moro100

Piractwo

10635 postów w tym temacie

No nie no słuchajcie: sytuacja z samochodem ma swoje racje (częsciowo). To twój samochód, możesz go rozkręcić, rysować, oblać farbą czy walić w niego młotkiem, jest twój. Spoko. Ale mowa tu o rzeczy materialnej. Gra nie jest rzecza materialną. Materialny jest tylko nośnik (płyta CD lub DVD). Tak samo jest w przypadku filmu (nośnikiem jest karta lub taśma filmowa, ale sam film nie jest materialny).
Niektórzy komentujący, zdaje się, nie postawili siebie w tej sytuacji. Robisz coś, pracujesz na to jakieś kilka/kilkanaście miesięcy, jest to twój pomysł więc masz do tego pełne prawo. I jeśli coś stworzyłeś coś dobrego to przecież nie sprzedajesz tego, tylko udostępniasz to ludziom na licencji. Dzięki temu możesz wreszcie zarobić.
Argument o wydawcy, który płaci pracownikom już podczas pracy jest bzdurny. On im nie płaci. On w nich inwestuje. Te pieniądze muszę się przynajmniej zwrócić. Jeśli nie, wydawca po prostu straci te pieniądze. A w dalszym rozrachunku stracą pracownicy.
Wszystko co jest wynikiem ludzkiej twórczości ma prawo i powinno byc chronione. Więc jeśli bierzesz coś, nie dając w zamian ustalonej przez tego kogoś ceny, no cóż... kradniesz. :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

No dobrze, ale już ten przykład inwestycji był omawiany - nie można zwalać nikłych zysków wyłącznie na piractwo, bo wtedy wydawca się wybiela (bo to nie jego wina, że sfinansował po prostu słabą grę i nic dziwnego, że się nie sprzedała) i zrzuca winę na mitycznego wroga spod znaku czarnej bandery. Wydawca zadowolony, gracze wieszają psy na kimś innym, świat uratowany. A to przecież jest wypadkowa różnych aspektów - kosztów produkcji, marketingu, wreszcie wspomnianych przeze mnie szczęśliwych lub nie decyzji finansowych.

Tak naprawdę nikt nie przeprowadził badań w udziale piractwa w obcinaniu zysków i psuciu rynku. Owszem, jakiś tam procent użytkowników jest, co ściągnęli grę za darmo i nie zamierzają za nią zapłacić, ale myślę, że nie jest on wielki.

Na marginesie: szykuję się do czytania newsa o szefie Rovio, Mikaelu Hedzie, w którym mówi, że piractwo nie jest wcale złe, a wręcz przeciwnie - może pomóc zarobić. Zaraz się do tego odniosę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 03.10.2014 o 19:12, Ziltoid napisał:

No dobrze, ale już ten przykład inwestycji był omawiany - nie można zwalać nikłych zysków
wyłącznie na piractwo, bo wtedy wydawca się wybiela (bo to nie jego wina, że sfinansował
po prostu słabą grę i nic dziwnego, że się nie sprzedała)


Ale ja tego nie powiedziałem. :)

Oczywiście, może miec tu wpływ, np. recenzja w internecie lub w prasie, słaby marketing lub po prostu słaba gra. Ale nie kupiony towar nie narusza licencji. :P Jesli natomiast ktoś sobie korzysta z twojego dzieła i za to dzieło nie zapłacił no to coś tu nie halo. :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 03.10.2014 o 19:03, Rick napisał:

Tak samo jest w przypadku filmu


Argument, niestety, chybiony. W przypadku filmu jest akurat inaczej - jest tak, jak powinno być z grami. Kupując film (DVD, Blu-Ray, cokolwiek), mogę go obejrzeć, kiedy chcę. Ani reżyser, ani wytwórnia, ani dystrybutor nie mogą mi tego zabronić. Wkładam płytkę do odtwarzacza i oglądam. Z grami, niestety, jest inaczej - obecnie w każdej chwili mogę być owej gry pozbawiony lub moje prawo do korzystania z niej może zostać ograniczone. Może zostać wykasowana z mojego konta, mogę otrzymać bana, mogą zostać zamknięte serwery.

Dnia 03.10.2014 o 19:03, Rick napisał:

I jeśli coś stworzyłeś coś dobrego to przecież nie sprzedajesz tego, tylko udostępniasz
to ludziom na licencji.


I znowu - niezupełnie. Nikt nie mówi o tym, że mam odsprzedawać moją własność. Ale jeśli robię coś na zamówienie dla kogoś (powiedzmy - nóż), to nie mogę po roku przyjść do tej osoby i powiedzieć "ok, fajnie, że mi za ten nóż zapłaciłeś, ale widzisz, zrobiłem ci oplot rękojeści z czerwonego paracordu, ale akurat mi go brakuje do innego projektu, więc oddaj mi go". Tymczasem dokładnie takie historie w przypadku gier miały miejsce już wielokrotnie. Jak pisałem wcześniej - wydawcy i dystrybutorzy, tak strasznie narzekający na okradających ich (rzekomo) piratów, podnoszący przez to ceny gier (bo przecież zarobić trzeba...), kompletnie się nie przejmują faktem, iż traktują graczy dokładnie tak samo, jak piraci traktują ich.

Dnia 03.10.2014 o 19:03, Rick napisał:

Argument o wydawcy, który płaci pracownikom już podczas pracy jest bzdurny. On im nie
płaci. On w nich inwestuje.


Nie, nie jest. Mylisz tu dwie sprawy. Jako jeden z argumentów przeciwko piractwu poruszono fakt, iż gdy gra zostaje spiracona, to tracą na tym twórcy. Nie, twórcy na tym nic nie tracą, bo na tym etapie otrzymali już swoje wynagrodzenie. Może na tym stracić wydawca, może stracić dystrybutor, ale jedyna strata, o jakiej może być mowa w przypadku twórców, jest stratą "potencjalną" - bo może nie zarobią w przyszłości tyle, ile by mogli zarobić.

Dnia 03.10.2014 o 19:03, Rick napisał:

Wszystko co jest wynikiem ludzkiej twórczości ma prawo i powinno byc chronione.


Nieśmiało zauważyć, iż pieniążki, którymi płacę za ową grę, są wynikiem mojej pracy. I kompletnie nikt się nie martwi o to, by je w jakikolwiek sposób ochronić. Moment, w którym przekazuję je dystrybutorowi (czyli po prostu kupuję grę), jest momentem, w którym zostaję odarty z jakichkolwiek praw. To również jest kradzież.

Dnia 03.10.2014 o 19:03, Rick napisał:

Więc jeśli bierzesz coś, nie dając w zamian ustalonej przez tego kogoś ceny, no cóż... kradniesz.


Jeśli przyjmujesz za coś zapłatę, po czym odbierasz nabywcy produkt, za który zapłacił, no cóż... kradniesz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ale nadal dysputa toczy się w takiej atmosferze, jakby piractwo było najgorszą rzeczą jaka się przytrafiła branży i pierwszą (a nawet i jedyną) przyczyną głodu wśród twórców. Prawda jest taka, że być może producenci i wydawcy powinni wymyślić sposób na wykorzystanie piractwa dla własnych celów i zwiększenia zysku, miast je potępiać i próbować ograniczać totalitarnymi metodami, które szkodzą wyłącznie tym, którzy decydują się na zakup danego tytułu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Cała dyskusja sprowadza się do mniej lub bardziej widocznego usprawiedliwienia dla sięgania po cudzą pracę. Muzyka, filmy, gry, to nie są artykuły pierwszej potrzeby, żeby szukać usprawiedliwień. A jednocześnie, człowiek potrzebuje zachowania dobrego mniemania o sobie. Zatem musi sam przed sobą się wytłumaczyć, że on nie kradnie, bo to dobro niematerialne i tak dalej.
Jest to zwykłe mydlenie oczu SOBIE! i przy okazji innym, żeby potwierdzili, bo wtedy nasze kłamstwo wraca do nas jako prawda - bo wygłoszona przez innych.
Śmieszy mnie to i jednocześnie martwi. Tak, komunizm nie umarł, miewa się dobrze, skoro pozostawił po sobie rzeszę ludzi sowieckich, którzy uważają, że odebranie komuś czegokolwiek jest dobre, że korzystanie z czyjejś pracy bez zapłaty za nią jest dobre i tak dalej. Usprawiedliwień można dostarczyć na pęczki. Ja mam inny pogląd na sprawę piractwa. Zatem dyskutujcie sobie na zdrowie - ale beze mnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

>Zatem dyskutujcie sobie na zdrowie - ale beze mnie.

Kolejny raz się pojawiasz, kolejny raz unikasz jakiejkolwiek dyskusji, kolejny raz nie odnosisz się do jakichkolwiek argumentów i kolejny raz twierdzisz, że już się więcej nie odezwiesz...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 03.10.2014 o 19:35, Ring5 napisał:

>Zatem dyskutujcie sobie na zdrowie - ale beze mnie.

Kolejny raz się pojawiasz, kolejny raz unikasz jakiejkolwiek dyskusji, kolejny raz nie
odnosisz się do jakichkolwiek argumentów i kolejny raz twierdzisz, że już się więcej
nie odezwiesz...

Bo nie mam do czego się odnieść.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 03.10.2014 o 19:36, KrzysztofMarek napisał:

Bo nie mam do czego się odnieść.


Cóż, choćby do zadanego wcześniej pytania, w jakim to sklepie w latach osiemdziesiątych można było w Polsce kupić legalne gry. A może do tego, jak to jest, że jeszcze w połowie lat dziewięćdziesiątych na naszym rynku można było kupować czasopisma, w których były prawie przedruki instrukcji do gier (tzw. klawiszologie), np. Bajtek czy Top Secret? A może do tego, czym zajmowali się wcześniej założyciele CDP?

Ale ok, nie jest to ważne, będziemy dyskutować bez Ciebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 03.10.2014 o 19:39, Ring5 napisał:

> Bo nie mam do czego się odnieść.

Cóż, choćby do zadanego wcześniej pytania, w jakim to sklepie w latach osiemdziesiątych
można było w Polsce kupić legalne gry.

W latach osiemdziesiątych nie było mnie w Polsce.

Dnia 03.10.2014 o 19:39, Ring5 napisał:

A może do tego, jak to jest, że jeszcze w połowie
lat dziewięćdziesiątych na naszym rynku można było kupować czasopisma, w których były
prawie przedruki instrukcji do gier (tzw. klawiszologie), np. Bajtek czy Top Secret?

Owszem, kupowałem Secret Service, czy Top Secret - nie pamiętam. No i co z tego wynika?

Dnia 03.10.2014 o 19:39, Ring5 napisał:

A może do tego, czym zajmowali się wcześniej założyciele CDP?

Owszem, piraceniem. Nie tylko oni, właściciele Komputronika też. No i co z tego? Mam to pochwalać?

Dnia 03.10.2014 o 19:39, Ring5 napisał:


Ale ok, nie jest to ważne, będziemy dyskutować bez Ciebie.

Pewnie. Bo wychodzę z zupełnie innego punktu widzenia niż część dyskutantów. I nie będzie ani porozumienia, ani, tym bardziej, usprawiedliwienia. Usprawiedliwienia dla korzystania z cudzej pracy bez ponoszenia kosztów. Jak się okazuje, to za duże wymagania?

Dnia 03.10.2014 o 19:39, Ring5 napisał:


Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dnia 03.10.2014 o 19:23, Ring5 napisał:

Argument, niestety, chybiony. W przypadku filmu jest akurat inaczej - jest tak, jak powinno
być
z grami. Kupując film (DVD, Blu-Ray, cokolwiek), mogę go obejrzeć, kiedy chcę.
Ani reżyser, ani wytwórnia, ani dystrybutor nie mogą mi tego zabronić. Wkładam płytkę
do odtwarzacza i oglądam. Z grami, niestety, jest inaczej - obecnie w każdej chwili mogę
być owej gry pozbawiony lub moje prawo do korzystania z niej może zostać ograniczone.
Może zostać wykasowana z mojego konta, mogę otrzymać bana, mogą zostać zamknięte serwery.


Z filmem może przestac działac płyta i też nikt ci tego nie odda. :P Kupując coś, może podświadomie, ale jednak liczysz się z tym, że to coś nie trwa wiecznie. Bana dostajesz za coś. Za złamanie regulaminu lub złamanie zapisów licencji. Samo z siebie to się nie bierze. :P
Fakt, jest to problem, ale jest to problem tego, jak niektórzy twórcy traktują swoich klientów.

Dnia 03.10.2014 o 19:23, Ring5 napisał:

I znowu - niezupełnie. Nikt nie mówi o tym, że mam odsprzedawać moją własność. Ale jeśli
robię coś na zamówienie dla kogoś (powiedzmy - nóż), to nie mogę po roku przyjść do tej
osoby i powiedzieć "ok, fajnie, że mi za ten nóż zapłaciłeś, ale widzisz, zrobiłem ci
oplot rękojeści z czerwonego paracordu, ale akurat mi go brakuje do innego projektu,
więc oddaj mi go". Tymczasem dokładnie takie historie w przypadku gier miały miejsce
już wielokrotnie. Jak pisałem wcześniej - wydawcy i dystrybutorzy, tak strasznie narzekający
na okradających ich (rzekomo) piratów, podnoszący przez to ceny gier (bo przecież zarobić
trzeba...), kompletnie się nie przejmują faktem, iż traktują graczy dokładnie tak samo,
jak piraci traktują ich.

No i znów mówisz o rzeczy materialnej. Nóż jest materialny, to produkt, sprzedajesz produkt. Klient może sobie z niego korzystać ile wlezie. Nawet kroić nim krzesła, jeśli chce. Ale nie ma prawa, żeby wziąć sobie unikalna fakture tego noża, skopiować proporcję materiałów użytych do wykonania ostrza i rączki i sprzedawać jako swoje. To wciąż należy do ciebie. :P

Dnia 03.10.2014 o 19:23, Ring5 napisał:

Nie, nie jest. Mylisz tu dwie sprawy. Jako jeden z argumentów przeciwko piractwu poruszono
fakt, iż gdy gra zostaje spiracona, to tracą na tym twórcy. Nie, twórcy na tym nic nie
tracą, bo na tym etapie otrzymali już swoje wynagrodzenie. Może na tym stracić wydawca,
może stracić dystrybutor, ale jedyna strata, o jakiej może być mowa w przypadku twórców,
jest stratą "potencjalną" - bo może nie zarobią w przyszłości tyle, ile by mogli
zarobić.


Owszem tracą. Może nie od razu, ale tracą. Zainwestowali w grę, słabo się sprzedała, wydawca stracił kasę. I co? Żyje sobie z taką dziurą przez kilka lat? Nie, musi tę dziurę zapełnić. A najszybciej wtedy lecą płace pracowników lub etaty. Co z tego, że gra została już wydana. To jest pośredni wynik słabej sprzedaży gry. Fakt, nie tylko piractwo ma na to wpływ, ale nie można mówić, że nie ma.

Dnia 03.10.2014 o 19:23, Ring5 napisał:

> Wszystko co jest wynikiem ludzkiej twórczości ma prawo i powinno byc chronione.

Dnia 03.10.2014 o 19:23, Ring5 napisał:

Nieśmiało zauważyć, iż pieniążki, którymi płacę za ową grę, są wynikiem mojej pracy.
I kompletnie nikt się nie martwi o to, by je w jakikolwiek sposób ochronić. Moment, w
którym przekazuję je dystrybutorowi (czyli po prostu kupuję grę), jest momentem, w którym
zostaję odarty z jakichkolwiek praw. To również jest kradzież.

Cóż, mi dystrybutor jednak zapewnia jakies ulgi, mogę korzystać z bezpłatnej pomocy technicznej, a jeśli od razu zmienię zdanie to w 90% przypadków dostanę zwrot kasy. Jednak jakieś prawa masz. :P

Dnia 03.10.2014 o 19:23, Ring5 napisał:

Jeśli przyjmujesz za coś zapłatę, po czym odbierasz nabywcy produkt, za który zapłacił,
no cóż... kradniesz.

Jeśli licencja to zakłada, no to jednak nie. :P Jeśli dostajesz bana, to jednak nie za niewinność. A jeśli padają serwery, to nie po roku. :P

@Ziltoid W jednym z wywiadów przedstawiciel CDP Red wprost dodał piratów do świadomych odbiorów marki. Potraktowali ich po prostu jako grupę, do której Wiedźmin i tak doszedł, a więc potencjalnych klientów kolejnej części. :P Cóż, sprawa jest śliska i wielopłaszczyznowa, jednak nie można się nie zgodzić, że potencjalne plusy z piractwa są nikłe w porównaniu ze stratami (a raczej z brakiem zysku) z jakimi wiąże się ten proceder.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Przepraszam z góry, jeżeli ten post wyda się zbyt długim na standardy forum internetowego. Powinienem był go wydać w formie wpisu na swoim gramsajcie, ale wyznaję zasadę jawności osądów i staram się odpowiadać w tym samym miejscu, w którym zostałem spytany o opinię, a czymże innym jest dyskusja, jeżeli nie wymianą opinii?

Zaczę od Rusty-Luke''a.

>Wykazuje absurd Twojego argumentu nie zrównując powagi jednej sprawy z drugą.

Wręcz przeciwnie. Walka z legislatywą w sprawie emancypacji Murzynów miała być porównywalną z walką z legislatywą odnośnie piractwa internetowego, co implikuje post 10297. Cytuję; "czy żyjąc 150 lat temu w Ameryce pisałbyś, że nie wydaje Ci się niczym zbożnym walka o emancypację murzynów, bowiem prawo właścicieli niewolników do swojej własności (=niewolników) figuruje w kodeksie praw...?" Pragnę zauważyć, że dzieła wydawane przez różnorakie wydawnictwa zostały wytworzone od zera w procesie długotrwałej pracy zarobkowej, podczas gdy Murzyni byli traktowani jak surowiec naturalny, którego źródłem była Afryka. Legislatywa kontrolująca własność wyrobów nie jest równa legislatywie kontrolującej własność surowców, a w rezultacie, niewolników. Słusznie, niewolnika należy sprowadzić, utrzymać i umiejętnie eksplowatować, jest to jak najbardziej praca. Piractwo polega na udostępnianiu alternatywnymi kanałami dystrybucji produktów, które były pierwotnie objęte monopolem. Dla wymierności swojego argumentu powinieneś był wytworzyć taki scenariusz:

Grupa "piratów" tworzy punkty klonowania Murzynów i udostępnia ich na własny użytek za darmo po małych miasteczkach.

Brzmi głupio? Owszem, bowiem porównywanie niewolnictwa do piractwa jest głupotą. Proszę, nie usprawiedliwiaj już tej metafory, bo tracisz wyłącznie w moich oczach, a przecież niesłusznie.

>Legalizacja piractwa jest efektem takich, a nie innych decyzji rządów, tworzących sztuczne prawa własności. Emancypacja nie była przez długi czas popierana przez rząd. Uprzedzając pytanie: znowu wykazuje absurd tego toku rozumowania, co nie oznacza, że zrównuje powagę jednego czynu z drugim. To po prostu pokazuje, że fakt, że coś jest legalne (lub nielegalne) nie oznacza, że jest to uczciwe (lub nieuczciwe).

Ależ ani razu nie mieszałem legalności z uczciwością. Proszę nie imputować mi rzeczy, których najzwyczajniej w świecie nie powiedziałem, bo to niskie. Pomińmy uszczypliwości, bo nie po to człowiek uczęszcza na forach internetowych i nie tego oczekuje od dyskutantów – trudno mówić o "sztuczności" praw, bowiem wszystkie prawa z wyjątkiem naturalnych są sztuczne z natury, a przeciwnicy praw naturalnych i na te się nie zgodzą. Prawo własności jest jednak podstawą naszej cywilizacji i jako takie musi być respektowane, inaczej możemy darować sobie tytułowanie obecnego stanu rzeczy cywilizacją rzymską.

>Przecież napisałem: "No tak, wg mnie każdy biznesmen powinien prowdzic biznes tak, jak mu się podoba, o ile nie narusza własności innego człowieka." Sytuacja, w której chciałbym rzucić w człowieka kamieniem jest zupełnia inna. Nie ma tutaj analogii. W Twoim przykładzie naruszałbym własność innego człowieka: policjanta do jego ciała (bo uszkodzeniem ciała skutkowałby mój rzut cegłą).

"Ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób. Ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i praw. " Tyle mówi nam Konstytucja RP Art. 31 ustęp trzeci. Twierdzenie, że biznesmen dyktuje Ci warunki korzystania z twojego dysku twardego ma się tak, jak twierdzenie, że policjant narusza wolność Twoich cegieł, które sobie rzucasz zgodnie z własną wolą. Darujmy sobie jednak te bzdury i przejdźmy dalej.

>Nie byłbym tak ostry w sądach. Wiele osób nie rozumie jej natury, ale mimo wszystko nie odbierałbym im ich własności. Ty jej nie rozumiesz. [...]

Nie zgadzam się z tą opinią i jej ciągiem dalszym i postaram się to rozpisać w następujących akapitach.
Nie można zastosować koncepcji własności opartej na rzadkości w stosunku do dóbr cyfrowych. Tych dóbr, jak i dóbr każdych innych, ktoś jest wytwórcą. Wytwórca, co rozumiemy w sensie gospodarki kapitalistycznej, dostarcza na rynek dobra i w zamian za nie oczekuje zapłaty. W tym przypadku towarem jest licencja na używanie programu, który wytwórca udostępni (lub nie udostępni, a jeżeli tak, to za zapłatą). Twierdzisz, że jako iż nikt te facto nie zawłaszczył towaru samego w sobie (jakim jest oryginalny kod) nie można mówić o naruszeniu prawa własności – nie zgadzam się zupełnie.

Do właściciela należy wola komu udostępniać kopie swojego produktu i do nikogo innego, bowiem jest to jego, prawnie chroniona, własność intelektualna. Wszelakie rozpowszechnianie produktu poza zgodą i intencją właściciela jest naruszeniem jego prawa własności. Własność jest tutaj równoznaczna ze zgodą, inaczej mamy do czynienia z gwałtem na cudzej opinii. Ignorując opinię bronioną prawnie należy liczyć się z postępowaniem karnym i szczerze wątpię, czy powoływanie się na ideologów wzruszy rząd. Nie ma tu mowy o "racji" czy "moralności" – obywatel państwa musi stosować się do prawa państwowego, inaczej nie może mieć praw żadnych, cała konstrukcja państwa byłaby bezsensowną.

Monopol ma tutaj zdrowe zakorzenienie i alegoria gwałtu, którą przywołałem wyżej, nie wydaje się daleko odbiegać – czy innym jest gwałt fizyczny, jeżeli nie "korzystajaniem z źródła innego, niż wskazuje rząd (w domyśle prawo)"? Fizyczność można zgłębić ze zgodą zgłębianej (źródło rządowe) lub bez jej zgody (źródło alternatywne), nie należy się później dziwić, gdy człowieka nazywają gwałcicielem.

>Przecież nikt nie chce nikomu zabronić wydawania czegoś za pieniądze. :) Nawet teraz, od czasu do czasu, zdarzają sie piraci, którzy doceniając jakość produktu, który spiracili, kupują oryginał. Logicznie rzecz biorąc, prawo jednego do wydania czegoś za pieniądze nie odbiera drugiemu prawa do pobrania tego za darmo.

Jeżeli coś zostało wydane za pieniądze na zasadzie monopolu, posiłkowanie się źródłami alternatywnymi jest nielegalne. Koncepcja wydaje mi się prosta i oczywista. Walka z monopolem nie może prowadzić do pokrzywdzenia właściciela. Nie podoba mi się też ta uwaga; "Przecież nikt nie chce nikomu zabronić wydawania czegoś za pieniądze. :)" No tak. Kto wyda pieniądze, ten jest frajer, bo Hans Herman Hoppe swoją teorią rzadkości stoi ponad prawem państwowym.

Przepraszam za końcowy wywód – był niepotrzebny, ale złośliwość jest rzeczą ludzką. Miałem nie uprawiać jej na forach internetowych, ale jak widać ponosi mnie atmosfera tego miejsca.

Przejdę wobec tego do wypowiedzi Ringa5. Podoba mi się znacznie bardziej i odpowiedź wydaje mi się ciekawszą do napisania.

>opowieść o Jacusiu

Wszystko pięknie, ale piractwo, mimo zysków, jest czynem nielegalnym. Święta instytucja prawa własności, co starałem się przekazać wyżej, jest zależną od opinii właściciela, wydawcy. To on ma pierwsze i ostatnie słowo w tej materii i jeżeli jemu nie przeszkadza piractwo rekreacyjne, tudzież piractwo "benchmarkowe", wtedy nie można mówić o krzywdzie właściciela. Jego własność została natomiast naruszona i nie ma co do tego żadnych kategorii pośrednich, musielibyśmy wejść w sferę moralną a bardzo nie chciałbym rozmawiania o moralności w dyskusjach odnośnie istoty prawa. Zyski wynikłe z piractwa nie umniejszają kategorii, jakimi piractwo powinno się opisywać, tj. Naruszenia Własności Intelektualnej – mantra brzydka i nazbyt długa, ale tak to bywa.

>A skoro już rozmawiamy o owej "świętości", jak odniesiesz to do faktu, iż kupując grę, wcale jej nie kupuję, tylko wypożyczam? Gdzie wtedy jest "święta instytucja prawa własności"?

Wszystko to zawiera się w umowach, które spisywane są domyślnie podczas instalacji produktu. Można się kłócić nad umów wyeksponowaniem lub dostatecznym obwieszczeniem, ale to sfera prawa naturalnego w kategoriach moralnych św. Tomasza.

>Czyli zakładasz, iż istnieją sytuacje (owa potrzeba życia i śmierci), w których kradzież (skoro piractwo jest kradzieżą) jest dopuszczalna? I nagle sytuacja przestaje być zero-jedynkowa, czarno-biała, zaczyna się nam wkradać szarość...

Nie ukrywam swoich "lewackich" sympatii (a może raczej empatii). W sytuacji zagrażającej życiu jestem za zniesieniem wszelkich praw, bowiem życie ludzkie jest najważniejszą wartością cywilizacji przyszłości.
Jestem w stanie sprokurować kilka scenariuszy w których piractwo byłoby rozwiązaniem zagrożeń życia, ale nie chce. Z pragmatycznego punktu widzenia takie scenariusze są marginesem błędu.

>A czemu "kontr-kultura"? Czemu nie "kultura" po prostu?

Dziękuję za to pytanie. Nie ukrywam, że pisząc cały ten (nazbyt długi) post podświadomie chciałem dotrzeć tutaj, na sam koniec.

Kontr-kultura to (wybaczcie pleonazm) coś stojącego w kontrze do kultury. W kulturze prawa, własności, rygoru, korporatyzmu i braku poszanowania dla indywidualnych chęci człowieka w imię ideałów, jaką jest kultura oparta na cywilizacji rzymskiej uzupełnionej przez cywilizację rewolucji industrialnej, piractwo stoi wbrew.

Koncepcja tego, iż "nie kradnę, kopiuję" wydaje się klasycznym dwójmyśleniem. Trudno powiem o lepszy przykład prostackiego wręcz usprawiedliwienia czynu zakazanego. Jednocześnie ludzie świadomi tego przekazują wraz z tym prostactwem wyraźny bunt – NIE, nie obchodzi mnie struktura własności. Liczy się moje doświadczanie poszerzane przez swobodny dostęp do bodźców. W erze przed-internetowej istniało to niewątpliwie, jednak skala tego fenomenu w obecnych czasach przekracza wszelkie granice.

Żiżek by się zaśmiał, że kultura piracka to czysta ideologia. Z wolności dostępu do informacji utworzono bożka, przed którym regularnie całopali się różne koncepcje usprawiedliwiające taki uczynek. Jednocześnie jest w tym coś anarchistycznego, coś bardzo Fight Clubowego poprzez antykorporacyjne przesłanie – my jesteśmy ci dobrzy, to oni są źli. Bipolaryzacja jest piękna, bowiem odsłania romantyczną duszę człowieka w samej jej istocie.

Jako umiarkowany marksista powinienem być razem z piratami na jednej barykadzie, bowiem część ich ideałów to jako żywo Róża Luksemburg, ale nie mogę się na to zdobyć. Wolę stać z boku i analizować podświadomość kierującą obiema stronami konfliktu.

Na tym kończę. Dziękuję za obie odpowiedzi i jeszcze raz przepraszam za skalę tego posta.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Jedno pytanie: jaki jest cel tak szczegółowej dysputy na temat piractwa? Rozumiem, gdyby szło o znalezienie (czysto teoretycznie) sposobu na zapobieganie mu, ale tutaj widzę tylko szukanie dziury w całym i usprawiedliwianiu nielegalnego korzystania z czyjejś pracy.
Aha, co do sprawdzania realnych wymagań gry - podawane przez producenta są sugerowanymi, a ostateczny efekt zależy od takich czynników jak system, programy, podzespoły i sam użytkownik (w jaki sposób dba o komputer). Do tego można popytać na forach jak to jest z tymi wymaganiami, a jeżeli nie można liczyć na komfortową rozrywkę pod względem technicznym, to kupić i tymczasowo nie grać albo wstrzymać się do czasu wzmocnienia sprzętu. Nic na siłę, chociaż patrząc na niektóre wypowiedzi, to gry chyba jednak są artykułem pierwszej potrzeby.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 03.10.2014 o 19:47, Rick napisał:

Z filmem może przestac działac płyta i też nikt ci tego nie odda. :P


Nie, no, rozmawiajmy poważnie. Ja rozumiem ":P", ale to nie jest żaden argument. Mówimy tu o celowym działaniu twórców, wydawcy bądź dystrybutora, mającym na celu ograniczenie możliwości (lub wręcz uniemożliwienie) korzystania z produktu, za który zapłaciłem.

Dnia 03.10.2014 o 19:47, Rick napisał:

Fakt, jest to problem, ale jest to problem tego, jak niektórzy twórcy traktują swoich klientów.


Dlatego warto się zastanowić, czy wina leży tylko i wyłącznie po stronie piratów. Do tej pory przyjmowało się, że tak.

Dnia 03.10.2014 o 19:47, Rick napisał:

Ale nie ma prawa, żeby wziąć sobie unikalna fakture tego noża, skopiować proporcję materiałów
użytych do wykonania ostrza i rączki i sprzedawać jako swoje. To wciąż należy do ciebie.


Zgoda, ale ponownie - ja odnosiłem się do tego, że skoro za to zapłacił, to powinien mieć prawo używać jak chce, kiedy chce i jak długo chce. Kupił - ma. Kropka. Jest właścicielem. Nie mam prawa mu tego przywileju w żaden sposób odebrać, chyba, że zwrócę mu kasę.

Dnia 03.10.2014 o 19:47, Rick napisał:

Owszem tracą. Może nie od razu, ale tracą.


A ja jednak będę obstawał przy swoim: nie tracą, ale mogą tracić. Powiem więcej - wielokrotnie mieliśmy już przykłady tego, że dane studio było rozwiązywane (a ludzie lecieli na bruk) nie tylko po porażce jakiegoś tytułu, ale także po sukcesie. Gra sprzedawała się jak ciepłe bułeczki, a tu nagle na gramie news "Studio ABC rozwiązane przez XYZ!".

Dnia 03.10.2014 o 19:47, Rick napisał:

Fakt, nie tylko piractwo ma na to wpływ, ale nie można mówić, że nie ma.


Ciężko udowodnić, że ma. Głównie dlatego, że wiele osób, które grę piracą, zapewne by jej i tak nie kupiło z przyczyn różnych (brak kasy, brak chęci itp). Zaczynamy teoretyzować, ale wielokrotnie już prowadzono w tej sprawie badania i jeszcze się nie spotkałem z żadnymi jednoznacznymi wynikami.

Dnia 03.10.2014 o 19:47, Rick napisał:

mogę korzystać z bezpłatnej pomocy technicznej,


Serio? Spróbuj uzyskać w EA pomoc techniczną w sprawie starszych tytułów. Ja jakiś czas temu miałem problem z Battle for Middle-earth II. Pies z kulawą nogą nie pomógł.

Dnia 03.10.2014 o 19:47, Rick napisał:

Jeśli licencja to zakłada, no to jednak nie. :P


Licencja, z którą mogę się zapoznać dopiero po zakupie gry. To działa tak, jakbym wrzucił Ci przez szybę kamień, owinięty kartką, na której byłoby na pisane, iż dotykając tego pakunku zrzekasz się wszelkich praw do odszkodowania i zobowiązujesz się do comiesięcznego płacenia mi 20 złotych za licencję na posiadanie owego kamienia.

Dnia 03.10.2014 o 19:47, Rick napisał:

A jeśli padają serwery, to nie po roku. :P


Hellgate: London?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego powinniśmy szukać sposobu na zatrzymanie go, choć nie jest ono największym problemem? Dlaczego zamiast tego nie zaprząć piractwa do pracy na rzecz zysków? Do tej pory cała sytuacja wygląda jak metafora o "gotowanej żabie". Stworzono mitycznego wroga, którego mainstream znienawidził, a dzięki temu przyjął na siebie całą masę obostrzeń ze strony korporacji. Wszyscy chętnie rozprawiają o tym, że piractwo jest złe (przy czym nie jest to dyskusja - arbitralnie i być może bez głębszego zastanowienia zostało uznane za potężną obrazę majestatu sprawiedliwości społecznej), ale mało kto już rzuca kamieniami w złe korporacje, które być może w większym stopniu wyzyskują pracowników, na których wyżywienie i utrzymanie sprzedaż danej gry rzekomo pracuje, zasłaniając się tym, że piraci zasłaniają się takim argumentem, by usprawiedliwić swój proceder.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 03.10.2014 o 19:59, Ring5 napisał:

Zgoda, ale ponownie - ja odnosiłem się do tego, że skoro za to zapłacił, to powinien
mieć prawo używać jak chce, kiedy chce i jak długo chce. Kupił - ma. Kropka. Jest właścicielem.
Nie mam prawa mu tego przywileju w żaden sposób odebrać, chyba, że zwrócę mu kasę.

Przykład z nożem jest porównywalny do przykładu z płytą. Kupiłeś grę na płycie, możesz tą płytą kroić chleb. :P A z pudełka możesz zrobić podkłądkę pod biurko. Mówisz o innym rodzaju własności. :)

Odniose się teraz do całego aspektu, bo moim zdaniem już nie ma potrzeby, żebym odnosił się do poszczególnych akapitów.

Póki co, znamy racje jednej i drugiej strony. Możemy uwierzyć jednym, albo drugim. Jeśli pojawią się jakiekolwiek badania dot. traceniu na piractwie od producenta gier, to można im nie wierzyć, prawda? W końcu mogły zostać zafałszowane, żeby wyszło, że piractwo jest złe. Jeśli badanie będzie przeprowadzone przez jakąś zaprzysiężoną grupę piratów to tez mu nie uwierzymy. Musiałyby więc powstać badania neutralnych naukowców, którzy byliby w stanie obiektywnie zbadać temat. Czy jest to możliwe? Kto byłby w stanie udostępnić im dane ze sprzedaży i potencjalnego utraconego zysku? Wydawcy? Też może zostać zafałszowane. I tak dalej, i tak dalej.

Można wierzyć jednej stronie, lub drugiej. Można przekonywać, robić wiece i kary. Ale tak naprawdę jedynym wyznacznikiem jest po prostu prawo. A my akurat mamy zapis o ochronie własności intelektualnej i trzeba się do tego stosować. Czy potrzebne jest uszczegółowienie? Pewnie tak, ale biorąc pod uwagę jak aktualizowana jest ustawa o prawie pasowym to sobie jeszcze poczekamy. :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Piractwo pomoże tym pracownikom? Nie. Poza tym prawa pracowników to zupełnie inny temat i tam już działa prawo pracy, a nie działania anonimowych ludzi w internecie, których głównym celem jest pozyskanie czyjegoś dzieła bez licencji.
I nie wiem jak niby piractwo miałoby wspomóc rynek gier. Jeżeli ktoś odpowiedzialnym konsumentem, to kupi takie gry, które z dużą dozą prawdopodobieństwa mu się spodobają. Są zapowiedzi, recenzje profesjonalistów i graczy, masa filmików z gameplayem. Takich klientów potrzeba, a nie tych, którzy są tak zdesperowani, żeby zagrać w jakąś nowość, że dla nich kupienie gry bez względu na wszystko to norma. Wątpię, aby ktoś taki potem kupił oryginalną grę, ponieważ kieruje się emocjami i raczej nie będzie już pamiętał o zapłacie dla wydawcy/twórców.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Jak już mówiliśmy wcześniej w tym wątku stwierdzenia typu "piracisz - okradasz twórców z pieniędzy" nie mają racji bytu, nie w dzisiejszym korporacyjnym świecie, bo to straszliwe upraszczanie sprawy i w wielu przypadkach wręcz rozmywanie się z prawdą, podszyte emocjami.

Polecam poczytanie tego tekstu. Co prawda dotyczy muzyki, ale też jest o piractwie.
https://torrentfreak.com/music-piracy-not-that-bad-industry-says-090118/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Kilka razy przewinęły się tutaj linki do wypowiedzi np twórców Gry o Tron, którzy przyznawali że dla nich piractwo jest pożyteczne, bo nakręca hype na ich serial. Badań pokazujących że piraci są jednocześnie najczęstszymi klientami też było całkiem sporo. A fakt że ludzie płacą za chomiki i inne pokazuje że ludzie jednak są w stanie płacić za rozrywkę, kwestia dostosowania progu cenowego. Rozwiązaniem problemu nie jest walka z piratami, tylko sprzedanie im swoich usług.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się