Domek

Forumowa Mafia

60875 postów w tym temacie

Był rześki, chłodny poranek. Nad Bum-bum City wchodziło słońce, nic nie zakłócało sielanki miasteczka. Jak co dzień xxx wychodził na poranny spacer, xyz przyrządzał śniadanie dla trójki dzieci, a abc wychodził do pracy – miał sklep tuż za rogiem. Życie w prerii nie było łatwe – fakt, brakowało często wody i pożywienia, ale osadnicy radzili sobie dzielnie. Któregoś dnia jednak miało się wszystko zmienić… Stary człowiek na bujanym fotelu po raz kolejny opowiadał wysłużoną historię…

***************************************************************************

Indianie od niepamiętnych czasów oddawali cześć posążkowi boga Ktulu, wykonanemu z szlachetnych i rzadkich metali, pielęgnowali posążek, składali do jego modły – słowem było to ich bóstwo.
Następnie do Ameryki przypłynęli biali, wybili większość Indian i odebrali im posążek. W miejscu, gdzie przedtem żyli Indianie, założyli miasteczko Bum-bum City. Posążek był dumą miasteczka, przyciągał turystów, tak jest do dziś – posążek leży dumnie w gabinecie szeryfa, jest pilnie strzeżony. Nic nie może się chyba mu stać…


***************************************************************************

Jednak w owym dniu było inaczej… Do miasta przyjechał Eddy Murp – słynny na cały Dziki Zachód bandyta… Chciał zarobić na posążku – uciec z nim do Europy i zbić majątek. Jednak ostatnimi czasy łowcy nagród skrzętnie wybijali jego drużynę – wreszcie miesiąc temu zginął ostatni – Jo Cooker, toteż Eddy musiał znaleźć popleczników. Jednak w swej mądrości – tym razem uczynił inaczej. Skrył się w górskiej jamie i tylko czekał na rozwój wydarzeń. Całą robotę mieli wykonać za niego bandyci – na pozór zwykli mieszkańcy Bum-bum City. Wszystko poszłoby gładko… gdyby nie Indianie. Gdy usłyszeli o kradzieży – uaktywnili wreszcie swoich szpiegów w mieście – wysłanych przed laty, by strzegli oni posążka i gdy nadejdzie czas ukradli go. Teraz nadszedł czas – pięciu Indian, wspólnie ze swym wodzem miało jeden cel – ubić wszystkie blade twarze i zgarnąć posążek – który to nawiasem mówiąc dawał im pradawną siłę – z nim mogli zabijać więcej, w amoku bitewnym potrafili ubić nawet najsilniejszego. Mieli się ustrzegać pojedynków – mistrzowie pistoletu – osadnicy byli wyszkoleni w zabijaniu Czerwonoskórych. Nie było to jednak możliwe – odmawiając pojedynku nastawiali się na nienawiść ze strony mieszkańców miasta… a w dalszej perspektywie lincz. Bowiem mieszkańcy – na czele z ukrywającym się i działającym incognito szeryfem (przybyłym w zastępstwie) wieszali tych, którzy im się narazili na szubienicy. Ciężkie czasy nastały. A w samym środku tych wydarzeń Wy…

***************************************************************************

Jednak nikt nie wiedział, że:
Tak naprawdę posążek, który uznali go za posążek przedstawiający ich boga – Ktulu jest nadajnikiem z kosmicznego statku ufoludków, który rozbił się dawno temu na terenie Ameryki Północnej, a słysząc o nadarzającej się okazji przybyli kilka lat temu do Bum-bum City zabijając, a potem przemieniając się w mieszkańców miasta. Jednak ufole nie były wszechpotężne – wiele lat na prerii wyniszczyły ich – zdążyły one zapomnieć wiele ze swych umiejętności. Toteż muszą działać w ukryciu. Jednak pałają żądzą rewanżu – muszą się dostać do swej ojczyzny – planety XX Vantelia 305. A wystarczą tylko 3 sygnały, koniecznie nadawane na 3 kwadranse przed północą.

***************************************************************************
Na dodatek jeszcze przed tym wszystkim padło kilku mieszkańców…

Ninja Seba:

Sebastian Demonstain pracował w jedynym banku w tym miasteczku. Prowadził uczciwe życie bankiera... w godzinach pracy. Poza nimi lubił szukać przygód. W tym innym środowisku przezywano go Ninja, gdyż niejednokrotnie załatwiał różne sprawy nie pozostawiając po sobie śladu. Głównie chodziło o zdobywanie informacji, ale zdarzały się też "mocniejsze" zadania. Kto wiedział o drugim "ja" Seby? Tylko nieliczni... ci którzy powinni i potrafili się odwdzięczyć w zadowalający sposób, co nie znaczyło, że był to pieniądze. Jego postać zawsze owiana była lekką mgiełką tajemnicy... Niestety, jeszcze tego dnia, gdy przybył do miasta Eddy – Sebastian zginął – zabiła go „błądząca kula” – rykoszet. Scorp wyprawił mu uroczysty pogrzeb natychmiast (od razu, gdy zapłaciła za to rodzina denata).

***************************************************************************
Fimar:

Marius Wild Hobbyhorse był znanym i lubianym woźnicą w mieście Ktulu (Bum-bum). Pewnego dnia odebrał spod rzeźni czwórkę ludzi. Miał zawieźć ich przed bar. W trakcie podróży usłyszał z przebiegu rozmowy, że pasażerowie Ci okazali się być bandytami co ukradli posążek. Po przywiezieniu ich na miejsce wziął zapłatę za przejazd tak jakby nic poważnego się nie wydarzyło. Następnie w mgnieniu oka szybko zwinął się na dyliżansie do stajni położonej nieopodal baru, w której na co dzień mieszkał. Tam właśnie miał zamiar nakarmić konie a potem przejść się do aresztu szeryfa i oświadczyć Jemu kto stoi za kradzieżą Ktulu. Niestety w trakcie karmienia zwierząt weszli bandyci do pomieszczenia, w którym się znajdował Marius:
- Hobbyhorse? – zapytał jeden z napastników
- O co chodzi? – odrzekł wystraszony Marius
- Nieładnie się zachowałeś… Ktulu jest nasze – roześmiał się diabolicznie
- Po moim trupie!
- Jak sobie życzysz…
Jeden ze zbirów popchnął Hobbyhorse’a wprost na kupkę siana a następnie wygłodzone konie dokończyły dzieła i zżarły woźnicę wraz z pokarmem przeznaczonym dla nich. Nazajutrz, gdy jak co dzień asystent Mariusa – Kapa Kopi sprzątał w stajni zobaczył szkielet swojego pana. Jako, że był niemal niewolnikiem – uśmiechnął się i radosnym krokiem wybył z miasta. Podobno widziano jego kości w okolicach Katy Vill (ranczo 1,5 km od Bum-bum)

***************************************************************************
Neban:

Jhonny Neban był bankierem. Mieszkał w Bum Bum city od dziecka. Jego bank cieszył się ogromną popularnością , a to pewnie dlatego że nigdy żadna próba napadu nie była udana. Jhonny nie chce mówić jak on to robi. Niektórzy spekulują że ma kontakty z bandytami i płaci im za nietykalność a jeszcze inni że ma po prostu nieznane nikomu techniki zabezpieczeń. Pojawienie się posążka bardzo zainteresowało Jhonnego , ponieważ można by było odsprzedać gdzieś go za duże pieniądze. Niestety – nie zdążył. Bandyci bali się konkurencji – i wykorzystali sytuację. Strzał w potylicę z kilku centymetrów okazał się śmiertelny. Nie miał szans się bronić – osaczono go w nocy, gdy spokojnie spał w domu, który stał naprzeciw banku. Ten dom stoi teraz pusty… A to droga posesja…

***************************************************************************
LISTA GRACZY:

Wasz MG – Demrenfaris :)

1. Kalkulator12
2. Sam Fisher
3. Deto
4. Laska-z-Polski
5. Glizda
6. mtobi
7. Spider88
8. Scorp2005
9. Kukowsky
10. skyler
11. matiz123
12. Fiarot
13. WoWmen
14. mefiperes
15. matix00
16. Belmundo
17. Furr
18. Yarr
19. deih
***************************************************************************

Tak więc oficjalnie – 2 Edycje Forumowego Ktulu – UWAŻAM ZA OTWARTĄ!

Życzę dobrej zabawy:

Wasz MG :)

PS PRZYPOMINAM O PODPISYWANIU SIĘ IMIENIEM W GRZE – TAK JAK APELOWAŁ WoWmen – opis ma wyglądać tak:

FM – np. Jimmy Demrenfaris

PS2 – POWTARZAM! Zdradzanie roli JEST legalne – nie można tylko dawać zrzutów z ekranu etc :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Cześć nazywam się Belmundo i aktualnie przebywam na Dzikim Zachodzie, pochodzę z Europy, dokładniej z Polski. Przeklęte szkopy i ruscy zagarnęli nasz kraj. W Polsce zajmowałem się atakowaniem rosyjskich i niemieckich wojsk z partyzantki. W końcu mnie ruscy złapali, nie zabili mnie od razu (chociaż dla mnie byłoby lepiej) lecz wywieźli na Sybir. Tam zaprzyjaźniłem się z koczowniczymi ludami, żyłem wśród nich jak oni. Chodziliśmy tak prawdopodobnie po całej Syberii aż pewnego razu wywędrowaliśmy nad morze, była tam jakaś wioska. Mieszkańcy byli niscy i mieli skośne oczy, nie wiedziałem jak do nich zagadać. Pomyślałem, że może opowiem im swoją historię, będzie nam milej koczować obok nich. Opowiedziałem im o swoim fachu.
-Hmmm... -Zamyślili się skośnoocy.
-Czemu się zamyśliliście? -Zapytałem.
-Mamy fuchę dla takich jak ty.
-Jaką?
-Podobno amerykanie szukają ludzi którzy umieją trzymać rewolwer.
-Tak?
-No... szukają, pomożemy Ci dotrzeć do ameryki, jeśli zabijesz wielkiego niedźwiedzia, który od wieków plądruje naszą wioskę.
-Dobrze, dajcie mi ten pistolecik.
Jak powiedziałem tak zrobiłem, wyszedłem na wzgórze szukając niedźwiedzia, lecz go tam nie było, poszedłem na plaże, tam też go nie było.
-Hmm... -Pomyślałem. Gdzie mogą mieszkać niedźwiedzie?
-Eureka!! -Krzyknąłem. Wiadomo gdzie, czemu wcześniej na to nie wpadłem. W lesie!!
Poszedłem do lasu znalazłem niedźwiedzia. Zabiłem go. Wyjąłem mu pazury i poszedłem w kierunku wioski. Dałem im pazury. Byli zachwyceni. Powiedzieli, że mnie podrzucą na Dziki Zachód, lecz był jeden warunek. Dalej sam musiałbym dalej sobie radzić
Wypłynęliśmy, dotarliśmy na brzeg, zobaczyliśmy ognisko.
-No... dalej radź sobie sam. -Powiedziały kitajce. ;)
-Dobrze, jestem wam wdzięczny, żegnajcie. -Odpowiedziałem.
Dotarłem na brzeg było tam 18 osób.
-Hej. -Zawołał największy z nich. -Jestem Kukowsky.
-Hej. -Odpowiedziałem. -Jestem Belmundo.
-Idziemy do miasta, idziesz z nami?
-Oczywiście. Czemu nie? Zawsze przyda się towarzystwo. :)
Było tam wiele innych osób, z nimi też się przywitałem, lecz powoli zapadała noc...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Furrest Guth, imigrant z Europy, skończył właśnie ciężką pracę polegającą na wykrzywianiu twarzy w zadziorną minę i pluciu w glebę za każdym razem, jak przyjeżdżał jakiś dyliżans, lub turyści. Nawet nie wiecie, jak takie plucie odwadnia! Jednak wysokie honorarium, jakie za to dostawał wynagradzało trudy jego pracy. Teraz, kiedy się ściemniło nie widać było jego min, więc mógł z czystym sercem iść do pobliskiego baru PADNIJ. Od razu zobaczył kilku stałych bywalców. Od innych różnili się tym, że w saloonie byli, kiedykolwiek się tam nie wchodziło. Lenistwo game designerów, ludzie mówili. Furrest wolał określić ich jako NPC. Znaczy "Nie Pracująca Cholera". Przysiadł się przy ladzie i skinął głową barmanowi. Najwyraźniej był w barze pierwszy z 18 przewidywanych klientów. Furrest miał głowę do przewidywania takich liczb. Proponowano mu kiedyś nawet stanowisko naczelnej wróżki w gazecie "Brawo", czy jakoś tak. Ale podczas plucia i wykrzywiania miny czuł, że robi coś pożytecznego, nie chciał więc iść do gazety. Inna sprawa, że dużo więcej zarabiał podczas plucia...
Barman postawił przed nim kieliszek i nalał jakiegoś bliżej niezidentyfikowanego płynu. Furrest wypił cały jednym haustem.
"Ogóreczka?", zapytał Barman. "Po pierwszu nie zagryzaju!", odparł Furrest.
Drugi kieliszek wypił już spokojniej. Chciał delektować się smakiem. Nic to, że pijał to samo codziennie... PADNIJ było jedynym miejscem, gdzie serwowano tak dobry soczek...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bang! Pierwszy arbuz efektownie rozpadł się na kawałki, obryzgując wszystko dookoła czerwonym sokiem. Po nim drugi, i znów kolejny. Strzelec schował swoją broń we właściwie miejsce. Nie znał go praktycznie nikt. Nikt nie wiedział skąd przybył, ani dokąd się w przyszłości wybierze. Nazywali go Laską, i biada temu, kto śmiał się z jego przydomku...

Tak więc jak już mówiliśmy, Laska pojawiał się znikąd, kiedy zachodziła taka potrzeba. Ratował damy i takie tam... Klasyczny błędny rycerz. Miał przesłanie, by szwendać się bez celu i od czasu do czasu kogoś zabić, więc je wypełniał, najlepiej jak mógł. A jak wyglądał? Rosły był. To pewne. Miał jasne, długie włosy, wypływające spod kapelusza i kuszące miejscowe damy. Bo Laska to taki plejboj był, ale to już inna historia... O ile dżinsy miał brudne i przetarte, skórzana kurteczka lśniła czystością i nowością. Ano Laska sobie ją właśnie kupił, więc nie zdążył jej jeszcze zabrudzić. Tyle można powiedzieć o tym człowieku, nic więcej. A to i tak dużo jak na kogoś, kto regularnie znika w obłokach kurzu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

John "Gińbonaciebiepora" Scorp jest grabarzem w bum bum city i razem z asystentem robią trumny na zamówienie za połowę ceny, (jeśli zamówienie jest złożone w ostatnim tygodniu życia kupującego) promocja była skierowana w szczególności do rewolwerowców, którzy pojedynkowali się niemal codziennie... John wiódł spokojne życie i chodź był niezamężny, to nie przeszkadzało mu to, kontakt z ludźmi miał prawie codziennie, chodź większość z nich była martwa, lub umierała, mimo to John nie czuł się samotny.... Bądź, co bądź trupy były doskonałymi towarzyszami do rozmów... Nigdy go nie krytykowały i zawsze podzielały jego zdanie, co sprawiało, że Scorp myślał, że ma zawsze rację, ale uświadomiła mu, że nie ma racji pewna panna, za którą on teraz oddałby życie ( zakochany na zabój :P), lecz ona nie odwzajemnia jego uczucia tylko, dlatego, że woli rewolwerowców, lecz John również się tym nie przejmuje... Prędzej czy później i na nią przyjdzie pora... Zakład pogrzebowy Scorpa jest znany na całym dzikim zachodzie z swoich niemalże doskonałych usług, a on nie przestaje ulepszać oferty i to czyni jego zakład niepowtarzalnym... Teraz, gdy w Bum bum city nastały ciężkie czasy, Scorp razem z asystentem postanowili wypuścić nowy limitowany model trumien pieszczotliwie nazwanych "Pancernik"... Firma daje wieloletnią gwarancję wytrzymałości trumny, ponieważ jest wykonana z ołowiu, co zapewni że nikt nie zakłóci spokoju zmarłych, a to chyba najważniejsze... Jeśli nawet się nie przymną, zakład i tak zarobi przerabiając je na ołowiane kule do pistoletów, gdzie zysk tam Gińbonaciebiepora... Teraz Scorp siedzi przed swoim zakładem i czeka na potencjalnych kupujących...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Matiz Silny miał 38 lat i był drwalem. Mieszkał w Bum-bum City od urodzenia i zdołał przyzwyczaić się do tego miasta. Codziennie rano Matiz wstawał, mył się, jadł śniadanie, a następnie wyruszał do lasu, aby ściąć kilka drzew. Jakby na to nie patrzeć, jego życie było raczej monotonne. Choć Matiz nie narzekał. Lubił swoje zajęcie, ponieważ mógł wtedy w spokoju się zastanowić nad ważnymi w danej chwili sprawami.
Poza tym Silny był dosyć otwartym człowiekiem. Lubił spotykać się ze znajomymi w barze i rozmawiać z nimi podczas picia wszelkiego rodzaju alkoholu. Ale Matiz nigdy się nie upijał - był na to po prostu zbyt porządny. Oczywiście nie oznaczało to, że nie potrafił się on dobrze bawić. Zazwyczaj dochodziło do tego, że Matiz i jego najlepsi znajomi wesoło gawędzili, podczas gdy reszta osób w barze zataczała się pod stołami z powodu nadmiaru alkoholu. Takie "zabawy" nie były dla niego.
Silny miał także dużą i szczęśliwą rodzinę - żona, trzech synów i dwie córki. Mężczyzna ten był bardzo dobrym ojcem - łagodny, wyrozumiały, choć gdy zaszła potrzeba, potrafił krzyknąć. Ale nigdy nie bił dzieci.
Z wyglądu wyróżniał się on swoją sylwetką. Był rosły, miał potężne ręce, którymi potrafił zniszczyć naprawdę wiele rzeczy, a na głowie miał długie czarne włosy. Ubierał się w typowe rzeczy zrobione ze skóry - zazwyczaj koloru brązowego. Nie posiadał żadnych cech szczególnych.

*****

Matiz właśnie wszedł do baru.
- Witam wszystkich serdecznie! - krzyknął. - Jestem Matiz Silny i chciałbym was lepiej poznać. Może przywitamy się przy jakimś dobrym trunku?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Po mieście w błyskawicznym tempie rozeszła się zła nowina.
- Nie ma Ktulu! Ktoś ukradł posążek!
Krzyki dobiegające z ulicy obudziły jednego z obywateli Bum-bum City, który był w tym czasie pogrążony w popołudniowej drzemce.
- <ziew> Hmmm... Jak to nie ma posążka?! Kto śmiał go ukraść?! Oj, niedobrze...
Ów jegomość nazywał się Frederic Afterparty i był lokalnym biznesmenem, z reguły ubranym w elegancki, czarny garnitur z nieodłącznym neseserem w lewej dłoni. Praktycznie całe swoje życie spędził na wyszukiwaniu okazji, dzięki którym mógł się łatwo wzbogacić. Wcześniej niemałą fortunę zbił on na gorączce złota. Korzystając z rosnącej liczby poszukiwaczy tego cennego kruszcu wyszedł im naprzeciw i zainwestował w sprzedaż akcesoriów potrzebnych do jego wydobycia. Był to strzał w dziesiątkę, gdyż kilofy, łopaty, kaski czy też rękawice sprzedawały się jak świeże bułeczki, co zagwarantowało spore zyski w bardzo krótkim okresie czasu. Ostatnimi czasy Afterparty prowadził sklep z pamiątkami, głównie z podobizną posążka - w końcu przyciągał on do miasta rzesze turystów, co oznacza, iż był to również bardzo dochodowy interes. Teraz jednak w związku z jego zniknięciem mogło się to zmienić...
Frederic usiadł przy stole i przejrzał raporty finansowe z prowadzonego przez siebie sklepu.
- Trzeba zrobić wszystko, aby w jak najszybszym czasie odzyskać ten posążek, dla dobra miasta, a przede wszystkim mojego biznesu.
W tym momencie w jego głowie zrodziła się pewna myśl.
- Zaraz... Na tym wydarzeniu też można zbić przecież grubą kasę.
Afterparty położył na stole czystą kartkę papieru oraz wziął do ręki coś do pisania.
- Co tu można będzie sprzedać z zyskiem przy tej okazji? Coś, co pozostali bez wahania zdecydują się kupić, gdyż będzie im to pomocne w poszukiwaniach... Wiem, rewolwery, lassa, może jakieś narzędzia, które mogłyby się przydać podczas linczowania osoby podejrzanej o posiadanie posążka, oraz... proszek na swędzenie! Tak, to na pewno będzie hit! Po posypaniu nim delikwenta ten zacznie się drapać i jeżeli będzie miał przy sobie posążek może on wskutek gwałtownych ruchów mu wypaść (;P). Ten produkt na pewno znajdzie sporo nabywców, mam nosa do takich spraw.
Gdy Frederic skończył przygotowywać listę dóbr, które mógłby w najbliższym czasie z powodzeniem sprzedać w Bum-bum City postanowił wyjść z domu, aby zebrać zamówienia od chętnych osób. Ubrał się jak zwykle elegancko, a zapiski włożył do swojego magicznego nesesera. Kto wie, może podczas spaceru po mieście i rozmów z potencjalnymi klientami jeszcze jakiś ciekawy pomysł na biznes wpadnie mu do głowy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Deto Twist wrócił właśnie do swego Bum bum city na rumaku marki "mustang". Zagwizdał radośnie strzelając w powietrze dwie kule ze swego ''''kojota'''', bo oto miał na plecach upragniony wór pełen złota. Haha ! Jego misja planowana od dawna się udała, znalazł złoto tam gdzie się spodziewał(co prawda zastrzelił przy okazji pewnego meksykanina bo on niespodziewanie był tam przed nim, ale sępy już dawno zjadły jego zwłoki) a złoto należy do Deto !

Zrobił szybki skok do banku, wymiana złota na gotówkę później ukrycie większości sumy w swojej kryjówce i...

*Bach* drzwi tawerny hucznie otwarte nogą. Widząc kilka dziewek tańczących kankana doskoczył radośnie do lady podrygując po drodze i zawołał barmana.
-Dawaj mistrzu złotego trunku, kolejkę Whisky dla wszystkich na mój koszt !- zadarł dumnie kapelusz i chwytając za swoją Whisky obrócił się w stronę siedzących wszędzie ludzi.
Przy okazji klepnął z uśmiechem w tyłek urodziwą kelnerkę, przeskakująca koło niego.

Rodowy Amerykanin rasy białej, kryję swoją głowę pod białym kapeluszem, lekki zarost dodaje mu szarmanckiego wyglądu, a długie blond włosy dodają jeszcze więcej wdzięku. Nosi na sobie długi szary płaszcz, czarne skórzane buty, szare spodnie no i białą koszulę. Przystojny i dumny z niego kowboj jest i każdy to wie, co prawda trochę może za bardzo zakochany w złocie i samym sobie no ale każdy przecież ma swoje wady.

Deto Twist to kowboj znany w całym Bum bum city z zamiłowania do złota, jest jednym z najlepszych poszukiwaczy tego minerału a także stałym bywalcem miejscowej tawerny, lubi dobrze się zabawić trwoniąc przy okazji całe złoto które niegdyś z trudem i mozołem zdobył czasem nawet narażając swoje życie. Potrafi również dobrze strzelać (to po złocie jego drugie Hobby), nosi ze sobą Colta marki Magnum którego dumnie nazywa "Kojot".
Jako że zdarzyło mu się zastrzelić już paru zbyt zachłannych kompanów, każdy wie że jeśli chodzi o złoto to z nim lepiej nie zadzierać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

John Matix był ranczerem w Bum-bum City. Był to bogaty jegomość w średnim wieku, z bogatym życiowym doświadczeniem, żoną i dziećmi. Mieszkał w Bum-bum City od urodzenia i nie rwał się raczej do podróży - był typowym spokojnym osadnikiem zadowolonym z własnego życia i miejsca zamieszkania. Czasem pożyczał też pieniądze na procent ale rzadko i nie zdzierał ze swoich dłużników zbyt wiele. Wolne chwile spędzał doglądając pracy swoich kowbojów lub też w saloonie. Dzisiejszego dnia wstał jak zwykle wczesnym rankiem lecz ze zdziwieniem zauważył, że prawie całe miasteczko jest już na nogach. Wszyscy biegali jak opętani krzycząc:

- Posążek! Ukradli posążek!
- Co? Jaki posążek? - zapytał niewyspany Matix - Aaa... TEN posążek... COO??!! Ukradli posążek??!! Jak to możliwe?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Marian Kalkulator... porąbane życie w porąbanym miasteczku. Jak co dzień siedział w barze PADNIJ i pił swoje piwo, bo lepszego nic nie miał do roboty. Jednak interesowały go sprawy świata i miasteczka z resztą też. Gdy tylko usłyszał krzyk że ukradziono posążek westchnął i mruknął zrzędliwym tonem
-No i teraz wszyscy będą biegać jak pies z pęcherzem chcąc zabić złodzieja i odzyskać posążek... no i nici ze spokojnego picia piwa...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Choć miasteczko Bum-Bum było niewielkie zatrudnienie w nim znajdowało dwóch grabarzy. Konkurencją dla Johna Scorpa był Mike Skyler. W przeciwieństwie jednak do konkurenta, Skyler prowadził usługi których jedyną chyba zaletą było to, że były tanie. Dzięki temu i on utrzymywał się na tym lokalnym rynku.
W pracy wyznawał on zasadę "za fraki i do paki" dzięki czemu uodpornił się na stres związany z tym zajęciem. Wiązało się to jednak z tym, że nie mógł konkurować ze Scorpem pod względem jakości więc jedynym modelem "paki" jaki oferował była "zwykła nieheblowana".
Codziennie po pracy udawał się do PADNIJ w wiadomym celu tak było również i tego wieczora.
- Witam wszystkich!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

„Nazywam się Oliver Plunkett, jestem synem imigrantów którzy przybyli na swą „ziemię obiecaną” z zielonej Irlandii około pięćdziesiąt lat temu.
Wyglądam jak każdy zwyczajny 30-kilku letni mężczyzna żyjący w ciągłym stresie, krótkie czarne włosy nieco mnie odmładzają, lecz przez większość czasu i tak są przykryte moim ulubionym skórzanym kapeluszem.
Jako biedny imigrant nie miałem szansy na zdobycie dobrego wykształcenia lecz udało się mi opanować jazdę konną oraz sztukę przetrwania na dzikich terenach.
Od około 5 lat pracuję jako kurier pocztowy przez co dość często patrzałem śmierci w oczy goniony przez bandytów ale i także nauczyłem się strzelać z rewolweru dla własnej ochrony. Do Bum-Bum City przyjechałem w poszukiwaniu spokoju i zasłużonego tymczasowego odpoczynku.

W ramach relaksu udałem się do baru PADNIJ chcąc zapomnieć o swych ostatnich przeżyciach z Navarro City gdzie mało co nie straciłem życia z rąk pijanego osiłka.
-Barman! Krwawa Merry jeśli łaska.
Po chwili ujrzałem twarze Furresta, Mariana i Mike'a.
-Czołem! Może kolejeczka?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Deih ucieszył się , na wieść , iż dostanie darmowy trunek. Ostatnio za dobrze mu się nie wiodło. Nie mógł znaleźć sobie żadnego konkretnego zajęcia to też przez większość ostatniego tygodnia przesiadywał w barze...Pił , podziwiał kobiety i znów pił. Było jeszcze jedno zajęcię. Obserwował ludzi. Przez to mógł ich lepiej poznać mimo , że widział je po raz pierwszy...Zachowanie , mowa ciała , wygląd , te cechy zdradzały kim mogłaby być dana osoba. Facet , który stawiał każdemu piwo był typowym białasem...Chwalił się swoim dlugim rewolwerem strzelał do wszystkiego co się rusza , trwonił pieniądze na lewo i prawo. Ogólnie cieszył się życiem puki jeszcze je miał.
Deih też miał białą karnację , ale charakter zdecydowanie inny. Lubił i przebywać w samotności , i z ludźmi ( chociaż tylko z tymi , których bardzo dobrze znał ). Najpierw starał się rozgryźć człowieka , poznać kim jest a dopiero potem ewentualnie zacząć konwersację.
Mężczyzna nie miał łatwego dzieciństwa. Matka zginęła przy porodzie a ojciec kiedy Deih miał 10 lat...Podobno zabity przez indian. Mimow wszystko nie wierzył w to. Śmierć jego ojca była co bądź , tajemincza. W każdym razie nie był rasistą. Szanował większość ludzi oprócz totalnych debilów i chamów.
Wyglądał jak typowy kowboj-mieszuch. Długie brązowe spodnie , buty z ostrogami i kowbojski kapelusz. Oczywiście nie zabrakło też konia...a ten o dziwo w kolorze czarnym. Po tym go rozpoznawano. Przynajmniej tak mu się wydawało. Lubił swoje zwierze. Nieoficjalnie najszybszy w mieście. Przynajmniej jedno z niewielu radości jakie niosło ze sobą to miasto.
Sięgnął po whisky i pociągnął głeboki łyk...I to też jedno z niewielu przyjemności - pomyslał .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Sam Fisher był traperem.
W czasie odpoczynku od szlaku prowadził sklep z trofeami i skórami w Bum-Bum City. Sam nie miał przyjaciół, nie miał też wrogów. To znaczy, nie miał żywych wrogów. Każdy, kto stnął Samowi na drodze, stawał się jego wrogiem. A Sam nie lubił opóźnień, więc taki delikwent miał dwie możliwości - zejść Samowi z drogi(i przestać być jego wrogiem) lub zginąć i być wyniesionym. Nogami do przodu.
Sam nie tyle co nie lubił ludzi, co po prostu ludzie go nie obchodzili. Jedyni ludzie, którym poświęcał trochę czasu, byli klientami jego sklepu. Innych po prostu olewał, brzydko mówiąc.

Tego dnia uzupełnił swe zapasy, kupił naboje do Winchestera 1890 i do rewolwera, dokupił ekwipunek. Po ciężkim dniu poszedł do PADNIJ. Wybrał sobie miejsce w niszy i zamówił whisky.

Zapowiada się ciekawy czas w barze...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Drzwi knajpy otwarły się... Wzrok zgromadzonych ludzi skierowany był w stronę wejścia. Wielkie zdziwienie ich było gdy nie zauważyli w nim nikogo. Po chwili ich zdziwienie było jeszcze większe gdy swobodnie po barze zaczął przechadzać się pies. Pies ten jest dumą mieszkańców Bum Bum City. Mówi się, że inteligencją jest on w stanie dorównać każdemu z mieszkańców tej zacnej mieściny. Nawet nie wydaje się to takie trudne, gdyż średni iloraz inteligencji przeciętnego mieszkańca Bum Bum City nie jest większy, niż ilość procentów w rozcieńczonym winie. Mimo wielkiej inteligencji psa był on nazywany przez mieszkańców Kretynem... Może dlatego, że cały czas ma na wierzch wywalony język i głupio sapie jakby przeżywał całodobowy orgazm.

Kretyn podbiegł szybkim krokiem do barmana i zaczął merdać ogonkiem i robić szklane oczy. Po chwili troskliwy barman wlał kochanej psince kieliszek wódki... Chwilę później co inteligentniejsi mieszkańcy Bum Bum City również zaczęli robić szklane oczy... i merdać ogonkiem, jednak z mniejszym skutkiem...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dnia 27.11.2007 o 21:18, WoWmen napisał:

Navarro City gdzie mało co nie straciłem życia z rąk pijanego osiłka.
-Barman! Krwawa Merry jeśli łaska.
Po chwili ujrzałem twarze Furresta, Mariana i Mike''a.
-Czołem! Może kolejeczka?


-Witaj Olivierze. Jak stawiasz to brzydko by było odmówić. Twoje zdrowie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 27.11.2007 o 21:54, Kalkulator12 napisał:

-Witaj Olivierze. Jak stawiasz to brzydko by było odmówić. Twoje zdrowie!

-Ano brzydko by było! - odpowiedziałem przyjacielskim śmiechem.
-Może partyjka w karty? Przegrany stawia kolejną kolejkę! o ile utrzyma się na nogach!
-Po za tym przyjacielu, słyszałeś pogłoski o zaginięciu figurki?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dzień upłynął na względnie beztroskich rozmowach, ludzie nie starali się wytropić Indian, Kosmitów, czy zbrodniarskich bandytów. Nie spodziewano się też ilu ich jest. Niemniej jednak – w zaciszu swych kryjówek spiskowano, snuto misterne plany, które miały być jednak wprowadzanie w życie kilka dni później. Póki co było spokojnie. Za spokojnie. Póki co… 18 śmiałków i pies przebywało w saloonie. A zwierzę nie było bynajmniej abstynentem… Alkohol lał się hektolitrami.
***************************************************************************
Przy ulicy stał miastowy dziwek (nie ma w tej edycji mężczyzn :P). Nikt nie wiedział kim jest, nikt go nie znał, oficjalnie nie oferował żadnych usług. Jako jednak, że w wiosce nie było zbyt dużo kobiet, a jeśli były – nie porażały urodą – jeden ze śmiałków postanowił się zabawić:

-Podejdź tu, chłopcze! – zaproponował dziwek
-Hę?
- Chcesz się zabawić? – zapytał zachęcająco, o zmroku wyglądał ponadto jak kobieta, umalowany, w peruce, mający na sobie tylko pończochy i gorset
- Jasne, chodźmy
- Czeka nas upojna noc…
Po pewnym czasie...
-Nie sądziłem, że noc z mężczyzną może być taka… upojna
-Nie znasz życia, kochany…
-Jutro to samo?
-Jasne…
Dziwek wiedział już, kim jest jego klient. Gdyby był ufolem – zdradziłyby go niewątpliwie macki – gdyby Indianinem – znaki na ciele, a bandytą – zdradziłby niewątpliwie swoje „zajęcie”. Mógł też być zwykłym mieszkańcem… Tylko dziwie wiedział.

***************************************************************************

Jak mówiłem – bandyci nie próżnowali. Jeden z nich – koleś o największych zdolnościach perswazyjnych (nie mylić ze zdolnościami perwersyjnymi, to domena dziwka), miał on zastraszyć jednego z ludzi:
- Nie wywiniesz się! Wiesz dobrze, co się dzieje w mieście – wiesz pewnie też, że jestem bandytą. Nie ujawnisz jednak tego – inaczej zginiesz, zginie też Twoja cała rodzina.
- Nie dam się! Gnoju! Co jeśli pójdę do szeryfa?!
- Wtedy powiem wszystkim o wydarzeniach letnich
- Mów!
- Dobrze…
- Nie! Czekaj! Niech Ci będzie. Nie ujawnię nic. Ale gęba na kłódkę!
- Znam swój fach, bądź spokojny…
Szantażysta odszedł. Ofierze ani się sniło rozpowiadać o tymże wydarzeniu…

***************************************************************************
Miejscowy lowelas przeglądał się w lustrze:
- Ale ja jestem piękny… Brakuje mi takiego pięknego chłopca… Muszę wybrać sobie kogoś… Lowelas wyszedł na ulicę.
- Hm… Ten wygląda interesująco… - popatrzył – Hej! Ty! Nie uważasz, że… - lowelas zaczął swoją zwyczajową gadkę. W pół godziny później nieszczęśnik świata po za nim nie widział.
- Kochanie, chodź tu do mnie… - zachęcająco pokazał na łóżko, na którym siedział
- Idę już! – zapewnił biedak
- Zaśpiewam Ci coś, grając jednocześnie na gitarze:
Piękne oczy masz,
Porky’ego twarz!
Zęby jak u konia,
Tyłek jak u słonia!
Ale kocham Cię,
DO SZALEŃSTWA!
Jejeje! Kochanie!
Bądź mój na zawsze!
Co chcesz – dostaniesz,
Kocham Cię!

- Co to było?!
- Gra wstępna – odrzekł spokojnie uwodziciel
- Aha.
- Przejdźmy do rzeczy.
- OK.

***************************************************************************

Do wszystkich – pytaliście się kim był Phelela – oczywiście to Kapa Kopi – niewolnik Fimara aka Mariusa. Mam nadzieję, że wątpliwości rozwiałem.

***************************************************************************

Tak więc wszyscy mieszkańcy się upili bez reszty w saloonie, natomiast pozostałe frakcje – zupełnie trzeźwe (nie pili alkoholu, tylko wodę z cytryną, udawali tylko upojenie - oprócz jednego, ten się spił, ale zagryzł solą natychmiast) knuły plany podboju. Wiele miało się wyjaśnić nazajutrz, gdy Szeryf podejmie specjalne kroki – codziennie, w ramach planu bezpieczeństwa – będzie trzymać kogoś w areszcie, w nadziei że znajdzie wreszcie posążek. Do tego Indianie wpadli na ciekawy pomysł… Chcą mordować blade twarze w imię Ktulu…

***************************************************************************

Jesteśmy po nocy zerowej – już jutro ujrzymy „właściwą” grę. Zapowiada się ciekawie :) Przypominam, że od 22:30 do 23 (dziś noc jest wyjątkowo krótsza o 10 minut :) ) trwa cisza – miasto śpi, a frakcje rozmawiają w ukryciu.

***************************************************************************

Tak więc – oficjalnie:
Co się stało dziś:
18 – rozlosowałem role i zrobiłem selekcję
20 – wystartowała edycja
22 – tu w punktach:
- Dziwek kurtyzanił
- Szantażysta szantażował
- Lowelas rozkochiwał
Udało im się – dzień przebiegł bez przeszkód. Co za sukces ^^

***************************************************************************
Pozdrawiam i życzę miłej gry:

Wasz MG - Demrenfaris

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Mefiu Perez, to skromny Kałboj z miasteczka Per Werso, spędzający czas głównie w Saloonie. Lubi sobie wlać ostrego trunku do mordy, obijać twarzyczki bandziorom, i poznawać przepiękne dziewoje- zwykłe i monotonne życie spokojnego Kowboja, czekającego tylko na dobrą okazję do zarobienia.
Pewnej gorącej i gwieździstej nocy spotkał w dobrze mu znanym saloonie tajemniczego Meksykanina, szukającego- jak się okazało- ludzi do nietypowej roboty. Mieli oni bowiem w mieście Bum-bum City znaleźć przedziwny artefakt, dający właścicielowi nieskazitelną moc, moc pradawnych Indian. A że nikt nie chciał podołać temu jakże trudnemu zadaniu, Meksykanin wyszedł z pomieszczenia i udał się w stronę swojego przywiązanego do słupa konia. Wtenczas Mefiu, po krótkim zastanowieniu, wybiegł z salonu i popędził w stronę oddalającego się tajemniczego człowieka. Dogonił go, złapał za prawe ramię i rzekł:
-Jam coolboy z detektywistycznymi korzeniami, znajdę dla Ciebie ten jakże cenny artefakt.
–Haj, Amigo! Very muczos cieszę się, że mi pomożesz. To jest, Amigo, mapa, dzięki której trafisz do Bum-bum City. Jest to miasteczko przepełnione dziwolągami, ale nie martw się- pasujesz do nich.
Podekscytowany Perez ruszył w stronę swego domu. Po dotarciu na miejsce, wygrzebał ze starej piwniczki dwie torby zaczepiane do konia, rzucił je na stół i zaczął się pakować. Wziął tylko najpotrzebniejsze rzeczy, w tym złoto, które dostał od Meksykanina. Obiecał Mefiowi, że zaopiekuje się mieszkaniem podczas jego nieobecności.
Perez, po jedenastodniowej podróży, w końcu dotarł na miejsce- do słynnego Bum-bum City. Przywiązał konia przed saloonem, i wszedł do pomieszczenia w celu napicia się czegoś, a także wynajęcia pokoju na czas nieokreślony. Po wlaniu kilku trunków przez gardło, udał się na górę, otworzył drzwi do swojego pomieszczenia, rozpakował się, położył się na łóżku- i zasnął…
Mijały dni, miesiące, a Mefiu bezskutecznie poszukiwał jedynego w swoim rodzaju artefaktu. Pewnego słonecznego dnia dotarła do niego niepokojąca go wiadomość- posążek Ktulu został skradziony przez przebiegłego bandziora o imieniu Eddy Murp. Wtenczas Perez zniszczył ze wściekłości swoje mieszkanie. Dopadł go szał, ponieważ nie wiedział, że artefakt był w jego zasięgu ręki- w głównym budynku miasteczka. Mefiu Perez zaczął ponowne poszukiwania posążka…
W miasteczku Bum-Bum City nikt nie był taki, na jakiego wygląda. Każdy miał „maskę”, czyli ukrywał swoją prawdziwą tożsamość.
„Oby noc była spokojna”- rzekł Perez.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Kretyn czuł, że kradzież posążka to dopiero początek. Czuł, że cały największy burdel się dopiero zacznie... Nerwowo biegał po całym zajeździe i obwąchiwał ich licząc na złapanie tropu posążka. Niestety bóle zatok u mądrego kundla sprawiły, że nie mógł on wykorzystać swoich umiejętności, tak więc jedynym czym mu teraz pozostało była obserwacja wszystkich mieszkańców i wyłapywanie ewentualnych podejrzanych zachowań. Jedyne co zdążył zaobserwować to fakt, że Dziwek ruszył do akcji, tak więc było można spodziewać się, że główna atrakcja pierwszego dnia poszukiwań posążka dopiero będzie. Choć nigdy nic nie wiadomo...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się