Zaloguj się, aby obserwować  
menelsmaster

Zapomniane Krainy - forumowa gra RPG [M]

4049 postów w tym temacie

Davian był w siódmym niebie. Spokojnie metodycznie nonszalanckim krokiem chodził od jednego drowa do drugiego zabijając każdego na inny sposób. Gdy tylko wyglądający na mnicha krasnolud wleciał do sali Davian i Zak byli pierwszymi z wyciągniętą bronią. Pół-elf był jednak na starcie szybszy i doskoczył do pierwszego łucznika przebijając mu rapierem tchawicę, a następnie dobił go mizerykordią. Piruetem uniknął cięcia z góry zadanego dwuręcznym mieczem. Kolejnego ciecia uniknął kucając, by po chwili wyskoczyć i przebić serce "elfa" sztyletem. Dwóch kolejnych rzuciło się na szermierza jednak w tym właśnie momencie Kain oślepił wszystkich kula ognia. Nie zważając na to Davian skoczył do przodu, wymijając dwóch przeciwników i stając im za plecami. Gdy tylko można było coś zobaczyć pół-elf ściął obu głowy jednym mocnym cięcie. W tym momencie jednak inny drow kopnięciem przewrócił szermierza i już rzucał się na niego ze sztyletami gdy napotkał opór ostrza przebijającego jego serce. Davian zepchnął z siebie przeciwnika, wstał i rozejrzał się. Zak masakrował jednego wroga po drugim, Farin i Darkus gdzieś się ulotnili, łucznicy szyli do drowów, Kain znów coś kombinował, Youze próbował dorównać kroku Zakowi, "nowy" jakoś sobie radził, a reszty drużyny szermierz nie widział. Davian odwrócił się i wrócił do zabijania. Gdy kilka kolejnych drowów padło, a ostrze rapiera spływało czarną krwią, trzech innych, brudnych elfów rzuciło się na Davian z trzech stron widząc w tym szansę na zabicie pół-elfa. Przez moment Davian miał strach w oczach, nie mógł przecież bronić się z trzech stron. Z odsieczą przyszły mu strzały Phila kładąc dwóch drowów na miejscu. Po tym jak dolna część czaszki wraz z mózgiem rozbryznęła się na ścianie. Davian odwrócił się i kiwniecie ręki podziękował łucznikowi. Cholera może ten...tfu...elf nie jest taki zły? pół-elf rozmyślał odcinając najbliższemu drowowi rękę w której trzymał łuk celując do Kaina.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

-Muszę przyznać, że jest tu dużo rozrywek. Spadanie w pajęczynę, ujeżdżanie pająka, a teraz jeszcze moment kulminacyjny, czyli integracja z "przyjaznymi" elfami. Pytanie jak się tam znalazłem może na razie pomińmy, bo zbytnio nie chce mi się o tym mówić, ale za to jeśli chcesz, to wytłumacz mi, czemu te elfy mają czerwone oczy i co to jest Sieć, o której mówiło tamto zdradzieckie babsko?
- Wiesz ja tam się dokładnie na tych drowach nie znam, myślę że to pomaga im widzieć w ciemności… wiesz żeby lepiej było im się poruszać w takich miejscach. O Sieci za długo by mówić.
-Al….
- Jeśli chodzi o tego super wysportowanego krasnala to nie wiem czemu te elfy go nie złapały… najlepiej zapytaj się go sam jak już skończą tą sieczkę.- Farin wyjrzał za kamień patrząc na drużynę. Na ziemi leżało mnóstwo trupów…
- Jeśli to był patrol, to nie chce wiedzieć jak u nich wygląda armia…- Krasnolud przyglądał się poruszającym się z nadnaturalną precyzją i szybkością ludzi zabijających troche jakby "drętwe i otępiałe" drowy, potem na Kaina który starał się mieć niewyczerpane zapasy energii, Zak znikł gdzieś pomiędzy przeciwnikami. Wojownik przypomniał sobie opowieści o bohaterach walczących u boku Moradina… kiedy Farin był mały marzył by zostać jednym z nich… ale oni w porównaniu do jego obecnych przyjaciół to byli słabi amatorzy…
- Farin… patrz.- Darkus szepnął do przyjaciela wskazując jakiś kamień zza którego błyskały się 2 czerwone punkciki.
- 10, 9, 8...
- Co tak siedzisz zrób coś…
- Spokojnie chcesz trochę tego sera ?… 5, 4, 3...
- Co…
-2, 1, 0- Nagle za skały wyskoczył mroczny elf wymachując dwoma sejmitarami, jednak gdy był już blisko inkwizytora, strzała utkwiła w jego głowie ( oczywiście po środku czoła… idealnie…).
- Skąd wiedziałeś…
- Wiesz znam już trochę Serafina i Phila…- mówił pijąc wodę- Kain i tak wyczaruje nowy prowiant…
- Darkus.
- Tak?
- Znasz jakieś piosenki?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Po szybkiej wymianie strzał między dwiema wrogimi sobie grupami i jej mizernych wynikach, drowy szybko i sprawnie zeskoczyły na dno jaskini wyrywając z pochew sztylety i miecze. Członkowie drużyny zrobili to samo. Przeciwnicy mieli przewagę liczebną, ale, jak zauważył krasnolud, jego nowi znajomi byli naprawdę nieźle wyszkoleni. Nie zwlekając, Glizzdor podbiegł do najbliższego wroga, który nie zrezygnował jednak z łuku i nie atakowany przez nikogo spokojnie mierzył w kierunku ogarniętego szałem bitewnym Zaka. Krasnolud przykucnął i korzystając z okutych przedramion, wyprowadził potężny cios pod kolano. Trzasnęła kość, a przeciwnik bezwładnie poleciało do tyłu. Glizzdor podtrzymał go i natychmiast zarzucił mu nunchaku na szyje, dławiąc jego oddech w żelaznym uścisku. Trzymając w ręku nieużyteczny już łuk i leżąc prawie na ziemi z pogruchotaną nogą, mroczny elf nie mógł się bronić. Krasnolud wziął zamach i solidnym, wyuczonym kopnięciem w plecy złamał mu kręgosłup. Odepchnął ciało i poszukał wzrokiem innych przeciwników. Ujrzał jakiegoś maga, który z pomocą wyposażonego w łańcuch mężczyzny próbował znaleźć chwilę na ułożenie zaklęcia. Ustawiony lekko na uboczu elf wspomagał kompanów szyjąc z łuku. Krasnolud i jakiś człowiek w szacie, co z uśmiechem zauważył Glizzdor, skryli się za masywnym kamieniem, gawędząc i nie przejmując się bitwą. Jego uwagę przykuła jednak najbardziej jakaś wysoka postać z rapierem i sztyletem w dłoniach. Sądząc z rysów twarzy, chyba pół-elf. Szalał po polu bitwy jak w transie, skacząc od jednego przeciwnika do drugiego.

Nagle ciemność rozproszył oślepiający błysk. Krasnolud odruchowo przyłożył dłoń do oczu i pochylił się. Całe szczęście, ustawiony był bokiem do źródła światła, więc mimo mnóstwa białych plam przesłaniających obraz, co nieco widział. Jednak stojący obok drow nie miał tyle szczęścia. Wyglądał na kompletnie otumanionego i chwilowo niewidomego. Glizzdor w dwóch krokach znalazł się przy nim i dwoma potężnymi uderzeniami pięści w krocze i brzuch zmusił go do zgięcia się wpół i upadku na kolana. Wtedy, wciąż z tańczącymi przed oczami błyskami, schwycił go lewą ręką za gardło i kilkoma ciosami prawego przedramienia zmasakrował mu twarz. Krew obryzgała kaftan krasnoluda. Dla pewności uderzył jeszcze raz i rozluźnił uścisk. Pozbawione życia ciało bezwładnie opadło na ziemię.

Glizzdor potrząsnął głową i odzyskując wzrok, sprawdził jak z innymi. Opętany pół-elf właśnie pozbawił głów dwóch przeciwników. A następnie, zanim krasnolud zdążył cokolwiek zrobić, pozbawił życia jeszcze jednego. I jeszcze dwóch... I trzech... Mnich otarł czoło z potu i zagwizdał z podziwem. Wtem spostrzegł chyba jedynego pozostałego przy życiu drowa z sejmitarem w dłoni, skradającego się w cieniu skalnej półki w stronę głazu, za którym skryta była nie biorąca udziału w walce dwójka. Wyglądali na nieświadomych niebezpieczeństwa. Glizzdor ocenił odległość i już brał zamach, aby rzucić nunchaku w stronę nieprzyjaciela... gdy w tej samej chwili padł on na ziemię ze strzałą sterczącą dokładnie ze środka czoła.

Krasnolud odetchnął i spojrzał na elfa, który ją wypuścił.
- Chyba sam Kossuth zawiódł mnie do tej jaskini... – Powiedział powoli, zerkając na wyściełaną ciałami wrogów ziemię. Następnie zwrócił się ponownie w stronę Phila i dokładnie się mu przyjrzał. Doszedłszy najwidoczniej do jakiegoś pozytywnego wniosku, wyszczerzył zęby w uśmiechu, który w połączeniu z nutką szaleństwa w przekrwionych oczach i plamami juchy na rękach oraz kamizeli trudno było nazwać wesołym i zamaszyście wyciągnął dłoń w stronę elfa. – Glizzdor.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Phil - powiedział elf, rozglądając się bardziej po polu bitwy, niż zwracając uwagę na cechy szczególne krasnoluda. - Cholera...
Gdzieniegdzie leżały głowy drowów, czasami dośc daleko od swoich właściwych ciał. Zresztą, kto by spamiętał ktore pasowały do których. Ciała były zmasakrowane. Walka była szybka. I to tyle co można było powiedziec. "Cholera... pająk ujechany w kilka chwil, drowy w niecałe piętnaście minut... Ciekawe ile zeszloby na cały Menzoberanzan..." Elf spojrzał na towarzyszy. Nawet się nie zmęczyli. Z uśmiechem poopatrzył na Darkusa i Farina, którzy jak gdyby nigdy nic siedzieli sobie oparci o stalagmity i prowadzili jakąś wesołą pogawędkę. Przegryzając oczywiście jakies suszone mięso.
- No dobra, może teraz chwilę odpoczniemy? - puścił elf bardziej w powietrze i nie oczekiwał odpowiedzi. Zwrócił się jednak do dziwnego krasnoluda - Możesz nam opowiedziec, skąd się tutaj wziąłeś?

[No dobra panowie... kilka spraw:
1. Z przyczyn nam nie znanych, jak już pewnie wszyscy zauważyli Yebran umarł śmiercią naturalną.
2. Nie, nie będzie ogólnie. Davian, czy ty słyszałeś kiedykolwiek o drowach?! To nie są orki, które są masą bitewną używaną do zwalczania wroga. To są cholernie inteligentne istoty, z refleksem dorównującym elfom, a może i nawet przewyższającym go. Do tego bardzo dobrze wyszkoleni, i to w dodatku w swoich warunkach.
3. Darkus i Farin usilnie w swoich postach próbują uzmysłówić jak bardzo kozaczymy ostatnimi czasy, ale widzę że w sumie do nikogo to nie dociera i trzeba powiedziec w prost: Pajęczyna lepi się zawsze, a pająka raczej ciężko jest ujechac, o ile w ogóle da się mu siąśc na plecach. Drowom nie da się ściąc głowy tak o. Walka z patrolem drowów, to nie jest walka z której wychodzi się bez szwanku...
4. Drowy i dwuręczny miecz... jakoś nie słyszałem dotychczas.
5. Zabic więcej drowów niż było w patrolu... Panowie, no coś tu jest nie tak... :/
6. Kapłankę na razie wam daruję, ale to już ostatni raz. Później polecą głowy.
Panowie, skończmy tę zabawę z zabijaniem kogo popadnie jednym ciosem, i pokażmy że jesteśmy w stanie napisac coś bardziej kreatywnego niż "Ciacham go mieczem, krew bryzga on leży, ja mam dziką satsfakcję z tego, że krew ochlapała mi ubranie." I dajmy też innym trochę powalczyc. Jesteśmy drużyną, można przecież wykorzystac (bez skojarzeń proszę) towarzysza do pomocy w walce... Ale niech to ma sens. Rozumiem, że gdy walczymy z dużą ilością słabych przeciwników, to chcemy trochę poszalec. Ale to nie była duża ilośc słabych przeciwników.
Dobra, na razie tyle, zjedzcie, odpocznijcie i przedewszystkim przemyślcie kilka spraw...]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Rzeźnia jaka rozgrywała się za kamieniem musiała być straszna i krwawa skoro krzyki były tak głośne i zarazem dziwne przez co Słudze Bożemu aż ciarki po plecach przechodziły. Gdy Darkus zebrał się na odwagę i wyjrzał za bezpiecznej kryjówki zobaczył świecące oczy brudnego elfa, który chwilę potem leżał martwy na ziemi poprzebijany strzałami przyjaciół. Inkwizytor miał nadzieję, że ten patrol składał się po prostu z nowicjuszy albo durni, co za dużo wypili i poszli na patrol, choć te domysły i tak niepokoiły, gdyż po pewnym czasie może ruszyć kolejna grupa, która będzie zaniepokojona nieobecnością kilku brudasów. Jednak na razie można było czuć się spokojnym, gdyż było żarcie, ochroniarz Farin, koniec potyczki, a zaraz może coś jeszcze…
- Darkus.
- Tak?
- Znasz jakieś piosenki?
- Oczywiście, że znam- odchrząknął i zaczął śpiewać pieśń świątynną, ale ta chyba nie spodobała się krasnoludowi.
- Nie! Chodziło mi o co innego! Może znasz cos ciekawszego?- Farin głośno krzyknął tak by Darkus usłyszał jego słowa, a trzeba przyznać, że Sługa Boży zaangażował się w swoją pioseneczkę.
- No dobrze, to trzeba było od razu, a nie teraz narzekasz! Było powiedzieć, że chodzi ci o świeckie piosnki- na chwilę przerwał, gdyż zastanawiał się, co by tu wybrać- Może zaśpiewam ci pioseneczkę o Pacyfiku, to znaczy o takich niespokojnych wodach, które znajdują się w moich rodzinnych stronach. Jako ciekawostkę dodam, że piraci Jack’a ją śpiewali, choć nie wiem skąd ją znali! Zaczynam!
Sytuacja wyglądała tak, że walka skończyła się, więc Darkus wyszedł zza kamienia.

Kiedy szliśmy przez Pacyfik,
- Way-hey, roluj go,
Zwiało nam z pokładu skrzynki
- Taki był cholerny sztorm!


Sługa Boży klasnął i zaśpiewał refren

Hej, znowu zmyło coś,
Zniknął w morzu jakiś gość,
Hej, policz, który tam,
Jaki znowu zmyło kram.


- A teraz druga zwrotka!- dopowiedział i znowu śpiewał

Kiedy szliśmy przez Pacyfik,
- Way-hey, roluj go,
Zwiało nam z pokładu skrzynki,
Pełne śledzia i sardynki
- Taki był cholerny sztorm!

Hej, znowu zmyło coś,
Zniknął w morzu jakiś gość,
Hej, policz, który tam,
Jaki znowu zmyło kram.


W tym czasie drużyna patrzyła na duchownego ze zdziwieniem, bo chyba po raz pierwszy tak się zachowywał, a do tego w takim nieprzyjaznym miejscu i po tak dziwnej sytuacji. Po kilku zwrotkach jak zrozumieli, o co w niej chodzi, to część drużyny dołączyła do śpiewania.

Kiedy szliśmy przez Pacyfik,
- Way-hey, roluj go,
Zwiało nam z pokładu skrzynki,
Pełne śledzia i sardynki
Kosze krabów, beczkę sera,
Kalesony oficera,
Sieć jeżowców, jedną żabę,
Kapitańską zmyło babę,
Beczki rumu nam nie zwiało -
Pół załogi ją trzymało.
- Taki był cholerny sztorm!


Gdy skończyła się piosenka, to Darkus dopiero wtedy opamiętał i zarumienił się oraz zrozumiał, że nie powinien tak się zachowywać, gdyż w końcu jest inkwizytorem, ale na razie nikt mu uwagi nie zwrócił.
- No to może coś jeszcze zaśpiewamy?!- zapytał się, ale potem dodał- jak ktoś jest ranny, to mogę mu zrobić opatrunek!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Farin z wielkim zdziwieniem przypatrywał się śpiewającemu przyjacielowi. Nigdy nie widział go takiego… z uśmiechem i pieśnią na ustach. Może sceneria i sytuacja nie pasowała zbytnio do tekstu tej piosenki, a wrzaski stanowiły tło dla melodii, jednak krasnolud po chwili też zaczął mruczeć refren.
Po chwili odgłosy walki ucichły jedynie Zak bawił się z Puszkiem biegając i szukając konających.
- Ee Darkus psst….
Kalesony oficera,
Sieć jeżowców, jedną żabę, …

- Kończ już…
Pół załogi ją trzymało.
- Taki był cholerny sztorm!

- No wreszcie słuchaj może im potrzebna jest jakaś pomoc?- krasnolud wskazał na towarzyszy jednak z zdziwieniem nie… przerażeniem stwierdził iż po wybiciu kilkudziesięciu drowów nikt nie odniósł poważniejszych ran… niesamowite… Jedynie druid i niziołek mieli jakieś zadrapania.
- Hmm zapraszam, pewnie napilibyście się wody?- Spytał krasnolud chociaż po tym co widział wcale by się nie zdziwił gdyby nikt o wodę nie poprosił… ale mylił się, każdy był zmęczony. Po chwili wszyscy siedzieli i odpoczywali jedynie Darkus chodził z rozwartymi ze zdziwienia oczami nie znajdując nigdzie potrzeby udzielenia “pomocy medycznej”.
Phil zwrócił się do dziwnego krasnoluda:
- Możesz nam opowiedzieć, skąd się tutaj wziąłeś?
- A ja jestem ciekaw skąd pochodzisz… muszę przyznać że różnisz się od krasnoludów jakie znam- Spytał Farin nabijając mchu do butelki z resztą wody. Nie wiedział co chce przez to osiągnąć, może te dziwne podmrokowe ziele puści sok lub zrobi cokolwiek.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 15.01.2008 o 16:51, nuraghe jr napisał:

phil von roden moge pograc? jak cos to dai emaila


[lepiej na gg (6406403) się odezwij, to Ci wszystko wyjaśnie i się dogadamy. Wszystkie offtopy piszemy w [], a najlepiej nie pisz ich więcej]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Darkus! Noż do jasnej cholery! - mag nie krzyczał. Choć po występie inkwizytora nie miało to większej różnicy. - Czy wy w ogóle zdajecie sobie sprawę gdzie jesteście!? - Kain nie podnosił głosu. Wystarczył ton jakim się posługiwał żeby wszyscy zamilkli. - Co wy myślicie? Że jesteśmy na jakimś pikniku czy wycieczce krajoznawczej?! DO jasnej cholery, to jest PODMROK! Fakt że na razie spotkaliśmy tylko tego pająka i jeden dziwny, tak Youze dziwny bo gdyby był normalny to już dawno leżał byś trupem, patrol drow''ów jest po prostu zdumiewający. Zwłaszcza że zachowujecie się jak przekupki na targu.
- Kain...
- Nie, Phil, daj mi skończyć. Oni nawet nie ukończyli szkolenia w Akademiach. Nie mieli nawet swoich osławionych ręcznych kusz z zatrutymi bełtami, tylko jakieś łuki i nieporęczne miecze. A teraz może w końcu zaczniecie się zachowywać jak przystało na Podmrok, skończycie ze śpiewami, głośnymi rozmowami i zaczniecie zastanawiać się jak tu przeżyć a nie kogo następnego zabić? I sugeruje poszukać innego miejsca na popas, tu zaraz będzie pełno ścierwojadów i innych mieszkańców Podmroku którzy poczują świeżą krew. - Kain nie podniósł głosu nawet na moment, miał nadzieje że jego towarzysze posłuchają jego słów. Dla swojego własnego dobra. Nie czekając na odpowiedź mag poszukał ciała kapłanki. Zawsze mogła mieć przy sobie coś interesującego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Phil wysłuchał z uwagą słów Kaina.
- Wiesz co, Kain...? Dziękuję Ci. Z ust mi to wszystko wyjąłeś. A teraz zbieramy się panowie, i idziemy dalej. Musimy dopasc tego kogo ścigamy, a myślę, że udało mu się nadrobic stratę. Z każdym krokiem zagłębiamy się od teraz w Podmrok, i nigdy nie wiadomo co się nam może przytrafic. Wyślę Ebrila w przód, żeby poszukał tropu.
Elf kucnął spojrzał tygrsowi w oczy i wyszeptał do niego kilka słów. Kot warknął, odwrócił się i pobiegł w ciemne korytarze.
- Idziemy! Kain... co ty tam robisz z tą kapłanką? - elf zwrócił się do krasnoludów podchodzących właśnie do niego. - Może teraz udzielisz nam odpowiedzi na nasze pytania Glizzdorze? - ukradkiem spojrzał jeszcze na korytarz, z którego właśnie wyszli...

[No, dobra, weźcie się na serio za te posty, bo ostatnio coś nie najlepiej to wychodzi. Ja nie wiem, czy wszyscy z formy wypadli, czy co, ale to przechodzi ludzkie pojęcie po prostu co się tutaj dzieje. Prośba do tych, którzy nie grają zbyt długo - konsultujcie posty z kimś kto gra dłużej - na złe Wam to nie wyjdzie, a chyba wszystkim nam zależy, żeby bawic się jak najlepiej i przy tym na dośc wysokim poziomie. Przyznam, że fabuła nie jest obecnie jakoś mocno porywająca, ale dołożę wszelkich starań, aby to się szybko zmieniło.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Idziemy! Kain... co ty tam robisz z tą kapłanką?
- Szukam czegoś ciekawego. Zresztą, pozostali też mogli by sie rozejrzeć za jakimś lepszym ekwipunkiem.
Nie zwracając już uwagi na resztę Kain podszedł do ciała kapłanki. Wypowiedział proste zaklęcie ujawnienia magii. Ku jego głębokiemu rozczarowaniu ciało pozostało matowe. Żarzył lekko tylko jeden pierścień. lepsze to niż nic... Mag nie miał teraz czasu badać jego właściwości, więc tylko włożył go na swój palec. Sprawdził jeszcze kieszenie szat. Zawsze można było znaleźć jakiś eliksir. Tym razem mag miał szczęście. Znalazł trzy buteleczki, co prawda nie za duże ale zawsze coś. Ostrożnie odkorkował pierwszą z nich. Eliksir pachniał lekko cynamonem. Jak większość mikstur leczniczych. Pozostałe dwa okazały sie podobne, jednak Kain nie miał zamiaru wypróbowywać ich na sobie.
- Skończyłeś już?
- Tak, już idę.
- Może teraz udzielisz nam odpowiedzi na nasze pytania Glizzdorze?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wszystko robiło się bez sensu, gdyż znowu ruszyli powoli w drogę, a na odpoczynku nikt nie zachowywał się optymistycznie oprócz Darkusa i Farina. Inni byli poważni jakby świat miał się zawalić, choć do tej pory, to drużyna zawalała innym świat, a to demonom, smokom, wojewodom, nieumarłym, czy teraz jeszcze drowom. Sługa Boży coraz mniej rozumiał logikę tej grupy poszukiwaczy przygód. Jak trzeba było być poważnym, to większość zachowywała się niestosownie, a jak przyszedł moment na rozluźnienie atmosfery, to niektórzy jakby po złośliwości stawali się cisi, spokojni i przestrzegający grupę przed zabawą. Inkwizytor również powoli tracił cierpliwość wobec Youzego, który do tej pory nie odpowiedział na pytania drużyny. Należało coś wymyślić, przedsięwzięć jakieś kroki, zrozumieć całą sytuację, a w tej kwestii trzeba znaleźć stronników. W tym celu Darkus przybliżył się do Kaina, lekko szturchnął go i po cichu rozpoczął rozmowę.
- Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam, a jeśli przeszkadzam, to mam nadzieję, że chwilę wytrzymasz rozmawiając ze mną- rozpoczął zawiłe rozumowanie, ale opamiętał się przypominając sobie o tym, że mag nie lubi zbyt rozległych dysput- tak więc zastanawiam się, czy chciałbyś poznać sekrety Youzego, które przed nami ukrywa, a w ten sposób utrudnia postępowanie naszej misji. Nie możemy pozwolić by jakiś sługa manipulował nami, a tym bardziej w taki sposób. Chciałbym, żebyśmy zaprotestowali w jakimś momencie, zatrzymali naszą drużynę i żeby ten obcy powiedział co wie…
Chwilę odczekał, gdyż właśnie jakiś nowy członek grupy przechodził, a gdy troszkę odszedł dalej kontynuował.
- Spójrz tylko. Nie minęło zbyt wiele czasu, a w naszej grupie mamy trójkę nowych, z czego co najmniej dwóch z nich jest teraz według mojej oceny podejrzanych. Nie możemy bez końca iść tak beztrosko, bo co zrobimy, gdy za którymś razem okaże się, że niektórzy z tych obcych są zdrajcami, szpiegami lub sługami tej Sieci? Właśnie ty chyba orientujesz się w sytuacji jeszcze lepiej ode mnie. To mógłbyś wytłumaczyć mi, czym jest ta Sieć, o której mówiło tamte babsko?
Darkus miał nadzieję, że choć mag miał trochę inny charakter od niego, to się dogadają. W końcu muszą być zgrani… tym bardziej, że wchodzą coraz głębiej w dziwne, mroczne i tajemnicze miejsce zwane Podmrokiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Youze siedział jeszcze trochę oparty o kamień rozmyślając ostatnią walkę. Nagle poczuł przeszywający ból na nodze. Odwinął lekko spodnie i zobaczył, że ma szeroką ranę na udzie. A jednak któryś drow mnie trafił ... wiedziałem, że są to szybkie istoty, ale że aż tak ? ... Poprosił Darkusa, aby spojrzał okiem na jego ranę. Okazało się to nie groźne. Miałem szczęście, że nie mieli zatrutych ostrzy ... Siedział powoli myśląc o minionej walce, jego pierwszej poważnej walce w nowym towarzystwie. Nigdy nie lubił dużych grup przeciwników, zawsze wolał mieć jeden konkretny cel, taki był w końcu jego zawód. Nie był typem mrocznego siepacza, dla którego zranienie smoka nie jest problemem, wolał dyskrecję. Siedząc i przysłuchując się piosenką Inkwizytora zaczął marzyć o dalekich podróżach, jednak mobilizujące i mądre wezwanie Kaina skończyły marzenia, dalekie krainy migiem zniknęły mu z przed oczu. Teraz znajdował się tutaj, w Podmroku. Oczy powoli zaczęły się przyzwyczajać do ciemności ... poczuł to, pamiętał jeszcze swoje nocne łowy we Wrotach Baldura. Właśnie, ostatnio nie nawiedzają mnie wspomnienia ... jestem ciekaw dlaczego. Ale to dobrze, choć na chwilę poczuć wolność umysłu ... bardzo dobrze. Wstał, przyjrzał się nowemu członkowi grupy i poszedł po swój łańcuch. Powinienem trochę poćwiczyć w posługiwaniu się nim, coś jak na razie nie za dobrze mi poszło a to całkiem ciekawa broń przyznać muszę. Podczas szukania łańcucha nie znalazł niczego ciekawego przy ciałach drowów, zauważył tylko, że ich krew jest zupełnie czarna, jednak jemu bardziej przypadła do gustu ludzka, czerwona, hehe. Podszedł to Glizzdora:

- Witam Cię. Na razie nie będę wtajemniczał Cię w nasz cel, nim mniej wiesz tym lepiej. Wiedz tylko, że kogoś szukamy, reszty prawdopodobnie dowiesz się po drodze. Staraj się nie wybijać z grupy i współpracować, a będzie dobrze.
- Mhm ... rozumiem.
- Dobrze. Choć nie jestem liderem grupy to wyrażam moje potwierdzenie, abyś został z nami przez jakiś czas, a może dłużej, jeśli będziesz zaufanym krasnoludem. Każda para ... nunchaku nam się przyda ... aha, i uważaj na Farina - to ten potężny krasnolud z toporem, niezbyt lubi innych przedstawicieli swojej rasy, ale może uda Ci się z nim zegrać.
- Cóż ... postaram się.
- Więc dobrze, uważaj na siebie.
- Jestem gotowy Kain, możemy ruszać. - Mówiąc te słowa poprawił łańcuch, sprawdził czy wszystko jest na miejscu. Jego miecz, jedyna pamiątka z dawnego życia nadal tkwiła w pochwie (proszę, bez aluzji, heh). Wyjął broń, nie musiał nawet go przecierać, z jego powierzchni krew spływała wyjątkowo szybko. Pomagało to w zacieraniu dochodów, słyszał bowiem, że w Thay są czarownicy, którzy wg. krwi potrafią rozpoznać człowieka. Często podczas zabójstw są do nich wysyłane próbki krwi, ich skuteczność wykrywania jest ogromna. Taak ... stare, nie koniecznie dobre czasy ... teraz najważniejsze było to, że czarne koszmary nie powracały, oby tylko nie żaden nie rozegrał się tutaj, na ziemi ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Na początku mag spojrzał się na inkwizytora trochę dziwnie. Jednak tym razem Sługa Boży
mówił z sensem.
- Wyjątkowo się z tobą zgodzę Darkusie. Troszkę on sie tu nam za bardzo panoszy. - to mówiąc ściszył jeszcze głos żeby mogli usłyszeć najnowszy wywód Youzego który podszedł do Glizzdora.
- Witam Cię. Na razie nie będę wtajemniczał Cię w nasz cel, nim mniej wiesz tym lepiej. Wiedz tylko, że kogoś szukamy, reszty prawdopodobnie dowiesz się po drodze. Staraj się nie wybijać z grupy i współpracować, a będzie dobrze.
- Mhm ... rozumiem.
- Dobrze. Choć nie jestem liderem grupy to wyrażam moje potwierdzenie, abyś został z nami przez jakiś czas, a może dłużej, jeśli będziesz zaufanym krasnoludem. Każda para ... nunchaku nam się przyda ... aha, i uważaj na Farina - to ten potężny krasnolud z toporem, niezbyt lubi innych przedstawicieli swojej rasy, ale może uda Ci się z nim zegrać.
- Cóż ... postaram się.
- Więc dobrze, uważaj na siebie.
- Jestem gotowy Kain, możemy ruszać.
Mag pokręcił lekko głową.
- On się zaczyna za bardzo nam tu panoszyć. Co on sobie wyobraża, że zostanie naszym przywódcą? Niedoczekanie jego. - Coś w oczach Kaina mówiło Darkusowi że nie chciał by się znaleźć się w skórze Youzego, gdyby ten został sam na sam z magiem. - Mam tylko nadzieje, że gdy dojdzie do małego "przesłuchania" nie będziesz miał nic przeciwko naszym metodom? - tu wymownie spojrzał się na Zaka, który sprawdzał czy jego nowy dwuręczniak jest aby na pewno ostrzejszy od brzytwy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Marvolo jak zawsze kroczył na tyłach. Nie ze względu na to, że jego zadaniem było pilnowanie bezpieczeństwa, ale dlatego, że wolał samotność. Nawet po tak długim pobycie wśród tych wszystkich osób. Co najciekawsze... Ostatnich godzin druid wcale nie pamięta. Najpierw spadając w dół na sieć pająka, uderzył głową w wystający kamień, co spowodowało sporą utratę przytomności. Od innych dowiedział się, że przez cały ten czas coś mruczał pod nosem.
" Zapewne niektórzy uznali, że coś próbuję zrobić... Ehh.... Zapewne nowi. Nie wiedzą, że do wzywania pomocy, trzeba być przytomnym?... "
Gdy tylko odzyskał przytomność, zobaczył Zaka ujeżdżającego wielkiego pająka.
" Jeszcze nam tylko cholera jakieś Zaklerii brakowało... "
Druid stojąc pewnie na ziemi, pomacał tył głowy. Momentalnie syknął z bólu, cofając rękę. Gdy słabe światło pochodni lekko oświetliło dłoń, jasna krew zabłyszczała w ciemności...

Z daleka Marvolo słyszał odgłosy walki. Mimo szczerych chęci, nie miał jak wesprzeć swoich towarzyszy. Przykładając do tyłu czaszki drobiny mchu, porostów, trochę mazi z grzybów i mrucząc modlitwę pod nosem, starał się zasklepić krwawiącą ranę i choć trochę zmniejszyć ten &!%&*)% ból głowy...
" Byleby się tylko Darkus do tego nie dorwał. Co jak co, jednak niech za leczenie poważniejszych ran się lepiej niech nie bierze... Zwłaszcza do leczenia niewierzącego przy pomocy modlitw do swego bóstwa.... "

Łomot walki ucichł w momencie, tak samo jak zniknął ból głowy. Zwęglone skrawki mchu walały się po ziemi dookoła stóp druida. Ich energia wystarczyła do naprawienia uszkodzenia. Marvolo pokręcił głową w prawo i lewo, a następnie zrobił nią obrót. Wszystkie kości karku momentalnie zatrzeszczały.
" Auć... Cholewcia... Chyba coś mi jednak zostanie na pamiętkę... "
Pocierając obolały kark, Druid ruszył za odchodzącą grupką...

- ... aha, i uważaj na Farina - to ten potężny krasnolud z toporem, niezbyt lubi innych przedstawicieli swojej rasy, ale może uda Ci się z nim zegrać.
" Że CO?! Skąd ten szpieg może wiedzieć cokolwiek na temat krasnala?... Farin i nielubienie innych krasnoludów?... Co do duergarów to się zgodzę, ale co do reszty?... "
- On się zaczyna za bardzo nam tu panoszyć. Co on sobie wyobraża, że zostanie naszym przywódcą? Niedoczekanie jego.
Druid usłyszał słowa Kaina. Nie czekał długo na resztę.
- Mam tylko nadzieje, że gdy dojdzie do małego "przesłuchania" nie będziesz miał nic przeciwko naszym metodom?
- Co do mnie... Z mojej strony żadnego sprzeciwu Kainie. Z ochotą Wam pomogę... W końcu czego się nie robi dla dobra reszty? Też mi coś w nim nie pasuje... - dodał już znacznie ciszej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Poco mam walczyć skoro sami dajecie sobie doskonale rade.- Myślał Krasnolud słuchając wypowiedzi Kaina i przeglądając ciała zmasakrowanych wrogów… jedyne co mogło się nadać był mały sztylet… Potem grupa ruszyła dalej, w stronę gdzie pobiegł Ebril.
- Oby nic mu się nie stało…- myślał krasnal.
-... aha, i uważaj na Farina - to ten potężny krasnolud z toporem, niezbyt lubi innych przedstawicieli swojej rasy, ale może uda Ci się z nim zegrać.
Wojownik słysząc słowa szpiega przez ułamek sekundy zastanawiał się nad ich sensem po czym jego umysł owładnęło tak nieznane, a jednak tak przyjemne uczucie- gniew. Runa na niesionym przez Farina toporze lekko zajaśniała. Przyspieszył kroku, starając się doścignąć człowieka. Na broni zajaśniało kilka innych znaków… Krasnolud doszedł do pleców Youzego po czym mocnym ciosem uderzył w jego udo sprawiając że ten upadł. Przyczyną tego iż szpieg nie wyczuł wojownika była, być może rozmowa z Glizzdorem i ostatnia walka, która go wymęczyła. Wojownik chwycił człowieka za kołnierz koszuli i przycisnął do ściany. Ręka nieubłagalnie zbliżała się do świecącego topora.
- Nigdy nie warz się tak o mnie mówić, nie znasz mnie, nic o mnie nie wiesz, nie obchodzi mnie kim jesteś- tu zaklął w swoim języku- jeśli jeszcze raz tego spróbujesz to…- Krasnolud opanował się… stał teraz z wzniesionym do ataku toporem… trzymany przez Zaka i Darkusa, a celował w stronę lekko przerażonej twarzy…
Odsunął się po czym odszedł w głąb tunelu stając obok Phila.
- Nie musiałeś…
- Zamilcz… idziemy…
Farin zastanawiał się co właśnie zrobił lub próbował zrobić. Stracił nad sobą kontrolę… popatrzył na ostrze topora, które jeszcze trochę się świeciło…
-Gniew… muszę nad sobą panować… mogę stracić tak wiele.- Obrócił się. Obok szpiega szedł Davian za krasnoludem natomiast lekko uśmiechnięty Zak i Marvolo patrzący na ręce wojownika.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Nie musiałeś…
- Zamilcz… idziemy…
Elf ugryzł się w wargę. Coś z nim było ostatnio nie tak. Czuł, że w jakiś sposób oddalil się od przyjaciół. Nie chciał aby to się pogłębiało. Jednakże atmosfera w drużynie i tak nie była zbyt przyjazna. Kilku nowych, którzy dopiero wczuwali się w klimat drużyny, w dodatku co najmniej jeden podejrzewany o szpiegostwo. Nie żeby elf, też go nie podejrzewał. "Trzeba zawsze uważac..." Poruszali się również w jakimś bezładzie. Szli kilka minut w milczeniu. Korytarz skierowany był nieco w górę. Swobodnie mogło iśc w nim dwóch rosłych mężczyzn, bez schylania się czy nawet pochylania głowy. Na początku pochodu, w środku i na końcu niesione były trzy pochodnie rozświetlające bezkresne mroki Podmroku. Nierówna, czarna nawierzchnia podłoża i ściany oraz sufit nie odbijały światła, dlatego wydawało się, że pochodnie dają jakby mniej światła niż zwykle. Chropowate powierzchnie rzucały cienie rozmaitych kształtów. Od czasu do czasu ktoś się potknął na wystającym kawałku skały. Było widac, że tunel ten powstał w naturalny sposób. Po kilkunastu minutach niezbyt wyczerpującego marszu, w migoczącym świetle pochodni dotarli do miejsca gdzie tunel rozwidał się. Jedna odnoga wędrowała prosto i trochę w dół, natomiast druga w lewo i delikatnie do góry. Po chwili z dolnego tunelu nadbiegł Ebril. Odwrócił się tam skąd przyszedł i warknął cicho. Phil zarządził ciszę. Co prawda nie zrobiło to wielkiej różnicy bo i tak nikt nic nie mówił. Ale ubrania przestały szeleścic. Po chwili z dołu dało się słyszec szelst kroków wielu małych stóp. Widac nadchodzące istoty nie były zbyt ciężkie, ale było ich dużo. Elf wskazał górny korytarz i ciszę przejeżdżając dłonią przed szyją. Po kilku chwilach wszyscy stali w rzędzie przylgnięci do ściany w korytarzu idącym do góry. Jeszcze kilka chwil później zza zakrętu wyłoniły się dwa gobliny. Spojrzały jedynie ukradkiem w górny korytarz i nie dostrzegając w świetle ich nikłych pochodni żadnego ruchu, czy czegoś podejrzanego, poszły dalej. Phil poczuł ulgę, że białe ubarwienie futra Ebrila nie odbiło światła. Na szczęście tygrys stał daleko. Elf odwrócił głowę w stronę korytarza gdzie ukrywali się towarzysze. Zauważył, że Davian już szykuje sztylet i przygotowywuje się do biegu. Łowca powstrzymał go ręką. Popukał się w czoło, patrząc wymownie na pół-elfa. I na Zaka oczywiście. Zaraz po tym, zza zakrętu wyłoniło się około stu goblinów. Kiedy wszystkie przeszły, elf wskazał iśc dalej w górę.
- Dlaczego nas powstrzymałeś elfie!? - Davian był widocznie lekko podenerwowany na von Rodena.
- Właśnie ZŁO! Przecież dalibyśmy radę! Śmierc!
- Tu nie chodzi o to że nie dalibyśmy rady. Ale jak to sobie wyobrażacie? Zabijemy tych goblinów, co już nie byłoby takie łatwe bo nawet ty Zak, jesteś dupa, jak jest wrogów kupa. I co potem? Przyjdą gnomy? Sfirwneblingi? Więcej drowów? Inne podmrokowe cholerstwo? I tak bez końca tak? Trzeba się jak najszybciej oddalic, z tej okolicy jasne?
Obaj odeszli nieco naburmuszeni.
- Chłopaki... - Darkus idący z przodu zaczął powoli i przełknął ślinę - Tu nie ma ściany...
Towarzysze podeszli do inkwizytora. Faktycznie, podłoga się kończyła a ściany nie było. Na wyciągniętej dłoni czuc było powiew powietrza.
- Hmm... coś myślę że musimy poświęcic pochodnię. - Serafin sięgnął do plecaka i odpalił pochodnię. Rzucił ją w dół przepaści. Leciała długo. Potem leciała jeszcze chwilę. I znów leciała przez jakiś czas. W końcu stracili ją z oczu.
- Chłopaki... zapalmy jeszcze jedną co...? - Darkus wyglądał na lekko przestraszonego. Ścieżka prowadziła wzdłuż głębokiej... bardzo głębokiej przepaści. Wędrowali przez jakiś czas dusząc się ciężkim tutaj powietrzem. Po kilku minutach:
- Patrzcie!
Ich oczom ukazał się szereg lekko łukowato ustawionych światełek. Prowadziły prostopadle do ścieżki i kończyły się na równoleglej ścianie. Widac było, ze rozpadlina jest bardzo szeroka. - To musi byc most! I w dodatku ktoś przez niego przebiega... już kończy w zasadzie.
Rzeczywiście w równoległeś scianie znikała smukła, znana towarzyszom już postac...

***

- Nie wytrzyma nas wszystkich. Musimy przechodzic pojedynczo. - Farin wykazał się znajomością budowli kamiennych. I mimo tego, że most prezentował się monumentlalnie i okazale wszyscy mu zaufali. Na szczęście...
- No cóż... wygląda na to, że nie mamy wyjścia. Trudno.

Kilka minut później, po drugiej stronie mostu znajdowali się Phil, Davian, Glizzdor i Youze.
- Teraz Ty Farinie!
Krasnolud śmiało wkroczył na most. Wydawało się, że wszystko będzie w porządku. Nagle jednak, krasnolud zatrzymał się na środku.
- Co się stało?
- Coś tu chrupnęło... - po chwili wszyscy usłyszeli potężny trzask, a Farin dodatkowo zauważył pęknięcie, dokładnie na środku około stumetrowego mostu. Wyraźnie przyśpieszył. Jednak widac, most nie był najnowszy i po prostu zaczął się rozsypywac.
- Szybciej Farinie! - krasnolud zacisnął zęby i przyśpieszył bieg. Miał jednak złe przeczucia. I tak jak uważał, tuż przed końcem most i pod nim zawalił się i kamienie zaczęły spadac w dół. Razem z pochodniami, i tak momentalnie zrobiło się ciemno. Phil widział tylko pochodnię trzymaną przez Darkusa, po drugiej stronie rozpadliny. Widział tylko przez ulamek sekundy, gdyż rzucił się w przód w poszukiwaniu jakiejkolwiek części ciała przyjaciela. Na szczęście już prawie poza zasięgiem, udało mu się złapac krasnoluda za nadgarstek. Poczuł jak całe jego ciało napina się i sam zaczyna sunąc po ziemi i leciec w dół. Jednakże Youze i Glizzdor zareagowali prawidłowo. Szybko skoczyli na elfa przygniatając go do ziemi. Davian zrobił to jakby nieco bardziej brutalnie. Elf poczuł jak jest zgniatany i rozciągany jednocześnie. Spojrzał w oczy Farina, wiszącego trochę pod nim.
- W porządku? - zapytał.
- Tak... a u Ciebie?
- Heh... bywało lepiej - elf uśmiechnął się szeroko. - Ej tam! Bardzo przyjemnie nam się wisi, ale możeecie nas już wciągnąc.

Gdy dotarli na górę, Davian zapalil pochodnię, tak aby Ci z drugiej strony zobaczyli, że wszystko w porządku.
- Eeee... - zaczął Darkus.... - to my pewnie pójdziemy tam, skąd przyszły tamte gobliny. Spojrzał na Zaka, Kaina, Marvola i Furra, którzy przez pewien okres mieli byc jego towarzyszami. Gdy jeszcze raz spojrzał na Zaka i Kaina przełknął ślinę...

- To co? Zbieramy się? - powiedział elf do reszty, która stała przy nim. Trzy krasnoludy, elf i pół-elf. Wybuchowa mieszanka. - I tak mama stratę, do naszej znajomej...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Ku... no tak, jak już wszyscy wiedzą, popełniłem kwiatek, i naturalnie Youze nie jest krasnoludem... Aha, Ebril jest z Kainem i resztą. Darkus, Pilnuj go :P Strasznie przepraszam za te kwiaty.. swoją drogą ciekawe co DF powie jak je zobaczy. Albo taka jedna... XD]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

-To co? Zbieramy się? - powiedział elf do reszty, która stała przy nim. Dwa krasnoludy, człowiek, elf i pół-elf. Wybuchowa mieszanka. - I tak mamy stratę do naszej znajomej...
Glizzdor podrapał się po głowie.
-Chyba możemy iść. – Odrzekł.
Po chwili pięć dziwne wydłużonych przez migotliwe światło pochodni cieni ostrożnie zaczęło przesuwać się wzdłuż kamiennej ściany. Sunąc prawą dłonią po chropowatej powierzchni, krasnolud sięgnął pamięcią wstecz. Błogosławił Kossutha za to, że poprowadził go do tej jaskini pełnej przeróżnych oryginalnych osobistości, które łączyło jedno – umieli walczyć. Zdziwił się, że został tak szybko zaakceptowany. Po przygodzie, jaka go spotkała, zdecydowanie wolał poruszać się w towarzystwie, niż na własną rękę przemierzać tunele Podmroku. I rad był, że zostało mu to umożliwione. Od czasu wyruszenia z jaskini milczał, układając sobie w głowie szaleńcze wydarzenia ostatnich kilku dni. Na nudę narzekać nie mógł. Kilka razy był nagabywany i pytany przez członków drużyny, kim jest i co tu robi, ale milczał, chcąc dokładnie przemyśleć odpowiedź. Dlatego nie był raczej zbyt wylewny w stosunku do Youzego, który rozpoczął rozmowę.

-Witam Cię. Na razie nie będę wtajemniczał Cię w nasz cel, im mniej wiesz tym lepiej. Wiedz tylko, że kogoś szukamy, reszty prawdopodobnie dowiesz się po drodze. Staraj się nie wybijać z grupy i współpracować, a będzie dobrze.
- Mhm ... rozumiem. – Glizzdor uniósł lekko brwi. Dlaczego ten gość próbuje mi udzielać rad?, zastanowił się. Udaje pomocnego, ale nic konkretnego nie chce powiedzieć. To po co w ogóle mnie zaczepia?
- Dobrze. Choć nie jestem liderem grupy to wyrażam moje potwierdzenie, abyś został z nami przez jakiś czas, a może dłużej, jeśli będziesz zaufanym krasnoludem. Każda para ... nunchaku nam się przyda ... aha, i uważaj na Farina - to ten potężny krasnolud z toporem, niezbyt lubi innych przedstawicieli swojej rasy, ale może uda Ci się z nim zegrać.
- Cóż ... postaram się. – Brwi krasnoluda powędrowały jeszcze wyżej. Oj, chyba ten gość nie jest tu lubiany, skoro pierwsze, co robi to zniechęca nowopoznane osoby do swoich kompanów. I jeszcze to „nie jestem liderem grupy, ale...” i „jeśli będziesz zaufanym krasnoludem”. Nikły złowieszczy uśmieszek pojawił się na twarzy Glizzdora. Panoszy się, jak sam sku***syn. Szczerze gratuluję reszcie tych gości opanowania.

Po chwili okazało się, że nie ma czego gratulować i że jednak nie znalazł się wśród ludzi, którzy bez słowa tolerują zachowanie takie, jak Youzego. Jego rozmówca upadł nagle na kolana. Glizzdor natychmiast się obrócił, a widząc masywnego przedstawiciela swojej rasy i domyślając się, że jest to opisywany przez Youzego Farin, pokiwał tylko głową ze zrozumieniem. Po chwili szpieg ze strachem w oczach wpatrywał się w ostrze topora. Mnich odsunął się dyskretnie. Był tu nowy, nie zamieszał mieszać się w prywatne spory. Poza tym uważał, że akurat to, co spotyka tego wygadanego pyszałka jest zasłużone.
Umysł krasnoluda powrócił do chwili obecnej. Pewnie stawiając obute stopy na nierównym podłożu wpatrywał się w tył głowy idącego przed nim Farina. Mały pochód rozpoczynał Davian z pochodnią w dłoni. Z tyłu szli jeszcze Youze i Phil, ten ostatni także rozświetlający mrok trzymaną pochodnią. Tunel był dosyć wąski, ale wysoki. Szli ostrożnie, bo koniec drogi ginął w mroku i sam Kossuth tylko wiedział, co się tam mogło czaić.

Ciszę przerwały słowa Glizzdora.
- Panowie. – Powiedział, nie zatrzymując się i nie odwracając. I tak wszyscy go słyszeli. – Myślę, że powinienem co nieco wyjaśnić. Jestem wam w końcu winien życie. – Umilkł na chwilę, bezwiednie obracając w dłoni swoje nunchaku. Ogniste tatuaże na jego spoconych ramionach dziwnie odbijały rozproszone światło, sprawiając wrażenie ruchomych. – Będzie to tym łatwiejsze, że, jak widzę, nasze interesy są w miarę wspólne. Nie chciałem wcześniej nic po sobie pokazywać, bo nie byłem pewien waszych zamiarów i intencji, ale mogę już mówić otwarcie. Też poluję na Sieć. A konkretniej na tę ładną panią, która niedawno tędy przechodziła. Jestem przekonany, że ma rzecz, która nie należy do niej. Ba, sądzę nawet, że niejedną. – Uśmiechnął się nieznacznie, czego w mroku i tak nikt nie zauważył. – Ale ma też coś, za kradzież czego czeka ją śmierć. Bolesna, gorąca i paląca śmierć. Nie można igrać z ogniem. – Głos krasnoluda stał się jakby twardszy, przywodził na myśl stalowe obręcze na jego rękach. Był tak samo ciężki, pewny i zdawało się, że odpowiednio użyty może zadać poważne rany. – Nie można bezkarnie przywłaszczyć sobie rzeczy należących do Kossutha. – Mnich zamilkł na chwilę i odchrząknął. W mrocznej ciszy brzmiał tylko miarowy stukot butów o kamienne podłoże. Gdy przemówił ponownie, jego głos wrócił do normalnego, lekko ironicznego brzmienia. – Dlatego sądzę, że możemy się jakoś dogadać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować