Zaloguj się, aby obserwować  
GeoT

Kącik pisarzy

946 postów w tym temacie

Dnia 10.02.2009 o 20:20, Elwro napisał:

No i zagwozdka - może jednak tę zmianę czasu w środku tekstu można zostawić?


A nie możesz zdań początkowych na czas przeszły przerobić? :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 10.02.2009 o 20:20, Elwro napisał:

Krótkie teksty też powinny być pozbawione błędów, zresztą w długich formach mniej rzucają
się one w oczy. Wskazanie błędu to nie od razu krytyka, a swoją drogą każdy, kto cokolwiek
upublicznia w sieci powinien być na krytykę otwarty.


Tyle, że Twój tekst nie jest nawet krótki to zaledwie scenka. Dostrzegam inspiracje "Dniem Świra". Dwu- czasowość myślę, że jest do akceptacji z racji "dualizmu" narratora, który jest przedstawia akcje, która dzieje się przy stole jak i w jego głowie. Co do krytyki to masz bardzo dobre podejście. Krytyka jest bardzo często mylona z krytykanctwem. A sam krytyka to rzecz pozytywna bowiem pochlebstwa nie sprawią, że pójdziemy krok do przodu, bo i po co.

cedricek - jak o coś się prosi i się to dostaje to mówi się chyba dziękuje. Wpadka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 11.02.2009 o 22:16, Rzezim napisał:

cedricek - jak o coś się prosi i się to dostaje to mówi się chyba dziękuje. Wpadka.


Hmm... Dziwne, kurcze nawet nie wiedziałem, że mi odpowiedziałeś. To chyba dlatego, że dużo kart w FF otwieram.
Teraz dopiero przeczytałem, co mi odpisałeś... Przepraszam.
I fakt- dziękuję za to, że mnie skrytykowałeś. Masz dużo racji. Zwłaszcza uderzyło mnie to, że nie panuję nad postacią Krysi... Musze nad tym popracować.
Jeszcze raz dziękuję i przepraszam. Musiałem zamknąć nie tą kartę ( co oczywiście nie jest żadnym wytłumaczeniem. Mea culpa).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

~Małe co nieco z życia John''a~


Historia ta zaczyna się dosyć niepozornie. Poznajcie John''a, aroganckiego studenta dziennikarstwa pierwszego roku, pseudo recenzenta do gazetki studenckiej o grach wszelkiej maści.
Mieszkał on w małym domku na obrzeżach Starville razem ze swoim przyjacielem z dzieciństwa Steve''em.
-Kapitanie Barson oto koordynaty do optymalnej pozycji obronnej: 20.32, 11.45. Księżno Rolando proszę przejść na granicę obozu wroga. O tutaj!-Rozkazał John głosem podobnym do jakiegoś Generała będącego na wojnie.
-Hej, John? Nie przesadzasz trochę? To tylko szachy, a nie jakaś wojna nie wiadomo skąd.-oznajmił lekko zirytowany Steve.
-Oh... Co? Ach tak, znowu lekko zaspałem, przepraszam.-John wytężył wzrok, starając się odkleić zaspane powieki.
-Czasami się ciebie boję, John.
Steve wstał od stołu z szachami i poszedł w stronę kuchni.
-Gdzie idziesz?
-Do kuchni zrobić sobie śniadanie, a potem do pracy a niby gdzie hę? Nie powinieneś czasem już się zbierać na zajęcia?-przypomniał Steve.
-Dobra pamiętam, tylko się umyję.-odparł nerwowo John.
Nie minęło pięć minut a Steve już był gotowy. Zjadł śniadanie, ubrał się jak zwykle w schludny garnitur kupiony na wyprzedaży. Większość ludzi nabierało się, iż jest to garnitur od znanego projektanta, ponieważ John umiał świetnie szyć i wyhaftował na piersi doskonale podrobiony znak firmowy.
-John, wychodzę do pracy. Do zobaczenia wieczorem.-pożegnał się Steve.
Gdy wychodził do pracy zawsze bał się że John spali dom ponieważ nieraz się zdarzało że podczas gry na konsoli, zapominał o gotującym się właśnie daniu.
-Ta, do zobaczenia, ważniaku!-rzucił żartobliwie John.-O kurde!Już dwunasta muszę iść na zajęcia.
Włożył na siebie ulubioną marynarkę z kotem przypominającym hello kitty. Irytowało go, że wielu się z tego powodu naśmiewali, a on próbował im wytłumaczyć podobieństwo do znanego kotka ale nie znał dobrej wymówki. Przecież to nie jego wina że nie zauważył kotka gdy kupował na bazarze tę marynarkę. Zamknął na klucz wszystkie zamki. Wziąwszy pilot do ręki otworzył zdalnie garaż w którym stała.... motorynka którą dostał 10 lat temu od dziadka na urodziny.
-No dobra! Ruszaj mój stalowy rumaku!- Wrzasnął podekscytowany.
Przypomniał sobie po chwili że to nie jest jego wymarzony ścigacz, o którym marzył i obiecywał sobie że go kupi, lecz niestety każde pieniądze przepijał na gry.
Po ponad godzinnej podróży do Akademii, w końcu dojechał na miejsce. Zszedł ze swego „stalowego rumaka” i wszedł do budynku Akademii. Jego zajęcia odbywały się w sali 131. Nieoczekiwanie zobaczył karteczkę na drzwiach:
Drodzy Studenci!
Odwołuję dzisiejsze zajęcia z bliżej nieokreślonych powodów. Po prostu coś mi wypadło.
Nie cieszcie się tak, bo i tak sprawdzę wasze wypracowania, ba nawet obniżę ocenę temu kto pomaże tę piękną karteczkę!
Wasz Profesor Gerland

-No świetnie! Jechałem tu tyle czasu na próżno?! Argh... Przynajmniej odwiedzę moje ulubione miejsce! Salonie gier! Nadchodzę!-Krzyknął z radości John.

Co sądzicie? Krytyka mile widziana. Wiem że jest to takie średniawe ale lubię pisać opowiadania.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 12.02.2009 o 00:23, errtime12 napisał:

~Małe co nieco z życia John''a~


Kilka niefortunnych sformułowań wypunktuję:

"głosem podobnym do jakiegoś Generała" -> wiadomo o co chodziło autorowi, ale autor nie może liczyć na to, że wszystkiego się czytelnicy domyślą. Głos nie może być podobny do generała ;)

"wojna nie wiadomo skąd" -> wojny mogą toczyć się gdzieś a nie skądś :)

"Irytowało go, że wielu się z tego powodu naśmiewali, a on próbował im wytłumaczyć podobieństwo do znanego kotka ale nie znał dobrej wymówki" -> to zdanie kryje w sobie sens, tylko nie mogę go zlokalizować, słowem przekombinowane strasznie :)

"-No dobra! Ruszaj mój stalowy rumaku!- Wrzasnął podekscytowany" -> nie wiem, tu chyba się czepiam ale o ile stwierdzenie "stalowy rumaku" to zamierzona przesada, to moim zdaniem słowo "podekscytowany" jest chyba przykładem niezamierzonej przesady. Mało kto chyba jest podekscytowany wsiadając na 10-lenią motorynkę. Ale, jak pisałem, tu się czepiam :)

"wymarzony ścigacz, o którym marzył" -> masło maślane. Trzeba unikać tego typu niefortunnych powtórzeń :)

"pieniądze przepijał na gry" -> należy to chyba potraktować jako zamierzone działanie autora. Bo moim zdaniem brzmi trochę dziwnie :)

"Odwołuję dzisiejsze zajęcia z bliżej nieokreślonych powodów. Po prostu coś mi wypadło" -> profesor miał chyba raczej bardzo określony powód by nie przybyć na zajęcia. Zresztą dalej pisze, że coś mu wypadło :)

Dnia 12.02.2009 o 00:23, errtime12 napisał:

Wiem że jest to takie średniawe ale lubię pisać opowiadania.


I to się chwali. Powodzenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Niezły temat wziąłeś. Błędów już nie będę wymieniał, bo już Geot to zrobił (zgadzam się z niemal wszystkim, co napisał). No, może tylko błędy z wielkimi literami (tuż po kwestii bohatera) i interpunkcją. Jak chcesz, to mogę ci wysłać na mejla poprawioną wersję - zrobię to, jak tylko znajdę czas (może nawet dzisiaj).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 12.02.2009 o 14:27, GeoT napisał:

"-No dobra! Ruszaj mój stalowy rumaku!- Wrzasnął podekscytowany" -> nie wiem, tu chyba
się czepiam ale o ile stwierdzenie "stalowy rumaku" to zamierzona przesada, to moim zdaniem
słowo "podekscytowany" jest chyba przykładem niezamierzonej przesady. Mało kto chyba
jest podekscytowany wsiadając na 10-lenią motorynkę. Ale, jak pisałem, tu się czepiam


To miało być śmieszne :) W końcu jest to postać niecodzienna. Dzięki za otworzenie oczu na błędy, będę się starał ich unikać w przyszłości.

McFlash - Nie wysyłaj, opowiadanie pisałem z nudów i chciałem aby pierwszy raz ktoś inny oprócz polonistki wytknął błędy i ocenił :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 12.02.2009 o 16:07, errtime12 napisał:

McFlash - Nie wysyłaj, opowiadanie pisałem z nudów i chciałem aby pierwszy raz ktoś inny
oprócz polonistki wytknął błędy i ocenił :)


Ja niemal wszystkie opowiadania piszę z nudów. I wierz mi, im wcześniej nauczysz się wykrywać błędy zarówno ortograiczne/interpuncyjne jak i merytoryczne tym lepiej. Masz tego więce?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 12.02.2009 o 17:50, McFlash napisał:

Ja niemal wszystkie opowiadania piszę z nudów. I wierz mi, im wcześniej nauczysz się
wykrywać błędy zarówno ortograiczne/interpuncyjne jak i merytoryczne tym lepiej. Masz
tego więce?


Jeśli chodzi o to czy mam więcej opowiadań, to mam jedno które musiałbym trochę skrócić i wrzucę potem najwyżej.

Edit: False alarm, jednak nie ma skasowałem nie wiem czemu, może napiszę nowe później :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Oberża pośrodku miasta.. Dwoje nieznajomych nikomu dziwnie niskich jak na humanoidów istot siedzi w rogu pod oknem zamawiając w różnych odstępach czasu po dwa piwa zegarmistrzów.
Mówi się że są to magowie, lecz nikt nie umiał tego potwierdzić. W pewnym momencie gospodarz usłyszał ciche chichotanie jakby z kieszeni jednego z nich. Po chwili wyskoczył z niej mały czerwony stworek który tym razem zadziwił wszystkich gdyż sam poszedł po trunek dla swojego pana. Gospodarz nigdy nie widział takiego stworzenia, a wyglądało ono jak jakiś mały diabełek z malutkimi rogami z każdej strony głowy i równie małym ogonem. Mierzyło może pół-metra. Jego płeć trudno określić ale prawdopodobnie było ono płci męskiej. Oberżysta mocno się zdziwił gdy stworzenie cichym głosem powiedziało:
-Jeszcze dwa piwa poprosimy jedno dla mnie i dla mojego pana.
Oberżysta nie odzywając się nalał dwa kufle znakomitego trunku, chyba najlepszego jaki miał importowanego z północy gdzie rezyduje sam król. Wymamrotał wstydliwie, mocno się denerwując:
-Na-należy się dzie-dziesięć ta-talarów.
Stworek wyciągnął rączkę i w mig na jego dłoni pojawiło się dziesięć jakby prosto wyciągniętych z tłoczni błyszczących talarów. Stworek niezdarnie wziął dwa kufly, po czym dał jeden panu i postawił swój na stołku oraz przysunął sobie krzesełko. Rozpoczęła się konwersacja między domniemanymi magami a stworkiem:
-Słuchaj Kaz-Im nie możesz tak po prostu iść po piwa bo to nie jest królestwo elfów tylko ludzi i tutaj możesz wystraszyć pół miasta, więc uważaj.- Powiedział jeden z magów.
-Ach tak, przepraszam panie! Zapomniałem że jestem impem pierwszego stopnia i nie mogę zmieniać kształtów- Odparł głosem proszącym o przebaczenie Kaz-Im.
-No już dobrze wybaczam a teraz wypij szybko ten kufel bo musimy zaraz iść do księcia na spotkanie w sprawie pewnych dziwnych zdarzeń. Podobno z nieumarłymi jak się domyślam po opisie ambasadora.-wyjaśnił Pumpkin
-Już, już panie kończę. Dlaczego właściwie Jaroch śpi, nie powinien tego robić w miejscu publicznym panie?!
-Daj mu spokój niech odpoczywa miał ciężki tydzień.
Po około dwudziestu minutach rozmowy z impem Pumpkin klępnął w głowę Jarocha, który spał po ciężkiej wędrówce:
-Hej! Jak złapię jednego z was głupie bachory to zobaczycie!-krzyknął będąc w szoku Jaroch.
-Uspokój się jesteśmy w oberży, a nie w Yellowtown* Jaroch!-przypomniał mu Pumpkin
-Em, co? Ach tak, przepraszam ale dopiero co się zorientowałem, przyjacielu.
-Gotowi? Możemy wyruszać?-spytał resztę Pumpkim.
-Ok, zwijamy się. Barman! Dzięki za gościnę!-podziękował mały imp
I tak oto wyszli, podążając w kierunku zamku Ambasadora Kurkonosa. Leżał on aż dwadzieścia mil stąd, za dwoma rzekami i trzema górami, pośrodku pięknego lasu iglastego zwanego Everstone.
Szli trzy dni z małymi przerwami na odpoczynek, jednak wędrówka nie była nudna, gdyż zmagali się na swej drodze z min. śnieżnymi potworami przypominającymi Yeti, spotkali też wampira który nie chciał dobrać się do ich krwi, ale sprzedawał pamiątki po Draculi. Nasi bohaterowie nie dali się jednak nabrać ponieważ gołym okiem widać było że sprzedawana np. trumna była po prostu odkopaną i wyciągniętą z grobu przypadkowego umarlaka który sprzedał pewnie prawa autorskie do jego rzeczy. Po długiej wędrówce w końcu doszli do zamku stając przed jego wrotami, zdobionymi złotem i rzeźbami najwybitniejszych dzisiejszych czasów.

*Yellowtown to rodzinne miasto Jarocha. Często tam zasypiał, a dzieci go klepały po charakterystycznej łysinie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 11.02.2009 o 22:16, Rzezim napisał:

Tyle, że Twój tekst nie jest nawet krótki to zaledwie scenka. Dostrzegam inspiracje "Dniem
Świra".

Ciekawe. Nie wpadłem na to, ale chyba coś w tym jest :-) Geneza tej scenki jest taka: otóż niestety mam usposobienie podobne do narratora - i chcę, żeby moja dziewczyna wiedziała, w co się pakuje...

>Dwu- czasowość myślę, że jest do akceptacji z racji "dualizmu" narratora, który

Dnia 11.02.2009 o 22:16, Rzezim napisał:

jest przedstawia akcje, która dzieje się przy stole jak i w jego głowie.

Słusznie. Zostawię tak, jak jest.


@Fumiko - dzięki, ale na czasie teraźniejszym na początku jednak mi zależy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 13.02.2009 o 19:57, Elwro napisał:

@Fumiko - dzięki, ale na czasie teraźniejszym na początku jednak mi zależy...


To może "poprawia" zamiast "przygładza" jeśli, Ci nie brzmi :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 14.02.2009 o 11:58, Fumiko napisał:

> @Fumiko - dzięki, ale na czasie teraźniejszym na początku jednak mi zależy...

To może "poprawia" zamiast "przygładza" jeśli, Ci nie brzmi :)

To dobry pomysł, dzięki. Ale jednak zostawię dwuczasowość i w tym miejscu zostanie czas przeszły, więc nie trzeba zmieniać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

„Dwoje nieznajomych nikomu dziwnie…” - Dwoje nieznanych nikomu dziwnie…

„Jego płeć trudno określić, ale prawdopodobnie było ono płci męskiej.” - – użycie słowa „jego” powoduje, że dalsza część zdania traci sens. Lepiej będzie napisać „Płeć stworzenia…”

„na jego dłoni pojawiło się dziesięć jakby prosto wyciągniętych z tłoczni błyszczących talarów.” – do tego klimatu znacznie lepiej pasuje słowo „mennica”, bo tłoczni zapewne tam nie ma.

„gdyż zmagali się na swej drodze z min. śnieżnymi potworami przypominającymi Yeti” – nie rozumiem tego słowa „min.”.

„i rzeźbami najwybitniejszych dzisiejszych czasów.” – chyba żeś zjadł słowo „artystów”. ;]

Ten przypis lepiej byłoby wkomponować w tekst.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 14.02.2009 o 15:26, McFlash napisał:

„gdyż zmagali się na swej drodze z min. śnieżnymi potworami przypominającymi Yeti”
– nie rozumiem tego słowa „min.”.


To jest skrót, chyba tak się pisze "między innymi" - min.
Chociaż nie byłem tego pewien.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 14.02.2009 o 16:56, errtime12 napisał:

To jest skrót, chyba tak się pisze "między innymi" - min.
Chociaż nie byłem tego pewien.

Po "m" powinna być kropka: m.in.,być może przez to McFlash nie zrozumiał o co chodzi (chociaż można się domyślić czytając zdanie).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 14.02.2009 o 17:00, kedzior141 napisał:

" Odkąd" jest poprawnie tak?


Tak.

==================> confident
Ja się nie domyśliłem, bo słowo "min." to skót od "minimum". :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Pierwsze, króciutkie opowiadanko osadzone w świecie Aiguillonu - mojej gry browserówkowej, której tworzeniem aktualnie Maka1992 i ja się zajmujemy. Stylizowane na Biblii i oparte na starotestamentowej Księdze Hioba.


Żył kiedyś w ziemi Sequenciar nabab Sahib, który posiadał wielość domostw ogromnych i kilka łanów ziemi uprawnej, dwie farmy zwierzęce i robotników trzystu, którzy na polach jego siali zboża. A jednym z trzech setek chłopów był Ibsan, który posiadał mały dom, a w nim żona jego, oraz siedem córek i trzech synów. Wszyscy potomkowie ich pomagali rodzicom swoim.

Dnia roku siedemdziesiątego czwartego, gdy Tytan z nieba lał potoki żaru, a na polach kłosy zbóż wszelakich, dojrzałe już, głaskane były przez wiatr delikatnie, a chłopi gotowali się do żniw, nabab stał na balkonie domostwa swojego i z daleka spoglądał na pracujących robotników, a żona jego i synów dwóch stało razem z nim.


I rzekł tedy do Sahiba syn jego starszy, Atal:
- Ojcze, widzisz tego robotnika w polu?
I odrzekł mu Sahib:
- To jest Ibsan, mój synu, jeden z najlepszych i najlojalniejszy z tych, którzy ziemiami moimi się zajmują; Hojnie mu za to nagradzam i laury monetarne otrzymuje.

Odwrócił się tedy Atal do brata swojego i szepnął coś do ucha, tak, że nie dało się tego słyszeć z bliskiej nawet odległości.

Po czym odwrócił się znów Atal do ojca swego i rzekł:
- Ojcze, pozwól mi pójść do niego i powiedzieć, że nie otrzyma obiecanej mu nagrody. Pewien jestem, że przeklnie wtedy ciebie.
I zaśmiał się Sahib i zwrócił się do syna swego:
- Ibsan nigdy mnie nie przeklnie; Ale zgoda: Pójdź doń i powiedz mu, że nie wydam mu nagrody za ten miesiąc.

Ibsan ścinał wówczas sierpem trzecią część zbóż z wyznaczonego mu kawałka ziemi, kiedy podszedł do niego Atal i zwrócił doń:
- Witaj, Ibsanie; Ojciec mój, władca tych ziem, na których pracujesz, kazał mi przyjść do ciebie i powiedzieć, że nie dostaniesz w tym miesiącu swojej premii.
I na to zwrócił się Ibsan do niego:
- Jedna nagroda nie jest wpół warta tego, co całe wynagrodzenie moje miesięczne. Nic się nie stało.
I wrócił Atal do ojca swego, zdziwiony tym, że Ibsan nie przejął się zabraniem mu nagrody.

Wrócił tedy Atal do swojego ojca i rzekł:
- Ojcze, miałeś rację. Nie przekął cię Ibsan ani nie zmartwił się nic; Stwierdził bowiem, że płacisz mu wystarczająco dużo. Ale pozwól iść mojemu bratu do niego i powiedzieć, że zgorszył się i nie dostanie swojej pensji w ogóle.
I powiedział wtedy Sahib:
- Nie wiem, czemu masz mu zanosić smutne wieści i zamartwiać go, ażeby tylko sprawdzić jego lojalność wobec swojego pana, kiedy ja je znam; Ale dobrze, niech brat twój pójdzie i zaniesie wieści.

I poszedł syn młodszy Sahiba, Haman do Ibsana i zwrócił się do niego w te słowy:
- Witaj, Ibsanie, jam jest syn młodszy pana tej ziemi, na której pracujesz; Rozkazał mi znaleźć cię i powiedzieć, iż z powodu pogorszenia twojej pracowitości nie dostaniesz swoich pieniędzy w tym miesiącu.

A Ibsan przemówił do niego:
- Ojciec twój płacił mi dotychczas tyle pieniędzy, że starczyło mi na odłożenie drobnego majątku, który niejednokrotnie przekracza wartość jednej mojej wypłaty, nie szkodzi zatem brak wynagrodzenia.
I uderzywszy się w pierś rzekł:
- Moja w tym wszystkim wina i tak; Powinienem pracować lepiej. Nic się nie stało.

I powrócił tedy Haman do ojca swego i powiedział:
- Ojcze, miałeś rację. Nie przeklął cię Ibsan ani nie zmartwił się nic; Stwierdził bowiem, że jego majątek starczy mu na życie i brak wynagrodzenia w tym miesiącu mu nie szkodzi.
Wtedy Atal zdziwił się wielce, a ojciec jego nawet nie poruszył żadnym mięśniem twarzy.

- Mało ci jeszcze dowodów, mój synu?
Zwrócił się do Atala, po czym rzekł do Hamasa:
- Pójdź do domu Ibsana i przyprowadź do domu mojego rodzinę Ibsana; A żona jego niech stanie tutaj u mego boku. Ty zaś, Atalu, pójdziesz do Ibsana i powiesz mu, że jego żona ma zamiary spędzić ze mną swe życie.

Tedy poszedł Atal do Ibsana i powiedział do niego:
- To znów ja, Atal, syn władcy ziemi, na której pracujesz. Spójrz na balkon domostwa swego pana; Obok ojca mego żona twoja stoi. Oboje kazali powiedzieć ci, że ona zostaje u boku pana twojego i żoną jego zostaje.

Rzucił się tedy Ibsan na ziemię i wołał do nieba:
- Taka wola bogów i żony mojej. Mój pan i ziemi tej tak dobry, że przygarnął biedną kobietę? Nie dziw jestem, piękna jest ona. Jestem pewien, że będzie jej lepiej u boku ojca twego.
I zwrócił się do niego znów Atal:
- Człowiecze, czy nadal jesteś lojalny wobec mojego ojca? Nie dość, że zabrał ci pensję za miesiąc i monety z nagrody, to teraz żonę ci odbiera!
Powstał tedy Ibsan z ziemi i powiedział:
- Lepiej jej tam będzie z ojcem twym, a kiedy mojej żonie jest dobrze, tedy nie ma złego. Nic się nie stało.

Powrócił więc Atal do ojca swego i ze zdziwieniem rzekł doń:
- Ojcze, miałeś rację. Nie przeklął cię Ibsan ani nie zmartwił się nic; Stwierdził bowiem, że jeśli żona jego przy tobie szczęście znajduje, to i on nie będzie smutny.
Zwrócił się tedy Sahib do młodszego swojego syna:
- Przyprowadź tu do mnie jego dzieci, i idź powiedz Ibsanowi, że potomkowie też przy mnie zostają; Ponadto rzeknij mu, że domostwo jego do mnie teraz należy i odtąd dla mnie za darmo do końca życia w polu pracował będzie.

I poszedł Hamas w miejsce, gdzie Ibsan ciężko pracował, a zaczynał już ostatnią część swojego kawałka ziemi. Zwrócił się do niego Hamas w te słowy:
- Ojciec mój, władca tej ziemi, kazał mi przyjść do ciebie i przekazać wieści. Spójrz na balkon domostwa ojca mojego - twoje dzieci on pod swój dach przygarnął i uczynił ich moim przyrodnim rodzeństwem. Ponadto od dziś pracujesz dla ojca mojego za darmo, a domostwo twoje do niego należy. Spał będziesz u progu domu, który mój ojciec ci zabrał i żył o chlebie i wodzie.

Opuścił tedy Ibsan w dół głowę i rzekł:
- Bogowie mi wszystko zatem odbierają. Ale ojciec twój i władca tej ziemi mi tyle szczęścia dał w poprzednim życiu, że nie mogę obwiniać go teraz. Jeśli taka wola jego, niech tak się stanie. Nic się nie stało.
I splunął tedy Ibsan na dłonie swoje i pochwyciwszy ponownie mocno sierp, powrócił do pracy.

A Hamas wrócił do ojca swego i powiedział:
- Ojcze, miałeś rację. Nie przeklął cię Ibsan ani nie zmarwił się nic; Stwierdził bowiem, że tyle tobie zawdzięcza, że winić cię teraz nie może.

I powiedział głośno Sahib do synów swoich:
- I widzicie, macie dowody, że ten człowiek jest i lojalny mi będzie; Za te wszystkie upokorzenia przyszykujcie dla niego dom niedaleko mojego, najbogatszy i najwspanialej ozdobiony. Od teraz moim Doradcą będzie.

I począł zajmować się jego majątkiem Ibsan i pilnował prac w polu; Otrzymywał teraz dwukroć wypłaty swojej i nagrody, a żył w najwspanialszej, zaraz po posesji Sahiba, posiadłości w całej ziemi Sequenciar, a Sahib odział go w drogie szaty. A mieszkał razem z żoną swoją i dziećmi swymi, i zwykł jadać najsmaczniejsze potrawy, jakimi żywili się kapłani i szlachta w całej Krainie Aiguillon.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Co powiecie o tym czymś co miało być felietonem, wzorującym się na stylu Głowackiego:
Ostatnim, jak pewnie domyślacie się, najważniejszym wydarzeniem w naszej szkole było pojawienie się arcydziwnego, niebieskiego pudła w holu. Większość z nas w ogóle go nie zauważyła, do czasu, gdy zaczęły pojawiać się przed nim kolejki jak za komuny w spożywczych. Na każdej przerwie dało się słyszeć magiczne buczenie, a po nim ktoś odchodził od pudła z brązowym parującym kubkiem. Uśmiechy na twarzach uczniów odchodzących z naczyniami, zachęcają do ustawiania się innych w kolejce.
Pewnego dnia stanąłem i ja. Po długim czasie niecierpliwego czekania, nareszcie dotarłem do magicznego pudła. Stanąłem i z bliska dokładnie przyjrzałem się cudowi. Piękne, majestatyczne urządzenie, z przytłaczającą ilością przycisków i obrazków, prosiło mnie, żebym wrzucił monetę. Odmierzyłem dwa złote i po wrzuceniu poproszony zostałem o wciśnięcie jednego z przycisków. Po usłyszeniu magicznego buczenia odebrałem parujący, brązowy kubek. Zdziwiony odszedłem, robiąc miejsce następnemu z kolejki. Zajrzałem do kubka i moim oczom ukazała się moc spienionej czekolady. Kiedy płyn dotknął mojego podniebienia, dołączyłem do grona uśmiechniętych kubkowych uczniów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować