Zaloguj się, aby obserwować  
menelsmaster

Zapomniane Krainy - forumowa gra RPG [M]

4049 postów w tym temacie

Mroczny chwiejnym wciąż krokiem poszedł w kąt i zabrał swój ekwipunek do pokoju. Wychodząc z głównej sali zdążył jeszcze dosłyszeć kombinującego krasnoluda:
- Klina klinem…
Zaknafein przemył twarz zimną wodą i zostawił zbroję oraz miecz w skrzyni przy łóżku. Postanowił doprowadzić się do jakiegoś większego nieporządku, więc zszedł ponownie na dół, do głównej sali. Miał na sobie w miarę normalne jak na Czarnego Strażnika ubranie, skórzane, nieco już wytarte spodnie i koszulę oraz będące w nadal świetnym stanie buty ze skóry czerwonego smoka. Mroczny był zły… miał kaca i chciało mu się pić, byle tylko nie wodę. To potęgowało jego złość. Tak… Czarny Strażnik na kacu to najgorsze co można spotkać. Drobna prowokacja i pobyt w karczmie mógłby się zakończyć rzeźnią. Na szczęście pozostawił wszystkie ostre "narzędzia" w swoim pokoju, z czego dość rada była reszta drużyny… i bywalcy karczmy.

Było już prawie południe i w karczmie zaczynało być już tłoczno. Reszta drużyny zmęczona wczorajszym wieczorem zaczęła schodzić do głównej sali na mocno spóźnione śniadanie. Mroczny powoli sączył z kufla piwo - ciemne piwo… na przekór paladynom, którzy akurat pili jasne (w małych ilościach wiara im nie zabraniała picia). Gregor i Darkus zrozumieli aluzje, że Mroczny nie ma zamiaru z nikim rozmawiać… póki co. Zresztą oni nie mieli zamiaru wcale z nim rozmawiać. Właściwie podczas tego popołudniowego śniadania rozmawiali tylko paladyni oraz Eileen, no i trochę Farin. Reszta wolała zjeść i napić się w ciszy. No może cisza to przesada - w karczmie grała już muzyka i zeszło się całkiem sporo ludzi. Można było powiedzieć, że było gwarno. Prócz drużyny w karczmie było jeszcze około dwudziestu ludzi, a właśnie wchodziła kolejna grupa…

Około siedmiu zbrojnych sprawiało wrażenie zwartej drużyny poszukiwaczy przygód. Mroczny ocenił ich dość szybkim spojrzeniem i w jego umyśle pojawiło się tylko jedno słowo: "śmierć". Dojadł kanapkę i kończył piwo. W skład oddziału zbrojnych wchodziło dwóch krasnoludów, jeden pół-ork, trzech ludzi i jeden elf. Sprawiali wrażenie dobrze uzbrojonych i doświadczonych. Po około półgodzinie Mroczny stwierdził jednak, że to kompletne ochlapusy, zresztą jak większość poszukiwaczy przygód. Jeden z ludzi z drużyny zaczął się podejrzanie przypatrywać Eileen po czym przysiadł się do elfki. Miał dobre dwa metry wzrostu i spokojnie mógł unieść w jednej ręce miecz oburęczny, ale jak pozostali wiedzieli, że Eileen sobie spokojnie z nim poradzi. Mroczny miał zamiar do niego wstać i właśnie to robił, gdy naprzeciwko niego usiadł pół-ork i rzucił do wstającego Zaknafeina:
- Siadaj !
Wcześniej był zły… ale teraz był "naprawdę zły". Mroczny uśmiechnął się do mieszańca po czym z całej siły rypnął w swoją stronę stołu. Druga część stołu wznosząc się ku górze przywaliła orkowi prosto w szczękę, podrzucając go do góry. Drugi człowiek z drużyny przybyszów, który akurat szedł do towarzysza siedzącego przy Eileen i próbującego z nią rozmawiać, również znalazł się zbyt blisko "przestrzeni życiowej" Mrocznego. Gdy zobaczył jak pada jego towarzysz, pół-ork, pada na ziemię, sięgnął po miecz. De Vilfish przywalił mu z główki i z uśmiechem na twarzy patrzył jak wokół niego zaczyna powstawać chaos. Wrzasnął jeszcze:
- Bij ! Zabij ! - po czym wpadł w ten chaos…

[ Burda !! Rozróba w karczmie !! Tamta siódemka ma broń, my i reszta gości karczmy nie ma nic, ale to nie problem :P Można używać pięści, nóg, zębów, głów, innych uczestników bójki, ławek i "co się jeszcze nawinie". Nikt ma nie zginąć !! Można bić wszystkich, włączając w to karczmarza… Miłej rozróby :) Nie martwcie się, nie wyrzucą nas z miasta.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Gdy Farin zobaczył, co się dzieje aż coś ścisnęło za serce. Przypomniały mu się czasy gdzie taka sytuacja to była codzienność. Rzucił się w wir „zabawy” z ogromnym smiechem. Wypił zawartość kufla poczym rozbił go na czyjeś głowie. Okazało się, że twarz należy do jakiegoś człowieka, krasnolud nie przestając się śmiać przyłożył mu tak, że przeciwnik upadł bezwładnie na ziemie. Krasnolud poszedł do karczmarza uderzył go głową w pierś a potem zaczął pić wszystko, co znalazł za ladą. Gdy znalazł jakąś beczkę rzucił nią w jakiegoś półorka, który padł od razu na ziemię. Wojownik zobaczył, że jakiś dwóch ludzi toczy pojedynek. Farin osłonił jednego przed ciosem drugiego obezwładnił mocnym kopnięciem, potem uśmiechnął się do tego pierwszego i uderzył go z pięści. Wojownik zobaczył, że jeden z poszukiwaczy przygód próbuje zajść Phila od tyłu. Krasnolud podbiegł do niego i uderzył go w tył głowy, co z powodowało, że przeciwnik zemdlał. Farin nie przestając się śmiać spostrzegł jakiegoś półośka, który stoi z łukiem po oknem. Krasnolud rozpędził się i z wielką siły wypchnął łucznika spowodowało, że tam gdzie było okno znajdowała się teraz wielka dziura. Magle ujrzał jakieś człowieka, który powoli wchodzi na górę gdzie znajdowały się pokoje drużyny. Farin szybko znalazł się przy złodzieju wziął go za ramiona i rzucił tak mocno, że gdy przeleciał w powietrzu 10 metrów uderzył w ścianę. Wojownik stał na szczycie schodów i nagle zobaczył, że ktoś po nich wchodzi, ale tyłem, bo akurat walczył z jakimś wieśniakiem. Farin skoczył na plecy tego pierwszego powodując, że tamten zemdlał. Wieśniak chciał podziękować krasnoludowi jednak nie mógł, bo potężna dłoń upitego Farina uderzyła go w twarz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Elfka tylko czekała na ten sygnał. Widziała nalanych towarzyszy i wiedziała dobrze, co się może skroić. Na początku miała ochotę wymknąć się z karczmy, gdy wszyscy już nieco się rozbudzą, ale niestety uziemił ją ów człowiek. Dialog który się wywiązał nie był zbyt ciekawy... [Mini retrospekcja ;P]
- Co powiesz laleczko? - powiedział dosiadając się obcy człowiek. Elfka zignorowała jego słowa i spokojnie sączyła wodę ze szklanki. - Pracujesz tutaj?
- Oczywiście, że nie... - powiedziała pewnie Eileen ignorując go i spoglądając na towarzyszy. Wolała nie zaczynać rozróby.
-A może dasz się namówić na towarzyszenie mi tego wieczora. - zapytał. Elfka już miała chwycić za swoją broń, ale zdała sobie sprawę, że zostawiłą ją w pokoju..
-Nie przypuszczam... - odparła i wtedy zobaczyła jak mroczny rzuca się na pół-orka. Teraz już nie czekała. Wywaliła ławę na człowieka, a sama szybko wyskoczyła. Reszty nie trzebabyło zapraszać. Widziała jak Farin dobrał się do karczmarza. Zaraz potem zdała sobie sprawę, .że te człowiek się wygramolił spod stołu. W jego dłoni błysnął miecz. Elfka w ostatniej chwili zorbiła unik. Szybko wycofywała się ku ladzie robiąc uniki przed lecącymi przesłami i mieczem wroga. W końcu oparłą się plecami o ladę. Wojownik myślał, że ma ją już w garści. Jednak ona wiedziała co robi. Zaraz po kolejnym uniku przed mieczem z całej siły zamachnęła się złapaną szybko patelnią. Metal zadzwonił, aż zagrzmiało, a twardziel padł nieprzytomny na podłogę. Wtedy zdała sobie sprawę, że cała karczma to jedna, wielka wojna. Własnie ruszył w jej kierunku jakiś rozszalały krasnolud z toporem. Szybko wskoczyła za ladę pozwalając by topór utknął w twardym drewnie. Pierwsza złapana butelka trafiła krasnala w zakuty łeb. Szkło posypało się wokoło wraz z zawartością butelki. Krasnal nagle poślizgnął się, gdy chciał się zamachnąć na Eileen i padł jak długi na podłogę.

-Oliwa zawsze na wierzch wypływa... - powiedziała Eileen ogłuszając go patelnią i torując sobie drogę ku wyjściu. Kolejny unik przed pięścią wieśniaka i już zatrzasnęła za sobą drzwi karczmy. - Faceci... Gdzie oni mają rozum? - zastanowiła się i szybko sprawdziła, czy ciągle ma sakiewkę. Na szczęście wisiała ona spokojnie, choć już jej rzemień był lekko nadcięty. "Hmm... Trzeba będzie jednak trzymać je w bezpieczniejszym miejscu." - pomyślała i odpięła sakiewkę od pasa. Potem uchyliłą swój skórzany kaftan i wsadziła ją do wewnętrznej kieszonki. Zaraz potem śmignęła ku obrzeżom miasta w poszukiwaniu odrobiny spokoju.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Druida wyrwały z rozmyślań głośne wrzaski bijatyki. W pewnym momencie usłyszał krzyk:
-Bij! Zabij!.
Wiedział już że Mroczny wywołał rozróbę.
-No tak... Nie dadzą spokojnie minąc kacowi...
Marvolo powoli wstał z krzesła, ciagle jeszcze nie potrafiąc utrzymać pozycji pionowej. Ale i tak wychodziło mu to już znacznie lepiej niż rano. Zarzucił na siebie wilczą skórę i wyszedł z pokoju. Uważnie zamknął drzwi, aby nikt nie przeszkadzał Furionowi, który ciągle jeszcze spał. Trzymając się poręczy zaczął schodzić po schodach. Zobaczył właśnie Farina rzucającego się na jakiegoś walczącego i powalając następnie wieśniaka.
-Ach te krasnoludy... Tylko bijatyka im w głowie...
Druid stał ciągle u szczytu schodów. Ciekawe jak grube tutaj mają podłogi... Może mi się uda przebić? Marvolo powoli zaczał szeptać i robić gesty rękoma. Podłoga jak zwykle zaczęła drżeć. Jednak po chwili przestała.
-Niech to... Bezczelny ból głowy! Jeszcze raz...
-Marvolo ponownie zacząl inktancję. Deski zaczęły tym razem już trzeszczeć i z podłogi wynurzył się dwa grube pnącza.
-Od razu lepiej!
Jedno z nich oplątało przypadkowego krasnoluda i cisnęło nim za wybite już okno. Drugie dorwało pół-orka, który próbował odrąbać je swoim toporem. Jednak w miejscu gdzie zostało uciętę, rozgałęziło się. Dwa odnóża opląątały walczącego i zaczęły nim kręcić dookoła. Powaliły przez to około siedmiu ludzi.
-No cóż... Jakoś trzeba walczyć.
Druid zauważył wbiegającego po schodach Podróżnika z podniesionym mieczem. Marvolo machnął tylko ręką a pnącze wyrzuciło nieprzytomnego już pół-orka w stronę biegnącego. Ten natychmiast został zwalony z nóg.
-Jeden-zero dla mnie! Ktoś jeszcze?
Pnącza dalej robiły to, co miały do roboty. Czyli oplątywały i rzucały walczących. Jednego nawet "wprasowały" w podłogę. Jednak podniósł się. Nie na długo oczywiście, gdyż pnącza naprawiły błąd i wyrzuciły go przez drzwi.

[Mam nadzieję że z czarów nie ofensywnych można było korzystać?? :) Nie zabiłem nikogo :P]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Shana potwornie bolała głowa, ale gdy zobaczył co zaczyna się dziać gęba mu się uśmiechnęła. Szczególnie ucieszył go widok Farina, który widać, że był w swoim żywiole i tęsknił do rozrób z młodości.
De Vilfish popadł w jakiś szał co widać mu się podobało bo uderzał po kolei każdego, który napatoszył mu się na drogę.
Shan postanowił nie siedzieć bezczynni i widząc, że jakiś człowiek przystawia się do pewnej dziewczyny podbiegł i walnął mu z byka (:P). Ten odskoczył na parę metrów i wstał bardzo zdenerwowany. Nie wstał na długo bo nawet nie zauważył jak podbiegł do niego niewielkiego wzrotsu niziołek Furr i zaczął okładać go pięściami.
- Jedziemy z nimi! - krzyknął Shan, wogóle niepodobny do siebie to pewnie przez te wczorajsze picie.
W sumie to troche się stęskniłem za jakąś bitką - pomyślał Shan dźwigając i następnie uderzając w plecy kolejnego "napastnika"
Karczmarz schował się za barem, ale i to go nieuratowało przez nadlatującym kuflem z któreś ze stron.
"Zabawa" trwała i widać było, że nikt się nie nudzi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Fur po wybryku z wodą stał spokojnie przed karczmą. ''Za chwilę im przejdzie...'' Wtedy zobaczył grupę siedmiu "poszukiwaczy przygód". Co prawda bardziej przypominali oni rzezimieszków i bandytów niż grupę pokroju tej, do której należał niziołek, lecz w końcu było normalne, że różne typy się spotyka w karczmach. Jednakże Ci byli inni. Jakby mieli ochotę na rozróbę...
A do tego u pasa ich dowódcy wisiał całkiem pokaźnych rozmiarów mieszek...
Niziołek się nie mylił. Usłyszał krzyk "Bij! Zabij!" i charakterystyczne odgłosy rozpoczynającej się zabawy. Nie mógł nie skorzytać z okazji. Wbiegł do karczmy i zobaczył jak Shan powala jakiegoś człowieka na ziemię. Tamten wstał, więc Fur wskoczył mu na plecy, przewrócił swoim impetem i przyłożył kilka razy z pięści.
Stanął wśród zgiełku rozróby i rozejrzał się. ''Gdzie jest ten nadziany?'' Po chwili zorientował się, że najpierw musi zadbać o swoje bezpieczeństwo. Odskoczył od ławki, którą zamachnął się pół-ork i wdrapał się na jeden z drewnianych filarów. Zobaczył jak ten sam olbrzym bierze zamach na Zaknefeina, odwróconego akurat tyłem. Niziołek więc skoczył na uniesioną ławkę i z biegu kopnął pół orka w głowę. Wtem zobaczył gdzieś pośród tłumu głowę tamtego. Blisko baru. Na drugim końcu karczmy. Zaczął się więc przeciskać w tamtą stronę, ledwo co unikając walczącego ze wszystkim Farina. "Nadziany", bo tak go Fur nazwał w myślach, jakby nie zauważał do końca co się wokół niego dzieje. Popijał beztrosko miód i tylko lekko się krzywił, gdy coś przelatywało zbyt blisko niego.
Z początku niziołek chciał go pozbawić tego ciężaru cicho, ale pomyślał, że chyba łatwiej będzie wszystko upozorować na bitwę. Wziął więc jeden ze stołków i rozbił go na głowie "nadzianego". Tamten najwyraźniej nie poczuł zbyt wiele, ponieważ po prostu odwrócił się w stronę niziołka i się uśmiechnął. Złapał go za gardło i podniósł tak, że ich oczy znalazły się na jednej wysokości.
- Co, kurduplu, teraz podskoczysz?!
- Yyyyurhhs!!! - Niziołek nie mógł nic wypowiedzieć, gdy ten go trzymał za gardło. Jednakże tamten człowiek zapomniał o jednym fakcie. Kiedy oczy niziołka znajdują się na wysokości ludzkich oczu, to stopy niziołka znajdują się na wysokości ludzkich ... ''AAARRRGHHHH!!!''
Niziołek spadł na ziemię. Dysząc ciężko zerwał mieszek tamtego i uciekł w stronę wyjścia...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Phil wędrował dośc długo między dzrewami, ktorych ten wspaniały las był pełen. "Maciej miał rację. Rzeczywiście wspaniale. Jednak to nie to samo co moj rodzinny Dale`ar". Drzewa tutaj były wspaniałe. Ogromne i rozłożyste tworzyły wspaniały baldachim nad ziemią. Po pewnym czasie nie powsztrzymał się i wskoczył na jedno z drzew. Poprzeskakiwał kilka razy z jednego na drugi nie czując przy tym wcale zmęczenia. Wręcz przeciwnie z każdą minutą odzyskiwał siły. Po pewnym czasie stwierdził, że czas wracać do karczmy, a po drodze jeszcze zdąży odwiedzić Macieja. Pamiętał doskonale drogę, jego zmysł orientacji był bardzo wyczulony. Po kilkunastu minutach marszu doszedł do krańca lasu. Zobaczył ludzi wracających z pola. Między innymi odnalazł swojego nowego znajomego. Gdy zbliżył się na niewielką odległoś tamten poznał go i zawołał.
- Witajcie panie elfie! Lasek się podobał? Zapraszam do domu na kolacyję.
- A chętnie skorzystam. Dziękuję. Prowadź. - pogrążyli się w rozmowie. Po pewnym czasie doszli do domu Macieja. Ten popchnął nogą drzwi i wprowadził elfa do środka. Izba była niezbyt duża. Po środku stał duży drewniany stoł i kilka krzeseł. Ściany ozdobione były kilkoma skorami zwierząt i wieńcami zrobionymi z owsa.
- Kobiety za chwilę powinny przyjść - zaczął chłop - A ty panie wspominałeś coś o długiej podroży. A my we wsi lubimy opowieści o dzielnych rycerzach i księżniczkach.
- No ta opowieść raczej nie należy do takich. Ale skoro chcesz...Tylko masz może jakiś sok?
- Mam wino panie domowej ro...
- Nie chce alkocholu! Jakiś soczek jeśli można.
- Już podaję. - elf pierwszy raz pił trak wspaniały sok z jabłek. "Ciekawe jak smakują tu same jabłka...". I pokrotce opowiedział człowiekowi historię jaka przydarzyłą się jemu i towarzyszom w ostatnim czasie. Maciejowi najbardziej podobały się momenty walki ze smokiem i wielką rybą. Zadziwiła go rownież przemiana jednego z bohaterow w Żywiołaka. Niektore elementy elf zręcznie pominął, aby po wsi nie rozeszło się zbyt wiele. W międzyczasie do domu wesżły trzy kobiety. Jak osądził Phil, żona i dwie corki Macieja. Wszystkie były bardzo pięknę. Jak na kobiety ludzkie. One rownież dosiadły się i wsłuchały w opowieść. Kiedy elf skończył opowiadać, Maciej miał nisko opuszczoną kość dolną szczękową, żona była jakby osłupiała, a corki dyszały ciężko i wydawało się, że jest im bardzo gorąco.
- A teraz wy powiedźcie mi Macieju, jak obchodzicie święto żyznej ziemi?
- Paniee!. Toż to dopiero są uroczystości. Najpierw przez miasto idzie cała plejada wieńcow stworzonych z plonow ostatniego sezonu. Potem wojewoda wygłasza mowę na rynku. Następnie rozsypujemy zasuszoną trawę po polach, każdy na swoim.
- Jak ktoś nie ma swojego? - wpadł w słowo elf
- To może sypać innym. To dobrze wroży. Po tym sypaniu dopoiero się zaczyna. Tańce, hulanki, swawole. Byle się wyszaleć. Na rynku głownym orkiestra gra, bardowie śpiewają, a ludzie tańczą. Jest to dzień pokoju. Złodzieje uzyskują w ten dzień nietykalność, co by ich do kradzieży nie korciło. Handel jest zabroniony, a pożywienie rozdawane za darmo.
- Zapomniałeś dodać, że na początku tancow panny ze wsi otwierają uroczystość. W tym roku nasze corki debiutują. Poprzez ten taniec, młodzi panowie mają znaleźć sobie żony. - dodała żona Macieja. Elf spojrzał na corki. Podobne do siebie wyglądały na osiemnaście lat. Nie wiedzieć czemu Phil pomyślał "Pewnie Shan chciałby je poznać" i uśmiechnął się w duchu.
- I tak to wygląda w opowiadaniach panie. Ale na żywo jest o wiele, wiele lepiej.
Po skończonej rozmowie elf zabrał się do wyjścia. Pożegnał się z domownikami i ruszył w stronę karczmy. Już z oddali usłyszał jakieś huki i trzaski. Gdy doszedł w tą ulicę zobaczył na niej kawałki rozbitego szkła, drewna i ślady wsiąkającej w piasek krwi. "Ho ho moi towarzysze muszą się nieźle bawić." I już miał pociągnąć z klamkę gdy nagle drzwi otworzyły się z hukiem i wyleciał przez nie jakiś człowiek. Mizerny i chudy. Zobaczywszy elfa zwinął się i uciekł z lękiem. Rzeczywiście gdy ktoś był spity i zobaczył czarną postać Phila mogł nieźle się przestraszyć. "DLatego nigdy się nie spieszę, gdy nikt nie potrzebuje pomocy." Wszedł do karczmy. To co zobaczył przeszło jego oczekiwania. Fur zbliżał się w kierunku drzwi, Shan rzucał kim popadło, pnącza przyczepiły jakiegoś biedaka do ziemi, karczmarz schowany był za ladą, Farin natomiast pokładał kolejne zastępy wrogow. Co chwilę ktoś przelatywał nad głowami tłumu. A Phil uśmiechnął się. Był zręczniejszy od wszystkich nieprzyjacioł razem wzięty. W całej karczmie chyba tylko Fur i "Mroczny" mogli dorownać elfowi. ZObaczył jakiegoś osiłka z mieczem biegnącego za niziołkiem. "Po co ten pośpiech?" I złapał przelatującego mężczyznę za nogę. Zaczął wywijać nim dookoła odganiając od siebie tłum. Jednak osiłek nie zwrocił na to uwagi. Chciał tylko dorwać Furra. Nie udało mu się. Trojektorię jego biegu zmieniła trojektoria lotu jakiegoś mężczyzny. Obaj wypadli przez okno na ulicę. Phil tylko zaśmiewał się z celnie rzuconego pocisku. "Uwielbiam wiejskie bitki. I wiejskie zabawy". Chwycił biegnącego chłopaka i rzucił nim w dziurę w oknie. Z drugiej strony mroczny robił mniej więcej to samo. Po pewnym czasie elf dorwał się do ławki. Wzniosł ją w powietrze i z całym impetem opuścił w doł. ŁAwka złamała się na chełmie jednego z siodemki. Elf wziął go i rzucił w kogoś stojącego przy oknie. Ci dwaj też wylecieli. Elf z uśmiechem patrzył na Eileen, ktora z jakąś dziwną werwą tłukła po twarzy ciągle tego samego faceta. "Biedny chłopak". Powoli karczma zaczęła się przerzedzać, walczących było coraz mniej, a po początkowej siudemce nie było śladu. Karczmarz cały czerwony i speszony wychylił się zza lady. Ostatni walcżący uciekli. Jednak w karczmie zostało prawdziwe pobojowisko.
- Spokojnie karczmarzu. - rzekł Phil - Shan zaoszczędź nam pracy, proszę.
- Sie robi! - Shan machnął ręką, a karczma wrociła do porządku.
- A teraz - kontynuował elf - proponuję odpoczynek i jakąś kąpiej rekreacyjną.
Karczmarz nadal osłupiały wpatrywal się w sćianę, gdzie przed chwilą widniała dziura...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Phil! A tobie miód pitny zamroczył mózg? Mnie tam nie ma... W tej chwili masz u mnie krechę jak stąd do Pekinu...]

Eileen jednak zrezygnowała z przechadzania się po polach. Choć ta niezwykle kusząca wizja spędzenia pięknego nia wśród łąk i pół uprawnych, na których już wzrastają zboża i zieleni się młoda trawa będzie ją zapewne prześladować, to jednak na skutek pomysły zwróciła swe kroki spowrotem ku miastu zaszywając się wśród krętych uliczek do wieczora...

[I odezwij się do mnie na gg jeśli łaska, cobym mogła się potraktować tak jak chciałeś, żebym potraktowała tego biednego faceta]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Darkus jadł jajecznicę. Nagle do karczmy weszła jakaś nieciekawa grupa. Jeden znich przysiadł się do Eileen i najwyrażniej mówił jej coś niestosownego. W inkwizytorze zagotowało się, a po chwili usłyszał słowa Bij! Zabij!.
Nagle rozpoczęła się bitwa. Darkus na początku nie miał ochoty bić się, gdyby nie fakt, że jakiś facet podszedł do niego i rzucił jego ulubionym daniem w twarz.
- Ty durniu jak śmiesz ciężką pracę kur rozwalać na mej twarzy.
Długo nie trzeba było czekać Darkus złapał gościa za brodę i zaczął ciągnąć po karczmie. [Najfajniej było po schodach;D ] Potem wyciągnął gościa w strone głównej bitwy. Wszyscy potykali się o brodatego mężczyznę leżącego na ziemi.
Jednak podkoniec odzyskał równowagęi zamachnął się na Darkusa pięścią, ale zamiast trafić w głowę trafił w szybę. Wkurzony inkwizytor złapał okrutnika za spodnie i wyżucił go przez już wcześniej zbitą szybę.
Następnie ruszył w wir bijatyki ;D...

[Tym razem nie będe się różnić od innych ;) ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 01.04.2006 o 19:31, Dar15 napisał:

[o sorka phil gdy pisalem swojego posta to nie bylo jeszcze twojego. ja bardzo dlugo pisze
;/ ]


[No tak trochę, bo tego posta też godzinę pisałeś xD]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Zbliżał się wieczór. Wszyscy wesoło rozsiedli się w opustszałej karczmie wymienając się wrażeniami z dnia. Eileen siedząca w kącie przywołała gestem dłoni jakimś cudem jeszcze żywego, choć nieźle przetrzepanego dziś karczmarza. Ten podszedł do niej i odruchowo zapytał co podać. Wśród gwaru karczmy widać było tylko, jak w zacienionym kącie błyskają zielone oczy elfki. Po chwili karczmarz już siedział obok, a ona mówiła coś do niego szeptem. Ten najwyraźniej lekko przestraszony po chwili już słuchał z uwagą. Już spokojniej zapytał ją o coś. Ta uśmiechnęła się i cicho wyjęła nieduży mieszek ze złotem i pokazała go karczmarzowi. Ten najwyraźniej nie potrzebował lepszego argumentu.

***

Tuż przed kolacją przyjaciele wesoło rozmawiali za stołem. Tymczasem zza otwartego okna dało się słyszeć szept dochodzący z tyłów karczmy.
- Słuchaj mnie uważnie, bo za to ci płacę... Ich jest dwóch, ale inni... - tu już rozmowę zagłuszył stukot mytych kufli. - Rozumiesz mnie? Pamiętaj, jeśli coś pójdzie nie tak nie tylko odejmę ci od zapłaty, a jeszcze...
- Nie kończ, wiem o co chodzi. - rozległ się szept. - Gwarantuję ci, że spiszę się najlepiej jak potrafię. A oni...
- Dobra, dość tego gadania. Za kwadrans zaczynamy!

***

Po jakimś czasie, wszyscy przyjaciele w komplecie wesoło biesiadowali przy kolacji. Elfka zjadła szybko i po chwili już zniknęła w schodach wiodących na górę. Spore ziewnięcie starczyło za objaśnienie w jakim celu. Mało kto to zauwazył, bo karczmarz właśnie przyniósł miód. Duży, gliniany dzban począł krążyć po towarzyszach, którym szybko poprawił się humor. Karczmarz gotowy na zysk zbierał zamówienia.
- Hej, karczmarzu! Daj no tego kwasu, co go winem zwiesz! - zawołał Fur.
- Karczmarz! Ciemne piwo! I to migiem! - dodał Mroczny.
- Karczmarzu! Dwa jasne piwa, jeszcze szybciej! - dodał palladyn.
- Panie, dawaj no pan tutaj spirytus! - krzyknął ktoś jeszcze. Nagle w kuchni coś trzasnęło. Karczmarz się zerwał.
- Wybaczcie państwo, pieczeń oczekuje! - i po chwili już zniknął za ladą dwa razy szybciej niż normalnie. Jednak nikt nie widział w tym nic niezwykłego...

***

- Co tak długo ty koślawa mędo! - rozległ się kobiecy głos.
- Te, czarnula, nie poskakuj! - rozległ się głos karczmarza.
- Sraj się dziurawcu... - odparła.
- Spokój! Dawaj to, a ty się pakuj. I nie pobrudź się. - przerwał inny kobiecy głos. - I jak nie pochamujesz tego ozora to ci go obetnę, zrozumiano?
Te słowa nie doczekały się odzewu. Po chwili słychac było cichy szept - najpewniej inkantacja. Potem już tylko skrzypnięcia drewniaqnych desek kuchni.

***

Kompania bawiła się wesoło, popijając piwo, wino i wszelkie inne trunki. Nagle zgasł ogień w kominku i kilka pochodni na ścianach. Paliło się tylko kilka świec stojących na stole. Gwar karczmy w której była już tylko drużyna ucichł, część towarzyszy pochwyciła za broń. Lecz zza lady wyszedł karczmarz pchając przed sobą średniej wielkości drewniany wózek. Na wózku zaś stał tort polany ciemną czekoladą z ozdobami z bitej śmietany. Był tak duży, że mogłoby się najeść nim dwa tuziny wygłodniałych krasnoludów. Na nim w kręgu płonęły białe świeczki obłożone wkoło srebrnymi kulkami z cukru. Na środku widniał zaś ładny, lukrowy napis

"Dla Shana i Phila z okazji urodzin."

Karczmarz usłużnie podał dwóm solenizantom noże. Ci, niezwykle zdziwieni pochwyciwszy je stanęli i równocześnie poczęli kroić tort. Nagle odskoczyli. Z wspaniałego wypieku poczęły wytryskiwać w górę iskry, jak wulkan obsypując złotym deszczem zgromadzonych. Jasna łuna rozświetliła karczmę. Snop iskier począł się poszerzać u podstawy, by mogła się z nich wynurzyć postać... Kobieca postać. Najpierw cień, jakby słabo widoczny. Potem coraz wyraźniejszy w miarę przygasania iskier. Drowka spoglądała swymi jasnymi oczyma po zgromadzonych. Krótka, fioletowa spódniczka i cienka, ozdobna bluzeczka ledwo dała radę skryć jej wdzięki. Przez chwilę ciszy omiatała wzrokiem zgromadzonych spod swych ciemnych rzęs. Obaj solenizanci stali jak oniemiali. Reszta najwyraźniej też. Bo to właśnie drowka czystym głosem poczęła śpiewać...

-Sto lat, sto lat, niech żyją, żyją nam... - towarzysze dalej nieco przyćmieni dopiero po chwili dołączyli się do śpiewu. Phil ciągle jakby nie zdawał sobie sprawy z tego gdzie jest i co się dzieje, zaś Shan najwyraźniej tak, bo lekko się zarumienił...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Mitros, obudzony hałasem, wyczołgał się spod stołu. Trafił tam w wyniju kontaktu jego głowy z pięścią jakiegoś osiłka. Mag był przez chwilę ździwiony, co się dzieje, ale po paru sekundach przypomniał sobie wszystko. Dołączył do śpiewających swoim, iście operowym, basem:
-Sto lat...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Elf oniemiały patrzył na postać, ktora wynurzyła się z tortu. Potem spojrzał na kompanow. Mieli na twarzach uśmiechy dookoła głowy, kufle w rękach, ale nie kryli zdziwienia. Następnie rzucił okiem na Shana. Ten stał zarumieniony z rozdziawioną gębą, i wpatrywał się w drowkę. Phil uśmiechnął się nachylił i powiedział mu na ucho:
- Miłej zabawy - po czym ze złośliwym uśmieszkiem podziękował drowce i towarzyszom za życzenia i wbiegł po schodach na gorę. Na gorze oparł się o ścianę. Dobiegały go głosy śmiejących się towarzyszy i głosy drowki. Właśnie uświadomił sobie, żę się starzeje. Był ciągle jednak jednym z młodszych członkow drużyny, jednak Phil miał tę słabość, że zawsze zastanawiał się co będzie dalej. A nie były to rożowe przepowiednie. Co prawda, jeszcze nigdy się to nie sprawdziło, ale to był jakby nawyk elfa. Trwało to kilka minut po czym zniknęło bez śladu. Elf podszedł w głąb korytarza i zapukał delikatnie w dzrwi pokoju czarodziejki. Po chwili te same się otworzyły.
- Eileen? - zapytał cicho
- No co tam? Jak się tort podoba? - zapytała z uśmiechem podnosząc się znad księgi.
- Bardzo.. hm... smaczny - sam się roześmiał - Eileen?
- Tak?
- Myślałaś, że się nie domyślę?
- Czego się nie domyślisz? Wiesz, raczej nie wątpie w twoją dedukcję.
- Nie udawaj, przecież wiem, że ten tort to twoja sprawka.
- Nigdy w życiu! Coś chyba rzeczywiście cię to piwo przymroczyło. - uporczywie wpatrywała się w księgę
- Skoro tak... Eileen.. dzięki - i opuścił pokoj udając się do siebie. Rzucił się na łożko i zaczął wpatrywać się w księżyc, przebiegający właśnie obok wieży pałacowej...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Inkwizytor złożył życzenia Shanowi, ale nie znalazł Phila. Domyślił się, że poszedł do pokoju. Darkus zapukał do drzwi. Po chwili otworzyły się. Darkus pogratulował elfowi i życzył mu wszystkiego, co sobie życzy. Potem szybko wszedł do swojego pokoju. Ubrał się w szaty inkwizytora, których jeszcze nikt nie widział z drużyny, gdyż Darkus nie lubił się zbytnio chwalić swoją profesją. Zabrał pod pachę przewodnik po mieście. Zamknął swój pokoik na cztery spusty i po cichu postanowił wyjść z karczmy. Powoli miedzy tłumami dostał się do drzwi wyjściowych karczmy. Życzę miłego przyjęcia- pomyślał inkwizytor i poszedł ciemnymi uliczkami, ciągle czytając przewodnik.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Eileen dotąd skryta za swoją księgą, po zamknięciu drzwi przez elfa, odsłoniła szeroki uśmiech.

- No cóż... Jeszcze przyjdzie okazja, gdy zrobię im psikusa o wiele lepszego. Ale wtedy już nie zostawię po sobie śladów... Nie znacie dnia, ani godziny... - zaśmiała się cicho. Zaraz potem odłożyła książkę i zamykając drzwi na klucz położyła się spać. Jedna nieprzespana noc dała o sobie znać. Teraz raczej nie będzie musiała ich pilnować. Karczmarz opłacony, panienka też. Nic nie miało prawa się stać. Leżała tak na łóżku i wpatrywała się w gwiazdy za oknem dopóki nie zasnęła...

-------

I znów las. Gęsta, ciemna i nieprzenikniona głosza. A ona znów biegła. Co chwilę potykając się o korzenie. Zaraz nie zdąży... Zaraz zginie, ucieknie, przepadnie... Wybiegła znów nad jezioro. Tym razem na jego tafli odbijała się ćwiartka księżyca wraz z setką gwiazd. Las czernił się po drugiej stronie. Na drugim brzegu stała postać w ciemnym płaszczu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Farin właśnie dopijał kolejny kufel miody, gdy usłyszał krzyk Gregora:
- Nie ! Zło nigdy nie zwycięży !
- Muahahahah ! - Mroczny zarechotał.
- Co oni tam znowu robią ? Chcą się pozabijać, czy jak ? - krasnolud wstał od stołu.
- Ha ! Pokonam cię ! Giń !
- Głupcze, nie wygrasz z Ciemną Stroną !
- Nie, to się tak nie może skończyć...
Farin wszedł do pomieszczenia:
- Szach mat !
- Czubki... - Farin pozostawił szachistów w spokoju...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Było już naprawdę późno. Inkwizytor był bardzo blisko świątyni. Czasem podchodzili do niego podejrzani noże. Już mieli wyciągać noże i okraść go, ale gdy zobaczyli medalion i szatę inkwizytora od razu padali na ziemię i prosili o wybaczenie. Darkus przechodził koło nich obojętnie patrząc na nich gniewnym wzrokiem, aż wreszcie dotarł do ogromnych świątynnych drzwi. Wydawały być się ciężkie, inkwizytor zastanowił się czy da je otworzyć, nagle obok niego przebiegło dziecko, lekko otworzyło drzwi i wlazło do środka. Inkwizytor zawstydził się i poprostu wszedł do środka. Na zewnątrz kościół był ogromny i ponury, ale wewnątrz był przepiękny.
Na samym końcu kościoła stał wielki pozłacany ołtarz. Darkus ostrożnie podszedł do klęcznika i zaczął się modlić.
Modlitwa trwała około dwóch godzin i pewno jeszcze by długo trwała gdyby nie znajomy głos...
- Darkus! Jak miło cię widzieć!
Zaskoczony inkwizytor obrucił się i spostrzegł przyjaciela z lat młodzieńczych.
- Rufus! Ale wyrozłeś! Co ty tutaj robisz? Zostałeś kapłanem?
- A no Bóg wszystkich wzywa w odpowiednim momencie! A jak twoje misje... dużo zabileś heretyków i niewiernych?
- Hehe, troche się zabiło, nawet byłem na kilku krucjatach...
Oboje poszli na tyły kościoła do domu kapłanów.
- Przedztawiam wam inkwizytora i mojego druha Darkusa.
Było tu ponad 20 kapłanów wszyscy po koleji przywitali się z Darkusem. Wspólnie zjedli kolację. W czasie wieczerzy Despero opowiadał o swoich losach o swojej przyjaciołach, których poznał.
- Bardzo cieszymy się, że wreszcie przyszedł do miasta inkwizytor. Ostatnio nas omijają.
- Hehe wydaje się wam- odpowiedział Darkus
Nagle Darkus został poproszony by poszedł do najwyższego kapłana świątyni. Darkus ochoczo zgodził się.
Szedł wysokimi schodami aż dotarł do żelaznych drzwi. Zapukał.
- Proszę wejść.
Darkus wszedł i na samym początku spotkał swoje oczy z halabardą.
- Spokojnie Gajusie przepuść go- po chwili przerwy dodał- Witam cię w moich skromnych świątynnych progach. Wezwałem cię tu, ponieważ jest mi potrzebna twoja pomoc. Kilka dni temu, zaginął bardzo cenny kielich. Ktoś go ukradł. Wiemy kto to jest, ale nie możemy przeszukać jego mieszkania, ponieważ potrzebny nam inkwizytor, bo tylko on może bez zgody wchodzić gdzie chce.
- Ok. Powiedz gdzie to jest i pójdę tam.
- Moi zbrojni zaprowadzą cie tam. Proszę tylko bez przelewu krwi.
- To już zależy ode mnie.
- Niech będzie może mógłbym ci się jakoś odwdzięczyć?
Darkus chwile zastanawiał się i wpadł na świetny pomysł.
- Znajdz mi malarza, który namaluje prawdziwy las. Potrzebne mi są dwa obrazy prawdziwego lasu.
- Tylko tyle chcesz? Po co ci to?
- Moi przyjaciele mają urodziny, a ja w sumie nic im niedałem. Kiedyś słyszałem, że tęsknią za lasem, no a chciałbym im pomóc. Może gdyby mieli zawsze las w plecaku bylo by im lżej, a w trudnych chwilach patrzyliby się w obraz i było by im milej.
- To szlachetne z twojej strony. Zaraz rozkarzę by zabrano się za to. Do twojego powrotu obrazy będą gotowe!
- Naprawdę? Dzięki ci!
+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

Darkus wyszedł ze zbrojnymi. Otoczyli go do okoła i ciągle wykrzykiwali. Rozejść się w imieniu inkwizytora!
Inkwizytor zaskoczony był tymi słowami, ale już wolał szybko znależć ten dom, zanim całe miasto dowie się o jego przyjeździe...
+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
Zapukał. Dzwi otworzyły się.
- Słucham?
- Ty jesteś Bakuś?
- Tak, czego chcesz?
Inkwizytor wpadł do środka i wywalił mężczyznę na podłogę. Po chwili zrobiło się tłoczno w izbie.
- Przeszukać ten dom. Jeśli znajdę w nim choć jeden kościelny przedmiot będzie ci bardzo źle!
- Panie ja nic nie mam!
- Milcz łgarzu! Odpowiadaj tylko na moje pytania! Gdzie schowałeś kielich!
- Nie mam nic.
Po dwóch godzinach przeszukiwania nic nie znaleziono.
- Jak to nic nie ma?
- Nic, a nic... może już sprzedał?
- Mało prawdopodobne. Żaden głupek nie kupiłby kielicha kościelnego...
Darkus zaczął sam przeszukiwać mieszkanie. Nagle część podłogi zaskrzypiała, choć podłoga wydawała się być nowa. Inkwizytor zaczął po niej skakać, aż jedna klepka odskoczyła i walneła go w oko.
- Cholera jasna nie dość, że szukam kielicha to jeszcze w oko dostaje.
Darkus spojrzał się w dól, a w sród klepek znalazł złoty kielich.
- No i mamy bratka!
Darkus wszedł do izby ze złodziejaszkiem. Zabieramy go. Dom zamknąć na cztery spusty!
- Tak jest!
Darkus szybkim krokiem i pod czujną straża wraca do świątyni...
+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

- Jestem ci bardzo wdzięczny! Co byśmy bez ciebie zrobili!
- Najprawdopodobniej poczekalibyście na bardziej inteligentnego inkwizytora...
Kapłan przemilczał to.
- Co ci się stało w oko?
- Nieważne... Masz obrazy?
- Oczywiście! Są twoje!
- Dziękuję.
Darkus porzegnał się ze wszystkimi i wrócil do karczmy.
+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
Szybkim krokiem podszedł do karczmarza.
- Hej ty!
- O witaj przyjacielu!
- Nie tak głośno! Zamawiam surowe mięso. I proszę cie byś te dwa obrazy zaniusł do pokoju Shana i Phila.
Po jednym dla każdego ok?
-Dobrze.
Darkus zabrał mięcho i wrócił do pokoju, a karczmarz doręczył obrazy elfom.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Druid ciągle jeszcze bawił się z resztą drużyny na dole. Przyglądał się nawet zaciętemu pojedynkowi w szachy. Jednak dla człowiekia, który umiłował sobie naturę, taka gra robi się szybko nudna. W pewnym momencie przypomniał sobie, że nie ma nic dla Phila i Shana z okazji ich urodzin. Niech to! Zawsze tak mam, że nie wiem o wszystkim co powinienem! Marvolo przeszukał kieszenie. Znalazł już jedynie resztki złotych monet. Wiedział, że za to nic nie dostanie i niedługo będzie musiał pomyśleć o jakimś zarobku. Teraz jednak sprawa imprezy była ważniejsza. Druid wymknął sie na dwór. Zawołał coś w języku znanym tylko druidom. Momentalnie na jego ramionach usiadły dwa piękne jastrzębie.
-Mam nadzieję, że wiecie czego od Was bym chciał. Jednak nie śmiem Was o to prosić...
-Mów o co Ci chodzi, druidzie. W miarę możności pomożemy.
-Wiecie, dzisiaj dwóch członków z mojej drużyny obchodzi imprezę urodzinową, a ja nie mam dla nich żadnego prezentu.
-No więc w czym widzisz problem?
-Nie wiem jak Wam mam to powiedzieć...
-Mów to, co myślisz. Nie lubimy owijania w bawełnę.
-No dobra... Czy zgodzilibyście się być moim prezentem dla nich i im slużyć?

Jastrzębie momentalnie zamilkły. Nie wiedziały wyraźnie co odpowiedzieć. Wiedziały jednak, że dla nich będzie to odcięcie od jakiejkolwiek swobody. Po chwili starszy z nich przemówił.
-Niech będzie... Ja, czyli Gravous, będę służył jednemu, a mój brat Serpius będzie wspomagał drugiego. Ale mamy jedno zastrzeżenie. Jak będziemy źle traktowani to odlecimy. Zgadzasz się na to?
-A mam inne wyjście? I tak jestem Wam dozgonnie wdzięczny za to, że sie zgodziliście. Wszelkie sprawy załatwiajcie przeze mnie. Oni Was nie zrozumieją.

Druid podrzucił ramionami do góry, a dwa ptaki wzbiły się w powietrze i wpadły przez otwarte okna do pokojów Phila i Shana...

[Wybaczcie nieobecność, jednak od rana mnie w domu nie było. Nie miałem jak napisać.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ranek…
Mroczny obudził się w momencie, gdy paskudne słońce zaświeciło mu w oczy. On, król mroku, zdecydowanie nie lubił tej przeklętej świecącej piłki. Kochał za to noc i większość swoich misji wykonywał dotychczas właśnie w świetle księżyca… albo nawet i w mroku nocy. Ważne było, żeby nikt go nie zobaczył i żeby było jak najciemniej. Dzięki opanowaniu mrocznych mocy widział w ciemnościach nie gorzej niż większość elfów. A drużyna, w której się ostatnio znalazł lubiła również działać w czasie dnia. No nic, trzeba było z nimi współpracować. No chyba, że pomijając tych dwóch, co to służą jasności…
- Śmierć… - burknął cicho De Vilfish. Wstał z łóżka i promienie słońca oświetliły jego czarną pidżamę w białe czaszki. Ubrał się i założył zbroję, zebrał ekwipunek. Phil mówił, że dziś mają iść do pałacu Lordów, gdyż wczoraj pod wieczór przybył do karczmy posłaniec z wezwaniem do wszystkich poszukiwaczy przygód. Nie można było nie skorzystać, choć Mroczny zastanawiał się, czy aby on będzie tam mile widziany. A jak się trafi jakiś narwany paladyn ?
- To się go zetnie mehehehe. - kolejny raz syknął Mroczny, ale po chwili się uspokoił. W końcu po takim czymś chyba by już nie wyszedł z tego pałacu żywy…
W pełni wyekwipowany zszedł na parter, gdzie już czekała reszta drużyny, dojadająca śniadanie. On nie jadł śniadań - to dla mięczaków. On karmił się najczystszym złem… z wyjątkiem obiadów, kolacji, podwieczorków i popijawek. Ewentualnie na śniadanie zjadał jakiegoś paladyna…

Drużyna wolnym krokiem kierowała się ku pałacowi Lordów. Jak dość szybko zauważyli, w czasie marszu w porannym słońcu, nie byli jedyną grupą poszukiwaczy zmierzającą ku centrum miasta. Już na miejscu okazało się, że pozostałych grup jest około ośmiu i składały się zarówno z wyglądu z wyrzutków typu złodzieje i mordercy, jak i można było znaleźć bardziej prawych. Oczywiście wśród poszukiwaczy kłopotów (jak ich nazywał Mroczny) znaleźć można było przedstawicieli większości ras. Byli oczywiście elfy, ludzie, krasnoludy, żywe tarcze: pół-orkowie, niziołki i gnomy, dostrzec można było nawet drowa i zmiennego. Zakanfein rzucił im spojrzenie w stylu "śmierć frajerom", po czym wrócił do słuchania jednego z Lordów Waterdeep, który przedstawiał im problem, który mieli rozwiązać. Mroczny usłyszał jedynie kilka słów, mianowicie: niewyjaśnione zabójstwa, seryjny morderca, ewentualnie zabójca, 20 tysięcy sztuk złota. Uśmiechnął się na wieść o zabójstwach, jednak dość szybko się zorientował, że to nie oni będą zabijać tylko tropić - mordercę.
- Chociaż jego się zabije. - pomyślał Mroczny.

Na szczęście pozostali uważniej słuchali. Z informacji otrzymanych od Lorda dowiedzieli się, że zabójstwa zaczęły się około tygodnia temu. I rada Lordów Waterdeep chcę utrzymać całą sprawę w tajemnicy, nie chcą paniki w mieście. Ofiary były najwyraźniej przypadkowymi osobami - nic ich na pozór nie łączyło. Było ich już siedem - co nocy ginęła następna osoba. Przy populacji Waterdeep nic to co prawda nie znaczyło, lecz morderca z czasem mógł się wziąć i za wyższych urzędników. Phil otrzymawszy zwój z wszelkimi potrzebnymi informacjami zabrał drużynę z powrotem do karczmy. Jak sądził największym problemem będzie nie sam zabójca, który w pewnym momencie się potknie na czymś, lecz pozostali poszukiwacze. Dwadzieścia tysięcy to niemałe pieniądze - wiele osób za takie pieniądze wyrżnęłoby całą swoją okolicę. Zresztą inni będą zacierać ślady i kombinować na wszystkie strony - i to będzie problem. Phil przeczytał notatki i zaczął w skróci opowiadać drużynie…
- Pierwsza ofiara to kowal. Jego ciało odnalazła żona, był w swojej kuźni. Podobno wykonywał jakieś dobrze płatne zlecenie, dlatego do późna został w pracy. Został przebity na wylot włócznią, która przeszła przez serce. Krasnolud nie był karany i w swoim środowisku był bardzo szanowany, był zresztą najlepszym kowalem w tej części miasta - w pobliżu rynku.
Podobno ktoś pomagał mu w pracy, nie wiadomo kto.
Drugi był znany i szanowany mag, elf. Syn zgłosił jego zaginięcie dzień wcześniej. Ciało odnaleziono w kanałach pod rynkiem miejskim. Był lekko ranny w ramię, ale najwyraźniej zmarł z powodu zatrucia. Rana była nadgryziona przez szczury dlatego trudno cokolwiek wywnioskować.
Trzecią ofiarą był strażnik miejski, człowiek. Znaleziono go w dokach z poderżniętym gardłem. Rana wyglądała na taką, która nie została zadana przez czysty metal - broń najwyraźniej mogła być umagiczniona lub zatruta. Wokół rany były bowiem widoczne ślady poparzeń, a samą ofiarę znaleziono całkowicie zesztywniałą. Nie wiadomo dlaczego tej nocy strażnik odesłał swojego towarzysza do garnizonu z czystym listem i dlaczego opuścił swój posterunek. Jego ciało odnaleziono bowiem około stu metrów od strażnicy.
Czwartą ofiarą był najwyraźniej przypadkowy sprzedawca minerałów. W ciągu ostatniego tygodnia był co prawda pewien szum wokół jego tajemniczego znaleziska, jednak nic o tym dokładnie nie wiadomo. Odnalazł go wspólnik, ofiara miała skręcony kark.
Piątą ofiarą była kapłanka świątyni Tyra. Została znaleziona przez pozostałych zakonników - kilkakrotnie pchnięta ostrym przedmiotem w brzuch. Niestety kapłani i paladyni Tyra milczą na ten temat, nie chcą oddać ani zwłok kapłanki, ani nic więcej mówić na ten temat.
Szósty to czyściciel kanałów. Wraz ze swoją ekipą odszczurzał fragment kanałów oddalony o dzielnicę od pobliskiej świątyni. Podobno w ciemnościach było coś większego - drużyna w pospiechu opuszczała kanały. Okazało się, że jednej osoby brakuje - jego ciało znaleźli zbrojni, którzy tam weszli. Robotnik miał odciętą głowę, rana wskazywała na bardzo ostre narzędzie, na dodatek wokół rany odnaleziono resztki niezidentyfikowanej substancji żrącej.
Dotychczas ostatnią ofiarą jest kapitan statku "Mayflower". Jest to jedyna ofiara, przy której znaleziono jakiekolwiek znaczące dowody. W piersi utkwił mu bełt średniej wielkości, raczej z lekkiej kuszy, był to magiczny bełt - bezgłośny. Strzał padł prawdopodobnie z okolic nabrzeża.
To tyle… Aha… W pobliżu każdej z ofiar odnaleziono charakterystyczny odcisk butów - to jednoznacznie wskazuje na to, ze mamy do czynienie z jedną osobą. I według miejskiego łowcy jest to humanoid: człowiek, elf lub pół-elf. Dość trudno odróżnić ze względu na to, że morderca nosił magiczne buty. No.. to by było na tyle. Ruszajmy w teren !
- Co na początek ? - pytanie Eileen było jak najbardziej na miejscu…

[ Ja jestem tylko MG na emeryturze :P Śledztwo wcale nie będzie krótkie i może być trudne. Sprawę utrudnia pozostałe osiem grup poszukiwaczy przygód. Możecie chodzić po całym mieście, przeszukiwać miejsca zbrodni, szukać świadków, wypytywać okolicznych mieszkańców… szukać zabójcy. To od was w sumie zależy jak się śledztwo zakończy. Co prawda będę wkraczał w odpowiednich miejscach z podpowiedziami, ale nie zawsze - to wasze śledztwo, a Mroczny lubi zło :) Ale to nie on, hehe. Będę dawał odpowiednie podpowiedzi w miarę waszych postępów lub ich braku. Na gg będę informował tylko o naprawdę niewielkich strzępkach informacji. Główne podpowiedzi będą oficjalnie na forum, zresztą dałem i tak już wystarczające informacje… Powodzenia ! ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować