cale lata w klasztorach s potem na wojnie ginęli pokonywani przez doświadczonych wojowników.
- Ej, a a może wykorzystamy ten patent z lustrem?- Powiedział zamiast krasnoluda Darkus.
- A masz lustro ?
- Nie, ale Farin ma topór.
- Myślisz ze mam czas i będę go teraz czyścił ?!- Odpowiedział wojownik.
- A co niby chcesz zrobić ?
- Rzucić cię w jego paszcze.
- To wspaniały pomysł krasnoludzie.- Krzyknął Marv.
- ZŁO!- ochoczo wrzasnął Zak.
- Wraashhhgssshhh - Odezwał się Bazyliszek.
- Jak widzisz wszyscy są zgodni...
- Ludzie... i ty krasnoludzie i... aargh... Przepraszam, ale ten potwór nas dogania wiecie?- Wydyszał Youze.
- Musimy mieć jakiś plan.- Wrzasnął Serafin i wszyscy zaczęli szybciej biec.
- Nie, nie taki....
Po przebiegnięciu jakichś 100 metrów nagle odezwał się Serafin,
- Musimy mu czymś nakryć oczy, o próbie ich wybicia na razie nie ma mowy...
- Mamy płaszcze!
- Możemy je pospinać ze sobą broszkami.
- A on cierpliwie na nas zaczeka?- Youze biegnąc ostatni wskazał za siebie kciukiem... oczywiście nikt się nie odwrócił...- Chodziło mi o to coś.
- Ktoś musi odwrócić jego uwagę.
- ZŁO!!!!!- wrzeszczał Zak
- No to mamy zwycięzcę!!!
- Patrzcie rozwidlenie tuneli.- Wydyszał Marv. Wszyscy uśmiechnęli się dysząc... prócz Darkusa.
- Jak myślicie w którym są drowy, hakostwory lub kolejne bazyliszki?- Zapytał inkwizytor
- Czy ty zawsze musisz coś zepsuć ?- Nagle usłyszeli zbliżającego się potwora. Zak zaczął rzucać kamieniami za siebie wrzeszczeć i cofać się do tyłu.
- Co ty...
- ZŁO!!!!!!!!!!!!!
- Nie wytrzymał... Zak musimy uciekać.
-ZŁO!!!!!!!!!!!!!!!!!
- Dobra szybko do tunelu bo wszyscy zginiemy.- krzyknął Youze. Wszyscy powoli ruszyli przed siebie coraz słabiej słysząc idącego w przeciwną stronę Zaka.
Po kilku chwilach bazyliszek ujrzał plecy jakieś postaci i po uderzeniu kamienia w swoją głowę z wrzaskiem ruszył na przeciwnika.
"Bohater" gdy już zrozumiał że ZŁO nie wywarło takiego wpływu na potwora jaki oczekiwał i że ten ruszył na niego... zaczął uciekać. Po kilku chwilach dobiegł do znajomego rozstaju...
Podczas gdy Zak poszedł się wyładować reszta drużyny ukryta w którymś z tuneli zajmowała się łączeniem płaszczy.
- Pospiesz się !
- Przypnij to tu... auuu!! uważaj!
- Dobra... a jak chcecie to założyć na głowę tego stwora tak żeby sie trzymało ?- spytał Darkus.
- Czy ty zawsze musisz wszystko utrudniać ?!
- Ej...- wszyscy spojrzeli na Youzego. Przypomniał sobie o pewnej rzeczy.
- Ja... widziałem jakąś pikę w tym złomie co się przeteleportował, możemy zamocować przy niej to nakrycie i wbić jakoś potworowi.
- No to biegnij...
- Ja?!- Myśl o biegnięciu tej samej trasy, przeraziła człowieka.
- Rusz tyłek człowieku, i nie rób w gacie!- krzyknął do Youzego Farin. Szpieg po chwili zniknął w tunelu. Biegł przed siebie ile sił w nogach. Serce biło coraz szybciej, oddychać było coraz ciężej. Pospiesz się, pospiesz się! Poczuł na sobie kropelki potu spływające pod ubraniem.
Już zbliżał się do obozu, widział skrzynię ze złomem. Szybko przebierając znalazł to, czego szukał. Natychmiastowo zaczął biec z powrotem. Jednak ucieczki z przeszłości dobrze mu teraz służyły. Już zbliżał się do kompanów, zbliżał się ze świadomością, że ma na sobie dużą odpowiedzialność. Tymczasem Zak wbiegł w jakiś inny tunel który zwężał się ... po kilku chwilach uderzył w ścianę...
- ZŁO!!! ŚMIERĆ!!!!!!- krzyczał uderzając rękoma w skałę. Bazyliszek tymczasem widząc że ofiara nie ma już dokąd uciec z otwartą paszczą skoczył by odgryźć "zwierzynie" nogę... i zaklinował się między skałami.
- ZŁO??!!
Tymczasem Youze biegł ile sił w nogach. Zauważył towarzyszy, szybko podał im pikę
- To miała być...
- Trudno dobrze ze mamy chociaż to ... a teraz szybko przywiążmy naszą czapkę.
- Hej, widzę go!
- A Zaka ?
- Niestety.- Wszyscy na chwilę umilkli po czym Serafin wziął kij.
- Może uda mi się go tym zabić.
- Ważne żebyś nakrył mu paszcze... ruszaj się wreszcie !
Elf powoli podszedł do starającego się wydostać stwora. Przeskoczył nad ogonem i znalazł się przy boku bestii, czuł odór wielkiego i ciężkiego cielska, widział niespokojnie ruszający się łeb ... zamachnął się i celując w głowę uderzył... Niestety w tym samym momencie bazyliszek wydostał się i obrócił tak, że koniec "broni” wbił mu się gdzieś niedaleko nogi, ale materiał zakrył mu całą paszczę , jednocześnie ogonem uderzył elfa. Cała drużyna zamarła z jednej strony mogli teraz atakować stwora..., ale trzeba tez było wyratować łucznika, sytuacja wydawała się bardzo ciężka... nagle usłyszeli:
-ZŁOOOOOOOOOOOO!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

[ Post wyczarowany przez Farina i Youzego ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Warczenie oddaliło się, a po dłuższej chwili zniknęło razem z metalicznym klekotem dziwnego wojownika. Barczysty mężczyzna poruszył się lekko za załomem skalnego korytarza i nasłuchiwał. Ten dzień zdecydowanie nie był najszczęśliwszym dniem roku. Najpierw pechowe przywołanie pokurcza, potem Balor dewastujący jego skromne progi, a teraz bazyliszek... Ven''nizidramanii podrapał się po ukrytej pod szerokim kapturem głowie, coś podpowiadało mu że to nie koniec dzisiejszych atrakcji. Przewieszona luźno przez ramię magiczna sakwa zaczęła energicznie szarpać się i wiercić, pomiędzy rzemieniami przecisnęła się drobna rogata główka impa, który wlepił swoje wielkie oczy w demonologa.
- Scrat przeprasza... ale - stworek wyszeptał wręcz błagalnie - bo Scrat to trochę...
Piorunujące spojrzenie mężczyzny zatrzymało potok słów.
- Albo nie...
Nie czekając na odpowiedź, imp schował się w sakwie. Demonolog pokręcił zniecierpliwiony głową po czym ruszył przed siebie rozglądając czujnie. Na lewo otwierało się wejście do większej sali za którą ciągnął się dalszy labirynt korytarzy. Wybór zdecydowanie nie był prosty, sala na lewo wyglądała przytulnie i cicho... chyba trochę zbyt cicho jak na tak wspaniałą okolicę. Dla odmiany, na wprost, czyli wgłąb tunelu którym się poruszał, wszystko prezentowało się bardzo monotonnie, teren zaś zdawał się lekko opadać. Tunel mógł prowadzić jedynie wgłąb tej przeklętej krainy... Ostatnia droga prowadziła śladem bazyliszka i mężczyzny w czerni, a to wróżyło tylko kłopoty i komplikacje. Demonolog zaklął szpetnie i ruszył w prawo. Szczerze, liczył na to iż ośmionogi stwór załatwi sam sprawę intruzów, a następnie pożywi się i legnie by trawić, nie interesując się zbytnio kolejnym natrętnym przechodniem. W chwilach takich jak ta, żałował tylko jednej rzeczy - miał zostać iluzjonistą, jak jego ojciec, dziad i pradziad. Jak wszyscy mężczyźni z jego klanu, którzy kryli w sobie to samo zamiłowanie do sztuk oszustwa, podstępu i manipulacji ludzkim umysłem. On jednak pragnął czegoś więcej, nie bogactwa, lecz władzy... i bynajmniej nie władzy tak bliskiej typowej ludzkiej próżności. Demonologia...
Z chwilowej zadumy wyrwał go niecodzienny widok - skrzynia, rozrzucone śmieci, stara pordzewiała broń, jakieś brudne łachy. Szeroki uśmiech wypłynął na jego twarz, gdy dostrzegł niewielki kamienny posąg przypominający kształtem wyprostowanego krasnoluda. Taaaak, bez wątpienia tędy prowadził trop bazyliszka. Nieco na lewo od posągu, leżał stos krwawych szmat, ktoś jak widać był ranny. Szmaty były brudne, ale delikatnie emanowały magią... Kleryk? Paladyn... psia rzyć, tego jeszcze dziś trzeba... szpicowanego oszołoma... Ven''nizidramanii zaczął przerzucać graty w poszukiwaniu czegoś jadalnego, dopiero po chwili jego wzrok przykuła nieźle skrojona czarna szata maga. Na rynku w Waterdeep mógłby za nią dostać prawdopodobnie niezłą garść monet, a gdyby ją jeszcze nasączyć jakimś prostym zaklęciem, choćby światłem... Tak, to zawsze robiło wrażenie na początkujacych adeptach sztuki. Mężczyzna podszedł bliżej. Zaskoczenie bardzo szybko zastąpiła wściekłość. Szata faktycznie była droga... jedynym problemem był leżący w niej mag... Wprawdzie, nie śmierdział, co dobitnie świadczyło o tym iż nie leży tu od dawna, ale zabawa w rozbieranie zwłok nie wyglądała wesoło. Zabrać zgubę to jedno, okraść zwłoki to co innego. Ven''nizidramanii miał swój honor. I gardził nekromancją. Jego rozważania przerwało jęknięcie, leżący pod ścianą mag poruszył lekko głową. Jak nie urok... Logika nakazywała wyraźnie by go dobić, żywy mag mógł mu tylko przysporzyć dodatkowych problemów, opcjonalnie rzucić się na niego wykrzykując jakieś pierdoły na temat podłości jego profesji. Z drugiej jednak strony, jeśli ta banda która zostawiła swoje stare graty wróci i ten pod ścianą okaże się ich stronnikiem, to może być kłopot. No chyba że ten pod ścianą przegrał z nimi pojedynek... wtedy mógłby okazać się nawet przydatny. Zawsze to mag...
Ven''nizidramanii pochylił się nad mężczyzną i sprawdził puls. Faktycznie żył, choć musiało mu się nieźle dostać. Demonolog rozsupłał sakwe, przerzucił gderajacego impa w prawo i wyciągnął dwie drobne fiolki. Delikatna mikstura lecząca i sole trzeźwiące. W ogromnej dłoni, buteleczki zdawały się kruche i przypominały raczej dziecinne zabawki. Mężczyzna odkorkował fiolkę z żółtym płynem i skrzywił się, gdy intensywna woń uderzyła go w nozdrza. Szybkim ruchem złapał za głowę leżącego i podsunął mu pod nos fiolkę. Nieprzytomny dotąd szarpnął się i otworzył oczy.
- Na dziewięć piekieł! Co to k**** ma być?! - dopiero po chwili Kain zobaczył postać nad sobą. - A ty ki...
- Milcz... - Ven''nizidramanii uśmiechnął się szpetnie pod kapturem - Co tu robisz?
- Wpatruje się w facjatę jakiegoś wielkoluda. Co, na otchłań, tu robisz? - mag właśnie sobie uświadomił kogo widzi.
- K****... - mężczyzna pokręcił w ręku buteleczką z lekarstwem - Nie rozumiesz o co pytają? Czy chcesz do kumpla dołączyć? - demonolog skinął głową w kierunku posągu krasnoluda.
- O nasz mniszek chyba nie potrafił zapanować nad ciekawską stroną własnej natury... Ostatnio uciekałem przed bazyliszkiem, jeśli koniecznie chcesz usłyszeć odpowiedź mimo że pewnie dobrze o tym wiesz...
- Taa... - na twarz powrócił szpetny uśmiech - Widziałem tego ośmionogiego brzydala. Biegł z nim jakiś klekoczący cudak... kolejny kolega? Jakieś polowanie tu robicie? Piknik na - mężczyzna rozejrzał się po brudnej ciemnej jaskini - "łonie natury"....?
- Jeśli to nazywasz naturą to można tak powiedzieć. - Kain uśmiechnął się ironicznie - A teraz pomóż mi wstać, mam do pogadania z pewną jaszczurką zanim zrobi sobie drugie śniadanie z pewnego Czarnego Paladyna.
- W takim stanie, to faktycznie możesz gadać z jaszczurką co najwyżej... - Ven''nizidramanii uśmiechnął się kącikiem ust - Czarny paladyn chwile pociągnie bez Ciebie... dużo was tutaj biega? Co was tu rzuciło?
- Kilku, mniej niż 10. Jakieś krasnoludy, elfy. A jesteśmy tu , bo pewna "panna" nie ma za grosz poczucia humoru... Podobnie jak jeden paladyn... - mag spróbował podciągnąć sie do pozycji stojącej, co nie bardzo mu wyszło. - Psia, jego, mać...
- Paladyn i Czarny Paladyn? - demonolog podrapał się po głowie poprzecinanej tatuażami - Czegoś tu nie łapie... bo ze panna ma brak poczucia humoru, to mnie nie dziwi... one są najlepsze gdy sam decydujesz kiedy i jak długo chcesz sie z nimi widziec... i za ile... - jego twarz przeciął lekki uśmiech - ale Elfy, Krasnoludy, mnich - kiwnął w kierunku posągu - a teraz Paladyn i jego przeciwieństwo... - mężczyzna zawiesił wzrok na rannym - A Ty? Wyglądasz na maga... czy może się mylę?
- Bystrzacha z ciebie, nie ma co... Sam zresztą też mi wyglądasz na adepta Sztuki. - ból głowy lekko zelżał - A jak na mój gust uprzejmość zawodowa nakazuje przynajmniej się przedstawić. Kain, do usług.
- Jak na takie pokłady uprzejmości zawodowej to pyskaty jesteś przy połamanych żebrach... - szpetny uśmiech pojawił się w kącikach ust - Ale niech będzie...
- Zawsze mówiłem że pierwsze wrażenie jest najważniejsze...- Kain lekko się uśmiechnął, a raczej skrzywił.
- Tak... pierwsze wrażenie dobra rzecz - Ven''nizidramanii odwzajemnił usmiech - tylko miejsce w którym się znajdujemy jest dość hmm... specyficzne... raczej nie spodziewałbym się tutaj przyjaciół i czerwonego dywanu na powitanie...
- A czemu nie? W końcu drowy mają w zwyczaju witać gość dywanem rozlanej krwi na skałach... Ale, fakt, podmrok nie jest najsympatyczniejszym miejscem w jakim byłem...
- Coś w tym jest... - uśmiech lekko rozjaśnił twarz mężczyzny - Jak się domyślam pewnie chcesz dołączyć do kolegów paladynów i reszty elfów?
- Było by miło... O ile jeszcze ktoś z nich żyje... No a przynajmniej nie jest spetryfikowany, to sie chociaż ekwipunek odzyska...
- Nie zatrzymuje więc... - demonolog podał magowi flaszkę z życiodajnym płynem - Powodzenia z bazyliszkiem...
Kain przyjrzał sie z powątpiewającą miną flakonikowi. Jednak mały łyk płynu rozwiał jego wątpliwości. Szybko dopił resztę.
- Nie krzyw się tak, gdybym chciał Cię ubić, to na pewno nie byłaby flaszka trutki - Ven''nizidramanii uśmiechnął się kącikami ust - w końcu ma się jakiś zawodowy honor, prawda?
- Znam paru takich co mówili podobnie a chwile później wbijali sztylet w serce. Poza tym łatwiej wyciągnąć informacje od żywego, bo na nekromante to ty mi nie wyglądasz...
- No i słusznie... od nich na mile czuć zgnilizną fetorem rozkładu... Trzeba mieć coś nie do końca poukładane żeby się bawić zwłokami... A informacje? - demonolog uśmiechnął się szeroko - Są lepsze sposoby niż rozmowa... no ale czas ucieka, a Twoi rycerze światła i dobroci mogą już ginąć w mękach...
- Ci od światła niech sobie giną, byle znajomi z ciemnej strony jakoś sie trzymali... A co ty zamierzasz? Chyba nie planujesz samotnej przeprawy przed podmrok?
- Ja tylko tędy przechodzę... - Ven''nizidramanii podrapał się po głowie - Może być ciężko, ale jakoś nie raduje mnie myśl o wspólnej podróży u boku Bogobojnego rycerzyka i innych jemu podobnych... - obrzucił wzrokiem Kaina - Ty wydajesz się w porządku, fakt... jak to mawiali w akademii? "Sztuka ponad wszystko"... - uśmiechnął się do wspomnień - parę lat minęło... i kierunki zainteresowań się zmieniły... Ale odpowiadając na pytanie, tak, jakoś muszę się stąd wydostać...
- W akademii? - oczy maga lekko sie zwęziły - A ty się przypadkiem z Thay nie urwałeś? A co do wydostania sie stąd, to my również nie mamy zamiaru zabawić tu zbyt długo. Więc do tego czasu nasze drogi mogą biec w tym samym kierunku. A co do tych rycerzyków, to powinieneś wiedzieć że tacy jak oni są najlepszymi narzędziami, najprostszymi do manipulowania.
- Taa, chyba że spotykają Cię z ogniem w oczach i żądzą mordu ukrywaną za parawanikiem pobożności... - demonolog usmiechnął się - Skąd się urwałem, to raczej nieważne w tych okolicznościach, dawne dzieje... I fakt, nasze drogi idą w tym samym kierunku, bo jak się domyślam poza pionkami, masz w grupie przyjaciół?
- Trzeba mieć kogoś na kim można polegać. I myślę że niektórzy z nich mogą ci przypaść do gustu. - Kain uśmiechnął sie lekko - Ale jak dobrze wiesz, mamy drobny problem w postaci przerośniętej jaszczurki. I przydało by sie go rozwiązać. A mi nadal lekko dzwoni w uszach.
- Tia.. może utrudnić przejście przez korytarze... - mężczyzna przeciągnął się i odwracając zahaczył o stojący za nim posąg krasnoluda. Posąg zatoczył się lekko i z łoskotem runął w niewielkie błoto. Z pluskiem głowa zanużyła się w śmierdzącej brei - Cholera... - Ven''nizidramanii uśmiechnął się trochę szyderczo, a trochę przepraszająco - śmierdząca sprawa...
- No nie, a chciałem go postawić koło kominka... Eh no nic, poszukam sobie czegoś wyższego...
- Taa... wyglądałby uroczo koło wazonu... albo jako wieszak... z takim nosem, to szkoda go przywracać, bo kariera mu ucieknie... sprzed nosa...
- Albo się go sprzeda na targu w Waterdeep, myślę że znajdzie się jakiś amator krasnoludzkich rzeźb...
- Kąpiele błotne są dobre dla cery... - mężczyzna parsknął śmiechem - Ale pakuj graty, bo żeby połatać Twoich przyjaciół będzie trzeba szukać mistrza cechu murarskiego a nie cyrulika...
- Racja. Ale ty nadal masz nade mną przewagę, bo dalej nie wiem jak sie do ciebie zwracać.
- Lubie mieć przewagę - demonolog poprawił sakwę która zaczynała się wiercić, widząc minę Kaina postanowił zaryzykować - Niech będzie. Ven''nizidramanii...
- Nie ma to jak krótkie, proste imiona, nie? - Kain lekko się skrzywił Jak sobie na nim nie połamie języka, to będzie dobrze...- I mam nadzieję że wiesz co trzymasz w tej sakwie. Lubie niespodzianki, o ile są niegroźne.
- Sakwą się nie przejmuj...
Ven''nizidramanii odruchowo poprawił swój kaptur i kiwnął Kainowi by prowadził. Gest ten miał dwie zalety, świadczył o uprzejmości, jednocześnie cofając się na dalszy plan w razie zagrożenia. Już po kilku minutach demonolog miał wrażenie że usłyszał czyjś krzyk... coś o śmierci i złości, lub w podobnej formie. Idący przed nim Kain widać również to usłyszał bo wyraźnie przyspieszył krok i zaczął mruczeć pod nosem jakieś zaklęcie... Ven''nizidramanii nie słyszał wyraźnie jego słów, ale miał wrażenie że to jakaś forma wyostrzenia zmysłów, lub prawdziwego widzenia.
Z sali na wprost coraz wyraźniej odbijały się echem odgłosy walki...
Ten dzień zdecydowanie nie przynosił nic dobrego. Może jednak miał i jakieś plusy? Demonolog zasępił się i zaczął śpiewnie inkantacje zaklęcia ochronnego...

[By Kain & Krondar. CDN... jutro ;) ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Jak na jedną wędrówkę po kupie brudnej ziemi i łażeniu pod korzeniami drzew to było za dużo wrażeń. Lekko walnięta złodziejka z łatwością zabijająca wprawionych strażników i magów, grupa durnych, elfowych pomiotów, których wygląd sugerował dzikość, rządzę zabijania i wszechobecną w Zapomnianych Krainach głupotę, potem niegościnne hakostwory urzędujące w małych grupach i atakujące żółtodziobów takich jak nasza drużyna, a teraz Bazyli…
I wszystko przez głupią i chciwą dziewczynę despotycznie sprawującą władzę w Waterdeep. Co za paradoks! Nie byli winni, nic złego nie zrobili, a zostali aresztowani, okradzeni, a następnie wysłani z jakimiś śmieciami ku uciesze prymitywów z Waterdeep. Teraz Darkus błądził między korytarzami z nieco poobijaną drużyną uciekając przed stworem o sześciu łapach.
Sytuacja może i wyglądała tragicznie, ale zawsze trzeba szukać nadziei, bo bez niej wszystko może lec w gruzach nawet jeśli jest realna szansa rozwiązania trudnych problemów. Śmierdząca kreatura przez chwilę była prawie unieszkodliwiona, gdyż zaklinowała się. Serafin wykorzystał ten moment by zarzucić stworowi materiał na głowę i na szczęście udało mu się, choć teraz leżał na ziemi po bliskim spotkaniu trzeciego stopnia z dosyć dziwacznym ogonem bazyliszka. Śmierdziel uwolnił się i stał się teraz o wiele bardziej drażliwy. Następnie rozległ się wrzask Zaka, a potem jeszcze głośniejszy krzyk poirytowanego stwora. Nic nie widział, a to spowodowało, że atakował na oślep, choć zbytnio nie wiedział, w którą stronę ma się kierować.
W tym samym czasie drużyna przypatrywała się temu i nie mogła zdecydować, co robić…
- Teeee! To nie widowisko dla gapiów, ani przedstawienie teatralne tylko rzeczywistość. Ruszcie się i zróbcie pożytek z waszego oręża, a ja spróbuję uratować Serafina- poinformował Darkus, a następnie starał się dojść do poszkodowanego. Zwierzak machał łbem na wszystkie strony, ogonem tak samo, ale po kilku chwilach stracił trochę energii, więc gdy akurat Sługa Boży wykonywał przez siebie narzucone zadanie, to Bazyli interesował się jedynie ciałem obcym znajdującym się bezprawnie na jego głowie i utrudniającym zamienianie przeciwników w kamień. W ten sposób bez większych trudności dojście do Serafina było łatwe. Darkus postanowił wykorzystać szczęśliwy los i po krótkiej ocenie sytuacji przeciągnął elfa jak najdalej mógł od niebezpiecznego miejsca. Bardzo zmęczył się przy tym, ale był zadowolony, że chociaż przyjacielowi nie stanie się coś gorszego… Bo co wy było, gdyby Bazyli przypadkiem nadepnął tą swoją śmierdzącą nogą Serafina? Lepiej już nawet o tym nie myśleć!
Tępiciel Herezji nie miał czasu by badać ciało elfa za pomocą zdolności jakie swoim sługom ofiarowuje Jedyny Bóg, dlatego otworzył swoją buteleczkę z wodą i wylał część jej zawartości na twarz łucznika. Ten zbudził się i nie narzekał, że coś go boli…
- Nic cię nie boli?
- O Darkus?! Gdzie my jesteśmy, co to za miejsce?
- Jesteśmy w…
- W teatrze no tak, ale co ja tu robię jej…
- Gdzie? A ile widzisz krzeseł?
- Dwa
To było dosyć zaskakujące, ale Sługa Boży wolał upewnić się, że dobrze słyszy.
- A teraz ile widzisz?
- Czekaj muszę policzyć… piętnaście.
To musiał być jakiś chwilowy szok, ale inkwizytor nie tracił nadziei, że Serafin otrząśnie się.
- A teraz?
- A w którym rzędzie?
To akurat zdenerwowało duchownego i klepnął go mocno w policzek tak by do końca przebudził się i na szczęście to dało pozytywny efekt.
- Nie tak mocno! Co ja ci zrobiłem!?
- Właśnie ratuję ci życie! Czy coś cię boli?
- W sumie to nie. Lepiej pomóżmy drużynie.
- Tak… Chyba trzeba im pomóc, a przy okazji ostrzec by uważali nie tylko na oczy, ale i ogon. Lepiej by było gdybym nie musiał wszystkich przebudzać w taki sposób- Sługa Boży uśmiechnął się i z Serafinem dołączyli do drużyny…

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Śmierć! Śmierć! I Zniszczenie! - wrzeszczał Zak, wreszcie się uwolniwszy i okładający przy każdym krzyku bazyliszka po głowie swoim mieczem. W pewnym momencie zauważył jednak bezcelowość swoich poczynań oraz (i przede wszystkim) uśmiechniętą wielkimi kłami paszczę jaszczura. Mroczny może i był głupi, ale czasami zdawał sobie sprawę, że czasem warto się wycofać. W końcu na świecie pozostało jeszcze tylu paladynów... Zak wskoczył na łeb bestii w momencie, gdy poderwała go do góry i poszybował w powietrze... na moment.
- ZŁOOOO! - wrzasnął Mroczny zanim ciężko zwalił się na ziemię, po to tylko, żeby dostać sekundę później ogonem i wylądować na ścianie.
- Śmierć! - syknął Zak przygotowując się do kolejnego uderzenia i wyciągając płasko przed siebie miecz - nadlatujący ogon został efektownie przebity i natychmiast cofnął się przy akompaniamencie ryczącej bestii. Mroczny uśmiechnął się i nadal ignorując ból w klatce piersiowej i krew płynącą mu stróżką z ust, zamachnął się i rzucił swoim żelastwem w tylną nogę potwora - spudłował w dużym stopniu, jednak i tak osiągnął swój cel. Przelatujące ostrze cięło płytko, jednak na tyle, żeby uszkodzić więzadła - stwór przysiadł na tylnych łapach i wszyscy już wiedzieli od czego zacząć.
- Łapy... - wyrwało się z ust kompanii.

[ Wszystkim się tak bardzo chce pisaaaać :P ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować