Zaloguj się, aby obserwować  
GeoT

Kącik pisarzy

946 postów w tym temacie

Dnia 24.10.2008 o 09:49, Fumiko napisał:

Zdarzało mi się tłumaczyć/redagować dłuższe teksty, więc akurat nie jest winą objętości,
że na moją recenzję nie licz.


Rozumiem, nie zachowałem się tak jak się spodziewałaś, zatem trzeba mnie ukarać. Coś jak tresura pieska, tak głupie i naiwne, że aż urocze. Swoją drogą - jakoś niespecjalnie obchodzi mnie opinia jednostki, która najpierw patrzy na osobę autora, a dopiero później na tekst. (najchętniej walnąłbym tu jakąś litanię o tym, jak zidiociałe są jednostki towarzyskie, ale nevermind xP). A ludzi uważam za idiotów bo jak na razie nie znalazłem powodu, aby myśleć inaczej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 25.10.2008 o 00:16, Meledictum napisał:

Rozumiem, nie zachowałem się tak jak się spodziewałaś, zatem trzeba mnie ukarać. /ciach/

>A ludzi uważam za idiotów bo jak na razie nie znalazłem powodu, aby myśleć inaczej.

Bardziej sam każesz siebie. Na wstępie i zakończeniu zaznaczasz, że potencjalnych czytaczy i komentatorów uważasz za idiotów. Trudno zatem oczekiwąć, że ludzie rzucą się na komentowanie Twojego opowiadania. Intelektualna prowokacja? Niskich lotów. Raczej reakcja obronna przed potencjalną krytyką. Twoje opowiadanie jest bardzo duże (blisko 30 stron A4 w Wordzie) przez co czytanie na forum w jednym poście jest po prostu nie wygodne. Brak wygody w formie + brak minimalnego szacunku dla potencjalnych czytelników = brak odzewu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

A z jakiej racji mam nie patrzeć na osobę autora? Dla mnie praca z dużym tekstem to nic nowego, niemal codziennie robię czy tłumaczenie czy redakcję. I powiem jedno - nie trafił mi się jeszcze nigdy jakiś tak wybitny, żeby jakość tekstu zatarła chamstwo i arogancję autora.

A skoro uważasz ludzi za idiotów to jak sens ma umieszczać gdziekolwiek tekst? Przecież idioci i tak się na nim nie poznają.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Och, dobrze, że jesteś, Rzezim.
Mam do Ciebie pytanie związane z opowiadaniami i tym tematem właśnie:
Jeśli chciałbym wstawić jakieś opowiadanie, a zawiera ono niecenzuralne wyrazy, to mam je ocenzurować, że zostawić tak, jak są i mogę wrzucić tutaj?

Wiele razy już dodawałem tutaj opowiadania, ale ostatnio zrobiły się one...Doroślejsze.
****

Meledictum:
Pisząc to, co napisałeś na początku swojego opowiadania skutecznie zniechęciłeś każdego do przeczytania. Jest duże, więc wiele osób by nie przeczytało...Ale przynajmniej parę tak. A Ty ich po prostu wkurzyłeś tym.
Trochę szacunku dla czytelnika.
Wiem, co chciałeś przekazać: Ludzie nie czytają. Chciałeś to podkreślić... Tylko dlaczego tu i w taki sposób?
Ech. Nie rób tego więcej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 25.10.2008 o 11:02, cedricek napisał:

Jeśli chciałbym wstawić jakieś opowiadanie, a zawiera ono niecenzuralne wyrazy, to mam
je ocenzurować, że zostawić tak, jak są i mogę wrzucić tutaj?


Sugeruje jednak ocenzurowanie - wygwiazdkowanie. Sam kiedyś wrzuciłem opowiadanie z wulgaryzmami i ocenzurowałem je.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach


Jedno z moich opowiadań.
Mam nadzieję, że ocenzurowałem wszystko. Jeśli jest coś jeszcze, to proszę Moderatora o cenzurę.
Ale chyba wszystko zdołałem ocenzurować...
Poproszę zatem o komentarze.

*********************************************************

Michał Nowicki stał na starym, kolejowym moście i patrzył w dół, gdzie piętnaście metrów pod nim błyszczały wody Wisły.
Gdzieś niedaleko od niego, na brzegu rozśpiewał się jakiś ptak. Noc się skończyła. Wstawał świt.
Niebo na wschodzie, przed Nowickim zaczerwieniło się. Za jego plecami jasno świecił księżyc. Michał zacisnął ręce na metalowej barierce. Jego oddech stał się szybszy.
Od strony północnego zachodu nadleciał chłodny wiatr. Zapachniało świeżo skoszoną trawą.
Było tak spokojnie...Aż trudno uwierzyć, że to koniec.



***

Tydzień wcześniej, Gdynia.

Michał podśpiewując sobie jakąś piosenkę szedł raźnym krokiem po deptaku podziemnego przejścia dworca kolejowego. Wszędzie tłoczyli się ludzie.
Gdzieś płakało jakieś dziecko. Żebrak pod ścianą siedział ze smętna miną i wyciągał rękę do ludzi. Na ławce obok spał jakiś pijak. Śmierdziało moczem.
Pod przeciwległą ścianą stał mały, drewniany kiosk pamiętający czasy głębokiego PRL-u. Siedziała w nim jakaś starsza kobieta patrząc się na ludzi spode łba. Na kolanach trzymała jamnika, który trzymał głowę na ladzie i warczał. Tam właśnie Nowicki skierował swoje kroki.
Nachylił się do okienka.
- Dzień dobry, poproszę ,,Nową Fantastykę”.
- Nie ma.- burknęła baba.
Michał zrobił smutną minę.
- Szkoda, jadę do Krakowa i chciałem sobie coś w podróży poczytać...
- Nie sprzedaję czegoś takiego.
Pies warknął groźnie.
- Hmm...- Zamyślił się Nowicki- Powinna pani zainwestować. Fantastyka to naprawdę dobra rzecz...
- Nie przewiduję. – Burknęła kobieta- I nie zamierzam. Przyszedł pan ofertę złożyć, czy co?
Nowicki się zmieszał.
- Nie...No, dobrze, co może pani mi polecić?
Kobiecina westchnęła i popatrzyła się wymownie na zegar.
- Spóźni się pan na pociąg.
- Ależ nie, mam jeszcze piętnaście minut. – Zaprotestował.
Kobieta coś warknęła, a potem sięgnęła gdzieś pod ladę i wyciągnęła jakieś pismo.
- ,,Bravo Girl”- Przeczytała powoli sylabizując.- Bierz pan.
- Eee...Nie dziękuję.
- To zjeżdżaj pan na pociąg i nie zawracaj mi głowy!- Wrzasnęła ochrypłym głosem.
- Ależ proszę pani... – Zaczął oburzony.
- Czarek, bierz go!
Drzwi otwarły się z łomotem i wybiegł z nich jamnik ujadając i tocząc białą pianę z ust. W oczach miał mord.
W tej sytuacji Michałowi nie pozostało nic innego, jak tylko wziąć nogi za pas. Po jakiejś minucie, kiedy plecak zaczął mu ciążyć pies zgubił się gdzieś pomiędzy ludźmi i Nowicki mógł się już zatrzymać.
Dyszał ciężko. Popatrzył na zegarek i postanowił iść na peron, gdzie oczekiwał go już jego kolega, Marek.
Byli studentami. Marek studiował dziennikarstwo, a Michał Astronomię. W Krakowskim obserwatorium miał pomagać w czasie wakacji jednemu z naukowców. Marek dotrzymywał mu towarzystwa. Potajemnie szukał jakiejś sensacji.
Rozdzielili się przed wejściem, gdyż Michał chciał zakupić jakieś pożywienie i cos do czytania. Czekało ich sporo godzin jazdy.
Znalazł Marka na drugim peronie. Jego kumpel rozłożył się wygodnie w cieniu jednej z restauracji. Wokół niego walały się bagaże.
- I jak tam?- Zagadnął Michała, gdy ten nadszedł.
- Nijak. – Odparł tamten- Kupiłem bułki, ale nic do czytania. Za to zostałem poszczuty jamnikiem.
- Hm?
- Baba, która sprzedawała gazety chyba mnie nie polubiła.
- Aha. To się czasem zdarza, ale nie przejmuj się: ,,Tego kwiatu jest pół światu” – Roześmiał się.
Michał machnął ręką.
- Zamknij się. Wiesz może, gdzie tu jest WC?
Marek wskazał mu budkę parę metrów dalej. Michał podszedł tam i otwarł drzwi. Natychmiast się cofnął. Na jego twarzy pojawiło się obrzydzenie.
- Skorzystam z krzaczków- rzucił z odrazą.
Gdy wrócił Marek siedział po turecku z zamkniętymi oczami. Nowicki westchnął, Jego kolega uwielbiał medytować. A najbardziej w nietypowych miejscach.
Siadł obok niego i zazgrzytał zębami.
- Myślałem, że dworce zmieniły się jakoś, od czasu, gdy byłem dzieckiem...
Marek uniósł jedną powiekę.

-Postaraj się myśleć pozytywnie.- Powiedział - Czarne myśli mogą cię zniszczyć. Powtarzaj za mną: Uwielbiam nasze polskie koleje...Uwielbiam nasze polskie koleje...
Nowicki już chciał go trzepnąć, gdy rozległ się gwizd i na peron począł z wolna wtaczać się ich pociąg. Michał popatrzył na niego i jęknął.

***

Do Krakowa przybyli czternaście godzin później. Wysiedli z pociągu przybici i zmęczeni.
Dworzec,,Kraków Główny” okazał się jednak miłą odmianą po śmierdzącym dworcu Gdyni i pociągu będącym żywym skansenem komuny.
Poczuli się, jakby znaleźli się w innym, nowocześniejszym świecie i w istocie tak było. Michał był tu tylko raz i to wtedy, kiedy był dzieckiem. Od tego czasu Kraków zmienił się nie do poznania. Odnowiony, unowocześniony i dobrze zagospodarowany robił spore wrażenie. Wszystko aż lśniło od nowości. Na ulicach poustawiano specjalne komputery dla turystów, których z każdym rokiem przybywało. Kraków śmiało mógł prosperować do kulturalnej stolicy Polski i jednego z najpiękniejszych miast europy.
Przyjaciele przeszli przez dworzec i dalej pod Galerią Krakowską, której ogrom wzbudzał szacunek, zwłaszcza, gdy stanęli przed nią i popatrzyli się na boki.
- No, no...Nieźle sobie tutaj radzą...- Westchnął z podziwem Nowicki.
- Prawda. – Przyznał mu rację Marek.- Jednak teraz bardziej mnie interesuje, jaki jest nasz dalszy plan.
- Umówiłem się tutaj z Agnieszką. Zaprowadzi nas do swojego mieszkania. Tam się zakwaterujemy.
Marek uśmiechnął się ze zrozumieniem. Agnieszka była dziewczyną Michała już od dwóch lat i wyglądało na to, że się pobiorą.
- No, to już wiem, dlaczego tak się spieszyłeś z przyjazdem tutaj- zaśmiał się.- Od trzech miesięcy nie byliście razem...
- Ano. Mimo tego, że codziennie ze sobą rozmawialiśmy to rozstanie działało mi na nerwy... O, patrz! Idzie!- Zawołał wskazując ręką na postać po drugiej stronie ulicy.
Chwilę później padli sobie w objęcia a ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Marek wbił ręce w kieszenie i czekał licząc w myślach. Trzydzieści sekund...Minuta...Dwie minuty...Wreszcie zdecydował się chrząknąć znacząco.
Oderwali się od siebie. Michał nieprzytomnym wzrokiem spojrzał na przyjaciela.
- No, co?
- Widzisz...Może byśmy poszli do tego waszego lokum? Ten plecak jest strasznie ciężki... A potem będziecie się mogli ślinić ile chcecie.
Agnieszka, wysoka brunetka uśmiechnęła się do niego.
- Nic się nie zmieniłeś.- Rzekła.
- Ty za to bardzo.- Odparł Marek i uśmiechnął się jadowicie- Twój szczyt wytrzymałości ,,całusowej” mieścił się zawsze w przedziale minuty. Zastanawiam się, z kim ćwiczyłaś, że doliczyłem do dwóch?
- Marek!- Warknął Nowicki.
- W porządku, przecież wiesz, że żartuję...
Agnieszka zaśmiała się cicho.
- Marku, ty chyba powinieneś sobie jednak znaleźć kobietę, od razu by cię do pionu postawiła. Chodźmy teraz do domu.
Odwróciła się. Michał skorzystał z okazji i trzepnął kolegę po głowie.
- Nie za dużo sobie czasem pozwalasz? – Mruknął.
- Przecież mnie znasz, jestem, jaki jestem, ale nigdy nie mówię w takich sytuacjach poważnie.
Michał westchnął.
- Wiem, wiem...Aga też wie, ale czasem mógłbyś się opanować, co?
Marek popatrzył na niego z niedowierzaniem.
- Chyba żartujesz.

***

Wynajęte mieszkanie Agnieszki mieściło się na spokojnej, cichej ulicy Łobzowskiej w centrum miasta. W wakacyjnej ciszy opustoszałego miasta słyszało się obietnice spokoju.
Gdy przez bramę kamienicy naprzeciw szpitala dostali się do środka ogarnął ich miły chłodek bijący od grubych murów. Marek odetchnął z ulgą, bowiem dzień był bardzo ciepły, a on dźwigał na swoich plecach ciężki plecak przeklinając się w duchu, że zabrał tyle książek.
- Mieszkamy na drugim piętrze, pod czwórką.- Powiedziała, wspinając się po schodach Agnieszka- To bardzo fajne miejsce. Wszędzie blisko.
- Nie wątpię. Zwłaszcza, jak tu studiujesz... – Wysapał Michał.- A propos, jak tam na prawie?
- Nieźle, choć trudno. Za rok skończę...
- Mhm... To te drzwi? – Wskazał ręką.
- Tak. – Wyjęła klucze i po chwili weszli do dużego, prawie, że zabytkowego przedpokoju.
Marek z cichym stęknięciem zdjął swój plecak i rozglądnął się po mieszkaniu. Cicho gwizdnął.
- Ładnie tu. – Zauważył.- Musisz być bardzo bogata, Agnieszko. No, to, co? Gdzie mogę dać swoje rzeczy? Aga? Hej, Agnieszko!
Michał i Agnieszka stali w przedpokoju trzymając się za ręce i patrząc sobie w oczy. Na twarzy Nowickiego pojawił się dziwny uśmiech. Marek westchnął.
Podszedł do stojącej w przedpokoju szafki i zabrał klucze.
- To ja...Pójdę przejść się po mieście.- Powiedział.- Wrócę za...- Wbił wzrok w twarz Michała oceniając intensywność spojrzenia-...Trzy godziny.
Zanim wyszedł zobaczył jeszcze, jak jego przyjaciel podnosi rękę i niemal z nabożną czcią głaszcze Agnieszkę po włosach. Marek uśmiechnął się lekko, zamknął drzwi i poszedł podbić Kraków.

***

Pierwszy dzień praktyki w Krakowskim obserwatorium rozpoczynał się dla Nowickiego o godzinie piątej rano, gdy musiał wstać, umyć się i jedząc w biegu śniadanie iść na autobus.
W pełni ubrany i z filiżanką kawy w ręce wszedł jednak do sypialni, aby popatrzyć na swoją dziewczynę śpiącą smacznie na starym, dębowym łóżku.
Uśmiechnął się widząc, że nawet przez sen uśmiecha się jak anioł. Jej ciemne włosy rozsypały się na poduszce. Na palcu zaś- Michał uśmiechnął się jeszcze szerzej- błyszczał złoty pierścionek z diamentem, który dał jej poprzedniej nocy. Pierścionek szczególny, bo oznaczający, że niedługo się pobiorą i założą rodzinę.
Michał czół, że to najszczęśliwsze dni jego życia. Gdy wczorajszej nocy rzuciła mu się w ramiona płacząc ze szczęścia wiedział, że właśnie otwiera się przed nim nowa droga. Szczęście i duma aż go rozpierały.
Podszedł do niej i pocałował ją delikatnie w usta. Śpij, moja przyszła żono- pomyślał. Potem odwrócił się i cicho wyszedł z pokoju.
Ponieważ obserwatorium mieściło się za miastem, musiał przesiadać się dwa razy jadąc autobusem. Trzy razy utknęli w korkach. Gdy wreszcie Michał dotarł na miejsce było dziesięć po godzinie siódmej, a on musiał jeszcze drałować na piechotę pół kilometra pod górę, przeto gdy dotarł pod drzwi obserwatorium był mocno spocony, lecz z ulgą stwierdził, że się nie spóźnił.
Drzwi otwarła mu jakaś młoda kobieta o długich, blond włosach spiętych w pokaźny kok. Na początku była podejrzliwa, lecz gdy tylko wyjawił jej swoje imię i nazwisko od razu się uśmiechnęła i poprowadziła go prosto do głównego pomieszczenia.
Tam powitał go profesor Maciej Zglinski, który dowodził całą placówką. Był to pokaźnej postury mężczyzna w wieku piędź dziesięciu lat. Nosił krótko przystrzyżoną ciemną brodę przetykaną pasemkami siwizny. Włosy też miał ciemne, choć przy skroniach przyprószone już siwizną. Wysokie czoło i sieć zmarszczek wokół przenikliwie niebieskich oczu dodawała mu autorytetu, lecz uśmiech, jakim powitał Michała dowodził, że jest człowiekiem raczej dobrodusznym.
- Witaj, drogi chłopcze!- Wykrzyknął szeroko rozkładając ramiona.- Wiele słyszałem o tobie dobrego, mam nadzieję, że po odbyciu...Praktyki...Będziesz dla nas pracował, o ile, oczywiście się u nas spiszesz, co, myślę nie podlega wątpliwością, prawda?
Michał pokiwał głową. Profesor tymczasem objął go przyjaźnie i poprowadził w głąb pomieszczenia.
- Tutaj pracujemy. Tutaj jemy posiłki i nawet załatwiamy swoje potrzeby fizjologiczne- Profesor wskazał na małe drzwiczki z napisem ,,WC” na prawo od wejścia.- Tutaj też spędzamy większą część naszego życia. Przychodzimy wczesnym rankiem i wychodzimy późną nocą. Niektórzy zostają nawet i przez dwa dni,- zaśmiał się cicho-, ale nie przejmuj się, na tym etapie nikt ci tego kazał robić nie będzie.
Musisz wiedzieć, chłopcze, że tutaj jest miejsce tylko dla tych, co chcą poświęcić dziewięćdziesiąt procent swojego życia badaniu czegoś tak wielkiego, że przez wiele, wiele pokoleń nie będziemy do końca tego rozumieć. Badaniu kosmosu. Ci ludzie, których tu widzisz- Zatoczył rękom wokół – to sami zapaleńcy. Chcą poznawać nieznane, mimo tego, że tak naprawdę nie mają szans na poznanie, lecz- podniósł palec do góry- wiedzą, że ich praca nie pójdzie na marne. To wariaci, cholerycy i nie rzadko straszne sknery, lecz oprócz tego mądrzy ludzie. Jeśli więc chcesz dołączyć to tego domu bez klamek, to idź, ucz się i odkrywaj nieodkrywane. Ale jeśli jest w tobie jeszcze zdrowy rozsądek i chęć szybkiego się wzbogacenia, to radzę ci, zmykaj, bo to nie miejsce, dla ludzi o zdrowym rozsądku. Wstępując tutaj musisz zapomnieć prawie wszystko, czego nauczono cię w tych tak zwanych szkołach i podejść do świata z ciekawością niemowlaka.
Zamilkł. Michał niespokojnie popatrzył się po sali. Sam nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Profesor tymczasem roześmiał się cicho.
- Widzę, że jesteś równie ciekawy, co wystraszony. To dobrze. Idź i zapoznaj się z ludźmi. Witamy na pokładzie.- Pchnął Nowickiego delikatnie i niesłychanie z czegoś ucieszony odszedł pogwizdując cicho.
Michał stał przez chwilę niezdecydowany, a potem poszedł w stronę dwóch ludzi stojących przy teleskopie.
Ludźmi tymi była kobieta z krótko obciętymi czarnymi włosami i towarzyszący jej młody mężczyzna, który wyglądał, jakby się nie czesał. Kobieta go zauważyła i pomachała zachęcająco. Gdy podszedł zauważył, że się uśmiechnęła.
- Cześć- wyciągnęła do niego rękę- Jestem Beata. To czupiradło koło mnie, to Paweł, mój brat. Widzę, że poznałeś już profesora Zglinskiego? Jest trochę nawiedzony, ale miły z niego staruszek. Czasem ma jakieś patetyczne wstawki, ale trzeba przywyknąć. Zapewne naopowiadał ci coś w rodzaju ,,Przychodząc tutaj wyzbądź się zdrowego rozsądku”, prawda?
- Coś w tym rodzaju.- Rzekł Nowicki potrząsając jej ręką.- Mam na imię Michał.
- No, to fajno.- Powiedział Paweł.- Choć, pomożesz nam z tym gratem- Wskazał na teleskop.

***

Gdy wieczorem wracał do domu był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. W ciągu jednego dnia zdążył poznać całą ekipę, zaprzyjaźnić się z niektórymi ludźmi, dostać dwie propozycje pracy i wykazać się. W domu czekała na niego przyszła żona i najlepszy przyjaciel.
Świat był taki piękny i zdawało mu się, że nic nie zepsuje jego szczęścia. W dodatku noc była taka cudna...Tak, świat był zdecydowanie pięknym miejscem.
Idąc schodami w górę do mieszkania Michał nie podejrzewał nawet, jak szybko los może się odwrócić.

***

Gdy tylko otworzył drzwi coś rzuciło się na niego i poczuł, zapach jaśminu. Chwile później do jego ust przywarły inne, które całując go szeptały:
- Nie było cię, cały dzień...Tęskniłam, Miśku...
Nowicki uśmiechnął się i objął swoją dziewczynę w pasie.
- Cześć, moja przyszła żono...
Zza pleców Agnieszki wyłonił się Marek ściskając butelkę szampana. Gdy tylko ona się od niego oderwała On porwał go w objęcia i mocno uściskał.
- Ty pieprz*** dup**!- Zawołał-, Dlaczego mi nie powiedziałeś, że chcesz się jej oświadczyć?! Zorganizowalibyśmy to wspólnie! A tak...No, proszę...Pan młody...!
Michał czuł, że za chwilę będzie fruwał.
- Niespodzianka!- Powiedział.- Mam nadzieję, że nie dorwałeś się do telefonu i nie wypaplałeś wszystkiego moim rodzicom? Ja chciałem im powiedzieć.
- Chciałem, ale twoja szanowna druga połowa mnie odciągnęła, twierdząc, że musisz najpierw przyjść. Poza tym takie rzeczy...
- ...Załatwia się albo ,,na żywo”, albo przez wideo rozmowę. – Weszła mu w słowo Agnieszka.
- Dokładnie. I tak zrobimy. – Oświadczył Michał.- Nie po to kupowałem rodzicom Internet, aby teraz rozmawiać przez jakiś telefon.

***

Długo jeszcze świętowali tej nocy. Obie rodziny, jego i Agnieszki zostały powiadomione, a oni sami pijąc szampana oglądali romantyczne filmy w telewizji.
Kraków też świętował. W niebo strzelały sztuczne ognie, a w wielu domach wznoszono toasty z najróżniejszych powodów.
Na rynku urządzono koncert. Przyjechały nań gwiazdy z całego świata. Na ulicach rozbrzmiewała muzyka. Nawet żebracy tej nocy połączyli się przy ogniskach pod mostami i pijąc tanie wino śpiewali stare piosenki o miłości.
Ludzie podświadomie przeczuwali nadciągające nieszczęście i chcieli się wyszaleć.

***

O godzinie czwartej nad ranem w sypialni prezydenta zadzwonił telefon. Jego ostry dzwonek wyrwał starszego człowieka ze snu.
Prezydent usiadł na łóżku i przetarł oczy. Telefon dzwonił dalej. Chcąc nie chcąc mężczyzna podniósł słuchawkę.
- Halo? – Milczał przez chwilę. Jego twarz zrobiła się nagle blada.- Czy to pewne?- Zapytał po angielsku- Tak, rozumiem. Dobrze, panie prezydencie. Zrobimy, co w naszej mocy...Zbadamy...
Odłożył słuchawkę i przez chwilę siedział na łóżku oddychając ciężko. Potem podniósł słuchawkę raz jeszcze i wykręcił numer. Czekał cierpliwie.
- Halo? Przepraszam, że pana budzę, profesorze, ale musi pan natychmiast postawić wszystkich swoich ludzi w stan gotowości. Nie, to nie jest sprawa wagi państwowej. To... Obawiam się, że przekracza to kompetencje państwa...

***

Gdy o godzinie szóstej trzydzieści rano Michał zmierzał w stronę drzwi obserwatorium zastanawiał się, co się mogło stać, że wezwano go o takiej godzinie.
O godzinie wpół do piątej na nogi postawił go telefon od profesora Zglinskiego. Nakazał mu on natychmiast przyjeżdżać. Nowicki wziął taksówkę. Miał tylko nadzieje, że nie jest to nawiedzony pomysł profesora, który podobno już takie miewał. Jednak coś w głosie starszego mężczyzny podpowiedziało mu, że tym razem sprawa jest poważna.
Tym razem drzwi otworzył mu sam profesor. Na jego twarzy próżno byłoby się doszukać śladu wczorajszego uśmiechu.
- Chodź.- Powiedział tylko i poprowadził go do głównej komory.
Gdy tylko drzwi do niej prowadzące otwarły się, oczom Nowickiego ukazał się chaos. Wszyscy biegali i krzyczeli na siebie. W powietrzu fruwały kartki. Na ziemi leżały porozbijane szklanki.
- Widzisz, z kim ja pracuje?- Mruknął profesor. – Chwilkę mnie nie było i... – Westchnął. Potem szybkim krokiem wszedł na środek sali.
- Cisza! – Krzyknął.- Spokój! SPOKÓJ, MÓWIĘ!- Ostatnie zdanie nie było krzykiem, lecz rykiem.
Wszyscy zatrzymali się, a w ich oczach pojawiło się najpierw zdziwienie, potem lęk. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się, aby profesor krzyknął, a co dopiero ryczał.
- No. – Już normalnym głosem powiedział Zglinski- A teraz proszę o informacje. Tylko my jesteśmy w tak dobrym ustawieniu, aby móc obserwować wskazany obszar nieba, a Amerykanom zależy na czasie, bo to, co udało im się dostrzec... Cóż, podejrzewają, że Hubble się zepsuł. Albo inaczej- Mają taką nadzieję.
- Co się dzieje, Profesorze?- Nieśmiało zapytał Nowicki.
- Właśnie tego, chcę się dowiedzieć, synu.- Odparł Zglinski.- No, proszę teraz o najnowsze dane.
Na środek wystąpił Paweł. On jeden wiedział już wszystko. Twarz miał bladą, a ręce trzęsły mu się, gdy podawał profesorowi plik kartek.
- Hubble się nie pomylił.- Wyszeptał- To asteroida...
W sali zawrzało.
- Duża?- Zapytała jedna z kobiet.
Profesor podniósł głowę znad kartek. Wolną rękom powoli rozczesał włosy.
- Ona...150 kilometrów...
Nowicki zacisnął pięści.
- Jezu Chryste...Gdzie uderzy?
Profesor spojrzał na niego. W jego niebieskich oczach Michał ujrzał strach.
- Tutaj. Dokładnie tutaj.
Beata wysunęła się z okręgu.
- Jakie są szanse?- Spojrzała na Pawła.- Co możemy zrobić?
Paweł nie odwzajemnił spojrzenia. Wpatrzył się w podłogę i pokręcił głową. Po jego policzkach ciekły łzy.
Nikt już nic nie powiedział. Ludzie stali i patrzyli się tempo na siebie. Wreszcie Profesor Zglinski wyszeptał:
- Wszystkie rządy już wiedzą. Zakazano nam mówić cokolwiek komukolwiek. Ma to zapobiec panice. Dyskrecja obowiązuje ile się da. Ja...Muszę jechać. Na wieś. Do córki, póki jeszcze mogę. Czujcie się zwolnieni. Dziękuję.
Odwrócił się i poszedł wolno do wyjścia. Nikt z pracowników nie ruszył się nawet. Potem, wolno zaczęli się rozchodzić.
Nowicki poszedł do biura Profesora Zglinskiego. Siadł na obrotowym fotelu. Drżącymi rękami musną skórę, która obite było oparcie.
Potem wolno zjechał na podłogę i ukląkł na niej rękami zakrywając twarz. Siedział tak dwie godziny kiwając się i łkając cicho.

***

Wracał do domu. Szedł wolno po ulicy, a jego twarz nie wyrażała niczego. Nie płakał. Już nie. Popatrzył na gwiazdy zaścielające wieczorne niebo i po raz pierwszy poczuł do nich nienawiść.
Jęknął rozdzierająco. Dlaczego teraz? Mieli z Agnieszką wziąć ślub...Mieć dzieci...Dlaczego, ku***, wszystko musi się psuć?!
Potem pomyślał, o świecie...O życiu...O tym, że za parę dni umrze...Boże, za co? Trząsł się cały. Nogi miał obolałe. Przeszedł całą trasę pieszo.
Nie spiesząc się otwarł bramę kamienicy i wszedł po schodkach. Położył rękę na klamce i otwarł kluczem drzwi mieszkania.
Agnieszka wybiegła mu naprzeciw z uśmiechem, lecz przystanęła nagle widząc jego twarz.
- Michał...Co ci jest?
-Mi? Nic...
Z jednego z pokoi wyszedł zaniepokojony Marek.
- Ty, o co chodzi? I ślepy by zgadł, że coś nie gra. Mów, co się stało...Jak będzie zupełnie źle, skoczę do sklepu po wódkę...
Nowicki się nie uśmiechnął. Pobladł nagle i biegiem pobiegł do łazienki, gdzie zwymiotował na podłogę.
- O, Boże...- Jęknęła Agnieszka. – Misiek, mów, co ci jest! Pobili cię? Wezwać pogotowie?!
Nowicki zaprzeczył ruchem głowy.
Poprowadzili go do salonu. Tam siadł na sofie i drżącymi rękoma próbował podnieść z ziemi klucze, które wypadły mu z kieszeni. Agnieszka i Marek stali nad nim zaniepokojeni.
- Michał...Powiedz...Proszę... – Po jej policzku spłynęła łza. Była wystraszona.
- Nie...- Odezwał się Nowicki.- Nie mogę...Zresztą...Lepiej, żebyście nie wiedzieli...
- O Ku***...- Westchnął Marek- Stary, zwariowałeś? Mów!
Michał ukrył twarz w dłoniach. Odetchnął głęboko. Wal** państwo. Jeśli tego nie powie, to, to go zabije.
- Usiądźcie. – Wyszeptał- Musze...Musze wam coś powiedzieć.

***

W pokoju panowała cisza. Agnieszka i Marek siedzieli w milczeniu wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczyma.
Jeszcze nie dotarło do nich, co przed chwilą usłyszeli. Jeszcze w ich opustoszałych nagle umysłach nie pojawiła się myśl, że to może być prawda. Ich blade twarze nie wyrażały strachu. Jeszcze nie. Na razie pojawiło się na nich zdumienie.
Potem powoli doszło do nich, co im przed chwilą powiedziano. Agnieszka zacisnęła pięści i zaczęła dygotać. Marek poruszał ustami, jakby chciał coś powiedzieć, lecz nie mógł. Wreszcie się przemógł.
- Powiedz, że żartujesz.- Wyszeptał- Ty żartujesz, Michał, prawda? Po prostu przyszedłeś nas nastraszyć, bo upiłeś się z kolegami z pracy...
Michał w milczeniu pokręcił głową. Czuł, że w gardle rośnie mu wielka gula. Głowa już zaczynała go boleć.
Marek zerwał się z kanapy i chwycił za głowę.
- Ku***, no to mam swoją sensację...!
Agnieszka dalej siedziała na kanapie. Zagryzła wargi tak mocno, że zaczęła płynąć z nich krew.
- Boże, Boże, Boże...- Powtarzała.
Michał popatrzył na nich i głośno przełknął ślinę.
- Nie chciałem wam mówić...
Marek obrócił się ku niemu. Na twarzy malował mu się dziki ból.
- Czy...Czy ludzie już wiedzą?
-Nie.- Zaprzeczył Nowicki- Rządy wszystkich państw zakazały udzielać komukolwiek informacji...
- To, dlaczego nam powiedziałeś? Dlaczego, Michał?! Dlaczego, ku*** jakiś pier***** kawałek skały ma...- Marek upadł na kolana i zaszlochał.
- Nie wiem...
- Michał...- Agnieszka podniosła głowę.- Ale da się coś zrobić, prawda? NASA tam kogoś wyśle, tak, jak w Armagedonie? Zbombardują to jakimiś głowicami...? Zrobią coś? Nie będą siedzieć bezczynnie?
Michał pokręcił głową. Z jego oczu płynęły łzy.
- Nic nie zrobią...- Rzekł zdławionym głosem- Dostaliśmy wiadomość. Nic...
- Ale przecież mogą...- Zaczęła.
- NIC nie mogą zrobić!- Wykrzyknął Nowicki- Są tak samo bezsilni, jak my! Wyliczyli wszystko! Cokolwiek by nie robili, i tak w nas walnie! Dokładnie tutaj! Obok Krakowa! I roz******* wszystko i wszystkich, których znamy z nami włącznie! Ku***!!!- Ostatnie zdanie było już tylko szlochem. Nowicki zsunął się z łóżka i padł na podłogę płacząc.- Nic nie mogą, rozumiesz...?- szeptał łkając- Oni nic nie zrobią i wszyscy umrzemy...Za cztery dni świat, jaki znamy przestanie istnieć, a my nic z tym nie możemy zrobić...- Michał padł do nóg Agnieszki i mocno ścisnął je rękami przytulając się.- Chciałem żebyśmy się pobrali- łkał dalej- Mieli dzieci...Zestarzeli się...Oglądali wnuki bawiące się w piasku...Rozumiesz?
Agnieszka nic nie powiedziała, tylko bez słowa przytuliła się do niego mocno. Michał czuł jej przyspieszony oddech.
Marek siedząc na podłodze włożył sobie do ust pięść, aby nie krzyczeć. Tej nocy nikt nie zasnął. Wszyscy troje siedzieli w pokoju nasłuchując odgłosów nocy.

***

Michał obudził się, gdy promienie słońca padły na jego twarz. Nie pamiętał, kiedy zasnął. Obok niego drzemała Agnieszka. Z drugiego pokoju dolatywało chrapanie Marka.
Michał spojrzał na zegarek. Była szósta rano. Zerwał się z łóżka, jak oparzony. Spóźni się do obserwatorium!
Pobiegł do kuchni i sięgnął po filiżankę, aby zrobić sobie kawę. Zatrzymał się w pół ruchu. Na jego twarzy odmalowało się zdziwienie, a potem złość. Jednym ruchem zmiótł z półki całą jej zawartość. Naczynia poleciały na podłogę. Setki fragmentów szkła i porcelany rozleciały się po całej kuchni. Patrzył na to zdziwiony. Czy to właśnie tak będzie wyglądać? Ogromny kawał skały spadnie na Ziemię roztrzaskując ją na drobne kawałeczki?
Do kuchni wpadła Agnieszka a za nią Marek. Przystanęli na progu.
Agnieszka popatrzyła na podłogę, a potem na Michała. Przez pewien czas jej wzrok wędrował tam i z powrotem. Potem odwróciła się i płacząc pobiegła do sypialni.
Marek stał dalej opierając się o ścianę. Patrzył na Michała. Ich spojrzenia się spotkały. Bez słowa pochylili się obaj i poczęli zbierać odłamki.

***

Następne dwa dni były dla nich prawdziwym piekłem. Na przemian płakali i popadali w apatię. Prawie nic nie jedli i nie spali. Każdy próbował znaleźć sobie miejsce z dala od innych, aby pomyśleć. Jednocześnie nikt nie zamierzał wychodzić do miasta.
Skutkiem tego, było to, że Michał i Marek nie wytrzymując napięcia pobili się, a potem długo siedzieli i przepraszali się nawzajem pijąc piwo.
Ich udręczone umysły, co jakiś czas popadały w panikę, a rozstrojone z nerwów żołądki odmawiały współpracy i cokolwiek zjedli było od razu wydalane.
Na świecie też nie działo się dobrze. Z niewiadomych dla większości społeczeństwa powodów rynek światowy z dnia na dzień upadł. Rządy wszystkich państw na świecie nie uchwalały żadnych ustaw, zanikło życie polityczne. Niektórzy politycy znikali bez śladu. Na ulicach zaczęto widzieć wojskowych.
Media alarmowały o zbliżającej się klęsce głodu. Wszystkie fabryki i wytwórnie z niewiadomych powodów stanęły. Między ludźmi pojawiły się plotki, jakoby niektórych czołowych obywateli znajdowano zamordowanych, lub powieszonych. Granice zamknięto, a wiele światowych organizacji ogłosiło naglę upadłość.
Drugiego dnia rano Unia Europejska została rozwiązana, a sojusz NATO przestał oficjalnie istnieć.
Milionerzy i światowe sławy muzyki, kina i sportu znikły gdzieś i nikt nie mógł się dowiedzieć, co się z nimi stało. Tymczasem z różnych stron świata zaczynały napływać pogłoski o zbliżającej się asteroidzie. Nikt jednak niczego nie potwierdzał, a ludzi, którzy te pogłoski rozprzestrzeniali znajdywano później martwych.
Media na całym świecie oszalały. W telewizji, gazetach i Internecie wprost kipiało od domysłów. Wieszczono trzecią wojnę światową, połączenie krajów lub koniec świata. Wreszcie tłumy zaczęły szturmować siedziby rządu w każdym państwie. Do pomocy wezwano wojsko i ogłoszono stan wojenny. To jednak nie rozwiązało sprawy. Całemu światu groziła wojna domowa.
Wreszcie, drugiego dnia, wieczorem w każdym państwie na Ziemi pojawiła się informacja, że prezydent chcę wygłosić orędzie.
Narody zamarły przed telewizorami i dokładnie o godzinie dwudziestej czasu polskiego została wyjawiona prawda.
Miliardy ludzi siedziały w swoich domach nie mogąc uwierzyć w to, co słyszą. Niektórzy płakali inni siedzieli ze skamieniałymi twarzami słuchając orędzia. Wiele prywatnych teleskopów skierowało się tej nocy w niebo.
Wszędzie na świecie ustały wojny i prześladowania. Ludzkość zjednoczyła się we wspólnym cierpieniu. Watykan nadawał na wszelkich dostępnych częstotliwościach i wszelkimi sposobami słowa otuchy. Papież drżącym głosem modlił się o łaskę. I stał się kolejny cud. O godzinie trzeciej w nocy do wiecznego miasta zjechały się głowy wszystkich państw i religii aby wspólnie, każdy po swojemu się modlić. W Korei, Rosji i innych krajach ostatecznie upadł komunizm. W Iraku i okolicznych krajach upadły wszystkie ruchy terrorystyczne. Miliony ludzi wypełniły świątynie. Większa część ludzi modliła się. Ci, którzy się nie modlili cierpieli w milczeniu, bądź wychodzili na ulice, aby wspólnie z innymi płakać i krzyczeć o litość. Tej nocy nikt na Ziemi nie spał. Wiele osób za to nie wytrzymało i popełniło samobójstwo.
Potem wysiadły telefony, Internet i telewizja. Na końcu prąd. Planeta pogrążyła się w ciemnościach. Ludzie czekali na koniec.

***

20.30 czasu Polskiego- Kraków.


-...W tej trudnej godzinie wszyscy musimy pamiętać, że jesteśmy ludźmi, rasą, która władała tym światem przez miliony lat i nigdy się nie poddała.
Wiem, że jesteście wystraszeni, gdyż ja sam także się boję. Zwalczmy jednak wszystkie niepokoje i z odwagą stańmy w obliczu przeznaczenia!
Być może to już koniec, być może skończył się nasz czas na tej planecie, lecz pamiętajcie, że gdyby dano nam czas, nie dalej, niż za dwa lata umielibyśmy się rozprawić z tym problemem. Nie traćcie nadziei, gdyż wszystko może się zdążyć! Tak naprawdę nic o kosmosie nie wiemy i kto wie? Może to nas ominie? Miejcie nadzieję i wierzcie w szczęście! Tego i sobie wam życzę. Niech Bóg ma nas w swojej opiece. Dziękuję.
Prezydent zszedł z mównicy. Wystarczyło jednak popatrzeć na jego twarz, aby zobaczyć, że sam nie wierzy w to, co mówi.
Marek wyłączył telewizor.
- Czyli świat już wie. – Skwitował i obrócił się napięcie, po czym odszedł do swojego pokoju.
Michał i Agnieszka zostali sami. Ich spojrzenia się spotkały.
- Nie chcę umierać.- Wyszeptała Agnieszka. – Chcę żyć i cię kochać...Chcę żyć i być twoją żoną...-Głos jej się załamał.- Nie chcę umierać! Jestem za młoda, żeby umierać...Michał...Ja nie chcę, rozumiesz?
Nowicki wpatrzył się w jej brązowe...Prawie złote oczy, które zawsze go tak fascynowały. Po jego plecach przebiegł dreszcz, gdy uświadomił sobie, że za trzy dni, nie będzie miał, w co patrzeć, ani gdzie.
- Wiem.- Powiedział cicho.- Ja też nie chce...Miało być zupełnie inaczej...
- Miało być...
Michał uniósł rękę i pogładził jej policzek. Nagle uświadomił sobie, że ona umrze. I to za trzy dni. Ta myśl wstrząsnęła nim bardziej, niż myśl o własnej śmierci.
- Agnieszko...Ja nie chcę cię...
- Wiem.- Powiedziała i przybliżyła się do niego. Ich usta spotkały się w gorącym pocałunku.
Potem Michał wstał i poniósł ją do sypialni, gdzie kochali się dziko, łapczywie i bez zahamowań.
Po raz ostatni.

***

Obudził się. Za oknem padał deszcz. Obrócił głowę w drugą stronę, lecz nie było przy nim Agnieszki. Zostawiła jedynie kartkę:

Za chwilkę wracam.
Wyszłam po jedzenie.

Kocham cię, Miśku.




Michał przeczytał ją i na jego twarzy pojawił się uśmiech. I naglę dotarło do niego, że jutro rano świat przestanie istnieć. Zrobiło mu się niedobrze.
Zwinął się w kłębek. Ostatni dzień...Boże...Ostatni dzień życia...
Wstał z łóżka i chwiejnym krokiem poszedł do kuchni. Wtem odezwały się syreny. W całym mieście powietrze przeszywały rozpaczliwe wycia syren.
Michał poczuł, że zamiera w nim serce. Przecież...To nie może być dzisiaj! Nie teraz! To jutro...!
Na ulicy rozległy się wrzaski. Ktoś strzelał. Szyby w oknach poleciały rozbite kulami. Gdzieś w głębi miasta rozległy się wybuchy. Zdezorientowany Nowicki legł na podłodze. Nagle zbladł. Poderwał się i pognał do drzwi.
W przedpokoju stał Marek.
- Co się dzieje?- Spytał.
- Agnieszka! Jest na dole!
Marek zaklął. Michał tymczasem otwarł drzwi i nie czekając na przyjaciela pognał schodami w dół.
Na ulicy leżały sterty śmieci. Paliły się samochody. Powietrze było ciemne od dymu. Gdzieniegdzie Nowicki zobaczył sylwetki biegających ludzi. Ktoś krzyczał.
Tuż przed wejściem leżało ciało Agnieszki. Osmalone i skopane. Potrzaskane kulami. Na jej martwej twarzy odbiło się zaskoczenie. Leżała w kałuży krwi, a obok niej leżała siatka, z której wysypało się jedzenie. Bochenki chleba zaczerwieniły się od krwi.
Michał wrzasnął i podbiegł do niej, gdzie padł przy jej ciele próbując obudzić.
- Aga, Agnieszka, kochanie, obudź się! Nie...Obudź się, proszę! Aga...
Zza niego wyłonił się blady Marek. Chwycił go za ramie.
- Michał...Ona...
- Nie! Ona nie umarła!- Wrzasnął Nowicki.- Ona zemdlała! Ktoś ją uderzył w głowę!
- Michał...Zrozum...Popatrz, klęczysz w kałuży krwi....
- Nie!!! Ona nie mogła! Nie teraz!
Silne ręce próbowały go odciągnąć, jednak Michał się wyrwał. Trzymając na kolanach ciało Agnieszki popatrzył w jej złociste oczy, które straciły swój błysk. Potem uniósł głowę do góry i zawył ochryple. Obok niego stał Marek i płakał cicho.

***
Trzeciego i ostatniego dnia wybuchły zamieszki. Ludzie na całym świecie zabijali, niszczyli i cierpieli. Najgorzej było w większych aglomeracjach miejskich. Tam miliony osób, które wyległy na ulice w tępym amoku dosłownie rozszarpywały siebie nawzajem niszcząc przy okazji, co popadnie.
Sklepy, budynki, muzea, teatry. Nikt nie interweniował. Władze przestały istnieć. Świat pogrążył się w chaosie. Płonęły miasta. Ludzkość oszalała ze strachu. Tylko niektórzy siedzieli w piwnicach i schronach oczekując najgorszego, które miało przyjść nazajutrz rano. Dokładny czas był już wyliczony. Godzina 4.53 Czasu polskiego miała być ostatnią w dziejach ludzkości.
***

Dwie godziny później Michał wstał. Twarz miał mokrą od łez. Trzęsącymi się rękoma podniósł ciało Agnieszki i nie bacząc na to, że krew zalewa mu ubranie poniósł do kamienicy.
Wolno wspiął się po schodach i kopniakiem otwarł drzwi. Potem skierował się do kuchni, gdzie na stole złożył ciało.
Obrócił się i poszedł do sypialni, gdzie legł na łóżku. Odetchnął głęboko. Pościel była jeszcze wypełniona jej zapachem. Wciągnął go łapczywie w nozdrza i załkał zagryzając zęby na własnej ręce. Popłynęła krew. Ból go otrzeźwił go trochę.
-Michał?
Koło drzwi stał Marek. Miał bladą twarz. Michał trzęsąc się wstał. Popatrzył w oczy przyjaciela.
- Wychodzę- powiedział.
Marek nawet nie zaprotestował. Podszedł tylko do okna i otwarł je na oścież.


***

Poranek, godzina 4.52. Kraków.

Michał odwrócił spojrzenie od wód Wisły. Popatrzył na zegarek. Spojrzał w niebo.
Rozejrzał się i jeszcze raz spojrzał na zadymione, palące się miasto. Potem na wodę pod mostem. To chyba już czas.
Oddychał szybko. Jego serce pompowało do krwi adrenalinę. Wzrok mu się wyostrzył. Ręce zaczęły drżeć. W żołądku poczuł napięcie.

***

W piwnicy było ciemno. Światło świtu jeszcze tu nie dotarło. Marek siedział w kącie i patrzył się na cienie w mroku. Sylwetki ludzkie przyciśnięte do ściany. Co chwila zapalały się światełka. Ludzie sprawdzali godzinę.
- Mamusiu, boję się...- Zakwiliło jakieś dziecko. Mała dziewczynka.
- Nic się nie bój, kochanie...Wszystko będzie dobrze...- Odparła matka siląc się na spokojny ton głosu.
- Pół minuty...- Oświadczył jakiś głos w ciemnościach.
Markiem poczęło telepać. Śmierć. Nadchodzi. Pół minuty życia. Ludzie w piwnicy tulili się do siebie. Marek przeciwnie, wcisnął się głębiej w kąt.
- Dziesięć sekund... – Zaszeptał ktoś.
Ktoś jęknął, ktoś krzyknął.
- Jezu...Jezu...- Szeptał gorączkowo Marek.
Był cały mokry od potu. Zagryzł wargi. Żołądek bolał go a z ust pociekła jakąś obrzydliwa maź. Dziecko zaczęło płakać.
- Trzy...
O Boże...
- Dwa...
Nie, ja nie chcę!
- Jeden...
Marek zamknął oczy.

***

Michał wbijał ręce w barierkę. Trząsł się cały. Spojrzał na zegarek. Coś zagrzmiało. Już.
Skoczył.
Z jego gardła wydobył się ochrypły wrzask.

***

Nie zdążył.
Tuż przed powierzchnią wody ognisty podmuch zmiótł go niczym mrówkę.
Wszystko ogarnął chaos. Umęczony świat konał w płomieniach.


__________________________________________________________________ _________

Od autora:

A gdyby tak się nie udało? Gdyby w razie największej potrzeby ludzie byli bezsilni? Gdyby zawiodły wszelkie sposoby? Co wtedy?
Jak zachowaliby się ludzie, wiedząc, że zostało im zaledwie parę dni życia? Jak zachowalibyście się wy?
Współczesne kino katastroficzne raczy nas Happy Endami. Ludzie zawszę wygrywają. Kometa/ Asteroida przejdzie koło Ziemi a Bruce Willis uratuje nas przed nieszczęściem. Równie piękne, co nieprawdziwe.
W tym opowiadaniu oszczędziłem sobie i wam opowieści o doniosłych poczynaniach prezydentów, naukowców i bohaterów, a skupiłem się na zwyczajnym człowieku żyjącym w czasach zagłady. Nie jest to opowiadanie konwencjonalne, lecz mam nadzieję, że wam się spodobało.
Dla bardziej wrażliwych polecam zjeść teraz czekoladę. To naprawdę pomaga.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Byś się naprawdę wstydził. Chciało Ci się gwiazdkować te wszystkie badziewia, ale orty wciąż tkwią na miejscu. Trochę poszanowania dla siebie i własnych słów :/ Resztę wiesz ^^

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

No no, zaskoczyłeś mnie. Po wszelakich gramstorach i innych tego typu "dziełach" miałam obraz Ciebie jako dzieciaka z aspiracjami a tu proszę, całkiem niezły tekst.

Gdzieniegdzie styl Ci się sypie plus ortografia i sporadyczne literówki. Jak chcesz, żebym Ci ten tekst potraktowała po edytorsku to podeślij mi w .doc. Tylko takie ostrzeżenie - spytaj Kryha co się wtedy z tekstem dzieje :D Bo bez ostrzeżenia to może być bolesne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 25.10.2008 o 21:29, Fumiko napisał:

No no, zaskoczyłeś mnie. Po wszelakich gramstorach i innych tego typu "dziełach" miałam
obraz Ciebie jako dzieciaka z aspiracjami a tu proszę, całkiem niezły tekst.


Ach, Fumiko...Trzeba częściej przeglądać GS-y ludzi :)
Wiedziałabyś, że Gramstory to zamknięty rozdział mojej przeszłości, a od dłuższego czasu piszę opowiadania właśnie tego typu... No, mniej więcej. Ale do Magii i Miecza nie wróciłem dotychczas. Zabrałem się za poważniejsze rzeczy.

Dnia 25.10.2008 o 21:29, Fumiko napisał:

Gdzieniegdzie styl Ci się sypie plus ortografia i sporadyczne literówki. Jak chcesz,
żebym Ci ten tekst potraktowała po edytorsku to podeślij mi w .doc. Tylko takie ostrzeżenie
- spytaj Kryha co się wtedy z tekstem dzieje :D Bo bez ostrzeżenia to może być bolesne.


och, wiem :) około roku przesiedziałem na forum farenheita ( jeśli wiesz, o czym mówię) a obecnie jestem na innym, też dosyć...autorskim.
Bólu się wyzbyłem już dawno. teraz jestem już twardy :P


Liqid
:

Tak, wiem...Mea Culpa. Trochę poprawiłem ( nie wiem, czy widziałeś), ale parę baboli zostało. Spieszyłem się, miałem autobus i nie wykazałem odpowiedniego poszanowania czytelnika, wiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Pytanie mam?? Tak właściwie to u można wrzucić to, co się napisało?? W CAŁOŚCI?!
Według mnie to troszkę za dużo czytania. XD Ja bym na miejscu cedricka link po prostu dał. Ja osobiście mam swoje opowiadania na moim GS-ie. XD

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 15.11.2008 o 21:41, piotr.kwazi napisał:

Pytanie mam?? Tak właściwie to u można wrzucić to, co się napisało?? W CAŁOŚCI?!
Według mnie to troszkę za dużo czytania. XD Ja bym na miejscu cedricka link po prostu
dał. Ja osobiście mam swoje opowiadania na moim GS-ie. XD


Tak, tutaj dajesz te opowiadania, którymi chcesz się pochwalić.
Link?
a) Prawie nikt nie wejdzie. Komu by się chciało?
b) To reklama.
A tak, to ja mam opowiadania i na sajcie i tutaj, więc kto chce i jak chce może sobie zobaczyć. Przynajmniej te, które zdecydowałem się pokazać :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio krytyka pod postacią Cedricka i maki... skrytykowała mocno 7 rozdziałek Dwóch Światów. Teraz uprzedzam, że to dopiero fragment 8 rozdziału mojego pierwszego... Opowiadania, więc jeszcze nie wygląda to najlepiej. Lecz, jak powiedział Cedricek, trochę ćwiczeń i będzie ok.

Fragmencik 8 rozdziału. Narzekali, że nie ma klimatu, więc postanowiłem takowy stworzyć.

Krystian stał pośrodku długiej, opustoszałej alei rozgałęziającej się na setki mniejszych uliczek. Zdziwiło go, że było tu tak pusto. Odkąd wyszedł z kuźni Harana, widział zaledwie kilka osób. wyglądało to na drogę przebiegającą przez centrum miasta, domy były bardzo ładne, zadbane. Tylko gdzieniegdzie odpadały kawałki tynku. Wszędzie za to było pełno różnego rodzaju sklepów. Pustych sklepów.

Mieszkańcy chyba spodziewają się rychłego ataku Plagi. Ale zamiast kryć się w domach, powinni się zbroić!! Może jest jeszcze jakiś inny powód?

Szedł przed siebie, dzwoniąc monetami w sakiewce. Sporo ważyły. Chłopak zastanawiał się, czy dużo za nie kupi. Tyle że na razie nie było okazji do kupna czegokolwiek.

Wczoraj jeszcze ulice tętniły życiem. Co się zmieniło w ciągu tego jednego dnia?

W rogu uliczki Krystian zobaczył żebraka, obserwującego go. Obok zaniedbanego, przykrytego brudnymi, podartymi łachmanami, leżała puszka, w której było kilka srebrnych monet. Chłopiec podszedł do niego, wyciągnął z sakwy jedną monetę i rzucił do szklanki. Mężczyzna spojrzał na niego z wdzięcznością, ale nic nie powiedział. Chłopak wyciągnął jeszcze jedną monetę, uniósł ją, pokazując żebrakowi. Ten spojrzał się na nią z nadzieją na wzbogacenie się.

- Dostaniesz tą monetę, jeżeli powiesz mi, co tu się dzieje.

Cisza.

- Wiesz, co tu się dzieje? - Chłopak powtórzył pytanie, a żebrak otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć. Wskazał na nie palcem. Po Krystianie przeszły ciarki, gdy zobaczył, że mężczyzna ma ucięty język. Dorzucił do kubka drugą monetę i poszedł dalej.

PS: Nie czepiajcie się, że nie wiadomo o co chodzi - aby w pełni zrozumieć kolejne części, trzeba by było przeczytać poprzednie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Przepraszam za nietrzymanie się tematu:

Recenzja na którą czekałeś OD KINA KLASY "B" DO FILMU KULTOWEGO: FILM NOIR , już jest zapraszam,

ale żeby chociaż częściowo dotknąć tematu mógłbym prosić o ocenę mojego opowiadania w tym temacie post z

22.07.2208.

Z góry dziękuję.

Ps. w tagach masz zaznaczone horror jestem trochę namolny ale również chciałbym poznać twoja opinię temat

Horror - Kącik Fanów Grozy posty 17.09.2008 i 20.09.2008.

Jeszcze raz przepraszam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Hmm a co sądzicie o tym (dodam że jest do napisane do jednego z projektów do gier):

Telomo był złodziejem dla potężnego demona – Berenthusa. Kradł różne skarby, świecidełka i inne kosztowności ze słabo strzeżonych skrytek na polecenie Berenthusa, lecz wieczna służba zaczęła go nużyć, więc knując lat wiele plan opracował, jak wyzwolić się spod panowania swego przełożonego. Wędrując po świecie śmiertelników czytywał wiele ksiąg, a więc uknuł magiczną pułapkę z wykorzystaniem znacznej części mocy danych mu przez Berenthusa. Na podłodze w jednej z mniejszych komnat swego pana narysował znak a potem go zaklął. Z potężnych skarbców wyjął wiele złotych monet i amuletów, układając je w nieznacznych odległościach by jego pan mógł je po kolei zbierać idąc tropem do pułapki. Plan się udał, albowiem demon zbierając kosztowności nie wiedział, iż pochodzą z jego własnych skarbców. Zaślepiony w swej żądzy bogactwa wpadł w pułapkę zastawioną przez Teloma. Jako iż przez wieki swego żywota nie używał swych mocy, poważnie zgnuśniał i zatracił znaczną jej część, lecz pozostało mu jej wystarczająco dużo, by uwolnić się z magicznych okowów. Telomo wykorzystując resztki mocy oferowanych mu przez swego pana, wykorzystał je by zepchnąć Berenthusa na wieczne zatracenie w czeluściach piekieł i błąkanie się po labiryntach skąpanych w lawie, przerażeniu i złu.

Telomo pozbawiony mocy, lecz posiadający swe złodziejskie umiejętności i nowo otrzymaną wolność – wyruszył w świat, służąc ludziom, chcąc odkupić się za grzechy, poczynione światu śmiertelników, gromadząc na nowo wiedzę i umiejętności. W końcu trafił do skutych lodem krain, zwanych Krainami Grabdera. Przez wiele miesięcy studiował zawartą wiedzę z ksiąg w bibliotece w tutejszym mieście.


Proszę o wszelkie uwagi, albowiem sam to pisałem :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Witam!

Jako że sam pisze opowiadania, chciałbym pokozać wam początek mojego nowego opowiadania:

Życzę miłego czytania!

"Steam Punk Project"

I.

Danny szedł ciemnymi uliczkami Nowego Jorku rozmyślając o tym, co się zdarzyło: Na przerwie w szkole, jak zwykle rozmawiał ze swoimi kolegami. O nowościach w kinie, która aktorka ładniejsza i – oczywiście temat, którym wszyscy byli pochłonięci odkąd nauczyli się odróżniać procesor od klawiatury – komputery. Chudzielec Sam opowiadał, jak to włamał się na konto swojej ciotki, nieco niższy i tęższy Spencer zachwalał nowy zestaw trojanów, własnej roboty. Danny był raczej zainteresowany aukcjami internetowymi rowerów i książek z zakresu programowania. I właśnie wtedy to się stało. Na piętrze, gdzie rozmawiali wieloletni kumple, wybuchając śmiechem, szturchając się nawzajem i co rusz spoglądając na koleżanki z klasy, pojawili się czterej rośli mężczyźni. Ubrani byli jednolicie – szare płaszcze, spod których wyzierały granatowe garnitury i ciemne okulary. Jeden z nich miał dredy, jeden łysy jak kolano, dwóch pozostałych nosiła kolczyki w uszach. Mijali uczniów z milczeniu, skupieni na jednej rzeczy. Danny z rodzącym się popłochem zrozumiał, jaka to rzecz.
- Na ziemię! – wrzasnął popychając stojącego obok niego Spencera, widząc, jak łysol wyciąga spod płaszcza Famasa.
Na odgłos wystrzału w szkole poniósł się pisk i harmider. Spanikowani uczniowie krzyczeli, biegali w tę i z powrotem. Danny poczekał, aż gangster przeładuje; poderwał się i pobiegł, jak najszybciej mógł w stronę schodów, a następnie drzwi wejściowych. Zapomniał nawet plecaka. Wypadł z budynku i rzucił się do ucieczki. Chwilę później jego śladem poszli bandyci w garniturach. Przebiegł przez Harrison St, kierując się na Hudson, a potem do Franklin St Station. Za sobą cały czas czuł krzyki napastników. Wiedział, że nie może zwolnić tempa, choć na trochę, zanim ich nie zgubi. Hudson nie była aż tak zatłoczona, więc popychając przechodniów przyspieszył. Mężczyźni nie dawali za wygraną. Nagle jeden z kolczykiem – młodszy z tej dwójki, jak wcześniej zaobserwował Danny – przystanął, odwinął płaszcz, dobył ukrytego M16A1 i celując w chłopaka nacisnął spust. Danny przeskoczył przez maskę trąbiącego chryslera firepower i pomknął na stację metra. Wpadł na peron w momencie, gdy pociąg już zamykał drzwi.
- Stać! Stać! Otworzyć drzwi! – wiedział, że tak się zdradzi. Ale tamte typy nie wiedziały, na którym przystanku wysiądzie. Chyba.
Motorniczy, którego Danny znał bardzo dobrze, podróżując właśnie metrem do Cuny Manhattan Comunity College, widząc, jak chłopak się dobija, otworzył drzwi. Dosłownie, kiedy pociąg ruszył, na peron wpadli bandyci ścigający Dannyego. Młodszy z kolczykiem rzucił się za pojazdem. Chłopak nie mógł wyjść z podziwu. Typ biegł prawie tak szybko, jak jechało metro! Co jest?! Ktoś z tyłu krzyknął.
- Zobaczcie! Zobaczcie!
Danny wiedział, że mężczyźni byli robotami. Teraz sobie uświadomił. Korporacja. Jego ojciec pracował kiedyś w Korporacji. A teraz pewnie go ścigają – syna informatyka Edmunda Wanglera. Kurczę, przecież ojciec pracował przy… O nie! Projekt Steam Punk! Metro zatrzymało się na kolejnej stacji, a Danny widział, jak zbir z kolczykiem rzuca się na ostatni wagon pociągu. Gdy tylko, drzwi się otworzyły chłopak, wraz z tłumem, zaczął uciekać.

Zgubił go dopiero, gdy klucząc między ulicami, przeczytał na drogowskazie: Orchard St. Zorientował się, że już się ściemnia.
- Czego od niego chcieli? Przecież ojciec nie mógł nikomu mówić o tym projekcie! Co to byli za… kolesie?!


Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Hmmm... jeśli chodzi o mnie to nie jestem zwolenniczką wklepywania tu całego tekstu. Jak dla mnie nieco sztuczne nabijanie znaków, ale post to post. Wg mnie wystarczy link, szczególnie, że wiele osób ma swoje teksty na gramsajtach, ale jak kto uważa. Ja swojego tekstu nie wkleję.

http://ja.gram.pl/blog_wpis.asp?id=411400&n=253&k=10#km - "Ostatnia chwila" część pierwsza.

Jest to opowiadane napisane w pierwszej osobie. Historia nastolatki, która straciła wszystko, by... ale to już kolejne części. Od razu powiem - będzie miłość i śmierć a czy happy end - to w części trzeciej :D

Mnie się nie podoba, no ale jak tam uważacie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 25.11.2008 o 16:32, Telomo napisał:

Strasznie to naiwne i za szybko akcja się dzieje ;/


Za szybko? Dobrze się czyta dynamicznie pisane opowiadania/książki itp. Ok, naiwne... tylko, że jeszcze nie napisałem całości:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 25.11.2008 o 19:12, Telomo napisał:

Erm.. ale to jest reklama GS-a a to jest zakazane...

Z jednej strony masz rację, ale przecież wiele osób pisząc np. o wyglądach gsa piszą, że teraz mają na gsie taki czy siaki, owaki. Wolę to, niż wklepywanie całego tekstu. Poza tym - nie piszę: "KONIECZNIE ZOBACZCIE!!!111111". Wg mnie podałam po prostu informację (zauważ, że napisałam, dlaczego daję linka a nie tekst), że tekst istnieje i jest na gsie jakby ktoś chciał przeczytać. No, ale racji troszkę masz, przyznaje niemniej moim celem nie była reklama gramsajta, żeby nabić sobie odwiedzin, tylko zrobienie tego, co wszyscy tu robią - napisanie, że coś tworzę :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować