Blackbird

Polska - polityka, gospodarka, kwestie społeczne, statystyka

52607 postów w tym temacie

Dnia 14.10.2005 o 00:08, Tessio napisał:

> Dlatego liczę, że paru rozsądnych w PiSie się jednak znajdzie (bo PO jest zdaje się zdecydowanie przeciw)
> i nie dadzą mu tej funkcji.
> IMO to by była kompromitacja!
Znaczy paru rozsądnych, którzy powstrzymają pęd do władzy za wszelką
cenę Kaczyńskich? Będzie ciężko :)


To dotyczyło Leppera. Jako ewentualnego Marszałka Sejmu :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 14.10.2005 o 00:33, A-cis napisał:

To dotyczyło Leppera. Jako ewentualnego Marszałka Sejmu
:)


Chodziło mnie o to, że Lepper jest za tę funkcję gotów poprzeć LK, więc w PiSie muszą się znaleźć ludzie, którzy wyperswadują braciom zgodę na to.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 14.10.2005 o 00:23, Yarr napisał:

> /.../ Po ostatnich debatach sądzę, że to on się bardziej sprawdzi
jako prezydent. Zresztą - życie to zweryfikuje. /.../


Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Kaczyński, chociaż mam z nim pewną zbieżność poglądów (Korwin Mikke +52, Kaczyński +5, reszta na minusie, łącznie z Tuskiem) coraz bardziej zaczyna mi przypominać żądnego władzy narodowego socjalistę. Korwin Mikke prorokuje zwycięstwo Kaczyńskiego. Ja, jeszcze na starym forum, oceniłem, że Kaczyński za wcześnie rozpoczął finisz i zabraknie mu siły w końcówce. Zobaczymy, bo kampania robi się coraz bardziej demagogiczna...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 14.10.2005 o 07:08, Tessio napisał:

Chodziło mnie o to, że Lepper jest za tę funkcję
gotów poprzeć LK, więc w PiSie muszą się znaleźć ludzie, którzy wyperswadują braciom zgodę na to.

Aaaa, to nie zrozumiałem. Wybacz.
Wyperswadować to braciom rzeczywiście bedzie ciężko. Jedyna szansa, to prawidłowa ocena wartości lepperowskiej obietnicy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

A ja zagłosuję na Tuska - wierzę, że uda mu się przeprowadzić planowane referenda (tzw. 4xTAK). Kaczyński to polityk, którego (ujawnione) poglądy nijak nie pasują do moich, poza tym nie reprezentuje sobą niczego pozytywnego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 14.10.2005 o 10:51, Vilmar napisał:

A ja zagłosuję na Tuska - wierzę, że uda mu się przeprowadzić planowane referenda (tzw. 4xTAK). Kaczyński to polityk, którego
(ujawnione) poglądy nijak nie pasują do moich, poza tym nie reprezentuje sobą niczego pozytywnego.


Niczego pozytywnego? Troszkę obiektywizmu, Kolego :)
Po wczorajszej debacie Tusk wyrósł na złośliwego demagoga. Kaczyński wreszcie uspokoił nerwy i wyszedł dużo lepiej niż ostatnio.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 14.10.2005 o 11:30, Yarr napisał:

> /.../
Po wczorajszej debacie Tusk wyrósł na złośliwego demagoga. Kaczyński wreszcie
uspokoił nerwy i wyszedł dużo lepiej niż ostatnio.


To ciekawe, jak dla mnie, to obaj stali się populistycznymi demagodami, z tym, że Kaczyński większym, z odcieniem narodowosocjalistycznym. Ale to tylko moje zdanie, nikogo nie namawiam, żeby je podzielał.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ja pamietam ze zaraz po wyborach sztab tuska powiedzial ze chca oni by polacy wybrali lepszego kandydata a nie mniejsze zlo. W polsce nie ma takich polityków przy ktorych da sie to zastosowac. Smutne ale prawdziwe.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Martwi mnie trochę to poparcie ojca dyrektora dla Kaczyńskich i PiSu. Zapowiadali, że wszystkich będą rozliczać i robić porządki, ale pewnie w ramach wdzięczności za głosy Radio Maryja będzie wyjęte spod prawa na kolejne 5 lat...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem ani wybór Tuska, ani wybór Kaczyńskiego nie będzie katastrofą dla Polski. Jednak dochodzenie do "normalności" będzie trwało krócej albo dłużej.
Osobiście preferuję Tuska bo to zabezpieczy kraj przed nieprzemyślanymi ruchami w różnych dziedzinach. Na przykład Kaczyński chce wiele rzeczy zmienić w całości - jak wiadomo każda zmiana całościowa (nawet przy najlepszych intencjach) wprowadza oprócz elementów pozytywnych również elementy negatywne przemycone przez przeoczenie lub celowe działanie niewielkiej grupy ludzi (a zawsze trzeba brać pod uwagę złą wolę pojedynczych grup ludzi). Przy okazji każdej dużej zmiany tych przemyconych elementów może być tak dużo, że zanegują one pozytywny wpływ samej zmiany. Wiedząc jaka jest generalnie jakość ludzi w Polsce (uczciwość, kompetencje, pracowitość) - miałbym obawy przed generalnymi zmianami. Przeciez niestety najlepsi ludzie już z Polski wyjechali i obecnie pracują tam, gdzie warunki mają najlepsze. Wielkie zmiany mogą przynieść więc więcej niezamierzonych szkód niż ktokolwiek by oczekiwał.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

W Polsce pokutuje wiele mitów, które są wierutnymi bzdurami. Co ciekawe wierzą w nie nawet wykształceni ludzie.
Mit pierwszy: "Od eksportu zależy bogactwo kraju i należy dlatego nawet go dotować"
Generalnie eksport jest potrzebny wtedy gdy produkcja krajowa przewyższa całkowite możliwości wykorzystania i wchłonięcia jej w kraju. Polska jest krajem, który aby się wzbogacić musi poczynić bardzo wiele inwestycji na swoim terytorium. To oznacza, że poza nielicznymi dziedzinami, w których rynek został albo nasycony towarami niesprzedawalnymi (np. części i samochody) cała produkcja krajowa powinna iść na rynek wewnętrzny. Nie ma więc sensu dotować eskportu czyli zmniejszać zysków kraju po to aby produkcję potrzebną tutaj wysyłać za granicę, co przecież w naszej sytuacji nie jest korzystne.

Mit drugi: "Zmiana i zaostrzenie prawa usunie patologie w kraju".
Aktualne prawo polskie opisuje chyba wszystkie możliwe przypadki patologiczne. Wszystko co jest w odczuciu obywateli naganne i karalne jest również wg naszego prawa naganne i karalne. Problem polega na jakości ludzi, które to prawo egzekwują. A ta słaba jakość w prostej linii wywodzi się z dwóch przyczyn:
Po pierwsze z faktu, iż ludzie ze złamanym kręgosłupem moralnym, z nieuczciwością wpisaną w ich życiorys przed rokiem 1989 pozostali w kręgach zarówno administracji państwowej jak i władzy zarówno wykonawczej, sądowniczej jak i ustawodawczej (choćby z powodu wejścia do sejmu 65% posłów PZPR z układu w pierwszej kadencji sejmu).
Po drugie - edukacja. Zaniechano gruntownej zmiany edukacji (tuż po uzyskaniu takiej możliwości) w dziedzinie uczciwości i rozumienia mechanizmów działania państwa. Zmiany w tej dziedzinie następowały bardzo powoli, a sama reforma edukacyjna (pozornie nie związana z bieżącym życiem politycznym) zaczyna działać praktywnie dopiero teraz. Ludzi dorosłych (dojrzałych), którzy są przekonani do konieczności bycia uczciwymi w każdej dziedzinie życia dorobimy się dopiero za kilka lat - o ile w międzyczasie nie wyjadą za granicę. Obecne zmiany przeprowadzić można tylko siłami tych, którzy mieli właściwą postawę moralną od dawna bez względu na to jakie były warunki ku temu. W ostatnich latach karierę zrobiło przecież powiedzenie, że "nie opłaca się być uczciwym". I to jest sedno problemu.
Wracając do sprawy - jedyny sposób na naprawę państwa, to zachęcić ludzi, którzy są tego warci aby to oni reprezentowali państwo i równocześnie zniechęcić niewłaściwych ludzi do dalszego istnienia w strukturach państwa. Nie ma co się oszukiwać - żadna weryfikacja niewiele pomoże jeżeli ze strukturami tymi wiązać się będą profity, których nie da sie uzyskać w inny sposób. Aby to zrobić trzeba wyrzucić ze struktur panstwa "koryto" bo tylko wtedy samodzielnie będą odpływać ze struktur panstwa ludzie, których motywacją są jedynie profity. W ich miejsce samodzielnie napłyną nowi ludzie, dla których brak pewnych profitów nie będzie przeszkodą. Jest bowiem faktem, że zupełnie inna jest skala wartości ludzi moralnych i uczciwych, a inna - tych, którzy są tych cech pozbawieni.
Tak więc wpisanie do konstytucji tego czego chce PO i Tusk (o braku przywilejów dla władzy) jest moim zdaniem dość istotne.

Mit trzeci: "Na obniżeniu i wyrównaniu podatków stracą najbiedniejsi". Najbiedniejsi i tak globalnie zawsze tracą najwięcej bo i jest ich najwięcej. Problem polega na tym, że nie ma równości między biedą a bezrobociem. Wielu "bezrobotnych" nie jest ani biednych, ani tak naprawdę bezrobotnych.
Gdyby tak było, że ludzie bezrobotni pozbawieni prawa do zasiłku faktycznie nie mieli za co żyć, to od kilku lat mielibyśmy masowy pomór bezrobotnych z głodu i w TV obrazki jak z Etiopii czy Somalii. To prawda, że czasem jeden pracujący (często na czarno) z powodzeniem utrzymuje całą rodzinę bezrobotnych - ale w takim razie trzeba na nowo zdefiniować co to jest nędza i jakie jest minimum potrzebne do przeżycia.
Nie ma też równości między inwalidztwem, a rentą. Wielu rencistów, to zdrowi ludzie, dla których renta jest świetnym zabezpieczeniem dla pracy na czarno. Jak pokazuje porównanie między ilością inwalidów, rencistów, a rencistami w innych krajach - połowa polskich rencistów to oszuści (z własnej czy cudzej inicjatywy). Mocne słowo, ale taka jest matematyczna prawda. Nieprawdopodobne byłoby gdyby to we wszystkich rozwiniętych krajach na świecie były złe zasady udzielania rent, a tylko w Polsce te zasady były prawidłowe. A mamy przecież statystycznie dwa razy więcej rencistów niż gdziekolwiek na świecie.
Wracając do mitu. Alternatywa dla polepszenia życia jest prosta - albo będzie się mniej wydawać na konsumpcję, albo bedzie się więcej zarabiać tak aby na obecną konsumpcję starczyło z zapasem (nie chodzi mi o budżet państwa). Ponieważ mniej wydawać się raczej nie da jedynym sensownym sposobem jest więcej zarabiać i nie pozwolić wypływać zarobionym pieniądzom ludzi z ich portfeli. Źródłem wypływu są koszty zakupów niezbędnych do życia i koszty opłat i podatków, które narzuciło państwo. O ile pierwsze może kontrolować podatnik, to drugiego już nie. Tak więc aby ten drugu wypływ ograniczyć należy jak najbardziej zmniejszyć globalny budżet państwa - zmniejszyć czyli obniżyć zarówno jego wpływy (podatki) jak i wypływy (wydatki budżetowe). Docelowym stanem powinien byc ten w którym wydatków już zmniejszyć się nie da - czyli sytuacja w której budżet państwa faktycznie będzie budżetem państwa - a państwo to w zasadzie policja, wojsko, sądownictwo, struktury administracyjne (parlament, rząd, sądy) i fundusz rentowy (dla inwalidów - czyli ofiar wypadków/urodzenia, które nie mogą się same utrzymać przy życiu). W ten sposób podatki byłyby daniną ludzi na utrzymanie własnego bezpieczeństwa i możliwości pośredniego wyboru w jaki sposób pienądze z podatków będą wydawane.
Pieniądze, których ludzie nie wydali (bez względu na ich majątek i dochody) pozostałyby więc w rękach tych, którzy te pieniądze zarobili. Czy byłyby te pieniądze zjedzone? Przez niektórych tak, ale znaczna większość potrafiłaby te swoje pieniądze pomnożyć, albo przynajmniej nie stracić. Przecież chyba każdy pojedynczy człowiek uważa, że ma największe kompetencje w decydowaniu na co wydane zostaną pieniądze, które osobiście zarobił i w rezultacie posiada (nie znam nikogo poza wariatami, kto twierdziłby naczej :).

Mniej wydawać to jedno, a wiecej zarabiać to drugie. To drugie jest bardzo trudne do udowodnienia ludziom o niskim wykształceniu, którzy nie rozumieją wpływu jednych rzeczy na inne i powiązań między nimi. Bo na przykład dla pojedynczego człowieka bezrobocie sprowadza się to tego, że liczba pracodawców, którzy chcą go zatrudnić - za pieniądze, jakie on chce zarabiać - równa się ZERO. Aby więc polepszyć jego samopoczucie trzeba doprowadzić do sytuacji w której liczba tych pracodawców wyniosła JEDEN lub więcej.
Pierwszym nasuwającym się sposobem jest założenie przez tego człowieka własnej firmy - pierwsze rozwiazanie jest oczywiste - ale nie wszyscy mają dość pomysłów i determinacji, żeby zatrudnić się samemu i zarabiać własną głową i rękami, nie wszyscy też chcą ryzykować porażkę.
Drugim rozwiązaniem jest więc taka zmiana czegoś, żeby pracodawcy, którzy potrzebują dzisiaj X pracowników za chwilę potrzebowali przynajmniej X+1 pracowników. Jedynym skutecznym sposobem jest spowodowanie, aby liczba firm się powiększała. lub same firmy się powiększały. I tu jest wybór - albo spowodujemy, że będziemy wspierać jedynie przedsiębiorstwa powstałe już wcześniej, tak aby rozrosły się one do molochów (co mamy obecnie w Polsce i w znacznie większym stopniu w Rosji), albo spowodujemy, że w ogóle będzie więcej firm, co jest idealnie zgodne z pierwszym rozwiązaniem (opłacalności utworzenia własnej firmy).
Poza tym trzeba pamiętać, że im większe firmy tym jest coraz większa nierówność faktycznych możliwości między pracownikami, a pracodawcami. Im mniej firm tym słabsza konkurencja i mniejsza motywacja do zmian na lepsze. A a tylko małych firm może być dużo.
Zwiększenie ilości małych firm sposoduje, że między pracownikami, a pracodawcami nie będzie dużej różnicy ani majątku, ani pozycji społecznej bo każdy pracownik mógłby dość łatwo zarówno zmienić pracodawcę jak i łatwo bez większego ryzyka założyć własną małą firmę. To zmusiłoby pracodawców do większego dbania o jakość życia pracowników w ich firmach.
Im większa skala przedsięwzięcia tym większe ryzyko, ale i zyskowność. Tak więc każda firma o ile nie ma barier jej rozwoju będzie się powiększać aby zwiększać zyski jej właścicieli i pracowników.
Wiadomo, że im wieksza firma tym większe możliwości, ale mniejsza efektywność liczona na liczbę ludzi w firmie. Tak musi być, bo część dochodów w dużych firmach musi zjeść administracja i kierownictwo, aby w ogóle było możliwe działanie dużej firmy. Poza tym przy dużej ilości małych (początkowo) firm będzie również zwiększona konkurencja o pracowników i konkurencja między samymi firmami. Tak więc wszystko wskazuje na to, że najlepsze warunki trzeba stworzyć w Polsce dla eksplozji ilości firm. Ale tego nie da się zrobić jeżeli założenie i prowadzenie coraz większej firmy nie będzie się coraz bardziej opłacać. A nie będzie się coraz bardziej opłacać przy podatku progresywnym.
Tak naprawdę nie ma innego wyboru
- konieczne jest ułatwienie zakładania firmy;
- zmniejszenie ryzyka prowadzenia firmy, zmniejszenia niepotrzebnych kosztów zarówno pracowników (którzy zadowolą się wtedy niższą płacą) jak i pracodawców (którzy będą dla odmiany mogli podnieść płace, albo zatrudnić nowych pracowników);
- zmniejszenie różnic między pracownikiem, a jednoosobowym właścicielem firmy (zarówno w możliwościach jak i w bezpieczeństwie utrzymania własnej pracy).
-Aby jednak nie było równych i równiejszych (bo to zawsze prowadzi do patologiii układów) trzeba doprowadzić do równych obciążeń podatkowych i porównywalnych przepisów. Tak naprawdę nie ma wielkiej różnicy między pracownikami i pracodawcami. Jedni i drudzy chcą mniej pracować, mieć więcej czasu dla siebie i korzystać z zarobionych pieniędzy. Różnica jest tylko taka, żeby Ci co więcej ryzykują, lepiej się uczą, mądrzej postępują i są bardziej uczciwi mogli korzystać proporcjonalnie do ich zaangażowania. Dopóki spirala bogacenia się w ten sposób nie może się nakręcić, dopóty większość pozostanie biedna.

To wszystko da się załatwić uproszczeniem przepisów potrzebnych, wyrzuceniem przepisów niepotrzebnych, obniżeniem oraz wyrównaniem podatków i "naprawą" ludzi oraz struktur państwa. I o to właśnie się rozchodzi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 14.10.2005 o 11:30, Yarr napisał:

Niczego pozytywnego? Troszkę obiektywizmu, Kolego :)


Uh, nie widzę powodu żeby przy urnie być obiektywnym. A mój subiektywizm podpowiada mi jedno - NIE CHCĘ, żeby prezydentem Polski został Lech Kaczyński :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 14.10.2005 o 15:05, Olamagato napisał:

/.../
Mit drugi: "Zmiana i zaostrzenie prawa usunie patologie w kraju".
Aktualne
prawo polskie opisuje chyba wszystkie możliwe przypadki patologiczne. Wszystko co jest w odczuciu obywateli naganne i karalne
jest również wg naszego prawa naganne i karalne. /.../


Pozwolę sobie nie zgodzić się częściowo z Twoim zdaniem. Według mnie, polskie prawo nie tylko opisuje wszystkie przypadki patologiczne, ale jeszcze jest tak sformułowane, że pod patologię można podciągnąć zachowania, które wcale patologią nie są. Chociażby obrona konieczna - ileż to mamy procesów wręcz o zabójstwo bandyty, który napadł człowieka w jego własnym domu. Prawa przestępcy są w procedurze karnej silniej chronione niż prawa ofiar i właśnie dlatego potrzebna jest zmiana prawa.
Zaostrzenie prawa, w tej chwili, spowadza się głównie do wprowadzenia kary śmierci. Jestem za jej wprowadzeniem, uważam ją za sposób chronienia bezimiennych ofiar przez eliminację, nieodwracalną, morderców ze społeczeństwa. Prawo mordercy do życia ma być lepsze, ważniejsze, od życia jego ofiar?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 14.10.2005 o 16:05, KrzysztofMarek napisał:

Pozwolę sobie nie zgodzić się częściowo z Twoim zdaniem. Według mnie, polskie
prawo nie tylko opisuje wszystkie przypadki patologiczne, ale jeszcze jest tak sformułowane, że pod patologię można podciągnąć
zachowania, które wcale patologią nie są. Chociażby obrona konieczna - ileż to mamy procesów wręcz o zabójstwo bandyty, który napadł człowieka w jego własnym domu.

Masz rację, ale te patologie istnieją również w skądinąd zupełnie innym prawie amerykańskim. Moim zdaniem część polskiego prawa należy odchudzić - szczególnie z istnienia pojęcia "znikoma szkodliwość społeczna" (i wszystkich jego następstw), a także wyrzucić zapisane w naszym prawie sprzeczności. Na przykład taką sprzecznością jest zapis o obronie koniecznej, a jej przekroczeniem. Moim zdaniem jeżeli najpierw prokurator, albo w przypadku watpliwości sąd stwierdził, że obrnoa konieczna z definicji następiła, to przestępca przestał być chroniony polskim prawem. Dla niektórych może wydać się przesadą, że domownik zabije włamywacza do jego domu - ale inaczej nie będzie mozna odstraszyć tych, którzy na przęstępstwach chcieliby oprzeć swoją "karierę". Prawo powinno być odtraszające - tak bardzo odstraszające, że włos się kryminalistom powinien jeżyć na głowie. :)
Co do kary śmierci - poza kwestią pomyłki sądowej i śmierci nieiwnnego człowieka, istnieje jeszcze dolegliwość kary. Dla części osób dożywocie, albo wyjście z więzienia pod koniec życia gdy dostało się tam jako nastolatek - jest gorsze niż śmierć. Ale faktem jest, że to kosztuje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 14.10.2005 o 16:19, Olamagato napisał:

> /.../
Co do kary śmierci - poza kwestią pomyłki sądowej i śmierci nieiwnnego człowieka, istnieje jeszcze dolegliwość
kary. Dla części osób dożywocie, albo wyjście z więzienia pod koniec życia gdy dostało się tam jako nastolatek - jest gorsze
niż śmierć. Ale faktem jest, że to kosztuje.


Znowu pozwolę sobie nie zgodzić sie z Tobą częściowo. Jeśli istotnie dolegliwość więzienia jest większa, to dlaczego przestępcy skazani na dożywocie nie popełniają masowo samobójstw? I jeszcze jedno, mordercy skazani na dożywocie, czasem popełniają w więzieniu kolejne morderstwo, na innym więźniu. Sprawa jest wyjątkowo wstydliwa, więc i nie nagłaśniana. Taki morderca ma w więzieniu szacunek, posłuch a ukarać go nie ma jak, wyżej dożywocia nie ma już nic. Może drugie dożywocie, ale czy to nie śmieszne, mimo, że tragiczne?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 14.10.2005 o 16:05, KrzysztofMarek napisał:

Pozwolę sobie nie zgodzić się częściowo z Twoim zdaniem. Według mnie, polskie
prawo nie tylko opisuje wszystkie przypadki patologiczne, ale jeszcze jest tak sformułowane, że pod patologię można podciągnąć
zachowania, które wcale patologią nie są. Chociażby obrona konieczna - ileż to mamy procesów wręcz o zabójstwo bandyty,
który napadł człowieka w jego własnym domu. Prawa przestępcy są w procedurze karnej silniej chronione niż prawa ofiar i
właśnie dlatego potrzebna jest zmiana prawa.
Zaostrzenie prawa, w tej chwili, spowadza się głównie do wprowadzenia kary
śmierci. Jestem za jej wprowadzeniem, uważam ją za sposób chronienia bezimiennych ofiar przez eliminację, nieodwracalną,
morderców ze społeczeństwa. Prawo mordercy do życia ma być lepsze, ważniejsze, od życia jego ofiar?


A czy osoba wykonująca wyroki śmierci nie statnie się wtedy sama mordercą? I kogo do tej roli zatrudnimy? Może właśnie jednego ze skazanych morderców? A czy śmierć to jest kara? Osobiście jednak jestem za dożywociem, chociaż wiem, że każdy płaci na więźniów. Pozostaje też pytanie, czy osoba skazana na śmierć jest na pewno winna? Sam napisałeś, że skazuje się osoby, które same się tylko bronią. Ich też mogłaby taka ''kara'' spotkać. A wtedy to już nie odwracalne. W innych krajach o bardziej skutecznej policji i sądach zdażają się pomyłki a co dopiero mówić u nas. Najpierw powinniśmy jednak popracować nad tą skutecznością.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 14.10.2005 o 16:27, KrzysztofMarek napisał:

Znowu pozwolę sobie nie zgodzić sie z Tobą częściowo.
Jeśli istotnie dolegliwość więzienia jest większa, to dlaczego przestępcy skazani na dożywocie nie popełniają masowo samobójstw?


Do popełnienia samobójstwa nie wystarczy tylko świadomość spędzenia całęgo życia w więzieniu. Więcej same myśli samobójcze też do tego nie wystarczą. To kwestia psychiki i na co człowiek jest w stanie się odważyć.

Dnia 14.10.2005 o 16:27, KrzysztofMarek napisał:

I jeszcze jedno, mordercy skazani na dożywocie, czasem popełniają w więzieniu kolejne morderstwo, na innym więźniu. Sprawa
jest wyjątkowo wstydliwa, więc i nie nagłaśniana. Taki morderca ma w więzieniu szacunek, posłuch a ukarać go nie ma jak,
wyżej dożywocia nie ma już nic. Może drugie dożywocie, ale czy to nie śmieszne, mimo, że tragiczne?


I dlatego trzeba spróbować nie dopuszczać do takich sytuacji. Tak aby więzień czuł respekt i bał się pilnujących go strażników.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 14.10.2005 o 16:33, Daimon_Frey napisał:

>

A czy osoba wykonująca wyroki
śmierci nie statnie się wtedy sama mordercą?


Nie mordercą tylko zabójcą, a to pewna różnica.
I kogo do tej roli zatrudnimy? Może właśnie jednego ze skazanych morderców?

Dnia 14.10.2005 o 16:33, Daimon_Frey napisał:

A czy śmierć to jest kara?


To jest obrona niewinnych ofiar przez eliminację morderców.
Osobiście jednak jestem za dożywociem, chociaż wiem, że każdy płaci na więźniów. Pozostaje też

Dnia 14.10.2005 o 16:33, Daimon_Frey napisał:

pytanie, czy osoba skazana na śmierć jest na pewno winna? Sam napisałeś, że skazuje się osoby, które same się tylko bronią.


Właśnie dlatego potrzebna jest zmiana prawa.

Dnia 14.10.2005 o 16:33, Daimon_Frey napisał:

Ich też mogłaby taka ''''kara'''' spotkać. A wtedy to już nie odwracalne. W innych krajach o bardziej skutecznej policji i sądach
zdażają się pomyłki a co dopiero mówić u nas. Najpierw powinniśmy jednak popracować nad tą skutecznością.


Tak? Gdzie w Polsce były te pomyłki? Owszem, policjanci zastrzelili weterynarza, zamiast tygrysa, chłopaka jadącego samochodem, ale o wydanym "przez pomyłkę" wyroku skazującego na śmierć jakoś nie słyszałem. Słyszałem tylko o "morderstwach sądowych", ale to nie były pomyłki tylko właśnie morderstwa. I w większości bezkarne.


Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się