Zaloguj się, aby obserwować  
Pustelnik88

Wasza Kolekcja Muzyki...

867 postów w tym temacie

Dnia 12.01.2009 o 20:07, Mac Cry napisał:

O_o Bloc Party, kocham ich za Helicopter :D


To według mnie najlepszy zespół na tej planecie, kocham każdą ich piosenkę, każdy album, każdy b-side ;).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ja ostatnio powiększyłem swoją muzyczną kolekcję o trzy albumy genialnej grupy "Electric Light Orchestra" oraz najnowszy album AC/DC - Black Ice (z czerwonym logo ^^).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 12.01.2009 o 20:40, tykus napisał:

O ile Coldplay mi wisi, to płytek Bloca szczerze zazdroszczę :P

A oto moja "kolekcja" ;)


Bitlesi, łohoho :D. Zazdroszczę tego Pearl Jam :(.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 12.01.2009 o 20:40, tykus napisał:

A oto moja "kolekcja" ;)

No, Doorsi i Alice in Chains się chwali. A "Book of Taliesyn" to świadomy wybór, czy wziąłeś pierwszą płytę Deep Purple, jaka się nawinęła?? A i ciekawa okładka "Made in Japan". Widzę dużo Pearl Jamu, którego nie słucham, ale sama kolekcja tego skądinąd znakomitego zespołu robi wrażenie. Tak samo jak płyta Bealtesów :)

Ja się niedługo pochwalę płytą Carlosa Santany, ale muszę ją najpierw kilka razy przesłuchać

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 12.01.2009 o 20:40, tykus napisał:

O ile Coldplay mi wisi, to płytek Bloca szczerze zazdroszczę :P

A oto moja "kolekcja" ;)

Book of Taliesyn !!!!!!!! Wow, świetny wybór ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 12.01.2009 o 20:54, Erton napisał:

A "Book of Taliesyn" to świadomy wybór, czy
wziąłeś pierwszą płytę Deep Purple, jaka się nawinęła?? A i ciekawa okładka "Made in
Japan".

Akurat Deep Purple nie kupowałem, spadek rodzinny, tj. zwinięcie co ciekawszych rzeczy ojcu czy bratu :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Pearl Jam to muzyka nie dla mnie, ale widzę tam kilka płyt godnych mojej uwagi. Mowa tutaj oczywiście o The Beatles i Deep Purple. Jeśli chodzi o ten pierwszy zespół to "Let it Be" to jest to całkiem niezły album, choć jak na ten zespół to powiedzmy sobie szczerze - taki sobie ;) "Abbey Road" jest znacznie lepszy. Teraz przyszła pora na Deep Purple i tu mnie też trochę dziwi fakt że na początek wybrałeś właśnie "The Book of Taliesyn" bowiem debiut jest znacznie lepszy. No ale sam fakt posiadania płyt tych wykonawców już się chwali :D Tylko ta "kioskowa" wersja Made In Japan" trochę tutaj nie pasuje (w końcu najlepszą koncertówkę wszech czasów wypadało by mieć w lepszym wydaniu :P).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 12.01.2009 o 20:40, tykus napisał:

O ile Coldplay mi wisi, to płytek Bloca szczerze zazdroszczę :P

A oto moja "kolekcja" ;)


Cieszy mnie obecność The Doors - to jest najlepszy zespół z tych płyt na foto, Let it Be również zacne, a z The Book of Taliesyn to dave03 ma rację - debiut i trójka są lepsze, choć trójka brzmi bardzo archaicznie(jakby nagrywali to w stodole - czyli jakościowo takie brzmienie jak na In Rock). Natomiast dobrze zrobiłeś, że Made in Japan nabyłeś taniego Sella, bo po co od razu rzucać się na wydanie za sporą gotówkę. A wybitne koncerty odbywały się w prestiżowych miejscach, więc naprawdę wybitny koncert poznasz po miejscu, albo tytule wskazującym na takie miejsce - np. Live at Carnegie Hall... itp., itd. Słabych wykonawców nie wpuszczali do takich sal!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Carlos Santana- Borboletta

Towarzysz Backside zachęcił mnie do poznania jego muzyki i cóż, zainteresowała mnie. Co prawda zacząłem od najtrudniejszej płyty, czyli nagranej wspólnie z Johnem MacLaughlinem "Love, Devotion, Surrender". Naprawdę mocna rzecz, ale wylądowała w moim mp3. Ale ludzie w metrze muszą się dziwić, gdy to słyszą :) Postanowiłem wziąć coś bardziej chilloutowego i kupiłem płytę Santany "Borboletta" z circa about 1973 roku. W przeciwieństwie do jazz-fusion-eclectic-prog-rocku, jaki był na płycie z MacLaughlinem (mój kolega tak to nazwał i spodobało mi się :)) tutaj klimaty są znacznie lżejsze. Jest to "zwykły" latin-rock. A zwykły w cudzysłowiu, bo tak naprawdę to niezwykły. Masa naprawdę masa świetnych melodii, wspaniała gra Santany, a niektóre piosenki, jak "Life is Anew" czy "Promise of a Fisherman" powodują stan ekstazy. Jak ktoś chce skupiać się na melodiach, tu jest ich masa. Dla wielbicieli gry gitarowej jest sporo solówek. Wokalista, którym według Wikipedii jest Leon Patillo, to nie jakieś mistrzostwo, ale tworzy ładny klimat. Samo wydanie z deka biedne, 4 strony, gdzie zapisana jest może połowa. Ale sama muzyka rządzi. Dobra, śpieszę się na maturę z Sikory, więc to tak w skrócie :)

P.S. Do tych co słuchali tej płyty. Czy zaśpiew w "Mirage" nie przypomina Wam jakiejś legendarnej polskiej piosenki, bo mi się bardzo kojarzy. Nie wiem, co to za piosenka, ale to był chyba ten,no, Sztywny Pal Azji czy jakoś tak.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 13.01.2009 o 17:53, Fleming08 napisał:

Natomiast dobrze zrobiłeś, że Made in Japan nabyłeś taniego Sella, bo po co od razu rzucać się na wydanie za >sporą gotówkę. A wybitne koncerty odbywały się w prestiżowych miejscach


Tutaj się akurat z Tobą zgodzić nie mogę ;) Przez wielu fanów rocka album "Made In Japan" jest najlepszą koncertówką jaka kiedykolwiek została nagrana. Ja zresztą mam podobne zdanie na ten temat. Zdecydowana większość utworów z tej płyty została tutaj zupełnie inaczej zagrana niż w studiu co jest bardzo dużym plusem tego wydawnictwa, bo chyba nikt nie lubi dostawać dwa razy tego samego tyle tylko że w innym opakowaniu. Sala też tutaj była prestiżowa, bo Budokan, no ale to chyba tutaj aż takiego znaczenia nie ma, bo przecież Deep Purple było wtedy u szczytu kariery i tego nie ma co kwestionować.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dnia 14.01.2009 o 19:56, dave03 napisał:

Tutaj się akurat z Tobą zgodzić nie mogę ;) Przez wielu fanów rocka album "Made In Japan"
jest najlepszą koncertówką jaka kiedykolwiek została nagrana.

Dla hardrocka - tak, dla rocka - absolutnie nie. Rock to pojęcie znacznie szersze i DP to tylko malutka kropla w oceanie.

Dnia 14.01.2009 o 19:56, dave03 napisał:

Zdecydowana większość utworów z tej płyty została tutaj zupełnie
inaczej zagrana niż w studiu co jest bardzo dużym plusem tego wydawnictwa, bo chyba nikt
nie lubi dostawać dwa razy tego samego tyle tylko że w innym opakowaniu. Sala też tutaj
była prestiżowa, bo Budokan, no ale to chyba tutaj aż takiego znaczenia nie ma, bo przecież
Deep Purple było wtedy u szczytu kariery i tego nie ma co kwestionować.

To ciekawe, że ten wspaniały koncert sprzedał się gorzej nawet od... "Who do we think we are!", haha.
Made in Japan Deep Purple 01.1973 16[24] Warner 2701/Purple TPSP 351

Who do we think we are! Deep Purple 02.1973 4[11] Warner 2678/Purple TPSA 7508

Do Japoni można było wyeksoprtować zupełnie wszystko. Japonia ubustwiała każdego wykonawcę tylko dlatego, że przeyjechał z UK lub USA. To, że utwory na żywo są zagrane inaczej niż studyjne to nie żana nowość - właśnie na tym polegają występy na żywo. Miarą prawdziwego sukcesu dla zespołu z Europy było odniesienie sukcesu w USA, bowiem amerykanie po 1969 roku niechętnie odnosili się do muzyki spoza swego kontynentu, a szczególnie do muzyki progresywnej. Dla mnie ten skład z Gillanem to była jedna wielka tragedia. Ty słyszysz w tym dobry koncert, ale dla innych Made In Japan to symbol zgrzytów,napięcia, rozdarcia i walki jaka panowała w zespole.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 15.01.2009 o 11:18, Fleming08 napisał:

Dla hardrocka - tak, dla rocka - absolutnie nie.

Dla fanów progresywnego rocka Made In Japan nie będzie najlepszą płytą, tak samo jak dla fana country, to chyba oczywiste :) Jednak słowo "absolutnie" w odniesieniu do ogólnie rocka nie koniecznie jest właściwe, gdyż bycie fanem (ogólnie) rocka nie wyklucza możliwości lubienia tej płyty.

Dnia 15.01.2009 o 11:18, Fleming08 napisał:

Rock to pojęcie znacznie szersze i DP to tylko malutka kropla w oceanie.

Każdy zespół to tylko maleńka kropelka w morzu muzyki. I każdy o tym doskonale wie.

Dnia 15.01.2009 o 11:18, Fleming08 napisał:

To ciekawe, że ten wspaniały koncert sprzedał się gorzej nawet od... "Who do we think
we are!", haha.

Liczba sprzedanych egzemplarzy decyduje o tym która płyta jest lepsza? Popularność nie czyni czegoś lepszym, a samo porównanie płyty koncertowej do studyjnej jest nie na miejscu. A tak na marginesie WDWTWA jest bardzo dobrą płytą... no ale przecież to DP i trzeba wyśmiać

Dnia 15.01.2009 o 11:18, Fleming08 napisał:

Do Japoni można było wyeksoprtować zupełnie wszystko. Japonia ubustwiała każ.dego wykonawcę
tylko dlatego, że przeyjechał z UK lub USA.

Jednak mało który wykonawca był tak ubóstwiany jak DP, czy KISS. Te dwa zespoły miały ogromny wpływ na rozwój muzyki w Japonii i Japończycy, tak mało zainteresowani zachodem, w większości jako najlepszy album live wybiorą Made in Japan lub płytkę KISS

Dnia 15.01.2009 o 11:18, Fleming08 napisał:

To, że utwory na żywo są zagrane inaczej
niż studyjne to nie żana nowość - właśnie na tym polegają występy na żywo.

Jednak aż tak rozbudowane improwizacje nie są już tak częste, a w Japonii to była nowość.

Dnia 15.01.2009 o 11:18, Fleming08 napisał:

Miarą prawdziwego sukcesu dla zespołu z Europy było odniesienie sukcesu w USA,
bowiem amerykanie po 1969 roku niechętnie odnosili się do muzyki spoza swego kontynentu,
a szczególnie do muzyki progresywnej.

Amerykanie mają swój gust, swoje zasady, ogólnie jest to beznadziejny kraj. Naprawdę sukces w USA nie jest wyznacznikiem, który zespół jest najlepszy.

Dnia 15.01.2009 o 11:18, Fleming08 napisał:

Dla mnie ten skład z Gillanem to była jedna wielka tragedia.

Skończyło się nieco-progresywne granie, co nie?

Dnia 15.01.2009 o 11:18, Fleming08 napisał:

Ty słyszysz w tym dobry koncert, ale dla innych Made In Japan to symbol zgrzytów,napięcia,
rozdarcia i walki jaka panowała w zespole.

To już kwestia gustu, nie wnikam w gusta innych.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 15.01.2009 o 15:32, Findan napisał:

Każdy zespół to tylko maleńka kropelka w morzu muzyki. I każdy o tym doskonale wie.

Od początku pisania na tym forum odnoszę przeciwne wrażenie.

Dnia 15.01.2009 o 15:32, Findan napisał:

Liczba sprzedanych egzemplarzy decyduje o tym która płyta jest lepsza? Popularność nie
czyni czegoś lepszym, a samo porównanie płyty koncertowej do studyjnej jest nie na miejscu.

A to ciekawe, że używasz tego argumentu, gdy trzeba poprzeć własne twierdzenia, bo podczas jakiejś rozmowy wcześniej, chyba właśnie Ty, próbowałeś mi udowodnić, że najlepsze jest DP dlatego, że ma miliony fanów, a taki NKR-owy zespół nie:/.

Dnia 15.01.2009 o 15:32, Findan napisał:

A tak na marginesie WDWTWA jest bardzo dobrą płytą... no ale przecież to DP i trzeba
wyśmiać

No bo to jest śmieszne, że tak słaby album sprzedał się lepiej od takiego rzekomo wspaniałego.
Jesteś pierwszą osobą, która, jak widzę, ma odwagę twierdzić, że „Who do You Think...” to bdb, czy choć dobry album. A masz jeszcze jakieś uzasadnienie, że on jest taki dobry?
Bo obiektywnie patrzać to poza „Woman from Tokio”, „Rat bat blue” i może „Super trouper” to jest – jak to określi krytyk w TR – „odrabianie pańszczyzny. A żeby nie polegać tylko na moim słowie, proszę, oto oceny ludzi z całego świata http://www.progarchives.com/artist.asp?id=1969
Jak widać ocena znacznie niższa nawet od tych trzech pierwszych.

Dnia 15.01.2009 o 15:32, Findan napisał:

Jednak mało który wykonawca był tak ubóstwiany jak DP, czy KISS. Te dwa zespoły miały
ogromny wpływ na rozwój muzyki w Japonii


A znasz jakieś zespoły(więcej niż 3), na które DP miało taki wpływ, jak twierdzisz? Bo mi wiadomo, że japończycy tworzyli własny styl w oparciu o amerykańskie tradycje bluesowe i europejską muzykę klasyczną. (O tym, że np. Chopin jest w Japonii bardziej znany chyba nie trzeba mówić).
Ale weźmy te choć najbardziej znane japońskie grupy tamtej dekady: BLUES CREATION – psycho blues; CHEN , SHINKI HIS FRIEND- blues rock z elementami progresji; COSMOS FACTORY – zupełnie progresywny zespół, który nagrał kapitalny album „An Old Castle Of Transylwania” z fantastyczną suitą o tym samym tytule; CREATION – definitywny progrock; FLIED EGG – debiut bluesowy w stylu Hendrixa, acz 2 ostatnie kawałki to czysta progresja oparta na inst. klawiszowych, drugi album to już rzecz zupełnie progresywna inspirowana King Crimson, Atomic Rooster, uwielbiam ten album i polecam; FLOWER TRAVELLIN BAND – to powinno być znane każdemu miłośnikowi rocka; PYG- bardzo miła progresywna muzyka, bardziej symfoniczna; SPEED ,GLUE & SHINKI – mieszali wszystko, bardzo bogata instrumentalnie – typowo progresywna muzyka. To te z najbardziej istotne japońskie grupy i myśle, że nie muszę wymieniać tych nieznanych.

Dnia 15.01.2009 o 15:32, Findan napisał:

Jednak aż tak rozbudowane improwizacje nie są już tak częste, a w Japonii to była nowość.

... aż tak rozbudowane improwizacje były już na kompromitującym „Scandinavian Nights”.

Dnia 15.01.2009 o 15:32, Findan napisał:

Amerykanie mają swój gust, swoje zasady, ogólnie jest to beznadziejny kraj. Naprawdę
sukces w USA nie jest wyznacznikiem, który zespół jest najlepszy.

... bo nie szanowali tam DP.

Dnia 15.01.2009 o 15:32, Findan napisał:

Skończyło się nieco-progresywne granie, co nie?


Nie. A toś nie trafił, bo moim ulubionym okresem i albumem DP jest „Burn” z najlepszym wokalistą, jakiego kiedykolwiek miało DP. Materiał przedstawiony na „Burn” jest już dojrzały, muzyka przestała być sezonową rozrywką szczeniaków z gitarami, którzy potrafią zagrać tylko muzykę opartą na kanciastych riffach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 15.01.2009 o 17:40, Fleming08 napisał:

Od początku pisania na tym forum odnoszę przeciwne wrażenie.

No dobra, nie każdy :)

Dnia 15.01.2009 o 17:40, Fleming08 napisał:

A to ciekawe, że używasz tego argumentu, gdy trzeba poprzeć własne twierdzenia, bo podczas
jakiejś rozmowy wcześniej, chyba właśnie Ty, próbowałeś mi udowodnić, że najlepsze jest
DP dlatego, że ma miliony fanów, a taki NKR-owy zespół nie:/.

Oj to nie byłem ja... powinieneś sprawdzić takie rzeczy.

Dnia 15.01.2009 o 17:40, Fleming08 napisał:

No bo to jest śmieszne, że tak słaby album sprzedał się lepiej od takiego rzekomo wspaniałego.
Jesteś pierwszą osobą, która, jak widzę, ma odwagę twierdzić, że „Who do You Think...”
to bdb, czy choć dobry album.

Niewiele trzeba by mnie zadowolić. Każdą płytę, która mi się podoba nazwę dobrą ;) Ale owszem, w obliczu całej dyskografii DP "Who do We Think..." wypada kiepsko. Ja jednak nadal będę bronił tego albumu.

Dnia 15.01.2009 o 17:40, Fleming08 napisał:

A masz jeszcze jakieś uzasadnienie, że on jest taki dobry?
Bo obiektywnie patrzać to poza „Woman from Tokio”, „Rat bat blue”
i może „Super trouper” to jest – jak to określi krytyk w TR –
„odrabianie pańszczyzny.

Fakt, ale trudno nagrać każdą płytę inną. Te trzy utwory, które wymieniłeś jednak są czymś nowym u Purpli, każdy na swój sposób różni się od wszystkich poprzednich. Jeszcze dodam od siebie ciepłe słowa o "Mary Long", która trzy lata temu bardo dobrze wypadła w Spodku. "Smooth Dancer" również trzyma poziom, choć można się zgodzić, że to poniekąd "odrabianie pańszczyzny". Reszta płytki nie jest zła, ale jeżeli ktoś nie lubi Deep Purple to nie może mu się spodobać.

Moim skromnym zdaniem płyta, mimo iż gorsza od większości dyskografii Purpli, jest płytą "dobrą" (czyli w mojej skali to będzie coś koło 2,5 :P)

Dnia 15.01.2009 o 17:40, Fleming08 napisał:

A żeby nie polegać tylko na moim słowie, proszę, oto oceny
ludzi z całego świata http://www.progarchives.com/artist.asp?id=1969

Czyli ocena, pokrywa się z moją :) Bo w porównaniu do innych płyt, właśnie 2,5 się należy.
Swoją drogą, wg tych ocen "Made In Japan" to najlepsza płyta Purpli (trudno liczyć średnią wyciągniętą z 3 ocen) pomijając jedno DVD i jeden singiel.

Dnia 15.01.2009 o 17:40, Fleming08 napisał:

Jak widać ocena znacznie niższa nawet od tych trzech pierwszych.

A co oznacza słówko "nawet" ? Przecież debiut i "Deep Purple" (TBoT też) to bardzo dobre płyty i bycie gorszym od nich to nic złego. Tym bardziej, że to strona o Prog Rocku, więc pierwsze 3 płyty mają już na starcie lekką przewagę.

Dnia 15.01.2009 o 17:40, Fleming08 napisał:

A znasz jakieś zespoły(więcej niż 3), na które DP miało taki wpływ, jak twierdzisz? Bo
mi wiadomo, że japończycy tworzyli własny styl w oparciu o amerykańskie tradycje bluesowe
i europejską muzykę klasyczną. (O tym, że np. Chopin jest w Japonii bardziej znany chyba
nie trzeba mówić).

Tu nie chodzi o nazwy zespołów, tu chodzi o to, że koncert Purpli, oraz późniejszy koncert KISS otworzyły Japonię na muzykę heavymetalową. Zaraz powiesz, że napływ zespołów z tego gatunku w Japonii to lata 80, a nie środek 70, ale te koncerty to było właśnie coś co wyróżniało się znacznie spośród tego całego blues/prog-rocka. X Japan, Sex Machineguns czy Luna Sea - zespoły znane w późniejszych latach czerpały inspiracje między innymi z Deep Purple i wiele im zawdzięczają. Zapytasz przeciętnego Japończyka o King Crimson, Led Zeppelin, Metallicę, Black Sabbath - bardzo możliwe, że nie będzie w stanie nic o takich zespołach powiedzieć, gdyż muzyka japońska, mimo iż częściowo inspirowana zachodem, zawsze tworzyła odrębną scenę. Ale Deep Purple i "Made In Japan" to nazwy, które zna każdy Japończyk.

Dnia 15.01.2009 o 17:40, Fleming08 napisał:

Ale weźmy te choć najbardziej znane japońskie grupy tamtej dekady: (...)
To te z najbardziej istotne japońskie grupy i myśle,
że nie muszę wymieniać tych nieznanych.

Doskonale, to tylko potwierdza moje słowa, że scena japońska była wypełniona wtedy masą zespołów blues/prog rockowych i że wizyta Deep Purple była niezmiernie ważna, gdyż poszerzyła horyzonty muzyczne w Japonii. Ciężko nam się poniekąd zrozumieć, gdyż ty patrzysz na wszystko z perspektywy fana prog-rocka, a ja heavy metalu/hard rocka i pochodnych :)

Dnia 15.01.2009 o 17:40, Fleming08 napisał:

... aż tak rozbudowane improwizacje były już na kompromitującym „Scandinavian Nights”.

Które przecież nie były grane w Japonii tylko w Szwecji, więc jakie to ma znaczenie.

Dnia 15.01.2009 o 17:40, Fleming08 napisał:

... bo nie szanowali tam DP.

Nie obchodzi mnie USA nie dlatego, że USA nie szanowało DP, tylko nie obchodzi mnie co USA myśli o DP, dlatego że ja nie szanuje USA. (zagmatwane, ale jesteś inteligentny, zrozumiesz o co chodzi)

Dnia 15.01.2009 o 17:40, Fleming08 napisał:

Nie. A toś nie trafił, bo moim ulubionym okresem i albumem DP jest „Burn”
z najlepszym wokalistą, jakiego kiedykolwiek miało DP.

Niezły żart :D Coverdale, który zawsze kogoś naśladował (w Purplach Gillana, później Planta) jest niby lepszy od Iana? Chyba nie mówisz serio mówiąc, że Coverdale był lepszym wokalistą od Gillana? Bo to przecież Gillan był rewolucjonistą, niesamowicie wpływowym człowiekiem, na którym to wzorowało się mnóstwo wokalistów heavy metalowych, posiadał większą skalę. Co do stylu jego śpiewania, którego wiem, że nie lubisz, też nie możesz się przyczepić, gdyż Coverdale (w DP) śpiewał podobnie.

Dnia 15.01.2009 o 17:40, Fleming08 napisał:

Materiał przedstawiony na „Burn” jest już dojrzały, muzyka przestała być
sezonową rozrywką szczeniaków z gitarami, którzy
potrafią zagrać tylko muzykę opartą na kanciastych riffach.

Marna prowokacja.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dnia 15.01.2009 o 19:01, Findan napisał:

Niezły żart :D Coverdale, który zawsze kogoś naśladował (w Purplach Gillana, później
Planta) jest niby lepszy od Iana? Chyba nie mówisz serio mówiąc, że Coverdale był lepszym
wokalistą od Gillana? Bo to przecież Gillan był rewolucjonistą, niesamowicie wpływowym
człowiekiem, na którym to wzorowało się mnóstwo wokalistów heavy metalowych, posiadał
większą skalę. Co do stylu jego śpiewania, którego wiem, że nie lubisz, też nie możesz
się przyczepić, gdyż Coverdale (w DP) śpiewał podobnie.


Właśnie o to chodzi, że Gillan był wtórny i wiele czerpał ze stylu jaki wypromował Arthur Brown. Plant natomiast to w moim mniemaniu męska Janis Joplin, a nad Coverdalem spuszcze zasłone milczenia (to co zrobił z DP było spoko) natomiast za te jego lakierowane loczki z lat osiemdziesiątych bym go za jaja powiesił. Jeszcze jedno zapominasz chyba, że na Burn było dwoje wokalistów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 15.01.2009 o 20:47, Yupy napisał:

Właśnie o to chodzi, że Gillan był wtórny i wiele czerpał ze stylu jaki wypromował Arthur
Brown.

W ten sposób każdy był komuś wtórny :D Gillan inspirowany Brown''em jeszcze bardziej wypromował ten styl. Dickinson wzorował się na Gillanie, a następni naśladowali Dickinsona. Tak czy siak Gillan wniósł o wiele więcej do muzyki niż Coverdale, a nawet pokuszę się o stwierdzenie iż więcej nawet od Planta. Nie decyduje, który z nich jest lepszy, ale jak fan hard rocka i wszelakich odmian metalu uważam, że Ian zrobił więcej. (Zaraz odezwą się fani blues rocka i prog rocka, którzy powiedzą coś zupełnie odwrotnego, szanuję ich zdanie, niemniej jednak ja swojego nie zmienię :)

Dnia 15.01.2009 o 20:47, Yupy napisał:

Jeszcze jedno zapominasz chyba, że na Burn było dwoje wokalistów.

Gdzieżbym zapomniał :) Odniosłem się tylko do wypowiedzi Fleminga, który też z pewnością wie, że na Burn śpiewał Glenn, ale przemilczał to, bo to sprawa drugorzędna w kontekście rozmowy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Oooo, Beatelsi :) - szczerze zazdroszczę. Od dłuższego czasu planuje kupić którąś z ich płyt (najchętniej "Hard Day''s Night", "Magical Mystery Tour" albo "Abbey Road"), ale cena ok 55-60zł jednak trochę odstrasza i wybieram równie dobre płyty z innych gatunków, ale po 30zł :).


Erton ---> świetny wybór. Borboletta jest bardzo zróżnicowana i można na niej naprawdę dużo rzeczy odkrywać. To jest ostatnia płyta nagrana w najlepszym składzie, czyli z Julesem Broussardem na saksofonie (gość ma niesamowite, ekstatyczne brzmienie), ale też Tomem Costerem, który nadal używa kosmicznych efektów na klawiszach.
Perełką jest wschodzący basista - Stanley Clarke (mój basowy ulubieniec, choć u Santany wolę poprzednika - Douga Raucha) oraz latynoska para - wokalistka Flora Purim i perkusjonalista - Airto Moreira.

A wydanie europejskie niestety biedne - w necie są covery amerykańskie, inna klasa :).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 15.01.2009 o 22:25, Backside napisał:

Oooo, Beatelsi :) - szczerze zazdroszczę. Od dłuższego czasu planuje kupić którąś z ich płyt (najchętniej "Hard Day''s Night", "Magical Mystery Tour" albo "Abbey Road"), ale cena ok 55-60zł jednak trochę odstrasza i wybieram równie dobre płyty z innych gatunków, ale po 30zł :).


Backside, nie wierzę własnym oczom - nie masz ŻADNEJ płyty Beatlesów?? Dla mnie brzmi to jak żart;)
To do tej listy dołóż sobie conajmniej (a może przede wszystkim) Sierżanta Pieprza - przy Twoich zainteresowaniach, gwarantuję, że nie będziesz zawiedziony...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 15.01.2009 o 23:18, Blade Mack napisał:

Backside, nie wierzę własnym oczom - nie masz ŻADNEJ płyty Beatlesów?? Dla mnie
brzmi to jak żart;)
To do tej listy dołóż sobie conajmniej (a może przede wszystkim) Sierżanta Pieprza -
przy Twoich zainteresowaniach, gwarantuję, że nie będziesz zawiedziony...


Jasne, że mam - nawet wszystkie, ale w takim formacie, że nie wypada się chwalić ;), a oprócz tego jeszcze podwójne LP z oficjalnym the-best-ofem "Red".

Kiedyś pewnie skupię całą dyskografię, ale na razie... takie powszechnie dostępne, ale bardzo drogie płyty i w zwyczajnych wydaniach, są mi trochę nie po drodze :).


btw - niedługo wrzucę kilka nowości, bo się ich przypadkiem trochę zebrało :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować