Domek

Forumowa Mafia

60875 postów w tym temacie

Magi szła w sposób wysoce nieodpowiedzialny - środkiem polany, nie dbając wcale o zachowanie ciszy. Daleko przed sobą zobaczyła jakąś grupkę ludzi i nie zawracając sobie głowy tym, że być może to wrogowie, puściła się do nich biegiem. Jakiś ważniak odwrócił się na dźwięk podzwaniających butelek i już prawie zaatakował Magi, ale zorientował się w porę, że nawet jeżeli jest to wróg, to nie stanowi wielkiego zagrożenia.
-Swój czy wróg? - spytał ważniak, z tego co Magi zapamiętała, był to win0.
-No chyba, że swój, na latające przypalone skrzydełka kurczaka w sosie słodko-kwaśnym usmażone na ekologicznym oleju!
-Nie wydzieraj się! Nie zauważyłaś jeszcze, że Ruscy zabijają naszych, a Twoje wrzaski mogą im zdradzić naszą pozycję?
-Oj dobra, dobra. Patrzcie, co znalazłam po drodze, chcecie trochę?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Klynchevski niestrudzenie czołgał się w kierunku który obrał Renzov, gdy nagle zauważył kogoś jeszcze. "To jeden z naszych, Asthariel! Chował się na pagórku, cholera. Ruszam, nie ma na co czekać!", poderwał się z tą myślą i znowu z nosem przy ziemi pobiegł za Astharielem co jakiś czas zatrzymując się by sprawdzić teren i upewnić się, że nie widać żadnych wrogów czających się by dopaść nieostrożnego Asthariela. Ku jego zdumieniu do biegnącego dołączył czający się Spider, obaj pobiegli dalej. Klynchevsky podbiegł jeszcze kilka jardów i przykucnął. Nagle Asthariel i Spider zatrzymali się gwałtownie i padli na ziemię. "Co jest do ku*wy nędzy? Dopadli ich, ktoś tu jest? Cholera, gdzie wróg?"
Sprawa rozwiązała się jednak bez strzałów, dwaj żołnierze wstali, a zaraz po nich dało się zauważyć jeszcze kilka postaci. Klynchevski przyczaił się w ukryciu i czekał aż oddział podejdzie wystarczająco blisko by nie musiał krzyczeć.
- Stać! - krzyknął na co cały oddział poza nieogarniętą Magi ["Ktoś tu wspominał, że dziewczęta mają więcej między uszami"] padł na ziemię w oczekiwaniu. - Swój czy wróg? - zapytał.
- Swoi. - odpowiedział znajomy głos porucznika Wino. - Ktoś ty?
Klynchevsky wynurzył się z zarośli i podszedł do reszty zespołu, Ci też wstawali.
- Klynchevsky. - odpowiedział spokojnie.
- Widziałeś coś lub kogoś?
- Tych trzech - wskazał na Renzova, Asthariela i Spidera. - No i ciało Dema. Proponuję sprawdzić czy nie ma tam nikogo więcej z naszych, w końcu jego ciało to chyba najlepszy punkt orientacyjny. Trzeba znaleźć Caela, Shuda i Zurrisa, panie poruczniku. Trzeba się tam udać, może oni też tam zmierzają, może jeszcze jest ktoś o kim nie pamiętam. A potem do Alfy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Kathy Stanley leżała z zamkniętymi oczami na czymś twardym. Czuła otarcia na łokciach i pulsujący ból gdzieś z tyłu głowy, było to jednak niczym w porównaniu z bólem lewej nogi. Ostrożnie uniosła stopę i spróbowała nią poruszać. Syknęła. Delikatnie położyła nogę z powrotem na ziemi i zdecydowała się wreszcie otworzyć oczy.
Jęknęła i natychmiast je zamknęła.
- Coś nie tak z Twoją nogą, Winry? Pomóc Ci? - Ari pochylał się nad nią, wyciągając rękę. Zignorowała to i spróbowała wstać o własnych siłach. Zachwiała się lekko, gdy ciężar ciała spoczął na skręconej nodze, ale po chwili złapała równowagę. Wreszcie mogła rozejrzeć się po okolicy.
Za wiele atrakcji to tu nie było. Parę krzaków, jakieś drzewo i cały plac porośnięty trawą. No ale czego można się spodziewać na Ziemi sprzed 2 mln lat? Nie zaskoczyło jej nic, co zobaczyła. Dużo bardziej niepokoiło ją to, czego nie widziała.
- Gdzie jest reszta? - spytała, gdy już upewniła się, że oprócz niej i Ariego nie ma tu nikogo.
- Musieli wylądować gdzieś dalej, możliwe, że za tamtymi wzgórzami - machnął ręką w stronę pagórków.
- Trzeba ich znaleźć - rzuciła krótko Kathy. Albo raczej Winry. To był jej pseudonim, którym posługiwała się w pracy. A teraz zdecydowanie była w pracy. Wykonywała zadanie, do którego nie była przekonana od samego początku. Co ja tu robię? - myślała zirytowana. - Po co się tu pchałam? Żeby udowodnić kolegom, że nie jestem gorsza? Że na mnie też można polegać i powierzać mi trudne misje? No to mam, czego chciałam. Zawsze wiedziałam, że ta chora ambicja mnie zgubi. Nawet nie musiałam długo czekać.
Winry spojrzała na skręconą nogę i westchnęła. Kontuzja na pewno nie ułatwi tej misji. No ale przecież się nie podda! Zrobiła krok naprzód. Noga ugięła się lekko, ale wytrzymała nacisk. Może nie będzie tak źle, pomyślała Winry. Ari spojrzał na nią niepewnie. Pewnie teraz zastanawia się, czy mnie tu nie zostawić. Po co mu taki ciężar? Kobieta ze skręconą nogą! Sam na pewno szybciej znajdzie grupę.
Dziewczyna już otwierała usta, by mu o tym powiedzieć, gdy Ari pochylił się, podniósł z ziemi broń, która wypadła Winry w czasie upadku i podał jej ją ze słowami:
- Musimy stąd iść, nie wiadomo, co nas tu czeka. Trzeba jak najszybciej dołączyć do grupy.
Winry skinęła i zrobiła kolejny krok. Szło jej się coraz łatwiej. Najwyraźniej z nogą nie było aż tak źle.

Po jakiejś godzinie natknęli się na kilka osób, w tym Wino. Wciąż jednak brakowało paru ludzi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

HBG obudził się na konarze sosny około 20 metrów nad ziemią, raczej nie obudził się z własnej woli, lecz ocucił go terkot z karabinka i rasijskie komendy bojowe, pierwsza myśl jaka mu przebiegła przez głowę:" W-!-T-!-F-! ?, czyżby nasi eks naukowcy rąbnęli się przy obliczeniach na kalkulatorze i wysłali nas w czasy I wojny światowej, czy może jest to niedaleka przyszłość albo ... Ruscy jajogłowi jakimś cudem wysłali cały pluton 2 miliony lat do tyłu aby nas powstrzymać i samemu zagarnąć piankę z filiżanki kawy " . Po tych rozważaniach HBG założył hełm z noktowizorem, rozejrzał się po najbliższej okolicy, nie zauważył nikogo. Rozsądek podpowiadał mu aby został bezpiecznie na drzewie, lecz niepohamowana ciekawość i obawa o losie współtowarzyszy kazała mu zejść na dół i ich poszukać, bo " W kupie siła ! ". Gdy był w połowie drogi wygramolenia się z tej przerośniętej sosny, zauważył grupkę piechoty przechadzającą się między krzakami jak grupka baranków między wilczym stadem, od razu wiedział, że są to swoi.
Skradał się do nich powoli, gdy był 20m od towarzyszy, nagle usłyszał:
- Ołkej HBG wyłaź z tamtych "krzorów", widzieliśmy cię jak gramoliłeś się z tamtego drzewa, nawet z 100 kilometrów rozpoznam twój hełm.
Po czym HBG, dołączył do kompanów, nastawił lunetę M4 na tryb nocny i obserwował okolicę, w między czasie dowiedział się o stracie jednego z naszych i o tajemniczej bazie alfa, HBG czuł się coraz bardziej nieswojo: " przecież misja miała być łatwa przyjemna i bezstresowa, a my tu się będziemy ucierać o ruszczyzne" ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

-Cholera!! Wiadomo było że tak będzie- mruczał do siebie John "Zurris" Kalkulatorowsky. Jako dość utalentowny szpieg podsłuchał już parę razy gadki naukowców o tym cholernym urządzeniu. Rozrzut w czasie był wcześniej, teraz tylko rozrzut w przestrzeni, gdy ten w czasie jest minimalny. No i tylko w jedną stronę... Jak ja nienawidzę misji samobójczych... pomyślał. Wszędzie pełno Rusków, masa ciężkiego sprzętu no i jakiś małpolud próbuje właśnie nawiązać bliższą znajomość z jego racjami żywnościowymi... strzał z pistoletu z tłumikiem uśpił księżniczkę. -No skoro żywność zabezpieczona, czas znaleźć kogoś z naszych- Ruszył, poruszając się tak jak go uczono kiedyś. Wiedział że las jest jego przyjacielem, gdy nagle usłyszał angielskie głosy... znajome głosy. Ruszył w ich stronę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Noc minęła spokojnie, jeśli nie liczyć kilku zwierząt, które niepokoiły żołnierzy. Ale to w końcu oni byli tu intruzami, więc nie mieli prawa narzekać na warunki. Dwuosobowe warty zapewniły im bezpieczeństwo podczas nocy.

- Zbióka - powiedział win0 po wschodzie słońca. - Brakuje jeszcze Zurrisa i Caela. Póki ich nie znajdziemy, nie ruszymy do obozu. No i trzeba pochować dema. Nie pozwolę, żeby jakieś zasrane zwierzęta go zeżarły. Kto mi pomoże?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Po całonocnej wędrówce Shudo dołączył do grupy.
- I co teraz? – zapytał – Czy ktoś znalazł jakieś ślady pozostawione przez wcześniejsze osiem grup? Moim zdaniem na chwilę obecną musimy rozbić obóz tymczasowy i poczekać na pozostałych. Jak będziemy już wszyscy to zdecydujemy gdzie podążymy. Dodatkowo jest szansa że pozostali natkną się na jakieś ślady bytności ludzi co ułatwi nam podjęcie decyzji co dalej.
Po tych słowach Shudo oczekiwał na reakcję towarzyszy. Jedna rzecz jednak nie dawała mu spokoju, a mianowicie śmierć dema. Z tego co opowiadali współtowarzyszę to dostał serie z automatu od ludzi posługujących się językiem rosyjskim. Skąd tu się wzięli Rosjanie skoro urządzenie jest bardzo pilnie strzeżone na terytorium stanów zjednoczonych. Czyżby też dysponowali tą technologią?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ja mogę pomóc- powiedział Renzov- chodźmy zakopać dema. Nie można pozwolić, by jego ciało rozłożyło się na takim zadupiu, lub co gorsza, zostało pożarte przez jakiegoś cholernego mięsożerce. Bieżmy się do roboty. Gdzie są łopaty?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

-Widzę ludzie, że strasznie się przejęliście tą misją. A wiecie co? I tak wszyscy zginiemy, to jest misja samobójcza, haha! - Magi najwyraźniej w ten sposób odreagowywała stres, jednak reszta drużyny tylko popatrzyła na nią krzywo, prawdopodobnie uznając ją za wariatkę. - No dobra, nie bawi Was to, okej, już się ogarniam.

Wtedy usłyszała znajomy głos - Trzeba pochować dema. Nie pozwolę, żeby jakieś zasrane zwierzęta go zeżarły. Kto mi pomoże?
- Ja Ci pomogę, trzeba w końcu zrobić coś dobrego - powiedziała Magi i mimo niewygodnego kombinezonu znalazła jakiś patyk nadający się do wygrzebania "grobu" i zaczęła kopać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Gdy padły strzały, Filip biegł już w drugą stronę.
-O Ku*wa! O ku*wa! W co ja się wpakowałem?- jęczał cicho.- Mogłem pójść na medycynę, prawo. Ale nie. West point mi się zachciało.
Po kilku minutach biegu przystanął zdyszany pod drzewem. Ogromnym, masywnym drzewem. Z koroną znajdującą się 20 metrów nad ziemią i z pniem, mogącym zatrzymać rozpędzony pociąg. Jego uwagę przykuł odbity kilka metrów dalej ślad.
- Jak ogromne musiało by być zwierzę, żeby odbić tak głęboki ślad w ziemi utwardzonej syberyjskimi mrozami- zastanawiał się Filip, oddalając się szybkim krokiem, w stronę, z której przybiegł.- Z dwojga złego wolę być chyba zastrzelony niż, rozszarpany przez dzikiego potwora.


Po pół godziny marszu usłyszał podniecone głosy towarzyszy.
- Zakopmy go- mówił jeden.
- Lepiej rozbijmy obóz i poczekajmy na resztę- wtrącił się drugi.
- Poczekać możemy- stwierdził Filip, wychodząc z krzaków.- ale pomysł z rozbiciem obozu jest co najmniej głupi. Nie zastanawia was czemu Ruscy zostawili tu jego ciało? Jeśli byli tu już raz, to mogą wrócić. Proponuję posiedzieć jeszcze 10 minut, a później zapieprzać prosto do Alphy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Noc minęła, nastał dzień. Śniadanko jak to zazwyczaj bywa minęło spokojnie, choć nie dostatecznie obficie. Czego się spodziewać po żelaznych racjach i liofilizowanych imitacjach potraw. Lepsze to niż nic. Wolałbym coś upolować jednak strzały mogły by zaalarmować wroga. Na kolację może uda się coś we wnyki złapać. Powinno być smaczne. Liczę na jakiegoś zająca lub choć wiewiórkę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Winry z ulgą przyjęła pomysł poczekania na resztę. Usiadła na pierwszym lepszym kamieniu i wyciągnęła przed siebie skręconą nogę. Marsz trochę ją nadwyrężył, ale i tak było lepiej, niż podejrzewała. Przynajmniej dopóki szli, a nie biegli. Nie była pewna, czy wytrzyma tempo ucieczki w razie napotkania Ruskich. Wiedziała jednak, że zostanie w miejscu, gdzie czerwoni zabili Dema jest co najmniej lekkomyślne. Kiedy więc usłyszała słowa filipa, powiedziała:
- On ma rację. Ruscy czują się pewnie na tym terenie, w przeciwieństwie do nas. Nie wiem, jak się tu dostali i co poszło nie tak, ale jednego możemy być pewni: jesteśmy na ich terytorium. Nie możemy tu siedzieć i czekać, aż wrócą i po nas.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

SPC Dexter McAaron już rankiem przed wyprawą miał przeczucie, gdy zaciął się przy goleniu a w odruchu zbił łokciem lusterko, że ten dzień będzie pechowy. Mimo że ani nie był piątkiem, ani trzynastym. Zostało mu mieć nadzieję, iż przesąd o 7 latach nieszczęścia pozostanie tylko przesądem, a nawet gdyby mądrości jego szkockich babć miały się sprawdzić, to cóż ma się 7 lat jeśli on ma cofnąć się o całe ich 2 miliony?

Złe przeczucie jednak się sprawdziło, gdy po wejściu do EONu pierwszą rzecz, jaką zobaczył, była ziemia. Trzy metry niżej. Dobra, coś tam wspominali o trudnościach z kalibracją geograficzną, ale nie spodziewał się że to na tym będzie polegać. I że powita prehistoryczną, syberyjską ziemię tak czule, z szeroko rozpostartymi ramionami. Przywitanie było tym czulsze, że uczestniczył w nim także jego karabin maszynowy...

Babcine mądrości jednak nie były tak do końca skuteczne, bo - szczęście w nieszczęściu - spadł niedaleko głównej grupy swego oddziału, którzy szybko go pozbierali, docucili i podali glukozę, co by złagodzić świeżo nabyte wstrząśnienie mózgu. Dexter niewiele pamiętał z tamtego dnia, poza dojmującym, wewnętrznym żalem do losu, że początki tak fascynującej go (i w założeniu dość prostej) przygody okażą się tak koszmarne.


W nocy spał jak zabity i rano czuł się już znacznie lepiej. Wcale lepiej jednak nie wyglądała ich sytuacja. Chociaż udało im się zebrać razem i założyć jakiś prowizoryczny obóz z tego, co zabrali ze sobą jako zapasy dla Alfy, brakowało dwóch ludzi. Los świeżo pochowanego dema był oczywisty, ale nikt nie wiedział, gdzie podziewa się Cael. I nie wiedzieli przede wszystkim, co właściwie się wokół nich wyrabia, skąd wziął się ich przeciwnik...do tego mieli tylko mgliste wyobrażenie tego, dokąd mają dalej iść potem. Co prawda ich zwiadowcy jak i zdalnie sterowany robocik nie wykryli nowych śladów obecności wroga, niemniej dało się wyczuć bardzo ciężką atmosferę niepewności w obozie.

Mimo wszystko Dexter próbował się tym nie przejmować - goddammit, przecież wziął tę misję kierowany swym życiowym marzeniem zobaczenia najprawdziwszego, najżywszego mamuta! I tylko to przekonało go, by udać się w tę jednokierunkową podróż przez czas. Jest więc tu po to, by spełnić swe marzenie, (i przy okazji wyznaczoną misję), a nie dać się zabić! Zaciśnął więc tym gorliwiej ręce na swoim LW50 i ze stanowiska wartowniczego (którym, wbrew szumnej nazwie, była zwykła formacja skalna osłaniająca ich obóz od południa) wypatrywał wroga...

...i mamutów...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Skończyli kopać, złożyli ciało kolegi w prowizorycznym grobie i zasypywali właśnie je z powrotem ziemią zmieszaną z jakimiś kamieniami. Na szczęście Klynchevsky miał składaną saperkę polową, która zawsze była mu niezbędna, na każdej robocie. Po zasypaniu grobu przysiadł obok na ziemi by odsapnąć, rozejrzał się dookoła.

- Brakuje Caela, dajmy mu jeszcze trochę czasu i poczekajmy na niego tutaj. Trzeba zlokalizować Alphę, a potem podzielić się na 3-osobowe grupki i znaleźć Caela, nie zostawimy przecież druha samego! No nie? Trzeba tylko zlokalizować Alphę, w razie kontaktu ogniowego z ruskimi wykończyć ich i szybko zmienić pozycję, bądź od razu się oderwać, nie możemy długo siedzieć w jednym miejscu, to fakt. - Skończył swój wywód Klynchevsky, "Cael, gdzieś ty się podział?".

Klynchevsky sprawdził swoje oporządzenie i uspokojony jego właściwym stanem wyciągnął suchą rację żywnościową posilając się co nieco, pociągnął też łyk wody z manierki i wysunął ją ku siedzącym obok niego w niemym zapytaniu, "Super, mogłem wziąć camelbaka, ale tego się nie spodziewałem. Dobrze przynajmniej, że jesteśmy już w grupie, w kupie siła, można ochłonąć i uspokoić się. Ta niepewność, gdy się było samemu była dobijająca, nigdy więcej takich nerwów, nigdy więcej..."

Klynchevsky podniósł się i ruszył w kierunku "stanowiska" Dexa, podszedł go bezszelestnie, klepnął go w ramię by zasygnalizować, że idzie swój.
- Co?! A, to ty...
- Miałeś twarde lądowanie, co? Przyszedłem Cię zluzować, przejmę Twój sektor. Jak wrócisz to zwróć uwagę porucznikowi Wino, żeby sprawdził czy warty są wszędzie wystawione. Zanim ta ekipa się zbierze z miejsca minie jednak więcej czasu niż 10 minut.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dem leżał już w grobie. Win0 zaznaczył na mapie miejsce pochówku, by nie zostało zapomniane.

- Dobra - odezwał się do wszystkich. - Siedzieliśmy tu już wystarczająco długo. Ruszamy w stronę Alfy, a po drodze będziemy wypatrywać Caela. A może ten cwaniak wylądował prosto w obozie. Znając jego szczęście to tak właśnie jest... Jeśli nie to ma współrzędne punktu zbióki, więc trafi do Alfy. Chyba, że zgarniemy go po drodze. Zbierzcie graty, wymarsz za 15 minut!

Po tych słowach ruszył na posterunki, by przekazać rozkazy ludziom stojącym na wartach. Oni nie mogli go usłyszeć. Zrobił to sprawnie i po kilku minutach wrócił. Zaczął pakować sprzęt z innymi. Podszedł do Magi

- Weź się w garść. To nie popołudniowy piknik, a my nie siedzimy na wielkim czerwonym kocu. Nie przydasz się nam, jeśli Ci odjebie. Nie potrzeba nam tu burdelu. Zrozumiałaś?
- Tak jest, sir.
- A teraz do roboty.

Odchodząc porucznik usłyszał jakiś szept za plecami, ale nie zwracał na to uwagi.

/Niech mnie zbluzga, byle zaczęła się zachowywać normalnie/ - pomyślał.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Asthariel maszerował, i wcinał groszki kakaowe, których kilkanaście paczek miał zachomikowanych w absurdalnie wielkim plecaku, wraz z archaicznym odtwarzaczem MP3, kilkudziesięcioma bateriami do niego, i kilkoma ulubionymi książkami. Mając w pamięci niedawną przemowę Klynchevskyego, i postanowił się wtrącić:
-Caela na razie nie ma, ale to nie znaczy, że mamy marnować czas, dopóki się nie zjawi. Wspomniałeś o podzieleniu się na 3 grupki: Jak się będziemy dzielić, i kim zostaną przywódcy?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

"No, żem postróżował", Klynchevsky ledwo zdołał się usadzić na stanowisku, a już porucznik Wino przyszedł zawiadamiać straże o wymarszu, wrócił więc do obozu. Plecak leżał tam gdzie go zostawił, pozostawało go narzucić na plecy i był już gotów do wymarszu, nie rozkładał się za bardzo spodziewając się, że nie spędzą tu dużo czasu. Usłyszał słowa Asthariela.
- Widać, żeś mnie nie słuchał wcale. Nie mówiłem nic o 3 grupach, a o 3-osobowych grupach, to różnica. Wysyłanie pojedynczych zwiadowców jest bezsensu, absolutnie bezsensu, przynajmniej dopóki nie znajdziemy Alphy. Grupy po trzy osoby mogłyby sprawnie przeczesać teren bez zbytniego zwracania uwagi na siebie. W piętnaście osób tylko zwracamy na siebie uwagę niepotrzebnie, skoro Cael się nie pojawił to trzeba dojść do Alphy. O przywódców pytasz? Nie zauważyłeś kto zebrał całą grupę i poprowadził ją dalej? Nie zauważyłeś kto zebrał wszystkich? Postępowanie porucznika jest dla mnie narazie sensowne i zgadza się z tym co ja sam myślę, a ja chcę znaleźć Alphę i Caela.

Klynchevsky naciągnał paski plecaka i zapiął go na biodrach by dobrze się trzymał i nie przeszkadzał w marszu, spojrzał na Wina i wyciągnął rękę z uniesionym do góry kciukiem sygnalizując, że jest gotów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

A więc zbieramy się do wymarszu?- myślał Renzov, sprzątając obóz - Najwyższa pora, nie możemy tutaj dłużej zostać. Dem pochowany, a kompania jest już w prawie pełnym składzie. No właśnie, prawie. Ciekawe gdzie podziewa się Cael. Oby nie spotkał go ten sam los co Dema.
No dobra, większość rzeczy jest już posprzątana. Czas się zbierać i ruszać w stronę Alfy. Może po drodze spotkamy Caela... A może nie.

Renzov zaczął sprawdzać własny ekwipunek. Wydawało mu się, że wszystko już wziął. Poprawił jeszcze niewygodne ubranie, przesunął, źle wiszący na plecach karabin i przegryzając jakieś parszywe jedzenie, stwierdził gotowość do wymarszu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

ariwederczi nie był do końca zadowolony z przebiegu misji. Już po kilku godzinach zdążył zauważyć, że kilka osób wśród nich to balast, który tylko ich opóźnia (i nie chodzi wcale o kulejącą Winry). Uważał także, że niepotrzebnie tracili czas na pochówek dema. Drażnił go też chaos, jaki panował w grupie, chociaż widział już w swoim życiu gorsze chaosy wynikające głównie z tego, że ktoś zmieniał zdanie w ostatniej chwili.
"I pomyśleć, że gdyby Jack Bauer się nie rozchorował, nie byłoby mnie tutaj" - pomyślał ariwederczi, który był tutaj tylko na zastępstwie.
- Dobra, panowie! - powiedział, gdy wyruszyli zgodnie ze słowami windowsa, ale zaraz się zrefelktował: - ...i panie! Szukanie Caela to zły pomysł. Znam go dość dobrze i wierzę, że sam nas w końcu odnajdzie. Skupmy się na odszukaniu Alphy - zaproponował.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Phelela był dobrze wykwalifikowanym żołnierzem którego często zabierano na różne misje specjalne , podobnie jak reszta jego towarzyszy był samotny , jego rodzicie zginęli w wypadku a los chciał że nie znalazł sobie kobiety życia. Gdy dostał propozycje uczestniczenia w misji na początku sie wahał , wiódł spokojne życie w małym miasteczku nie chciało mu sie za bardzo ruszyć dupy , dopiero po głębszym namyśleniu stwierdził : " Siedzę tu całymi dniami i nic nie robię , może powinienem jechać tam i zrobić coś dobrego dla kraju , by przyszłe pokolenia miały ze mnie jakiś pożytek " Jak stwierdził tak też zrobił ,oddzwonił szybko do dowództwa i za kilka dni zwarty i gotowy wstawił się w bazie wraz z innymi .....

Gdy wszedł do maszyny modlił się by przetransportowała go w miare blisko towarzyszy bowiem pobyt samemu na łonie natury 2mln lat temu mógł zakończyć się tragicznie .

- Gdzie ja jestem do @!$%^ ?! - Odrzekł z wielkim zdziwieniem w głosie Phelela po zobaczeniu dziwnego stworzenia przed nim , nie wgłębiał sie on przed misją ,co żyło na tych terenach wiec nie miał bladego pojęcia przed czym stoi .
- Musze uciekać ! - Powiedział w duszy stojąc przed czymś co wyglądało na dużego Byka po czym zaczął szybko rozglądać się w około... Wnet zobaczył duże drzewo , po czym pobiegł do niego ile miał sił w nogach i wdrapał sie w miarę wysoko , tak by czuć się bezpiecznie .
- Mógłbym spokojnie ściągnąć stąd to coś bykopodobne ale ciul wie czy nie ściągnę tym na siebie wiekszych kłopotów , powinienem się rozejrzeć i poszukać towarzyszy - Jak powiedział tak też zrobił , wdrapał się jeszcze wyżej by znaleźć jakiekolwiek wskazówki gdzie mogą oni być .
- Mam ! - Krzyknął głośno gdy swoją lornetką wypatrzył ślady kierujące się na północny wschód , ruszył więc za nimi .

Minęła noc , Phelela szedł wyczerpany , lecz wiedział że nic innego mu nie zostaje , bycie tu samemu to jak podpisanie na siebie wyroku....

Gdy nastał ranek szczęście uśmiechnęło się do Pheleli z drzewa wypatrzył swoich towarzyszy !
-Eeeeee ! - Wrzeszczał gdy byli od niego jakieś 50 m.
- Zamknij Morde ! Nie jesteśmy tu sami ! - usłyszał od jednego z żołnierzy który wytłumaczył mu czemu ma być cicho . Po dotarciu do pierwszego "celu" Phelela legł na ziemi chcąc odpocząć .
- Co robisz durniu musimy iść ! - powiedział winO .
- Ehh nawet chwili odpoczynku ... - Westchnął po czym wstał i zaczął się szykować do drogi .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się