Zaloguj się, aby obserwować  
GeoT

Kącik pisarzy

946 postów w tym temacie

Pyta mnie „co ona ma takiego, czego ja nie mam”
I wtedy słychać plumkanie niewidocznej gitary
stukot nieobecnej perkusji
i zaczynam


Poezja to taka
ala xiądz Baka

Tyś jest mądrzejsza
ona powabniejsza
ona weselsza
Ty zaś poważniejsza

Ty jesteś starsza,
ona (dziwne!) młodsza.
Ty – doświadczona,
ona kapkę słodsza.

Ciebie szanuję
tamtą pożądam
z Tobą spaceruję
za tamtą się oglądam

z Tobą bym dożył
szczęśliwej starości
z tamtą się nurzał
w szalonej miłości

Boże, dopomóż,
już mi to nie w smak:
mózg mówi „nie”,
członek mówi „tak”.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

"Myśl - ulotna rzecz"

Myśl, jak tchnienie letniego wiatru.
Czujesz je ale nagle znika,
A po chwili znów wraca.
Silniej szaleje we włosach.
Delikatnie muska ciało, pobudza
I ponownie znika!

O Myśli, myśli ulotna!
Powracasz jak cierpienie.
Jak szczęście po smutku,
Jak rozpacz po radości.
Lecz zawsze lekka.
Kochanie uskrzydla?
Nie, to myśl o kochaniu
Dodaje sił.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ładnie ujęłaś przemijalność przemijalność chwili. Przy czym wiersz jest ładnyi, zgrabny i powabny. W miarę prosto zbudowany. Pisz więcej ;)

Co to dzieła Elwra: Ciekawe, ciekawe nie powiem ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Się zareklamuję ;P. Na moim(dzisiejszym ;D) gramsajcie umieściłem opowiadanie z konkursu dla risen.gram.pl ;). Będę też tam dodawał coraz to nowe moje pracki jeśli takowe będzie mi się chciało pisać :P.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Trochę mnie na forum nie było, ale nie miałem ostatnio czasu. Udało mi się jednak napisać pewien wiersz:

Głupiec w edukacji bramach,
Mędrzec na życia łamach,
Braknie wiary,
U ludzi szarych,
Ale jedna nadzieja,
Dla olbrzyma imienia.

Wyboista droga,
Iść gdzie poniesie noga.
Nie brakuje tu zdolności,
Wiedzy i radości.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 01.02.2010 o 13:05, Robertcik1 napisał:

Wybacz, ja go nie widzę. Możesz mi zdradzić, co też poeta miał na myśli?


Chodzi tutaj o to, że są ludzie, którzy w życiu dochodzą do rzeczy wielkich, a w szkole są niedoceniani. Muszą zmagać się z wieloma trudnościami, ale nie powinni zbaczać z tej drogi. Jest nawet udowodnione, że ludzie "nie do końca normalni" znają się na wielu rzexczach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

...no i mamy moją premierę :)

19 grudnia.

Jaki dźwięk wydaje spadający na chodnik płatek śniegu? Twierdzę, że jest to po prostu ciche pyknięcie, niemal niedosłyszalne. Inni twierdzą, że taki cudowny płatek nie wydaje żadnego dźwięku. Zapewne mrówki, skryte głęboko pod ziemią, słyszą to jako wielkie "trachu". Tutaj we wiosce niedaleko Rovaniemi śnieg zalegał gęsto i każdy jego płatek zdawał się komponować z innym tworząc swoistą rozmowę. Świerki pokryte grubym płaszczem szadzi wynosiły się pojedynczo na ponurych wzgórzach. Niekiedy widać było samotnie stojącą chatkę czy...trupa leżącego w śniegu. Tak. Najczęściej są to trupy ludzi, których oceny z geografii były niższe niż dostateczne. Kiedy informatorka biura turystycznego proponuje Wam wycieczkę do Laponii, warto wiedzieć, że nie warto pakować w walizkę dwóch hawajskich koszul i krótkich spodenek.

*

Święty Mikołaj rozkoszował się tytoniem nafaszerowanym do swojej mahoniowej fajki. Podziwiał zapach nadto podziwiał smak, lecz nieszczególnie lubił swoje pożółkłe zęby i niezbyt pachnący oddech. Wstał i poprawił portki, które mimo szczerych chęci babci Lesley, zawsze spadały, takie jest życie. A ta w pocie czoła je poprawiała i przymierzała, zaszywała i skracała, rozdrabniała i powiększała. Waga Mikołaja raczej nie jest stała, zależała od wielu czynników. Jednym z nich była ilość zjedzonych przez niego cynamonowych ciasteczek z pobliskiej cukierni. Śnieżyca szalała za starym oknem, które już z lekka skrzypiło. Nasz Święty ułożył krótkie nogi na skórzanej, bordowej pufie i włączył telewizor. Nie dlatego, że chciał coś obejrzeć, lecz z przyzwyczajenia. Tutaj telewizja nigdy nie odbierała ze względu na warunki pogodowe. Klimat przed świętami wydawał się zawsze taki sielankowy - tym razem miało się to zmienić, albowiem drzwi od chatki Mikołaja otworzyły się cichutko a do środka wtargnął Wiatr. Ta antropomorficzna personifikacja rzeczy prostej była chamskim gburem. Zawsze oszukiwał w karty i ogólnie niezbyt miły był z niego typ. Tym razem wpadł bez pukania. A pal to diabli! Czy on kiedykolwiek puka do drzwi? Towarzyszyły mu dwie córki dziadka Mroza. Piękna Vladimira i nieco mniej piękna Vilma. I kształty były dość ekscentryczne bo nie były to...cóż...kształty. Było to coś niematerialnego, lecz mimo tej przeciwności Wiatr je obejmował. Odziany był w sztormowy smoking i halny melonik. One zaś ubrały czarne rękawiczki, wykwintne czarne suknie i koturny. Pytacie - "Skąd Mikołaj wiedział, że tam się znajdują skoro nie byli materialni?". Nie ma na to jasnej odpowiedzi. Święci po prostu widzą rzeczy, których my nie widzimy. Ten krótki moment ciszy przerwał szum Wiatru:

- Witaj Mikołaju - zabrzmiał ospały głos gościa. Wszystko w około chwilowo zamilkło.
- Witaj Wiatr - odpowiedział po chwili zadumy nasz święty - co Cię sprowadza do moich skromnych progów? - dokończył
- Mam dla Ciebie propozycję nie do odrzucenia. Wróć! To wcale nie jest propozycja. Zamierzam użyć na tobie perswazję, której nauczyłem się wczoraj. Reasumując, zamierzam Cie szantażować po prostacku. Chcę żebyś działał wedle mojej woli, a dzięki temu spełnił moje zachcianki. Mianowicie chodzi mi o to... - głos Wiatru przystanął.

Nastąpił trzask. Widać było tylko Mikołaja z rozdziawioną gębą usiłującą utrzymać fajkę, jak i dymek wylatujący z obszaru niedaleko krocza świętego. Colt nigdy nie zawodził. Od jego kul padł stary hochszatpler Bryza i jego dwunastu kompanów, a także Pan Słonko. Kula poleciała wprost między guziki smokingu Wiatru. Mikołaj nie mógł chybić. To nie było możliwe. Na wszelaki wypadek doprawił kulą w niematerialne nogi personifikacji wiatru. Święty przystanął umysłowo w zadumie. Uśmiechnął się demonicznie, zadowolony, że jednego pacana na tym świecie mniej. Tymczasem Wiatr buchnął z garderoby.

- Mikołaju. Naiwnyś. Skleroza dotyka. Pamiętasz jak Cie uczyli, że niematerialność ignoruje kule? Nie? Tylko silny pocisk z bazooki czy wyrzutni granatów jest w stanie mnie zabić. Tak więc dla Ciebie jestem prawie, że niezniszczalny. Szkoda. - zakończył i wydał z siebie dźwięk, który rzucał na myśl głośne pstryknięcie. Vladimira i Vilma jak na zawołanie wyjęły dwa pistolety maszynowe Tommy Gun w wersji M1921. Santa Klaus w pozytywnym odruchu wypluł fajkę z ust i uniósł swoje tłuste ramiona do góry. Wiatr kontynuował szorstko - Składam Ci propozycję. Wróć! Rozkazuję Ci zlikwidować Ducha Świąt - po wychuchaniu tych słów nastąpiła cisza. Aż w uszach dzwoniło - masz na to czas do Bożego Narodzenia - kontynuował - Pomogą Ci w tym moje ślicznotki. Przedstawiam Ci Vladimirę i Vilmę. Natomiast jeśli zadania nie wykonasz to spotka Cie kara. Jaka? Nie chcesz wiedzieć.

Witar zniknął.

*

Tymczasem w lodowym pałacu, nieco przypominającym ten z kreskówki o Tabaludze, siedział rozłożony na tronie Duch Świąt. On z kolei był osobą materialną, aż nazbyt. Był chudy jak tyczka, a zarazem gruby jak słoń. Był inteligenty jak geniusz, lecz był też głupi jak but. Był wahaniem wszystkiego na świecie. Jego głowę zdobiła lodowa korona, a jego futro lśniło pośród lodowego, ponurego klimatu. Wnętrze jego wykwintnego pałacu zdobiły lampy płonące magicznym, niebieskim płomieniem, skrzynie usiane złotem rozmaitem, ściany pozłacane artefaktami, posrebrzane ramami ekscentrycznych obrazów. Cała ta twierdza dzieliła się na kilkadziesiąt mniejszych lub większych pomieszczeń. Były pomieszczenia przeznaczone dla dzieci, były też takie przeznaczone dla dorosłych. Były miejsce strategów, sala obrad, jedenaście jadalń i jedna toaleta. A wszędzie panował przenikliwy chłód, który niekiedy potrafił przyćmić majestat Ducha Świąt. Strateg Joachim i szpieg Baldoży ślęczeli nad mapą wyłożoną na stole przed tronem króla i władcy - Ducha Świąt.

- No i chcą mnie zabić? - zapytał ze znudzeniem Pan - Rozumiem.
- Chodzi o to, że chcą, ale przez niechcenie - oświadczył Szpieg Baldoży.
- Obawiam się, że niezbyt rozumiem - kontynuował dialog Władca - Byłbym wdzięczny gdybyście mi mogli po krótce...
- Tak jest panie, tak jest - rozbrzmiał donośny, szybki głos stratega - Święty Mikołaj może okazać się zamachowcem pod przymusem niejakiego Wiatru. Może okazać się uzbrojony - aż złapał zadyszkę strateg.

Duch Świąt przytaknął i dał się pochłonąć myślom. Przez chwile nie był nic oprócz Teraz. Gdy Szpieg postanowił zagadnąć

- Panie! Zdołaliśmy oszacować, że zostanie Pan brutalnie zamordowany w nocy z dwudziestego trzeciego na dwudziestego czwartego grudnia - wydedukował Joachim
- Rozumiem. Jak mogę się uchronić? - zapytał wyrwany z zadumy Pan i Władca.
- Polecam rozstawić elfich snajperów w punktach strategicznych, które pozwoliłem sobie zaznaczyć na mapie. Tak jest Panie, tak jest! - ponownie rozbrzmiał jak gdyby ktoś dął w róg, głos Joachima - pozwoliłoby to na skuteczną obronę cytadeli a jednocześnie na zniszczenie wroga z dogodnej pozycji.
- Po krótce snajper... - usiłował zapytać Duch wykonując złożoną gestykulację - jakoś mi się zapomniało, wiecie miewam takie chwile...
- Snajper - wykwalifikowana jednostka wojskowa, która w odróżnieniu od strzelca wyborowego ma za zadanie wystrzelać jednostki nieprzyjaciela używając jak najmniejszej liczby kul. Tak jest Panie, tak jest! - wyrecytował z pamięci regułkę strateg Joachim
- Rozumiem, rozumiem. A więc przygotujcie mnie tak, jak uważacie za stosowne. Tymczasem osunę się w głęboki sen. - rzekł Duch i jak powiedział tak zrobił -osunął się w głęboki sen.
- Tak jest panie, tak jest!

*

Zdesperowany Mikołaj patrzył się w bezkres nicości, która jak płachta otoczyła jego myśli. Ogień w kominku powoli dogasał. Vilma i Vladimira ślęczały nad nim i wpatrywały się w niego z niecierpliwością. Los platał niekiedy takie figle naszemu świętemu, ale to już przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Po co ma zabijać Ducha Świąt? To spowoduje, że straci swoją posadę i nikt nie będzie już chciał dostawiać prezentów. Przez chwile wydało mi się to całkiem przychylne, bo lubił leniuchować na swojej skórzanej kanapie, ale zaraz porzucił tą myśl.

- A jednak to nie był sen? Rozumiem. To kara od Losu. Swoją drogą, nigdy nie lubiłem jego twarzy. Jakoś tak się na mnie dziwnie patrzył - spostrzegł dwie dziewczyny nad nim stojące. Vilma stukała palcem w policzek przejawiając swoją niecierpliwość. Chatka była dość przytulna i idealnie wpasowywała się w świąteczny klimat. Wyglądała tak jak sobie wyobrażacie chatkę Świętego Mikołaja. Stały sobie niedaleko, w zagrodzie zresztą, dwa renifery a niedaleko między dwoma świerkami błysnęła toaleta. Tu i tam leżały folie od prezentów a na dywaniku przed wejściem widniał napis "Wesołych Świąt". Wnętrze pachniało cynamonem, spoconym Mikołajem i ciężkimi perfumami córek dziadka Mroza. Przyjemny dla ucha głos Vladimiry zdawał się wypełnić chatę

- Zbieraj się i idziemy. Droga do pałacu Ducha Świąt jest daleka. Zajmie nam... - nagle zamilkła, jakby zastanawiając się nad doborem słów.
- Dojście do pałacu zajmie nam jakiś miesiąc, może dwa jeśli nie znajdziemy transportu... - ciągnęła Vilma. Kiedy nagle ta też zamilkła, a Vladimira ocknęła się z zadumy.
- A jeśli nie znajdziemy transportu, prawdopodobnie wcale tam nie dojdziemy, ponieważ albo zgubimy się w zamieci, albo rozjedzie nas zaprząg reniferów - zakończyła w ten sposób całą to epicką opowieść
Vladimira. Mikołaj pod przymusem bliźniaczych Thomsonów ubrał się skwapliwie. Pyknął parę razy z fajki i pożegnał się z normalnością. Ucałował ukochane kapcie, zatrzymał zegar z kukułką, wychędożył wszystkie kubki i ruszył przed chatę. Pyknął jeszcze parę razy z fajki, wysypał resztkę tytoniu, a tego miał jeszcze trochę za pazuchą. Mahoniowy artefakt w postaci fajki rzucił niedbale to kieszeni swojego kubraku i czekał na dziewczyny. Naszła go myśl ucieczki, jak to oglądał w pewnym filmidle u kuzyna. Lecz lata już nie te a i wagi trochę przybyło - poklepał się po brzuchu i westchnął. Vladimira i Velma wyszyły po chwili. Odziane były w wykwintne futra, rękawiczki, szaliczki i inne niepotrzebne dodatki. Było już dość późne południe, płatki śniegu wówczas spadały z nieba bezustannie, jak zawsze o tej porze roku, a świerki nadal pokryte szadzią, zdawały się jakby przesunąć.

*

W mieście panował wspaniały lecz chaotyczny nastrój. Wszyscy kupowali prezenty przygotowując się do dnia Bożego Narodzenia. Sklep Gotarda Mullera nie był zbytnio zalegany. Bo czy ktoś kiedykolwiek kupuje broń palną pod choinkę w prezencie? Tak - Gotard prowadził sklep z bronią i to nie od dziś. Miał u siebie różne strzelby, pistolety, karabiny snajperskie, wyrzutnie rakiet a i chodzą słuchy, że czołg na zapleczu trzyma. Gruba warstwa śniegu od czasu do czasu spadała z dachu z łoskotem. Znudzony Gotard przejrzał już wszystkie dzisiejsze gazety zaczął się powoli nudzić. Ułożył dolne kończyny na stole, za firaną, tak aby nikt nie zauważył, oparł się wygodnie o krzesło i zapadł w drzemkę. Ta z kolei trwała i trwała. Nikt jej nie zakłócał i było nieziemsko przyjemnie. Muzyka rozbrzmiewała w starym gramofonie, najprawdopodobniej był to Elvis, ale nigdy nic nie wiadomo. W pewnym momencie huk rozległ się niesamowity, w pewnym momencie to środka wtargnął odziany w grubą, skórzaną kurtkę nieznajomy? Co on tu do diabła robi, kiedy wszędzie trwają przygotowania do świąt? Mężczyzna, który wkroczył do małego sklepiku Gotarda nie wyglądał zbyt przyjaźnie. Ba! Nie wyglądał nawet na kogoś kto ma pokojowe zamiary.
Gotówka poleciała prędko. Rozłożysta górka banknotów pojawiła się na biurku sklepikarza Mullera. A ten wnet zaniemówił z wrażenia. Pokaźna ilość różnokolorwych banknotów przekroczyła jego najśmielsze oczekiwania, patrzył jednak podejrzliwie na nieznajomego i po wymacał kolbę swojej dubeltówki, która leżała pod biurkiem. Ot tak na wszelki wypadek. Pieniądze tak leżały, Gotard tak siedział, przybysz tak stał gdy nagle rozległ się jego głos.

- Potrzebuję jedenastu SWD Dragunow i RPG-7, jeśli to nie problem - głos ten pokrył całe pomieszczenie w którym znajdował się sklep.
Muller zastanowił się chwile wybudziwszy ze zdumienia i odrzekł - Mamy parę RPG-7 po ostatnim zamachu terrorysytcznym Al-Kaidy. Jeśli się nie mylę Dragunowów również nam trochę zostało i również po nieudanym zamachu terrorystycznym na naszego prezydenta. Jednak nie jestem pewien czy mam ich aż jedenaście. Zobaczę co da się zrobić - zakończył sklepikarz i ruszył na zaplecze.

Pozłacany Obrzyn dosyć ładnie prezentował się na wystawie. Korzystając z nieuwagi Gotarda, nieznajomy włożył go za pazuchę i sięgnął również po paczkę naboi leżących niedaleko. Uważał, że może sobie je przywłaszczyć ze względu iż zapłacił i tak za dużo gotówki. A zresztą, po co takiemu sprzedawcy był on potrzebny?
Gotard wrócił niewiele potem. Niósł w rękach wielki wór z ekwipunkiem dla klienta. Zapłatę schował do szuflady i rzekł jeszcze tylko do przybysza

- Jeśli by szanowny Pan mógł, proszę nie chwalić się tym mieszczanom. Niezbyt przyjacielsko reagują na broń palną.

Strateg Joachim w odpowiedzi wydał tylko ponury pomruk. Słońce zaczynało już powoli zachodzić.

*

Śnieg spadał gęsto z nieba i było go tak dużo, że czasami wydawało się, że padał od dołu. Odśnieżarki nie mogły odśnieżać ze względu na zbyt wielką ilość śniegu. Paradoksalne lecz prawdziwe. Bank Simo Umhy cieszył się sporą ilością klientów. Było tu parno, gorąco jak w kotle, a wokół unosił się smród potu. Stał on sobie przy ulicy Baronów, niedaleko domu starego Hayhi. Akurat w tym momencie Gotard Muller, facet który prowadził sklepik z bronią stał w dość sporej kolejce, aby wpłacić pokaźną ilość świeżej gotówki którą dostał za spore zamówienie w którego skład wchodziło kilkanaście Dragunowów i RPG-7. Zadowolony jak nigdy podszedł do bankierki.

- Czterdzieści sześć tysięcy dziewięćset. Głównie w setkach. Proszę przeliczyć i włożyć do mojego depozytu na nazwiska Muller - rzekł emanujący radością sklepikarz.
Kasjerka przytaknęła patrząc na stosik pieniędzy równiutko ułożony na ladzie. Wzięła słuchawkę od telefonu i wypowiedziała parę słów, które nie miały zbytniego znaczenia. W pierwszej chwili Gotard pomyślał, że to nowe procedury. Parę minut później, gdy funkcjonariusz Kyhna rzucił go na ziemię i przyłożył Colta do głowy porzucił tą myśl. Był zamotany, nie wiedział co się dzieje. Tłum wpatrywał się w niego wyłupiastymi oczyma. Parność był jeszcze bardziej parniejsza niż przed chwilą. Coś dziwnego wisiał w powietrzu i wcale nie była ta mucha Garina.

*

- Czy zdaje sobie Pan sprawę z popełnionego przestępstwa, panie Muller? - zapytała sędzina obrzucając Gotarda podejrzliwym okiem.
Pokręcił przecząco głową.
- A więc zostaje Pan skazany na piętnaście lat więzienia na fałszerstwo i wręczanie fałszywych pieniędzy, które w przyszłości miały służyć celom niezgodnym z prawem.

Tymczasem znany nam dobrze Wiatr wpadł na pewien plan i zdecydował się pomóc Mikołajowi w jego zleceniu. Święta były takie...obrzydliwe.

*

Strateg Joachim wracał drogą powrotną do Lodowego Pałacu Ducha Świąt kiedy go zobaczył. Ubrany był w melonik i smoking a do tego wyglądał dziwnie niematerialnie. Ot stał sobie i dotykał pień pojedynczo wyrastającej sosny. Co Wy byście zrobili gdybyście zobaczyli dziwnie podejrzanego faceta, który dotyka pień sosny? Ja najprawdopodobniej bym go zastrzelił. Zawsze byłem ciut za bardzo podejrzliwy. Natomiast on kałasznikowa wyjął błyskawicznie, prawie, że niezauważalnie. Odwrócił się do sługi Ducha Świąt - Joachima i zaczął do niego szyć pociskami. Kule świstały nad uszami, koło biodra. Swoją drogą - ciekawe czy przyjęcie na głowę pocisku od karabinu automatycznego kałasznikowa boli. Jest to po prostu nic czy jest nieznośnym bólem? Wykorzystując prawdopodobny zez zbieżny napastnika, strateg wyjął wyrzutnie rakiet RPG-7. Naładował ciężkim pociskiem i czekał. Czekał na ten moment, to pyknięcie, ten dźwięk oddający brak amunicji. Stuknęła. Joachim jak gdyby w spowolnionym tempie wystrzelił w "zabójce". Pocisk trafił centralnie. Wbrew Waszym oczekiwaniom nie było krwi czy latających w powietrzu kończyn. Leżał na śniegu tylko melonik i smoking.
Jakże nastrojowo wygląda lezący na śniegu melonik. Gdyby tylko ktoś umiał to pięknie namalować, nazajutrz miałbym wille z basenem i Astona DB9.

*

Mikołaj zawodził ciągnięty przez siostry. Nie chciał zabijać Ducha świąt, nie chciał być biedakiem i żebrakiem. Płakał. Gdyby tylko mógł jakoś zmierzyć się z tym hochsztaplerem Wiatrem. Gniew go rozsadzał, a Lodowy Pałac zbliżał się nieubłaganie. Aż kiedy weszli po długiej tułaczce na pewne wzgórze zobaczyli go. Rozciągał się on na całą dolinę i był niewyobrażalnie wielki. Wyobraźcie sobie rzecz, której nie możecie sobie wyobrazić. Dokładnie taki był pałac Ducha Świąt.
Rozpościerał się dalej i dalej, na góry, wzgórza, depresje. Wydawało się, że nawet pod ziemią ma jakąś komnatę.
Zaprząg reniferów, który ciągnął dwie siostry i Mikołaja, który był w nad wyraz patowej sytuacji, zatrzymał się parę kilometrów przed główną bramą. Mikołaja wciąż rozpaczał kiedy Vilma wręczyła mu dwa ciężkie karabiny maszynowe.

- Nie róbmy tego. To samo zło. Was też zaszantażował. Nie idźcie tą drogą... - zaczął Mikołaj. Po chwili, kiedy wydawało się, że dziewczyny się nawrócą, dostał otwartą ręką w policzek. I znów płakał, a łzy zamieniały się w sople lodu.
- Wchodzimy do pałacu, nie powinien być strzeżony o tej porze, ubezpieczamy Cie. Jeśli Ducha nie będzie w jednej z dziesięciu jadalni to znaczy, że śpi w jedenastej. Wpadasz i strzelasz na oślep. Na pewno trafisz. Jeśli się postrzelisz, potkniesz i Duch zadźga Cie nożem to nie martw się. I tak nic nie stracisz. Będziemy Cie ubezpieczać. Skuter śnieżny podstawimy przed oknem od wschodu. Tylko nie zapomnij, aby wziąć jego głowę. Wiatr Ci nie uwierzy, że go zabiłeś bez tego cennego trufeum.
Mikołaj padł twarzą w histerii na żółty śnieg, a jedna z dziewczyn bezlitośnie kontynuowała:

- Masz dwadzieścia minut. Jeśli się nie uwiniesz, to Wiatr się tobą zajmie, żmijo - po wypowiedzeniu tych słów, obie odjechały skuterem pod ogromny, lodowy zamek.

Przyszły zabójca Ducha Świąt i nasz dzielny bohater założył sobie przez ramię karabiny maszynowe, a wówczas śnieg bezlitośnie padał. Padał również kiedy stał już przed wrotami i zdjął ower karabiny ze zmęczonego tułowia. Chwycił je i z rykiem na ustach, we wściekłej wewnętrznej agonii wyważył niczym taran drzwi. Darł się w niebo głosy, co chwilę wyważając jakieś drzwi. Pięćdziesiąte drzwi wydały mu się trochę irytujące, były to te od ostatniej kuchni. Przepustka do życia bandziora. "Niechaj to diabeł pochłonie" powiedział sobie w myślach Mikołaj i wykopał ostatnie drzwi. Niczego niespodziewający się Duch Świąt już tam oczekiwał, w obstawie sześciu elfich snajperów z Dragunowami i strategiem Joachimem, ten zaś w spokoju palił fajkę. W powietrzu unosił się zapach potu, smrodu i Mikołaja. Strateg, uśmiechnął się:

- Jeszcze pięciu snajperów jedenastej dywizji antyterrorystycznej czeka na dachu. Każdy Twój ruch może okazać się ostatnim. Panie, będziemy Cię bronić po wsze czasy. Tak jest Panie, tak jest! - zgasił fajkę i podniósł z ziemi wielgachnego CKM''a.
- Nie zabije Was jeśli mnie uratujecie przed Wiatrem - odrzekł Mikołaj robiąc minę podobną do tej, jaką widział na filmidle o Clincie Eastwoodzie u kuzyna. Brakowało tu jeszcze słomy i zapachu końskiego gnoju.

Jeśli mówimy sobie prawdę to wypadałoby rzec, że Mikołaj miał już mokro w starych, czerwonych portkach. Ostatnio wypowiedziane przez niego słowa były nieudaną, jak widać, próbą zastraszenia.

Świecznik powoli dogasał. Kominek powoli dogasał. Świat powoli dogasał dla tej chwili. Mikołaj rzucił się za jedno z krzeseł jadalni, otwierając ogień. Kule przeszywały wszystko co było w tej chwili obecne, prócz ludzi, Ducha i elfów. Kawałki pieczonego indyka latały w tą i w tamtą tworząc swoistą mgłę wojny. Elficcy snajperzy otworzyli ogień z Dragunowów. Strzały niemal odbijały się od potężnego, dębowego krzesła za którym ukrył się Mikołaj, który tymczasem wystrzelił zza niego niczym rakieta i powalił jedną serią dwa świeczniki. Zaciężni snajperzy szyli niecelnie, bynajmniej w stronę przeciwnika. Duch uniósł się z krzesła i wyjął swój pozłacany rewolwer Colta, którego pociski po chwili zmierzały w stronę wyznaczoną przez przyrządy celownicze. W tej chwili Mikołaj kręcił przeróżne piruety i nie miał nawet czasu na przerwanie ognia. Dwie kule z jego karabinu maszynowego dosięgnęły dwóch snajperów. Pierwszy zginął od bezlitosnego strzału w krok, zaś następnemu pocisk zmiażdżył twarz. Póki co, Santa Klaus też nie obył się bez poważnych uszkodzeń. Piętnaście kul z CKM''u Joachima roztrzaskało mu ucho, które po chwili opadło cichutko na ziemie. Wir bitwy nie zatrzymywał się, oprócz tego, że padło trzech elfów to jeszcze i Mikołaj w zad zarobił.
Duch Świąt zaczął uciekać tylnym wyjściem, to znaczy "zaczął", ale nigdzie nie uciekł bo w kuchni nie było tylnych drzwi tylko stare, skrzypiące okno.
Joachim i Mikołaj wymieniali się kulami w dzielnych unikach, a jeden pozostały elf postanowił się zastrzelić. Wiecie...takie są elfy. Krew się lała i bryzgała, kiedy Pan i Władca wyrzucił swoje Colta i zaczął otwierać okno, wydający przy tym irytujące dźwięki...i wyskoczył, tchórz.
Nasz bohater został sam na sam z żądnym krwi strategiem, któremu wbrew pozorom nie kończyły się zapasy amunicji. Za to Mikołajowi, wręcz przeciwnie. Wyrzucił zbędne karabiny i rzucił się do ataku z pięściami w żelaznych rękawicach. Pierwszy sierpowy trafił w lewy policzek, hak w podbródek. Następnym prawy w trafił w policzek prawy. Zgładzony tą ilością niewyobrażalnie mocnych ciosów, Joachim padł jak długi. Dostawca prezentów ujął w dłoń ciężki karabin maszynowy swojego przeciwnika i patrząc na jego, umierające już co prawda, oczy zaczął przeszywać jego ciało ołowiem. Czerwona posoka lała się ze stratega tak, jak na filmach Tarantino.
"Pyk!"
I już się lała, bowiem skończyła się amunicja. Rozwścieczony Mikołaj, ugryzł zostawione na dębowy stole udko soczystego kurczaka i ruszył w pogoń za Duchem Świąt. Ten uciekał, a Dostawca Prezentów w ślad za nim.
Dziewczyny czekały na skuterze śnieżnym, odbijając sobie rękami Głowę Ducha.
- Wpadł prosto pod nasze karabiny, trochę Cie wyręczyłyśmy, ale to koniec. Zostawiamy Ci skuter, bierz ten kapuściany łeb swój i jego i jedź do Wiatru. On zapewne Cie oczekuje - uśmiechnęły się jakby na znak i zniknęły. Kluczki od skutera zostały w stacyjce więc Mikołaj, nie krępując się jechał już na ulicę Wietrzną, a u jego boku spoczywało głowa z lekkim wąsikiem. Była to głowa Ducha Świąt.

*

Chodzą słuchy, że w tym roku nie będzie prezentów. Podobno Mikołaj popełnił samobójstwo kiedy dowiedział się od żony Wiatru, że jej mąż został brutalnie zamordowany przez niejakiego Joachima, nadwornego stratega Ducha Świąt, niewiele po odwiedzinach owego pana Wiatru u ów Mikołaja. Było to 20 grudnia.
Wyrok za morderstwo na Duchu Świąt padł również niewiele po tym i również na Mikołaja, ten się załamał, jąkał coś w stylu "Ta głowa była niepotrzebna, co ja zrobiłem!".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Mam trochę nietypową prośbę. Widzę, że radzicie sobie z dłuższymi tekstami i właśnie dlatego kieruję ją tutaj :)
Mógłby ktoś napisać mi krótką historyjkę, w której pojawiłyby się co najmniej 3 klasy postaci z gry 4story?
Jakby komuś się chciało to tu jest krótko opisane co, która klasa potrafi http://4story.pl/lexicon/characters/characters_class/1/0?p=1.1.3 . Prosiłbym o wysłanie historyjki na confident91(at)gmail.com. Z góry dziękuję.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 19.03.2010 o 17:12, Traitor napisał:

Mam trochę nietypową prośbę. Widzę, że radzicie sobie z dłuższymi tekstami i właśnie
dlatego kieruję ją tutaj :)
Mógłby ktoś napisać mi krótką historyjkę, w której pojawiłyby się co najmniej 3 klasy
postaci z gry 4story?
Jakby komuś się chciało to tu jest krótko opisane co, która klasa potrafi http://4story.pl/lexicon/characters/characters_class/1/0?p=1.1.3
. Prosiłbym o wysłanie historyjki na confident91(at)gmail.com. Z góry dziękuję.

Tak z ciekawości, jak długi mniej więcej powinien zajmować tekst?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 19.03.2010 o 17:22, Smocza napisał:

Tak z ciekawości, jak długi mniej więcej powinien zajmować tekst?

Czy ja wiem :) Myślę, że strona w wordzie pisana czcionką 11-12 powinna wystarczyć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 20.03.2010 o 19:17, Robertcik1 napisał:

A w jakim celu ten tekścik?

W sumie to po nic :) Chciałem w jakiś sposób zachęcić kilka osób do zaczęcia gry (a w szczególności do wstąpienia do bractwa, w którym aktualnie jestem) i przydałaby mi się historyjka, żeby jakoś posta "uatrakcyjnić" :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 21.03.2010 o 22:50, Smocza napisał:

Mam pytanie. Czy jest jakiś godny polecenia serwis literacki na których można opublikować
swoje dzieła?


Sformułowałaś tak ogólnie pytanie, ża własciwie każdy serwis który na forum ma dział typu "Nasza tfurczość" się łapie :)
A poważnie; musisz niestety zadać sobie trochę trudu i poszukać stron, które zajmują się interesującym Cię działem literatury. Jeśli traktujesz rzecz serio i zależy Ci na w miarę rzetelnej ocenie szukaj takich, których działy debiutów mają określony regulamin i zespoły redaktorskie, odpowiedzialne za wstępną ocenę a omijaj te, na których praktycznie każdy może umieścić, co mu spod edytora wyjdzie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Nigdy nie zajmowałem się pisaniem, ale ostatnio coś mnie naszło. Nawet nie wiem czy da się to czytać, bo jeszcze nikomu tego nie prezentowałem. Jeżeli ktoś będzie miał ochotę skrytykować, to bardzo proszę. Głównie chodzi mi o ocenę stylu, mniej treści, gdyż jest to ledwie wstęp do opowiadania.

- Nie spodziewałam się kogoś takiego. - powiedziała to niskim głosem, jak na kobietę, bardzo zmysłowym. Nie zauważyłem kiedy weszła. - Piękne biuro. Jak w typowych filmach detektywistycznych. Deszcz, cimność na zewnątrz. I mężczyzna z papierosem siedzący przy oknie.
Faktycznie tak było. Życie to nie film, ale zawsze chciałem być ponurym detektywem. Przystojnym i zabójczym. Czekałem aż któregoś dnia pojawi się kobieta, oprze o framugę drzwi i będzie czekała w milczeniu, dopóki sam jej nie zauważę.
- Życie to nie film. - Powiedziałem nie odwracając się. Patrzyłem przez okno na mokry świat. Była jesień, nieliczni ludzie spieszyli się gdzieś, ukryci pod parasolami. Nie miałem zbyt wielu zajęć, poza tym lubiłem obserwować życie miasta. Zawsze obserwowałem. Otworzyłem okno i wyrzuciłem papierosa. Lekkich podmuch wiatru wtargnął do pomieszczenia. Zaszeleściły kartki leżące na biurku. Zamknąłem okno, pozbawiając nas świeżego powietrza. Usiadłem na krześle, nie biurowym, a zwykłym drewnianym. - Jednak sytuacja rzeczywiście przypomina tę z filmów.
Kobieta była młoda, może lekko przed trzydziestką i stała oparta o pieprzoną framugę.
- Ogłoszenie sugerowało, że spotkam inną osobę. Kogoś kto bardziej przypomina Constantina, nie Sherlocka Holmes''a.
Mówiąc to, wyrzuciła peta na klatkę. Nawet nie zauważyłem, że paliła. Biały ustnik sugerował, że papieros był mentolowy. Może jakiś z wyższej półki, prawdopodobnie Davidoff, wyglądała na kobietę z klasą. Zdjęła czarny kapelusz i rozpięła długi, równie czarny, płaszcz. Na ramiona opadły kasztanowe, lekko pofalowane włosy. Była wysoka i szczupła. Pokój nie był duży, biurko od drzwi dzieliły niecałe trzy metry, więc nawet w słabym świetle lampy stojącej obok mnie, mogłem dostrzec jej brązowe oczy.
- Nie lubię rzucać się w oczy. - Skłamałem. W rzeczywistości chciałem być rozpoznawany, nie ze względu na umiejętności, po prostu - Może zechce pani usiąść - wskazałem krzesło po przeciwnej stronie biurka, również drewniane.
- Bardzo chętnie, dziękuję - zamknęła za sobą drzwi wejściowe, po czym usiadła na wskazanym miejscu.
- Mogę zaproponować pani jedynie whisky.
- Uwielbiam whisky.
Nie musiałem wstawać, butelka stała na ziemi, obok mnie. Szklanki były w szufladzie biurka. Nalałem dwa drinki. Kobieta wzięła jednego i wypiła łyk.
- Wspaniałe whisky, panie West.
- Mogę się jedynie domyślać, że sprowadzają panią interesy.
- Rozszyfrował pan moje zamiary. Mam nadzieję, że będzie mógł mi pan pomóc.
- Może mi pani mówić po imieniu. Tom. - Pociągnąłem kilka łyków alkoholu.
- Alice. - Wyciągnęła rękę nad biurkiem. Na dobrą sprawę jeszcze się nie przywitaliśmy. Jej dłoń była szorstka. Paznokcie miała pomalowane na czerwono, co pięknie kontrastowało z jej czarnym ubraniem.
- Tom, nie chciałabym zajmować twojego, zapewne bardzo cennego czasu. To co przeczytałam w ogłoszeniu, bardzo mnie zaciekawiło.
Dziwne, że ktoś w ogóle czyta takie gazety i w dodatku wierzy w rzeczy tam napisane. Właśnie dlatego nie miałem wielu klientów. Ceny jakie proponowałem rekompensowały mi to. Może nie opływałem w luksusy, ale przynajmniej miałem co jeść i gdzie mieszkać. Moje mieszkanie znajdowało się kilka ulic dalej.
- Czego konkretnie oczekujesz? - Wyjąłem papierosa z paczki, która leżała na parapecie, zaraz za mną - Zapalisz? - Wskazałem skinieniem głowy na papierosy.
- Oczywiście. Lucky Strike, bardzo dobre. Chcę wiedzieć czy umrę.
Zanim zdążyłem przypalić jej papierosa, wyciągnęła swoją zapalniczkę.
- Każdy kiedyś umrze.
- Ależ Tomie, przecież nie jestem blondynką, wiem. Według tego co przeczytałam, jesteś w stanie powiedzieć czy umrę w ciągu najbliższego roku. - Łyk alkoholu - Umrę?
- Jesteś młodą kobietą. Możesz mieć najwyżej trzydzieści lat.
- Dwadzieścia siedem.
- Przepraszam. Co skłania cię do zastanawiania się nad własną śmiercią? Nie wyglądasz na chorą, a szansa, że potrąci cię samochód, nie jest wielka.
- Straszny tu bałagan. Wszędzie jakieś papiery. Widzę nawet kilka książek. Twoje usługi muszą cieszyć się wielkim zainteresowaniem.
Pokój, który zagospodarowałem na biuro był zaniedbany. Wręcz bardzo zapuszczony. Nie wyglądał wprawdzie na ruderę, ale w wielu miejscach ściana była podrapana, żółta farba odchodziła od niej. Na podłodze nie było żadnego dywanu, tylko drewniana posadzka, poplamiona w niektórych miejscach. Biurko przykrywały jakieś papiery i dwie książki w rogu. Obie Stephena Kinga. Pozostałe, różnych autorów, rozrzucone były na półce z lewej strony. Jedynym oświetleniem była lampa po mojej prawej, panował więc półmrok, co z pewnością nie działało korzystnie na wystrój pomieszczenia.
- Nie narzekam na brak zajęć. - Zgasiłem papierosa w popielnicy. Alice jeszcze paliła. Wziąłem do ręki jedną z książek. - Cmętarz zwieżąt. Czytałaś?
- Nie miałam przyjemności.
- Zapoznaj się. Dowiesz się, że ze śmiercią trzeba się pogodzić.
- Nie mam nic przeciwko śmierci, jednak gdybym miała niedługo umrzeć, wykorzystałabym ten czas.
- Korzystaj z niego tak jakbyś miała umrzeć jutro.
Na jej twarzy pojawiło się przerażenie, niewielki grymas, trwający mniej niż chwilę. Zbladła. Chciała się odezwać, wyprzedziłem ją jednak.
- Nie obawiaj się. Nadchodzący rok nie będzie dla ciebie śmiertelny.
Twarz Alice zaczęła wyglądać tak jak wcześniej. Uśmiechnęła się i zgasiła papierosa.
- Bardzo dziękuję, Tom. - Wstała, nachyliła się nad biurkiem i cmoknęła mnie w policzek. Widać było, że jest szczęśliwa. Nie spodziewałem się takiej reakcji, do tej pory raczej nie okazywała emocji. Teraz jednak promieniała szczęściem, tak jak wcześnie pojawił się chwilowy strach -Polecę cię znajomym.
Z kieszeni płaszcza wyciągnęła kopertę i położyła na biurku. Uśmiechnęła się jeszcze raz i ruszyła w stronę drzwi.
- Żegnam i jeszcze raz dziękuję za pomoc.
- To moja praca.
Chwilę później, jedyną rzeczą jaka po niej pozostała, było stukanie jej obcasów na ulicy oraz koperta z tysiącem dolarów. O pięćset więcej niż żądałem. Postanowiłem nalać sobie jeszcze jedną szklanke whisky. Odwróciłem się tak, żeby móc patrzeć przez okno. Od początku wiedziałem po co przyszła Alice, wszyscy mieli to samo pytanie. W końcu oferowałem konkretne usługi. Również od razu kiedy ją zobaczyłem, wiedziałem, że nie umrze. Szybko skończyłem pić. Na zegarku była dwudziesta trzecia. Wziąłem papierosy, klucze, pieniądze i ruszyłem w stronę drzwi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować