Zaloguj się, aby obserwować  
menelsmaster

Zapomniane Krainy - forumowa gra RPG [M]

4049 postów w tym temacie

- Na honor! - krzyknął nowy przybysz...I było to ostatnie co goście karczmy od niego usłyszeli. No oprócz odgłosu nosa łamanego kuflem od piwa.
- Muhehe, nie wyszedłem jeszcze z wprawy. – rzucił wesoło mag rozcierając bark.
- Kain czy to było absolutnie konieczne?
- ZŁO!
- Zgadzam się. A teraz Darkusie lepiej zamiast zawracać mi głowę, odwróć się.
Inkwizytor zrobił jak mu polecono. Jednak widok za bardzo go nie ucieszył. Mianowicie połowa karczmy już miała broń w rękach i żądze mordu w oczach.
- Boże…
- Już ci mówiłem że ten twój bóg ci nie pomoże, a teraz lepiej się schyl.
To co się działo później mogło by przejść do historii karczemnych bójek, o ile ktoś by taką historie kiedyś spisał…

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[ Wyjaśnienie: to nie żaden nowy gracz tylko chciałem jakoś ładnie sprowokować bójkę. A że Kain lub Zak coś by zrobili paladynowi to pewne... Więc dlaczego się u diabła nie bijecie? :P Na co czekacie?
A tu prezent od kumpeli na mikołajki... tak, to jest ciasto...]

20071208220254

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Na honor! - krzyknął nowy przybysz... I było to ostatnie co goście karczmy od niego usłyszeli. No oprócz odgłosu nosa łamanego kuflem od piwa. Po chwili połowa karczmy już miała broń w rękach i żądze mordu w oczach. Farinowi w jednej chwili przypomniał się wydarzenia z przeszłości… a także ich dalsze konsekwencje. Krasnolud patrząc na zbliżających się ludzi z krzesłami sztućcami i innymi śmieciami, stwierdził iż może zrobić tylko jedno. W czasie gdy Zak, Kain i powoli reszta drużyny wdawała się w wir walki, wojownik wyciągnął topór ( zawsze miał go przy sobie) i powoli ruszył w stronę karczmarza. W połowie drogi zaczepiło go dwóch “obywateli”.
- Karzełku zaraz po nosie dostaniesz, ty *********.
- Słuchaj śmieciu co tam masz? Ooo odważny się znalazł z pięściami do mnie… Widzisz to- tu machnął toporem przed nosem jednego z napastników.- Jeśli ci życie miłe spadaj… nie mam nic do ciebie ani waszych rycerzy jasne?!- Obwiesie po chwili zastanowienia odsunęli się po czym rzucili się na Phila, jednak dalszego rozwoju zdarzeń Farin już nie zobaczył, zamiast tego podszedł do karczmarza.
- Schowaj się za ladą, ja cię obronie człowieku, a z nimi lepiej nie zaczynać… nie wzywaj straży bo ten ciemny ci cała rodzinę pozabija!
- Nie ! Musze wezwać pomoc. Inaczej jeszcze mnie wsadzą - Powiedział po czym uzbrojony w jakiś nóż ruszył powoli do tylnych drzwi. Nie doszedł zbyt daleko, ponieważ po paru krokach został ogłuszony przez butelkę z winem.
- Mówiłem….- Krasnolud podszedł do lady, znalazł jakąś szafkę gdzie były pieniądze, prawdopodobnie z dzisiejszego utargu, wojownik zasiliwszy swoja sakiewkę znalazł jeszcze 3 butelki jakiś dobrych drogich trunków które też odpowiednio zabezpieczył. Spojrzał na walkę: Zakiem zainteresowanych było najwięcej osób, reszta tez się nie nudziła… zwłaszcza ci co dużo wypili. Farin po przygodzie na statku wolał unikać nadmiernych ilości alkoholu więc jego umył był jako tako “czysty”.
Wojownik wyszedł z karczmy tylnym wyjściem. Śnieg padał tak mocno że chyba nikt go nie zauważył. Obszedł karczmę po czym wmieszał się w tłum gapiów. Był gotowy zawiadomić drużynę gdyby do gospody zaczęła zbliżać się straż lub inni “wrogowie”.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Kolejna rozróba! Niemożliwe! Ledwo wszedł tam ten paladyn, a już rozpętał awanturę, która pochłonęła całą karczmę.
Wszyscy się bili, a inkwizytor nic nie rozumiał. Czyżby tej drużynie brakowało kłopotów? Szczególnie teraz, gdy walnęli nieznajomego…? Jak na to wygląda przebywanie z nimi w mieście jest niebezpieczne i zbyt kłopotliwe. Sługa Boży nawet nie zaczynał walki, w ogóle jej unikał, a już na pewno nie miał ochoty dostać w łeb albo mieć złamany nos jak nieszczęsny i do tego porywczy paladyn. Na początku chciał mu nawet pomóc, ale wybuchła taka afera, że pokojowe dojście graniczyło z cudem, dlatego powoli wycofywał się w stronę jakiegokolwiek wyjścia z tej głupiej tawerny. Na szczęście pojawił się Farin, który pewnym krokiem przelazł przez kolejne masy motłochu, chwilę pogadał o czymś z karczmarzem, który potem padł nieprzytomny oberwawszy po głowie butelką jakiegoś trunku, a krasnolud wyszedł tylnimi drzwiami.
Inkwizytor niewiele myśląc zaraz poszedł za nim i nikt mu w tym nie przeszkadzał. Gdy wyszedł odetchnął z ulgą, ale był zły, że niektórzy członkowie drużyny tak pochopnie postąpili. Do tego padał śnieg, który ograniczał widoczność, a przez wiatr robiło się zimniej niż w rzeczywistości było. Darkus w końcu podszedł do Farina i postanowił przeczekać, to wszystko razem z nim. Zresztą można było też podyskutować, a nie zajmować się nudną, prymitywną walką, którą najwyraźniej lubiła duża część drużyny.
- Przyjacielu powiedz mi jak to jest, że ta karczma tak pobudzająco wpływa na niektórych członków grupy? Poza tym trzeba by zabrać tego paladyna, bo jak przypadkiem przyjdą strażnicy, a on im powie, że został zaatakowany, to mogą mu uwierzyć, a na pewno tak postąpią jak zobaczą tę „czarną puszkę kłopotów”, choć teraz właściwie jest taka goła…- Darkus rozpoczął dyskusję

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Przyjacielu powiedz mi jak to jest, że ta karczma tak pobudzająco wpływa na niektórych członków grupy? Poza tym trzeba by zabrać tego paladyna, bo jak przypadkiem przyjdą strażnicy, a on im powie, że został zaatakowany, to mogą mu uwierzyć, a na pewno tak postąpią jak zobaczą tę „czarną puszkę kłopotów”, choć teraz właściwie jest taka goła…
Farin zastanawiał się nad wypowiedzią inkwizytora i obecna sytuacją drużyny. Śnieżyca zdawała się trochę uspokoić. W głowie krasnoluda zrodził się pomysł.
- Darkusie komu lud bardziej uwierzy: tobie czy jakiemuś paladynowi?
- Hmmm no nie wiem, to zależy…
- Trudno, słuchaj wyjmij to swoje świecidełko, stań przed karczmą i powiedz, że twoją świtę zaatakowali ci w karczmie.
- Co?! Nie będę ich okłamywał.
- To wolisz potem po więzieniach biegać ?
- Przecież to my zaatakowaliśmy tego paladyna.
- Sprawę paladyna możesz pominąć, albo powiesz, że to on zaczął bo jest zdrajcą czy coś…
- A co z Zakiem?
- Powiesz że próbujesz go nawrócić… wymyśl coś !
- Zastanowię się…
- Tylko się pospiesz, straż może zaraz tu się pojawić, a ci w środku mają małe szanse…
Wojownik miał nadzieje iż Darkus go poprze. W przeciwnym razie drużyna znów wylądowała by w więzieniu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[ZŁO!!! Widziałem, wiedziałem Dev że to pułapka i jak małe dziecko w nią wpadłem ! :P teraz wszystko będzie na mnie tak? Jak zwykle… :P ]


W przerwie między rozwaleniem stołka na głowie jakiegoś oprycha a spotkaniem trzeciego stopnia z pięścią innego Kain zobaczył jak Farin i Darkus wychodzą z karczmy. NO kufa, taka fajna zabawa a oni uciekają…Co się dzieje z naszą drużyną? Pewnie by się nad tym zastanowił, jak by miał chwile czasu ale nie miał. Zresztą żeby nie Phil to pewnie nie miał by też jednego oka.
- Dzięki elfie.
Mag nie wiedział czy elf nie chciał mu odpowiedziec, czy zwyczajnie nie mógł. W każdym razie obecnie bardziej był zainteresowany przemieszczeniem się w kierunku Zaka. W brew pozorom goście karczmy nie byli totalnymi głąbami i szybko zorientowali się że lepiej nie przebywac w pobliżu tego co zostało z Czarnej Puszki. Ciekawe co tam u Puszka…?
- Jeść!!! – mag usłyszał charakterystyczny głos w głowie.
- Cześć Puszek. A ty co? Dalej na diecie?
- Zak powiedział że w tym mieście nie mogę nikogo zjeść ale ja jestem GŁODNY!
- Wytrzymaj jeszcze trochę, długo tu nie zabawimy…

Akurat tego mag był pewny, zwłaszcza po tej rozróbie jaka właśnie miała miejsce. Wreszcie po dwóch rozwalonych stołkach i trzech kuflach Kain dotarł w pobliże Mrocznego, który właśnie uznał, że należy otowrzyc okno. Oczywiście przy pomocy ludzkiego pocisku.
- ZŁO! Muhehe.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- ZŁO! Śmierć! - i odgłos podskakiwania na jakimś biedaku, który nie miał szczęścia i został powalony przez Zaka.
Serafin podciął właśnie jakiegoś pół-orka podkradającego się do Phila, po czym skoczył na długą ławę i wykonał ten sam numer co kiedyś Zak - przeciwny koniec ławy został podbity w górę i uderzył od dołu w szczękę jednego z bojówkarzy. Sytuacja jednak zaczęła być groźna, bo Zak jakimś cudem wyłuskał z tłumu jakiegoś strażnika i na chwilę się zatrzymał nieco skonsternowany trzymając go tylko za gardło.
- Jestem ze Straży! Puść mnie! Nazywam się Szczęsny...
- JAK!?
- Szczęsny! Kchh... puść... mnie...
- Szczęsny to szczęście, a szczęście to dobro. ZŁO! Śmierć! Nieszczęsny! - wywód zakończył się wyrzuceniem "nieszczęsnego" przez okno, wprost na zerkających gapowiczów.
- Gdzie jest karczmarz?! - wrzasnął Mroczny tak, że aż tłumek wokół niego cofnął się o krok. Jako, że nie dostał odpowiedzi rzucił jedynie Kainowi:
- Tensera! - a następnie rzucił się ponownie, ale już na tłum, dostając przy tym kuflem w czerep, upadając na stół i przewracając z pięciu ludzi. Normalnego człowieka taki cios pozbawiłby przytomności. Zak jednak nie był ani normalnym, ani nienormalnym człowiekiem. Zak po prostu był... sobą... jak zawsze. Tak więc wstał, kopnął najbliższego "przeciwnika" i zaczął osłaniać maga, który właśnie kończył rzucenie Przemiany Tensera...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Nisko latające kufle. Jeszcze niżej przelatujący ludzie. Odgłos grzmocenie, wywracania, bicia, roztrzaskiwania. Wszystko w kółko. Nic nowego przy tej zbieraninie. I zaś w tej samej karczmie co ostatnio. Druid ciągle się dziwił, że zdołali ją odbudować w tak krótkim czasie. Tymczasem jednak musiał znowu się pochylić, gdyż przeleciał nad jego głową kawałek stołu. Marv ciągle siedział przy swoim nieruszonym jeszcze stole, dopijając zamówione piwo.
"Szkoda, żeby się zmarnowało..."
Na blacie jednak wylądował szybko jakiś pijaczyna, niemalże wytrącając trunek z ręki Druida. Ten tylko lekko odepchnął przyleciałego, zabierając jednocześnie kawałek udka z kurczaka z jego ręki.
- Podziękować.
Nieprzytomny nie odpowiedział, Marv wyciągnął więc nogi na stół, przyglądając się bójce. Wszystko pięknie latało, Zak się darł, Świętoszek uciekał, Kain czarował, reszta się grzmociła... Chociaż dziwnie to dosyć zabrzmiało. Narrator jak widać lubi się bawić w gierki słowne. Coś mu odwala... Mueheh... Ty tam, siedź cicho. No, wrócił normalny... Na czym to ja? A tak tak... Gdy Marv obrócił głowę, żeby spojrzeć w inną stronę, jakiś wielkolud wywalił jego stół, wylewając resztki zawartości kufla wprost na futro Druida.
- Rusz tyłek kmiocie, inaczej nauczę cię latać pomimo braku skrzydełek...
- Wylanie piwa nie było dobrym pomysłem.
- **** z twoim piwem! *Q*^!(%!
- Nu nu...
Druid odrzucił obgryzioną już kość wstając jednocześnie. Duży tylko na to czekał. Biorąc potężny zamach, sieknął Marva prosto w szczękę. Ten się lekko skrzywił, gdyż cios zostawił na chropowatej skórze lekki ślad, a oprych trzymał się za krwawiącą rękę.
-%^Q^% DRZAZGI!
Tak... Korowa skóra, niby takie proste coś, a jak potrafi zirytować ludzi... Marv nie namyślając się długo, oddał przeciwnikowi tym samym. Odgłos wybijanych zębów i łomot ciała uderzającego w podłogę, rozniósł się po karczmie.
- Nuda...
Druid przystanął pod oknem, czekając na kolejnego przeciwnika, zaś obserwując otoczenie i widząc skaczącego po jakimś gościu Zaka.
- Ten się nigdy nie znudzi...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Davian nawet nie zauważył jak siekał już taboretem w tłuszcze pijaków i innych bywalców karczmy. Nie zauważył nawet co rozpoczęło bójkę bo zajęty był osuszaniem kolejnego kufla.
-Swoją drogą to jednak chyba przesadziłem dzisiaj- pomyślał szermierz zwalczając ból głowy- zapowiedź jutrzejszego kaca giganta- O dwa kufle... nie o dwanaście kufli za dużo...
W pewnym momencie rozpędzony kufel trafił Daviana prosto w szczękę. Szermierz wypluł krew oraz jednego trzonowca i rozejrzał się wokoło. Rzucającym okazał się średniego wzrostu, krępy w barach mężczyzna obok lady, przez którą przed chwilą wymknęli się dwaj członkowie drużyny. Obok pół-elfa "Zło" bo tak nazwał w głowie,kompana odzianego zazwyczaj w czarną płytówkę, rzucił się na kilku pijaków i szybko się z nimi rozprawiał. Jednak Davian wrócił myślami do oprycha przy ladzie. W kilku zwinnych ruchach dobiegł do niego. Mężczyzna zamachnął się ciężkim drewnianym krzesłem. Cios był równie łatwy do uniknięcia co przeskoczenia za plecy mężczyzny. Pół-elf złapał pijaka za włosy i kilka razy porządnie walnął jego głową w blat stołu.
- To... - trzaśnięcie głowy w blat-... cię...- kolejne trzaśnięcie-...oduczy...- tym razem kila zębów wbiło się w drewno- ..rzucania kuflami...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Sytuacja była patowa. Po jednej stronie kilku durni z drużyny, którzy nie potrafili powstrzymać łap od bójki, a po drugiej jakiś fanatyczny paladyn, który rozpętał całe piekło. Oczywiście obie strony były winne i to bez dwóch zdań. Osobiście inkwizytor z chęcią pozbyłby się kilku członków drużyny, którzy ostatnio bardzo efektywnie wprowadzali nowe kłopoty!
Z drugiej jednak strony byli dobrymi wojownikami i należało korzystać z ich pomocy. No cóż jako, że trudno w te sprawy mieszać religię, gdyż dookoła był tylko głupi, pogański motłoch, to można było go wykorzystać. Pomysł Farina był ciekawy, a przecież bez drużyny Darkus musiałby szukać nowej, aby prowadzić notatki tych krain, pogańskich krain no i zapomnianych.
- Niech będzie. Uratuję ich, ale uważam, że coś im chyba rozum zjadło skoro cały czas się tak zachowują. Zresztą za kilka dni znowu wywołają jakiś konflikt! A nie zawsze będę w stanie im pomóc.
Farin nie zdążył odpowiedzieć, gdyż Darkus stanął przed tłumem bezbożnego plugastwa jakie nosiły te krainy. Mógł uratować drużynę albo czekać na rozwój wydarzeń jednak wolał się trochę pobawić. Na początku w zamyśle miał uratować członków drużyny czyniąc wszystko pokojowo jednak potem zauważył, że w koło są tylko poganie, a ich życie jest nic nie warte, bo w końcu i tak nie wierzą w Jedynego Boga.
Jeśli dodać do tego fakt, że Darkus na tych prymitywnych ziemiach nie do końca mógł używać swoich przywilejów warto było wykorzystać taką okazję do własnych celów. Kiedyś na lekcjach wiele lat temu przed dotarciem do Zapomnianych Krain zgłębiał sztukę manipulacji tak by ludzie mieli dodatkowe powody by zgadzać się ze zdaniem Sługi Bożego. Można było to teraz wykorzystać.
Wyciągnął na wierzch medalion i zdjął kaptur. Większość istot od razu zrozumiała, że stanął ktoś ważny, choć na razie nic nie mówiła.
- Szanowni mieszkańcy Waterdeep! Ja sługa boży , inkwizytor, tępiciel herezji, przyjaciel innych wyznań proszę was o pomoc! Właśnie teraz w tej karczmie w bezduszny sposób pewien paladyn złamał prawo i w imię nietolerancji rozpoczął bójkę z moją świtą, która choć nie bez winy nie sprowokowała całego zajścia. Z ledwością mój obrońca krasnolud Farin uratował mnie, gdy wielu pijaków rozpoczęło walkę. W imię waszego honoru, sprawiedliwości i prawa proszę was o pomoc! Pomóżcie mojej świcie, aby podłe istoty, które zakłócają spokój tego jakże pięknego miasta uspokoiły się.
Z początku tłum był zajęty widowiskiem. Po kolejnych zdaniach skupił się całkowicie na wypowiedzi Darkusa, a ten jeszcze wymusił kilka łez na twarzy tak, że motłoch zaczął krzyczeć „Pokażmy draniom!”
Jeden z niewiernych podszedł do Sługi Bożego i zadał pytanie:
- Jak się zwiesz szlachetny człowieku?
- Zwą mnie Darkus
Ten po chwili wrócił i podzielił się z innymi informacją, a następnie tłum wykrzykiwał „Za inkwizytora Darkusa!” i przesuwał się w stronę karczmy. Wtedy ze zbiegowiska wyszedł Farin i wleciał przez drzwi karczmy z okrzykiem
“ Bij!!!!!!! Zabij!!!!!” , a przy okazji w środku staranował pijaka, ale opanował się przypominając sobie cel całego planu.
- Dalej pomóżcie im, ja pójdę bronić inkwizytora- krzyknął krasnolud do wbiegającego motłochu, poczym wyszedł znów na zewnątrz. W karczmie trwała prawdziwa bitwa. Nawet Darkus był zadziwiony tym, że jego wypowiedź tak zagrzała tłumy. Od tej pory narodziła się w jego głowie nowa myśl, która na razie musi pozostać tajemnicą.
- A ty po co wróciłeś?- duchowny szepnął do Farina
- Musze ci pomóc w razie gdyby straż się czepiała.
Tępiciel herezji nic nie odpowiedział za to uśmiechnął się i założył kaptur.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

*********************
Cześć,jestem nowy i chciałym sie przyłączyć, czy jest jeszcze jakieś wolne miejsce? Jakby co to podaje mojego maila: foltest@o2.pl

Pozdrawiam i czekam na odpowiedz

*********************

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Kilka godzin później było już po wszystkim. Oczywiście nikt się nie spodziewał, że będzie w ten sposób... Nawet Zak czuł się nieswojo i niepewnie bez swojej zbroi i miecza. Chociaż jak zawsze towarzyszyło mu jego ZŁO, Cień i Puszek, a pewnie i gdzieś w sali audiencyjnej czaiła się za którąś kolumną Śmierć. Lub ten Śmierć. Reszta Kompanii też z niemałym przestrachem (no dobra, nie "też", bo każdy i tak wie, że Zak się niczego nie boi prócz słoneczka...) rozglądała się po miejscu, do którego doprowadziła ich straż. Byli rozbrojeni i solidnie poturbowani, włączając w to i Inkwizytora i krasnoluda, którzy idącej na karczmę tyralierze straży próbowali wmówić, że wszystko jest pod kontrolą i że to nie oni są winni. Nie pomogło. Jakimś cudem to jednak tylko Kompania dostąpiła zaszczytu spotkania się z wojewodziną. Bardziej trzeźwi i mniej poobijani członkowi drużyny zorientowali się jednak, że upiekło im się i nie trafią do więzienia tylko dlatego, że wojewodzina chciała ich poznać. Z czystej ciekawości. W końcu załatwili poprzedniego zarządce miasta. "A może by tak i tego?" - pomyślał Zak, po czym odpuścił sobie, bo mu się jakoś nie chciało. Nie lubił walczyć z pełnym pęcherzem. Lubił walczyć w dobrych warunkach. Wszyscy zwrócili się w stronę tronu, gdy jakiś wysoki urzędnik uderzył kilkakrotnie laską w podłogę i zaanonsował obecną wojewodzinę Waterdeep. W momencie, gdy owa osoba przekroczyła próg sali i ukazała się Kompanii, kilka osób zareagowało dość nerwowo:
- Tym razem już się nie wywiniemy Puszku - jęknął Zak, pierwszy raz w życiu nie dodając do zdania "ZŁO! Śmierć!"
- Jestem niewinny! - jęknął Farin i schował się za druidem. Marv nerwowo rozglądał się po sali szukając pomocy Matki Natury:
- Jestem za młody by tak skończyć!
- Oni mnie zmusili! - krzyknął Darkus.
- No więc wchodzimy we dwóch do karczmy, a tam... - zaczęli jednocześnie Phil i Serafin.
- Jeszcze nie urosłem na tyle by umierać - próbował wykpić się Furr.
- To wcale ani ja ani Zak! - gorączkowo tłumaczył się Kain.
- Ja tylko przepływałem - zaczął Jack drapiąc się po swojej bródce.
Davian i Yebran nie wiedzieli za bardzo kim jest dla reszty drużyny owa osoba, ale nie dało się ukryć, że ją znają.
A na tronie właśnie zasiadła... Eileen.
- Odkąd zawinęliście do portu, wiedziałam, że nie minie tydzień nim nie rozpieprzycie czegoś w mieście! - elfka wrzasnęła tak donośnie, że straż otaczająca Kompanię, odsunęła się o parę kroków, jakby Eileen miała zaraz przygrzmocić w poszukiwaczy "przygód" ognistą kulą.
- Po prostu wiedziałam! Zak! Kain! Czy wy do diabła nie umiecie usiedzieć spokojnie i nie potraficie przepuścić każdemu paladynowi?
- ZŁ...
- Cisza! Teraz ja mówię!
- Oni wcale nie zaczęli...
- A Ty? Opiłeś się razem z nimi wina mszalnego, czy jak? To był najwyższy paladyn Illmatera w Waterdeep, więc chyba nie chcesz i mi wmawiać, że to on zaczął? Was nawet nie wystarczy zamknąć w najgłębszych lochach, bo labo zaraz uciekniecie, albo przekopiecie się do Podmroku i jeszcze tam burdelu narobicie! Aaa!! Dlaczego nie mogliście zawinąć do innego miasta?
- No więc... - zaczął Jack.
- Czy pozwoliłam Ci mówić? Nie! Nie skończyłam jeszcze! Wam by się przydał wilczy bilet na całe Wybrzeże Mieczy!
- Oj tam, doszła do władzy i jak się wywyższa - szepnął Phil i po chwili ugryzł się w język. Po plecach przeszedł mu zimny dreszcz.
- Ja Ci dam! Specjalnie dla Ciebie wymyślę coś specjalnego!
- A ja im mówiłem... - próbował znowu Darkus, ale nawet nie dokończył.
- Już Ty się nie tłumacz!
- No bo ja go na Czarnego Strażnika zacząłem trenować - zarechotał Zak, po zaczął się szarpać z inkwizytorem, który rzucił mu się do gardła!
- Aaa... SPOKÓJ! Jesteście jeszcze gorsi niż ostatnio. Cieszyłam się, że znowu się spotkamy, skoro już tu przypłynęliście, ale wy musieliście się postarać, żebyśmy się spotkali w zupełnie innych okolicznościach. Nie myślcie, że wam to tak ujdzie! Nie tym razem! Już mam dla was odpowiednią karę.
- ZŁO! Śmierć! - odważył się Zak.
- Milcz! Stawiam połowę Waterdeep, że to Ty albo Kain zaczęliście bójkę! Taki mag uczony a patrzcie jakie dziecko. A inkwizytor nie mniej uczony! Jak to możliwe, że wy się tak dobraliście, co?
- To było tak... - odważył się Serafin. Tym razem w jego stronę poleciał kolorowy bambosz. Miarka się przebrała.
- A Ty? Ty na pewno jesteś elfem? Bo zachowujesz się jak drow raczej! Cicho Zak! Spokój do cholery! Już ja was nauczę posłuszeństwa... - Eileen wreszcie opadła na tron i nieco się uspokoiła.
- Po pierwsze pożegnajcie się na dłuższy czas ze swoim ekwipunkiem... - Zak upadł na podłogę i najwyraźniej zaczął płakać.
- Nie! Nie dostaniesz zbroi! - Zak zawył jeszcze głośniej - Wstawaj durniu, wiem, że udajesz! - Zak wstał i faktycznie nie płakał, ale mruknął pod nosem "ZŁO! Śmierć!".
- Żaden z was! Dopóki nie zrehabilitujecie się i nie nauczycie się rozsądku! Już ja wam wymyślę coś odpowiedniego... poczekajcie no trochę. Straż! Zabrać ich do komnaty gościnnej!

[ Poczekajcie trochę na dalszą część do wieczorka :P jesteście póki co wszyscy w komnacie dla gości, możecie pogadać, pokłócić się, bać się tego co wymyśli Eileen :D Tak w ogóle to jeszcze jej nie powiedziałem, że wraca, hehe. ZŁO! Śmierć! ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Elf idąc w pochodzie kilku osobników kopnął kamyk leżący na ziemi.
"Taaa... cholera, to było strasznie kłopotliwe... I w dodatku przez przypadek wpędziliśmy w tarapaty jakiegoś biedaka..." Elf spoglądał na mężczyznę maszerującego nieco na uboczu. Westchnął. "Ech... poczekamy, zobaczymy. Byle tylko nie wpakowac się, w większe tarapaty..."

***

Kiedy siadła na tronie z tym spojrzeniem, łowca przełknął ślinę. "Cholera... nie tak sobie wyobrażałem nasze ponowne spotkanie..." Założył ręce na karku. Spróbował się uśmiechnąc.
- Oj tam, doszła do władzy i jak się wywyższa - myślał, że to pomyślał a nie wypowiedział.
- Ja Ci dam! Specjalnie dla Ciebie wymyślę coś specjalnego!
Uśmiechanie się nie wyszło. Elf zmarkotniał. Bardzo zmarkotniał...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[ W końcu zaraz jadę do rodzinki, więc kolejnego posta napiszę dopiero jutro późnym wieczorkiem za co przepraszam. Ale za to zapewnię wam niezłą zabawę na dłuższy czas, bo mam już parę niezłych pomysłów. Wesołych Świąt calutkiemu ZK! I... i ZŁO! Prezenty dostaniecie troszkę później ;) ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Na odchodne mag rzucił jeszcze.
- Ale musicie przyznac że całkiem ładnie dostał tym kuflem…
- KAIN!!
------------------------------

- No panowie, chyba nie będzie tak źle, co? – głowa jeszcze bolała maga po tym jak dostał jakimś latającym berłem w łeb. Nie pamiętał żeby Eileen aż tak dobrze rzucała jak widział ja ostatnio. – Przecież to Eileen, nie Phil?
Mina elfa nie wróżyła nic dobrego. Właściwie to wszyscy byli jacyś nie swoi.
- A wam, co?
- Kain, zamknij się wreszcie.
- Bo?
- Bo to że tu siedzimy to twoja wina.
- Czepiacie się o jeden kufel? Bogowie…
- Jest tylko Jeden, prawdziwy…
- Darkus, nawet nie zaczynaj…
- Ja próbowałem was POWSTRZYMAĆ!
- Taa, sprowadzając jeszcze więcej ludzi do obicia…
- ZŁO!
- O Zak, wracasz do siebie.
- ŚMIERĆ! Chcę moją zbroje.
- A ja mój topór.
- A ja anałek piwa. – Daviana chyba kac doganiał.
- A ja dowiedziec co nasza znajoma elfka nam szykuje.
- Biorąc pod uwagę fakt że ona nas zna to…
- To co? – Yerban jakby lekko posiwiał na twarzy.
- To mamy nieźle przej*****. – starsza częśc kompani spuściła głowy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Jestem Youze, wasz przewodnik w waszej misji wyznaczony przez obecnie panującą wojewodzinę, miłościwą Eileen Blue Rose - posępny mężczyzna w średnim wieku wkroczył do komnaty "gościnnej".
- ZŁO! Śmierć!
- Jaką misję? - zaciekawili się wszyscy pozostali.
- Chyba nie sądziliście, że za poczynione szkody i wywołanie zamieszek nie zostanie wam wyznaczona żadna kara? Ze od tak sobie pójdziecie, bo znacie wojewodzinę?
- No właśnie znamy i o to chodzi... - szepnął Phil.
- Nie, nie tym razem. Tym razem nie odzyskacie nawet swojego ekwipunku dopóki nie wykonacie pracy, którą wyznaczyła dla was miłościwa wojewodzina!
- Założymy się? - Zak nagle rozweselił się i odżył. Szpieg stwierdził w głębi duszy, że de Evilfish jest pewny siebie aż do obrzydzenia.
- Rozejrzyj się - odparł szpieg. Zak rozejrzał się i wzruszył ramionami. Szpieg nieco skonsternowany zaczął tłumaczyć.
- To jest nasz pokój gościnny. A raczej pokój dla specjalnych gości. Jak widzicie nie ma w nim okien, tylko jedno wyjście, wzmacniane stalowe drzwi. Wasz mag z pewnością już się zorientował, że zapomniał wszystkie zaklęcia, zresztą pomieszczenie to jest i tak odgrodzone barierą antymagiczną. Ściany są z marmury, ale też wzmocnionego magicznie. No i mają grubość dwóch metrów. Sufit jest w razie konieczności opuszczany i chyba zdajecie sobie sprawę czym się to kończy?
Zak podskoczył i uśmiechnął się szeroko.
- Zapomnieliście o podłodze - szpieg kolejny raz został wytrącony z równowagi.
- Jest jeszcze grubsza od ścian.
- No to co?
- Zamknij się Zak, tym razem nie rozwalimy zamku tak jak ostatnio... - włączył się druid.
- Dajcie mu powiedzieć do końca, koniec tej zabawy - zarządził Serafin.
- Zbliżcie się - powiedział szpieg, umieszczając na stojaku pośrodku pomieszczenia magiczną kulę.
- To jest zapis bezpieczeństwa z naszego skarbca. Kilka dni temu miało tam miejsce, jednak nie odgadliśmy intencji i planu pojmanego. Pokonał prawie połowę zabezpieczeń i przedarł się tak daleko jak nigdy, po czym dość łatwo został pojmany. Jednak udawał tylko zaskoczonego. Chodziło o jedno z ostatnich zabezpieczeń, specjalny kamień magiczny, który otwierał pewne mechanizmy, co w normalnych warunkach trwałoby sie bardzo długo, a z kluczem niecałą minutę. Tak więc udało mu się ukraść to co chciał. Waszym zadaniem będzie odnalezienie złodzieja i odebranie mu owej rzeczy którą ukradł. Nie musi być żywy.
- A co ukradł? - odezwały się jednocześnie krasnoludy i Kain z iskierkami pożądania w oczach.
- Tego wiedzieć nie musicie, dlatego ja będę wam towarzyszył. Po wykonaniu zadania ja zabiorę to co zostało nam skradzione, a wy odzyskacie swój ekwipunek, a może dostaniecie i jakąś nagrodę. Osobiście bym wam dał wspomniany wilczy bilet. Macie jeszcze jakieś pytania, czy już mogę wreszcie uruchomić projekcję?
- Skoro zabieracie nam nasz ekwipunek to czym mamy walczyć?
- A, właśnie! W podziemiach mamy magazyn wycofanego z użytku ekwipunku straży, więc sobie coś powybieracie.
- Wycofanego bo był zbyt śmiercionośny? - uśmiechnął się Zak.
- Nie, zbyt stary - teraz to szpieg uśmiechnął sie szeroko. Drużyna w pełni zrozumiała to co im gotuje Eileen. Przynajmniej tak sądzili dopóki nie obejrzeli do końca nagrania.

Magicznie zapisany obraz z kryształu bezpieczeństwa przed skarbcem był nad wyraz ostry, bez jakichkolwiek zakłóceń. Na środku pomieszczenia klęczała postać ze związanymi z tyłu rękoma, otoczona przez trzech kuszników oraz czwartego, jak wyjaśnił Youze, dowódcę straży skarbca, mówiącego coś do więźnia. Po bokach stało jeszcze ośmiu kolejnych gwardzistów ze schowaną bronią, najwyraźniej uważający sprawę za już zakończoną. Chwilę później pojawiło się kolejnych czterech strażników eskortujących dwóch techników mających ocenić uszkodzenia i ogólne poczynania złodzieja - objaśniał dalej szpieg. Jeden z techników uprawniony do otwierania skarbca, posiadał wspomniany wcześniej kamień. W tym momencie szpieg obrócił pierścień przy podstawie kuli i wyświetlany obraz zwolnił tempo. I tak nie pomogło to by dociec jak więzień zdołał się uwolnić, a następnie obezwładnić i zasłonić się jednym z kuszników. W tym samym momencie pozostali dwaj wystrzelili trafiając własnego towarzysza, jeden padł ułamek sekundy później trafiony bełtem z kuszy przechwyconej przez napastnika, drugi dobywał miecza i padł z przeciętym gardłem, chwilę później i dowódca został przebity. Złodziej zapozorował ucieczkę w stronę schodów, po czym skoczył w bok, odbił się od filaru wykonując salto do tyłu, spadł za ścigających strażników i przeciął dwóm karki, trafiając samym czubkiem miecza. Trzeci dostał sztyletem w oko, czwarty najwyraźniej został czymś trafiony (zatrutą strzałką jak wyjaśnił Youze) i upadł bezwładnie. Dwójka wystrzeliła kolejno z kusz, a złodziej wykonując pełen obrót, uniknął pocisków, zwarł się ze strażnikami i jednego kopnął w twarz posyłając na ziemię. Stopą podrzucił sobie jego miecz i rzucił w jednego z kuszników ponownie ładujących broń. Złodziej rzucił się pod zastawę trójki atakujących i jednemu wraził sztylet w tętnicę w okolicach pachwiny - sądząc po tym jak krew trysnęła na podłogę. Znalazł się tym samym naprzeciwko strażnika z kuszą, który natychmiast nacisnął spust. Łotrzyk kolejny raz jakimś cudem uniknął pocisku, lecz jeden ze strażników nie miał tego szczęścia i upadł skulony z bełtem w żołądku. Ogłuszony kopnięciem wstał po to tylko by zobaczyć jak miecz wbija mu się w pierś. Zostało już tylko czterech strażników, ale intruz nie miał żadnej widocznej broni, miecz bowiem utknął w poprzedniej ofierze. Ku ich zaskoczeniu skoczył wprost pomiędzy nich, podcinając jednego i prześlizgując sie za ich plecy, w ułamku sekundy wstał i skręcił kark kolejnemu. Najbliższy gwardzista chciał przebić złodzieja, ten jednak zasłonił się swoja ciepłą jeszcze ofiarą i wbił jej sztylet w oko nierozważnego strażnika. Pozostała dwójka zaatakowała jednocześnie, jednak złodziej rozproszył ich uwagę rzucając shurikenem w jednego z techników. Ten który odwrócił się w stronę krzyku, nawet nie poczuł jak przez gardło i kręgosłup przechodzi ostrze miecza. Ostatni miecznik padł po około minutowym pokazie szermierki z rozcięta czaszką a po chwili i z podciętym gardłem. Złodziej podszedł do technika klęczącego przy martwym już towarzyszu i złapał go za gardło. Cywil po krótkiej torturze sztyletem padł z przeciętym gardłem, wcześniej oddając kryształ. Kilka chwil później skarbiec był już otwarty, a obraz zanikł.

- ZŁO! Śmierć!
- Uaaa...
- Nikczemnik...
- Prawie jak mistrz improwizacji...
- Zabił jeszcze sześciu w pałacu, trójkę na murach podczas ucieczki. Prawdopodobnie zmierza gdzieś w stronę Doliny Lodowego Wichru, udało mu się zdążyć jeszcze przed zasypaniem przez śnieg szlaków, jest o jakiś tydzień przed wami.
- Dlaczego nie wysłaliście pościgu?
- Wysłaliśmy. Dostajemy stałe raporty, jest to jednak tylko czwórka obserwatorów. Zgodzicie się chyba, że nie dysponujemy kimś odpowiednim do pościgu połączonego z zatrzymaniem. Ale pojawiliście się wy.
- Eee tam, dupa. Wystarczyłby mag bitewny i... - zaczął Kain.
- Wspominałem że jednym z szóstki zabitych było dwóch magów.
- ZŁO! Śmierć! Ale nie bitewnych tylko pewnie staruszków z artretyzmem i trzęsącymi się rękoma.
- Mniejsza o to, mam nadzieję, że wasz mag jest wart więcej od nich. Chodźcie teraz za mną do magazynu...

[ Tak, jutro już na bank zaczynamy wieczorem, prawdopodobnie późnym, po 24. Czyli najpewniej pojutrze rano :P Jesteśmy teraz w magazynie z zabytkami, nie ma tu nic umagicznionego, ale jest sporo zakurzonych rupieci. Racje żywnościowe dostaniemy później. Tu wybieramy wszelkie uzbrojenie nie najlepszej jakości, stare płaszcza podróżne, plecaki, liny (a nie zdziwcie się jeśli jakaś później pęknie, wybierajcie te dobre :), sznurki, namioty i wszystko co jeszcze potrzebne poszukiwaczom przygód na mroźnym szlaku. Dolina Lodowego Wichru jest NAPRAWDĘ niegościnna! Zwłaszcza dla nas :P Wszelkie pytania proszę kierować do MG, zarówno do mnie jak i Phila, bo choć to ja planuje wyprawę to on doskonale wie jak taka wyprawa ma wyglądać i jak się zaopatrzyć. Witam również nowego gracza w naszych szeregach, pomyślnych wiatrów Youze! Pozdrawiam ;) ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Youze szedł powoli pewnym krokiem zmierzając do magazynu, o którym wcześniej wspomniał. Reszta drużyny szła za nim. Magazyn znajdował się w piwnicach, których korytarze oświetlały tylko wątłe płomienie ściennych pochodni. Po przebytej drodze znaleźli się przy starych drewnianych drzwiach okutych w stalowe ramy. Szpieg wyjął miedziany klucz. Zamek chrupnął tak, jakby nikt od kilku lat go nie używał. Wprowadził resztę do pomieszczenia. Było średniej wielkości, na ścianach znajdowało się wiele haków na zbroję, jednak większość z uzbrojenia pospadała i leżała w nieporządku na podłodze. Wszędzie leżały jakieś poszczerbione miecze, ułamane trzonki od toporów oraz przebite tarcze. Wyglądało to trochę jak nieuporządkowane złomowisko. Youze wziął jedną pochodnie z korytarza, aby można było cokolwiek zobaczyć.

-To tutaj. Nie jest to może sprzęt pierwszej klasy, ale powinien wystarczyć. Jeżeli dobrze pogrzebiecie, to powinniście znaleźć coś, czym uda się zabić cokolwiek. - powiedział szpieg.
-Ależ tym nie da się zabić nawet szczura, a co dopiero mamy się bronić w Dolinie Lodowego Wichru?- powiedział Darkus z wykrzywionym wyrazem twarzy.
-Nie narzekajcie, cieszcie się, że w ogóle możecie coś stąd zabrać. Wielebna Wojewodzina i tak była dla was bardzo pobłażliwa. A teraz zabierzcie się za szukanie ekwipunku!
-ZŁO! Zakowi nikt nie będzie rozkazywał! - krzyknął zbulwersowany Zak.
-Uspokój się dziwaku! Jeżeli chcesz przetrwać chociaż jeden dzień na północy to wysłuchaj mojego polecenia! Tam nie będzie czasu na sprzeczki i konflikty, musimy działać zgodnie. - wygłosił pewnie Youze.

Zak warknął i zabrał się za szukanie czegoś, czym będzie mógł wyrąbać parę przeciwników. Poszukiwania Yebrana i Farina wyglądały trochę tak, jakby do miasta przyjechał sprzedawca zabawek a dzieci rzuciły się w chaosie na jego wóz w nadziei, że dostaną coś za darmo. W komnacie było słychać zgrzyt starego oręża, niektóre wręcz łamały się w rękach ludzi. Youze tym czasem otworzył starą skrzynię, w której znalazł długi sztylet w stanie nadającym się do walki, następnie schował go za pas. Na suficie wisiała lina, ściągnął ją. Wyglądała na mocną. Obwiązał ją wokół siebie. Przechadzał się i podświetłał pochodnią, aby reszta mogła coś znaleźć w tym chaosie. Po kilku krokach pod nogi wplątał mu się stalowy łańcuch, mierzył ok. 2m. "Hmm ... kto wie, co nas tam spotka" - po tych słowach schylił się i wziął go ręki. W myślach wymieniał sobie, co może mu się przydać na podróż. Opierając się o ścianę myślał i obserwował bacznie resztę drużyny, która przebierała dokładnie w kupach złomu ...

*****************
[Witam wszystkich, jestem nowym członkiem ZK i będę odgrywał postać Youze''go. Na początku chciałem was poprosić o troszeczkę wyrozumiałości, to mój pierwszy post :) Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze grało, pozdrawiam!]

*****************

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Marvolo nie był zadowolony z całego obrotu sprawy. Nie dość, że Eil zniknęła sporo czasu temu, niemalże bez pożegnania, to teraz jeszcze się zjawia w najmniej oczekiwanym momencie. I to jako nowy wojewoda... Ogólnie rzecz mówiąc - dla Druida to była masakra. Pamiętał Eileen jako spokojną, aczkolwiek czasami wybuchową, dziewczynę, która lubiła Naturę. Tutaj jednak, w zamku, nie zobaczył ani razu żadnej roślinki. Same szare ściany.
-Matka by na to nie pozwoliła...
Wysokość, na jakiej się znajdowali, nie pozwalała także Druidowi zrobić nic, co jakoś urozmaiciłoby ten widok...

Kara była dosyć dotkliwa. Zostali pozbawieni niemalże wszystkiego. Najbardziej rozpaczał Zak, jeśli można to tak nazwać. Nie miał swojej klimatyzowanej czarnej zbroi a także swojego mieczyska. Druidowi prawie było go żal. Prawie. Byłby go żałował, gdyby sam nie został pozbawiony całości ekwipunku...

Youze. Ich nowy "przewodnik". Druidowi coś w nim nie pasowało. Pomimo tego, że został wysłany przez Eileen, nie posiadał nic - tak samo jak oni. A miał ich prowadzić... Czyżby kolejny pseud-skazaniec?
- Coś mi tu śmierdzi... I to wcale nie jest Zak.

Stary magazyn. Niemalże rozsypująca się w proch rudera. A oni mają tam znaleźć jakąś broń. Całkowicie niewyważony oręż, za ciężkie tarcze, popękane liny, wyszczerbione ostrza... Niezbyt miła perspektywa znalezienia czegoś nadającego się do walki. Marvolo kroczył powoli wzdłuż ścian, widząc słabo w świetle nielicznych pochodni. W pewnym momencie potknął się o coś i zachwiał niebezpiecznie. Spadające z głośnym łoskotem rzeczy z półek, wytrąciły go z równowagi i poleciał do przodu. W ostatniej chwili oparł się mocno rękoma o ścianę, do której się zbliżał. Przed czubkiem swojego nosa zauważył koniec cienkiego ostrza.
- O! Włócznia...
Broń nie wyglądała na tak mocno zniszczoną. Lekko zbutwiałe drewno, jednak nadające się ciągle do użytku, można by jednak je lekko wzmocnić obwiązując gdzieniegdzie cienkim rzemieniem, stalowy grot wyglądający na ciągle ostry i o dziwo nie zardzewiały.
- Dosyć dobrze wyważona, odpowiedniej długości... Tu się przewiąże, tam się podostrzy... Hm. Wydaje się, że może się to do czegoś nadać. Taką bynajmniej mam nadzieję.
Druid chwycił pewniej nową broń i udał się w dalsze poszukiwania. Po krótkiej chwili znalazł jeszcze kawałek mocnego płótna, które mogło posłużyć za okrycie na dzień i na nos. A co najważniejsze - było w miarę lekkie i ciepłe. Idealne do Doliny Lodowego Wichru.
- Paskudne miejsce... Gorszego w całym Faerunie nie ma. Już wolę tą zafajdaną pustynię, na której byliśmy...
Pod materiałem Marvolo znalazł torbę, którą można było spokojnie przewiesić przez ramię.
- Przynajmniej nie będę tego wszystkiego w łapach targał...
Druid wrzucił do środka szybko płótno jakie znalazł, a po chwili dorzucił jeszcze metalowy hak.
- Przyda się do wspinaczki. Mam tylko nadzieję, że ktoś pomyślał o linie...
Marvolo wyprostował się powoli, po czym zwrócił się w kierunku wyjścia. Gdy tam dotarł, rzucił do reszty.
- Ja już mam wszystko. Ruszcie się, bom głodny...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Darkus nie miał dobrego humoru! On w ogóle w jednej chwili stracił nadzieje. Wszystko przez te przeklęte miasto i władze tego zbiorowiska pogan! Zawsze jest tak samo. W tym wypadku było jednak gorzej. Po pierwsze zauważył, że wojewodą jest Eileen, która nie zna się na dyplomacji, jej maniery są poniżej poziomu, przerywa wypowiedź przedstawiciela religii, a do tego wszystkiego okrada i zdradza swoich przyjaciół. Inkwizytor poczuł się zdradzony i to przez osobę, po której nie spodziewał się takiego świństwa! Chciał nawet powiedzieć, że Eileen nie ma honoru, ale po chwili przypomniał sobie, że kobiety nie posiadają honoru, a jedyne co mają to cześć. No cóż dobrze, że Sługa Boży nie wybuchnął gniewem, bo nie wiadomo, co by jeszcze wojewodzina zrobiła.

W pokoju „gościnno- więziennym”

- Co za pech! Co za klątwa! Co za nieszczęście! W życiu bym nie pomyślał, że znowu nas spotkają podobne problemy i to w tej samej karczmie! Następnym razem będzie trzeba trzymać się na baczności i w Waterdeep pić tylko zwykłą wodę- chwile drapał się po brodzie, ale zaraz niespodziewanie wybuchnął- i to my ratujemy tą ruderę, a oni znów nas zamykają!
Ogólnie Darkus był niezadowolony. Na całe szczęście złodzieje nie zdjęli mu medalionu, a może nawet ta zdradziecka elfka ich ostrzegła przed tym.
- Wiecie, co wam powiem! Nigdy nie wyobrażałem sobie takiego miejsca, gdzie byle kto przejmuje władzę, ale właśnie zobaczyłem! To po prostu chore! To musi być jakiś żart! Eileen nie może być wojewodziną, bo kto by ją chciał?
Potem jednak zastanowił się i uznał, że to musi być jakaś zagrywka polityczna, a ją ktoś specjalnie wyniósł na stołki i jej wydaje rozkazy. A może ktoś chce skłócić drużynę?

W starym magazynie

Później okazało się, że jeszcze mają gonić za jakimś złodziejem, który coś ukradł… Nie dość, że „pożyczył” coś nie swojego, to następnie zabił kilkanaście osób, a niektóre z nich były doświadczone. I teraz najlepsze! Drużyna ma go dogonić i odzyskać stracony przedmiot. Co to znowu za pomysł? A jak ktoś z drużyny zginie, a to było prawdopodobne skoro Eileen okradła ich, a jedyne, co dała w zamian, to jakiegoś chłopaka i stary magazyn, w którym mamy znaleźć sobie broń. Tyle, że ta broń, to jakiś chłam i się do niczego nie nadaje!
Gdy już w miarę ochłonął zaczął przeszukiwać te „skarby”. Najpierw zobaczył jakiś ładny miecz, ale gdy raz nim machnął, to ostrze odłamało się i niemal wbiłoby się mu w nogę. Inkwizytor prawie dostał zawału! Następnie wziął do ręki tarczę, ale ta się rozwaliła, gdy Zak przypadkiem zapukał w nią. W sumie dobrze, że to zrobił, bo Sługa Boży miał już ją wziąć. No cóż nie znał się tak na broni. Potem znalazł jakiś sztylet, który choć trochę zardzewiały, to nawet nadawał się. Przez następne kilka minut skompletował w miarę jako taki ekwipunek. Tarczę, krótki miecz i inne potrzebne rzeczy, które nie mają takiego znaczenia by je tu wymieniać. Ogólnie Darkus wiedział, że jeżeli mają złapać tego złodzieja, to potrzebują swoich przedmiotów inaczej szansa ich przeżycia jest mała. Wtedy jednak pojawiła się następna myśl… A co jeśli Eileen chce się ich pozbyć? Ale po co? W końcu z żalem inkwizytor uznał, że sama nazwa miejsca, w którą się mają udać jest nieprzyjemna- „ Dolina Lodowego Wichru”. Aż z zimna ciarki przeszły mu po plecach…

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Zak był ZŁY. Oczywiście każdy to wiedział, ale teraz był w wyjątkowo parszywym nastroju bo zabrano mu jego ulubioną zbroję i kochane dwa miecze. A teraz wciskali zardzewiałe barachło, na dodatek nie ogrzewane.
- ZŁO! Śmierć!
Przed Zakiem stanął teraz poważny wybór. Miał w zasadzie sporo narzędzi zbrodni do wyboru, pod zakurzoną płachtą znalazła sie nawet mała przenośna gilotyna. Ostatecznie wyciągnął z najróżniejszych skrzyń, stojaków i półek jeden największy i najmniej zniszczony miecz, jeden krótki używany w formie "sztylecika", topór rzeźnicki, dwie włócznie typowe do rzucania na krótkie dystanse, dwie ciężkie kusze i... kopię.
- ZŁO! Śmierć! Cacuszko!
- Po diabła ci to zaku-ty-łbie? - wypalił bez wahania Darkus.
- Bo wielkie! ZŁO!
- Za jakie grzechy... - jęknął Furr.
- I masz zamiar to nieść przez całą drogę? - słowa druida były celne jak zwykle.
- A co w tym złego? - gra słów Zaka potrafiła zawsze wyprowadzić z równowagi.
- No głęboki śnieg i te sprawy. Idziemy pieszo przecież, a to bardzo daleka droga. Nie sądzisz? A konno nie jedziemy, kawalerii nie będzie.
- Ale... ale...
- Ale co? - zainteresował się Kain swoim złym przyjacielem.
- Ale to jest takie wielkie - odpowiedział z rozmarzeniem Mroczny.
- On ma chyba jakieś kompleksy. Zak, czy Ty masz... - niziołek nie skończył i dobrze...
- Nie zaczynaj Furr, wiesz, że jemu tylko o to chodzi - wtrącił się Serafin. - Zostaw to Zak, wierz mi, że Ci się nie przyda. Chyba, że jako opał podczas postoju. Resztę rzecz jasna możesz zabrać o ile udźwigniesz - Zak jakby chcąc pokazać, że potrafi, obładował się tym całym żelastwem i zaczął podskakiwać.
- Dobra, kurważ, cisza, przestań, zaraz popękają mi bębenki w uszach - zaczął się drzeć Furr. Oba krasnoludy z zainteresowaniem przyglądały się Zakowi.
- Nie ma zbroi - stwierdził Farin.
- Nie ma płytówki - dodał Yebran.
- Nie mam! ZŁO! Śmierć! - Mroczny rzucił całą broń na ziemię i zaczął przerzucać wszystko co stało w magazynie.
- ZŁO! Śmierć! Nie ma płytówek!
- A no nie ma, bo straż ich nie nosiła nigdy i nie nosi - odpowiedział spokojnie Youze.
- Śmierć! - Zak pogrzebał i wyciągnął sobie zbroję skórzaną ćwiekowaną. Najwyraźniej stwierdził, że skoro zbroja jest lekka to może dobrać jeszcze oręża. Dorzucił sobie jeszcze morgensztern i łańcuch do rzucania.
- Przecież nie szykujemy się na wojnę... - syknął szpieg do Serafina.
- On każdą przygodę traktuje jak wojnę.
- A po co mu aż trzy pochodnie?
- To tak na dobry początek - wtrącił szeroko uśmiechnięty Kain.
- Na dobry początek czego?
- Na dobry początek podpalania wsi - dodał rozochocony Davian, słysząc już w umyśle wrzaski umierającego płonącego elfa.
- Mamy załatwić tylko złodzieja i jego ewentualnych sprzymierzeńców.
- Czy jeśli zatrzymał się w jakiejś wiosce to czy jej mieszkańców można uznać za jego sprzymierzeńców - zapytał ciekawski Farin. Zak, Kain i Davian uśmiechnęli się nad wyraz szeroko. I jednoznacznie.
- NIE! - Zak spochmurniał i wracał do przeszukiwania magazynu. Zabrał kilka flaszek oliwy, linę z szubienicy (jeszcze z pętlą) i duży skórzany plecak. Niestety nie znalazł czarnego płaszcza, pozostał jedynie ciężki szary podróżny (poszarpany i nieco nadgryziony przez mole, na dodatek wciąż zabłocony), zabrakło też hełmu z rogami. Trafiła się jedyna w całym magazynie czarna rzecz - flaga z okrętu pirackiego, która po małej obróbce mieczem została zawiązana jako chusta wokół złej głowy Zaka. Na nią trafił kapelusz z szerokim rondem. Teraz Zak nie wyglądał jak... Zak. Wydawało się ze już jest gotowy, jednak coś nagle mu sie przypomniało, bo wyciągnął szybkim ruchem ręki miecz i przypieprzył w stalowy pawęż wiszący na ścianie. Końcówka miecza odłamała się, a Zak z zadowoleniem oglądał wyjątkowo ostry czubek miecza. Wzruszył ramionami patrząc na resztę, która... patrzyła się na niego i skończył przygotowania do wyprawy.
- ZŁO! Śmierć! Gotów!

Serafin wzruszył jedynie ramionami i zaczął z Philem szukać odpowiednich długich łuków. Po chwili rozdzielili się, żeby przeszukać szybciej większy obszar. Po jakichś pięciu minutach poszukiwań elf znalazł łuk refleksyjny, jak się okazało po starciu kurzu, jesionowy, jednak jego cięciwa nie nadawała się do czegokolwiek. Zwyczajnie pękła, gdy łucznik ją wypróbowywał, więc zaczął szukać nowej. Godzinę później Phil znalazł szkatułkę z dwoma cięciwami w nie najgorszym stanie, więc jedną oddał przyjacielowi, jednak nadal szukał odpowiedniego łuku, a to wcale nie było takie proste - przeważnie to korniki załatwiały sprawę lub drewno traciło zbyt na swojej elastyczności, by łuk nadawał się do użytku. Serafin przeszedł do poszukiwania strzał - dla Mistycznego Łucznika nie musiały być nawet ostre, bo to zapewniała magia, jednak nie była ona dostępna dla Phila. Elf zapamiętał, żeby wreszcie zacząć trening Phila na mistycznego, co z pewnością wzmocniłoby jeszcze bardziej jego doskonałe umiejętności i wzmocniło całą drużynę. Przypadkiem zamiast strzał znalazł pas z szablą i sztyletem, ten drugi jednak wyrzucił natychmiast po tym jak rękojeść po prostu rozsypała mu się przy mocniejszym ścisku. W nieco lepszym stanie był długi sztylet podrzucony mu przez Zaka. Strzał jednak nie było nadal widać...
- Może Phil miał więcej szczęścia? - szepnął elf zszywając dziurawe dno plecaka. Kilka chwil później zaczął zbierać resztę ekwipunku niebojowego, jak starą lampę olejową, starą torbę lekarską z bandażami, nożyczkami i paroma innymi przydatnymi duperelkami, butelkę oliwy, torebkę proszku fluorescencyjnego oraz ochraniacze na nadgarstek, przedramiona i piszczele. Ostatecznie wybrał lekką skórzaną zbroję i typowy (typowo wyjedzony przez mole i typowo brudny) płaszcz strażnika, po czym ruszył pomagać Philowi w poszukiwaniach...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować