Zaloguj się, aby obserwować  
menelsmaster

Zapomniane Krainy - forumowa gra RPG [M]

4049 postów w tym temacie

Jakimś cudem późnym popołudniem udało im się wszystkim zebrać na tarasie. Czy aby na pewno wszystkim? Tak do końca pewni być nie mogli, bo nikt nie zapamiętał w całości lub przynajmniej w połowie poprzedniego dnia... i nocy. Serafin rozłożył na drewnianym stole mapę Wybrzeża Mieczy i Wysp Moonshae. Plan był dość prosty, ale w sumie o to chodziło - dawało to możliwość "rozgrzewki" przed dalszymi wyprawami, zebranie na nie środków o ostateczne zgranie drużyny. W walce. We wszystkim innym zgrali się doskonale. Zwłaszcza poprzedniej nocy ostro się zgrali, nadal było to po nich widać. Plan zakładał wynajęcie statku i załogi, w miarę kompetentnej, za obecnie posiadane środki - a nie było tego aż tak znowu dużo, choć na szkuner powinno wystarczyć. Przy tej całkiem sporej reputacji jaką zdobyli na Moonshae i rozrabiając w Waterdeep, nie będzie z tym większych problemów. Problemem może być Zak (tak właściwie to "nie może" być tylko "jest"), bo jego reputację zna jeszcze więcej mieszkańców Faerunu. Znają również jego samobójcze skłonności i nie mają zbytniej ochoty iść z nim na dno, z jego demonem i wszystkimi statkami w najbliższej okolicy. Na dodatek Mroczny miał tez tendencję do zatapiania drugiego statku (trzeciego i pozostałych też... jak było wspominane niekiedy i pierwszego) jeszcze przed opróżnieniem jego ładowni. Po prostu pierwszą myślą zaraz po abordażu było wbicie swojego wielkiego miecza w dno statku i rozniesienie wszystkiego "f pizdu". Wszystko się jednak zmieniło podczas dalszej rozmowy, co więcej od razu wszyscy uwierzyli we wszystkie słowa Zaka. Na pewno ich nie okłamywał w strachu przed tym, że mogliby go nie zabrać. Głupota w jego słowach była tak oczywista i nieprzekonująca, że od razu wiedzieli, że to... prawda. Poznali już nieco Czarnozbrojnego...
- Więc chcesz powiedzieć, że nie będziesz już zatapiał statków i będziesz pozwalał wyczyścić ładownie z towarów? Gromadził bogactwo i złoto? Czy dobrze zrozumieliśmy? - Serafin znał już Zaka na tyle długo, żeby wyczuć ukryte motywy Mrocznego. Pozostali zresztą byli równie zdumieni co i elf.
- Źle... ZŁO! A przynajmniej nie do końca. Nie powiedziałem, że nie będę zatapiał statków, tylko że poczekam na opróżnienie ładowni. Później statek jest mój, muehehehe - Kain chciał coś dodać o sprzedawaniu zdobytych statków i wykupieniu się załogi, ale popatrzył jeszcze raz na Zaka dał sobie spokój. A może zak nie zatopi statku? Eee... co ja chce sobie wmówić w ogóle.
- I... dlaczego? Przecież ty nigdy nie dbałeś o kosztowności i złoto.
- ZŁO to - powiedział Zak wskazując pancernym paluchem na złotą (czy raczej ZŁOtą) monetę, mając przy tym minę jakby zatopił co najmniej galeon. Marv chciał się zaśmiać, ale jakimś cudem zdołał jedynie otworzyć usta w niemym podziwie nad głupotą Zaka. Po chwili zdał sobie sprawę, że pozostali mają tak samo. Mroczny kontynuował i wszyscy byli pewni, że mówiąc im to jest myślami już daleko stąd, na morzu, i właśnie zatapia jakiś okręt, tańcząc na jego pokładzie makarenę wraz z Puszkiem. Wyjaśnienie było jak zawsze krótkie, zwięzłe, celne i nieprawdopodobnie głupie.
- Pieniądze i bogactwo czynią ludzi złymi - a jak wiadomo Zak zrobiłby wszystko, żeby być jeszcze bardziej zły. Każdy sposób był dobry.
- Najpierw trzeba być człowiekiem - burknął Yebran.

*** Jakieś dwa dni później***
- A niech mnie... - jęknął Phil widząc pewien znajomy statek i szturchnął przyjaciela. Serafin wzdrygnął się i miał nadzieję, że Zak nie zauważy tego statku i pójdą dalej szukając spokojniejszej załogi. Niestety...
- ZŁO! Gwiazda Śmierci! - wrzasnął Zak, co spowodowało, że ta część doków, a przynajmniej najbliższy obszar wokół niego opustoszał niespodziewanie. "Gwiazdka Śmierci" była własnością Jacka Sunstorma, ponoć rodzonego brata Serafina. W rzeczywistości Jack był mało dumnym elfem, a osobowością przedstawiał połączenie Serafina i Zaka. Najwyraźniej Zaka też zauważono, gdyż przy burcie zaczęła już się pojawiać szeroko uśmiechnięta załoga, która miała kiedyś okazję poznać kompanię. Po chwili pojawił się i elf w krwistoczerwonej bandanie, na co Mroczny zareagował w dość oczywisty sposób.
- ZŁOOOOO...
- No to chyba kwestię statku i załogi mamy rozwiązaną - podsumował niziołek. Chciał dodać coś jeszcze, ale się pohamował. Furra wyręczył jednak Yebran, który nie miał aż takich oporów.
- I za darmo
- To nam jeszcze na małe zakupy starczy...

[Robicie szybkie zakupy na mieście (głównie doki), ewentualna broń niemagiczną dostaniecie u zbrojmistrza na statku - zakupy i tak dalej konsultować ze mną! Po zakupach wracać na statek, gdzie mam nadzieję dotrą jeszcze Marr, Ekzuzy, Krondar, Dar, boogie i Glizda. Czekam! Wszelkie pytania do ukochanego MG. Numer mojego konta też znacie :P Mile widziany 1% podatku :]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

-- Jeszcze w domku --
Gnom przebudził się. Gnom przypomniał sobie co mu się śniło. Gnom natychmiast usiadł wyprostowany i kaprawymi oczkami potoczył po izbie w poszukiwaniu plecaka. W końcu wypatrzył go pod zdumiewająco dużą kolekcją butelek i bukłaków. Sięgnął szybko do środka, namacał kryształ który dostał od Eileen, oderwał jedną karteczkę i z lubością patrzył jak na jej miejscu pojawia się kolejna. Wyciągnął jeszcze jedno z tych nowomodnych piór automatycznych, które nie wymagały maczania końcówki w inkauście i zasiadł w kącię przy stole.
Jak to było... Vlad, Nefratum, Boogitus, Liren, Mediv, Dalfred, Phil, Fango, Kain, Ramon, Elkantar, Ekzuzy... to chyba wszyscy. Pełno przygód, dużo mamuś, wiele żarcia, sporo dobrej bijatyki, kłótni i rozrywek. Taki sen nie trafia się zwyczajnie...
Wokół Marra reszta drużyny zaczynała już tradycyjnie wrzeszczeć i narzekać na cały świat i wszystkie jego elementy po kolei, ale bard nie zwracał na to najmniejszej uwagi.
Muszę to szybko spisać, sny mają irytujący zwyczaj zamazywania się w tempie błyskawicznym. A taki sen będzie wart nagrody na następnym festiwalu bardów.
Gnom pisał szybko, raz po raz zrywając kolejne kartki przytwierdzone do kryształu. Przygody które opisywał były niesamowite, nawet w tamtym świecie. Oderwał się tylko na chwilę, żeby podkraść trochę pieczeni i napić się wody. Reszta dyskutowała co zrobić i jak zarobić, ale gnom wiedział, że jeśli skończy tę opowieść nic więcej nie będzie potrzebował. Zrobi furorę na każdym festiwalu i w każdej karczmie.
Pisał i pisał, godziny mijały, nagle od strony tarasu gdzie co chwila różne głosy wykrzykiwały ZŁO nastała niepokojąca cisza. Marr pisał jeszcze przez chwilę, po czym zaniepokojony uniósł głowę i ruszył do wyjścia. Pozabijali się oni podczas tej dyskusji, czy co?. Wyjrzał przez drzwi i zobaczył drużynę z dobytkiem podróżnym oddalającą się powoli od chatki. Gnom zobaczywszy to wpadł biegiem do domku, chwycił mandolinę, zgarnął wszystkie kartki do plecaka i wybiegł przebierając szybko krótkimi nóżkami.
- Czekajcie! - krzyczał - Poczekajcie na mnie, nie zostawiajcie biednego gnoma samego!

-- I już w porcie
- No cóż, nie wiem jak Wy, ale ja zakupów nie potrzebuję. A już na pewno nie z tych doków - Gnom z odrazą spojrzał na brudne magazyny - Poczekam na statku, piór mam zapas, kartek nie potrzebuję, mandolina i tak zawsze przy sobie. Kupcie tylko porządny prowiant.
Marr pamiętając jeszcze doświadczenia ze sterowcem ostrożnie przeskoczył przez burtę Gwiazdki Śmierci i ruszył pod pokład w poszukiwaniu kąta do spania i pracy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Phil rozejrzał się po dokach. Nie była to architektonicznie dzielnica, którą możnaby podziwiac. Wzdłuż kamiennego molo przy brzegu morza, przy którym cumowały statki, wybudowanych było kilkanaście wielkich magazynów. Proste, drewniane, wszystkie budowane prawdopodobnie z jednego planu. Pomiędzy niektórymi można było przejść i dostać się na ich tyły, gdzie zapewne odbywały się przeróżne szemrane interesy, nielegalne wyścigi psów, szczurów, zakłady, walki na arenach i prawdopodobnie tę mniej ambitną część prostytutek. Łowca nie potrzebował nic co musiałby kupić, ale postanowił przejść się wzdłuż doków, gdyż samo czekanie nie było zbyt ciekawym zajęciem. Ruszył więc spokojnym ale energicznym krokiem, kamienną alejką. Ebril stąpał dumnie dokładnie obok elfa. Od czasu do czasu porykiwał cicho co wzbudzało niemałe zamieszanie w porcie. Elf przeszedł wzdłuż doków, w których udało mu się zobaczyć przeróżne materiały, począwszy od pożywienia, a skończywszy na magicznych, podobno, błyskotkach, pułapkach na zwierzęta i innych artykułach bardzo przydających się w pożyciu dwojga ludzi. Ale z tego właśnie słynęły porty, z różnorodności dostarczanych tutaj towarów. Co prawda nie wszystkich było na nie stać, ale znajdowali się kupcy, którzy zbijali na tego rodzaju towarach majątek. W pewnym momencie elf gwałtownie musiał się schylić gdyż wielka skrzynia z niewiadomoą zawartością świsnęłą mu nad głową.
- Ej! Ty tam! - krzyknął operator żurawia. Elf tylko popatrzył na niego - Uważaj gdzie ku*wa chodzisz! Tu się ku*wa pracuje!
Elf doszedł do końca molo, popatrzył chwilę na morzę po czym wrócił na statek. Po drodze pozwolił sobie pożyczyć jabłko od któregoś sprzedawcy i teraz stojąc przy burcie i gryząc je ze smakiem obserwował ludzi krzątających się przy dokach. Gdzieniegdzie śmignął mu przed oczami ktoś z drużyny. Na statku jeszcze nikogo nie było. Tylko bard zaszył się gdzieś pod pokładem. Tygrys usiadł obok Phila i wydawał się nieco śpiący. Łowca spojrzał na niego, uśmiechnął się, i znów spojrzał na port. Ziewnął.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Powitajmy serdecznie naszego zwycięzcę Pierwszego Konkursu Wynalazców w Kraethoris!- odezwał się gruby mnich- nazywam się brat Antoni i będę prowadził całą uroczystość, dlatego bądźcie cicho, a nasz wspaniały tryumfator przedstawi swoje genialne pomysły! Niech uroczystość zacznie się!
W ogromnej świątyni Heelunehe w Clifgadhen zebrały się tłumy mieszkańców i duchownych. Byli arcykapłani ubrani w drogie i delikatne szaty, zarozumiałe władze miasta, przeorzy różnych zakonów, których celem było sławienie najświętszego imienia Heelunehe. Po kilku minutach na środku nawy głównej pojawiła się postać kolejnego mnicha. Chudy, wysoki i mający około 35 lat. To był on brat Alfred, mnich Heelunehe, który dziesięć lat wcześniej odłączył się od drużyny.
- Szczęść Heelunehe bracia i siostry w wierze. Witam także przedstawicieli innych wyznań, a przede wszystkim sługi Joasty i Karegana, którzy nieco pomogli mi w moim wynalazku, choć nawet trudno nazwać to wynalazkiem albo odkryciem. Nazwałbym to bardziej odnalezieniem tego, co kiedyś zaginęło, a konkretniej chodzi mi o instytucje zwaną Radą Świętych Świętego Dzieła Bogów. Jej członkowie zwani byli inkwizytorami i byli wyznawcami głównych religii. Był inkwizytor Heelunehe, Karagana, Joasty i innych bóstw.
Zebrane tłumy zadziwiły się bowiem nigdy o takiej instytucji nie słyszały.
- Jak to i nic o tym nie wiemy?- krzyknął z oburzeniem arcykapłan Joasty
- Bracie stare księgi można tylko i wyłącznie znaleźć u nas w klasztorze. Gdy inne wyznania wolały zajmować się tylko swoim bóstwem nasz zakon zajął się nauką, badaniem społeczeństw, ratowaniem zabytków, a co najważniejsze odnajdywaniem dawnych, zakurzonych, w stanie rozkładu ksiąg, które zawierają ogromną wiedzę. Z nich dowiedziałem się wiele, ale nie na tyle by wszystko móc przewidzieć, dlatego wraz z innymi przedstawicielami religii przygotowałem plan Nowej Rady Świętych Świętego Dzieła Bogów.
Tłumy wysłuchiwały nauk brata Alfreda, a gdy skończył zbliżyli się najważniejsi ludzie Clifgadhen i arcykapłani.
-Bracie Alfredzie, to jest genialne- powiedział jeden z możnych cały czas drapiąc się po brodzie
- Genialne? To jest wspaniałe!- dodał arcykapłan
- Nie, nie, nie! To jest cudowne, genialne i wspaniałe!- ktoś dodał z tyłu
- Dziękuję bardzo- odpowiedział Alfred i przysłuchiwał się innym reakcjom zgromadzonych istot
Wszystko zajęło jeszcze z godzinę aż w końcu nastał najważniejszy moment, czyli nagroda…
- W imieniu arcykapłanów wszystkich religii, zgromadzonych istot, w imieniu bogiń i bogów ja przewodniczący Pierwszego Konkursu Wynalazców w Kraethoris uważam, że stojący obok mnie brat Alfred …


- JEŚĆ
W tym momencie inkwizytor przebudził się i zauważył, że leży gdzieś na podłodze przywalony stosem poduszek, a w ręku trzyma jakąś szklankę i to śmierdzącą jakimś alkoholem.
- Ja to mam pecha- stwierdził Darkus i dodał- jak mam dobre sny, to oczywiście ktoś musi mnie zbudzić przed finałem.
Próbował wstać, ale było mu na tyle ciężko, że postanowił znowu zasnąć.

-Bracie Alfredzie, to jest genialne- powiedział jeden z możnych cały czas drapiąc się po brodzie
- Genialne? To jest wspaniałe!- dodał arcykapłan
- Nie, nie, nie! To jest cudowne, genialne i wspaniałe!- ktoś dodał z tyłu
- Dziękuję bardzo- odpowiedział Alfred i przysłuchiwał się innym reakcjom zgromadzonych istot
Wszystko zajęło jeszcze z godzinę aż w końcu nastał najważniejszy moment, czyli nagroda…
- W imieniu arcykapłanów wszystkich religii, zgromadzonych istot, w imieniu bogiń i bogów ja przewodniczący Pierwszego Konkursu Wynalazców w Kraethoris uważam, że stojący obok mnie brat Alfred …


- ZŁO!
To już było nie na siły Sługi Bożego, bo nie dość, że raz przerwano mu finałową scenę snu, to teraz zrobiono to drugi raz.
- Dosyć tego... Widocznie nie jest mi nadane obejrzeć zakończenie- powiedział znowu do siebie i tym razem wytężył siły na tyle, że wstał, ale kręciło mu się w głowie, dlatego usiadł na krześle i po raz kolejny… zasnął.

- Czekajcie! –ktoś krzyczał- Poczekajcie na mnie, nie zostawiajcie biednego gnoma samego!

Tym razem inkwizytor spadł z tego nieszczęsnego krzesła, ale ku swojemu zaskoczeniu na poduszki. Siedział tak chwilę i zastanawiał się, co miało znaczyć „Czekajcie, Poczekajcie na mnie, nie zostawiajcie biednego gnoma samego”. Siedział tak dobre kilka minut, a głowa niemiłosiernie bolała, jakby ktoś ją młotkiem walił. Siedział dalej i liczył ile ma palców.
- Zaraz!- krzyknął inkwizytor- Zaczekajcie na mnie! Nie zostawiajcie biednego inkwizytora samego w tym świecie heretyków!
Potem szybko wstał i zaczął całą chatkę przeszukiwać w poszukiwaniu swoich rzeczy. Następnie jak najszybciej na zbroję zarzucił szaty inkwizytora i zakrył twarz kapturem bowiem dzisiaj jakoś Słońce mu nie odpowiadało. Tarczę przymocował do prawego ramienia, kuszę do pleców, miecz, który był w pochwie do pasa, a inne rzeczy włożył do plecaka, który założył na lewe wolne ramię. Na koniec sprawdził medalion inkwizytorski, który tradycyjnie wisiał na szyi. Teraz był gotowy do drogi, dlatego biegł ile sił w nogach aż dogonił drużynę…


*** Jakieś dwa dni później***

Port był właściwie jak każdy inny. Kupa marynarzy, złodziei, rybaków, piratów i innego plugastwa. Inkwizytor miał wszystko, czego potrzebował, zresztą w przeciwieństwie do innych nie był przyzwyczajony do napojów alkoholowych, dlatego głowa wciąż go bolała i wolał odpoczywać. Obojętnym krokiem wszedł na pokład, przywitał się z załogą i kapitanem Sunstormem, a potem po raz kolejny padł, ale tym razem na podłogę statku. Zaraz potem dosiadło się do niego kilku marynarzy, którzy chcieli znowu grać w kości jak za dawnych czasów…

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Serafin mimo wszystko cieszył się z kolejnego spotkania z bratem. Choć Jack nie przypominał nawet z wyglądu elfa to i tak zawsze nim był. Phil z chęcią przysiadł się do przyjaciół, a po jakimś czasie pojawił się również Kain w asyście dwóch magów z "Gwiazdki Śmierci", którzy też już się znali, gdyż mag trochę pływał z Jackiem. Darkus odnalazł się w grze w kości, jednak też z ciekawością słuchał kolejnego niedorzecznego lecz zabawnego opowiadania elfiego pirata. Od czasu do czasu uśmiechał się błagalnie do notującego wszystko gnoma i zerkającego mu stale przez ramię, Furra. Jak się można domyśleć Marr przekręcał co drugie słowo Jacka, jak to na barda przystało. Z kolei krasnolud w ciszy delektował się ciemnym rumem, jednak od czasu do czasu szturchał kubkiem Marva, powtarzając jaki ten trunek dobry i jakim dobrym i miłym kapitanem jest Jack. Druid zauważył, że przy kolejnych szturchnięciach nos Yebrana jest coraz czerwieńszy, ale przestał zwracać na to uwagę, gdy opowiadanie zeszło na krakena. Druid zawsze chciał zobaczyć tą bestię. Z daleka rzecz jasna. Wszyscy siedzieli i słuchali opowiadania, odczuwając jednak przy tym pewien nieuzasadniony niepokój. Dopiero po chwili zorientowali się co jest tego oczywistym powodem. Mianowicie brakowało wśród nich...
- ZŁO! Stateeeeek! - rozległ się wrzask na bocianim gnieździe, któremu towarzyszyły podskoki radości, testujące wytrzymałość desek. Wszyscy wybiegli na pokład.
- Kto u diabła pozwolił mu tam wleźć? - wysapał krasnolud.
- Sądziłem, że tam będzie najbardziej nieszkodliwy - jęknął Jack - Co widzisz? - krzyknął do Zaka.
- ZŁO! Statek! Głupi elf... - Jack wiedział, że nie zadał dobrze pytania. A może raczej źle?
- Jaka bandera?
- Śmierć!
- Eh... tak to my się nic nie dowiemy - stwierdził Darkus obserwując Mrocznego, który w jednym ręku trzymał lunetę przystawioną do oka, a drugą wymachiwał mieczem, jakby próbował zabić ludzi widzianych przez szkło...
Ku ich zaskoczeniu kapitan wyjaśnił, że Zakowi najpewniej chodzi o trupią czaszkę na fladze.
- Co jeszcze?
- ZŁO! Czerwone ZŁO!
- Zdaje się, że czerwona róża, w końcu Zak kwiatków nie lubi. A róże często są wyszywane na banderach. Przeważnie jest też trzeci znak. Jest trzeci znak?
- Jest! Muahahaha! Ja mam większego! - teraz nastąpiła konsternacja, a Darkus przeżegnał się nad głupotą Mrocznego. Jack jednak najwyraźniej pojął tok rozumowania Zaka. Przynajmniej ten jeden jedyny raz.
- Trzecim symbolem jest sztylet, więc to prawie na pewno fregata Guier Tyche''a, "Szkolny Mundurek".
- Atakujemy? - zapytał niziołek szykując Soul Drinkera.
- Jeszcze pytasz? - Phil wskazał ponownie na bocianie gniazdo, na którym Zak starał się dmuchać w żagiel i przyspieszyć statek. I podskakiwał przy tym wesoło, powtarzając magiczne słowo "abordaż" i jeszcze magiczniejsze "ZŁO!"


---Na kilka chwil przed abordażem---
Jacka przeszedł dreszcz po plecach. Za późno zdał sobie sprawę, że brak obecności Zaka na pokładzie jest bardziej niż podejrzany - nadal był na bocianim gnieździe. Darkus wyczuł jakieś straszne zło, więc się przeżegnał odruchowo. ZŁO w tym czasie skoczyło z gniazda z nieprzerwanym podczas lotu "muahahaha" i wbiło się w pokład atakowanego statku. Jack wstrzymał oddech sądząc, że statek zaraz zatonie, a Zak pewnie ejst już na dnie. Najwyraźniej jednak tak się nie stało i wszyscy ruszyli do abordażu przez moment nie zastanawiając się nad losem Zaka. Elf mimo tego wymyślił już odpowiednią nazwę dla tej nowej formy ataku, mianowicie "zaktopienie statku".

Zak nadal się uśmiechał choć od siły uderzenia bolał go tyłek. Nie miał pojęcia skąd przyszło mu do głowy skakanie na drugi statek, ale uznał, że to nieważne, bo i tak było zakjebiście. I jako pierwszy atakował! Nawet nie przeszło mu przez myśl, że może pójść na dno w swojej ciężkiej płytówce, po tym jak przebiłby się przez dno statku. Wszystko fajnie, tyle, że był "z dala" od bitwy i było tu cholernie ciemno. Wyjął ze skrytki na udzie zapałkę i zapalił ją - w końcu po to są. Nie wiadomo kto, ale na pewno ktoś (Śmierć? ZŁO?) sprawił, że Zak roztrzaskał się na jedynej magicznie nie zabezpieczonej beczce z prochem. Zdążył się jeszcze uśmiechnąć szerzej zanim wyleciał na pokład tą samą drogą, którą tu wpadł i od razu rąbnął najbliższego pirata. Spotkał Darkusa. Darkus przeżegnał się widząc dymiącego Zaka i sądząc, że ten idiota powrócił właśnie z samego piekła.
- ZŁO! Muahahaha! Jeszcze raz, jeszcze raz tak chcę! - wrzasnął piekielnik, po czym przebiegł obok inkwizitora. Darkus miał ochotę się pomodlić, bo Zak najwyraźniej biegł z powrotem na "Gwiazdkę". Przez chwilę wyobraził sobie Mrocznego wdrapującego się ponownie na bocianie gniazda, skaczącego na pancerną pustą główkę i zatapiającego abordażowany statek wraz z nimi. Na całe szczęście Czarnozbrojny faktycznie chciał ZŁOta, więc zwyczajowo włączył się do tradycyjnej walki i grabieży. W końcu miał drugi nowy miecz, Pstrykacz. Zak robił mieczem "ciach!", a głowa delikwenta robiła "pstryk!" i spadała...

[Walczycie na "Szkolnym Mundurku" i wiadomo kto wygra, a jak to już zostawiam waszej wyobraźni. Pamiętajcie, że siły są wyrównane i równie dobrze możecie ich zatopić. Ale nie Zaka! Ja teraz wyjeżdżam na tydzień na zasłużone wakacje, ale zostawiam wam sporo do roboty. Jak wrócę to chcę widzieć dużo postów! A w ładowniach skarby! Nie ma magicznych broni!!!
Dalsze statki:
1. Dwie karawelr: "Pół" i "Litra", obie do zatopienia, nie poddadzą się bez walki. Każda po 60 załogi, nasza fregata ma 200 + nas + Puszka - ewentualne straty. Nie zapomnijcie o "niszczycielu wysepek. czyli wielkiej armacie ukrytej w dziobie.
2. Galeon "Carl''s Berg", załoga 400. W ładowniach rum, przyprawy, jedwab, złoto... resztę wymyślcie. Skarby rozdam jak wrócę, będą nagrody odpowiednie do jakości i ilości postów. Galeon najpierw pomoże wam zmiękczyć nasz galeon - "Diabelska Ryba", pod dowództwem Kylie (zapraszam do poczytania postów z ataku na Waterdeep - wyszukiwarka mode on), później abordaż i zdobycie statku. Mogą się poddać albo i nie :P Wasz wybór. Tak, czy inaczej nie zatapiacie. Po walce "Diabelska Ryba" odholowuje zdobyty statek, a wam daje uzupełnienie załogi i zapasów na dalszy rejs. Banderą "Carl''s Berg''a" jest zielona butelka na złotym tle.

Na pierwszy tydzień na pewno wam starczy, a pewnie i za dużo będzie, bo szkoła się zaczyna. ZŁO! Miłej zabawy! Jeśli bedziecie mieć jakieś pytania to via kom, Wilk i Phil znają numer i pozwalam im go dawać załodze ZK.
Miłego pisania, będę koło przyszłego poniedziałku znów on-line.
ZŁO! ]


Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Jeszcze pytasz? - Phil wskazał ponownie na bocianie gniazdo, na którym Zak starał się dmuchać w żagiel i przyspieszyć statek. I podskakiwał przy tym wesoło, powtarzając magiczne słowo "abordaż" i jeszcze magiczniejsze "ZŁO!" Elf uśmiechnął się w duchu. Po chwili podszedł do balustrady aby zobaczyć nadpływający statek. Nie wyróżniał się nicym specjalnym, miał konstrucję typową dla swego rodzaju statków, lekko kołysał się na delikatnych falach i połyskiwał bielą żagla. Przy burcie zebrał się juz spory tłumek wyczekujący na podpłynięcie statku na dystans, na którym można atakować. Ebril szczerzył kły opierając się przednimi nogami na barierce burty.
- ZŁO!! ŚMIERĆ!! - co jakiś czas dolatywało z góry. I odgłos podskakiwania. W pewnym momencie elf wskoczył na barierkę, stanął pewnie i wycelował z łuku.
- Są jeszcze poza zasięgiem. - powiedział, których z marynarzy służących pod komendą Jacka. Elf tylko uśmiechnął się kącikiem ust, napiął łuk mocniej i wystrzelił. Strzała pomknęła bezszelestnie w powietrze i po kilku sekundach było widać jak na pokładzie "Szkolnego Mundurka" pada jeden z marynarzy. "SMIERC!! ZŁO!!"
- Ale jak...
- Lata praktyki bracie, lata praktyki... - w tym momencie, kiedy "Szkolny Mundurek" był już całkiem blisko i wszyscy przygotowywali się do abordażu, nagle na świecie zapanowała ciemność, a słońce zgasło. Po ułamku sekundy znów było jasno. Okazało się że to Zak wpadł na ZŁY pomysł i skoczył z bocianiego gniazda prosto na pokład "Szkolnego Mundurka". Pod którym to pokładem zniknął. Jakoś wtedy zaczął się szturm. Marynarze zaczęli przebiegać po kładkach na pokład "Szkolnego Mundurka", elf ponownie wskoczył na barierkę burty i postrzelił kolejnego przeciwnika w pierś. Ebril zacisnąwszy szczęki na szyi jakiegoś nieszczęśnika, właśnie dokańczał duszenie go i rzucił się z obnażonymi pazurami na kolejnego. Zak wyskoczył nagle spod pokładu, co spowodowało energiczne przeżegnanie się Darkusa. Phil nie dziwił mu się. Zak był czarny, ale dodatkowo latał i dymił. I śmiał się szyderczo. Łowca powalił kolejnego. Serafin obracał się ze swoimi sejmitarami gdzieś w tłumie. Ebril biegł za jakimś majtkiem. Nie dogonił go bo głowa mu odleciała. Kot zobaczył Zaka, a Zak zobaczył kota. Co prawda był biały, ale miał czarne paski. "Gówno prawda! Jest czarny i ma białe paski. ZŁO!!" pomyślał Zak.
- ZŁO!!
- WRAUU!!
Czarny i biały w czarne paski "Czarny w białe paski! ŚMIERĆ!!" demon, rzucili się na kolejnych przeciwników. Na szczęście tych nie brakowało...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Trzy!- wrzasnął jeden z marynarzy
- Dwa- dodał drugi niezadowolonym głosem
- Pięć- odparł tryumfalnym głosem inkwizytor
- Sześć- krzyknął następny
- Cholera twoja kostka ma wszędzie szóstki!
- Nie, nie prawda!
- Ej! Moja ma same dwójki!
- Ty oszuście! Za burtę z nim!
- Niech rekiny go pożrą!
- A są tutaj?
- To od razu go zabijmy dla pewności!
- Mam pomysł zagrajmy jeszcze raz, ale uczciwie?- zaproponował zawsze rozsądny i spokojny Sługa Boży
- Niech będzie, ale o co tym razem?
- Mogę dać dwie złote monety
- Dobra to ja dam beczkę rumu
- Ja hmm umiem rysować, więc kto zwycięży tego narysuję!
- Niech będzie, to jak ktoś zwycięży, to go pobłogosławię- powiedział Darkus bacznie obserwując, czy będą jakieś protesty, ale nikt nie miał obiekcji, więc rozpoczęła się gra
- Jeden!- wrzasnął marynarz
- Dwa- dodał drugi niezadowolonym głosem
- Sześć- odparł tryumfalnym głosem inkwizytor
- Sześć- krzyknął następny
- Pewno znowu gra tą samą kostką- pomyślał Darkus
- Panowie następuje powtórka rzutów między panem Darkusem, a marynarzem Tito
- Dwa…- oznajmił Darkus, a zgromadzeni gapie zaczęli wyć z żalu
- Jeden- wyryczał wściekły Tito, pogratulował inkwizytorowi i poszedł do swojej kajuty
- Dobra to ja chcę tylko ten rysunek zgoda?- zaproponował po raz kolejny ugodowy i pokojowy duchowny
- Niech będzie! W takim razie zróbmy tak… Zostań w tym habicie, ale załóż kaptur.
- To nie habit tylko mój strój inkwizytorski na podróże
- Jak zwał tak zwał. Pokaż swój miecz?
- Proszę…
- Nie, no wiesz, co potrzymasz mój, bo jest ładniejszy
- I co mam robić?
- Stój nieruchomo. Zrób groźną minę. I wyciągnij rękę jak byś rozkazywał, a miecz trochę do góry!
- Już?
- Dobra teraz stój!
Marynarz zaczął swoje dzieło. Najpierw głowa i habit. Potem ręce, a właściwie rękawice i nogi, a właściwie buty, które wystawały spod habitu.
- Długo jeszcze?- zapytał się Darkus
- Jeszcze trochę
Teraz nasz „malarz” zajął się szczegółami habitu, a było tego sporo…
- A teraz?- zadał ponowne pytanie zniecierpliwiony paladyn
- Jeszcze trochę, a co to za książka, co jest przyczepiona?
- Opisuję w niej różne rzeczy. Czym się właściwie zajmujesz na statku?- lakonicznie odparł
- A różnie bywa… Najpierw kapitan Sunstorm znalazł mnie w takim małym miasteczku i zażyczył sobie portret i to na statku. No to ja wlazłem i zacząłem swoje dzieło, a jak skończyłem, to okazało się, że jestem na pełnym morzu… No to wtedy zostałem już, bo w sumie życie pirata jest lepsze i ciekawsze i bardziej dochodowe.
- To interesujące. Chyba ręka mi zdrętwiała...
- Jeszcze chwilę
- Teraz chyba noga też...
- Jeszcze chwileczkę
- Krzyż mnie boli...
- Kilka sekund i już! Gotowe! Tadam!
- O podoba mi się! Genialnie! Wyglądam na tym obrazku realistycznie! Masz talent!
- Dziękuję, a teraz wracam do swoich obowiązków
Wszyscy podziwiali rysuneczek narysowany przez artystę i trzeba było przyznać, że był bardzo dobrze wykonany.
- Ciekawe jak wygląda w takim razie portret Jack’a! Musi być piękny, wielki i bardzo szczegółowy! – zastanowił się paladyn


- ZŁO! Stateeek!- wrzasnął ten tego no „najgorszy” obiekt na tym statku
Darkus przysłuchiwał się szybkiej rozmowie pomiędzy „najgorszym” obiektem na bocianim gnieździe, na którym nie powinien być, a Sunstormem. Z każdą sekundą sytuacja wyglądała coraz gorzej. Z całego „inteligentnego” dialogu wynikało, że do statku zbliża się kilka łajb, które nie mają dobrych zamiarów. Przez głowę inkwizytora przewijały się różne słowa „ Szkolny mundurek”, jakaś tam róża i jakieś imię Guier. W sumie niby nic ciekawego, lecz po chwili inkwizytor znalazł się przy burcie, a jak się okazało, to za minutkę miało rozpocząć się piekło albo jak kto woli cyrk lub jak to mówią profesjonaliści chyba abordaż.


- Więc co mam robić?
- Trzymaj się mocno liny- doradził jeden z piratów
- Chyba najpierw strzelę z kuszy!
- Zaczekaj aż się przybliżymy, bo wtedy wszyscy marynarze wystrzelą
- No dobra niech będzie…
I tak przybliżali się kilka minut aż wszyscy mężni( lub mniej mężni) marynarze wyciągnęli łuki i kusze, a na komendę oddali strzał.
- Cel! Pal!
- Bij!
- Zabij!
Pociski były bardzo niebezpieczne, a żniwo nawet duże. Kilka trupów i rannych, a oprócz tego wiele dziur po kulach w statkach. Całe szczęście, że Darkus nie oberwał.
- I co teraz?
Trzymaj się mocno liny i i po prostu no trzymaj się!
- A kiedy mam ru… AAAAA- Darkus nie zdążył dokończyć pytania, gdy wylądował po drugiej stronie statku wraz z innymi kamratami- Mogłeś powiedzieć, że to teraz!
- Przepraszam! Nie było czasu! A teraz walcz!
Nagle zrobiło się zamieszanie, a Sługa Boży co jakiś czas odmawiał modlitwę, gdy zauważał dziwny, tajemniczy, czarny i lekko palący się obiekt przelatujący raz tu, raz tam i wykrzykujący „ZŁO”. Potem przyzwyczaił się do tego czegoś i skupiał się tylko na walce, a przeciwników było dużo, więc wybór urozmaicony.

Pierwszy przeciwnik nie miał gustu, a jego ubranie wymagało prania. Do tego miał szramę przechodzącą przez twarz i brakowało mu kilku zębów. W ręce dzierżył szablę, którą zwinnie wymachiwał, a jęzorem ciągle mielił wykrzykując „ Zabiję was szczury lądowe”. W sumie, to chyba nie był to do końca typowy pirat, ale wystarczający dla inkwizytora.
Najpierw paladyn przyblokował kilka ciosów przeciwnika, aby znaleźć jakiś słaby punkt. Potem rozpoczął swoją serię ataków, które były na tyle zręczne, że przeciwnik kilka razy musiał podskoczyć, aby nie stracić nóg.
- Zdychaj niewierny psie!
- Zabiję cię śmieciu!
Po wymianie kilku komplementów walka na nowo rozgorzała. Inkwizytor nie musiał tak bardzo obawiać się bowiem pod strojem miał zbroję o czym nie miał pojęcia przeciwnik, dlatego, w którymś momencie przybliżył się, a pirat zaskoczony takim obrotem spraw potknął się i upadł na podłogę. Niestety paladyn nie wykorzystał okazji, a wróg zdążył wstać i jeszcze oddać serię ciosów. Wszystkie zostały odparowane, ale z wielką trudnością. Gdy pirat poczuł się pewniej zaczął robić więcej błędów przez co dostał nogą w brzuch. Znowu stracił równowagę, a inkwizytor odebrał mu broń. Tamten w ułamku sekundy z pewnego siebie napastnika stał się zaskoczoną ofiarą, dlatego wyciągnął histerycznie mały sztylecik, który próbował wbić w brzuch paladyna jednak poczuł opór i zrozumiał, że pod strojem Darkusa była zbroja. To był jego błąd bowiem chwilę potem poczuł jak spada do wody z zakrwawioną głową.
- Głupi poganin- skwitował wysłannik Jedynego Boga i pobiegł szukać następnego celu.

20070902171856

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Przez całą drogę do portu Yebranowi równo szumiało w głowie. I to wcale nie od morza. Ziółka Marvola jak szybko brały, tak długo nie chciały odpuścić. Krasnolud dziwił się sam sobie, gdyż nie jeden raz popijał ostro ze swymi braćmi i następnego dnia czuł się jak nowo narodzony. Yebran postanowił, że przy najbliższej sposobności zapyta Marva o skład ziółek, by móc później nabijać się z innych krasnoludów po nocnej popijawie.
Chobberay nie skorzystał dużo z zakupów w porcie, zaopatrzył się tylko w lekko pordzewiały nadziak, gdyż swój zapodział gdzieś w chatce Serafina pośród innych śmieci. A nie chciał zaprzątać sobie głowy szukaniem, jakby bez tego mało bolała...
Krasnolud był nieco oporny i bał się wejść na statek. Kto jak kto, ale krasnale preferują raczej twardy ląd po stopami, niż rozchybotany pokład. Jednak w myśl powiedzenia: „Jak wszyscy, to i babcia”, Yebran ruszył za resztą drużyny. Wkrótce nieźle tego pożałował... Wprawdzie rum, jaki dorwał z ładowni, nieźle działał na samopoczucie krasnoluda (ba, nawet zrobiło mu się cieplej!), to w połączeniu ze sporą falą przyniósł opłakane skutki...
- ZŁO! Stateeeeek! – usłyszał krasnolud. Przerwał wymiotowanie, podniósł głowę i spojrzał w górę. Otarł rękawem resztki zwróconego pokarmu i wytężył wzrok. Zak wrzeszczał i wymachiwał mieczem, jak to miał w zwyczaju. Yebran wzruszył ramionami i powrócił do swojego wcześniejszego zajęcia.
Niestety, niedługo musiał je przerwać. „Gwiazdka śmierci” szybko zrównała się ze „Szkolnym mundurkiem”. Chcąc nie chcąc, krasnolud musiał przystąpić do abordażu. Gdy tylko chwycił drewnianą kładkę, usłyszał przeciągły krzyk Zaka (coś jak „baaaaandżi”, ale krasnolud nie był pewien, dawno nie czyścił uszu), a zaraz potem potężne „łubudu”. Na „Mundurku” zakotłowało się, z ładowni wybiegł tlący się Zak, rąbiąc bez opamiętania na lewo i prawo. Yebran nie czekał dłużej, spuścił kładkę za burtę i rzucił się na spłoszonych piratów.
Pierwszego chlasnął jeszcze będąc na desce. Ciął toporem przez pierś, od obojczyka aż po brzuch. Pirat runął na wznak, puszczając w powietrzu kordelas. Pokład momentalnie zabarwił się krwią.
- Cho no tutaj, sk****syny! – ryknął krasnolud, chwytając ciężki topór oburącz. – Dali go, który lepszy!
Chobberay parsknął, próbując otrzeźwieć po niedawno spożytym rumie. Nadal wydawało mu się, że pokład buja się bardziej niż zwykle, a przeciwników jest więcej niż powinno. Po chwili zastanowienia doszedł do wniosku, że może to nie zwidy, tylko realna ocena sytuacji...
Z rozmyślań wyrwał go rosły jegomość w białej koszulce w czarne paski. Zgrabnie wywijał szpadą, zwodził, wytrącał z rytmu. Yebran ruszył się dwa kroki do przodu, przeciął powietrze toporem i szybko odskoczył. Osiągnął swój cel, udało mu się sprowokować przeciwnika. Pirat rzucił się na niego, w dwóch susach doskoczył do krasnoluda. Zamarkował cios od dołu, ciął krótko z łokcia, dokładając skręt bioder. Yebran z trudem sparował, stęknął ciężko i zawirował, odruchowo blokując kolejny cios. Odruch i tym razem nie zawiódł, szpadla ześlizgnęła się po ciężkim krasnoludzkim żelazie. Chobberay wykorzystał chwilę zawahania przeciwnika, zakręcił tułowiem w szerokim zamachu. Pirat nie był w stanie sparować tak silnego ciosu, wykręcił się zgrabnym piruetem i upadł ciężko na ziemię. Nie czekając na lepszą okazję, Yebran doskoczył do leżącego przeciwnika, chwycił nadziak i wydobył go zza pazuchy. Pirat jęknął ogłuszająco i wlepił wzrok w kawałek metalu tkwiący w jego klatce piersiowej. Krasnolud mocnym ruchem ręki wyszarpnął nadziak z mężczyzny i skrócił jego męki jednym pociągnięciem topora.
- Wychędożę wasze matki, sukinkoty! Iiii-haa!
Yerban poczuł szal bitewny, ryknął przeciągle raz jeszcze, dając upust emocjom. Jak ja dawno nie wojowałem, pomyślał doskakjuąc do kolejnego oponenta, jak dawno...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Wredne szumowiny i kanalie!- burknął wysoki pirat- na nich! Wyrżnąć tych bęcwałów!
W tym samym czasie Darkus wyrzucał kolejnego oprycha za burtę podcinając przy tym gardło ofierze.
- Jednego poganina mniej, więc wszystkim będzie lżej- Sługa Boży przyśpiewywał sobie przy jakże miłym zajęciu.
Za to po pokładzie nad głowami wilków morskich przelatywały różnego rodzaju rzeczy począwszy od desek z rozwalonych beczek, a kończąc na niebezpiecznej broni, którą były toporki, sztylety, czy zatrute strzałki.
Szczęk metalu również dawał o sobie znać, a każdy krzyk pirata oznaczał kolejne krwawe nacięcie na skórze.
Pokład wyglądał po kilku minutach walki jak siedem nieszczęść. Walające się trupy, zakrzepła krew i tony żelastwa, które utrudniały normalne poruszanie. Niby wszystko ładnie i pięknie, ale tam wysoko, gdzie były postawione żagle też było ciekawie. Piraci kurczowo trzymali się lin jedną ręką, a drugą wymachiwali orężem próbując strącić wroga. Z bocianiego gniazda jakiś łucznik celował w zebrany tam na dole motłoch, bo w sumie jak inaczej nazwać bandę rabusiów( no dobrze jest tam jeden porządny inkwizytor, ale to za mało). Ci którzy byli żywi i wpadli do głębokiej wody też nie próżnowali, bo zatapiali innych. O dziwo znalazł się nawet taki, co wykrzykiwał „ Ratunku nie umiem pływać” i histerycznie przemieszczał się w stronę kotwicy, która akurat była wyciągnięta.
- Raz, dwa, trzy teraz szablę tracisz ty!- inkwizytora nie opuszczał humor, a walka z piratami zdawała się być łatwa bowiem jak na to wyglądało trafiał na jakiś żółtodziobów, a może po prostu na tym statku trzymano nowych?- zdychaj poganinie- po raz kolejny wrzasnął wbijając swój miecz w pierś napotkanego przeciwnika.
Kątem oka zauważył krasnoluda, którego o dziwo nie znał albo raczej nie pamiętał. Jak na członka tej rasy nieźle walczył, przepoławiał również nienajgorzej. No może robił za dużo szumu wobec swojej osoby, ale ta rasa karłów, to chyba ma to we krwi. Paladyn jednak wiedział, że lepszy krasnal w drużynie niż rozwścieczony Farin w lesie. A no właśnie… Darkus przypomniał sobie ulubionego przyjaciela, który gdzieś zniknął. Wysłannik Jedynego Boga miał nadzieję, że kiedyś jeszcze dołączy, bo brak jego osoby był odczuwalny.
- Hej ty dewoto! Jak śmiesz nazywać moich kamratów poganami!- wrzasnął pirat, a jego głos był taki dziwny, że aż dreszcze przechodziły po plecach. W przeciwieństwie do innych miał poważną minę, długie włosy i kolczyk przypięty do ucha. Na głowie nosił elegancką czapkę z wyszytą trupią czachą.
- To i tak za łagodne słowa jak na takich złodziei jak wy!- Wróg heretyków odparł groźnym tonem
- Już ja ci pokażę złodziei. Wyzywam cię na walkę w imię mojego bożka!
- Heretyk, innowierca i do tego wariat. Skończę z tobą i tym twoim bożkiem.
- Widzę, że umiesz stworzyć dobry klimat. Jam jest Gustaw Adolf.- lekko pokłonił się odcinając przy tym rękę piratowi, który próbował zajść go od tyłu- nie ładnie atakować od tyłu- stwierdził i dobił przeciwnika
- A ja jestem inkwizytor Jedynego Boga, wysłannik i misjonarz na tym biednym terenie. Inkwizytor Darkus do usług! Wolisz bym najpierw podpalił ci włosy czy może wypalił oczy?
Pirat lekko uśmiechnął się pod nosem, wyciągnął dziwny, zakrzywiony miecz, którego Sługa Boży jeszcze nie widział i zręcznie w kilku krokach przybliżył się do Darkusa.
- Gotuj się na śmierć w imię Guier’a Tyche''a!
- Zdychaj w imię Boga! Śmierć poganom i heretykom!- wrzasnął i zaatakował rywala, który zgrabnie blokował ciosy.
Po kilku minutach Gustaw uzyskał przewagę w nieuczciwy sposób rzucając pod nogi inkwizytora jakieś wiadro, a ten upadł na ziemię. Pirat miał już zadać cios, ale został odepchnięty nogą w taki sposób, że sam przewrócił się na plecy.
Inkwizytor szybko wstał i zamachnął się, ale doświadczony wilk morski zrobił unik i już stał na nogach szykując kolejną serię ciosów. Gdy te udało się zblokować Sługa Boży wszedł po schodach, gdzie znajdował się ster. Przeciwnik pobiegł za nim, a Darkus próbował mu w tym przeszkodzić, a w wyniku tej sytuacji oboje spadli ze schodów przy okazji wypuszczając broń. Tam doszło do walki na pięści przez, co inkwizytor dostał w oko no i oczywiście spuchło. W odwecie Gustaw dostał na tyle mocno w nos, że się złamał.
- Przeklęty głupcze zapłacisz mi za to- mówił pirat wyjmując z bocznej kieszeni sztylet- zrobię ci szlaczki na czole, a język dam rybkom.
- To się jeszcze okaże- odparł Darkus i złapał mały toporek, który akurat bardzo blisko leżał.
Walka na nowo rozgorzała. Inkwizytor unikał sztylecika, a Adolf toporka. I tak walczyli dobre piętnaście minut aż jakiś pirat, który służył pod rozkazami Sunstorma krzyknął
- Ej ty! Nie wiesz co się robi z toporkiem? Rzuć go w niego!
Paladyn zrobił tak jak mu doradzono, a broń roztrzaskała czaszkę przeciwnika. Po raz pierwszy Darkus poczuł niesmak do broni, która robiła tyle szkód. Po raz pierwszy zdziwił się, że poganin umiał powiedzieć coś rozsądnego. Po raz pierwszy zabił tak brutalnie człowieka jednak, choć miał pewne wątpliwości, to i tak nie było czasu o tym rozmyślać, ponieważ należało dalej walczyć...

20070903213832

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Statek. Woda. Mroczny na bocianim gnieździe…E Mroczny w gnieździe? Niestety Kain zobaczył tylko ten moment kiedy Czarny Strażnik z niego wyskakiwał. No tak, i pewnie łupy diabły wezmą…Chyba muszę odnowić kontakty z Dziewięcioma Piekłami… Jednak ponure myśli maga nie miały stać się rzeczywistością. Zak dna nie przebił, więc i statek pozostał na powierzchni. Dalej scenariusz standard. Salwa z kusz, kilka czarów
- Esh czemu nie można używać Kul Ognia? – wyrwało się któremuś z magów.
- Bo spalili byśmy wszystko, łącznie z ładunkiem? – Kain’owi to też średnio się podobało.
- Nie gadajcie tylko rzucajcie czarujcie! – kapitan jak zwykle widział i słyszał wszystko…
Mag przełknął przekleństwo i puścił serie magicznych pocisków w jakiegoś marynarza. Chwile później zobaczył jak toporek Darkusa roztrzaskuje czaszkę jakiegoś biedaka. A może by tak…? Diabelski uśmieszek pojawił się na twarzy Kain’a. Lekko przymknął oczy, koncentrując się na martwym ciele. Kilka słów i martwy marynarz, mimo że martwy, to wstał.
- Darkusie! – paladyn odwrócił się.
- Co…O K****! - Jego minę mag miał zapamiętać do końca życia. – Odejdź ode mnie! - jego oczy stały się jeszcze szersze kiedy ciało przebiegło obok niego, złapało jakiegoś wroga i wyskoczyło z nim za burtę. – Co na wszystkich świętych…?! – Wtedy zobaczył zataczającego się ze śmiechu maga. – Zapamiętam to sobie! I nie myśl że się wykręcisz! – nawet przez zgiełk bitwy Kain słyszał ostatni okrzyk wkurzonego paladyna. Cóż czego to się nie robi dla chwili rozrywki…

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Elf powoli zmierzał w kierunku środkowego, największego masztu. Starał się unikać bliskiej walki jednak od czasu do czasu uderzył jakiegoś przeciwnika łukiem po głowie. Przebiegał między skrzyniami walającymi się wszędzie po pokładzie, robił dużo uników. W końcu udało mu się dotrzeć do celu. Zarzucił szybko łuk na plecy, kopniakiem odbił nadbiegającego jeszcze pirata i zaczął wdrapywać się na górę. Gdy był na wysokości dwóch metrów nagle statek zachwiał się, a Phil który w tym momencie trzymał się masztu tylko nogami, obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni i uderzył pecami o maszt. Wszystko wisiało teraz do góry nogami. W dodatku łuk zsunął się z elfa i spadł na pokład.
- O ku*wa! - zaklął Phil. - O ku*wa! - dodał gdy zobaczył nadbiegającego marynarza wymachującego toporem. Napastnik wziął wielki zamach i uderzył prosto w głowę elfa. Na szczęście Philowi udało się podciągnąć nieco do góry i ocalił mózgownicę. Udało mu się złapać pnia masztu i począł wspinać się coraz wyżej. Jednakże na marynarzu wyszkolonym w posługiwaniu sie statkiem nie zrobiło to wielkiego wrażenia. Zostawił topór, wyjął zza pasa kordelas i również zaczął wspinać się na górę. Phil początkowo uważał, że może uda mu się prostym kopnięciem zwalić oponenta. Po chwili doszedł jednak do wniosku, że mogłoby się to źle skończyć dla jego nóg. Przyśpieszył więc wspinanie. Marynarzowi szło to równie sprawnie, ale nie udało mu się dogonić elfa. W pewnym momencie z dołu pośpieszył go drugi wspinający się. Phil wskoczył do gniazda. Piraci wyszli po obu stronach łowcy i powoli się zbliżali. Elf wyposażony tylko w strzały zastanawiał się co zrobić. Nagle w jednego z piratów wbił się lecący miecz. Pirat spojrzał zezowato na ostrze, zachwiał się i zaczął spadać. Miał szczęście, że już nie żył.
- ZŁO! ŚMIERĆ!! HAHA!
- WRAAAAUU!
Elf podziękował w duchu Zakowi i korzystając z chwili zdezorientowania przeciwnika, wyskoczył z gniazda złapał się jedną ręką końcówki masztu, drugą brzegu tej beczki w której siedział i kopnął obiema nogami pozostałego oponenta. Napiął mięśnie rąk, wzmocnił uchwyt i wciągnął się z powrotem do gniazda. Marynarz już spadał w dół. Z całkiem ładnym altowym krzykiem. Zanim pocisk dotknął ziemi, dopadł go Zak.
- Muehehehehe!
Ebril rzucił się na kolejnego przeciwnika. Rozszarpał go pazurami, przygniótł cielskiem, i wybił się na kolejnego. Wgryzł mu się w gardło i szarpnął.
- Bravo kotku! ZŁO!!
- WRAUU!
Phil zaczął się zastanawiać jakby tu zejść na dół...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Śmierć! ZŁO! - Zak miał chwilę przerwy, gdyż nikt nie chciał z nim walczyć, a wszystkich którzy zbyt wolno pomyśleli o ucieczce lub nie znali Mrocznego już dawno leżeli na pokładzie. Nie ruszał jednak w wir dalszej walki, popadł na chwilę w zadumę...
- Śmierć!
Cisza.
- Śmierć!?
CO?
- ZŁO! Nic, tylko sie upewniałem - Zak pobiegł czym prędzej tam gdzie był jeszcze ktoś z załogi przeciwnika i wpadł w sam środek walki, gdy w pewnym momencie padł wystrzał.
Zak zobaczył Guier Tyche''a.
Guier Tych zobaczył Zaka.
Guier Tych przeskoczył nad burtą i wskoczył do wody.
Zak... przeskoczył nad burtą ("ZŁO!") i wpadł za piratem. Przez chwilę po pokładzie pomiędzy walczącymi przeszedł szept "ty debilu". Nie ma wątpliwości, że było to skierowane do zbrojnego skaczącego w płytówce do wody. Natychmiast jednak powrócono do walki. Prze silnym wsparciu kompanii dość szybko załoga "Gwiazdki Śmierci" zdobyła przewagę i dość szybko zepchnął załogę pirata (w końcu my piratami nie jesteśmy, hehe) do defensywy. Załogę dodatkowo pozbawioną dowódcy. W końcu około siedemdziesiątki poddało się i zostało rozbrojonych, a kompania udała się do magazynów w celu ich jak najszybszego opróżnienia.
- No no, nawet nieźle poszło, co braciszku? - choć Serafin nie był za szczęśliwy na morzu ze swoim "bratem" to musiał jednak przyznać mu rację. Atak był szybki i dobrze przeprowadzony. I opłacalny.
- Hah! To teraz sobie zabalujemy wreszcie! - wrzasnął Kain.
- Zakupimy trochę sprzętu!
- Wyłowimy Zaka!
- Zamknij się! - wrzasnął inkwizytor.
- Odrestauruję mojego Soul Drinkera!- dorzucił Furr.
- A ja...
STUK! CIACH! Odgłos wyginanych desek.
- Co u diabła?
- Z....O! ---trzask i odgłos wlewającej się wody---
- Wszyscy uciekać na pokład! - wrzasnął Jack. Kompania i cała załoga przebiegła po pokładzie i zaczęła przeskakiwać na pokład Gwiazdki, ku całkowitemu zaskoczeniu rozbrojonej załogi Szkolnego Mundurka. Zaczęli się nawet uśmiechać, ale przestali w momencie, gdy burta Gwiazdki zaczęła sie unosić. Przez chwilę załoga sądziła, ze to jakiś potężny czar unosi statek w powietrze, ale to Mundurek po prostu tonął. Jeszcze zdążyli zobaczyć jak jakaś czarna postać przeskakuje na Gwiazdkę i wpada do niej przez luk jednej z armat. Chwilę później wszyscy rzucili się do rozpaczliwej ucieczki z tonącego statku...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[ I jeszcze aktualizacja listy:

1. DevilFish/Zaknafein DeVilfish/Czarny Strażnik/Czlowiek?/ZŁO MG
2. PolishWerewolf/Marvolo Shadowhuner/Driud/Czlowiek
3. Furrbacca/Furr Sinev/Łotrzyk/Niziołek
4. Bumber/Yebran Chobberay/Wojownik/Krasnolud
5. Phil von Roden/Phil von Roden/Łowca/Elf
6. Dar15/Darkus/Inkwizytor/Człowiek
7. Marrbacca/Marr/Bard/Gnom
8. Agrah/Kain/Mag/Człowiek

A teraz bierzcie się do roboty, teraz realizujemy dalszą część planu:
Dwie karawele: "Pół" i "Litra", obie do zatopienia, nie poddadzą się bez walki. Każda po 60 załogi, nasza fregata ma 200 + nas + Puszka - ewentualne straty. Nie zapomnijcie o "niszczycielu wysepek". czyli wielkiej armacie ukrytej w dziobie Gwiazdki Śmierci. ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[ Inie marudź, że "driud" czy "droid" :P Masz "druida":

1. DevilFish/Zaknafein DeVilfish/Czarny Strażnik/Człowiek?/ZŁO MG
2. PolishWerewolf/Marvolo Shadowhuner/Druid/Człowiek
3. Furrbacca/Furr Sinev/Łotrzyk/Niziołek
4. Bumber/Yebran Chobberay/Wojownik/Krasnolud
5. Phil von Roden/Phil von Roden/Łowca/Elf
6. Dar15/Darkus/Inkwizytor/Człowiek
7. Marrbacca/Marr/Bard/Gnom
8. Agrah/Kain/Mag/Człowiek

Zadowolony? ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 05.10.2007 o 22:56, DevilFish napisał:

[ Inie marudź, że "driud" czy "droid" :P Masz "druida": ]

[Ja o Drucie jeszcze mówiłem :P Droid mi nie wpadł do głowy :> I jaki Czarny Strażnik? Puszka a nie CzS :P

Post nie wiem kiedy się ukaże.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Kiedy "Mundurek" zaczął przejawiać symptomy tonięcia, Furr miał to nieszczęście znajdować się akurat na burcie przeciwległej do "Gwiazdki".
Nie było to miejsce zbyt szczęśliwie wybrane, biorąc pod uwagę możliwości taktyczne. Dokładniej możliwości ucieczki. Oczywiście, normalna osoba przeszłaby spokojnie na drugą burtę okrętu i po kotwiczkach przeszło na cały jacht, ale niziołek normalną osobą nie był. Nie wiedzieć czemu pomyślał, iż dobrym pomysłem byłoby "przelecieć" na drugi statek huśtając się na linie, jak to wielokrotnie słyszał w różnych opowieściach żeglarskich. Wspiął się więc na burtę, chwycił jakąś wyglądającą na mocną linę i odciął jej końcówkę.

Niziołek nie wiedział, czym się różnią fały od want.

Olbrzymi gafel poleciał w dół masztu przykrywając brudnoszarym żaglem pół pokładu. Niziołek natomiast wręcz przeciwnie - poleciał w górę jak pocisk. Oczywiście, niemal natychmiast puścił linę, ale to nie wystarczyło, by zatrzymać lot. Łotrzyk wrzeszcząc ze strachu przeleciał przez całą szerokość pokładu "Mundurka" i zatrzymał się dopiero w połowie wysokości grotmasztu ich własnego okrętu. Na drablince, która zgodnie ze starym zwyczajem była rozciągnięta między wantami. Furr przez dłuższy czas wisiał zaplątany w "siatce", dopóki nie usłyszał z góry kolejnych okrzyków.
"Dwie karawele na horyzoncie!!!"
Niziołek nie wiedział dokładnie co miało to znaczyć, ale wiedział, że oznaczało to, iż będzie kolejna walka. To mu wystarczało... Już miał schodzić na pokład, gdy usłyszał stłumiony huk. Nie podobało mu się to.
Nie powinno mu się to podobać, szczególnie w momencie, gdy przez kadłub "Gwiazdki" przeszedł mocny wstrząs. Działo "Połówki" trafiło w bakburtę jachtu drużyny. Po całym pokładzie rozsypały się drzazgi. Mieli o tyle szczęście, że dziura powstała powyżej linii wody, aczkolwiek Jack od razu zarządził przeniesienie balastu na drugą stronę okrętu.
Zaraz potem kazał wypalić ze wszystkich dział. Znaczy pomijając niszczyciela wysepek. To szykował na nieco później, jak już się zbliżą do przeciwników.
Ta salwa jednak wystarczyła dla niziołka, by przestać się przytrzymywać drablinki. Spadł z jakichś czterech metrów na niczego nie spodziewającego się Inkwizytora, który głośno dopingował kanonierów z własnej załogi. Jęknął i zaklął pod nosem. Zawsze, kiedy brakowało mu przygód, zapominał, z czym się one wiązały...

[Edit: a tak chciałem sobie sprawdzić, jak to działa ;P]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Ruszać się baranie łby, bo każę was wykastrować idioci!- wrzasnął na załogę wysoki i do tego barczysty mężczyzna o bujnej brodzie- pozbędę się tych gamoni, bo inaczej nie nazywam się Manfred Krwawy Cień! Do roboty durnie!
Na pokładzie „Połówki” powstało ogromne zamieszanie, a szczególnie wzmocniło się, gdy „Mundurek” Guiera Tyche''a zaczął tonąć.
- Kapitanie! Melduję, że „Mundurek” tonie!
- Ty bęcwale, a co ja niby widzę! Ślepy nie jestem padalcu! Postawić żagle i płynąć! Skarb będzie mój!- kapitan wrzasnął grubym głosem, a jego podwładni jeszcze z większą starannością przystąpili do obowiązków.- Żaden głupi prostak nie będzie niszczyć statków moich przyjaciół, a już na pewno statku wypełnionego moim złotem! Przygotować działa! A ty bęcwale podaj mi lunetę! Niech zobaczę gęby tych chłystków!
- Już się robi kapitanie!- odpowiedział pirat i wyciągnął z kieszeni pięknie zdobioną lunetę.
- Dawaj to! I pomóż tym obibokom!- wydał rozkaz i spojrzał się przez lunetę na „Gwiazdkę”- O Jack! Mordo ty moja! Już ja cię urządzę! Podpłynąć bliżej!


Tymczasem na „Litrze”

- Sir! Melduję, że „Mundurek” tonie!
- Co do stu diabłów! Przeklęty Guier! Mówiłem, żeby sam nie atakował, ale ciemniak musiał pokazać na co go stać!
- Ka,ka,kapitanie?- zająknął się pirat
- Czego?
- Sir co robimy?
- Jak to co? Czekamy! A niby co miałbym robić? Moje złoto jest na galeonie, więc nic mnie nie obchodzi jakiś „Mundurek”
- A,a,a, ale kapitanie na „Mundurku też jest złoto no i,i,i i zmniejszyła się liczba osób do podziału!
- Tak myślisz? Idź zobacz, co robi „Połówka”. Natychmiast!- rozkazał Sir Rajmund Chłodny


„Połówka”


- Psubraty niemyte! Przygotować działa do wystrzału! Niech ten przeklęty statek zatonie wskutek groźnego ognia moich dział! HAHAHA
- Przepiękne słowa kapitanie!
- Milcz gamoniu i pomórz tym durniom!
- Tak jest kapitanie!
Manfred podszedł do burty i oparł się na jednym z dział. Następnie podrapał się po czole, wyjął fajkę i zaczął ją palić
- Dzisiaj odniosę wspaniałe zwycięstwo, a potem będę bogaty do końca swoich dni. Głupi gamonie celować w tę kupę drewna! Chcę zobaczyć ogromną dziurę i wodę po drugiej stronie łajby!
- Tak jest kapitanie!- odparli chórem marynarze
- Ognia!
Z pirackich armat wystrzeliły duże kule armatnie, które były tak szybkie, że dopiero zauważono je, gdy lekko uszkodziły „Gwiazdkę”.
- HAHAHAHA! Ładować działa! Ja chcę mój skarb!


„Litr”

- Kapitanie! Oni walczą! Oni chcą nam zabrać złoto! Jestem tego pewny!
- W takim razie płyniemy! Pomożemy im zniszczyć „Gwiazdkę, a potem wspólnie podzielimy się kosztownościami!
- Tak! Tak! Tak! To lubię! Wreszcie będzie jatka!

Statek o jakże jasnej nazwie „Gwiazdka”


Inkwizytor nieco zmęczył się walką na „Mundurku”, dlatego głośno dyszał, ale szybko przestał, gdy usłyszał potężny huk, a potem poczuł wstrząs, który był spowodowany niespodziewanym atakiem skierowanym z „Połówki”. Potem rozległ się huk z dział „Gwiazdki”, które wywołały ból głowy u duchownego.
- Cholera jak wy możecie czymś takim walczyć? Przecież to śmierdzi i hałasuje!
- Za to jest skuteczne- odparł jeden z piratów
- Uważaj- wrzasnął inny, ale było już za późno…
Nagle na inkwizytora spadł Niziołek, który nie wiadomo jak znalazł się na górze.
- Uważaj trochę! Najpierw salwy, a teraz fruwający Niziołek! Ciekawe co mnie dzisiaj jeszcze czeka!- komentował sytuację, a jednoczenie pomógł wstać Furrowi. Potem otrzepał się i poszedł zobaczyć szkody wyrządzone pod pokładem.

[ Edit!: No co ja też chciałem ;)!]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- ZŁO! ZŁO! - i odgłos tupania. - ZŁO! Ognia! Muahahaha! Śmierć! Śmierć?!
ZAMKNIJ SIĘ WRESZCIE!
- Ale ale alo, idziemy szerzyć ZŁO!
- Dlaczego go zabraliśmy? - zapytał inkwizytor patrząc z wyrzutem na resztę kompanii. Jack odwrócił się i spojrzał wymownie na tonący Mundurek.
- ZŁO to... - zachichotał gnom.
- A znasz kogoś innego kto samodzielnie zatopił fregatę i to jedynie z pomocą miecza?
- I własnej głupoty... - dodał Kain.
- Racja. To pominąłem - stwierdził elf-pirat.
- Mocno dostaliśmy? - spytał Phil, jednocześnie zbliżając się do burty i szykując łuk. Jack nawet nie raczył spojrzeć na uszkodzenia. Odgłos podskakiwania nagle ucichł.
- Ta krypa wytrzymywała jeszcze większe pociski, a nawet atak smoka. Fakt, że żagle jarały się jak dobre... eee... ziółka, ale smoka też szlag trafił.
- Szlag trafił?
- Kilka razy. Głupia bestia podleciała za blisko. Ale poszła na dno to nawet głowy nie odcięliśmy... Co on u diabła robi???!!! Zatrzymać ich!!! - Jack i paru innych zaczęło panikować, ale było już za późno. Zak już był w Niszczycielu Wysepek, a krasnolud właśnie podpalał lont. Działo było skierowane dokładnie w Połówkę.
- F pisdu! - wrzasnął Yebran zapaliwszy lont i zakrywając uszy.
JEB!
- ZŁOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOooooooooooooooooooooo! - odgłos cichł w miarę oddalania się "pocisku". W przeciwieństwie do Gwiazdki na Połówce nikczemny głos nabierał na sile.
- Kapitanieeeee!!
- Job twoju mat! Kryć się gamonie!! O mamusiuuuu....
ZŁO!
A później statkiem wstrząsnęło potężne uderzenie, wszędzie poleciały drzazgi a główny masz poszedł "f pisdu"...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

ZŁOOOOOOOOOOOOOOOOOOooooooooooooo....
- O ja pie**olę... - powiedział powoli elf opuszczając łuk od twarzy. Ebril miał otwarty pysk, z którego nie wydobywał się żaden dźwięk. Obaj mieli oczy wpatrzone w łamiący się maszt żbliżającej się Połówki.

...::;; Trochę Wcześniej ;;::...

Phil naprawdę gorączkowo zastanawiał się jak tu zejść na pokład, dopóki nie zauważył, że Mundurek zaczyna tonąć. Mundurek był dość blisko Gwiazdki więc elf po prostu poczekał, aż maszt znalazł się na wysokości burty kawalery Jack`a i płynnie przeskoczył na jej pokład. Ebril wleciał kilka sekund później z łukiem w paszczy.
- Dzięki - rzucił elf i poczochrał tygrysa po głowie. Po chwili statkiem zatrzęsło. Elf zauważył Jack`a i inkwizytora rozmawiających z przodu statku. Dalej widział dwa statki zmierzające w kierunku Gwiazdki Śmierci. Wraz z Ebrilem podeszli do rozmawiających.
- Mocno oberwaliśmy? - zapytał stając w rozkroku i napinając łuk do granic wytrzymałości. Elf stwierdził w myślach, że zaczynało być widać po nim ślady używania. Częstego i ciężkiego używania. Może nawet początków zużycia...
- Ta krypa wytrzymywała jeszcze większe pociski...
- Kurde, chyba nic nie siadło... - powiedział elf patrząc w ślad za strzałą.
ZŁOOOOOOOOOOOOooooooooo....
Elf opuścił łuk od twarzy.

...::;; Teraźniejszość ;;::...

- To się nazywa głośne wejście... - stwierdził Phil. W powietrzu nadal unosiła się smuga dymu pozostała po Zaku. - Coś on dużo dymi ostatnio... - elf zamyślił się przez chwilę - Skoro Zak wleciał tam z dymem... To załoga wyleci z dymem... Muehehehe... Ups... chyba mi się udziela. - Założył łuk na plecy. - Ebril! Ty zostajesz! Pilnuj Zaka i innych. - kot wyraźnie chciał iść za elfem, lecz pokornie powstrzymał się. Obrócił się dookoła. Phil mrugnął do kota okiem i wskoczył do wody...

~~~~~ Kilka Minut Później ~~~~~

- Ufff... Prfff... - elf wczołgiwał się przez małe okienko do wnętrza statku - A więc tak wygląda ładownia pełna prochu? - zapytał sam siebie odgarniając włosy z czoła. - Zatem do roboty...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

-Ja ******** , gdzie ja jestem?- pierwsza, myśl jaka zrodziła się w głowie krasnoluda.
Nagle kilka urwanych wspomnień i rysów twarzy przypomniało o swoim istnieniu.Ostatnią rzeczą jaką pamiętał był płomień, piwo i jakiś statek.
Rozejrzał się, był w jakimś-czymś-przypominającym-magazyn, dookoła było mnóstwo prochu, broni i innego żelastwa. Uwagę wojownika przykuł średniej wielkości topór. Wystarczyło tylko jedno spojrzenie...
- Jesteś wreszcie już, myślałem że cię zgubiłem... Wiesz gdzie jesteśmy?
Farin wziął do ręki swój oręż, wstał przeszedł kilka kroków po czym wyszedł z „pomieszczenia” i wspiął się na pokład gdzie znajdowała się większość drużyny.
- Jak się spało?- Spytał Darkus podchodząc do krasnala.
- Co cię niby tak śmieszy ?
- Hmmm... byłeś tak skacowany że ledwo się za nami przywlokłeś, potem od razu zasnąłeś.
- Zdarza się, przestań się śmiać i powiedz lepiej co się dzieje.
- Nie widać?
Na „Połówce” trwała walka i panika spowodowana utratą masztu.
- Przygotować się do abordażu, przejmujemy tę łajbę.- Krzyczał Jack stojąc obok sternika i wskazując szablą na „Litra”.
Cała załoga wrzasnęła z radości po czym kilkunastu piratów poszło pod pokład po broń dla innych, reszta natomiast zaczęła szykować liny i haki. W końcu statki znacznie się do siebie zbliżyły, załoga „Litra” próbowała jeszcze strzelać z armat ale nie wyrządziła większych szkód.
- Bierzcie tyle ile się da. - Kapitan dawał ostatnie „rozkazy” swoim piratom. Po chwili rozpoczęła się walka. Załoga „Gwiazdki Śmierci” z wrzaskiem rzuciła się na „Litra” przy użyciu haków i lin. Krasnolud stał przy burcie statku i wyraźnie był czymś zmartwiony.
- Słuchajcie, musicie pomóc mi przejść na drugą stronę.- Farin zwrócił się do czwórki piratów.-Nie wiem jeszcze jak mamy to zrobić... macie jakiś pomysł?
- Czy was pop******ło ?!!!!- krzyczał krasnolud trzymany za ręce i nogi przez czterech ludzi, którzy zaczęli nim kołysać. Po chwili rozhuśtane ciało krasnoluda poleciało w górę.
- O ***** - skomentowali marynarze przed tym jak wleciał w nich wojownik.
Krasnolud opierając się o czyjąś głowę wstał i rozejrzał się. Walka nadal trwała na razie nikt nie zdobył jeszcze przewagi. Wokół Farina zebrała się mała grupka przeciwników, lekko zadziwiona tym co przed chwilą zobaczyła. Po chwili jeden z marynarzy zaczął atakować szablą ,która złamała się pod wpływem uderzenia topora. Było to ostatnią rzeczą jaką pirat zobaczył w swym życiu.
Bitwa trwała dalej w oddali na pokładzie „Połówki” słychać było okrzyki:
- ZŁO!!!!!!!!!!!!! Śmierć!!!!!!!
Tymczasem większość drużyny walczyła na „Litrze” radząc sobie całkiem nieźle.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować