Zaloguj się, aby obserwować  
menelsmaster

Zapomniane Krainy - forumowa gra RPG [M]

4049 postów w tym temacie

-Mam nadzieję, że tam nie jest głęboko! Przyjaciele, do mnie!- rozległ sie krzyk Marvola. Po chwili w wodzie zakipiało. Druid ciągle przemawiał podniesionym głosem w niezanym innym towarzyszom języku. Woda ciągle wrzała, a Phila nie było widać. Druid zaczynał się powoli niepokoić. -Postarajcie się odwrócić uwagę bestii od wody. Sądzę, że ona trzyma Phila ciągle pod wodą, nie chce go wypuścić!
-Robimy co możemy!- odpowiedziała Eileen posyłając kolejną strzałę w kierunku paszczy potwora.
-No dalej, jeszcze troche moi mali przyjaciele... Postarajcie się... Phil, a Ty się ich tylko nie przeraź... Nie są piękni, ale to są zwierzęta, one Cię zrozumieją... Nie musisz się ich obawiać, oni Ci pomogą...- Druid stał wychylony za burtę wpatrując się intensywnie w topiel. Woda ciągle wrzała. W pewnym momencie z wody wystrzeliło odgryzione w połowie odnóże bestii.
-Tak! Udało Wam się! A teraz wprowadźcie Go jakoś na pokład! Postarajcie się!

Po chwili woda uspokoiła się, a na jej powierzchnię wynurzył się powoli cały ociekający wodą Phil. Ciągle jednak dzierżył w dłonie swój łuk. Nie wyglądało na to, aby ucierpiał. Zarówno ani Phil, ani łuk. Wszystko wyglądało tak jak dawniej. Z wyjątkiem zniesmaczonej miny elfa, który kurczowo trzymał się czarnego jak smoła grzbietu jakiejś ryby.
-Phil, łap tą linę! Zaraz Cię wciągniemy!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 30.03.2006 o 17:46, Ninja Seba napisał:

[Ej no zwolnijcie... Niektórzy mają szkołę i napięty plan, a tu już bumba łubudu i rybki nie
ma...]


[ popieram, aczkolwiek moglibyśmy w koncu rozwlic cos szybko bo ostatnio sami przepotężni przeciwnicy. brakuje mi jakichś setek patałachow do rozwalenia. aha, no i rybka jeszcze jest]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Elf usłyszał krzyki z pokładu i zaczerpnął powietrza.
- Dobra już mnie ta ryba nie trzyma poradzę sobie. - i podpłynął zwinnie do statku. - Ale tę linę mimo wsyzstko możecie rzucić. Jeszcze nie umiem chodzic po każdego typu powierzchni. - po sekundzie obok niego wylądowała lina. Chwycił się jej i bez problemow wszedł na pokład. Zwrocił się do druida. - Dziękuję. Uratowałeś mnie i mam nadzieję, że kiedyś będę w stanie się odwięczyć. Rownoczesnie mam nadzieję, że nie znajdziesz się w takiej sytuacji. W czasie naszych wędrowek. - ukłonił się - Aha, jeszce jedno. Fajne rybki. Powiedz im, że miło się wspołpracowało. A teraz... - odwrocił się w stronę potwora - pokażmy jej kto rządzi! HArpuny! W podniebienie i starać się ją tu wciągnąć. Nasi wojownicy też muszą się pobawić!...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Farin widział jak Phil spada do wody. Krasnolud widział też rozwścieczoną ślepą bestię, która zaczęła uderzać o statek powodując, że wszystko się kołysało i niestety dwaj krasnoludowie wypadli za burtę. Najpierw pomógł Philowi wejść na pokład za pomocą liny. Wojownik był na tyle silny żeby błyskawicznie wciągnąć przyjaciela. Teraz musiał jakoś powstrzymać bestię. Farin wyczul odpowiedni moment i zeskoczył na grzbiet bestii. Czuł się jakby był na byku, ponieważ bestia za wszelką cenę chciał zrzucić wojownika. Jednak udało mu się utrzymać równowagę i ciąć łuski. Po paru minutach potwór był martwy.
-Rzućcie mi liny i haki.-wrzeszczał krasnolud dryfując na grzbiecie stwora.
Po chwili wojownik zaczepiał haki w wielu miejscach stwora, potem przywiązał liny i po jednej z nich sam się wspiął.
-Dobra magowie niech pomogą wojownikom i krasnoludom wciągać tą rybkę.-orzekł krasnolud.
Wszyscy wzięli się do roboty, dzięki magii wstąpiły w nich nowe siły a krasnoludowi nie grzeszyli słabością. Gdy minęło pól godziny zmęczeni wojownicy wpatrywali się w stwora wciągniętego na pokład. Gdy już wszyscy odpoczęli część załogi zabrała się do steru w obawie przed innymi wodnymi monstrami. Drużyna z triumfem wpatrywała się w zdobycz a krasnoludy już szykowali się do przygotowania ryby żeby ją przyrządzić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

No cóż - rybka, z którą przed chwilą walczyli była już nieco obgryziona. Nieco… Bo nadal stanowiła ciekawy dodatek do ich prowiantu…

Nie dało się zaprzeczyć, że całkiem niezła rybka miała im nareszcie zastąpić już nieco zwietrzałe zapasy, jeszcze z powierzchni. Jednak niewielu posłuchało rozkazu krasnoludzkiego kapitana (w sumie to nawet nikt z załogi) i dość szybko każdy padł najedzony i szczęśliwy. Kapitan zaś miał mieć z tego niezły ubaw, zwłaszcza z pasażerów, gdyż droga na powierzchnie prowadziła przez magiczny wir wodny - prosto do góry i z dość dużym przyspieszeniem…

Drużyna całkowicie już zmęczona wszelka walką, czy raczej ostatnimi wydarzeniami na wyspie, wyszła na pokład. Obolali, nieco senni porozkładali się na kocach i zaczęli zapadać w drzemkę. Powietrze stało się znacznie czystsze i wilgotniejsze, oddychało się dość przyjemnie - zupełnie jak nad morzem, ale oni wciąż byli w Podmroku. Miesiąc, który spędzili w podziemiach nie był najprzyjemniejszym okresem w ich życiu i tęsknili za powierzchnią. Za słońcem, śpiewem ptaków, winem i każdym innym napitkiem, za normalnymi elfami, nareszcie nie tylko mrocznymi. No może tylko jedna osoba wciąż wspominała z utęsknieniem i pewną wesołością grupę drowek…

- Zaraz zbliżymy się do wiru ! - krzyknął kapitan. - Jeśli macie słabe żołądki możecie zejść pod pokład. Ale przegapicie naprawdę fajne widowisko ! Nie sądzę, żebyście jeszcze kiedykolwiek mieli okazje wypływać na powierzchnię przez magiczny wir. To niczym nie grozi, za pokład nie wylecicie ! - drużyna zachęcona przez podstępnego dowcipnisia pozostała na pokładzie:
- Na wszelki wypadek złapcie się czegoś mocno, żeby nie latać mi po pokładzie ! - reszta krasnoludzkiej załogi rozpoczęła przygotowania statku do "wynurzenia".
Statek powoli wpłynął do obszernej jaskini - po środku można było zobaczyć kilkudziesięciometrowej średnicy wir wodny, prowadzący ku górze. Wir niknął u góry jaskini, gdzie było już zupełnie ciemno, nawet dla elfich oczu - nie można było więc do końca odgadnąć całości tej magicznej "konstrukcji".

Poczuli silny wstrząs - statek wpłynął w wir. Teraz z bardzo dużą szybkością statek kierował się ku górze, przy czym równie szybko obracał się wokół własnej osi. Furr wytrzeszczył aż oczy próbując utrzymać zawartość żołądka we właściwym miejscu, Shan w dość pięknym stylu przeleciał przez pokład, zdążył się jednak złapać barierki i zatrzymać w miejscu. Gregor zaczął się zastanawiać, czy to właśnie TO odczuwają krasnoludy po wypiciu beczki miodu, a sam Farin upajał się tym "kręciołkiem", gdyż przypomniały mu się stare, dobre zakrapiane i oczywiście krasnoludzkie imprezy. Phil coraz mocniej ściskał fragment barierki, jednak ta - nadgniła odłamała się. Elf miał jednak na tyle szczęścia, że wpadł wprost na ściągnięty żagiel i tam też siedział zaplątany aż do momentu wypłynięcia. Eileen z pomocą kilku prostych czarów przywarła do pokładu i z rozbawieniem patrzyła na to co działo się z resztą drużyny. Było tak aż do momentu, w którym musiała przerwać czar, aby uniknąć czyjejś przelatującej zawartości żołądka, która ostatecznie zniknęła w odmętach wody. Despero trwale przywarł do masztu i dziarsko trzymał się pokładu. Miał zamiar puścić dopiero na powierzchni… nie utrzymał [:)]. Marvolo mocno przywarł do pokładu przy pomocy wyczarowanych szponów…

Nareszcie powierzchnia ! Słońce, szum morza, chłodny przyjemny wiaterek - zapach powierzchni. Ach, jakież to było przyjemne uczucie ponownie znaleźć się w tym normalnym świecie. Koniec z Podmrokiem, koniec z drowami… no może nie do końca, początek relaksu, upragnionego odpoczynku, starych znajomych… i kolejnych przygód i niebezpieczeństw…


- Wyczuwam w pobliżu zło… - zaczął niepewnym przeczuciem Despero.
Łup ! Drużyna zaległa na pokładzie od potężnego uderzenia, nawet już im się nie chciało wstawać. Jednak musieli to zrobić…
Nie mieli nawet okazji zorientować się, że są w zasięgu pirackiego statku. Porównywalny rozmiarem do ich statku, ten z powiewającą czarna flagą z ludzką czaszką i skrzyżowanymi kośćmi, przybił teraz do ich burty. Piraci w oka mgnieniu dokonali abordażu i chcąc rozwiązać sprawę bez walki, przywódca piratów rozpoczął gadkę:
- Haha ! Szczur przebrzydłe, podziemne szumowiny. Oddawać wszelkie klejnociki, broń, zbroje, zwoje, miksturki oczywiście złotko, a puścimy was wolno. Oszczędzicie gardła, daje wam…eee…ykhm…
- Minutę panie kapitanie. - szepnął jeden z kamratów.
- A tak… Macie minutę na poddanie się albo urządzimy wam rzeźnię !

- Nie wiem jak wy, ale ja nie mam kompletnie siły na żadną zbrojną konfrontację. - zaczął Fur.
- To co do cholery zrobimy ? Przecież im niczego nie oddamy. - odpowiedział mu ktoś…

Eileen przestała słuchać szybkich przekomarzań drużyny i skupiła uwagę na innej rozmowie. Głos, który za sobą usłyszała spowodował, że przeszły jej ciarki po plecach:
- Co się dzieje Hergonie ? Co to za postój ? - nieznajomy zwrócił się do kapitana, który był najwyraźniej jego znajomym.
- Piraci… około dwudziestu. - odpowiedział nieco spanikowany kapitan.
- Muehehehe… - Eileen odruchowo poprawiła długi sztylet.
- Nie ! Czy ty nigdy nie masz dość ? Już i tak mieliśmy przez ciebie kłopoty… jak zwykle.
- Ej ! Tamten rycerzyk sam się o to prosił.
- Zawsze to powtarzasz. Daj mi załatwić ugodę z tymi piratami i popłyniemy dalej…
- No co ty ? Sami się wprosili na pokład, więc teraz kolej na mnie ! Buahahaha !
- Ciszej ! - syknął krasnolud. - A kto zmyje pokład ?
- Widzę, że zabrałeś jakąś grupkę poszukiwaczy przygód - na pewno wśród nich znajdziesz jakichś magów. Oni jednym czarem załatwią sprawę.
- Ta… jak zwykle idziesz za żądzą mordu.
- Ja tylko nie lubię piratów…
- Zawsze to mówisz. - kapitan odsunął się z drogi, nieznajomy ruszył do przodu.

Kapitan piratów jeszcze próbował coś krzyknąć na swoich kompanów, lecz nie zdążył. Rycerz w czarnej zbroi ściął jednym zamachem półtoraręcznego miecza kilku piratów, w tym samego przywódcę. Ściął to było bardzo dobre określenie, miecz rozpłatając po kolei słabo opancerzonych piratów, nie napotkał wielkich oporów. W tym samym czasie na pokładzie statku piratów został przywołany z niższych planów glabrezu. Drużyna przez moment patrzyła jak nieznajomy ścina kolejnych piratów, po czym sama przystąpiła do eliminacji niedobitków. Niewiele jednak im już do roboty zostało, gdyż statek piratów szedł właśnie na dno. Przyzwany przez bramę demon załatwił sprawę za swojego pana, po czym zniknął na powrót w bramie międzywymiarowej. Czarny rycerz załatwił właśnie ostatniego z przeciwników. Jedną nogą przydepnął truchło kapitana pirackiego statku, zdjął hełm, po czym uniósł zakrwawiony miecz do góry i wrzasnął na całe gardło:
- Owned !

- Co to za świr ? - szepnął spoglądając na Despero Geot.
- Świr czy nie, świetnie walczy. - zaczął Phil. - Nie, pomyłka. To kompletny szajbus… - elf patrzył jak przyzwany przez nieznajomego szkielet zrzuca do oceanu ciała zabitych.
- Mała strata… - dorzucił Fur. - Pewnie i tak niewiele mieli na pokładzie.
- To Zaknafein de Vilfish, jeden z dawnych paladynów Neverwinter. Kiedyś był dobrym człowiekiem, ale od czasu upadku Lady Aribeth de Tylmarande zszedł na złą drogę. Stał się Czarnym Strażnikiem. Zresztą szczegóły tego wszystkiego opowiem wam kiedy indziej.
Zaknafein zniknął pod pokładem, kościej został odesłany…

[ Sorry za to ''owned'' ale najbardziej pasowało do sytuacji, a z polskim odpowiednikiem było raczej krucho. A teraz zdecydujcie, do którego miasta - portu płyniemy. ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

-Panowie... Tylko spokojnie, od razu mówię. Mimo że jest Czarnym Strażnikiem, to nie oznacza że jest przesiąknięty złem. Szczególnie się to odnosi do Ciebie Gregor i do Ciebie Despero.
-A co my mamy z tym wspólnego.
-A kto tutaj jest paladynem? Kto przysięgał tępić zło?
-No, my...
-A czy upadły paladyn nie jes złem samym w sobie, bynajmniej w Waszym mniemaniu?
-No jest. I raczej nie sądzę, żeby taka postać była wartościowa. Przecież oni miłują sie tylko w mordowaniu!
-Ale popatrz na to z drugiej strony. Przecież sam jeden pokonał cały statek piratów. Nie sądzicie, że taki ktoś zasługuje na chwilę uwagi?
-A czemu Ty, Marvolo, się w to mieszasz?
-Ja? Przecież jestem druidem. W zakresie obowiązków i nauk druida leży koegzystencja ze wszystkimi istotami. Obojętnie czy złymi z natury, czy dobrymi. Walczy tylko w ostateczności. Nie wybiera stron...
-No i kolejny zaczyna mowić o wierze!- wykrzyknął Furr, na co druid momentalnie zakończył szykujący sie wywód. Eileen powoli podeszła do sternika i zaczęla wypytywać go szeptem gdzie tak właściwie płyną...

[Ja tam nie mam jednolitego celu. Ale może być albo Neverwinter, albo Waterdeep]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Tak samo jak kolega wyżej. Byle do przodu i ciekawie. Jak naraize nie śpieszczie się... Jeszcze tylko te skały i będzie... Ups... Bo się wygadam :/]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[ ok będe pisać już ładniej :) Tak może być?]
-Najpierw widziałem demona, potem grubą rybę, następnie wir, piratów, a na domiar złego to jeszcze upadłego palladyna. No i oczywiście nie wytrzymałem w wirze i musiałem puścić to, co nie trzeba. Za to przepraszam i mam nadzieję, że nikogo nie ubrudziłem ;) Mam tylko jedno pytanie... Czy aby na pewno jesteście pewni, że ta osoba powinna zostać na tym statku. Sądze, że skoro zabiła tylu piratów to i nas mogłaby zabić. Proponuję chociaż w nocy robić jakieś warty, bo nie wiadomo, co może wieczorem się tu stać. Może kolejni piraci zaatakują albo... ten ktoś... I jeszcze jedno czy ktoś później byłby miły i opowiedział mi o waszym świecie, bo ja nic o nim nie wiem, a gdy kiedyś wróce na moje ziemie to musze pochwalić się nowymi odkryciami.
Despero złapał się za twarz i znowu wymiotował. Na szczęście zdążył do morza...
- Czy wy to nazywacie chorobą morską?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Gdy wszyscy się już najedli ponownie zapanowała, tym razem błoga cisza. Wilgotne, morskie powietrze owiewałopokład zmywając z niego resztki wspomnień podmroku. Podobnie czynił też najwyraźniej z drużyną, gdyż każdy już spoglądał w morze kreśląc prostą, lub nieco bardziej krętą linią swoją przyszłość. Elfka przysiadła ponownie na schodkach przysłuchując się szumowi fal. - Żegnajcie ciemności podmroku... - mówiła w myśli i była pewna, że nie tylko ona nie będzie tęsknić za nimi. W milczeniu tylko sprawdziła ręką, czy w czasie walki nie zgubiłą sewgo medalionu. Zupełnie o nim zapomniała. Na szczęście on wisiał spokojnie na jej szyi. - No, nic się nie stało... Ale, ale... Ciekawe, dokąd płyniemy? - elfka utopiła wzrok w choryzoncie poszukując na nim choć skrawka ziemi...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Monolog Despera usłyszał stojący w pobliżu, barczysty kapitan statku. Zbliżył się on i powiedział uspokajająco.
- Spokojnie. Nie będziemy nocować na statku. Za jakieś poł godziny, powinniśmy zobaczyć Waterdeep na horyzoncie. Za połtorej godziny przy pomyślnych wiatrach, ktore jak narazie mamy, będziemy na miejscu.
- I chwała Bogu, że mamy te pomyślne wiatry - rzucił Despero odwracając się od burty. Czuję, że mam dość żeglowania. Idę pod pokład. - po czym szybkim krokiem ruszył w stronę szerokih schodow prowadzących w doł. A kapitan krasnoludzkiego statku pociągnął dalej:
- Jak pewnie niewiecie, ale może niektorzy z Was zauważyli to w powietrzu mamy ranek. Jesteśmy trzy dni przed Julehaven, czyli świętem żyznej ziemi. Śniegi całkowicie już stopniały i wszystko już lekko się zazieleniło. Tydzień temu na drzewach pojawiały się pierwsze pąki i kwiaty, więc pewnie będzie nam dane usłyszeć bzyczenie pszczoł i os. - tutaj po cichu zwracając uwagę aby Eileen nie słyszała, rzekł - A i kobiety już "prawie się ubierają" - i szyko dodał głośno - Teraz zajmę się wprowadzeniem statku do portu, a wy macie czas dla siebie. - drużyna rozeszła się po rożnych częsciach statku. Niektorzy pogrążeni w rozmowie. Marvolo był, jak się zdawało elfowi, zadowolony z nieobecności Despera. Pogrążony był teraz w rozmowie z Farinem i Furem. Wyraźnie dobrze czuli się w swoim towarzystwie. Phil cieszył się, że druid nie czuje się osamotniony mimo straty przyjaciela. Pod elfem na przodzie statku roztańczonym krokiem i z uśmiechem na twarzy podrygiwała Eileen, a Shan z nie mniejszą radością przyglądał się jej. Co jakiś czas wymieniali kilka słow. Pod elfem? Tak, Phil bowiem leżał sobie wygodnie na linach prowadzących na maszt [za nic nie przypomnę sobie jak sie nazywają :)] i cieszył się słoneczkiem. Miał nadzieję rownież się opalić gdyż z powodu ostatnich wydarzeń nie miał koszuli i sporej częsci spodni. Buty na statku nie były potrzebne. A elf kochał się lenić i była to rzecz, ktorą robił najlepiej. Po pewnym czasie wylegiwania się w słońcu usłyszał jednak krzyk Fura:
- ZIEMIAAAA!!! Widać ziemię! - i niziołek zaczął biegać po całym statku oznajmiając tę nowinę. Sporo radości było w widoku uradowanego niziołka. Jednak po chwili zapał lekko ostygł i wszyscy wrocili do tego co robili wcześniej. Phil nie zadał sobie nawet trudu zejść na doł. Po pewnym czasie jednak miasto robiło się większe, i większe i większe...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Statek zbliżał się do zatoki. Podrożnicy wiedzieli, że jeszcze kilka metrow i ujrzą upragnione miasto, pierwsze od miesiąca z hakiem, zbudowane na powierzchni. Wszyscy czekali mocno na tę chwilę. Po jakiejś minucię wpłynęli w zatokę i usłyszeli wiwaty mieszkańcow. Widąć wszyscy z utęsknieniem czekali na przybicie statku do portu. Teraz towarzysze mogli uważnie przyjrzeć się miastu. Widok zapierał dech w piersiach zwykłym ludziom, a co dopiero podrożnikom, ktorzy od dłuższego czasu tęsknili do takich widokow. Najniżej prawie rowno z wodą znajdowała się dzielnica portowa. Pełno statkow stłoczonych przy drewnianych molach. Wielkie kupieckie, jescze większe wojskowe i malutkie łodeczki rybackie. Były rownież luksusowe do przewożenia ludzi, elfow, krasnoludow, niziołkow i wszystkich kto tylko chciał. I miał oczywiście fundusze. Dość proste domki tworzyły niesamowity portowy klimat, rybacy tłoczący się na molach i chodnikach, ogolny gwar, ludzie wiwatujący na wpłynięcie statku do portu. Wszystko to było niesamowite. NIeco dalej było strome wybrzeże, a w nim wyzłobione schody, po ktorych podobnie przewijały się tłumy. Gdzieniegdzie ze skał wyrastały drzewa, a z samej gory opadała długa trawa. Wyżej znajdowało się właściwe miasto. Skąpane w słońcu domki, niesamowicie białe, aż raziły swą jasnością. Porośnięte bluszczem, otoczone płotami o wspaniałych kształtach były przepiękne. Ulice krzyżowały się pod kątem prostym. Bardziej na prawo widać było rynek. I jeżeli drużynmie wydawało się, że w porcie jest dużo ludzi to byli w błędzie. Dopiero tutaj była ich masa. Pełno kolorowych straganow, kupcy reklamujący swoje towary i klienci targujący się na jak najniższą cenę. Ludzie każdej rasy. Nie sposob było zapamiętać napotkanych twarzy. Jeszcze bardziej w prawo był wspaniały pałac najwyraźniej starosty lub krola. Obok mniejsze rezydencje, ktore jednak wyglądały jak pałace. Dalej w głębi pola uprawne z wiatrakami, końmi, świaniami, swieżo zooraną ziemią i dziewczętami przechadzającymi się po łąkach. Wszystko to było niesamowite. Po chwili rozległ się głos kapitana:
- Zaraz wypuścimy trap i będziemy schodzić na ląd. Wy schodzicie pierwsi, załoga potem. Damy wam znać. -odszedł. Po mniej więcej minucie wrocił z uśmiechem i rzekł wskazując ręką na sterburtę - Proszę o zejście. Życzę miłego pobytu. A gdyby coś - tu zwrocił się lekko w stronę elfa - To nazywam się Alin Voret i mieszkam o tam - wskazał palcem - Gdybyście mieli problemy wpdnijcie a pomogę, w miarę możliwości oczywiście. Bywajcie. - po minucie cała drużyna stała na stałym grunicie i podziwiała miasto. Wszyscy w świetnych humorach. Phil zaczął:
- To gdzie chcecie iść? Proponuję najpierw małe zakupy... - a widząć zdziwione miny towarzyszy dodał - No co? Coś się tam podebrało smokowi, a akurat zostały mi te kieszenie. - rozrzucił sakiewki - Wszyscy po dwieście pięćdziesiąt koron. Hm... tylko mamy jednego członka drużyny więcej... No nic, Marvolo weź moją częśc, pozwolisz, że tylko wezmę sobie dwadziescia koron na koszulę i spodnie. Kupcie zbroje, ubrania, jedzenie co checie. Potem proponuję spotkać się w jakiejś karczmie i omowić dalszą wędrowkę. No i po zniknięciu Serafina musimy wybrać nowego przywodcę naszej drużyny. A jak narazie miłego dnia. - zakończył z uśmiechem i ruszyli w stronę schodow...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Co to są korony? Wy to dajecie za coś co chcecie wziąść- inkwizytor ze zdumieniem zapytał się towarzyszy.
Reszta drużyny uśmiechnęła się.
- Chyba rzeczywiście przyda Ci się troche informacji o naszym świecie.
Despero zapatrzył się na monety i zaczął rozmyślać.
Na prawdę dziwny jest ten świat i taki, taki inny. Taki naturalny. Może gdy już odnajdę, któregoś z braci to mi opowie o reszcie dziwnych rzeczy.
- Tak chyba tak, a może powiecie mi co tu za religia panuje?? Wielobóstwo czy może politeizm?
Powinienem napisać wypracowanie na temat innych religii no bo w koncu czuję, że po powrocie do moich ojczystych ziem bedę musiał wprowadzić wiele zmian i otworzyć się na resztę świata...
W tym momencie jakaś szybka postać zabrała sakiewkę Despera, a była tak szybka, że nawet tego nie zauważył gdyby nie silne szarpnięcie złodziejaszka.
- AAAAAA. Złodziej!
Inkwizytor pobiegł za złodziejem.
- Niech cię dopadnę to poznasz, co to kara boża!!!
Biegł i biegł aż wreszcie drużyna straciła Despera z oczu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Co za piękne miejsce. Tyle tu zieleni... Nie spodziewalbym się tego. Zwłaszcza po tak wielkim mieście. Jednak jak dla mnie to za dużo tu ludzi. Preferuję ciszę i spokój... Tym klimatom jestem bliższy. I doceniam gest Phila. Miło z Jego strony. Jednak gdy się tylko spotkamy oddam Mu te pieniądze. Zapomniał że mam własne? Przecież musiałem jakoś opłacić transport u krasnoludów za pierwszym razem... No cóż... Jakoś Mu to wytłumaczę. A teraz gdzie? Wiem. Najpierw poszukam driuda. Następnie muszę odnaleść jakiegoś kowala. Przyda się wymienić ten korbacz na coś o wiele bardziej praktycznego. Może jakaś włócznia dobra się trafi. Wszystko jest możlwie. Dawno już nie miałem w rękach czegoś tak dobrego... A na niej się przecież opierało całe moje szkolenie. No dobra, koniec tych rozmyślań, czas szukać druida. Zacznijmy może od znalezienia jakiegos wielkiego drzewa...

Marvolo wmieszał się w tłum. Nie wyróżniał się prawie niczym. Nie licząc zawieszonej na plecach tarczy i korbacza. Jednak niewielu ludzi zwracało na to uwagę. Wszyscy bardziej zajęci byli sobą. Przechodząc obok straganów kupców często słyszał kłótnie o wynagrodzenie, to znów widział jakąś bójkę. Nigdy nie widział takiego miasta. Wszędzie coś się działo. Nie ma w nim żadnego spokojnego miejsca. Nic. Wreszcie dostrzegł to, czego szukał. Wielkie drzewo. Znajdowało się ono w centralnym miejscu na pobliskim placu. W pniu widniały drzwi. Marvolo powoli zbliżył się do nich. Od razu wyczuł, że w środku znajduje się ktoś o wielkiej mocy. Być może nawet spotka arcydruida. Tego nie wiedzial. Przekręcił szybko klamkę i wszedł do środka. Ściany [a raczej pień :)] wypełniały mikstury, kły, pazury. Wszystko co porządnemu druidowi jest potrzebne. Marvolo przechadzał się powoli wzdłuż ścian podziwiając zgromadzone eksponaty. W pewnym momencie usłyszał za sobą znajomy głos.
-Marvolo! Co Ty tutaj robisz? Ty stary druhu! No chodź no do mnie!
Druid obejrzał sie natychmiast. Za nim z rozportanymi ramionami stał barczysty mężczyzna. Przez plecy miał przewieszoną skórę czarnego niedźwiedzia, symbol jego olbrzymiej siły. Gdy się na niego spoglądało nie można było wyjść z podziwu, w jaki sposób doszedł do takiej krzepliwości. Na głowie miał opaskę z liści i gałązek. Dla Marvola był to wyraźny znak, że stojacy mężczyna był arcydruidem.
-Sacram! Jak ja Cię już dawno nie widziałem! Nie wiedziałem że ocalałeś! I do tego arcydruid. No no no... Dużo rzeczy się wydarzyło od kiedy wyjechałem...
-Zgadza się. A teraz pozwolisz. Siadaj i opowiadaj swoją historię.
-Nie, najpierw Ty. Ja dopiero co przyjechałem. Muszę chwilę wypocząć.
-No jak wolisz. No to zaczynam...- Arcydruid rozpoczął swoją opowieść. Marvolo co chwila marszczył brwi zamyślając sie głęboko. Jednak były też momenty, gdy jego czoło rozchmurzało się. Nawet w pewnym momencie delikatny uśmiech pojawił sie na twarzy druida. Arcydruid zaś kontynuował swoją opowieść nie zważając na nic.
-No i jak widzisz dotarłem aż tutaj. A teraz prowadzę ten święty gaj.
-Nieźle... Ja dopiero co wyszedłem z Podmroku. Straciłem tam Furiona...
-Furiona? Tego wilka co ciągle był z Tobą?
-Tak. Mojego przyjaciela.
-Masz ciągle jeszcze ten naszyjnik z wilczych kłów?
-Tak. Ale co to ma do rzeczy?
-Pokaż mi go. Może uda się coś jeszcze zrobić...
Marvolo zdziwiony reakcją towarzysza zdjął naszyjnik i podał go Sacramowi. Ten ujął go w dłonie i szybko zaczął modlitwę. Naszyjnik powoli rozbłyskiwał jasnym światłem. Arcydruid podszedł do stołu który służył mu za ołtarz. Zlożył naszyjnik na stole i poczał posypywać go różnymi ziołami i wywarami. Z wielkiego kła na samym środku wystrzelił ku górze wydrążonego pnia świetlisty promień, który nastepnie przebił sie przez koronę na zewnątrz. Zapewne była doskonale widoczna z zewnątrz. Ale arcydruid wydawał się tym nie przejmować wcale. Ciągle ciągnął swoją modlitwę. Po kolei z każdego kła wystrzeliwywał w powietrze identyczny promień. W pewnym momencie dało się słyszeć głośne wycie.
-To wycie Furiona!- wyrwał się Marvolo.
Sacram uciszył go jednym gestem. Z korony powoli zaczął spływać w kierunku ołtarza duch wilka. Podobny kształt wyszedł zza nóg Marvola. Oba duchy zbliżyły się do siebie. Były niemalże identyczne. Z jedną różnicą. Z ducha, który spłynął z powietrza emanowała dostojna powaga. Widać też było wyraźnie, że jest większy.
-Ojciec i syn...-wyszeptał Marvolo zdziwiony.
Arcydruid rozłożył nagle ramiona. Wskazał ręką jednego z duchów. Furiona. Duch ojca rozmył się, a duch Furiona upadł zgłośnym hukiem na podłogę. Jego pierś powoli unosiła się.
-On żyje... Jak to zrobiłeś?
W tym momencie dało się słyszeć drugi huk. Sacram upadł na podłogę niedalekgo Furiona. Marvolo szybko podibegł do nich obydwu.
-Udało się?-wyszeptał Sacram.
-Tak. Ale jak...
-Nie mów nic. Zabierz stąd Furiona. Ja teraz musze odpocząć i zebrać siły. To mnie wykończyło. Nie zapomnij swojego amuletu. Furion będzie przy Tobie, dopóki go będziesz mieć. A teraz idź.
Marvolo bez słowa wziął wilka na ramiona i wyszedł. Wzruszenie z powodu odzyskania przyjaciela było wielkie. Widział jednak, że minie sporo czasu nim Furion odzyska pełnie sił. Na to potrzeba było czasu. Teraz musiał już tylko odnaleść kowala. Miał nadzieję, że tutaj pójdzie mu równie dobrze. Po paru godzianach jednak zorientował się, że nie jest to takie łatwe. Ostatecznie jednak trafił do miejscowego krasnoluda. Wymyślnego zbrojmistrza. Dając mu za zapłatę niemalże wszystkie swoje pieniądze, nie naruszając zasobów Phila, kupił od niego włócznię. Była ona doskonale wyważona. To mogło zapewnić druidowi znaczną przewagę podczas walki. Tak samo odzyskanie Furiona... Teraz mógł wreszcie wrócić do portu. Na spotkanie przyjaciół...

[To chyba mój najdłuższy post w histroii tego forum :P]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Niestety nie chciało wskoczyć do tamtego posta :/ Musze wieć dać nowego. A tak mniej wiecej wygląda mój druid. Znalzłem taki fajny obrazek :) Mi sie bynajmniej podoba :P Nie wiem jak Wam :)]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Farin był bardzo zadowolony z przybycia do miasta. Lekko się zaczerwienił, gdy Phil dawał mu jego część, ponieważ sam ukradł smokowi dużo więcej.
-Każdy ma trochę złota od smoka jeszcze, więc to jest uczciwe.- pomyślał. Zauważył tez, że Despero gdzieś pobiegł.
- Przyjaciele ja muszę odwiedzić kilka miejsc. Spotkamy się na tym rynku przy tym posągu wieczorem, a jak widzę jest dopiero ranek, więc mamy dużo czasu. Powodzenia!-rzekł krasnolud i odszedł.
Wszędzie było pełno straganów, rzeczy na sprzedaż, ludzie przekrzykiwali się nawzajem, a wszędzie roiło się od przedstawicieli różnych ras: ludzie, niziołki, elfy i krasnoludy. Farin dostrzegł jednego przedstawiciela tej ostatniej rasy.
-Przepraszam gdzie mogę znaleźć dobrą…- i urwał zdanie gdyż krasnolud odwrócił się tak, że Farin widział jego twarz.
-Ccc cc oo ty tu robisz ojcze-powiedział wojownik
-Mój synu, jakie to szczęście cię spotkać, to niewiarygodne. Jak tyś tu się znalazł? Zresztą czekaj, choć do mojej kwatery porozmawiamy spokojnie.
-Tak musimy porozmawiać.
Farin i jego ojciec spędzili dobre 6 godzin na opowiadanie swych historii. Potem poszli do kuźni zając się zbroją Farina.
-Synu, to mój znajomy kowal on zajmie się twoją zbroją a ja coś ci potem pokaże a teraz chodźmy do pewnego miejsca gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

-Dlaczego mi nie powiedziałeś?
-Chciałem cię chronić.
-Przed czym?
-Dopiero teraz możesz panować nad mocą.
-Panować?! Gdy wpadam w furię topór przejmuje nade mną kontrole wszędzie widzę tylko wrogów nawet we własnych przyjaciołach.
-Stopniowo nauczysz się nad tym panować.
-Dobrze. Dlaczego nie powiedziałeś, że jesteś czarodziejem?
-Synu dobrze wiesz, że krasnoludzcy czarodzieje stanowią rzadkość gdybym się ujawnił zostałbym zagoniony lub porwany i musiałbym służyć złym celom.
-No tak teraz rozumiem.
-Ta broń jest niezwykle potężna, ponieważ włożyłem tam prawie całą swoją magię, ale musisz nauczyć się jej używać. Ten topór to twój przyjaciel, ponieważ jest tam też cząstka mnie. Jest on tez niezniszczalny i zawsze wróci do ciebie, ale uważaj by nikt go nie trzymał dłużej niż kilka sekund, bo ta moc może go zniszczyć.
-Postaram się ojcze.
-Dobrze, chodźmy po twoją zbroję i mam przy sobie dużo różnych mikstur.
Po dwóch godzinach Farin był w swej starej, ale teraz naprawionej zbroi, ponadto ojciec Farin sprawił, że jest ona bardziej lekka i bardziej wytrzymalsza jednak nadal nawet słabszy potwór, jeśli machnąłby z całej siły mógł ją uszkodzić. Krasnolud dostał 10 butelek z magicznym napojem i trochę leczniczych napojów. Ojciec krasnoluda przyznał, że ten pierścień ma w sobie magię ochrony przed wszystkimi żywiołami, ale niezbyt dużą, więc przestrzegł syna by uważał.
-Choć ojcze przedstawię ci mych przyjaciół.
-Synu, od kiedy opuściłeś dom zacząłeś własne życie i ja jak wiesz według naszego zwyczaju nie mogę się w nie mieszać, ale dziękuję ci, że spędziłeś zemną ten dzień.
-Rozumiem ojcze…, ale mam jeszcze pytanie o Lorane, co się z nią dzieje?
-Wyjechała szukać ciebie po różnych miastach bardzo możliwe, że się kiedyś spotkacie i nie bój się dochowa obietnicy.
-Dobrze ojcze trzymaj się ja musze iść na spotkanie. Żegnaj.
-Żegnaj synu i powodzenia i dziękuję za te parę koron.
Farin szczęśliwy, ale trochę smutny, że musi opuszczać ojca udał się na rynek. Był już gotowy wyruszyć na następną przygodę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Biegł i biegł aż wreszcie dopadł złodzieja. Ogromna furia Despera była zbyt wielka. Do okoła niego pojawił się dziwny czarny dym. Inkwizytor trzymał za rękę złodzieja, która po chwili pękła. Złodziej z wielkim rykiem padł na ziemię. Despero wyjął z pod peleryny złoty buzdygan. Był ozdobny i lekki, lecz po chwili zmienił swój kolor na czarny.
- Nie rób mi krzywdy. Oddam ci wszystko co mam- powiedział złodziej.
- Oddasz mi coś cenniejszego! ... Swoją duszę i ciało.
Nagle w pobliżu dwóch postaci zaczęła trzęść się ziemia. Ludzie uciekali z popłochu.
- Ja jestem panem życia i śmierci. Ja jestem tym, który potrafi zawładnąć czyimś ciałem. Ja jestem panem kości i tancerzem śmierci.
Osoby, które nie zdążyły uciec od postaci Despera padły nagle martwe, a właściwie zmieniły się w spopielony proch.
- Wreszcie wyszedłem z Podmroku. Siedziałem tam ponad 700 lat w swojej twierdzy. Moja wolność to śmierć wielu istnień.
Nagle ziemia zaczęła się trząść. Despero dotknął złodzieja. W tym momencie wydarzyło się coś nie oczekiwanego. Despero wyleciał w góre jak z procy, a właściwie jego ciało. Bezwładnie upadło na dach budynku, a pochwili dach załamał się, a Despero wpadł do środka.
Ciało złodzieja zaczęło drżeć. Po chwili skóra i wnętrzności odpadły od kości. Był to przerażający widok.
- Tak te kości są lepsze od tamtych. Strzeście się mieszkańcy świata, wiele set lat temu skazaliście mnie na wygnanie, lecz ja umiałem przetrwać. Teraz zemszczę się na was. Kościotrup zniknął.
******************************************************************************************

Ciało Despera wleciało do czyjegoś pokoju.
Nagle odezwał się jakiś głos.
-Mój Boże! Despero co ty tu robisz! Miałeś z pielgrzymką udać się do światyni.
Despero leżał nie przytomny. Jednak po kilku chwilach i doskonałej magii tajemniczej postaci inkwizytor obudził się i czuł się zupełnie normalnie. Szybko wstał i krzyknął, że trzeba wszystkich ostrzec.
- Ale przed czym.
- Nie poczułeś trzęsienia. Poza tym co ty tu robisz? W ogóle to witaj przyjacielu!
- Witaj Despero. Widze, że nie marnowałeś czasu i zostałeś inkwizytorem.
- No cóż... miło, że to zauważyłeś. Nie masz pojęcia, jaki potwór opętał me ciało. Nic nie mogłem robić. Starałem się z nim walczyć, ale zdołał tylko przejąć kontrolę nad ciałem, ale nie nad umysłem, dlatego jeszcze żyję. Muszę pędzić do towarzyszy i o wszystkim im opowiedzieć. Nie uwierzysz ile ten potwór potrafi robić z ludzkim ciałem. Opowiadał nie stworzone brednie, a ja to wszystko musiałem słuchać.
- OK. Biegnij do towarzyszy i zaproś ich do mnie. Opowiesz nam wszystkim, co opowiadałeś, kiedy to coś cię opętało, a później zadecydujemy, co z tym zrobić.
- No to ruszam do nich. Za kilka dziesiąt minut powinienem z nimi wrócić.
Despero wybiegł w stronę portu, a postać, która została w śroku zaczęła przeszukiwać wszystkie księgi znajdujące się w pokoju.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Dar wiem że jestes nowy ale tylko GM może wprowadzać stwory chyba że masz jego pozwolenie, pozatym mieliśmy mieć przez ten weekend impreze i troche odpoczynku po tych przygodach. lecz jesli masz pozwolenie to przepraszam]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[O sorki nie mam pozwolenia... chcialem tylko w jakis sposob wyjasnic sytuacje mojej postaci. To moze potem poprostu was znajde i wam o tym opowiem w grze ;/ ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 31.03.2006 o 07:36, Dar15 napisał:

[O sorki nie mam pozwolenia... chcialem tylko w jakis sposob wyjasnic sytuacje mojej postaci.
To moze potem poprostu was znajde i wam o tym opowiem w grze ;/ ]


[Teraz to już koniec zabijemy Cię przy najbliższej okazji, żeby nie doszło do tego co napisałeś :P]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 31.03.2006 o 07:36, Dar15 napisał:

[O sorki nie mam pozwolenia... chcialem tylko w jakis sposob wyjasnic sytuacje mojej postaci.
To moze potem poprostu was znajde i wam o tym opowiem w grze ;/ ]

[ No to opowiedz... jak macie w planach większe mieszanie to najpierw uprzedźcie o tym mnie lub Phila... ewentualnie Łowcę jeśli kiedykolwiek się pojawi :P Dzięki tipu za szybką reakcję. I kto tu jest do cholery Czarnym Strażnikiem ?? Ale mieszasz...]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować