Zaloguj się, aby obserwować  
menelsmaster

Zapomniane Krainy - forumowa gra RPG [M]

4049 postów w tym temacie

- TRIVIERA! - grzmot młotka o stół - Czy pan też każe wysokiemu sądowi na siebie czekać?
- Ależ nie Wysoki sądzie, już idę. – Kain specjalnie mówił powoli z idealnym akcentem.
- Czy przysięga Pan mówić…
- Tak, przysięgam.
- Proszę poczekać aż dokończę.
- Panie sędzio, darujmy to sobie. Przecież nie będę kłamał. To by popsuło by opinie o mojej rodzinie.
- Yyy e No dobrze. – widać było że Calish lekko się zmieszał – Dusk zaczynaj.
- Płanie Tłivieła…
- Triviera, Panie Dusk. Przez „r” nie „ł”. Prosił bym, żeby moje nazwisko zostało zapisane poprawnie.
- Nie przerywać! – oskarżyciel zrobił się czerwony na twarzy. Najpierw tamci idioci a teraz to… - No więc płanie Tłivieła…
- Triviera. Proszę zanotować w protokole, że oskarżyciel celowo przekręca moje nazwisko.
- Milcz! Skłąd płan płochodzi?
- Z Lantaerg. Mój ojciec jest szanowanym arystokratą.
- Dałeko pładło jłabko łod jłboni.
- Czy mógł by pan wrażać się wyraźniej, panie Dusk? A jeśli dobrze zrozumiałem chodzi panu o to że nie bardzo przypominam ojca. Czemu pan tak uważa?
Oskarżyciel był już purpurowy na twarzy.
- Kałcemne błójki, szwłędanie się pło łasach.
- Ah o tym pan mówi. Nic bardziej mylnego. W tą całą awanturę zostałem wplątany przypadkiem. Podobnie jak reszta oskarżonych.
- Człyli zapłrzłeca płan wywłołania awłantury, płobicia kałcmaza i kłilku stałych bływalców kałcmy?
Kain zastanawiał się jak to jest możliwe żeby ktoś z taką wymową był oskarżycielem sądowym. Jednak nie miało to teraz większego znaczenia. Choć można było go trochę upokorzyć.
- Tak, zaprzeczam – znowu mag mówił bardzo powoli i wyraźnie – jakobym był winien rozpoczęcia tej awantury. Również zaprzeczam swojemu udziałowi, w powstałej na skutek odmiennych preferencji kibiców, karczemnej bójce. Proszę także zanotować że nie przyznaje się do żadnego innego zarzucanego mi tutaj czynu. Moją jedyną winą może być fakt że dałem karczmarzowi dobrze zarobić na winie. – z Sali dobiegły przytłumione śmiechy.
- W tłakim łazie płosze młi płowiedzieć cło płan tłam łobił?
- Byłem w delegacji na jaką wysłał mnie mój ojciec.
- Z tłego cło wiemy płokłucił się płan ze słwoim łojcem… - na twarzy Duska pojawił się uśmiech.
- Widać ma pan nieaktualne informacje. To prawda byłem pokłócony z nim ale doszliśmy do porozumienia kilka tygodni temu. – Kainowi nawet powieka nie drgnęła kiedy to mówił. Natomiast oskarżycielowi wyraźnie zrzedła mina. Oj tak łatwo to nie będzie kolego.
- A czły zapłrzeca płan błycia w stłanie upłojenia ałkohołowego?
- Nie zaprzeczam. Jak już powiedział Elkantar, – mag znowu wymówił imię powoli i bardzo wyraźnie – piliśmy wino. Chciał bym tylko dodać, że z niego jest naprawdę porządny chłopak, mimo że trochę nierozgarnięty. – tu spojrzał się na złodzieja. Ee chyba się na mnie nie obrazi…
- Kłęcisz! Płowiedziałeś że nie płrzyznajesz…
- Ależ panie Dusk, wiem dobrze co powiedziałem. I jeśli skryba by nam odczytał moje zeznania, zapewniam pana, nigdzie tam nie ma stwierdzenia w którym mówie jakobym nie pił nic w karczmie.
- Ałe…
- Powiedziałem że nie przyznaje się do żadnego z zarzutów. A w śród nich nie figuruje „bycie pod wpływem alkoholu”.
- Czyli dło płobicia kałcmaza tłez się płan nie płrzyzna?
- Nie.
- Dziękuje, młoże płan odejść.
Kain jednak nie ruszył się z miejsca.
- Panie Triviera może pan już wrócić na ławę.
- Wysoki sądzie. Jeśli dobrze pamiętam powiedział pan że bronimy się sami, tak?
- Tak, ale co to ma do rzeczy.
- Z tego co wiem obrona tez może zadawać pytania świadkom.
Zarówno Dusk jak i Calish spojrzeli z niedowierzaniem na maga. Ten tylko lekko się uśmiechnął.
- Teoretycznie tak, ale…
- W takim razie mam parę pytań.
- Do kogo?
- Do siebie.
Teraz zarówno pozostali oskarżeni, jak i ludzie którzy to oglądali kompletnie zbaranieli. A najgłupsze miny mieli oczywiście sędzia i oskarżyciel. Kain nie przejął się tym za bardzo, wstał, poprawił fryzurę (choć to trochę zbyt dumna nazwa dla tego co miał teraz na głowie). Prawdziwa szopka miała właśnie się zacząć.
- Panie Triviera, proszę mi powiedzieć, gdzie pan był w momencie rozpoczęcia bójki? – tu Kain wrócił na krzesło.
- Właśnie miałem opuścić karczmę żeby udać się na targ. – znowu wstał.
- A dlaczego pan tego nie zrobił?
- Ponieważ drzwi zostały zablokowane przez czterech opryszków i kogoś kto im przewodził.
- Czy to właśnie oni stali się przyczyną późniejszych wydarzeń?
- Tak dokładnie. Kiedy mnie mijali widziałem że jeden miał na kurtce znaczek „Mundurskich Wyspiarzy”.
- A co stało się potem?
- Podeszli do obecnego tu Prospero, twierdząc że jest jakimś kupcem.
- Czy według pana wygląda on na kupa?
- Nie, ani trochę.
- Więc jak ktoś mógł się tak pomylić?
- Nie wiem czy już powiedziałem, ale ci ludzie nie wyglądali na zbyt rozgarniętych.
- Proszę zanotować, zgodnie ze słowami świadka awanturę rozpoczęło pięciu nieznajomych, którzy weszli do karczmy. A co się stało później?
- Ktoś zauważył owy znaczek. A jak się okazało chwile później ta drużyna nie cieszyła się tam popularnością.
- Proszę zanotować. Bójka miała podłoże w rywalizacji klubów. Co pan zrobił kiedy to wszystko się zaczęło?
- Schowałem się razem z Elkantarem za barem, jak już mówiłem to dobry chłopak i nie chciałem żeby cos mu się stało.
- Gdzie w tym czasie był karczmarz?
- W tym samym miejscu gdzie my.
- Więc musiał pan widzieć kto go pobił.
- Niestety, nie widziałem, gdyż sprawcą była osoba z tłumu która rzuciła kuflem piwa.
- Jak to, przecież byliście za barem?
- Tak, ale karczmarz z niewiadomych mi powodów wstał, mimo że mówiłem mu aby tego nie robił.
- I właśnie wtedy trafił go ten kufel?
- Właśnie tak.
- Dziękuje, nie mam więcej pytań.
- Ja również dziękuje.
Sędzia i Dusk mieli miny jakby ktoś właśnie im powiedział że teściowa przyjeżdża z roczna wizytą.
- Skoro pan już skończył proszę wrócić na miejsce. Panie Dusk, kto następny?
- Płan…
- Pan Ekzuzy.
- Panie Triviera, niech pan siada…
- Wysoki Sądzie, jako obrońca mam prawo powołać świadka. Zwłaszcza że oskarżenie powołało trzech pod rząd.
Teraz dopiero mag przekonał się że niemożliwe jednak nie istnieje. Miny jakie się pojawiły przebiły wszystko co widział do tej pory.
- Czy ma pan zamiar zadawać mu pytania?
- Ależ skąd. Przecież bronimy się sami. – i z tymi słowy Kain odszedł w stronę ławy, dusząc śmiech w gardle.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ekzuzy rozmażył się, gdy słuchał opowieści Prospero. Jego myśli wędrowały po odległych krainach. Niestety, został brutalnie wyrwany ze swoich marzeń i wypchnięty z celi zaraz za innymi. Zaprowadzono ich do sali sądowej.
Rozprawa od początku wyglądała na ustawioną. No, może to złe określenie było. I sąd, i oskarżyciel wierzyli w te wyssane z palca zarzuty. Na dodatek stracili swojego obrońcę. Ale to akurat nie była zła wiadomość, bo z jego zachowania można było wnioskować, że tylko wpakowałby ich w jeszcze większe tarapaty.
Liren, Vlad, Elkantar i Kain. Taka była kolejność wywoływania oskarżonych na świadków. Kolejny był Ekzuzy, który nie siedział wcale obok maga Triviery. Co ciekawe, to on właśnie wezwał go na świadka, mianując sam siebie swoim obrońcą. I tym oto sposobem, z początku beznadziejna sytuacja, przerodziła się w farsę. W tłym szałeństłie… Tfuu!!!, pomyślał Ekzuzy. Jeszcze tego mi brakowało, żebym zaraził się manierą od tego sepleniącego maniaka. Ale droga do obrony jest niezła. Tylko głupka to ja z siebie nie zrobię.
- Panie Ekzuzy! – wrzasnął sędzia, stukając młotkiem z całej siły.
- Tak, wysoki sędzio… sądzie?!?! – zapytał Ekzuzy, wstając z miejsca.
- Czy będzie pan łaskaw podejść i zająć miejsce świadka.
- Owszem, nie wiedziałem jednakowoż – zaczął wojownik – czy mogłem zostać wezwany przez obrońcę.
- Niestety – chrząknął Calish – mógł pan. Obrońcy przysługuje takie prawo, a z braku obrońcy urzędowego, możecie się sami bronić.
- Rozumiem – Ekzuzy układnie skinął głową i skierował swe kroki ku miejscu świadka, zatrzymując się przed wysokim sądem.
- Ekzuzy Milsfar. Czy przysięga pan mówić prawdę, całą prawdę i tylko prawdę? – sędzia znudzonym głosem wypowiedział te słowa, drapiąc się po sztucznej czuprynie.
- Tak, wysoki sądzie.
- Proszę więc zając miejsce.
Ekzuzy usiadł na krześle i rozejrzał się po sali. Rozbawiona „widownia” do tej pory widownia czekała w napięciu na słowa nowego świadka, nie wiedząc za bardzo, czego się spodziewać. Czy kolejnej farsy, czy może jakiegoś innego, wielce zaskakującego wydarzenia.
- Panie DUSK! – sędzia wrzasnął tym razem na oskarżyciela.
- Tłak płanie słędźło – powiedział sepleniący oskarżyciel, który podniósł się z miejsca, szybko odłożywszy swoje papierzyska. – Płanie Łekzłuzły. Tłak to się wypłowiadła, pławda?
- Bynajmniej. Alem przywykł do przekręcania mego miana – odparł Ekzuzy. – Zowię się Ekzuzy Milsfar.
- Łekzłuzły… nie wałzne. Płoszę mi płowiedzieć, czy przyłznaje się płan dło łudziału w kałczemnej bójcłe?
- Bynajmniej – odparł mężczyzna i, żeby nie było niedomówień, dodał – Nie przyznaję się.
- Ałe włidzianło płana w karczmie, gdy całe zdałrzenie miało miejsce.
- Owszem, byłem w karczmie, gdy rozpoczęła się bójka pomiędzy zwolennikami różnych klubów.
- Cło więc pan tam łobił? – zapytał Dusk.
- Kiedy rozpoczęła się bójka, właśniem z karczmarzem rozmawiał o targu, który miał akurat miejsce owego dnia.
- Nłe wie płan więc, kto wywołał błójkłę?
- Jakem już wspomniał, rozmawiałem akurat z karczmarzem, kiedyż to do karczmy wkroczyło kilka rosłych osób. Klienci karczmi, jakem obecnego nich wtedy pomyślał, podeszli do obecnego tutaj Prospero i zaczęli mu robić jakieś wyrzuty. Usłyszałem jednakże zaraz jakieś krzyki i rozpoczęła się bójka – opowiedział mężczyzna.
Dusk uśmiechnął się lekko, widocznie przyszła mu do głowy jakaś złowroga myśl.
- Sugełuje więc płan, że to obłecny tłutaj Płospeło…
- Prospero – poprawił Ekzuzy.
- Płoszę mi nie przeływać. Sugełuje więc płan, że to obłecny tłutaj Płospeło…
- Prospero – ponownie poprawił wojownik.
- Wysłoki słądzie, spłeciw!
- Panie Ekzuzy – upomniał sędzia. – Proszę nie przerywać oskarżycielowi.
- Ależ wysoki sądzie, jam po prostu chciał się upewnić, czy oskarżyciel ma na myśli tę samą osobę, którą i ja mam na myśli. Na sali tej znajduje się wiele osób i nie wiem li, czy któraś z nich nie nosi miana Płospeło. A nie chciałbym, aby jakoweś przypadkowe oskarżenia spadły na niewinną skądinąd osobę. Wysoki sąd chyba również nie… – zapytał Ekzuzy. Ucieszył się w duchu, że jego ojciec pozwalał mu pobierać nauki i czytać książki. Wiedza zdobyta wtedy przydawała się podczas rozprawy. Czasami lubił posługiwanie się archaizmami, których pełno było w książkach.
- Proszę więc wskazać osobę, o której pan mówi – rozkazał sędzia Calish.
- Mówię o swoim bracie bliźniaku – powiedział Ekzuzy wskazując miejsce, w którym siedział Prospero.
- Panłowie są błaćmi? – zapytał Dusk.
- A nie widać? – Ekzuzy uśmiechnął się. Podobnie uczynił Prospero.
- Proszę odpowiadać na pytania – upomniał sąd.
- Tak, wysoki sądzie. Ja oraz obecny tutaj Prospero, jesteśmy braćmi bliźniakami.
- Czły więc w świetłe tłego, cło płan powiedźłał wczłeśniej – Ekzuzy zastanawiał się, czemu Dusk wybiera tak skomplikowane w wymowie słowa – sugełuje płan, że to płański błat łozpoczął bójkłę?
- Bynajmniej. Powiedział żem, że goście karczmy zbliżyli się do mojego brata, a jam chwilę potem usłyszał jakoweś krzyki i rozpoczęła się rozróba. Mój brat spokojnie był konsumował posiłek, jaki wtenczas zamówił – powiedział wojownik. – A nowoprzybyli wzięli go za kupca i pewnie chcieli, jak mniemam, go obrabować.
- Czły wie pan cłoś o tłym kłupcu?
- Niestety nic nie wiem.
Prospero podrapał się w brodę chcąc ukryć swój szeroki uśmiech.
- Czemu więc włidzianło płana wałczącłego?
- Zobaczyłem, jak mój brat został siłą wciągnięty w bójkę. Nierówną skądinąd, gdyż kilku z przybyłych osobników, jak i osoby wcześniej w karczmie przebywające, pragnęły wyrządzić krzywdę memu bratu, on zaś sam zmuszon był do obrony. Nie mogłem więc przyglądać się bezczynnie, jak biją okrutnie rodzonego brata.
- Więc wałczył płan?
- Wałczy… walczyłem, owszem.
- Ale płowiedział płan wcześnłej, że nie błał płan udziału w kałczemnej bójcłe.
- Bom nie brał.
- Płoszę zanotłować, że oskałżony kłamie w zeznłaniach.
- Sprzeciw! – krzyknął Ekzuzy podnosząc się z miejsca.
- Proszę wyjaśnić – zażądał sędzia.
- Wysoki sądzie, nie brałem udziału w bójce, gdyż jako wcześniej zostało to powiedziane, bójka w owej karczmie spowodowana była sprzecznością poglądów różnych klubów. Jam w walce tej udziału nie brał, jako żem nie kibicował żadnej z wymionych wtedy drużyn. Próbowałem zaś stanąć w obronie brata mego rodzonego.
- I dłategło zdemołował płan kałczme?
- Niczegom nie demolował.
- Ale słą Władkowie, któły widzłeli, jak niszczy płan tabołety, któłe były własnłością kałczmarzła.
- Podniosłem jedno z krzeseł, które stało mi na drodze, do brata, który, jakem wspominał już wcześniej, atakowan był przez kilka osób. W momencie, gdym onen taboret podniósł, ktoś uderzył w niego głową, rozbijając go na części.
- Ktłoś łuderzył gło głowłą? – W sali zaszumiało od cichych śmiechów.
- Tak właśnie. Nadal nie wiem, czemu to uczynił.
- Nie przyłznałe się więc płan do zdemolowania kałczmy?
- Nie, nie przyznaję się – odparł pewnie Ekzuzy. – Anim ja, ani też nikt z moich znajomych, ani tym bardziej brat mój rodzony, nie zdemolował karczmy.
- Ałe widzłanło, jak płański błat zbijał szybły w karczmie – stwierdził Dusk, zaglądając do swoich notatek.
- To nie on wybił. To jeden z onych klientów kałczmy wybił szybę moim bratem. Jakem wspomniał, on nie jest winien zarzucanych mu czynów. On był ofiarą pomyłki, jaka miała miejsce w karczmie.
Dusk nie wiedział widocznie, o co innego mógłby zapytać.
- Nłe mam więcłej płytań.
- Czy obrona ma jakieś pytania? – zapytał Calish.
- Nie, wysoki sądzie. Nie mam do siebie żadnych pytań – odparł Ekzuzy. Po sali znowu rozniosły się śmiechy. – Chyba, że inni obrońcy mają.
Wojownik spojrzał na osoby siedzące na ławie oskarżonych. Siedzący tam uśmiechnęli się, ale nikt nie wykazywał chęci zadawania pytań obecnemu świadkowi. Widownia westchnęła, wyraźnie zawiedziona.
- W takim razie świadek jest wolny. Czy i tym razem obrona chce wezwać kogoś na świadka?
- Chciałbym wezwać na świadka swojego brata, Prospero.
- Dziękuję więc, świadek jest wolny. Proszę zatem Prospero o stawienie się.
Ekzuzy wrócił na swoje miejsce, uśmiechnął się po drodze do Prospera i do innych.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Prospero wstał i kontem oka zauważył jak widownia, oraz sędzia i obrońca spoglądają raz na Ekzuzego, a raz na Prospero. Zmienny był w gruncie rzeczy rozbawiony całą tą sytuacją, na ile było to możliwe przy ich obecnej pozycji "prawie skazanych". Minął rodzonego brata bliźniaka i jeszcze zdążył do niego mrugnąć.
- Panie Płospeło... dlaczego tu nie ma nazwiska? - wzdrygnął się oskarżyciel. Zmienny szybko sobie przypomniał, że nazwiska własnego nie zna, a co do imienia też jest sporo wątpliwości, ale w końcu buł bratek Ekzuzego! Rodzonym!
- Milsfar, Prospero Milsfar. To chyba aż nadto pewne wysoki sądzie - Calish skinął na Duska.
- Płospeło Mi...
- Prospero.
- Płospeło! - starał się jak mógł Dusk.
- Mój brat już to panu wyjaśniał...
- Spłeciw! - wydarł się Kain i syknął przekleństwo - Sprzeciw wysoki sądzie! Oskarżyciel po raz kolejny obraża mojego klienta! - sędzia Calish pomachał uspokajająco na Trivierę. Mag posłusznie usiadł.
- Kontynuuj Dusk!
- Panie Płospeło Miłsfał (śmiech na sali), czy przysięga Pan mówić pławdę, samą pławdę i tylko pławdę?
- Prawdę. Tak, przyrzekam.
- Czły przyznaje się pan do wywołania bójki w...
- Nie, nie przyznaje się. Przyznaję jednak, że czwórka wielkich osiłków z plakietkami Mundruskich Wyspiarz pomyliła mnie z kimś i to oni wszystko zaczęli zaczynając bójkę z innymi kibicami.
- Ale...
- Wszystko powiedział już mój brat, a ja potwierdzam jego zeznania - Prospero postanowił, że spróbuje poprzerywać i wytrącić z równowagi Duska. Szczerze zazdrościł Medivowi, który z radością będzie odpowiadał jeszcze przed zadaniem pytania. Oby nie przesadził z tym czytaniem myśli...
- Ekzuzy stanął w mojej obronie, jak zresztą zrobiłby każdy brat i jedyne co robił to bronił się. Ale nikogo nie atakował.
- Ałe przyznaje się pan do wybłicia szyby?
- Jeśli jestem winny tego, że wyrzucono mnie przez nią, wbrew własnej woli...
- Dobła, mniejsza o tło. Czły był pan pod wpływem ałkohołu?
- Jedyne co piłem tamtego dnia to herbatka z rabarbaru - podstępnie zaczął Zmienny.
- Rabałbału? - zdziwił się Dusk. Po widowni przeszły chichoty.
- Rabarbaru.
- Rabałbału.
- Ra-ba-rba-ru!
- Proszę o spokój! - sędzia trzaskał młotkiem, tak, że ten prawie się złamał - Kontunuuj Dusk - w międzyczasie Zmiennokształtny myślał nad kolejnym wyrazem, który zawiera jak największą liczbę "r".
- Płoszę zapisać, że oskałżony sięgnął po niełegalną uzywkę... - szepnął Dusk.
- Słyszałem! - wtrącił się "Ekzuzy" - Sprzeciw wysoki sądzie, rabarbar to niegroźna roślina.
- Dusk?
- Rabałbał to nałkotyk!
- Sprzeciw! - Kain również nie próżnował.
- Nieważne, powołamy biegłego - przerwał sędzia - płoszę... tfu! Proszę o kontynuowanie Dusk.
- Czły to pławda, że nawoływał pan do pobicia kałczmarza?
- Kogo?
- Ka... płowadzącego tawełne.
- Nie, nie przyznaje się. Nie miałem nawet możliwości krzyczeć, bo wraz z bratem staraliśmy się bronić na środku sali.
- Mam świadków gotowych zeznać, że wołał pan "Na pohybel ka... właścicielowi tawełny". Co pan na tło? Ha?
- Oczywiście wiem kto to krzyczał. Był to mężczyzna z kim prawdopodobnie pomyliła mnie tamta czwórka kibiców Wyspiarzy...
- Jak to możłiwe, żeby was pomyłono? - Dusk był już pewny zwycięstwa.
- Z pewnością to przez prawie identyczny ubiór. Zwłaszcza przez płaszcz, chyba pochodziły z tego samego składu. Nietrudno pomylić osoby w płaszczach, w dodatku z kapturem na głowie.
- Ukływał pan swoją tożsamość?
- A czy to miałoby jakiś sens biorąc pod uwagę, że mój brat tego nie robił? Czy pan w ogóle myśli nad pytaniami panie Dusk? - sędzia stuknął młotkiem.
- Upominam oskarżonego o zakazie upominania oskarżającego.
- Przepraszam wysoki sądzie. A kaptur założyłem, gdyż mam na głowie kilka ran, które szpecą...
- Gdzie je pan zdobył? Podczas podpałania tawełny? Może to oparzenia? - podłapał nowy trop oskarżyciel.
- Nie, wcześniej dorywczo pracowaliśmy z bratem w tartaku i tam spora belka drewna bukowego spadła mi na głowę. Zresztą wasz medyk to potwierdzi.
- Nie mam... a nie, jeszcze jedno. Czy to pławda, że został pan pobity przez własnego towarzysza, niejakiego Łamona?
- Nie znam nikogo takiego.
- Znasz. Płosze zapisać, że przesłuchiwany kłamie!
- Nie znam żadnego Łamona.
- Nie Łamona, tylko Łamona.
- Gadaj tu z takim... - sędzia znowu musiał uciszać salę. Sędzia napisał na kartce "Ramon" i pokazał ją bratu Ekzuzego.
- Aaa... tego znam. Nie, on mnie nie pobił tylko wpadł na mnie, uderzony przez kogoś i jeszcze obronił mnie przed tymi, co mnie chcieli za pierwszym razem przez okno wyrzucić.
- Są świadkowie.
- Z całym szacunkiem panie Dusk, ale byli bardziej pijani niż pracownicy gorzelni w sobotni poranek. Proszę o zanotowanie tego, bo prócz naszej trzynastki, nie widziałem w karczmie nikogo trzeźwego na tyle, żeby rozumiał co się wokół niego dzieje. Pan Ramon Arvanti pomógł mi również oprzytomnieć i został, jak większość z nas, następnie poturbowana przez Straż. To też proszę zapisać.
- Piełdołe - jęknął cicho Dusk. - Nłe mam więcłej płytań - powiedział już na głos.
- Czy obrona ma jakieś pytania? – zapytał niepewnie sędzia.
- Chciałbym wiedzieć o kradzież czyjej krowy i morderstwo czyjego kota jesteśmy oskarżeni.
- To dane utajnione, nie możemy ujawnić naszych świadków koronnych ze względu na ich bezpieczeństwo - ktoś ze słuchaczy zaczął wyraźnie rechotać pod ławką.
- Nie mam więcej pytań. Pozostali obrońcy jak sądzę również - Prospero jeszcze spojrzał na ławę oskarżonych, jednak nikt nie palił się do rozmowy z Duskiem.
- Świadek jest wolny. Obrona nadal chce wyznaczyć kogoś na świadka?
- Tak wysoki sądzie, chcę wezwać Ramona Arvanti na świadka.
- Dziękuję zatem i proszę zatem pana Arvanti o stawienie się.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Sala sądowa nie wyglądała tak, jak ta ze wspomnień Ramona. Była znacznie większa, miała bogatszy wystrój. Czuło się, że to nie jest jakiś wiejski sąd, lecz szanujący się trybunał. Karzełek był pełen obaw, choć z lubością patrzył na komedię odstawianą przez swoich towarzyszy niedoli. Przygryzał wargi, by nie wybuchnąć śmiechem. Może nie będzie aż tak źle...
- Dziękuję zatem i proszę zatem pana Arvanti o stawienie się – w końcu padły słowa, których Ramon chciał uniknąć. Ale nie mógł...
Karzełek wstał z krzesła, ukazując się w całości publice. Gdy siedział, ledwo był widoczny czubek jego głowy.
- Proszę o zajęcie miejsca – rzekł poważnym tonem sędzia.
Ramon nie odpowiedział, posłusznie wykonał polecenie.
- Czy przyrzeka pan mówić prawdę, tylko prawdę i samą prawdę?
- Przyrzekam.
- Proszę zaczynać, panie Dusk.
- Łamonie Ałwanti...
- Ramo...
- Płoszę mi nie przeływać, do chołeły! – oskarżyciel był wyraźnie podenerwowany.
- Dusk, uważaj na słowa...
- Przepłaszam, wysoki sądzie.
- Tak więc panie Łamo...
- Ramonie – wszedł mu w słowo karzełek ze stoickim spokojem. Dusk zrobił się purpurowy na twarzy.
- Czy przyznałje się pan do udziału w bójce w kałczmie?
- Nie, nie przyznaję się.
- Są świadkowie...
- Swiadkowie byli chyba zbyt pijani, gdy zeznawali takie kłamstwa.
- Czy podwałża pan pławdomównośc świadków?
- Nie, jakbym śmiał. Mówię tylko, że w żadnej bójce nie brałem udziału.
- Zeznania świadków potwiełdzają...
- Już mówiłem, co sądzę o tych zeznaniach.
- Płoszę mi nie przeływać!
- Gdy do gospody wtargnęło – zaczął opowiadanie Ramon - kilku umięśnionych... ekhm, szanowanych obywateli, usłyszałem tylko krzyki. Coś o mundurskich wyspiarzach... i wtedy jak na komendę zaczęła się bitwa.
- W któłej to pan nie błał udziału?
- Nie, nie brałem.
- Dlaczego więc wymachiwał pan dłewnianą pałką?
- Odpędzałem się od much – ktoś na sali parsknął śmiechem.
- Młuch?
- Much. Jak powszechnie wiadomo, środki czystości w karczmach są pojęciem całkowicie nieznanym. W pomieszczeniu było dużo wszelkiej maści robali, a ja się robali boję i darze je obrzydzeniem.
- W kałczmie nie było żadnych łobali!
- Łobali nie było. Ale robale już tak.
Dusk zamruczał coś pod nosem.
- Dlaczego więc – zaczął po chwili oskarżyciel – uderzył pan tą pałką pana Płospeło?
- Nie znam nikogo o takim imieniu.
- Przecież Płospeło przed chwilą zeznawał!
- Aaa, chodzi panu o Prospero – na sali co niektórzy nie mogli już wytrzymać i rżeli ze śmiechu.
- Tak!
- Sąd upomina oskarżyciela, by pohamował emocje! – ryknął sędzia, waląc zajadle młotkiem.
- Przepłaszam. Płosze więc, panie Ałwanti...
- Arvanti.
- Proszę nie przerywać oskarżycielowi! – sędzia miał wyraźnie dość tego przedstawienia.
- Panie Ałwa...
- Arvanti.
- Do cholery jasnej! – nie wytrzymał Calish. – Panie Arvanti, proszę się wstrzymać na chwilę!
- Płoszę opowiedzieć nam, jak to się stało, żłe uderzył pan pana Płospeło.
- Mucha usiadła mu na głowie – ktoś na sali zaklaskał, śmiejąc się głośno.
- Na czole?
- Tak.
- A jak wytłumaczy pan swoje zachowanie, gdy uderzłył pan dwóch innych klientów kałczmy?
- Im też muchy usiadły. Tyle, że na karkach.
- I uznał pan za stosowne zabić te młuchy?
- Tak. Dbam o czystość, a muchy przenoszą różne choróbska. Na przykład, przez połknięcie muchy można nabawić się wady wymowy...
Nawet sam sędzia lekko się uśmiechnął.
- Cisza, cisza na sali! – Calish walnął młotkiem, próbując zapanować nad śmiechami.
- Więc ile młuch pan zabił?
- Co najmniej kilka.
- Czy pławdą jest, żłe ktoś wepchnął pana na pana Płospeło?
- Tak. O mało co nie trafiłbym w muchę.
Dusk załamał ręce, kręcąc głową.
- A skąd wziął pan tą pałkę? – w oku oskarżyciela coś zabłysło.
- Znalazłem. Jakiś szanujący się obywatel szarżował z nią na mnie. Ja tylko zgrabnie uniknąłem ciosu i zabrałem nieprzytomnemu broń.
- Ha! A więc przyczynił się pan do uszczerbku na zdłowiu jednego z klientów kałczmy!
- Nie, tego nie powiedziałem. Ten pan potknął się o coś i zatrzymał się na ścianie. Ja tylko zabrałem mu pałkę, coby nikomu krzywdy nie zrobił. Użyłem broni do szlachetnych celów.
- Co to za cele?
- Zabiłem kilka much.
- Nie mam więcej płytań... – zrezygnowany Dusk usiadł na swoje miejsce.
- Czy obrona chce coś dodać?
- Tak – odpowiedział Arvanti, unosząc wysoko głowę. – Pragnę wyrazić swoje zdanie. Uważam, że czas zakończyć tą farsę, która jest obrazą samego sądu.
- Nikt się pana o zdanie nie pyta... Czy zechce pan powołać następnego świadka?
- Tak. Proszę o zajęcie miejsca pana Fangronasa Aldelai.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Fango rozwarł powieki. Jego oczom ukazał się ten sam widok: sala sądowa, którą widział 2 minuty temu, tak to nie był koszmar… to rzeczywistość. Ramon właśnie skończył zeznawać.
-Proszę o zajęcie miejsca pana Fangornasa Aldelai.
Chłopak pobladł na twarzy, a ciałem wstrząsnął dreszcz. Łucznik nie wiedział, co ma zrobić, serce waliło jak szalone, zaczęła go boleć głowa ręce, nogi, uszy, oczy… wszystko.
-Panie Aldelai!!!- Fango uspokoił się na chwile, wstał i powolnym krokiem podszedł do sędziego.
-Czy przysięga pan mówić prawdę, całą prawdę i tylko prawdę?
-Tttakk- Chłopak cały się trząsł.
-Ałdelai dziłwne nazwiłsko, kim jest płana ołciec?
-Jjeesssttt rrroollnikkiem.
-Płose się wyłałzać wyłaźnie- Po sali rozległ się cichy śmiech.- Czy płyznaje się płan do udziału w bójce?- Fango nie odpowiedział. Uspokoił się na chwilę i wymyślił prosty plan, który może być przydatny, kiedyś za pomocą tego sposobu uniknął kłopotów. Przypomniał sobie wydarzenia w karczmie, twarze strażników, ból, cierpienie. Zrobił się czerwony i… rozpłakał się.
- JaAa jestem niEwinnnyyyyyy… Jja chciałem tylko odPoczĄcc. Rozmawiałem z tym panem- tu wskazał na Dalfreda- ale nagle ktoś strasznie krzyknął i zaczęli mnie bić i krzyczeć, a ja się bałem i uciekałem a oni mnie złapali i bili i i i…
-Płose się upłokoić!!! Nie jest płan dzieckiem-wrzasnął Dusk, po Sali rozeszły się ciche szmery-….To jest dziecko, patrzcie… wzywają do sądu chłopca?...
-Aalle ja mmam prawie 17 laat… niee wwidzii paan?- Fangornas rzeczywście wyglądał młodziej niż jego rówieśnicy, był od nich znacznie niższy i nie tak umięśniony jak większość ludzi w jego wieku. Twarz wyglądała bardzo młodo, pomimo leciutkiego ledwo dostrzegalnego zarostu. Ktoś, kto go nie znał zbyt dobrze uznałby, iż ma do czynienia z jakimś wioskowym chłopakiem.
- Dusk proszę spojrzeć… chce pan przesłuchiwać jakiegoś chłopaka?!
- Ałe wysłoki sądzie z moich nłotatek wynika żłe jest on dorosły, poza tym wiek nie ma znaczenia, więc płose pozwolić mi zadać kiłka pytań. Płanie Fangołnasie młam tu informacje o człowieku, któły został udelzony plzez pana kuflem.- Oskarżyciel nie dawał za wygraną i miał racje; tam gdzie toczyła się „rozprawa” normalne było przesłuchiwanie dzieci, choć w tej sytuacji „widzowie” byli lekko zdziwieni, ponieważ łucznik sprawiał wrażenie tchórzliwego chłopaka z jakiegoś oddalonego od wsi gospodarstwa, a nie kryminalisty.
-ToO był przypadek. On mnie gonił a ja mu chciałem zaproponować żeby przestał i się ze mną napił, ale kiedy się odwróciłem uderzyłem go przypadkiem w głowę.- Każde zdanie było przerywane szlochaniem, a słowa były nienaturalnie wypowiadane.
-Mmm… a co ma płan wspólnego z oskałżonymi?
-Kiedyś zostałem zaatakowany przez złodziei, a oni -Tu pokazał na „drużynę”- mnie uratowali, w zamian za pomoc przyłączyłem się do nich, wolę podróżować w grupie.
-Podlużował płan sam?
-Tak.
-To, trochę dziwne nie uważa płan, zwłaszcza, iż podobłno nie jest płan dołosły?
-Nie, ojciec uznał, że jestem gotowy.
-Nie młam więcej pytań.- Dusk widząc, że z chłopca nie da rady więcej wyciągnąć zrezygnował.
-Czy "obrona" chce coś dodać?
-Czy panowie strażnicy nie będą już nas bić?- Sędzia słysząc pytanie spojrzał na oskarżyciela, który właśnie przypomniał sobie jak on i inni potraktowali jednego z więźniów.
-Myślę, że nie…Czy zechce pan powołać następnego świadka?
-Tak chciałbym wezwać Dalfreda von Dara.
Fango odszedł i usiadł na swoim miejscu, na twarzach towarzyszy widniały uśmiechy, łucznik też dusił w sobie śmiech… chłopiec dobrze odegrał swoja rolę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Panie Dalfred von Dar proszę podejść!- mówił podniesionym głosem sędzia jednocześnie waląc młotkiem licząc na to, że zebrana gawiedź przestanie tak głośno hałasować.
Wojownik wstał i powolnym krokiem zbliżał się do miejsca, w którym wypowiadali się wcześniejsi oskarżeni, gdy tam dotarł sędzia zadał pytanie:
- Czy przysięga Pan mówić prawdę…
- Tak- powiedział stanowczym głosem przerywając sędziemu, a skoro sędzia nie dokończył przysięgi, to poszukiwacz mógł mówić „swoją prawdę”, a nie tą prawdziwą…
- Panie Dusk proszę się pytać
Topornik z ulgą usiadł na krześle, które głośno zatrzeszczało.
- Dałfłet von Dał? Tak?- zapytał się oskarżyciel
- Dał flet? Kto dał flet, gdzie?- zapytał się zdezorientowany
- Nie chłodzi o fłet tylko, czy tak się Pan nazyłwa! Łozumie Pan?
- A tak, to znaczy chyba tak. Tyle, że moje imię nie ma nic związanego z fletem, ani z dawaniem, więc nie wiem, o co Panu chodzi
- Płoszę Pana nazyłwa się Pan tłak jak połwiedział sędzia?!- wykrzyczał jeszcze bardziej kalecząc słowa Dusk
- Tak! Ale nadal nie rozumiem o jaki flet Panu chodzi. Jak byłem mały, kiedyś przyjechała do mojego domu orkiestra i grali na fletach, ale ja nic z nimi nie miałem wspólnego. No oprócz słuchania, ale nie rozumiem, co to ma wspólnego z rozprawą.
- Nic nie mła współnego! Nie wałżne! Zadłam Panu kołejne płytanie!- Dusk wyraźnie był podenerwowany inwalidztwem swojej wymowy- Płyznaje się Pan do bółki w karczmie?
- Przepraszam bardzo, ale ja nic z bułkami nie mam wspólnego!
- Ja to piełdziełe!- przeklął
- Dusk przywołuję Cię do porządku!- upomniał sędzia, a publiczność biła brawo jak by stała po stronie oskarżonych
- Przepłaszam Łysoki Sędzio!- krzyknął podenerwowanym głosem
- Panie Dałfłet płoszę opowiełdzieć słoją wełsję wydarzeń.
- Dobrze chyba zrozumiałem, o co chodzi! Więc byłem sobie w karczmie z przyjaciółmi i siedziałem z Fango, to znaczy z tym dzieckiem i sobie rozmawialiśmy, a tu nagle jakieś licho przywiało groźnych zbirów i rzucili się do brata Ekzuzego, ale tu jeszcze większe licho przygnało piekielny głos, który powiedział coś o jakiś wyspiarzach i rozpoczął się chaos! Jedni walili drugich, a ja tak się przestraszyłem, że schowałem się w schowku na miotły.
- Człemu w schołku? Nie lepieł było wyłjść z kałczmy?
- I miałem przejść przez tłum pijanych wariatów? Poza tym owszem potem zebrałem się na odwagę i chciałem wyjść, ale wtedy jakiś pijak poranił mi dłoń- Dalfred podniósł ją i wszyscy zobaczyli zakrzepłą krew- więc w końcu poszedłem na schody i tam wszystko przeczekałem, ale potem jakiś rozbójnik pobił mnie i znalazłem się w lochach, a teraz w tej Sali sądowej.
Dalfred celowo pomijał takie aspekty związane ze Zmiennym, żeby nie mieć go na sumieniu, a zresztą w końcu trzyma się jeszcze drużyny, to głupio wydawać jej członków.
- No dołb, dobł, dobłze, a cło Pan połwie o pobłiciu kiłku chłopów?
- To zapewne Ci, którzy chcieli mnie zabić. Nic o nich nie wiem, bo jedynie się broniłem.
- A cło Pan połwie o łzucaniu butelkami?
- Kiedy rozległ się krzyk o wyspiarzach i zaczęła się bijatyka tak się przestraszyłem, że podrzuciłem do góry butelki, więc najprawdopodobniej o nie chodzi… A ja jestem bardzo strachliwy.
- Jest Pan bałdzo stłachliwy? Buuu!!- próbował przestraszyć oskarżyciel, a w tym czasie Dalfred tak się wydarł, że aż krzesło pod nim zawaliło się i przewrócił się do tyłu. Reakcja tłumu była oczywista, więc i tak już znudzony sędzia podniósł młotek i z całej siły nim walnął, ale potem rozległ się jego krzyk, gdyż uderzył się nim w palec. Gawiedź jeszcze bardziej się śmiała, a niektórzy nawet padali na ziemie.
- Panie Dusk, co Pan wyprawia do cholery! Czy tobie odbija! Chcesz zabić oskarżonego, czy co?!- mówił, a od czasu dmuchał w swój spuchnięty palec.
- Ja przepłaszam, ałe, to złnaczy ale powiedziano mi, że łon się niczełgo nie bał!
- Widocznie ma Pan idiotyczne źródła tych swoich zeznań! Świadek jest wolny, chyba, że ma coś do powiedzenia!
Obolały Dalfred tryumfalnie wstał i udając kulejącego zbliżył się do resztek krzesła.
- Wysoki Sędzio?- mówił posmutniałym głosem
- Tak? Słucham!
- Czy no wie Pan…
- Nie nie wiem proszę, to z siebie wydusić!
- Chła łon chce się płzyłznać do wiłny!- powstał i oznajmił szczęśliwym głosem oskarżyciel
- No, bo czy będę musiał płacić za te krzesło?
Dusk słysząc te pytanie tak poczerwieniał, że zaczął walić łbem o swoje biurko.
- Panie Dalfred wszelkie koszty związane z tym i tak tanim meblem pokryje oskarżyciel
Dusk wkurzył się, a tłum śmiał się z niego jak nigdy wcześniej na tej Sali. Doszło do tego, że oskarżający niemal sam stał się oskarżonym.
- Jestem wdzięczny Wysokiemu Sądowi!
- Jeszcze mnie popamiętasz ty, ty eee Dałfłecie von Dał!- Widać było, że oskarżyciel musiał tak kipieć ze złości, że przez chwilę nawet normalnie mówił, ale jak zaczął myśleć, to wada wymowy i tak powróciła…
- Dusk opanuj się! Czy obrona chce zgłosić świadka!?
- Może niech teraz Mediv przemówi…- odpowiedział obojętnym głosem wojownik
- Dobrze niech tak będzie… Pan Mediv proszony o złożenie zeznań!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

**********************

Więc tak...Nie mam już sił ani chęci pisać na ZK, raz w tygodniu za mało czasu a dwa brak weny? Sam nie wiem, tak czy inaczej doszły mnie słuchy,że moja ,,twórczość" niektórym nie przypadła do gustu bo braki w treści nadrabiam seksem. Tak więc ustępuje pola kryształowo czystym,cukierkowym postacią. Nie bedę już nikum uprzykrzał gry moimi ,,wulgarnymi" postami. To co chce bede pisał w moim opowiadaniu, za które czas najwyższy sie wziać. Tak wiec miłej gry i jak najwiecej poprawności politycznej w waszych postach...


Gen.Strunn


*************************

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach


- Dusk opanuj się! Czy obrona chce zgłosić świadka!?
- Może niech teraz Ariel przemówi…- odpowiedział obojętnym głosem wojownik
- Dobrze niech tak będzie… Pani Ariel de Livingstone proszona o złożenie zeznań! - zawiadomił wszystkich poważnym głosem sędzia jednocześnie uważnie czytając z kartki imię i nazwisko dziewczyny


[ Mam nadzieję, że taka zmiana może być ;)]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[********************************************************************************************]

Hmm... Wiedziałam, że Sturnn ma teraz nawał roboty, bo sama tak mam, ale nie, że mu odbiło. Dobra, Wilku już to zaliczył - teraz jego kolei. Tak to już chyba bywa. Wy tak jeden po drugim macie zapaście nerwowe. (Zawsze mówiłam, że szkoła jest niezdrowa...) Wciągnęliście mnie w to wszyscy, to teraz nie liczcie na spokój z mojej strony. Tylko proszę się przyznać kto go tak wku... wkurzył. Ok?

Pozdrowionka dla Kompanii.
Eileen Blue Rose

[********************************************************************************************]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[ Morgan vel Mediv pozostaje na razie w grze w stadium zawieszenia aż do podjęcia ostatecznej decyzji. Fabuła toczy się dalej razem z Nim.

Co do reszty. Wszyscy, którzy jakkolwiek się do tego przyczynili, mają obowiązek skontaktowania się ze mną... Obowiązkowo. Wszelkie zażalenia w kwestii stylu gry kogokolwiek kierować do MG, nie załatwiać między sobą. Jak komuś nie pasuje czyjś styl gry, to drzwi wyjściowe dla narzekającego są otwarte. Nikt nie trzyma Was przy ZK. Coś się nie podoba? Pisać do MG. Sugestie? Też MG. Skargi? Dla odmiany, też do MG. Nie załatwiać prywatnie...

To tyle offtopu. Czekam na dalsze posty z rozprawy. ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Mediv ruszył ku miejscu dla zeznających w procesie. Stanął chwilę, by wysłuchać tych wszystkich pierdół na temat mówienia prawdy itd. W końcu usiadł,ale zanim oskarżyciel zdążył cokolwiek powiedzieć, Mediv zabrał głos.
-Najpierw dajcie mi kogoś, kto będzie tłumaczył te seplenienie.
Na sali zapanowało poruszenie. Jakim prawem oskarżony stawia żądania? I to jeszcze w taki bezpośredni i chamski sposób?
-Przypominam Panu,że nie jest Pan w sytuacji dogodnej do stawiania warunków...
-Chcieliście wysłuchać mojej wersji...A jeśli zmieniliście zdanie... - Mediv już zaczął się podnosić.
-Siadfać! - Krzyknął oskarżyciel, posyłając deszcze śliny na twarz Mediva.
-Czy plucie na oskarżonych jest zgodne z prawem?
-Pan Mediv ma rację – przemówił sąd – prosze wiecej tego nie robić.
-Ja tchylko chfciałem...-Znów Dusk zaślinił się probując się bronić. - Moze dajtcie twego tlumacza – powiedział w końcu zrezygnowany.
Chwilę potem strażnicy na kopach wprowadzili do sali jakiegoś gościa, który w biegu zapinał spodnie.
-Kapitanie! Co to ma znaczyć?
-Sędzio, Wasz tłumacz umilał sobie czas w...
-Możecie już nie kończyć kapitanie. A Pan tłumaczu dostaje grzywnę za spuszczanie...tfu za przepuszczanie państwowych pieniędzy. A teraz wróćmy do procesu.
Chwilę zajęło nim tłumacz jako tako sie ogarną. Zaraz potem stanął przy Dusk''u i zaczął tłumaczyć to co on szeptał mu na ucho.
-Tak więc Panie Mediv – zaczął – czy przyznaje sie pan do wszczęcia bójki w karczmie?
-Do udziału tak, ale do wszczęcia nie.
-A czemuż to?
-Pan dodajesz sobie te pierdoły czy ten niedorozwój to mówi?
-Ja tfu zatwajem pfytania!!
-Jak tam sobie chcesz...Słucham więc.
-W takim razie kto zaczął bójkę?
-Nie wiem, zanim zdążyłem się zorientować, ktoś wrzasnął coś co poruszyło cały plebs w karczmie i zaraz rzucili sie sobie do gardeł. Nikt nie patrzył kogo leje tak wie...
-A Pan patrzył?
-Ja sie broniłem.
-Ponoć poturbował pan paru ludzi...A jeden zniszczył przez pana stół po tym jak w niewyjaśniony sposób odepchnął Pan napastnika.
-Spójrz Pan na moją twarz...To ja jestem poturbowany bo te pijane bydlęta nie umiały zapanować nad sobą.
-Spokojnie Panie Medivie.
-Jestem spokojny. Oskarżyliście mnie i resztę towarzyszysz za to,że broniliśmy się. Znajdźcie prawdziwych winnych a nas wypuśćcie.
-Oskarżenie jest skierowane przeciwko Wam.
Mediv spojrzał zimnymi oczami na Duska a potem na sędziego. Mogło mu sie zdawać,że obaj coś ukrywają i jakby za mocno chcieli udowodnić drużynie winę. Ciekawe....
-Czy chce nam Pan jeszcze coś powiedzieć?
-Nie za bardzo...
-Tak więc dziekuje. Panie Dusk, proszę poprosić następnego świadka.

[Po namowach wróciłem. Jednak nie bede pisał czesto bo naprawde nie mam czasu.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Dusk opanuj się! Czy obrona chce zgłosić świadka!?
- Może niech teraz Ariel przemówi…- odpowiedział obojętnym głosem wojownik
- Dobrze niech tak będzie… Pani Ariel de Livingstone proszona o złożenie zeznań! - zawiadomił wszystkich poważnym głosem sędzia jednocześnie uważnie czytając z kartki imię i nazwisko dziewczyny
Ariel na jeden moment się przyblokowała. Weź się w garść i po prostu powiedz prawdę. Pamiętaj tylko, że kulejesz! - przeszło jej przez myśl. Wstała i ruszyła w stronę miejsca dla osoby zeznającej. Ruszyła to za mało powiedziane. Ona skakała na jednej nodze podpierając się o drewnianą balustradę Prawdę, czyli też to, że ich nie znam? Czy też mam grać głupka? - zastanowiła się.

-Czy przyrzeka Pani mówić prawdę, całą prawdę i tylko prawdę. - rzadko kiedy sędzia miał okazję wymówić całą te frazę do końca. Zapadła cisza.

- Przyrzekam - rozległ się dźwięczny głos po sali. Ariel specjalnie odczekała chwilę. Rozległ się drobny szmer. Hmm... Nie jest aż tak źle. Może mały teatr coś da. Sędzia spojrzał wymownie na oskarżajacego.
-Szy to pwfawdta, że bfała pani udćal w całym tym płocedesze? - zaczął Dusk.
-Jakim procederze. Proszę sprecyzować pytanie. - powiedziała pewnie Arielai. Trzymaj się Ariel, musisz ich przekonać
-W kałszczemnej łozłubie z pobiciem... kał... właścicieła tawełny.
-Nie brałam w tym udziału, oraz nie brał też obecny tutaj Nefertum.
-Wiłenc łak wyłasni pani swojał łobecłości w kałczmie?
-To bardzo długa historia! - zaczęła spoglądając na sędziego swymi błękitnymi oczyma. Ten tylko pokiwał głową. - Zaczęło się od tego, że byłam zmuszona uciekać z domu...
-SSzzpszeciw! To nie mła zwiłazku ze spławą. - zapluł się Dusk. Ariel spojrzała głęboko w oczy sędziemu, oczy lekko zaszły jej łzami.
-Oddalam sprzeciw. - powiedział ten cicho jakby nie chciał być usłyszany.
- Uciekłam z płonącego domostwa, chyba dobę przed właściwym zdarzeniem w tawernie. Nad wioską, w której mieszkałam wznosiło się coś dziwnego, jakaś bestia, która podpalała wszystko, co tylko spotkała na swej drodze. zdążyłam zbiec do lasu łapiąc swój plecak i clairseach. - tutaj nawet Dusk zbaraniał i nie wiedząc o co chodzi rozdziawił usta.
- Płoszę mi tu nie młydlić łoczu zagmatfanymi płojenciami... - powiedział Dusk zapluwając się nad miarę.
- Chodzi o instrument, coś jak harfa, tylko z pudłem rezonansowym. Moje clairseach mam od urodzenia. Ale wracając do historii - uciekając lasem wpadłam w jakiś parów łamiąc nogę i zdobywając kilka nieco innych obrażeń. Nieprzytomną znaleźli mnie oni - powiedziała z akcentem na ostatnie słowo, jednocześnie wskazując na drużynę.
-Włysoki sołdzfie...
- Wysoki sądzie sprzeciw! To już jest utrudnianie zeznań! - powiedziała swym dźwięcznym głosem Ariel - Uratowali mnie i nieprzytomną zanieśli do karczmy, gdzie wynajęli pokój. Zmęczeni podróżą, po opatrzeniu moich ran zeszli na dół się posilić. Wtedy ja się ocknęłam i Nefertum opowiedział mi wszystko, co się zdarzyło. Wtedy to usłyszeliśmy głośny krzyk i trzask na dole. Mój towarzysz zablokował drzwi, by nikt w ferworze walki nie wpadł do pokoju i nie wyrządził szkód. w takim stanie zastali mnie strażnicy.
-Jak wyłasni pani swłój stłan, gdy znalłeziłono paniłą z łowym Nefłełtłumenem w zaryglowanej sali?
-Byłam dopiero co oprzytomniała i zostałam poinformowana o zaszłych zdarzeniach.
-Nic płoza tym?
-Nic. Mogę tylko...
-A jłak wyłasni płani fłaktf, sze byfła płani zafłygłowłana w sally z łednym męszczyznłą.
-Wysoki sądzie! To już jest pomówienie! - wykrzyknęła Ariel. - Mogę tylko dodać, że nikt z drużyny nie mógł dopuścić się żadnej z tych pozostałych zbrodni, gdyż nie byli wtedy obecni w wiosce. Nic więcej nie wiem! - powiedziała na koniec, gdy już Dusk otwierał usta. Dłużej nie dam rady, cholera. Szybko wstała i pamiętając, bo kuśtykać na jednej nodze ruszyła w stronę drużyny, trzepocząc jasnymi włosami na boki, próbując przyśpieszyć swój pochód...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Phil von Roden proszony o złożenie zeznań.
Elf powoli podniósł się z krzesła i ruszył na miejsce, w którym oskarżeni udzielali odpowiedzi. Kiedy wstał szmer na sali ucichł i po chwili rozległy się ciche szeptania. Elfickie ucho wychwyciło kilka pojedynczych zdań: "Jakie on ma uszy..."; "To chyba elf..."; "Jeszcze nigdy nie...". Phil postanowił to zignorować. Przystanął obok siedzenia czekając na wyuczone już na pamięć słowa
- Czy przysięga pan mówić prawdę, całą prawdę i tylko prawdę?
- Tak. - krótka odpowiedź.
- Panie Dusk... - Calish wzrokiem nakazał oskarżającemu zadać pytania. Łowca spojrzał w kierunku oskarżającego. Ten ocierał właśnie spocone czoło husteczką. W zasadzie mógłby otrzeć całą twarz, bo nieźle z niego kapało. Oczy wędrowały niespokojnie po porozrzucanych teraz notatkach, twarz czerwieniała z każdą chwilą i wyrażała coraz to więszy stres. Wiercił się niespokojnie na krześle. W końcu postanowił wstać i zadał pierwsze pytanie
- Nazływa się płan... mniejsza... Czły jest płan elfem?
- Tak.
- Płosze zanotować, że elfy są agłesywne z natuły i niespłyjające ludziom! - Phil przez moment myślał o tym aby zaprzeczyć, ale w końcu stwierdził, że szkoda strzępić języka.
- Czy przłyznaje śłe płan do łozpętania i udziału w kałczemnej bójce?
- Nie. - kolejna krótka odpowiedź.
- Ale jednak potłułbował płan kilkłu miejscłowych chłopów...
- W obronie własnej osoby.
- Jłak wytłumaczy płan złamany nos, złamaną łękę i wybite łokno?
- Nos został złamany kiedy ktoś uderzył mnie nim w pięść... to pewnie, jakaś nowoczesna sztuka walki. Jak widać niezbyt skuteczna. - elf przeczuwał, że zostanie o to zapytany i dlatego przygotował sobie odpowiedź na tego typu pytanie wcześniej. Teraz wypowiedział słowa pewnie i szybko.
- A łęka i łokno?
- Otóż pewien jegomość pod wpływem alkoholu zachwiał się. Chciałem go złapać i pomóc mu, ale on potknął się i wywinął dookoła łamiąc przy tym rękę... - Dusk pokręcił głową z wyraźnym rozczarowaniem na twarzy - ...później ten sam jegomość nadal pod wpływem alkoholu chciał chyba przytrzymać się okna... okno było duże, to wyleciał na podwórze. Tyle.
- Czły tłym pijanym jegomościem był ktłoś siedzący w ławie oskłałżonych?
- Nie.
- Czy pan pił w tym dniu?
- Nie piję alkoholu. W ogóle. - Dusk podrapał się po głowie i wydawał się przez chwilę myśleć.
- Cło młoże płan płowiedzieć o potułbowaniu kał... właściciela tawełny?
- Nic. Byłem zasłonięty przez tłum ludzi.
- A o kładzieży kłowy? I innych zarzutach?
- Są nieprawdziwe...
- Spłeciw! To podwłażanie autołytetu! - Calish kiwnął głową. - Nie młam włęcej płytań...
Elf wstał, kiwnął głową sędziemu i zajął miejsce na krańcu ławy oskarżonych czekając na rozwój wydatków.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Calish zrezygnowanym wzrokiem wodził po oskarżonych, siedzących ze spuszczonymi głowami. Co prawda innym wydawało się, że z pokory. Oni sami zaś wiedzieli, że ukrywali śmiech przed Wysokim Sądem.
-Panie Dusk, kto nam jeszcze został?
-Ten Nefłełtłumen. W każdłym błądź łazie chciałbym powłołać na świadłka pana Nefełtłumena!
-Nefratuma… Jak jeszcze raz przekręci moje imię, to uduszę na miejscu!
-Panie Skenold, proszę podejść! Sąd nie będzie czekał, aż szanowny starszy pan ruszy się wreszcie.
-Starszy pan? – Nefratum szepnął pod nosem. – No tak… Mam coś, co działa na moją, aczkolwiek może i na wszystkich korzyść. Wygląd…
-Panie Nefratum! Czas mija!
-Dobrze już dobrze, cholera… Starego dziadka ciągać po sądach! Toż to obraza dla wieku Panie! Tak samo jak tamtego młodziana! – Skenold wskazał „trzęsącym” się palcem na Fango. – Takie dziecko do sądu…Gdzież to się wszystko ulęgło… Za moich czasów czegoś takiego to nie było… Do sądu tylko wpuszczali ludzi powyżej osiemnastu lat i do pięćdziesięciu, a nie nastolatka małego i starca…
Mag garbiąc się mocno podszedł powoli do mównicy.
-Czy przysięga pan mówić prawdę i tylko prawdę?
-Że co proszę?
-Nie dosłyszy Pan?
-Proszę mówić głośniej! Mam problemy ze słuchem!
-CZY PRZYSIĘGA PAN MÓWIĆ PRAWDE I TYLKO PRAWDĘ?! – Sędzia już się darł.
-Nie musi Pan krzyczeć! Słyszę co Pan mówi!
-To przysięga Pan czy nie?... – Calish już był wyraźnie załamany.
-Może Pan powtórzyć? – Mag wyraźnie grał na czas. Na sali tymczasem wybuchał powoli śmiech.
-CISZA! Panie Skenold, proszę usiąść. Pominiemy formalności. – Dla pełnego zrozumienia, Calish wskazał ręką krzesło. Nef popatrzył się na nie lekko zdumiony.
-A nie powinienem przypadkiem najpierw złożyć przysięgi?
-Panie Nefratumie…
-Co to się porobiło z tymi sądami… Już nawet przysięgi nie każą wymawiać! Oooo….
Calish załamał ręce, opierając łysinę na blacie. Tymczasem Siwowłosy zajął wyznaczone mu miejsce.
-Co to, co to…
-Płanie Nefłełtłumenie.
-Taaak?
-Słyszy mnie Pan?
-Taak?
-Tło dobłże.
-Taak?
-No włec cło Płan łobił w kałczmie z Pannłą Ałieł?
-Taak?
-Łozumie Płan cło ja dło Płana młówię?
-Płoszę mówić głośno i wyraźnie! Strasznie Pan sepleni i nie mogę nic zrozumieć! Jeszcze coś mi ucho zatkało, to już całkowicie! Starość nie radość, wie Pan. Gdy Pan dożyje mojego wieku, to Pan pozna co to znaczy ból w kościach, oj pozna Pan pozna…
-Płanie Nefłatłumenie! Płoszłę się skłupłić i posłuchać! Cło Płan łobił w kałczmie z Pannłą Ałieł słam na słam na głółże?
-Panie, w moim wieku? O co Pan mnie podejrzewa Panie Dusk!
-Eee. Ałe młi nie chłodziło o tło, żłe Płan mógł cłoś z Pannłą łobić!
-To o co Panu chodzi? Co Pan sugeruje?
-Płoszę młi płowiedzłieć cło Płaństwo tłam łobili!
-No więc tak… Razem z moimi towarzyszami, w tym z moim bratem Lirenem, znaleźliśmy tą pannę w lesie, jak zresztą sama Panu powiedziała. No i ją zabraliśmy do karczmy, a mój braciszek ją uleczył.
-Łak Płan Liłen młoże błyć Płana błatem w takim wiekłu?
-Ojciec miał parę żon. No i ja byłem z tej najstarszej, on z tej najmłodszej. Wie Pan jak to teraz jest… To stare pokolenie. Ale co Pan tam może wiedzieć, Pan taki młody jest… Nie to co ja. Nawet Liren nie pamięta mojej matki. A co by Pan mógł wiedzieć o starym pokoleniu? Ojoj…
-Esłhh… Tło cło Płan łobił z łoskarzłoną?
-Z Ariel? Cóż… Wszyscy zeszli na dół, a ja po wysiłku musiałem zażyć drzemki. Stare kości muszą leżeć, oj muszą… Za dużo wysiłku jak na jeden raz.
-Płanie…
-Dobrze, już dobrze. Obudziłem się w parę godzin później. No i zostałem sam na sam z Panną Ariel.
-Płoszę złapisłać, oskałżonły słam na słam, wykłorzłystuje młodłocianą zgłodnie z tładycjłą łodzinną!
Nef jakby tego nie słyszał. Za to na jego ustach pojawił się szyderczy uśmieszek, gdy usłyszał te słowła. Karma! Słowa! Już nawet narratorowi się udziela Dusk. Takie małe, wredne i plujące, a wszędzie się wepchłnie, nie? No o… Znowu do kwestii nałłatoła się wciął! Panie, daj pan gumkę! Muszę go wymazać! O, tak lepiej! Wracając jednak do opowieści…
-Kiedy ona się obudziła, to rozpoczęliśmy miłą pogawędkę o zaufaniu, o tym co się dzieje, opowiedziałem jej co się stało.
-Zaczłynłał Płan fłiłtłować!
-Niestety nie miałem destylatora w pobliżu, ale filtracja by się przydała. Niesmaczną mają wodę w tej karczmie.
-Nło i cło Płan łobił?!
-Jak to co? Piłem to ścierwo! Na moje zdrowie czyhają! W moim wieku to tylko czystą wodę się powinno pić, a nie takie szczyny jakie tam mieli!
-Spłeciw! Tło nie mła zwiłązkłu ze spławą!
-Oddalony. Proszę precyzować pytania.
-Czły upławłiał Płan z oskłażłoną słex?
-Że co?
-Słex!
-Nie chcę iść z Panem do łóżka! W życiu!
Na sali ponownie wybuchnął ktoś śmiechem. Postać w habicie krzywo tylko na niego spojrzała, wracając do pisania.
-Płanie Nefłetumłenie! Czły spłał Płan z łoskłarżłoną?
-Nie, mówiłem Panu że jestem na to za stary. Nawet po tych magicznych pigułkach od jednego z kupców co je tak zachwalali, to mi tylko włosy na głowie stanęły! Nie polecam Panu, oj nie polecam…
Dusk był niemalże bliski płaczu. Calish tak samo załamywał ręce. Pokręcił głową w geście poddania się. Przemówił po chwili drżącym głosem:
-Panie Dusk, ma Pan jeszcze jakieś pytania?...
-Nłie…
-Dobrze. Obrona ma coś do dodania?
-To mamy obrońcę?
-Pan jest sam sobie sterem, żaglem i żeglarzem, czy jak to tam mawiają…
-Ale ja nigdy na morzu nie byłem! – Ta… Wierutne kłamstwo!
-Czy chce Pan sobie zadać jakieś pytania?
-Co ja schizofrenik? Panie, mam ponad siedemdziesiąt lat, ale to nie oznacza że jestem jakiś powalony!
-To ma Pan jakieś pytania?...
-Nie, nie mam. To proszę usiąść…
Nef wstał powoli z krzesła. Nogi lekko mu się trzęsły gdy szedł przygarbiony do ławy. Zasiadł ciężko na swoim miejscu. Długie włosy spływały mu na twarz, zasłaniając szyderczy uśmieszek, jaki pojawił się na ustach.
-Ariel…
-Tak?
-Chyba nam się udało…
-To dobrze. Może…
Calish podniósł się ze swojego siedzenia. Dusk spocony stał przy drugiej ławie.
-Proszę powstać!
I ponownie wszyscy podnieśli swoje szacowne cztery litery z ławy. Sędzia zaś odkaszlnął doniośle, zaczynając mowę.
-Na mocy prawa mi nadanego, muszę niestety stwierdzić przykrą rzecz. W związku ze sprzecznymi racjami i argumentami, obroną świadków i raczej marnymi dowodami, muszę stwierdzić jedną rzecz. Rozprawa zostaje przełożona do jutra.
Uderzenie młotka potwierdziło słowa Calisha. Na Sali zapadła nerwowa cisza. Po chwili oskarżeni zostali wyprowadzeni poza salę. Gdy Nef spojrzał w bok, w korytarzu ujrzał średniej postury postać, wpatrującą się w nich intensywnie. Phil też dojrzał tą postać. Ten jednak prychnął z pogardą. Sama zaś postać była pilnowana przez strażnika. Szyderczy uśmiech nie spełzał z twarzy mężczyzny. Tymczasem jednak został on popchnięty prosto w stronę grupki wychodzącej z drugiej sali. Czyli w skrócie mówiąc, w kierunku Nefa i reszty. Zapadła w tym momencie niezręczna cisza…

-No Panowie i Pani, chyba nam się udało.
-Staruszek, co?
-Braciak, spokojnie. Dzięki temu może nam się uda. Dusk chyba nie miał zbyt wielu argumentów...
-Zobaczymy jutro. W każdym bądź razie, trzeba się jakoś przygotować. I poznać, z kim mamy przyjemność…
Ostatnie słowa mag wypowiedział ciszej od wcześniejszych, spoglądając jednocześnie na siedzącą w kącie postać. Dokładniej pół –elfa, jak to stwierdził Phil…

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

*******************************************

Boogitus Sylar owoc związku elfki i człowieka, urodzony w Bruth, z natury nieprzystosowany to życia w większej społeczności, socjopata. Nigdy i nigdzie nie zagrzał miejsca na dłużej. Gdy był jeszcze dzieckiem jego matkę zamordowano, nigdy nie poznał powodu zbrodni. Ojciec natomiast był przede wszystkim znany z miłowania karczm, dlatego też Boogitus był zmuszony to radzenia sobie sam. Od ojca nauczył się kilku sztuczek, które wykorzystywał przy kradzieżach kieszonkowych lub drobnych oszustwach. Boogitus poznał Bruth od jak najgorszej strony i mimo, że nie przepadał za duzymi skupiskami, radził sobie w nich doskonale.
Jako młodzian był członkiem grupy specjalizujacej się we włamaniach. \Wszystko układało się dobrze aż do dnia gdy podczas jednej z akcji, Boogitus postanowił podczas odwiedzin w czyimś domu, zagarnać nieco dodatkowego łupu dla siebie, postanowił więc zagrać dość niepozorny, ale wspaniale zrobiony amulet.
Niedługo później przekonał się jak wielki to był błąd, podczas próby sprzedaży dowiedział się, że ten amulet należy do iluzjonisty, który z pewnoscia nie bedzie zadowolony z powodu swojej straty. Wisiorek miał szczególna właściwość, mianowicie niemozliwe było odczytanie emocji osoby go noszącej.
W krótki czas później Boogitus odnalazł zwłoki swojego ojca, poderżnieto mu gardło w jego własnym łóżku! Chodziły pogłoski, iż to wspomniany iluzjonista wysłał najemników by odzyskali jego własnosć.
Nie mając wielkiego wyboru pół-elf postanowił uciekać, w towarzystwie jedynego przyjaciela Malara. Wedrowcy tułali się po bezdrożach coraz to bardziej oddalając się od Bruth. Podczas podrózy Malar nauczył Boogitus strzelac z łuku (nigdy mu taka umiejetnosc nie była potrzebna), cichego poruszania się (w końcu jedzenie trzeba było sobie upolować) oraz tworzenia słabych trucizn paraliżujacych zwierzynę trafioną ostrzem lub grotem pokrytym owa zawiesiną.
W okolicach Karethorfu przyjaciele postanowili się rozdzielic a Boogitus wyruszył do miasta zarobić niego monet, ciągle obawiając się pościgu łotrzyk postanowił zajać sie uczciwą pracą, znalazł zatrudnienie u miejscowego maga jako chłopak na posyłki, nie zadawał wielu pytań, porafił się poruszać po mieście, słowem idealny kandydat. Spedził w Karethorfie kilka miesięcy, w międzyczasie mag uczył Boogitusa posługiwania się różdżkami magicznymi – bez skutku, jednak półelf nauczył się jednego zaklęcia, a raczej sztuczki magicznej. Potrafił wywołać krótki acz intensywny rozbłysk jasnego światła, z pozoru nieprzydatna umiejętność pozwalała jednak z bliskiej odległosć kogoś oślepić. Wprost idealna rzecz dla łotrzyka zmuszonego do niezorganizowanego odwrotu.
Czas mijał szybko i Boogitus postanowił udac się na ponowne spotkanie ze swym przyjacielem Malarem, na miejscu znalazł opuszczony od dawna obóz. Jedyny druh postanowił zostawic półelfa. Kiedy Boogitus skończył uzalac się nad sobą postanowił ruszyć samotnie w dalsza droge do nikad kierując się w stronę Grethynburga. Gdy bedac blisko celu postanowił odpoczac w pobliskiej karczmie, a przy okazji nieco zarobić, czyszcząc sakiewki wieśniaków.
Miejsce nie wyglądało zbyt przyjaźnie, toteż schował większośc swych cennych przedniotów w skrytce nieopodal i wszedł do środka. [...] Po kilku godzinach miał juz pokaźna sumkę i zadowolony chciał po cichu zbiec, gdy nagle wybuchła awantura, a wkrótce po tym świat poczerniał...

********************************************************

Minęło trochę czasu, zanim Boogitus został dosc brutalnie ocucony i natychmiast aresztowany, z tego co zrozumiał to hazard był zakazany w tej okolicy. Co za niedorzeczne prawo! Bedac nieco oszołomiony trafił do celi, rana na głowie, zapewne po jakiejś pałce, ponownie zaczeła krwawić. Ból głowy nie pozwalał zebrać myśli. Tymczasem do celi trafili kolejni więźniowie.

-No Panowie i Pani, chyba nam się udało.
-Staruszek, co?
-Braciak, spokojnie. Dzięki temu może nam się uda. Dusk chyba nie miał zbyt wielu argumentów...
-Zobaczymy jutro. W każdym bądź razie, trzeba się jakoś przygotować. I poznać, z kim mamy przyjemność…

Skończyła się krótka wymiana zdań, zapadła głucha cisza łamana czasami szeptami. Mozna było sadzić, ze pozostali znają się nieźle i wyraźnie zdażyli się już tutaj rozgościć. Boogitus zaczał kojarzyć fakty. Mówili coś o rozprawie, czy to znaczy że mnie też chca osądzić, niby za co?!
Ból nie dawał o sobie zapomniec, krew nadal saczyła się z rozcięcia na głowie. Sylar postanowił milczeć i może przespac się nieco... o ile bedzie mu to danie, nie dośc że oberwał, to jeszcze znajdował się w jednej celi z grupa rodem z obwoźnego cyrku...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

UPDATE listy graczy:

1. PolishWerewolf / Nefratum Skenold / Nekromanta / Człowiek / MG / 3986772
2. Furrbacca / Liren Skenold / Kapłan / Człowiek / Stwórca
3. Marrbacca / Vlad / Barbarzyńca / Człowiek
4. Generał Sturnn / Mediv / Psionik / Człowiek
5. Dar15 / Dalfred von Dar / Wojownik / Człowiek
6. Phil von Roden / Phil von Roden / Łowca / Elf
7. Tipu7 / Fangronas „Fango” Aldelai / Łucznik / Człowiek
8. Agrah / Kain Trivera / Mag / Człowiek
9. Bumber / Ramon Arvanti / Wojownik / Człowiek
10. Krondar / Elkantar / Złodziej / Diabelstwo
11. Ekzuzy / Ekzuzy / Wojownik / Człowiek
12. DevilFish / Prospero / Nieokreślony / Zmiennokształtny
13. Cecylia / Ariel de Livingstone / Bard / Człowiek
14. Boogie85 / Boogitus Sylar / Łotrzyk / Pół-elf

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Na mocy prawa mi nadanego, muszę niestety stwierdzić przykrą rzecz. W związku ze sprzecznymi racjami i argumentami, obroną świadków i raczej marnymi dowodami, muszę stwierdzić jedną rzecz. Rozprawa zostaje przełożona do jutra.
Uderzenie młotka potwierdziło słowa sędziego. Na sali zapadła nerwowa cisza. Po chwili oskarżeni zostali wyprowadzeni poza salę. Na ich twarzach zagościła wyraźna ulga. Przynajmniej tak to wyglądało dla osób postronnych. Wszyscy bowiem, którzy uprzednio zajmowali ławę oskarżonych, mało co nie wybuchli śmiechem. Ledwo udało im się powstrzymać salwy nieopanowanej radości, aż łzy ciekły im z oczu.
- Płaczcie, płaczcie – rzucił im jeden ze strażników. – Jutro się wszystko okaże, szumowiny. Nie liczyłbym na przychylność sądu…
Ktoś parsknął, słysząc te słowa, ale natychmiast zakrztusił się, aby nie wyglądało to zbyt podejrzanie.
Oskarżonych zaprowadzono do celi.
- Ale była jazda… - rozpoczęto w czasie drogi cichą rozmowę, tak, aby nikt z prowadzących ich nie usłyszał.
- Łabałbał rządzi – Ekzuzy ledwo nie przewrócił się na krzywej posadzce, nie mogąc równo iść. Z powodu nagłego wybuchu śmiechu, który próbował powstrzymać. Strażnicy przyglądali mu się dziwnie.
- „Przez połknięcie muchy można nabawić się wady wymowy...” – wtórował mu Phil.
- Tiaa, to on chyba za dużo się ich nałykał, trep – dodał Elkantar.
- A ty, Elkantar – zwrócił się do złodzieja Kain – nieźleś głupka udawał…
- O ile w ogóle udawał – wtrącił się Mediv.
- Niezła szopka była, oj niezła – kontynuował mag, żeby Elkantar nie zwrócił uwagi na słowa Mediva.
- A mamusia mi mówiła, że w sądach to rozprawy są, a nie szopki.
- Dzisiaj wyjątkowo była szopka – odparł Dar, wraz z resztą drużyny skręcając w znajomy sobie korytarz.
- No panowie i pani, chyba nam się udało – stwierdził cicho Nef.
- Staruszek, co? – mag został szturchnięty łokciem przez brata.
- Braciak, spokojnie. Dzięki temu może nam się uda. Dusk chyba nie miał zbyt wielu argumentów...
- Zobaczymy jutro – odparł Liren. – W każdym bądź razie, trzeba się jakoś przygotować. I poznać, z kim mamy przyjemność…
Ostatnie słowa wypowiedział już ciszej. Urywając je. Idący za nim z początku nie wiedzieli, co się dzieje, ze zdumieniem patrzyli na kapłana. Dopiero potem, gdy spostrzegli to, co zauważył Liren, również przystanęli zdumieni. „Co” było właściwie złym określeniem. W kącie ich celi siedziała bowiem kolejna osoba.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Phil ocierając prawą ręką łzę rozbawienia jaka pojawiła się w oku, skręcił i wszedł do celi przepuszczając przed sobą kilka osób, podobnie rozweselonych. Elf uśmiechał się do każdego z wchodzących. Kiedy wszedł do celi zauważył, że nie jest już taka ponura i przygnębiająca. Można powiedzieć, że wyglądała wręcz przytulnie. Jednak coś tu nie pasowało. Coś, a w zasadzie ktoś kucał w kącie pomieszczenia. Phil w skulonej postaci rozpoznał osobę, którą widział wychodząc z sali sądowej. "Półelf..." Łowca miał mieszane uczucia co do tej odmiany swojej rasy. Słyszał wiele. Słyszał wiele o ludziach, którzy gwałcili elfki ze względu na ich urodę, a później zostawiali je z niechcianym dzieckiem. Do drugiego ucha wpadły jednak wzmianki o wielkich miłościach, powstałych między elfką a człowiekem. Ludzie odznaczali się kiedyś, podobno, niebywałym duchem i męstwem. Elfki zawsze były piękne i imponowali im mężczyźni znaczący coś w świecie. Jednak radość z zobaczenia kogoś powiązanego z rasą elfów była większa, niż jakiekolwiek wątpliwości. Phil wyszedł przed pozostałych członków drużyny, stanął przed nowym współlokatorem i wyciągnął do niego rękę. Pewnie.
- Phil von Roden. - rzekł oczekując na reakcję osobnika.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Phil von Roden. - rzekł oczekując na reakcję osobnika.
Dalfred zobaczył intruza w celi i aż zdziwił się nagannym zachowaniem elfa… Być tak nieodpowiedzialnym!
- Zostaw tego kogoś… Nie zdziwiło Cię, że akurat trafił tu po procesie, a oskarżyciel i sędzia nie ogłosili wyroku. To chyba jasne, że może być to szpieg, intruz, wróg, który ma nam jutro udowodnić winę… Zresztą nie tylko tym może być, a na przykład mięsem armatnim… Może mieliśmy się na Niego rzucić i go zabić, a wtedy by na nas mieli od razu pierwszorzędny zarzut! Proponuje usiąść w celi i nie rozmawiać, a już na pewno nie z tym kimś…
Elf, czy półelf, niby wielkiej różnicy nie ma i von Dar rozumiał, że Phil poczuł osobę podobną do Niego, ale to mógł być chytry podstęp… Jeden z tych, które mogli wymyślić dziwaczni sędziowie wiejscy i przygłupie oskarżycielstwo…
Wojownik ostatnio zrobił się podejrzliwy, a ta sytuacja wydawała się idealną przynętą do unicestwienia drużyny, z czego sąd niewątpliwie by się cieszył.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Boogitus nie mógł zasnąć, toteż postanowił przyjrzeć się współwięźniom, a było co oglądać. Była to grupa ludzi, z małymi wyjątkami, mianowicie był wśród nich elf! To w dzisiejszych czasach prawdziwa rzadkość, sam coś o tym wiedział, ponieważ mimo że był swoista mieszanką dwóch ras, to był bardziej podobny do elfa, zdradzała go tylko postura, zbyt poteżne ramiona jak na elfa i wzrost, gdyby był czystym elfem uchodziłby za niezwykle wysokiego.
Wśród więźniów byli też, dwaj bracia, jednak było w nich coś niezwykłego o ile jeden zachowywał się całkiem naturalnie, to drugi osobnik wydawał się niezwykły. Boogitus nie potrafił odczytać zadnych emocji, a raczej nie potrafił wywnioskowac nic sensownego, pierwszy raz spotkał osobę, której nie mógł rozgryźć w ciągu kilku minut. Może ma podobny amulet do mojego? Hmm muszę na niego uważać.
Kolejny oryginał to gość wygladał na jakiegos wojownika, tyle tylko że zdawał się mieć problemy z mysleniem. Co chwilę mamrotał coś o mamie a podczas drzemki ssał kciuka. Bystrość jego wypowiedzi przypominała Boogitusowi golema nalezącego do maga, dla którego pracował w Karethorfie, doprawdy niezwykłe to było stworzenie, a jego jedynym zadaniem było... sprzątanie. Podobno był to najprostszy golem jakiego można stworzyć, jednak Boogitus nie widział nigdy czegoś podobnego.
Ostatnią osobą na którą Sylar zwrócił szczególna uwagę, była całkiem urodziwa bardka, przynajmniej wyglądała na bardkę. Wydawała się byc osoba pewna siebie i kompletnie nie pasowała to tego zbiorowiska osobliwości. Pół-elf miał słabosc do kobiet toteż, humor mu się zdecydowanie poprawił, gdy mógł na kims zawiesić oko zamiast wpatrywac się w ściany i liczyc kamienie. Nie odrywając wzroku od niewiasty, łotrzyk począł ponownie opatrywac ranę na głowie, szło to mu dość pokracznie, na dodatek nie miał czym przemyć rany, oderwał więc kawałek rekawa z koszuli i zawinął wokół głowy. Na tę chwilę musi wystarczyć. Co dziwne cała ta zgraja była w niezłej kondycji, Boogitus był jedynym, rannym. Takim to dobrze, pewnie ich aresztowali za głupi wygląd...

Z rozmyślań wybiła go zbliżająca się postać, elfi wojownik lub może łowca...
- Phil von Roden – przedstawił się.
- Boogitus Sylar, miło poznać, jak się... - i kiedy miał kontynuowac nagle przemówił inny do tej pory jakby nieobecny więzień.
- Zostaw tego kogoś… Nie zdziwiło Cię, że akurat trafił tu po procesie, a oskarżyciel i sędzia nie ogłosili wyroku. To chyba jasne, że może być to szpieg, intruz, wróg, który ma nam jutro udowodnić winę… Zresztą nie tylko tym może być, a na przykład mięsem armatnim… Może mieliśmy się na Niego rzucić i go zabić, a wtedy by na nas mieli od razu pierwszorzędny zarzut! Proponuje usiąść w celi i nie rozmawiać, a już na pewno nie z tym kimś…
Elf, czy półelf, niby wielkiej różnicy nie ma i von Dar rozumiał, że Phil poczuł osobę podobną do Niego, ale to mógł być chytry podstęp… Jeden z tych, które mogli wymyślić dziwaczni sędziowie wiejscy i przygłupie oskarżycielstwo…
- Nie wiem o czym mówi twój najwyraźniej nieco nadpobudliwy przyjaciel – rzekł Sylar do nieznajomego elfa – ale ja nawet nie wiem za co zostaliście aresztowani, ja tutaj trafiłem bo... prowadziłem interesy i ... tak naprawdę nie bardzo wiem co się stało... W każdym bądź razie nazywanie mnie szpiegiem – tutaj Boogitus zwrócił się do drugiego nieznajomego - jest niegrzeczne, a nazywanie mnie miesem armatnim i szpiegiem to juz szczyt chamstwa, jak widac nie moge się spodziewać dobrych manier... Sam nie jestem zwolennikiem zawierania przyjaźni w takich miejscach więc, jeśli bedę miał ochotę zamilknę, ale żaden prostak nie bedzie mnie obrażał...
Łotrzyk skończył swój wywód, po czym nieco chwiejąc się usiadł ponownie w tym samym kącie i błednym wzrokiem począł wpatrywać się w bliżej nieokreślone miejsce. Był spragniony, nie zauwazył jednak jakiejkolwiek wody w celi, a jego bukłak razem z innymi rzeczami jakie miał przy sobie zostały mu zabrane... Ubrany był tylko w koszulę i skórzane spodnie odebrano mu nawet buty...
- Przeklęci strażnicy traktują mnie jak jakiegoś zbrodniarza - syknął cicho.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować